Znaleziono 6 wyników

Re: Kazanie na scenie

Świeżo upieczony neonata miał gadane. Trzeba mu było to przyznać. Był młody i gniewny. Chciał wojować na argumenty, nie mając ich. Cormac skinął głową, skonsternowany. Nie chciał tego przedłużać. Mówił tonem pewnym, choć suchym. Wyrobionym setkami podobnych rozmów.

- Proszę być spokojnym o moje kompetencje, panie Johnston. Jestem pastorem i posiadam tytuły doktora teologii oraz filozofii. W wielkim skrócie, zakazy i nakazy Starego Testamentu muszą ustępować mądrości Nowego Testamentu- wysilił się na uśmiech - Bardzo chciałbym uniknąć tutaj typowego sporu żydowsko-chrześcijańskiego o rzekomo przekupionych strażnikach grobu Chrystusa, więc odłóżmy to proszę na kolejne spotkanie...
Kaznodzieję ucieszyło pytanie o imię, wróżyło bowiem przyszłość nowej, niekoniecznie wrogiej relacji.
- Ależ oczywiście, również przepraszam. Cormac Walsh - odwzajemnił niewielki ukłon i wyciągnął rękę w geście na pograniczu przywitania i pojednania.

Chciał już powoli kończyć tę rozmowę. Teraz jeszcze włączyła się ta kobieta, która najwyraźniej chciała się poznęcać nad młodszymi członkami Rodziny. Ten rodzaj pychy często wiązał się z dekadami lat nieżycia. Choć ewidentnie próbowała powbijać wszystkim szpile gdzie się da, ostatecznie Cormac stwierdził, że stoi po jego stronie w tym sporze. Dał się wypowiedzieć Noahowi. Jego ostatnie zdania zabrzmiały zdumiewająco trafnie. Czy głód pastora stawał się widoczny? Do tego ta absurdalna wzmianka o rozcinaniu dłoni... Gdyby do tego doszło... Wyjście.

- Z pierwszej ręki? Szczęśliwie nic nie wiem o przekleństwach - starał się, by jego głos brzmiał lekko - Ale owszem, studiowałem kilka przypadków. Co żarliwości się tyczy… Jest pewien ustęp Pisma, który o tym traktuje… Nie przytoczę go dokładnie, żeby nie być źle zrozumianym - wtrącił przepraszającym tonem - ale jego istota jest taka, że należy rozważać w sercu, jakie działanie przyniesie owoc, a jakie nie. W całej swojej pokorze mam również nadzieję, że Pan wymaga ode mnie czegoś więcej, niż dyskusji “na śmierć i życie”, dzięki czemu mam nadzieję na kontynuację tej rozmowy. Bywam tu często, jestem pewien, że będziemy mieli ku temu okazję. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, jestem zmuszony państwa już pożegnać… Życzę udanego wieczoru.

Ukłonił się nieco niżej, niż wcześniej samemu Noahowi i zaciskając zęby, spokojnym krokiem ruszył do wyjścia.

Re: Kazanie na scenie

Bluźnierca! Zniszcz go! Jak on śmie?! Heretyk! Zmiażdż go! - kakofonia znanych mu głosów niemalże rozsadziła mu głowę. Zaczął się denerwować. Słowa Noaha nie były ogromnym zaskoczeniem, ale nie spodziewał się takiego wybuchu. Może poruszył jakąś czułą strunę? Co mógł mu odpowiedzieć? Wystarczył niewielki stres i głód, do tego momentu silnie tłumiony, zaczął przebijać się do świadomości Walsha, nieubłagany jak przypływ. Zbluźnił! Czego jeszcze potrzebujesz? Podaj swoją rangę! Powiedz, czy poznajesz mój głos!
- Dosyć! - powiedział ostrym tonem i się zmieszał. Nie chciał użyć głosu. Spojrzał błędnym wzrokiem na Noaha… zebrał się w sobie. Znów przemawiał.
- Na pewno masz swoje powody, by mówić, jak mówisz - rzekł mu, decydując się nie podejmować dystansującej formy grzecznościowej “pan” - Co chcesz jednak osiągnąć z takim nastawieniem? - zapytał przekrzywiając lekko głowę.

Musiał załagodzić sprawę. Otwarte spory nie były w zgodzie z naturą Cormaca. Były natomiast pożywką dla Bestii. Daj się w to wciągnąć… Podnieś ton… Niech on też krzyknie, a wtedy…Nie. Jestem Cormac. Nie masz panowania nade mną. Jeszcze...

- Jesteś młody i ambitny - kontynuował - Być może straciłeś swoje poprzednie życie, ale nie możesz powiedzieć, że nie dostałeś niczego w zamian - spojrzał drugiemu neonacie w oczy.
- Z czasem docenisz dary, które otrzymałeś i zmienisz swój punkt widzenia… - zawiesił głos i omiótł wzrokiem kilkoro Starszych - ...albo nie - zbliżył się do swojego rozmówcy. Dalej mówił już normalnym głosem. Cała sala nie musiała już tego słuchać.
- Jestem jednak dobrej myśli. Bardzo szybko zostałeś dopuszczony przed oblicze Księcia, najgorsze za tobą. Gdybyś kiedyś chciał porozmawiać bez publiczności, służę. - uśmiechnął się pokrzepiająco, dając młodemu do zrozumienia, że faktycznie tak jest.

Niestety już wiedział, że będzie dziś musiał zapolować. Loraine? Czy może szczury? Jego myśli zaczęły szybko kierować się w stronę krwi... Miał tylko nadzieję, że jego słowa zostaną dobrze odebrane. Bo jeśli nie...

Kazanie na scenie

Wygładził frak. Rozejrzał się po sali. Jak zwykle o tej godzinie w niedzielę, kręciło się tu sporo osób, załatwiających swoje interesy. Większość znał. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Powoli wstał i skierował się ku scenie.
Nigdy do końca do tego nie przywykł. Te wystąpienia były inne. Kontrowersyjne. Ryzykowne. Słuchacze co do jednego byli niebezpieczni. Musiał ważyć słowa, by nikt nie odebrał jego mowy zbyt osobiście, by nie zechciał go później odnaleźć i dobitnie wyrazić, co myśli o jego moralizowaniu. Robił to jednak od lat, a dziś zamierzał jedynie wejść nieco głębiej w temat…
Wszedł na podwyższenie. Powiódł wzrokiem po zgromadzonych, poprosił o uwagę, uprzednio lekko chrząknąwszy i przemówił spokojnym, głębokim głosem:
- Zastanawiałem się ostatnio nad powodem naszego istnienia… czy może raczej naturą naszego przekleństwa. - zaczął enigmatycznie, wyłapując oznaki zainteresowania lub zdziwienia wśród publiczności. Pozwolił sobie na lekki uśmiech.
- Czy nie tak sami o sobie mówimy: “przeklęci”? Być może odpowiada to powierzchownej definicji, jaką się powszechnie stosuje; ośmielam się jednak twierdzić, że jako zdecydowanie niepowszechni osobnicy o nieprzeciętnej głębi interesuje nas coś więcej… - zrobił krótką pauzę, by odwzajemnić kilka spojrzeń, po czym kontynuował.
- Otóż o PRAWDZIWYM przekleństwie możemy mówić jedynie w kontekście złej woli przeklinającego, a jak mniemam, większość tu obecnych została Spokrewniona z lepszych powodów, niż nienawiść. Do czego zmierzam? A może raczej: do kogo? Do nas. Potomstwo od początku świata było, jest i zawsze będzie błogosławieństwem. To morderstwo jest grzechem! Czy możemy jednak mówić o morderstwie w kontekście aktu Spokrewnienia? Uważam, że nie. Narodziłem się jako Cormac i nadal nim jestem. Może już nie żyję w tradycyjnym tego słowa znaczeniu - klepnął się w nieoddychającą pierś - ale to nadal ja. Dlaczego Bóg w swej nieskończonej mądrości uzdolniłby nas do Spokrewniania, gdyby to faktycznie było przekleństwo? Sam Pan stworzył człowieka z samotności! Czy widzicie, dokąd zmierzam? Spokrewnienie jest aktem stworzenia, mocą daną nam na podobieństwo mocy samego Boga! Nasza egzystencja nie jest pozbawiona wyzwań, ale nazywanie jej “przekleństwem” jest wypaczeniem! Nadal posiadamy wolną wolę. Nadal możemy czynić dobro. Nadal możemy... - zawiesił się na chwilę w pół zdania z pustym wzrokiem, po chwili dokończył:
- Wszystko. Dziękuję za uwagę.
Lekko się ukłonił i zszedł ze sceny. Nie ośmielał się zabierać więcej czasu. Nie oczekiwał oklasków, bardzo rzadko je tu słyszał po swoich wystąpieniach. Liczył tylko na ziarna zasiane w ich głowach. Kto będzie chciał pociągnąć temat, zapewne okaże swe zainteresowanie...

Wyszukiwanie zaawansowane