Znaleziono 8 wyników

Re: Dzika Sprawiedliwość (I)

Milczenie starszej trwało dłuższą, wyjątkowo nieprzyjemnie wlekącą się chwile. Ostatecznie coś w jej postawie musiało niemalże niezauważalnie się zmienić, ponieważ ciężka aura zagrożenia zelżała o tą delikatną, lecz wyczuwalną drobine. Spojrzenie Skadi przeniosło się na moment w kierunku towarzysza Eriki, zanim błyszczące ślepia przejrzały cienie rzucane przez okoliczne drzewa i pozbawione liści krzewy. - Śmierć Kuruka przebudziła mnie z długiego letargu. Nie mam pojęcia w jakie polityczne gierki się bawił, a one same jeszcze przed moim snem mało mnie interesowały. Wykonywał swoje zadanie, i tyle mnie interesował. I nie, nie powiem ci czym ono było, nie jest to istotne. - Ostatecznie jednak oczy, całkowicie pozbawione jakichkolwiek drobin elementu który można było określić jako “ludzki” powróciły by uchwycić spojrzenie Eriki ponownie. Warkot ciągle podążał za słowami Spokrewnionej, z pewnością będąc częścią klątwy Gangrela po jednej z jej napadów Szału. - Żebyś zrozumiała sytuację, kundlu. Ja znajdę moja zwierzynę, jednak z szacunku do niektórych istotnych osób w tym mieście, pozwalam im spróbować zrobić to zanim zacznę używać moich metod. Jeśli chcesz sobie zaskarbić okruchy od Camarilli, pomagając mnie pomożesz także i im, i sobie. Pozostał tuzin nocy, dłużej nie będę zwlekać. Jeśli znajdziesz winnego, lub winnych, to ja odnajdę ciebie. -
Drobna istota odwróciłą się, odsłaniając swoje plecy wyższej Spokrewnionej i zwyczajnie zaczęła oddalać się w kierunku pobliskich drzew. Jeśli Erika nie próbowała fizycznie jej powstrzymać, wszelkie następne słowa zostały pozostawione bez odpowiedzi, a sama Skadi rozpłynęła się wśród nocnego półmroku, jak tylko jej sylwetka została skryta za grubszym konarem.

Re: Dzika Sprawiedliwość (I)

Ślepia Starszej momentalnie uchwyciły się wzroku Eriki, nie odpuszczając jej oczu nawet na moment. Dolna część twarzy brudna od juchy oraz wszystkiego co zdążyło się za jej pomocą przykleić, wygięła się w grymasie irytacji. - Dużo szczekasz, kundlu. Przez moment mogłoby mi się nawet wydawać, że starasz się dać mi jakąś lekcje. - Mimo że kroki które dziewczyna stawiała pozbawione były jakiegokolwiek dźwięku, każdy moment z jakim Starsza zbliżała się wydawał się jedynie pogłębiać poczucie niepokoju otaczające Skadi niczym pierwotny miazmat dzikości. MImo że to ona zadzierała głowę do góry by kontynuować kontakt wzrokowy, wciąż wydawała się górować ponad kobietą na wszystkich innych sferach, za wyjątkiem bezpośredniej fizycznej.

- Czas który zaoferowałam Księciu i jego psom wciąż się nie skończył. Nie mam zamiaru łamać mojego słowa i ingerować w sprawy Camarilli do tego momentu. Jeśli myślisz że niańczyłam Kuruka na tyle by widzieć gdzie przebywał w czasie mojego letargu, to twój Sire musiał mocno skrzywdzić cię jako jednego z nas. - Pogarda była namacalna w zwierzęcym warkocie podążającym za dziewczęcym głosem. Jednak uczucie bezpośredniego zagrożenia które agitowało Bestie w zapewne więcej niż jeden sposób wcale nie zanikało. - Jeśli chcesz im pomóc, droga wolna. Jeśli chcesz pomóc MNIE, przyniesiesz mi sprawcę lub sprawców w całości. Czy to rozumiesz, kundlu? -

Re: Dzika Sprawiedliwość (I)



O tej porze roku park był wyjątkowo spokojny i cichy, oraz absolutnie opustoszały. Mało kto pomyślał by zapuszczać się nie dość że nocą, to dodatkowo w chłód pomiędzy słabo oświetlone ścieżki i zagajniki, będące idealnym miejscem na kradzież czy jeszcze bardziej okrutne niespodzianki, jakie zapewne nie jednemu obywatelowi Chicago przychodziły do głowy. Przyzwyczajonej do samotności dzikusce z pewnością mogło to przypaść całkiem do gustu. Aż do tego jednego momentu.

Nie było przy tym żadnego dźwięku, żadnego drgnięcia okolicznych cieni czy nawet drobnego ruchu gałęzi na granicy wzroku. Zarówno Spokrewniona jak i jej czworonożny kompan jednocześnie poczuli za sobą obecność kogoś, czegoś o wiele groźniejszego niż ich dwójka. Presja jaka wypełniła nocne powietrze równie dobrze mogła należeć do ogromnego dzikiego kota, będącego o krok od zaciśnięcia morderczych szczęk na ich kręgosłupie. Doświadczenie Eriki z łatwością mogłoby zidentyfikować działanie Prezencji, której tu zwyczajnie nie było. To jej Bestia zrozumiała że to co za nią stało, w stanowczo zbyt bliskiej odległości, zwyczajnie nie klasyfikowało się już w jakimkolwiek stopniu na podobieństwo człowieka.

- Nie dość że cuchniesz grzechem, to przychodzisz do mnie jako drugiej, kundlu. Daj mi dobry powód dla którego nie nabić cię na najbliższe drzewo i pozwolić by słońce zapewniło ci odpowiednio okrutny koniec. - Głos który odezwał się za plecami Eriki kiedyś mógł spokojnie uchodzić za nawet delikatny i dziewczęcy, jednak wraz z nim podążał warkot czegoś powtórnego i dzikiego, plącząc się z wyraźnymi głoskami w groteskowej tonii.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

Ewidentnie obecność starszego Ventrue wprowadzała dużo do sytuacji, zwłaszcza gdy spojrzenie Skadi zdawało się absolutnie zignorować obecność jego Childe. Mimo dość brutalnie prezentowanego, bestialskiego wizerunku trudno jednak był odczytać wiele z jej zwierzęcych, żółtych ślepi. Chwile niepewności i przerażonych, utrudnionych oddechów trzymanego w szponach śmiertelnika zostało ostatecznie przerwane przez dźwięk jego upadającego ciała, gdy Gangrel odrzuciła na śnieg nieszczęśnika, prawie jak nieistotny worek kartofli.

- Uznaj to za wdzięczność w ramach dzisiejszej nocy. I popracuj nad guānxi swojego szczeniaka -

Dziewczyna warknęła, widocznie nawet nie starając się ukryć jak wielkiej irytacji przyprawiło jej to wydarzenie. Nie minął nawet moment gdy oddaliła się w kierunku mniej urbanistycznych części samego Chicago, poruszając bardziej jak łania - zostawiając ewentualne delikatne ślady pomiędzy sporymi susami, zanim całkowicie zlała się z cieniami nocy. Jeśli ktokolwiek chciały podążyć dalej za przebudzoną Starszą Gangrel, z pewnością ewentualnie spotkanie nie miałoby miejsca na terenach posiadłości.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

Szponiasta łapa zaciśnięta była wokół twarzy śmiertelnika niczym imadło, a mimo widocznej różnicy między posturą Skadi a niefortunnie ciekawskiego mężczyzny, Starszy gangrel ledwie co drgał od spanikowanych szarpnięć swojej ofiary. Słowa Chenga sprawiły że bestialsko wyglądające kły dziewczyny zatrzymały się tuż nad szyją odchylonej głowy śmiertelnika, w czasie gdy zwierzęce ślepia Starszej momentalnie osaczyły młodego Ventrue.

Powoli odsuwając się o parę centymetrów od źródła ciepłej, świeżej krwi, prawie wysyczała kolejne słowa w stronę Chenga. - Gdybyś nie był z Jego krwi, w tym momencie rozwinęłabym twoje skrzydła. Znajdźcie sobie inną świnie, ta jest moja.- Gardłowy warkot tak jak wcześniej podążał za jej każdym słowem, być może nawet bardziej niż we wnętrzu posiadłości. A jedno spojrzenie na zakrzywione szpony oraz sposób w jaki z łatwością ta drobna istota trzymała o wiele większego mężczyzna wystarczyło, by zrozumieć jak blisko znajdował się od paskudnego losu.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

Spojrzenie jakim Gangrelka osaczyła Primogen klanu szaleńców mogło być niemalże namacalne, tak samo jak długie szpony które z słyszalnym trzaskiem napiętego stawu drgnęły raz kolejny na jego słowa. Jej zwierzęce ślepia wciąż spoglądały prosto w kierunku oczu Hawthorne’a, kiedy poruszyła ubrudzone ciemną krwią usta w odpowiedzi dla Księcia Chicago.

– Nie obchodzą mnie wasze bale i uczty, oraz wasze tłuste bydło. –

Dopiero po tych słowach Skadi przeniosła wzrok na postać Archibalda, krzywiąc się widocznie na ton jego głosu, bądź coś innego co mogło być zawarte w jego wypowiedzi a widocznie nie spodobało się Starszej. – Kuruk został zniszczony. Z wyrazu szacunku daje ci możliwość znaleźć istotę która to zrobiła. Jeśli nie zostanie dostarczona w moje ręce, zacznę poszukiwania na swój sposób. – Każde słowo śledzone było przez ten gardło warkot, który w połączeniu z dość archaicznym akcentem język angielskiego z pewnością nie pomagało w słuchaniu słów Gangrelki.

– Nie zapominaj dlaczego trzymasz ten tytuł. – Odwarkneła na sam koniec, kierując krótkie spojrzenie w stronę Kimboltona i jego obnażonej stali. Postaci Szeryfa Skadi poświeciła najmniej uwagi, albo przynajmniej tak mogło się wydawać dla większości obserwatorów. Po tych słowach zwyczajnie obróciła się ponownie w kierunku drzwi z których wkroczyła wraz z Primogenem klanu Ventrue. Feng Long był jedyną osobą której zaoferowała krótkie, sztywne skinienie, zanim na wyjątkowo cichych krokach opuściła budynek, całkiem sprawnie zlewając się z cieniami nocy na zewnątrz.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

W teorii, nie byłoby nic obraźliwego nazwać istotę stojąca obok Primogen Ventrue dzikim zwierzęciem. Mimo raczej niskiego wzrostu oraz szczupłej, całkiem dziecięcej budowy ciała, jedno spojrzenie świecących, przenikliwych i chłodnych, zwierzęcych żółtych ślepi z wystarczyło, by odsunąć na bok wszelką szansę by szukać innego wytłumaczenia dla stanu w jakim znajdowała się ta osoba. Umorusana w miarę świeżą krwią twarz, oraz brudna od ziemi i pyłu, martwa skóra, ledwie ukryta pod płaszczem z smolistych, czarnych kruczych piór jedynie wspierała ten obraz. Zwłaszcza gdy w zasięg wzroku trafiła para dłoni, przypominających bardziej zakrzywione szpony drapieżnego ptaka niż drobne, dziewczęce dłonie.

Sama Starsza była sztywna, można by bez problemu powiedzieć, że napięta niczym struna. Drobne drgania pojedynczych szponów jedynie mocniej potwierdzały takie obserwacje, gdy spojrzenie tych znajdujących się na granicy szału, świecących ślepi przeciągnęły się prawdopodobnie po każdym, Spokrewnionym lub nie, znajdującym się w tej sali.

Cześć śmiertelnej trzody z pewnością poczuła to ciche ostrzeżenie swojego dawno wymarłego instynktu samozachowawczego, przerywając swoje rozmowy bądź spożywanie przekąsek i zmieniając hałas balu w parę cichych szeptów, lub całkowite milczenie. Kilkoro bardziej upitych bądź w innych sposób odurzonych gości rzucając głośne, poirytowane pytania, domagając się odpowiedzi kto wpuścił brudne dziecko oraz “żółtka” na przyjęcie, szybko zostało uciszonych przez swoich towarzyszy.

Ostatecznie, gdy otworzyła brudne od posoki usta, w połowie szczerząc wciąż delikatnie zaróżowione kły, Skadi odezwała się dźwiękiem, który w groteskowej mieszance łączył ze sobą dziewczęcy głos, oraz niski warkot mniej określonej bestii, gotowej w mgnieniu oka zamienić uroczysty bal w krwawą łaźnię.

Kto z was? Kto z was go zabił?

Wyszukiwanie zaawansowane