Znaleziono 124 wyniki

Re: Krew i whiskey (I)

Johnston czuł się nieswojo, kiedy wkraczał do miejsca wypełnionego ludźmi. Nie tylko dlatego, że nie przepadał za tłumami. Jako młody drapieżnik nocy wkraczający do tętniącego życiem lokalu, musiał trzymać w garści budzące się w nim instynkty, kiedy przemykał niczym zjawa pomiędzy żyjącymi. Owo życie, manifestujące się w krwi obijających się po mordach mężczyzn, hałasy, śmiechy oraz wrzaski wzbudzało w Noahu potrzebę zapolowania. Nie był już człowiekiem, z każdą nocą nieśmiertelne vitae gęstniało, pochłaniając iskierkę po iskierce człowieczeństwa wampira.
Dawniej czynił to bez wysiłku, jednak teraz Noah musiał poświęcić uwagę oraz mistyczne pokłady energii w swej krwi, żeby zasymulować istotę ciepłokrwistą. (- 1 Punkt Krwi).
— Zamówmy coś u barmanki — zasugerował kompanowi. — Spróbuj ją oczarować, to łatwiej będzie nam dokopać się do informacji.

Re: Co w trawie piszczy

Noah uśmiechnął się na dwuznaczną sugestię.
— Wybacz, nie miałem okazji zrobić formy przed śmiercią — zaczął żartobliwie, pokazując, że miał dystans do siebie. — Potrafię oszukać wzrok ludzi w taki sposób, że jestem dla nich niewidzialny — zdradził swoją moc.
Kiedy bezklanowcy zbliżyli się do pojazdu, Noah zagwizdnął z wrażenia.
— Robi wrażenie — ujął krótko.
W środku Johnston kontynuował rozmowę.
— Nie jestem specjalistą od roboty tego typu, niemniej wydaje mi się, że należałoby zrobić to raz a porządnie. Być może machanie spluwą dałoby nam korzyści, lecz na jak długo? Jeśli byśmy znaleźli na nich haka i wykorzystali go do szantażu, zatrzymalibyśmy ich na dłużej . Ich forsę.

Re: Krew i whiskey (I)

Wzmianka o sekretnym języku bezdomnych zaintrygowała bezklanowca. Lubił wiedzieć, wnikać, penetrować i wyściubiać nosa w wszelkie sprawy. Noah nigdy nie przejmował się bezdomnymi, bo o nich po prostu nie myślał. Nie spodziewał się, że przedstawiciele najniższej klasy społecznej, często znarkotyzowani, zaniedbani lub, zwyczajnie, pijani opracowali ukryty system sygnałów.
— Interesujące. Nie wiedziałem, że żebracy są zdolni do czegoś takiego. Chociaż, nie powinno to dziwić. Jak się nad tym głębiej zastanowić, ma to sens — pomyślał głośno, dając się poprowadzić Marcusowi.
Detektyw podkreślił, że mogli trafić na żyłę złota. Johnston wątpił, aby natrafili na samą gorzelnię czy rozlewnię, z całą pewnością nie byłaby ona oznaczona tak oczywistym symbolem jak harfa, chociaż ludzie bywali niesamowicie głupi, więc istniała taka możliwość.
— Oby to było speakeasy. Bo wtedy znajdziemy się w otoczeniu gości i łatwo będzie nam ich udawać. — Kiedy mówił, intensywnie patrzył na Gallowaya.
— W szczególności tobie. Przystojny, kawał chłopa, rezolutny, ale i przypierdolić może. Stwarzasz poczucie siły i raczej nikt rozsądny, ceniący swój komplet uzębienia, nie chciałby dmuchać w twoją kaszę. Dlatego zastanów się proszę, w jaki sposób poprowadzić rozmowę. Jeśli natrafimy od razu na produkcję, to wtedy włamiemy się tam, zbadamy wszystko, co się tylko da zbadać, zerkniemy na dokumenty i zmywamy się. Upominam, że na tym etapie pozyskujemy informacje. No, słuchamy tego, co w trawie piszczy, mój drogi kolego.

Re: Polowanie na Wilki (V)

Muzyka
Noah nie śmiał przerywać słów Księcia Wietrznego Miasta, dlatego z uniżoną postawą go wysłuchiwał. Neonata spodziewał się zakończenia tego śledztwa, bo co właściwie mógł czynić dalej? Istniały przesłanki o istnieniu lupinów, dostarczył niezbitych dowodów na uczestnictwie Biura w ten precedens, co jeszcze musiał odkryć, aby jego praca została uznana na zakończoną? Musiał poznać jasne oczekiwania przełożonego, aby kontynuować zadanie.
— Dobrze. Będę kontynuować śledztwo — potwierdził swoje stanowisko spokojnym tonem. — Co Książę chciałby jeszcze wiedzieć? Potrzebuję wytycznych, abym miał świadomość, z czym pracuję i co jest do zrobienia. Nie śmiałbym marnować czasu Księcia, dlatego pytam — wyjaśnił nieco zakłopotany.
Pozostała jeszcze kwestia samego Smitha. Archibald nie powiedział o nim ani słowa. Śmiertelnik wydawał się absolutnie kluczowym elementem w tej sprawie.
— Co mamy zrobić z Stevenem Smithem? To świadek całego zajścia. Jeśli przekazałbym Księciu tego człowieka, z całą pewnością zdradziłby więcej informacji. Z drugiej strony agenci z Biura Śledczego zapewne chcieliby się do niego dobrać. Co w tej sytuacji należy czynić?

Re: Polowanie na Wilki (V)

Cienie podążały za młodym wampirem. Jego przeczucie okazało się słuszne, gdyż po raz kolejny był przez kogoś śledzony. Nie wiedział czy przez agentów, czy rozwścieczała bestie nocy, które zamierzały ostatecznie dopaść bezklanowca. Johnston uważał na każdy wykonywany krok, gdyż odnosił wrażenie, iż przypominał muchę zbliżającą się niebezpiecznie blisko do sieci pająka. Pułapka czyhała, lecz jaką konkretną miała postać? Nieuważne słowo wypowiedziane do wpływowego członka Camarilli? Jej wrogowie, Sabbat? A być może śmiertelnicy, którzy poznali świat mroku?
Dotarłszy bezpiecznie do klubu, neonata nadal pozostawał w cieniu. Nie zamierzał angażować się w rozmowy, przesłuchiwał się nim. Czuł, że dalej nie miał żadnej wartości, dlatego bezmyślne zaczepianie starszych mogłoby być nierozsądnym ruchem. Wolał dowiedzieć się, co kto potrzebował; jakie troski leżały na niebijących sercach Spokrewnionych; czy wydarzyło się coś szczególnego? W ten właśnie sposób Noah przeczekał godzinę.
Kiedy wreszcie stanął przed obliczem Archibalda, ukłonił się przed nim nisko jak na służącego przystało. Johnston doskonale rozumiał feudalną naturę ich relacji, dlatego musiał podkreślić, że znał swoje miejsce i nie miał problemów z demonstrowaniem uległości względem władcy. Prezentowanie etykiety również dawało mu czas na zastanowienie się, co konkretnie powiedzieć, a czego lepiej uniknąć.
— Książę — zaczął niską tonację, podkreślając z szacunkiem wagę tego tytułu i przepaść dzielącą pomiędzy nimi. — Wraz z Primogen Lévêque dokonaliśmy sekcji zwłok denatów. Drwale zostali brutalnie zamordowani. Obrażenia głównie szarpane, definitywnie osobnik o wielkiej sile pozbawił ich życia. Dzięki zastosowaniu nadnaturalnej metody pracy, dowiedziałem się, że chwilę przed śmiercią denaci przeżywali ubytków psychologicznych. Jakaś moc wpłynęła na ich postrzeganie rzeczywistości i zniekształciła pamięć — zakończył pierwszą część raportu. Zrobił krótką pauzę, aby Archibald miał sposobność się odnieść. Wkrótce młody Spokrewniony kontynuował.
— Śledztwo zabrało Primogen i mnie do tartaku, gdzie denaci pracowali. Zinfiltrowałem to miejsce. Udało mi się znaleźć kluczowy dla śledztwa przedmiot oraz informacje. — W trakcie przemawiania, Noah wyciągnął czek dla Stevena Smitha. Nadawcą było Biuro Śledcze. Neonata położył świstek na biurku przełożonego.
— W strefie wycinki znajduje się gatunek klonu, Acer Macrophyllum Rubrum. Przez rdzennych Amerykanów są uznane za święte. Z nieznanego mi powodu Biuro zleciło drwalom wycinkę tych drzew. Chcę również dodać, że w samym biurze tartaku doszło do sabotażu danych. Informacje o zabitych zostały usunięte, a także informacje odnośnie samej ich pracy.
— W dalszym toku śledztwa poprosiłem o pomoc pana Marcusa Gallowaya. Zaplanowaliśmy podstęp, dzięki któremu udało się nam pojmać świadka całego zdarzenia, Stevena Smitha. Został bezpiecznie przechwycony.
Tutaj zaczynała się mniej wygodna kwestia do poruszenia.
— Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z planem. Od samego początku byłem śledzony przez agentów Biura Śledczego. Śledzili nas od momentu odwiedzenia prosektorium. Doszło również do konfrontacji pomiędzy nimi, a mną i panem Marcusem. Zwracali się do nas w taki sposób, jakoby wiedzieli czym jesteśmy. Nie mówili tego wprost, ale dali nam do zrozumienia, że są świadomi naszej natury. Także bali się przechwycić samego Smitha. Ewidentnie nie zamierzali otwarcie z nami walczyć. Zainteresowanie Biura terytorium Lupinów, śledzenie nas, próba likwidacji jedynego żyjącego świadka... Wygląda na to, że na planszy, poza Sabbatem, mamy również świadomych ludzi.
— Z przykrością również muszę poinformować, że pan Rider w żaden sposób nie przyczynił się do śledztwa. Wyruszył szukać srebra i ślad po nim zaginął.

Re: Co w trawie piszczy

— Nie mam bladego pojęcia, James. Śledzili nas od momentu, kiedy wraz z Primogen zawitaliśmy w kostnicy, żeby zbadać zwłoki. Dziwi mnie, że pani Celeste nie wykryła, że mamy ogon. W każdym razie czym prędzej dam znać Księciu, tym lepiej — wytłumaczył Noah skonfundowanym głosem.
Aprobata Jamesa względem renowacji klubu uradowała balsamistę, ponieważ brakowało mu robienia czegoś normalnego, zwyczajnego. Dawno już nie tynkował, nie malował czy nie kładł paneli. Nie był fachurą, ale też nie było to zbyt trudne do wykonania. Potrzebowali czasu i materiałów.
— Świetnie. Mamy tutaj pięciu dżentelmenów. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście jak się robiło remont. James, szykuj szpachle i pędzle — powiedział zadowolonym tonem.
Spluwa okazałaby się przydatnym instrumentem pracy wymagającej podkreślenia ostatecznych argumentów w dyskusji, niemniej balsamista nie umiał strzelać. Nie był pewien czy potrzebna była mu broń palna.
— Nie mam broni palnej. Nie wiem czy warto, abym ją posiadał, gdyż nie umiem strzelać. Hm, być może udałoby się nam sprytem podejść dłużników? Potrafię niezauważony wkraczać na posesje, być może znajdziemy coś, co skłoni ich do spłaty długów?

Re: Krew i whiskey (I)

Noah podziękował White-owi za informacje, a następnie postanowił podzielić się nimi z detektywem.
— Mój kontakt zdradził mi, że kilka przecznic dalej znajduje się bar— wyjawił otrzymaną informację konfidencjonalnym tonem.
Balsamista sugestywnie spojrzał na towarzysza, zachęcając go do podzielenia się własnymi obserwacjami.

Re: Krew i whiskey (I)

Muzyka
Wbrew pozorom Noah Johnston zajmował się nielegalnym biznesem za życia. Kiedy spieprzył operację wpływowego polityka, utracił swoją licencję w formie kary i uniemożliwiono mu odzyskanie jej. Wtedy właśnie zajął się leczeniem ludzi ulicy, których nie było stać na specjalistyczne szpitale. Johnston był znakomitym chirurgiem, a zadowoleni pacjenci polecali go, przez co zawsze miał kogo leczyć, aż do czasu otworzenia legalnego biznesu domów pogrzebowych.
Noah nie posiadał wielu umiejętności, którymi dysponowali Spokrewnieni Camarilli. Brakowało mu ulicznego sprytu, kontaktów z przestępczością; brutalnej i bezpardonowej siły burzącej ściany, wywołującej strach; czy opętanych jego osobowością śmiertelników. Balsamista miał pod górkę i każde zadanie, jakie podejmował się jako wampir, było trudnym wyzwaniem. To, co go wyróżniało to fakt, że jeśli dano mu czas na przemyślenie rzeczy, robił to od a do z. Był wyjątkowo inteligentną i spostrzegawczą osobą, jego umysł działał powoli, jednak jak dobrze naoliwiona maszyna zdolna przemielić mnóstwo danych.
Panowie mieli czas, dlatego Johnston raz jeszcze przedstawił Marcusowi plan, kiedy już opuścili klub Irene. Rzeczowo, precyzyjnie, jak profesor dla studenta.
Po pierwsze wywiad. Musieli odnaleźć gang, odnaleźć sposób na infiltrację oraz oszacowanie ich kapitału. Następnie, jeżeli gang funkcjonował wydajnie, podjąć kroki, aby ich przejąć. Ich fortel był w tym punkcie.
Po drugie akcja. W momencie uzyskania danych panowie wycofaliby się z pola operacji, żeby ustalić strategię do pochłonięcia kapitału gangu lub sprawienie, aby gang pracował dla nich. Jeżeli zabiliby kogoś po drodze, potrzebowaliby planu, gdzie mogliby pozbyć się ciał. Śmierć była niechciana, zupełną ostatecznością jak cały plan poszedłby się kochać, niemniej warto to ustalić na wszelki wypadek.

W momencie wejścia do taksówki Noah już zaczął pracować. Wypalił krew, aby wyglądać żywo (-1 Punkt Krwi). Nie mógł stracić okazji wypytania taksówkarza o irlandzkie bary. Najpierw, zanim zadał jakiekolwiek pytanie kierowcy, zaczął niewinną pogawędkę z Marcusem. Aktualny ubiór Johnstona sugerował, że był jakimś lepiej prosperującym robotnikiem czy nawet kimś, kto znalazł się na pierwszym szczebelku klasy średniej. Dlatego sprzedał kit, że był po drugiej zmianie w fabryce i chciał się napić ze swoim przyjacielem Marcusem. Dodał potem, że chętnie skosztowałby whiskey.
Jeżeli kierowca połknął haczyk i dałby się wciągnąć w rozmowę, wtedy Noah sugestywnie spojrzałby na Gallowaya, aby poprowadził rozmowę, ponieważ skubany był charyzmatyczny. Noah był ostatecznym argumentem: miał pieniądze, więc mógł zapłacić za informacje. Kiedy Marcus nawijał, Noah czasami coś wtrącał, ale głównie milczał, ponieważ swoją zdolnością empatii próbowałby oszacować, jak wiarygodny był taksówkarz i czy nie kłamał.
Cel był jeden: dowiedzieć się o jakimkolwiek speakeasy w okolicy i poznać sposób wejścia do środka.

— Marcus, pytanie pijaków na ulicy to nasza desperacka ostatnia szansa, więc na razie nie róbmy tego. Bo jeszcze pomyślą, że jesteśmy jakimiś kretynami. Albo gorzej, z policji. Kto normalny pyta nieznajomych na ulicy o lokalizację speakeasy? Słuchaj, mam taki jeden kontakt. Idziemy szukać budki telefonicznej.
Noah postanowił skontaktować się ze swoim dawnym znajomym, od którego załatwił utensylia i leki, kiedy jeszcze prowadził nielegalną działalność medyczną. George White był dilerem, więc musiał załatwiać skądś alkohol, ergo miał dojścia. Jeżeli Noah dodzwoniłby się do swojego kontaktu, powiedziałby, czy nie znał przypadkiem jakiegoś miejsca na Southwest Side. Johnston postanowił kłamać. Powiedziałby, że pokłócił się z żoną i chciał się urżnąć jak świnia, ale nie wiedział gdzie i jak. Ludzka potrzeba i prostota czasem otwierała lepiej drzwi, niż jakieś wyrafinowane kłamstwa.

Oczekiwał również tego, że jego partner zaprezentowałby swoją metodę pozyskanie informacji. Wspólne działanie oszczędzało czas i dawało większą szansę na powodzenie. Jeżeli Marcus potrzebował w swoim planie pomocy Johnstona, ten robiłby wszystko, aby mu pomóc.

Re: Krew i whiskey

Marcus zadał kluczowe pytanie. Kiedy Noah przykazał numer szatniarzowi, otrzymał swój płaszcz i kaszkiet. Zakładał wierzchnie ubranie, w tym samym czasie odpowiadając gliniarzowi.
— Idziemy do nich. Wyczuwamy towarzystwo, a jak będzie dało się z nimi pogadać, tkamy im bajkę, że otwieramy niedaleko pub i potrzebujemy dostawcy. W czasie rozmowy prezentujesz swoje talenty interpersonalne, a ja robię za jakiegoś nudnego inwestora. Moja nadwaga i pogodność ducha nada temu wiarygodności.
Noah założył kaszkiet na głowę.
— A jak nie będą chcieli pogadać, to dajemy im w pysk.

Re: Krew i whiskey

Współpraca Spokrewnionych szybko pokonywała pasjansa, kiedy ich skoordynowane ruchy przemieszczały karty. Noah tak się wciągnął, że przez chwilę zapomniał o rozmowie, gdyż musiał udowodnić, że jest szybszy w wykonywaniu ruchu, niż jego towarzysz.
— Czekaj, powoli. Mamy tutaj zablokowanego króla pik, hm... — wymruczał pod nosem, kombinując.
Kiedy gra się zakończyła, bezklanowiec posprzątał karty w idealnie równą talię.
— O’Donnelowie mają siedzibę gdzieś na południu miasta. Zróbmy przechadzkę po barach irlandzkich, popytajmy, wybadajmy okolicę. W sumie to wszystko, co wiem. Resztę informacji musimy uzyskać sami. Nakładaj płaszcz, detektywie.

Re: Krew i whiskey

Johnston przestał patrzeć na Marcusa, a zerknął na jego pasjansa. Lubił rozwiązywać wszelkie problemy, dlatego też, bez pytania o zgodę, przeniósł jedną kartę do prawidłowego rzędu, a trzymaną kartę odłożył z powrotem do talii.
— To jakaś płotka, podobno wolny od wpływów Spokrewnionych — tłumaczył, kiedy manipulował kolejnymi kartami na stole.
— Sęk w tym, że potrzebuję forsy, a nie mogę pełnić mojej profesji tanatopraktora. Chciałbym, żebyśmy wybadali ten gang, a potem ustalili, co możemy z nim zrobić. Pod O’Donnelami pracują jakieś pomniejsze męty i mają związek z alkoholem.
W końcu spojrzał na Marcusa z cwanym uśmiechem na ustach.
— Co powiesz na dobrą whiskey? Taką... Zdobywczą?

Re: Co w trawie piszczy

Johnston nie miał żadnego powodu, aby nie wtajemniczać mentora w sprawy, jakimi się zajmował. Zawdzięczał temu wampirowi wiele, zatem zasługiwał na odpowiedzi. Johnston przyjął poważną postawę, gdy zaczął mówić.
— Agenci Biura Śledczego zorganizowali wycinkę na terenie, w którym doszło do masakry, a następnie wypłacili jednemu człowiekowi czek. Udało nam się go przechwycić i zgarnąć na ulicy, koło pubu Leona. Tak jak rozmawialiśmy, ja i Marcus dopilnowaliśmy, aby bar pozostał bezpieczny. Niestety, byliśmy śledzeni przez dwóch agentów i zaczepili nas w uliczce. Dali nam jasno do zrozumienia, że wiedzą o tym, iż ludźmi już nie jesteśmy. Trzeba o tym koniecznie zawiadomić Księcia — wytłumaczył grobowym głosem. Nie ujawnił wszystkich szczegółów Greerowi, w szczególności o groźbie agenta Doe, który znał rodzinę Johnstona.
Na szczęście nowy wątek, poruszony przez Jamesa, odegnał od balsamisty ponure myśli. Widocznie ktoś był winien szefowi bezklanowców pieniądze i trzeba było je odzyskać. Noah domyślał się, iż w świecie gangsterów spłata długów często kończyła się krwią. Noah nie był typem, który przemocą rozwiązywał problemy, ale chciał wziąć w tym udział, aby wzmocnić własny charakter. Jako Spokrewniony przemoc musiała stać się jego drugą naturą, albowiem wymagało tego przetrwanie nocy.
— Skinner, pokaż proszę tę kartkę — zwrócił się do wygadanego po jego ksywie. Noah postanowił, że będzie się tak do niego zwracać wyłącznie na robocie.
Jeżeli dawnemu chirurgowi przekazano papier, uważnie przeczytał, co jest tam napisane.
— Powiedzcie, panowie, na co patrzę — dodał, gdy w błyskawicznym tempie przyswajał zapisane informacje.
— Oczywiście, że się na to piszę. Powiedz nam tylko, ile mamy czasu na odzyskanie pieniędzy, panie Greer — dopytał, bo czas grał ważną rolę.
W końcu James zwrócił uwagę wychowankowi, że niepotrzebnie stosował zwroty grzecznościowe i brzmiało to co najmniej dziwnie. Kiedy Noah to usłyszał szczerze i serdecznie się uśmiechnął, gdyż mentor rozszyfrował jego małą grę. Teraz, kiedy James ustalił granicę w tym gronie, Noah miał pewność, że mógł swobodnie się tutaj wypowiadać, bez łuskania czyjeś dupy wymuszoną grzecznością.
— A tak mi się mówiło, James. W porządku, nie będę już takim sztywniakiem, chociaż wiesz, że to bardzo lubię — puścił do niego oczko, kiedy zażartował w celu rozładowania atmosfery. — Z całą pewnością ugryzło mnie to, że tutaj macie bajzel — nagle dodał bezpośrednio, ewidentnie patrząc na szluga, który James przed chwilą zgniótł na podłodze. — Nie chciało się wam posprzątać? Tutaj szczury łażą, panowie, litości.

Re: Krew i whiskey

Kiedy detektyw wygodnie rozsiadł się przy stoliku i zaczął rozkładać pasjansa, niespodziewanie wyłoniła się za nim ręka, która zabrała mu jedną kartę z talii.
—Pasjans? Sądziłem, że tylko ja jestem takim nudziarzem, aby grać w pasjansa — rozpoczął interakcję zaczepnym żartem, aby nieco rozbudzić towarzysza.
A potem Johnston zerknął serdecznie na swojego kolegę, z którym porywał ludzi na ulicy, i usiadł obok niego.
— Czekałem na ciebie, Marcusie, ale nie byłem pewien czy się pojawisz. Ostatnim razem bardzo dobrze współpracowaliśmy, a tak się składa, że ponownie potrzebuję partnera. Tym razem w bardziej, hm, intratnym interesie.
Balsamista zręcznie przekładał kartę pomiędzy palcami i zaczął kręcić wąsem, aby sprawiać wrażenie kogoś wybitnie poinformowanego, skrywającego informacje warte każdego centa.
— Słyszałeś o irlandzkim gangu O’Donnel?

Re: Co w trawie piszczy

Zapanowała cisza. Dziwnym doświadczeniem było trwać w milczeniu przy nieumarłych. Stawali się oni posągami, gdyż żaden oddech; żaden odruch; żadna potrzeba nie zmuszała ich ciała do ruchu. Upiorna, nienaturalna cisza. Nawet w takich momentach względnego spokoju wyczuwalna była aura groteskowości. Bezklanowcy samą swoją obecnością wypaczali prawidła naturalne.
Balsamista wyłapał zakłócenia w eterze, coś zmąciło próżnią, w jakiej się znajdował. Raz jeszcze przeleciał wzrokiem po wnętrzu klubu, aby zlokalizować źródło piszczenia. Znów wzdrygnął się, kiedy musiał oglądać zdewastowane meble. Panujący tutaj syf irytował Noaha do takiego stopnia, że zaczął wystukiwać palcem prosty rytm, uderzając o blat baru. Dawniej był lekarzem, zapewnienie porządku i sterylności czasem było kroplą decydującą o życiu i śmierci pacjenta. Dawne odruchy i potrzeby Noaha jeszcze nie zanikły w klątwie wampiryzmu.
W końcu pojawił się James Greer.
— Dobry wieczór panu. — Powstawszy z siedziska, Noah elegancko się przedstawił.
Kiedy mentor zadał pytanie balsamiście, ten w reakcji wyciągnął ostatniego papierosa z paczki. Zapalił.
— Zebrałem wystarczającą ilość informacji, aby zdać raport Księciu. Wygląda na to, że sprawa ma drugie dno, a nasza Maskarada nie jest wystarczająco szczelna — przedstawił zdawkowo to, jak wyglądało jego śledztwo. Noah nie zamierzał się spowiadać, w szczególności w towarzystwie miłych, lecz jeszcze niezaufanych osobników.
Później dawny chirurg zamilkł, pozwalając Skinnerowi na omówienie zadania, jakie zostało wykonane z powodzeniem. Brzmiało to tak, jakby Skinner, Rivers i Mały działali w drużynie. Czyżby byli koterią? Zgrany zespół zawsze potrafił się wykaraskać z kłopotów, a synergia poszczególnych członków oraz ich talentów zapewne otwierała wiele drzwi. Z nieukrywaną ciekawością Noah się temu przesłuchiwał.
— Słowa Wesleya z całą pewnością mnie rozbudziły. Rozbrykany jest to dżentelmen, ale jak najbardziej w porządku — spróbował oczyścić atmosferę dawką humoru.
Johnston podszedł do czaszki kota, którą Skinner rzucił w cholerę jakiś czas temu. Podniósł ją, złapał oburącz i odwrócił się do mężczyzn. Kłęby dymu ulatniały się z ust brodacza, kiedy utrzymywał papierosa między zębami.
— Jestem tutaj, gdyż potrzebuję wiedzy na temat półświatka Chicago. Dżentelmen Wesley był na tyle uprzejmy, aby uchylić rąbka tajemnicy. Chętnie dowiem się więcej. Tak jak mówiłem wcześniej, mogę się odwdzięczyć za te przysługi, panie Greer — mówił do zebranych, ale patrzył i badał dotykiem czaszkę kota.
— Swoją drogą, często zaglądacie tutaj? Jaka historia kryje się za tą ruderą? — Postanowił zacząć wątek zdewastowanego klubu.

Re: Co w trawie piszczy

Johnston sporządził mentalną notatkę na temat pomniejszych gangów irlandzkich. Wbrew pozorom to informacje o nich były Noahowi ciekawsze, niżeli wzmianka o zabójcy z krwi i kości. Parias wyczuł okazję.
— Ktoś z Spokrewnionych kontroluje irlandzkie gangi, o których wspomniałeś? — zapytał z nieukrywaną ciekawością.
Wyglądało na to, że trzech bezklanowców pracowało bezpośrednio dla Greera. Balsamista zastanawiał się, jakimi działalnościami zajmowali się, co konkretnego robili? Warto było pogrzebać w stosownym czasie.
— Cieszę się, chętnie pomogę. — Skwitował i dopalił papierosa. Zamilkł i czekał na rozwój wydarzeń.

Re: Co w trawie piszczy

Noah postanowił włączyć się do żwawej pogawędki, nie zostawiając w tyle. Poruszono wiele wątków, do których chciał nawiązać.
— Bynajmniej nie, Wesley. Spokrewnieni Camarilli mogą nas mieć w głębokim poważaniu, ale my nie możemy podzielać podobnego stanowiska. Dwór Wieży przypomina feudalną strukturę, gdzie pan jest otoczony swoimi wasalami. Pod wasalami są sługi, a my jesteśmy jeszcze niżej. Niestety, nasza egzystencja trwa dopóki udowadniany swoją użyteczność. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. — Tłumaczył rzeczowym tonem.
— Wygląda na to, że i tak mamy szczęście, panowie. Księciem Wietrznego Miasta jest przedstawiciel Niskiego Klanu Nosferatu. Być może patrzy na nas łaskawszym okiem, niżeli czyniłby to Książe Ventrue czy Toreador.
Na wieść o tym, że istniała możliwość zupełnego uniknięcia spotkania z Szeryfem, Johnston wyciągnął z paczki Lucky Strike-a i zapalił. Zdziwił się i wkurwił jednocześnie.
— Niestety, nie miałem tyle szczęścia, aby wywiedzieć się, że dało się rozwiązać sprawę bez uczestnictwa w zabawach pana Kimboltona. Muszę przyznać, że nieźle mnie załatwił. Zanim wrzucił mnie do klatki z jakimś zdziczałym wampirem Sabbatu, to uprzednio sprał mnie laseczką. Nie radzę próbować odczytywać jego aury, panowie, wyłapie ten podstęp. — Dokończył cynicznym żartem, przemieniając swoje bolesne wspomnienia w humor, który pozwolił mu się zdystansować do przeżytego cierpienia.
— Rider jest pajacem. Jeszcze kilka nocy temu zaparkował tutaj swój motocykl i razem czekaliśmy na pana Greera. W tym samym czasie jego banda cymbałów poszła do Leona na wódeczkę. Cóż, postanowili zrobić rozróbę. Na ich nieszczęście był tam pan Greer i sprał ich. Jak Rider się dowiedział o tym, to pobiegł w te pędy uratować bandę pokrak, jaką nazywa gangiem. Jeszcze miał jaja prosić pana Greera o przysługi — opowiadał historię rozbawionym głosem. — Gadał coś jeszcze rozłamie, że trzeba opuścić Camarillę, jakieś takieś anarchistyczne farmazony. To skrytykowaliśmy jego pomysł, suchej nitki na nim nie zostawiając. Rozdzieliliśmy się. On jeździ po mieście, żeby znaleźć srebro, a ja próbuję rozwiązać sprawę bez rozlewu krwi. — Coś się zmieniło w Noahu przez ostatnie noce. Jeszcze kilka tygodni temu nie wypowiedziałby się w tak drastycznym tonie na temat osoby, która zamierzała mu pomóc. Cała ta sprawa z wilkołakami spowodowała, że cząstka współczucia wygasła. Mozolnie, lecz nieubłagalnie człowieczeństwo młodego wampira degenerowało się.
Noah nie zamierzał naciskać na Małego, ponieważ wydawał się małomówny. Niemniej odnotował tę informację.
— Zacznij od Irlandczyków, a potem przeleć proszę po następnych, jakich znasz. Zamieniam się w słuch.
— Swoją drogą, skoro wyjawiłem swój powód przybycia tutaj, jaki jest wasz? Idziecie na jakąś robotę? Mógłbym się przydać, jeśli potrzebujecie intelektualnego oka.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

— Rozumiem. Dziękuję za podzielenie się osobistymi poglądami, Marcusie — odezwał się z szacunkiem.
— Dziękuję także za rady, jakie mi udzieliłeś. Idę do Elizjum, spróbuję dostać się do Księcia, w tym czasie chroń naszego świadka. Zobaczymy, jak dalej się potoczy ta sprawa.
Pożegnał się z gliniarzem, a potem opuścił hotel. Noah postanowił udać się do Elizjum. Zakładał, że był śledzony, dlatego przemieszał się tak, aby wypatrzeć i w razie czego zgubić potencjalny ogon. Wspomagał się dyscypliną Niewidoczności, żeby mieć absolutną pewność, że nikt nie zdoła go wyśledzić.
Po pewnym czasie bezklanowiec dotarł do La Liberté. Wkroczył do środka przez główne wejście, na piętrze podał hasło ochroniarzowi loży wampirów, a potem spróbował odnaleźć ghula, który pilnował sekcji wydzielonej Księciu Archibaldowi. Przekazał, że ma ważne wieści dotyczące sprawy wilkołaków i musiał zdać raport.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

Marcus nieświadomie poruszył za czułą strunę osobowości Noaha, kiedy dokończył wypowiedź. Parias poważnie spojrzał na towarzysza. Nastał kluczowy moment w ich relacji.
— Marcusie, jaki ty masz stosunek do ludzi z krwi i kości? Zapomnijmy na chwilę o organizacjach, które pociągają za sznurki i spójrzmy na naturę człowieka — zadał pytanie szczerze i bezpośrednio, tonem zachęcającym do skonfrontowania się z prawdą. — Czy jesteś w stanie poświęcić się ludziom, wiedząc, że jesteś dla nich potworem?

Re: Co w trawie piszczy

Stan wnętrza klubu nie stanowił usprawiedliwienia dla syfu, gdyż nawet jeżeli wyposażenie wnętrza i jego stan było warte co najwyżej pogardliwie spojrzenie, to już sama lokalizacja mogłaby stanowić łakomy kąsek. Jeśli James potrafił utrzymać swoje terytorium, chwała mu za to, lecz za bałagan to powinien dostać zmiotką przez łeb. Noah postanowił wziąć sobie za punkt honoru poruszenie tej kwestii w przyszłości.
Wesley postanowił zmierzyć siłę nowo przybyłego, zacisnął łapę niczym imadło, ale Johnston jedynie spoglądał mu w oczy. Zamiast odwzajemnić siłę, to nieustannie świdrował oczy aktorzyny, pokazując mu, że nie musiał niczego udowadniać.
Raz jeszcze skinął z szacunkiem do osobników przy barze, teraz znając ich imiona, pokusił się o serdeczny uśmiech.
— Cenię sobie kulturę osobistą, a szacunek u pana Greera — Johnston zachował swoją ramę postępowania. Domyślił się, że Wesley był typem wampira, który albo wchodził komuś na głowę, albo uprawiał błazenadę. Noah nie żywił do niego wrogich zamiarów, ale nie zamierzał dla niego odpuszczać swoich manieryzmów.
— W każdym razie miło mi jest ciebie poznać Wesley. Koniecznie musimy wypić kieliszek w Elizjum, z całą pewnością docenią tam twoje umiłowanie dla sztuki — tutaj Noah prowokacyjne zażartował, ponieważ zdawał sobie sprawę, że bandziorski styl bycia zostałby tam szybko ukrócony.
Wzmianka o pojedynku pięściarskim spięła balsamistę. Nie przybył tutaj się bić i dalej był dość cienki w mordobiciu, ale z drugiej strony dostawnie w pysk od doświadczonych zawodników stanowiło lekcję, z której mógłby wyciągnąć parę sztuczek. Silas pokazał mu postawy, więc mając już fundamentalne pojęcie o pięściarstwie, potrafiłby ukraść parę sztuczek od potencjalnych oponentów. Niemniej jednak perspektywa niespodziewanej walki nieco przeraziła Noaha. Na szczęście miłośnik trunków, cicha woda Rivers, przywołał dokonania świeżaka na arenie Szeryfa, przez co potencjalna walka z Wesley-em ominęła go. Wyglądało na to, że zbudował sobie jakieś początki reputacji u bezklanowców, skoro to wydarzenie opuściło granice terytorium Szeryfa. Nic dziwnego, było wielu widzów.
— Twierdzenie, że jestem twardzielem jest przesadą. Domyślam się, panowie, że każdy z nas przeszedł próby Szeryfa — poruszył tę kwestię poważnym tonem. Chciał w ten sposób zbudować nić porozumienia z wyrzutkami, opierając się na wspólnym doświadczeniu. — Niemniej jednak Wesley chętnie nauczę się od ciebie ciosów. Zapraszam do klubu KO Silasa. Jak mamy się bić, to w sportowych warunkach — dodał, zachęcając cwaniaka do wspólnego wypadu. Być może przemoc była kierunkiem, aby zbratać się z nim?
— Ale mogę zaproponować ci papierosa. Trzymaj. — Wyciągnął paczkę do Wesley-a.
Po chwili Noah zbliżył się do baru. Usiadł obok dzieciaka, postawił kaszkiet na blacie.
— Przybyłem tutaj, ponieważ potrzebuję informacji odnośnie półświatka Chicago. Rozpracowuję dla Camarilli sprawę lupiniów, dlatego muszę sprawdzić potencjalną rolę mafii oraz gangów w tej sprawie, być może są powiązani. Wiem, że pan Greer doskonale orientuje się w tych sprawach, niemniej wyświadczycie mi, panowie, przysługę, jeżeli potraficie rozjaśnić dla mnie sytuacje organizacji przestępczych, ich powiązań oraz wpływów na miasto. Oczywiście, będę zobowiązany odpłacić się za przysługę, więc jeśli będziecie czegoś ode mnie potrzebowali, to na pewno się dogadamy. — Noah nie mógł powiedzieć wprost, że był zupełnie zielony w kwestiach gangów, a bezpośrednie przyznanie się do tego byłoby głupotą. Dlatego podbudował wypowiedź tym, że miał poważną robotę do wykonania i szukał konkretnych informacji, miał nadzieję, że dzięki temu nie straciłby w oczach towarzystwa. Johnston zaczął uprawiać takie gierki słowne, gdyż wiedział, że to druga natura wampirów, dlatego wykorzystał każdą napotkaną sytuację, aby nauczyć się przebiegłości i sprytu w rozmowach.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

Marcus poprosił Noaha o przedstawienie własnego stanowiska w tej sprawie, detektyw nieświadomie poruszył naukową stronę osobowości młodego wampira, lubił on gdybać i doszukiwać się prawdy. Johnston uniósł głowę, jakoby miałby przemawiać do większej publiczności zainteresowanych. Teatralnym gestem przyłożył dłoń do brody, aby podkreślić, że właśnie się zastanawiał nad nielichym problemem.
— Hm. — zamilkł na dobre pięć minut, rozmyślając nad wszystkim, czego się dowiedział w tej sprawie. To mogło wystawić cierpliwość Marcusa na próbę, bo Noah był flegmatyczną osobę i naprawdę powoli procesował informacje, jakie przyswajał. Cisza była na tyle intensywna, że dało się usłyszeć kapnie wody w zlewie.
Zapalił następnego papierosa, wydłużając czas oczekiwania. Wskazał ręką na sofę, aby panowie mogli razem usiąść i pochylić się nad zagwozdką.
— Podsumujmy informacje oraz oczekiwania tych, którzy zlecili mi to zadanie. Istotą zadania jest ustalenie przyczyny śmierci ludzi i upewnienie się, czy aby to nie lupini nie dokonali zbrodni. W czasie śledztwa sprawdziłem ciała, użyłem swoich talentów konwencjonalnych oraz niekonwencjonalnych, dzięki którym ustaliłem przyczynę ich śmierci. Denaci zderzyli się z ogromną siłą, która rozszarpała ich ciała na strzępy, ale chwilę przed dokonaniem żywota, doświadczyli strachu, który trudno zdefiniować współczesną psychologią. Widzisz, Marcusie... — Johnston zaczął tłumaczyć jak profesor na wykładzie, leniwie gestykulując ręką, w której między palcami znajdował się papieros.
— Ich ego, świadomość tutaj i teraz, pamięć zostały zaburzone w obcowaniu z napastnikiem. Czyli z całą pewnością mieli do czynienia z istotą nadnaturalną, podobną do nas lub w istocie lupinem. Lecz co doprowadziło drwali do podjęcia się tak ryzykownej operacji, hm? — zapytał, zmuszając szare komórki kompana do podjęcia wysiłku intelektualnego. Johnston wymownie milczał, dając czas na wypowiedź Marcusowi.
— Otóż to — Wyciągnął czek, który zwierał sumę pieniędzy z Biura agentów dla Stevena. — Mamy namacalny dowód na to, że to właśnie Biuro zapłaciło naszemu nieprzytomnemu przyjacielowi, aby rozpoczął wycinkę drzew, które dla rdzennej ludności tych terenów są uważane za święte. Mój znajomy, niejaki Rider, wspomniał, że lupiny niezwykle dbają o naturalnego środowisko. Nie powiedział, w jakim celu to czynią, ale jeżeli to prawda, to mamy motyw. Lupini właściwie broni tego, co uważają za własne. Zabili w obronie własnego terytorium. Pytanie brzmi, dlaczego agenci po całej tej akcji, dopiero teraz zaczęli sprzątać po sobie?
Uważam, że twoja hipoteza ma sens, ale ja mam nieco inny punkt widzenia. Sądzę, że Biuro jest kolejną organizacją, która wie o prawdziwej naturze świata i wykorzystali drwali zapewne do własnych celów, przy okazji sprawdzając nas. Chcieli zobaczyć, w jaki sposób się odsłonimy, my, jako społeczność. Tak czy inaczej bardzo im zależy na uciszeniu jedynego świadka, czyli Stevena.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

Noah dokonał oględzin drwala, jednocześnie słuchając przemyśleń towarzysza. Raz na jakiś czas bezklanowiec kiwał głową na znak, że słuchał uważnie, gdy jego wzrok wędrował po ciele śmiertelnika.
— Wstrząs mózgu, blizny po starych obrażeniach, najprawdopodobniej wynikających z ciężkich warunków pracy i... Zwyczajnych bójek. Kiedy się obudzi, trzeba go wrzucić pod zimny prysznic i nakarmić. Być może wytrzeźwieje do tego czasu, a wtedy warto go ponownie przesłuchać — wytłumaczył rzeczowym tonem. — Dojdzie do siebie — dodał cieplejszym tonem, nawet ucieszonym z powodu braku poważniejszych powikłań.
Johnston powstał z łóżka, odwrócił się do Marcusa, poświęcił mu całą swoją uwagę.
— Wyciągamy zbyt pochopne wnioski, oparte na przesłankach. Faktem jest to, że Biuro gra w naszą grę, wie o nas, być może wie o lupinach i chcieli coś osiągnąć na terenie wycinki. Co? Cóż... — Zerknął wymownie na nieprzytomnego mężczyznę.
— W istocie, trzeba zdać raport Księciu i zamierzam zrobić to osobiście. Chciałbym poprosić cię o ostatnią przysługę, przypilnujesz Stevena? Nie wiemy czy agenci nas nie śledzili i nie zmienią zdania. Też trzeba z rozmysłem podejść do tego, co chcemy właściwie przekazać Księciu. Widzisz... sukinsyny mnie prześwietliły i mają mnie na celowniku. Zastosowali bardzo poważny argument, który zachęca mnie do tego, aby po prostu oddać im Stevena — wykładał sprawę logicznie, spójnie, ale zdenerwowanie pojawiło się w głosie Johnstona. Naprawdę się bał o swoją rodzinę i nie miał pewności czy nie zapłacą oni ceny jego decyzji.

Re: Co w trawie piszczy

Przywitawszy odźwiernego uprzejmym gestem, nieumarły skierował swoje dalsze kroki we wskazane miejsce. Czym bliżej znajdował się głównej sali, tym bardziej uświadamiał sobie, jak rośnie w nim niezadowolenie wywołane patrzeniem na zdemolowany lokaj. Zniszczone ściany, połamane stoły, ogólny bajzel nie zachęcał do poznawania uroków klubu. Mało tego, Noah przez przypadek otarł się barkiem o ścianę, pajęczyna przykleiła mu się do ubrania, mamrocząc pod nosem przekleństwa pozbył się paskudztwa. Nie lubił on bajzlu, nie tolerował nieporządku, a poza tym za bardzo sceneria przypominała mu piwnicę, w której przetrzymywał go James. Wcześniej doskwierał mu głód, dzięki któremu ignorował koszmarne warunki, lecz teraz był on napojony krwią i nie mógł zaakceptować faktu, że Greer operował w takim syfie.
Kiedy Parias dotarł przed scenę, natychmiast zauważył osobnika bawiącego się na podium. Prawa brew grabarza uniosła się w zdziwieniu, bo zupełnie nie spodziewał się takiego przedstawienia. Analityczny umysł wampira natychmiast próbował skojarzyć twórczość szekspirowską, aby zidentyfikować pseudo sztukę, jaka była tutaj odgrywana, być może ta informacja mogłaby się do czegoś przydać w przyszłości, a przynajmniej był to wstęp do rozszyfrowania pierwszego z osobników.
Uwagę także przyciągnął nastolatek. W tych czasach takie dzieciaki marnowały swoje najlepsze lata w pracach w fabrykach, szybko dorastały, dlatego spojrzenie Noha nie było protekcjonalne, raczej zaciekawione. Czy ten chłopak był wampirem? Czy skurwysyństwo nieumarłych dosięgało również dzieci? Johnston był ojcem, dlatego procesowanie myśli przeistaczania dzieci w wampiry wzbudzało w nim pogardę i niepokój.
Trzydziestoletni mężczyzna wydawał się najbardziej statyczny, ponieważ siedział i pił, nie wyglądał na pajaca, ani nie wyróżniał się wyglądem od innych ludzi w jego wieku. Człowiek? Czy tutaj także obowiązywała Maskarada? Być może Noah miał do czynienia z samymi ludźmi? A może każdy z nich był wampirem? Postanowił zachować czujność, ponieważ nie wiedział czy był całkowicie bezpieczny w tym mętnym otoczeniu. Szybko odrzucił naiwne myślenie oczywistym faktem: nigdy nie był bezpieczny.
Pierwszy zagadał artysta, z jakiegoś nieznanego Noahowi powodu krótkościęty facet pokusił się o szyderczy uśmiech. To sprawiło, że dawny lekarz próbował sobie przypomnieć twarz szydercy w Elizjum, gdyż wydawał się on jegomościem walczącym o uwagę, a takich najłatwiej zapamiętać. Tak czy siak Noah czuł się niepewnie, nieswojo w tym otoczeniu, dlatego zasłonił swoje prawdziwe intencje maską dobrego wychowania, kultury i przyjaznego uśmiechu.
— Aż tak to widać? — odpowiedział humorem, rozwierając ramiona w udawanym zdziwieniu. — Nazywam się Noah. — Przedstawiwszy się, wyciągnął rękę w kierunku aktorzyny w celu powitania. Dla pozostałych panów Noah zdjął kaszkiet, z uszanowaniem skinął głową.
— Również oczekujecie na pojawienie się pana Greera? — Na osobności Johnston zwracał się bezpośrednio do Jamesa, ale tutaj wolał podkreślić szacunek, jakim go obdarzał. Lepiej zbyt szybko się nie spoufalać z tymi nieznajomymi.

Co w trawie piszczy

Noah Johnston postanowił tym razem samotnie odwiedzić miejsce, które prawdopodobnie było bazą jego mentora, Jamesa Greera. Jakiś czas temu młody Parias odwiedził opuszczony klub wraz z Riderem, aby dogadać się w kwestii wilkołaków z opiekunem bezklanowców, jednak teraz inna sprawa zmusiła neonatę do zapukania w ciężkie, industrialne drzwi.
Nieumarła egzystencja zupełnie zmieniła tryb, w jakim młody wampir musiał egzystować. Dawniej, jeszcze za czasów życia, Noah obracał się wśród wykształconych ludzi, nie unikał jakichkolwiek spotkań z ważnymi przedstawicielami miasta, prowadził kursy dotyczące przygotowywania zwłok do pochówków, a nawet raz na jakiś czas udzielał wywiadów w tematyce medycznej. A teraz? Johnston poruszał się po ciemnych uliczkach, odwiedzał obskurne bary pełne męt społecznych, korzystał z niebezpiecznych tras, na których jeden nieuważny krok kończył się napaścią. Problem polegał na tym, że neonata nic nie wiedział o ciemnej stronie Wietrznego Miasta, potrzebował wiedzy o półświatku i miejscowych gangach, żeby wykorzystać to na swoją korzyść. W imię przetrwania. Zdawał sobie sprawę, że edukacja u Jamesa to kolejne zaciąganie długów; że pewnej nocy jego opiekun zechce odzyskać to, co zainwestował w młodego, ale była to cena, jaką Noah zamierzał zapłacić.
Wampir uderzył pięścią w bramę. Przedstawiwszy się odźwiernemu, poprosił go o wpuszczenie do środka.

Re: Polowanie na Wilki (IV)



Wampira irytowała niewzruszona postawa agenta Doe. Noah nie potrafił zrozumieć, dlaczego ten osobnik zachowywał opanowanie, kiedy zdawał sobie sprawę z faktu, iż stał naprzeciw potworom. Kim był agent Doe, czym był?! DLACZEGO SIĘ NIE BAŁ?!
Parias postanowił odpuścić, był zbyt zmęczony na dalsze przepychanki słowne, a poza tym zgrywanie twardziela nie było w jego naturze. Prędzej czy później wyszłoby na jaw, iż w istocie Johnston był miękką kluchą. Zajmował się on sprawami, do których nie miał kompetencji ani żadnego przeszkolenia, w końcu był za życia tylko grabarzem i uczonym, niczym więcej.
— Panowie... — Złapał za daszek kaszkietu w geście pożegnania. Odwrócił się i zaczął prowadzić Marcusa niosącego drwala do kryjówki.

Po pewnym czasie nieumarli dotarli do taniego hotelu, w którym niedawno James Greer załatwił swojemu podopiecznemu pokój. Noah przywitał się z recepcjonistą, a następnie wynajął nowy pokój dla Stevena na okres dwóch nocy. Dawny chirurg pomógł Marcusowi zaciągnąć nieprzytomnego człowieka do jego nowego lokum, później zaś wyładowali go na łóżku.
— Marcus, chodź na papierosa, musimy pogadać.
Panowie przeszli do kuchni. Otworzywszy okno, wampir oparł się na parapecie. Dym papierosowy ulatniał się na zewnątrz budynku. Zapalony Lucky Strike tym razem nie był taki fartowny.
— Częstuj się. — Zaproponował jednego detektywowi.
— Sprawa zaczyna się układać w sensowny ciąg logiczny. Widzisz, czek Stevena był od Biura, czyli mamy dowód na to, że to oni zlecili makabryczną robotę drwalom. Czterech panów się dogadało, poszło na wycinkę, ale za cholerę nie spodziewali się tego, że zastaną na drodze wilkołaki. Zabili trzech, przeżył Steven, który postanowił uciec. Agenci natomiast wiedzieli, że zrobił się za duży syf, więc postanowili posprzątać, a także zająć się naszym biednym drwalem. Wychodzi na to, że nie tylko Camarilla bawi się w Maskaradę — tłumaczył powoli, treściwie, raz na jakiś czas zaciągając się papierosem.
— Wiedzą o naszej naturze. Cały ten Doe zdawał sobie sprawę z czym mają do czynienia. Zupełnie się nas nie bał. Jasna cholera, ten sukinsyn... — Przerwał wypowiedź. Groźba, jaką posłużył się Doe przerażała Pariasa.
— Jestem zmęczony całym tym syfem.
Dopaliwszy papierosa, Johnston postanowił dokonać oględzin Stevena. Upewnić się czy rany zadane przez Marcusa nie były zbyt poważne, a być może sam drwal posiadał blizny po innych obrażeniach? Tak czy siak dawny lekarz zamierzał połatać człowieka. W tym samym czasie słuchał słów Marcusa.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

Parias wypalił w swojej pamięci obraz dwójki agentów, w szczególności agenta Doe, który był wyjątkowo podejrzanym osobnikiem. Jego nieciekawa prezencja wydawała się Johnstonowi fasadą, identycznym fałszem, jaki wykorzystywali Spokrewnieni to zmylenia nieświadomego bydła. W zimnych oczach człowieka tkwiła moc na tyle odczuwalna, że neonata wyczuł zagrożenie na poziomie instynktownym, nawet Bestia zadrżała, wystawiając na próbę wolę wampira.
Zapewne Noah potulnie pożegnałby funkcjonariuszy Biura Śledczego, nawet przystając na postawione warunki, ale Doe dokończywszy wypowiedź, powołał się na groźbę, która przeszyła wampira jak zimna stal wbita w serce. Sukinsyn zagroził rodzinie Noaha, a to oznaczało, że został on prześwietlony przez Biuro.
Sekunda. Rozciągnięta w czasie, trwająca całe wieki sekunda przemijała niczym niekończąca się klisza filmu. W tym czasie Spokrewniony trwał w absolutnym bezruchu, całkowicie dotknięty zastosowaną groźbę. Przestraszył się, gdyż kochał żonę i syna.
Druga sekunda. Spojrzenie Pariasa ponownie spotkało się z agentem Doe. Nic o nim nie wiedział, jeszcze chwilę temu nie żywił do niego jakichkolwiek uczyć, lecz teraz utkwił na nim wzrok. Nie był to wzrok człowieka, a potwora, który w tym momencie obiecał sobie, że poruszy niebo i ziemię, aby tego skurwysyna unicestwić. Noah jeszcze nie wiedział, w jaki sposób to uczyni, jednak wiedział, że to zrobi. Jeśli egzystencja nieumarłego polegała na wykończaniu swoich wrogów, właśnie pierwszy z nich trafił na listę.
Trzecia sekunda. Opanowanie.
— Dziękuję za wytyczne, panowie. Zastosowanie się do nich jest obywatelskim obowiązkiem. — Rzucił niby na odchodne, powoli mijał mężczyzn w drogich garniturach, jednakże niespodziewanie wampir zatrzymał się bardzo blisko agenta Doe.
— A obywatelskie prawo daje mi również możliwość, aby panów wylegitymować. Jak pan powiedział, chicagowskie noce bywają niebezpieczne, a chciałbym spać spokojnie, znając tożsamość ludzi, na których można polegać. Poproszę numery odznak i legitymacje.
Wykorzystując podstęp, Johston odwołał się do kolejnej mocy Nadwrażliwości. Swym przenikliwym okiem zamierzał zbadać aurę agenta Doe.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

Drugi gracz w końcu się pojawił i Noah musiał przyznać, że rzeczywiście był ślepy, gdyż spotkał tych osobników wcześniej. Nie spodziewał się tego, że był obserwowany, a to jedynie udowadniało, iż brakowało mu doświadczenia i ostrożności. Nauczka na przyszłość. Śledczy wzięli Spokrewnionych z zaskoczenia i posiadali oczywistą przewagę — byli osłonięci przez prawo i swój departament, nie dało się ich po prostu usunąć z drogi.
— Dobry wieczór — odezwał się niezadowolonym tonem Parias. — Pomagamy koledze, przesadził z alkoholem. Zabierzemy go do hotelu, żeby wytrzeźwiał — sprzedał dość tani kit, ale nie był daleki od prawdy, bo rzeczywiście drwal był narąbany.
Nie uszło uwadze Noaha, że jeden z ludzi schował dłonie pod poły płaszcza. Owszem, być może było zimno, a być może także szykował się do wyciągnięcia broni z kabury?
Parias również wiedział, że musiał zapamiętać twarze i cechy charakterystyczne tych ludzi, dlatego też uaktywnił swoją dyscyplinę Nadwrażliwości, aby wzmocnić wzrok. Postanowił lepiej się im przyjrzeć.
Dziękował Bogu, że Marcus mu towarzyszył.
— Oczywiście. Posiadanie broni w takim stanie jest bardzo niebezpieczne. Proszę, oto jego broń. Dziwi mnie, że miał ją przy sobie, czyżby coś mu zagrażało? — Mówiąc to, oddał rewolwer funkcjonariuszom.
— Sądzę, panowie, że w tym stanie go nigdzie nie zabierzecie. Wystawcie proszę dokument wzywający na komisariat z określonym terminem, z całą pewnością Steven, jak już dojdzie do siebie, do was zawita osobiście — Noah postanowił posłużyć się znajomością prawa, aby panowie wystawili wezwanie, żeby w ten sposób rozwiązać problem dyplomatycznie. Parias nie wiedział do końca, czy oni mogli tak po prostu zabrać człowieka z ulicy, jednak zamierzał wykorzystać swoją inteligencję oraz znajomość prawa Wietrznego Miasta, aby temu zapobiec. (wydanie 1 punktu SW na sukces)

Re: Polowanie na Wilki (IV)

Noah znalazł się w trudnej sytuacji, ponieważ musiał podjąć decyzję, która określi jak dalej potoczy się życie Smitha. Parias naprawdę chciał oddać temu biednemu człowiekowi przedmioty osobiste, czek i puścić go wolno, jednak czy okazanie łaski było słuszne? Łaska wiele kosztowała. Akt miłosierdzia sprawiłby, że Johnston nie wypełniłby swych obowiązków jako członek Camarilli, a to mogłoby kosztować znacznie więcej, niż życie jakiegoś Smitha.
Wszystko sprowadzało się do instynktu przetrwania. Sukces Noaha i bezpieczeństwo jego rodziny albo wolność człowieka, który został wykorzystany przez tajemniczych ludzi w garniturach. Prosta kalkulacja, chłodna niczym marcowa noc.
— Marcus. Pozbaw go przytomności.
Szybka komenda opuściła usta nieumarłego.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

Prowadzenie śmiertelnika w mrok uliczek z całą pewnością zestresowało Noaha, gdyż nie był on pewny czy Marcus na pewno przybędzie zrealizować swoją część zadania. Przez krótką chwilę w głowie bezklanowca kotłowała się myśl o samotnej walce z goliatem i nie było to w żaden sposób pocieszające. Kiedy drwal, najwidoczniej rozgniewany podróżą w nieznane, wyciągnął swoją łapę, jego przewodnik gotował się na najgorsze. Na szczęście Marcus przybył z odsieczą, a potem nieumarli obezwładnili cel.
Johnston był zmęczony. Od dłuższego czasu próbował poukładać fakty dotyczące mętnej sprawy z wilkołakami. Przez wiele nocy działał niczym bandyta, nie w swoim stylu, wiele razy wystawiał na próbę swe przekonania i musiał je łamać. Chciał już skończyć robotę i ruszyć do przodu, lecz ten zafajdany alkoholik dalej się stawiał pomimo oczywistej przegranej. Irytujące.
Parias zostawił drwala w żelaznym uścisku kompana, a potem cofnął się o krok. Wyciągnął rewolwer, odbezpieczył, wycelował w łeb człowieka.
— Zaraz wezmę twoje życie. Ucisz się — wycedził przez zęby.
Nieumarły, cały czas patrząc w oczy powalonego, zaczął łowić wolną ręką w kieszeniach, aby wyciągnąć jeden z przedmiotów osobistych uzyskanych ze skrytki.
— Wciąż możesz to odzyskać, więc zacznij myśleć, sukinsynie. W tej chwili przekonujesz mnie, abym cię zabił. Zmień moje zdanie — przedstawił sytuację, w jakiej znalazł się drwal. — Zacznijmy od początku. Po pierwsze: twoje imię i nazwisko. Po drugie: trzech drwali zginęło, dlaczego? Co szukali w lasach? Po trzecie: za co otrzymałeś zapłatę od biura i co oznacza hasło Czerwony Klon?

Re: Polowanie na Wilki (IV)

Na nic zdała się dyplomacja, nie dało się przekonać drwala albo Pariasowi brakowało, po prostu, podejścia do ludzi. Zaklął w duchu, nie był z siebie zadowolony, za czasów młodości mógł poświęcić czas na integracje z ludźmi, a nie na książki. Narastająca agresja wymagała natychmiastowego działania.
— Dobrze, nie to nie. Oddam pieniądze szanownego pana — powiedział zestresowany. — Nie szukam kłopotów. Mogę wstać? Nie mam pana rzeczy osobistych przy sobie, ale są niedaleko. Zaprowadzę. — Kłamstwo, bo w istocie dobytek drwala spoczywał w kieszeniach Noaha zaś broń za pazuchą. Bezklanowiec musiał wyciągnąć człowieka z baru, żeby potem zrealizować plan.
Jeżeli drwal pozwoliłby na to, Noah zaprowadziłby go w ciemne uliczki z dala od przybytku, żeby umożliwić Marcusowi atak z zaskoczenia.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

Noah rzeczywiście dopuścił się aktu włamania na prywatny teren tartaku oraz dokonał kradzieży dóbr. Mało tego, przymknął także oko na Celeste, która najprawdopodobniej pożywiła się nocnym stróżem. Parias chciał być użyteczny w szeregach Camarilli, ponieważ wiedział, iż był pierwszym do odstrzału, dlatego budował swoją wartość. Od tego zależało jego przetrwanie. Chłodna, pragmatyczna racjonalizacja dokonanego przestępstwa odebrała mu cząstkę tego, kim był za życia i nawet tego nie odczuł.
Badanie aury nie przebiegło tak sprawnie, jakby się tego spodziewał. Istotnie, w pubie dzisiaj było wielu klientów, a każdy z nich rozpraszał Pariasa. Niemniej udało mu się pozyskać cząstkę informacji. Jasna poświata, zauważona za sprawą metafizycznego widzenia, zaniepokoiła mężczyznę. Niby wszystko wskazywało na kontakt z człowiekiem, jednak z jakiegoś powodu Noah podskórnie przeczuwał coś zgoła odmiennego. Postanowił zachować czujność oraz skupienie.
— Proszę pana, gierki już dawno się skończyły — mówił poważnie, utrzymywał dalej neutralny ton. — Trzech brutalnie zamordowanych robotników, którzy byli na tyle zdesperowani, aby podjąć się tajemniczego zlecenia, hm? Nieudolna próba usunięcia wszelkich śladów w samym zakładzie wskazywała na pośpiech, ale coś panu powiem, skoro taki laik jak ja potrafił dodać jeden do jednego, co jeśli zajmą się tym bardziej wykwalifikowani ludzie? Cóż, z całą pewnością coś odkryją, ale co potem? Kolejne zgony? Kolejne próby zamiatania pod dywan? — odwoływał się do logiki i sugerował oczywiste konsekwencje sprawy zostawionej samopas. Już teraz panował okropny syf i jeżeli nikt tego nie powstrzyma, sprawy wyjdą poza kontrolę.
— Widzę, że nie kierują panem pieniądze, gdyż nie chce ich pan. Dlatego, błagam, niech pan spojrzy w przyszłość. Co jest tak cennego w Czerwonym Klonie, że jedni wysyłają straceńców na śmierć, a drudzy zabijają? Być może chciwość Biura do tego doprowadziła, ale z całą pewnością nie jest to warte kolejnych śmierci, ani uwagi miasta, która na pewno się pojawi, jeżeli nic z tym nie zrobimy. Proszę, niech pan to przemyśli.

Wyszukiwanie zaawansowane

cron