Znaleziono 848 wyników

Re: .Głód wolności i krwi

Odsunięcia kawałku metalu dzielącego skąpanego w mroku żółtodzioba, a światła na zewnątrz, mogła wydawać się w tej sytuacji nawet nieco kojąca. Wreszcie wampir mógł lepiej zobaczyć co znajduje się dookoła niego. Te widoki już nie napawały otuchą. Ślady po poprzednich "mieszkańcach" tego nieszczególnie przytulnego, metalowego pudła, potwierdziły to, co zdradziły mu mgliste wizje. Dały do zrozumienia również to, że z pewnością Noah nie będzie tam ostatnim gościem.
Głos, który usłyszał nieumarły, nie należał do nikogo, kogo mógł znać. Ktokolwiek to był, niewątpliwie działał z ramienia Hrabiego. Strach jaki Noah odczuwał na widok napływające do klatki, małych, piszczących, wijących się stworzeń był ludzkim odruchem, którego jeszcze nie zdążył się wyzbyć po tak krótkim okresie czasu, przebywając dotychczas przez większość czasu w zamknięciu. Jako człowiek, rzeczywiście, mógłby mieć powody do obaw, gdyż banda wygłodniałych szczurów nie zostawiłaby wiele z żywej ofiary. Teraz jednak to on był tym, który miał się żywić, nie te paskudne szkodniki.
Ale zaraz, znów żywić się gryzoniami? To Noah miał mieć już za sobą. Skosztował niedawno ludzkiej krwi, wreszcie stając się powoli tym, kim miał teraz być; drapieżnikiem żerującym na krwi śmiertelników. Powrót do tego hańbiącego wampira czynu była mało przyjemną perspektywą, ale skoro był do czegoś przygotowywany, skoro miał być czyjąś atrakcją, a raczej o cyrkowe sztuczki tu nie chodziło, to musiał się przełamać i skorzystać z tej okazji, by się posilić. Trudno było rzec, kiedy miała nadarzyć się kolejna. Gdy wreszcie dał upust kotłującym się w nim emocjom, oddał się tej mało wysublimowanej uczcie. (Uzyskano 3 punkty krwi)
Zregenerowawszy swoje zasoby vitae niemalże w pełni, mógł znów w spokoju usiąść, mając teraz za towarzystwo nieduży, wpadający do klatki snop światła. Nie był już otoczony całkowitą ciemnością, co zdecydowanie było poprawą dla jego i tak fatalnej sytuacji. Cokolwiek planował dla niego Kimbolton nie mogło być przyjemne. Johnston musiał więc skorzystać z tej chwili wątpliwego spokoju i mentalnie przygotować się na cokolwiek czekało na niego za metalowymi drzwiami jego klatki.

Saga "Bloodlines: 1920" | Regulowanie forumowych rygorów

Image
Regulowanie forumowych rygorów

Przynosimy wieści o kolejnych zmianach, które ucieszą graczy — a przynajmniej mamy taką nadzieję. Pierwsza, wprowadzona wraz z opublikowaniem tego ogłoszenia, zmiana mocno poszerza możliwości graczy, zwłaszcza tych grających u nas już dłuższy czas.
Dotychczas gracze mogli prowadzić przez pierwsze sześć miesięcy tylko jedną postać. Dopiero po takim okresie aktywnej gry można było stworzyć drugą. Sześć miesięcy - pół roku - to jednak szmat czasu, a aktywni już gracze, którzy z różnych powodów chcieliby postać, stworzyć wcześniej, nie mieli takiej możliwości. Przeanalizowaliśmy sytuację, uwzględniając potrzeby graczy, jak i ich stosunkowo niedużą liczbę, w rezultacie podejmując decyzję, by wprowadzić zmiany w tym zakresie.
Zmiany odnotowane również w regulaminie punkt 1.8 oraz temacie kreacji bohatera uwzględniają, co następuje: drugą postać można stworzyć nie po sześciu, a po trzech miesiącach aktywnej gry. Niezmiennie, druga stworzona przez gracza postać może być stworzona na zasadach starszego Ancilla z większą pulą punktów do rozdysponowania na etapie tworzenia postaci. Dalej, po okresie sześciu miesięcy aktywnej gry można stworzyć kolejnego, trzeciego już bohatera na tych samych zasadach co druga. Tutaj zaznaczamy, że na chwilę obecną nie przewidujemy możliwości kontrolowania więcej niż 3 postaci w danym momencie. Może się to jednak zmienić zależnie od potrzeb graczy.

Drugą zmianą, znacznie mniej wpływającą na forumową rozgrywkę, jest usunięcie z regulaminu punkt 3.5 wymogu 'kilkuset znaków' w poście fabularnym. Nie chcemy, by gracze na jakimkolwiek etapie gry martwili się tym czy ich post jest dość długi i spełnia warunki regulaminu. Jest to punkt istniejący od czasów pierwszej sagi Bloodlines, który nie powinien był się tam znaleźć w takiej formie. Jedyne co w rzeczywistości jest wymagane, to by posty, niezależnie od ich długości — nawet jeśli miałyby to być to dwa, trzy zdania — miały sens i wnosiły coś do rozgrywanej sesji, nawet jeśli tylko po to, by pchnąć rozgrywkę i nie powodować zastoju dla innych uczestników.

Ostatnia, zahaczająca o tytułowy rygor kwestia, to temat przykładowej karty postaci. Dotychczas widniejąca karta na forum, choć nie było to oczywiste, nie odzwierciedlała naszych rzeczywistych oczekiwań. Niewątpliwie błędnie sugerowała nowo przybyłym, że jest to coś, do czego powinni aspirować, chcąc zacząć rozgrywkę na forum, co w żadnym wypadku nie jest prawdą. W kontraście dla przykładowej karty prezentującej ponad stuletniego, doświadczonego wampira z klanu Tremere, przedstawiamy kartę młodego Brujaha. Znacznie lepiej pokazuje ona nasze wymagania. Nawet jeśli postać jest starsza i posiada rozszerzone cechy pozycji i inne, to jeśli autor jest w stanie opisać historię postaci treściwie, a przy tym krótko, to nic nie stoi na przeszkodzie, by tak właśnie zrobić. Najważniejsze jest, by karta zawierała wszystkie podstawowe informacje, pokazujące co czyni postać tym, kim jest i jak dotarła do punktu, w którym się znajdowała.

Na koniec pragniemy również obwieścić, że rozpoczął się Akt Pierwszy fabuły gry, który koncentruje się na ostatnich wydarzeniach w mieście, powodujących coraz większe napięcie pośród nieumarłych. Mówiąc o wątkach fabularnych, chcemy przypomnieć o możliwości rozgrywania pomniejszych przygód i wątków spersonalizowanych. One również, podobnie jak główna linia fabularna, mogą wpłynąć na egzystencję i politykę Spokrewnionych w Wietrznym Mieście.

Zależy nam na tym, by forum stale się rozwijało i było przyjaznym miejscem dla szerokiej gamy graczy, tak więc jeśli macie więcej sugestii co do potencjalnych zmian, jakie chcielibyście zobaczyć na forum, nie krępujcie się i dajcie nam znać.

Image

Re: .Głód wolności i krwi

W otaczającym Johnstona mroku, gdy przeminął strach i panika, a ich miejsce zajął spokój i logiczna myśl, wampir mógł zacząć analizować swoją sytuację. Pozostawał ślepy, skąpany w ciemności, otoczony zwierzętami. Posiadał jednak coś, czego dzikie bestie nie miały, wampirze dyscypliny. Po raz kolejny tej nocy, tym razem w mniej niebezpiecznych - potencjalnie - warunkach, użył mocy nadwrażliwości, próbując wydobyć z aury obiektu, w którym się znajdował, jakiekolwiek przydatne informacje.
Ciemność. Wampira przeszyły na wskroś zapisane w aurze obiektu chaotyczne, acz intensywne emocje; gniew, furia, strach, panika, poczucie ilozacji, zagubienie. W mroku czuć gniewne, desperackie warczenie dzikich zwierząt i ich nieudolne próby wydrapania sobie pazurami drogi ucieczki. Jest tam również uczucie pobudzonej, wampirzej vitae i echo potężnych uderzeń pięści.
Odzyskując pełną świadomość, Noah wciąż miał w sobie echo emocji stworzeń, które były w tej klatce przed nim. W raptem parę minut zdołał jednak otrząsnąć się z tego i wrócić do siebie. Nie wydawało się jednak, by żółtodziób mógł w ten sposób dowiedzieć się gdzie się znajdował. Pozostało mu czekać na rozstrzygnięcie jego dalszego losu. Wszystko było w tej chwili jedną wielką niewiadomą.

Re: .Głód wolności i krwi

Choć Johnston dopiero wykonywał swoje pierwsze kroki, ucząc się podstaw nieżycia i poznając jak funkcjonują i czym kierują się nieumarli, instynktownie zaczął grać w ich grę. Jego próba pozyskania nadnaturalnymi metodami informacji o Szeryfie pokazała, że rzeczywiście coś wie i coś potrafi. Pokazał również swoją zdolność do podstępu. Sposób w jaki to zrobił, jednakże, pozostawiał dużo do życzenia. Staremu Toreadorowi nie mogło umknąć to, co Noah zrobił, najpewniej doskonale rozumiejąc działanie dyscypliny, jaką parias użył na jego lasce znajdującej się w zasięgu jego wzroku.
Szeryf był cierpliwy. Czekał i obserwował, analizując każdy ruch i słowo płaszczącego się przed nim kundla. Parias zrozumiał, w jak fatalnej sytuacji się teraz znalazł. Nie brał pod uwagę możliwości, że jego podstęp zostanie wykryty, gdyż wciąż był niedoświadczony w użytkowaniu swoich stosunkowo nowo nabytych mocy. Miał jednak nadzieję, że jego nietakt zostanie mu wybaczony i nie spotka go ostateczna śmierć tej nocy, choć miał świadomość, jak blisko mrocznego losu się w tej chwili znajdował.
Jego mentor nie mógł mu teraz pomóc. Czy zrobiłby to gdyby mógł w obliczu sytuacji, jaką Johnston sam stworzył? Ostrzegał go wszakże. Ostrzegał. Teraz mógł jedynie patrzeć z zawodem na swojego podopiecznego, klęczącego i proszącego o szansę, zapewniającego Hrabię o swojej potencjalnej użyteczności w służalczej, uniżonej, właściwej mu pozycji.
Moment ciszy powodował coraz to większe napięcie, a gdy Percival rozpoczął swój monolog, podciągając swe nieumarłe ciało do pozycji stojącej, James skrzywił twarz i spuścił na moment głowę, jakby wiedząc, co miało za chwilę nastąpić.
Intencją Szeryfa było dobitne pokazanie podwładnemu jego miejsca, jak i również podkreślenia własnej pozycji w hierarchii Spokrewnionych. Była to lekcja, jakiej Noah miał nigdy nie zapomnieć.
Spokój przeminął, gdy padły pierwsze uderzenia wymierzone w żółtodzioba. Ten mógł się próbować bronić, mógł walczyć, oczywiście. Czy był jednak gotów podjąć się takiego ryzyka wiedząc, że zasłużył na wymierzoną mu karę? Czy był zdolny wytrwać ten ból i upokorzenie? Musiał być, inaczej czekał go koniec. Dźwięk drewnianego kija łojącego ciało nieumarłego z ogromną siłą i uniesiony głos Kimboltona wypełniły ściany apartamentu. Greer jedynie kątem oka spoglądał na to, co się dzieje, kręcąc lekko głową w geście niezadowolenia i zawodu.
Dopiero w momencie, gdy Noah leżał na podłodze zakrwawiony, połamany i bez sił, niezdolny do ruchu, oporu i odzewu, chłosta się skończyła, a jego kat obwieścił mu radosną nowinę - jego egzystencja nie zostanie zakończona tej nocy. Jego prośba miała zostać spełniona. Szeryf wkrótce opuścił apartament, zostawiając żółtodzioba z jego opiekunem, mającym zabrać go teraz do lwiego leża.
ImageCo za cholerny dureń z ciebie. Ale przynajmniej przetrwałeś. Zobaczymy jak długo. — Rzucił w stronę bezwładnie leżącego truchła młodego wampira. Pomiędzy długimi momentami, kiedy niezdolny do ruchu, oszołomiony Noah poddawał się własnym myślom, starszy Parias zdobył pożywienie, dzięki któremu żółtodziób mógł pozyskać dość vitae, by zacząć powoli regenerować rany, a następnie zorganizował transport, by przewieźć go, wedle polecenia Szeryfa, do wyznaczonego miejsca. Na wpół 'przytomny' Johnston nie był w stanie stwierdzić ile czasu minęło, ani jak długą drogę przebył. Na jej końcu zdołał jedynie usłyszeć stłumione głosy rozmawiających ze sobą mężczyzn, nim wreszcie odzyskawszy siły zdał sobie sprawę, że znajduje się w całkowitej ciemności. Dochodziły go tutaj odgłosy zwierząt znajdujących nieopodal. Głośne okrzyki goryli, czy warczenie tygrysów były nazbyt wyraźne. Wymacawszy metalowe ściany niedużego pomieszczenia, w którym się znajdował, prędko mógł zdać sobie sprawę, że znajdował się w potrzasku. W środku nie było klamki, ani żadnej możliwości otwarcia drzwi od wewnątrz. Czy ktoś zamknął go w klatce jak zwierzę? I gdzie podział się James?

Saga "Bloodlines: 1920" | Mniejsze wymagania, więcej możliwości

Image
Mniejsze wymagania, wiĘcej moŻliwoŚci

Od startu forum Bloodlines 1920 minęły już prawie cztery miesiące. Przez ten czas pojawiło się wiele interesujących postaci, z których część zawiązała koterię, wspólnie pracując nad zadaniem zleconym przez jednego z członków Primogenu. Nie tylko prowadziliśmy sesje fabularne dla naszych graczy, ale również obserwowaliśmy i analizowaliśmy sytuację na forum, słuchając i zbierając istotne dla nas opinie oraz sugestie graczy.

Rozgrywka na forum toczyła się stosunkowo wolno, a napływ graczy znacząco zwolnił. Podczas gdy stoją za tym różne problemy, z którymi zmagają się zarówno gracze, jak i członkowie kadry Bloodlines, tak rozumiemy, że problem leży częściowo również po stronie organizacyjnej forum. Zawyżony próg wejścia odstraszał, a ograniczenia dotyczące bilokacji uniemożliwiały prowadzenie rozgrywki w trakcie oczekiwania na odpisy w rozgrywanym wątku. Dlatego też postanowiliśmy dokonać pewnych drobnych zmian celem otworzenia dodatkowych możliwości w rozgrywce, a także na etapie tworzenia postaci.
Poczynając od samej kreacji bohatera, próg wejścia nie będzie już tak wysoki jak wcześniej. Po prawdzie, wymogi obniżyliśmy już jakiś czas temu. Teraz wystarczy zadbać o ogólny sens, tak aby całość miała ręce i nogi. Oczywiście, krótkie wyjaśnienia statystyk postaci oraz jej zalet i wad muszą być obecne. To czego jednak nie będziemy już wymagać to długie rozpiski i wyjaśnienia na temat każdego atrybutu czy zdolności. Przykładowo, jeżeli będzie wspomniane, że bohater przeszedł szkolenie w wojsku, to będzie to jasno usprawiedliwiało wysokie atrybuty fizyczne i zdolności w posługiwaniu się bronią palną.
Historie nie muszą być długie, ale być treściwe. Naturalnie, zależnie od wyższego statusu i prestiżu postaci, więcej treści opisującej drogę, jaką przebył bohater są potrzebne. Historia mniej zaangażowanych politycznie postaci będzie oczywiście mniej rozbudowana. Nie należy się obawiać przykładowej karty postaci, która widnieje na naszym forum. W żadnym stopniu nie odzwierciedla ona naszych rzeczywistych wymagań, a jest raczej rezultatem zbytniego zaangażowania się autora w jej pisanie. Nie trzeba dążyć do tworzenia takiej ściany tekstu, aczkolwiek jeśli ktoś pragnie się rozpisać, to nic nie stoi na przeszkodzie. Postaramy się za jakiś czas napisać drugą kartę, lepiej obrazującą nasze faktyczne oczekiwania, przedstawiającą prostszą postać, czyli będącą przeciwieństwem tamtej.

Przechodząc do tematu samej rozgrywki, nie sposób było nie zauważyć, że istniejące ograniczenia w zakresie bilokacji, z racji stosunkowo niedużej liczby graczy o bardzo różnej aktywności, zdawały się szkodzić. Ten brak większej swobody, w obecnej sytuacji, przyczynił się do stosunkowo niskiej aktywności na forum, więc zdecydowaliśmy nieco poszerzyć tutaj możliwości o tyle, na ile w tej chwili wierzymy, że będziemy w stanie objąć rozgrywkę jako narratorzy.
W trybie testowym wprowadziliśmy zmiany, które widoczne są już w samym regulaminie. Zmiany te dotyczą ilości wątków, w których można rozgrywać sesję jednocześnie. Dotychczas można było brać udział w jednej przygodzie i jednym wątku socjalnym w samym Elizjum. Od teraz będzie nieco więcej swobody, gdyż oprócz wątku socjalnego w Elizjum, gracz może brać jednocześnie udział w jeszcze jednym wątku socjalnym w dowolnej lokacji, jednej pełnoprawnej przygodzie, a także wątku pobocznym. Wątek poboczny może być jedną z trzech rzeczy; kolejnym wątkiem socjalnym, pomniejszą przygodą dla maksymalnie dwóch graczy, bądź spersonalizowanym dla postaci wątkiem. Dwa ostatnie oferują możliwość zdobycia nagród podobnie jak pełnoprawne przygody, jednak szanse są znacznie mniejsze, tak jak i nagrody.
Podsumowując więc, w danym momencie można rozgrywać cztery różne wątki. Oczywiście nie może być między nimi powiązań ani konfliktów, a i trzeba pamiętać, że śmierć postaci w którymkolwiek z rozgrywanych wątków zakończy rozgrywkę w nich wszystkich. Warto tutaj zaznaczyć, że wszystkie wątki socjalne są umiejscowione w czasie zawsze przed rozgrywaną obecnie przygodą(*).
Wraz z wprowadzeniem nowych typów wątków na forum, dodane zostały dla pomniejszych przygód i spersonalizowanych wątków dodatkowe oznaczenia w tytule tematu, z którymi można zapoznać się na końcu sekcji Tworzenie Wątków.
Wracając do wspomnienia o trybie testowym, oznacza to tyle, że chcemy zobaczyć jak zadziała to w praktyce i czy będziemy w stanie podołać zwiększonej aktywności graczy. Jeśli natężenie znacząco się zwiększy i nie będziemy nadążać z odpisami, to postaramy się włączyć do zespołu nowego narratora.

Dziękujemy za dzielenie się swoimi spostrzeżeniami, opiniami oraz pomysłami i zachęcamy do tego, by kontaktować się z nami z sugestiami mogącymi pomóc usprawnić rozgrywkę na forum.

Na koniec mamy jeszcze dwie wiadomości. Pierwszą jest ukończenie przez Poe prac nad obszernym poradnikiem tworzenia postaci, widocznym teraz w nagłówku na głównej stronie forum. Powstał on w oparciu o nasze obserwacje oraz doświadczenia naszych graczy, którymi się z nami podzielili. Jego celem jest pomoc w łatwiejszym odnalezieniu się w realiach gry forum Bloodlines przed przystąpieniem do procesu tworzenia własnej postaci i rozpoczęcia rozgrywki. Wierzymy, że dzięki niemu nawet kompletnie nowi, niezaznajomieni ze światem Wampira Maskarady i jego mechaniki gracze, będą w stanie wgryźć się w realia gry.
Druga wiadomość jest niestety mniej pozytywna. Obecny ciężki okres odcisnął swoje piętno zarówno na graczach, jak i członkach kadry Bloodlines. W związku z ograniczonym czasem, jak i również innymi życiowymi kwestiami, Poe niestety nie może dłużej pełnić roli administratora forum i podjęła decyzję o zejściu o stopień niżej i dołączeniu do Zemana jako Narrator. Za dotychczasową dedykację jej czasu w roli administratora ja, Caine, dziękuję w imieniu swoim i graczy.

Image

Re: .Głód wolności i krwi

Nagła zmiana w atmosferze była widocznie odczuwalna. Bardzo poważnie zostały przez Kimboltona odebrane wieści o ataku wampira Sabbatu. Rozprawianie się z zagrożeniem ze strony tych potworów były jednym z jego obowiązków, to też głębsze przemyślenie i powaga, jakie zastąpiły jeszcze chwilę temu obecną atmosferę grozy nie były zaskakujące. Na głos analizował sytuację, jaka miała miejsce, jednocześnie informując młodsze wampiry o obecnej strategii nieprzyjaciela, zdradzając przy tym swoje niezadowolenie.
Greer również popadł w zamysł, słuchając słów Szeryfa z uwagą, powstrzymując się teraz od rzucania komentarzy w tym momencie. Wyraz jego twarzy i zmarszczone brwi wskazywały na to, że najpewniej analizował w głowie to co zostało mu przekazane. Zagrożenie to uderzało w końcu bezpośrednio w jego podopiecznych. Co jeśli Noah nie miał być jedynym apetycznym kąskiem dla wampirów Sabbatu? W końcu porzuceni, niechciani przez nikogo pariasi byli drugim w kolejności, po shovelheadach, idealnym materiałem na mięso armatnie.
Cisza przemyśleń zebranych w pomieszczeniu nieumarłych została po raz kolejny przerwana przez Toreadora, zainteresowanego teraz zdolnościami i wiedzą, jakie posiadał żółtodziób. Pytając, miał na myśli oczywiście to, co miało się przydać w jego nieżyciu, i nie tylko jemu, ale przede wszystkim jego przełożonym. W pierwszej kolejności usta otworzył Johnston, mówiąc krótko o swoim zawodzie i... niczym więcej. Nim Greer miał szansę powiedzieć coś więcej, młody parias wyszedł ze służalczą chęcią i pytaniem o podniesienie leżącej laski, co spotkało się z krzywym spojrzeniem ze strony jego opiekuna.
Reakcja Kimboltona była równie niespodziewana, co pytanie stojącego przed nim 'kundla'. Nie był to ani rubaszny śmiech ani przepełnione grozą warknięcie, a lekkie, nieco niechętne skinięcie głową i wzrok wbity teraz w Noaha, który niemalże klęknął przed Szeryfem, wyciągając dłoń po jego laskę. Gdy za nią złapał, można było odnieść wrażenie, jakby zamarł na kilka dobrych sekund, by wreszcie ostrożnie i z szacunkiem unieść przedmiot, oczekując aż siedzący przed nim Spokrewniony go odbierze.

Re: .Głód wolności i krwi

Image
Greer wyglądał jakby na nieco zirytowanego, a także trochę znużonego. Można było odnieść wrażenie, że takie sceny z Szeryfem odegrał w przeszłości wielokrotnie. Zagadką było ilu podobnych Noahowi przygarnął pod swoje skrzydła, by uchronić ich przed ostatecznym osądem i mrocznym losem.
Wtem, na twarzy ancilla można było dojrzeć pewną nutę dyskomfortu, gdy ciszę przerwał śmiech Kimboltona i uderzenia jego dłoni. Było to w końcu zachowanie mocno odbiegające od tego, czego można było się spodziewać po tym potworze. Oczywiście bardzo szybko można było zdać sobie sprawę co kryło się za tym śmiechem, gdy z ust Toreadora padła ciężka groźba, której młody nie mógł zignorować.
Szeryf stanowił niepodważalny autorytet. Jego wiek, siła i doświadczenie, obok jego statusu, czyniły z niego osobnika, z którym lepiej było nie zadzierać. W obecnej chwili ważyły się poniekąd losy młodego Spokrewnionego. Wziąwszy pod uwagę, że ten miał prawo jedynie milczeć i przysłuchiwać się rozmowie starszych od niego krwiopijców, wszystko wskazywało na to, że jego los zależał od tego, co Kimboltonowi powie James o niedawnych wydarzeniach.
Na szczęście Johnstona, ten w pełni rozumiał w jakiej znajdował się sytuacji, tak więc nie kwestionował tego, co usłyszał, a jedynie przyjął do wiadomości słowa skierowane w jego stronę. Zamierzał wykonywać instrukcje bez zająknięcia, gdyż zdawał sobie sprawę, że jakikolwiek inny kurs mógłby zagrozić jego egzystencji.
Nadszedł nieunikniony moment, kiedy Greer musiał zdać raport z tego, co miało miejsce, nim dotarli do tego mieszkania. Ten niemalże wziął głęboki wdech, a przynajmniej zrobiłby to, gdyby wciąż był człowiekiem. Teraz mógł jedynie imitować takie i podobne czynności.
ImageCóż, Noah został zaatakowany. Wydaje mi się, że był to jakiś czub z Sabbatu. Młody zaciekle się bronił i nawet dał zasrańcowi trochę popalić. Ostatecznie wkroczyłem do akcji i prawie gnoja wykończyłem, ale niestety ten bojowniczy skurwiel mi zwiał. — Spokrewniony krótko i klarownie podsumował całe wydarzenie, podkreślając wkład swojego podopiecznego w walce, spoglądając kątem oka w jego kierunku. Nie był jednak zadowolony z porażki, jaką sam odniósł w swojej próbie unicestwienia napastnika z wrogiej sekty. Tutaj na jego twarzy malowało się pewne lekko zauważalne zażenowanie, choć trudno było powiedzieć, czy samą tą porażką, czy faktem, że musiał się z niej wyspowiadać Szeryfowi, dając mu tym samym kolejny pocisk, który będzie mógł potem przeciwko niemu użyć. Być może jedno i drugie.
ImageAle bez obaw, popytam moje kontakty i go znajdę. — Parias nie miał zamiaru skupiać się na samej porażce, a zamiast tego z ogromną pewnością siebie próbował zapewnić Szeryfa, że nie zostawi tego bałaganu i dokończy sprawę. Wyprostował się i oczekiwał na odpowiedź egzekutora, który zapewne gdzieś w głowie mierzył mierną w jego oczach wartość obu wampirów.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

Pomijając uwagę odnośnie niezdrowego zainteresowania ruchami Primogena Ventrue, Alfred nie miał nieprzyjemności odczuć niechęci ze strony Sullivana. Mimo wszystko był to dość tolerancyjny i otwarty osobnik, w odróżnieniu od pozostałej dwójki, przy której najmniejszy błąd mógłby skutkować odnotowaną czerwoną krechą. O nich jednak Ogar nie musiał się martwić, gdyż chociażby LeBlanc nie miała w zwyczaju w ogóle wdawać się w dyskusje z Arystokratami jego szczebla, chyba że byli w posiadaniu czegoś dla niej wartościowego.
Po zakończeniu krótkiej wymiany zdań z członkiem Zarządu, Leneghan postanowił zaczepić co poniektórych gości, mając nadzieję na nawiązanie współpracy z którymś z obecnych tu możnych, zainteresowanych rozwojem technologii jednostek. Podczas gdy udało mu się utrzymać dyskusję, Alfred nie mógł nie odnieść wrażenia, że gdyby nie jego nadzwyczajnie przyciągająca osobowość, to zapewne nie miałby czym zainteresować tych ludzi. Nie tylko nie miał właściwie żadnego realnego zrozumienia współczesnej technologii, ale również nie posiadał zacięcia do finansów i biznesu. Jedynie jego wiedza o broni palnej utrzymywała zainteresowanie śmiertelników. I tak, gdy docierał do sedna sprawy w dyskusjach na temat fabryki, jedyne co był w stanie zrobić, to sprawnie stworzyć iluzję, jakoby wiedział o czym mówi i miał ciekawy pomysł na biznes, jednak nie będąc w stanie przedstawić żadnych szczegółów. Podczas gdy zyskał zainteresowanie przynajmniej paru biznesmenów, którzy maczali palce w militariach, to nie mogli oni działać w ciemno. Ventrue otrzymał parę wizytówek w toku rozmów i został poproszony o kontakt, gdy będzie w stanie przedstawić konkretny plan na swój biznes.

Tymczasem Regent Tremere dumał nad ludzkością i człowieczeństwem, spoglądając z boku na to, od czego stopniowo oddalał się z każdym mijającym stuleciem. Rogerius mimo upływu wieków wciąż trzymał się swojego człowieczeństwa, wciąż trzymał Bestię w ryzach. Przebywanie w otoczeniu ludzi z pewnością w tym pomagało. Przynajmniej w otoczeniu tych, którzy zachowywali swą względną wolność emocjonalną i duchową, pozostając poza bezpośrednią kontrolą wampirów, czego nie można było powiedzieć o wielu gościach na tym przyjęciu, będących pod wpływem dyscyplin Spokrewnionych.
Widok uspokojonych, oddalających się w różne strony duchów było tym, co przykuło teraz uwagę Regenta. Odmieniona za sprawą śpiewu Spokrewnionej atmosfera niewątpliwie wpłynęła na zachowanie gniewnych dusz, jednak doświadczony taumaturg wiedział, że to nie było wszystko. Pośród obecnych musiał być ktoś jeszcze, kto miał kontakt ze światem duchów.
Używając dyscypliny Nadwrażliwości, znajdując się ponad tłumem, de Tassis był w stanie wyraźnie zobaczyć zmieniające, mieszające się kolory i wzory w aurach dwójki wampirów, które w tej chwili nie miały przed starym wampirem żadnych tajemnic. Ogar Ventrue wykazywał względny spokój, zmieszany przez krótką chwilę z lekkim zakłopotaniem w toku dyskusji z członkiem zarządu Ventrue, a później pewną dozą nadziei, gdy rozmawiał ze śmiertelnikami. Ten wampir był, zdawało się, zupełnie zaabsorbowany przez swoje interesy. Zupełnie inny zestaw kolorów dojrzał jednak u młodej, zachowującej pozory Malkavianki, której aura zdradzała taumaturgowi jej, słabnący już, wewnętrzny niepokój, stres, strach i niepewność, czego nie było widać po jej twarzy i ruchach. Sposób w jaki lustrowała salę, jednakże, wprawnemu obserwatorowi jasno pokazywał, że mogła szukać, lub spoglądać na coś dla większości nieuchwytnego. Z tej dwójki nieumarłych, to ta dziewczyna zdawała się być najbardziej prawdopodobnym kandydatem.

Odzyskująca spokój, wampirzyca mogła jeszcze trochę nacieszyć się przyjemną atmosferą na balu. Diana robiła co mogła, by spełnić oczekiwania swojego stwórcy, którego mogła by przysiąc, przez ułamek sekundy widziała gdzieś w tłumie, spoglądającego w jej stronę ze swym charakterystycznym uśmiechem. Szybko zniknął z zasięgu wzroku Spokrewnionej, która mogła się jedynie głowić nad tym, co chodziło po głowie Percivala, mając nadzieję, że spoglądał na nią z aprobatą.
Dziewczyna stopniowo przyzwyczajała się do uczucia bycia obserwowaną, aczkolwiek w pewnym momencie to uczucie stało się nieco intensywniejsze niż zwykle. Nie sposób było powiedzieć, czy to znów on dręczył jej umysł, czy też ktoś inny zainteresował się jej osobą. Nie widziała pośród tłumu dookoła nikogo, kogo oczy mogłyby być skierowane w jej kierunku.
Publicznie dostępna biblioteka oferowała wiele ciekawych tytułów z różnych gatunków literackich i dziedzin wiedzy, pośród których były tytuły rzadkie i dość stare, jednak właściwie nic o nadnaturalej tematyce, co mogłoby przykuć uwagę Malkavianki.
Ogrody z kolei oferowały nieco swobody i przestrzeni. Znajdowało się tam znacznie mniej ludzi. Jedynie garstka, w porównaniu z tłumem w sali głównej, gdzie odbywał się występ Toreadorki, prowadziła tutaj swobodne dyskusje na świeżym powietrzu. Nie sposób było niezauważyć tutaj flirtującej, eleganckiej pary stojącej przy fontannie, której atmosfera tych pięknych ogrodów zdecydowanie pomagała zbliżyć się do siebie. Tutaj można było odetchnąć, pomyśleć, znaleźć siebie. Było to widać po jednym czy dwóch samotnie spędzających tu czas osobnikach, którzy albo spoglądali w niebo, albo podziwiali zieleń, popijając wino z kieliszków. Oczywiście to również było miejsce dobre do rozmów biznesowych, które odbywały się z dala od postronnych.

Śmiertelnik całkowicie nieświadomy tego, że nadnaturalna istota manipuluje jego umysłem po prostu kiwał głową, przyjmując niemalże za pewnik to, co opowiadał mu wampir. Na jego twarzy malowało się zażenowanie całą sytuacją. Feng Long bez problemu poradził sobie z zaimplementowaniem nowych wspomnień mężczyźnie, który nerwowo pocierał czoło i policzki, nie wiedząc jak właściwie odpowiedzieć. Nie był zadowolony z tego, jak wedle słów nieumarłego potoczyła się ta noc. Z jednej strony był zażenowany przez to co zrobił, a z drugiej zdenerwowany przez niebezpieczeństwo, w jakim się znalazł w obliczu cyganki z nożem, którym go z resztą poraniła. Był wdzięczny nieznajomym za pomoc i wyciągnięcie go z tarapatów, a przy tym przeprosił za całą sytuację i zarzekał się, że już nigdy więcej nie pozwoli sobie na takie zachowanie. Zapewniał z resztą, że nie był typem człowieka, który tak natarczywie ugania się za kobietami. Podziękował za milczenie i obwieścił, że nie będzie więcej zabierać dwójce mężczyzn czasu i wróci do domu, bo na bal w tym stanie na pewno nie będzie mógł się już udać.
Jeden problem z głowy. Ventrue zadbał o to, by osobnik, który chwilę temu był krok od śmierci z rąk Gangrelki Skadi, nie zachował wspomnień tego, co naprawdę się wydarzyło. Maskarada była bezpieczena. W tej sytuacji raczej nie trzeba było się obawiać o innych śmiertelników z tego balu, którzy mogliby się za nią udać. Wyglądało na to, że tylko jeden nazbyt zaciekawiony głupiec wpadł na taki pomysł. Ten jednak był teraz w drodze do swojego domostwa, pozbawiony pamięci o wampirzycy, która niemalże go rozszarpała.

Potomek Primogena, Cheng Wei, cierpliwie obserwował cały proces, wykonując przy tym ciche polecenie swojego mentora. Mógł się spodziewać, że w przyszłości będą momenty, gdzie sam będzie musiał niejednokrotnie użyć swych mocy w taki właśnie sposób, bez obecności i wsparcia swego Sire, który tym razem osobiście zajął się sprawą.
Otrzymując instrukcje nie miał zamiaru zwlekać. Oddalił się w stronę posiadłości, gdzie zasięgnął języka pośród gości. Pytając o Bradleya Howell'a spotkał się zarówno z wzruszeniem ramion ludzi, którzy nie mieli pojęcia kim jest wspomniany człowiek, jak i również potwierdzeniem z ust kilku śmiertelników, że był to ambitny dziennikarzyna gotowy złapać każdą okazję, byle by wybić się z jakimś ciekawym artykułem w gazecie. To, czy z kimkolwiek rozmawiał przed opuszczeniem posesji pozostawało niewiadome. Impulsy ludzi pracujących w tym fachu były jednak zrozumiałe. Scenariusz, w którym jego ciekawość była powodowana pogonią za pieniądzem i sławą, zdawał się być cokolwiek prawdopodobny. Po działaniu Primogena Longa nie było oczywiście szans na to, by kiedykolwiek, gdziekolwiek, pan Howell wspomniał o jakiejkolwiek wersji tego zdarzenia. Najpewniej będzie chciał wyrzucić z głowy to żenujące dla niego, zaimplementowane przez wampira wspomnienie. Tak czy inaczej, problem zdawał się być rozwiązany.

Re: .Polowanie

Czas spędzony wewnątrz murów domu Tremere zaczął odciskać swoje piętno na Spokrewnionej, która pochłonięta swoimi zajęciami niemalże zapomniała o potrzebie pożywiania się. Doprowadziło to do sytuacji, gdzie jej uwaga była coraz bardziej rozproszona przez rosnący głód. Skupienie, a co za tym idzie skuteczność wampirzycy, zaczęły powoli spadać, gdy Bestia zaczęła się odzywać i domagać posiłku.
Był to więc idealny czas, by oderwać się od ksiąg, opuścić bezpieczne mury Fundacji, i udać się na polowanie. Cornelia planowała pochwycić w swoje szpony śmiertelnika z nieco wyższych sfer, przynajmniej na płaszczyźnie intelektualnej. W końcu co może być lepszym posiłkiem jak człowiek o młodym, prężnie rozwijającym się umyśle, pochłaniającym wiedzę jak gąbka.
Kobieta udała się do jednej biblioteki miejskiej, która oferowała wiele interesujących pozycji, zarówno z zakresu nauk humanistycznych i ścisłych, jak i różnych powszechnych specjalizacji, takich jak psychologia, filozofia, medycyna, i wiele innych. Była to doskonała alternatywa obok uniwersyteckich bibliotek kontrolowanych przez bardziej wpływowych taumaturgów.
Przed zamknięciem biblioteki, ruch był wciąż w miarę duży. Budynek powoli opuszczali ludzie, którzy albo spędzili trochę czasu czytając interesujące ich pozycje na miejscu, bądź wypożyczając książki i zabierając je ze sobą. Byli pośród nich ludzie w średnim wieku, a także nieco młodsi. Naturalnym było, że wielu z nich było zainteresowanych łechtaniem własnej wyobraźni książkami, aniżeli rozwijaniem wiedzy. Widoczne w rękach gości biblioteki były więc także twory literackie wszelkiej maści, pośród których były dramaty, czy nawet fantastyka. Żaden z tych ludzi nie zainteresował jednak Cornelii.
Dopiero po dłuższych chwilach krążenia między półkami, Spokrewniona odnalazła młodego, bo nieco po dwudziestce, mężczyznę, który aktywnie pochłaniał tom medycyny. Wydawało się, że spędził tu sporo czasu i był nieco zmęczony. Mimo iż bardzo chciał dokończyć lekturę, tak będąc poinformowanym przez obsługę biblioteki o jej nadchodzącym zamknięciu dał się przekonać na zrobienie sobie przerwy i chwilę relaksu. Jak się okazało, był on studentem medycyny drugiego roku, który większość czasu spędzał z nosem w książkach, a czasami ze znajomymi, których poznał na studiach.
Nie minęło wiele czasu, nim wampirzyca znalazła się ze śmiertelnikiem w jednym z pobliskich lokali, gdzie tym bywalcom, którzy wiedzieli, podawano średniej jakości alkohol. Było tam dość spokojnie, a ludzi wcale nie było zbyt wiele. Mężczyzna chętnie sięgnął po kieliszek w trakcie rozmowy z kobietą przy ladzie. Gdy obok zrobiło się nieco pusto, a barman zajął się klientami na drugim końcu lady, Cornelia przeszła do sedna i pożywiła się na nieświadomym niczego człowieku (pozyskano 3 punkty krwi). Gdy pochłonęła dość vitae, student był na wpół przytomny i wkrótce położył się na ladzie. Nie było wątpliwości, że winę za swój stan zwaliłby później na alkohol.
Pożywiwszy się więc, Tremere mogła wrócić do swoich zajęć, i albo udać się z powrotem do Fundacji i kontynuować swoją pracę, bądź spędzić przynajmniej część tego wieczora socjalizując się z innymi nieumarłymi w Elizjum. Alternatywnie, wciąż mogła poszukać kolejnej ofiary, jeśli pragnęła bardziej uzupełnić swoje zapasy vitae.

Re: .Głód wolności i krwi

Image
Słowa starego Toreadora wskazywały na to, że podobne scenariusze miały już miejsce. Zapewne przynajmniej niektórzy z pariasów, nad którymi pieczę trzymał Greer, spotkali Szeryfa w podobnych okolicznościach. Nie było więcej czasu na przygotowania młodego Spokrewnionego na nieuniknione spotkanie z lokalnymi władzami Camarilli. Wyraźnie niezadowolony z zaistniałej sytuacji ancilla skinął jedynie głową w odpowiedzi na rozkaz Szeryfa, krzywiąc przy tym twarz, po czym ruszył do kuchni, by sprowadzić swojego podopiecznego przed oblicze egzekutora.
Odczytując intencje Johnstona, wampir wyraźnie pokręcił głową, dając mu do zrozumienia, że ucieczka odpada. Zastanowiwszy się z resztą, analizując to, czego dowiedział się o Szeryfie, jak i również tę sytuację, gdzie sprawnie i szybko do niego dotarł, mógłby dojść do wniosku, że zapewne nie uciekłby daleko, gdyby spróbował, a najpewniej i szybko odczułby konsekwencje takiego działania.
ImageDobra, stary. Miałem nadzieję, że będzie więcej czasu na przygotowanie cię na to, ale niestety nic z tego. — Wzruszył ramionami nieco zrezygnowany, widocznie pozbawiony opcji, tak jak i Noah. Teraz droga była tylko jedna i prowadziła przez pokój, w którym Kimbolton oczekiwał na dwójkę pariasów.
ImageChodź. Czas żebyś poznał Szeryfa. — Powoli ruszył wraz podopiecznym w stronę pokoju, jednak nim przekroczyli próg, Greer zatrzymał się, odwrócił do Johnstona i wyszeptał, spoglądając mu w oczy.
ImagePamiętaj co ci mówiłem i nic nie kombinuj, to może przetrwasz tą i kolejne noce. — Z jednej strony ostrzeżenie, z drugiej perspektywa dalszej egzystencji. Noah musiał się należycie zachować i zadbać o to, by wypaść przed Toreadorem przynajmniej przeciętnie i nie dać mu powodu, do usunięcia tego, co w jego oczach mogło być zwykłym chwastem.
James przekroczył próg pokoju jako pierwszy, a tuż za nim wyłonił się brodaty dżentelmen, młody żółtodziób, jeden z pariasów, którym był w danej chwili zainteresowany Percival.
ImageTo mój podopieczny, Szeryfie. Noah Johnston. — James przemówił, gdy we dwójkę zbliżyli się do siedzącego w fotelu Toreadora, przedstawiając mu młodego Spokrewnionego, w następstwie czego ten ukłonił się przed egzekutorem.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

Sullivan słuchał słów Ogara, utrzymując swój delikatny uśmiech. Młody wampir mówił wiele, nie przekazując jednak swoimi słowami żadnej konkretnej treści, pomijając oczywiste fakty, których członek Zarządu był niewątpliwie w pełni świadomy. Jeśli był znudzony lub zirytowany, zdecydowanie nie dawał tego po sobie poznać. Był to wampir wyjątkowo trudny do czytania, który umiejętnie maskował swoje emocje i motywy. Alfred od razu otrzymał odpowiedź od swojego przełożonego.
ImagePanie Leneghan. Rzec muszę, że analizowanie aktywności Primogen Longa nie leży w zakresie Pana obowiązków. — Mówiąc o nietakcie, neonata mógł, mimo wciąż idącego w parze z uśmiechem przyjaznego tonu Spokrewnionego, odnieść bardzo wyraźne wrażenie, że popełnił właśnie faux pas. W końcu co innego rozprawiać na temat Primogena z innym neonatą, który zapewne dałby się wciągnąć w ten temat, gdybanie i rozważania o tym co, jak i kiedy zrobił wpływowy Arystokrata, a co innego z członkiem Zarządu, który przecież nie będzie z jednostką niemalże na dnie hierarchii dyskutować o tym, dlaczego głowa klanu Ventrue pojawiła się w takich okolicznościach w towarzystwie innego Starszego wampira.
ImageJeśli zaś chodzi o goszczącą tu Starszą klanu Gangrel, to utrata potomka, jak widać, jest w stanie pchnąć Spokrewnionego do różnych impulsywnych działań. — Jakkolwiek rażące było naruszenie Maskarady, tak spoglądając na to z pewnej perspektywy można było zrozumieć czemu do tego doszło. Szczęśliwie, zebrani na miejscu nieumarli sprawnie zneutralizowali problem zanim w ogóle się zdążył pojawić. Leneghan nie posiadał własnego potomka, jednak wiedział, że nie chciałby znaleźć się w podobnej sytuacji.
ImageMhm. Niech Pan tak właśnie zrobi. Noc wciąż młoda. — Ze skinięciem głowy poparł pomysł Alfreda, który przecież powinien korzystać. Uroczystości takie jak te nie zdarzały się często. Spotkania Spokrewnionych zazwyczaj ograniczały się do Elizjum, w którym przecież obowiązywały znacznie bardziej surowe zasady i nieco odmienna atmosfera.
ImageNie mogę powiedzieć złego słowa. Obecne jest tutaj doprawdy wspaniałe towarzystwo, jak i również wiele związanych z nim biznesowych możliwości. Rozwijająca się technologia otwiera niezliczone drogi, co jasno wskazuje, że warto inwestować w nowinki technologiczne. Przemysł zbrojeniowy także na tym zyskuje, tak więc życzę, aby Pańskie próby się powiodły. — Zachary zachwalał ludzi, i zapewne wampiry, a także pozytywnie spoglądał w stronę nowoczesnej technologii, która ułatwiała ludzką egzystencję, co z kolei sprawiało, że umoczenie palców w tym temacie mogło okazać się bardzo lukratywnym biznesem.

Kiedy Skadi rzuciła przerażonego mężczyznę, by następnie zniknąć w oddali, ten złapał się za swoją poranioną szponami twarz, szybko i nieregularnie oddychając, będąc zapewne w szoku i nie rozumiejąc w pełni co się właściwie stało. Minęła dobra chwila, nim biedak odzyskał kontakt z rzeczywistością i spojrzał na dwójkę stojących nad nim Azjatów. Jego miękkie w danej chwili nogi nie ułatwiały podciągnięcia go do pozycji stojącej, jednak wpływ mocy Dominacji ze strony Chenga pomógł rozwiązać ten problem.
Z ogromną trudnością wydukał z siebie imię, przedstawiając się jako Bradley Howell, a gdy Long wspomniał o dziewczynie, spocony ze strachu facet nie mógł się powstrzymać przed nerwowym rzuceniem komentarzem o nadludzko silnym potworze, który chciał go zjeść. Zanim jednak zaczął dobrze się rozkręcić w klekotaniu o tym co widział i przeżył, wpływ Dominacji zaserwowany przez potężnego wampira skutecznie go uspokoił, przynajmniej na tyle, by poddać wątpliwości to, czy faktycznie widział to co widział, czy po prostu miał pecha trafić na silną i charakterną dziewuchę, którą rozdrażnił czymś, co powiedział.
Teraz już rozkojarzony przez działanie Dominacji, niepewnie spoglądający po wampirach człowiek dał się zaprowadzić Feng Longowi do wozu. Próbował dociec co takiego zrobił, że dziewczyna tak go potraktowała. Miał nadzieję, że któryś z tej dwójki widział całe zajście i będzie w stanie powiedzieć mu co dokładnie robił. Czyżby aż tak się wstawił na tym balu? Do takich wniosków doszedł, analizując swój ból głowy i dziury w pamięci. Ventrue mogli w spokoju dokończyć swoją pracę i upewnić się, że śmiertelnik nie będzie stanowić żadnego problemu.

Wreszcie, po całym tym chaosie, gdzie wszystko mogło skończyć się zupełnie inaczej, gdyby nie sprawne działanie Spokrewnionych, Diana mogła odetchnąć i się jakkolwiek zrelaksować, póki uroczystość trwała, a w tle można było zasłyszeć znaną nieumarłym wokalistkę i jej cudowny, czarujący głos. Niewiele takich przyjemności zostało jej w nieżyciu, które było dla niej przede wszystkim ciągłą nauką i sprawdzaniem się przed swoim wymagającym stwórcą, jak i również przed samą sobą.

Marceau De Rosier wydawał się zadowolony z owocnej współpracy z Alexandrem. Pożegnał go z uśmiechem, życząc mu udanego wieczoru, samemu znikając gdzieś w tłumie. Morri zakończył najtrudniejszą część zadania, przejmując aparat fotograficzny wraz z filmem, którego zawartość mogła ujawnić obraz Skadi, i która nie mogła trafić w niepowołane ręce.

W międzyczasie. po zebraniu z radą Primogenu, Książę zakręcił się w głównej sali pomiędzy co bardziej wpływowymi wampirami, zamieniając raptem parę słów, po czym w towarzystwie Primogena Malkavian opuścił budynek, znikając w cieniu tuż za rogiem.

Re: .Głód wolności i krwi

Image
W momencie, gdy w otwartych drzwiach stanął drapieżnie wyglądający osobnik, James jakby stał się bardziej spięty, a nie tak spokojny i wyluzowany jak zazwyczaj. Momentalnie wyprostował się przed gościem, który przez samą swoją postawę, i poniekąd aurę, mieszane uczucia szacunku i strachu. Musiał być niebezpieczną, bądź też ważną personą - a może jedno i drugie - skoro tak wpływał nawet na nieustraszonego opiekuna pariasów.
ImageSzeryfie. Oczywiście, że nie. — Odpowiedział egzekutorowi, nie wydając się szczególnie zaskoczonym, spoglądając prosto w jego ślepia z uniesioną głową i poważnym wyrazem twarzy, jakby mierząc wzrok z groźnym drapieżnikiem. Nie pytał o powód jego przybycia, ani jak dotarł do tego pokoju hotelowego. Oboje dobrze wiedzieli dlaczego Szeryf się tam zjawił, to też James po prostu wymownie skinął głową i otworzył szerzej drzwi, po czym zszedł z drogi, pozwalając hrabiemu wejść do środka.
Podczas gdy Noah miał powód do rzeczywistych obaw ze strony wampira Sabbatu, z którego szponów cudem udało mu się ujść cało, dopiero w tej chwili, w obecności lokalnego egzekutora Camarilli, mógł rzeczywiście zacząć się bać. Wciąż nieznany społeczności wampirów, dopiero będący przygotowanym do przedstawienia Księciu, Noah był tak naprawdę wielką niewiadomą, choć Kimbolton musiał przynajmniej wiedzieć o jego egzystencji, skoro zdołał wyśledzić dwójkę pariasów w takim miejscu.
Co młody wampir mógł teraz zrobić? Próbować uciekać? Znów walczyć? Nic z tego tak naprawdę nie wychodziło w grę. Pozostało mu jedynie czekać oraz mieć nadzieję, że wszystko dobrze się skończy i nie spotka go ostateczna śmierć z ręki Szeryfa.
Greer nie rzucał żartami, ani nie marnował czasu Percivala na nic nie wnoszące pogaduszki. Czekał w milczeniu, aż łowca zacznie rozmowę i na głos wyjawi cel swojej wizyty. W tej sytuacji sam zapewne nie wiedział jaki los w tej chwili czekał Johnstona. Był on jednak jego podopiecznym, i skoro dwa razy zawalczył o jego byt, można było się spodziewać, a przynajmniej mieć nadzieję, że ancilla wstawi się za młodym wampirem i postara się ochronić go przed silnym ramieniem Camarilli.

Re: .Głód wolności i krwi

Oddalając się od miejsca napaści, James oglądał się przez ramię i podejrzliwie lustrował otoczenie. Jego krok był przyspieszony. Nie zdawał się być jednak przejęty, a raczej silnie zirytowany. Nie marnował jednak czasu i nie miał zamiaru ryzykować istnienia swojego podopiecznego. Poprowadził go bocznymi alejkami w stronę bardziej cywilizowanej części miasta.
ImagePomyleńcy, mhm. — Parsknął pod nosem reagując na pytanie Noaha, po czym rzucił odpowiedzią.
ImageTo najpewniej Sabbat. Gratuluję pierwszego przetrwanego starcia. — W jego głosie była jakby nuta aprobaty. Żółtodziób nie poddał się w końcu napastnikowi i walczył zaciekle o swoje istnienie. Instynkt przetrwania był w Johnstonie silny, nie było co do tego wątpliwości. Kolejny dowód na to, że młody wampir miał szansę sobie poradzić w tym brutalnym świecie mroku.
ImagePodejrzewam, że od tego momentu będą bardziej zainteresowani mną, niż tobą. W końcu dwukrotnie im już przeszkodziłem. — Rzeczywiście, wpierw Greer powstrzymał stwórcę Noaha przed dalszymi torturami, które miały na celu niewątpliwie złamanie jego psychiki, a teraz niemalże zniszczył innego wampira, który zapewne był z jego bandy. Musiał więc być na celowniku tych nieumarłych.
ImageA gdy przyjdzie co do czego, to raczej będą z tobą bardziej uważać, wiedząc jaki z ciebie bojownik. — Kolejny fakt. Nie był to scenariusz z nękaniem słabego, bezradnego człowieka. Tutaj do czynienia się miało z wampirem, jakkolwiek młodym, który będzie walczyć do końca z całych sił, i który prędzej zginie niż się ugnie.
ImageLepiej jednak, żebyś następnym razem był lepiej przygotowany, bo nie zawsze będziesz miał takiego farta, żeby zbliżyć się do przeciwnika ze swoimi kłami. — Tym razem faktycznie Johnston miał szczęście. Co jednak gdy trafi na kogoś, kto będzie bardziej wprawiony w boju, albo będzie trzymać żółtodzioba na dystans?
Po prawie godzinie pieszej wędrówki między budynkami, a potem już wzdłuż oświetlonych ulic, dwójka Spokrewnionych trafiła pod budynek innego hotelu. Była to lokacja wciąż daleko od serca Central, ale zdecydowanie bliżej bardziej zaludnionej części. Prosta architektura czteropiętrowego budynku z czerwonej cegły sprawiała, że był on odrobinę zachęcający, ale jednocześnie łatwy do przeoczenia i zapomnienia. Zdawało się to być idealnym miejscem dla kogoś, kto wolał nie zwracać na siebie uwagi.
ImageNo, to tutaj. — Nie marnując czasu, Greer wszedł do środka. Noah, podążając za nim stanąłby w obliczu niedużego, ale zadbanego holu utrzymanego w jasnych barwach. Spokrewniony podszedł do na wpół śpiącego, krótko ściętego recepcjonisty z lekkim zarostem, który podniósł mętny wzrok, spoglądając na gościa.
ImageMarcos dał ci znać? — Wampir spytał zmęczonego pracownika hotelu.
ImageTa, Pokój dwieście cztery. Tylko bez syfu. — Niechętnie sięgnął po klucz i położył go na ladzie, by James mógł go odebrać.
ImageDzięki. I bez obaw. — Zapewniwszy śmiertelnika, że obędzie się bez problemów, spojrzał na Noaha i kiwnął głową w stronę schodów, sygnalizując, by podążył za nim do góry.
Wampiry weszły po drewnianych, skrzypiących schodach i udali się wyznaczonego pomieszczenia. James włożył i przekręcił klucz, otwierając drzwi. Wnętrze nie było okazałe, ale zawierało wszystko, czego przeciętny człowiek mógł potrzebować. Niewielką kuchnię, łazienkę oraz sypialnię. Brakowało na wyposażeniu, co prawda, telewizora, czy chociażby gramofonu, ale były za to solidne zasłony, które za dnia mogły skutecznie blokować światło słoneczne. Było to schronienie dość ciasne i mało stylowe, pozbawione wielu współczesnych wygód, ale zapewniało wampirowi w jakimś stopniu bezpieczeństwo, i wiele więcej nie było tutaj potrzeba. Ancilla obszedł mieszkanie i rozsiadł się na krześle w kuchni, po raz kolejny zapalając papierosa.
ImageWygląda w porządku. Powinno ci to wystarczyć póki co. — Jakkolwiek nieciekawie się to miejsce prezentowało, przebijało po tysiąckroć przebywanie w piwnicy. W porównaniu z warunkami, w jakich przyszło mu egzystować przez ostatnie tygodnie, nawet to mieszkanie stanowiło luksus, choć w rzeczywistości daleko mu było do tego.
Nie minęlo więcej, jak dziesięć, minut, a nieumarli usłyszeli pukanie do drzwi. Z racji godziny i faktu, że zasadniczo nikt nie powinien był wiedzieć o zajmującym go nowym lokatorze, było to szczególnie podejrzane. Greer szybko uniósł się z krzesła klnąc pod nosem i ruszył powolnym krokiem w stronę drzwi wejściowych, sygnalizując ruchem ręki Johnstonowi, by trzymał się z tyłu.
Spokrewniony uchylił drzwi, a w nich stanął niespodziewany gość.

Re: .Głód wolności i krwi

Wystarczyło kilka chwil, by spokojny już wieczór został zaburzony i zamieniony w koszmar. Młody parias znajdował się w potrzasku, pozbawiony w tej danej chwili protekcji swojego mentora, gdyż napastnik czekał na dogodny moment, by przystąpić do ataku.
Rozpaczliwe wołanie i łkanie zdesperowanego żółtodzioba jedynie rozjuszyło wrogiego nieumarłego, którego gęba i tak wyglądała już dostatecznie nieprzyjaźnie, nie mówiąc już o jego nazbyt oczywistych zamiarach. Był gotów na siłę porwać przestraszonego pariasa, jeśli była taka konieczność, a nic nie wskazywało na to, by ten miał udać się z nim po dobroci.
W końcu jednak strach i bezsilność ustąpiły gniewowi, który rozpalił się wewnątrz Johnstona, gotowego walczyć o swoje istnienie tu i teraz, w tej ciemnej uliczce, niezależnie od tego jakie były na to szanse. Zagrożona Bestia wierzgała i pobudziła zwierzęcą, dziką naturę, której Noah nie znał, a która dała mu siłę, by przeciwstawić się zagrożeniu.
Wściekły, pozbawiony hamulców, ruszył na napastnika, który zdążył wystrzelić w stronę Noaha tylko raz, nim ten się do niego zbliżył, trafiając go w ramię. Na szczęście, za sprawą pobudzonej vitae aktywującej wampirzą dyscyplinę, strzał okazał się nie stworzyć dla pariasa zagrożenia. W bezpośrednim starciu siłujących się nieumarłych, lufa pistoletu została skierowana ku górze. Podczas tej siłowej walki, agresor oddał jeszcze parę strzałów, jeden w górę, a drugi gdzieś w bok. Hałas, jaki rozlegał się od strzałów był niemały i niewątpliwie zwrócił uwagę śmiertelników. Obcy nie pozwalał jednak młodemu wampirowi na odebranie mu broni, więc Noah wbił swoje kły w jego dłoń, gdy tylko nadarzyła się okazja. Ten zawył głośno, upuszczając w końcu pistolet, by następnie zacząć uderzać pięścią w głowę rozjuszonego, desperacko atakującego pariasa, a nawet próbując szarpnąć go za włosy i oderwać od jego martwego ciała, niczym wściekłego psa, który zacisnął na nim swoje szczęki i ani myślał puścić.
Wreszcie udało mu się odepchnąć wściekłego Johnstona i momentalnie sięgnął po swoją leżącą na ziemi broń. Jednak nim zdążył dobrze wycelować w swojego przeciwnika i oddać kolejny strzał, za jego plecami niespodziewanie pojawił się Greer, który wbił w gardziel wrogiego wampira metalowy nożyk, przejeżdżając nim przez prawie połowę gardła. Szybko udało mu się jednak uwolnić i na krótką chwilę ogłuszyć gangastera, by następnie wyciągnąć tkwiące w gardzieli ostrze i rzucić je na ziemię.
Nieprzyjaciel, widząc że stoi teraz na przeciwko dwójki Spokrewnionych, zgarbiony, osłabiony, ale zdecydowanie rozdrażniony, trzymając się za rozcięte gardło, postanowił się wycofać i czym prędzej uciekł z miejsca zdarzenia, nie chcąc dawać Jamesowi szansy, by ten go dobił.
Poraniony przez Noaha i Jamesa agresor zniknął za rogiem. Młody żółtodziób był bezpieczny. Trudno powiedzieć w jakiej byłby teraz sytuacji, gdyby się z nim udał tak jak żądał. Na pewno nie mógłby liczyć na pomoc swojego mentora, który pomógł mu wyjść z tego starcia bez szwanku. Choć tak naprawdę jego instynkt przetrwania wykonał tutaj pół roboty.
ImageCholera, spuścić cię z oczu na krótką chwilę, i od razu znajdujesz kłopoty. Co to był, kurwa, za typ, i czego chciał? — Opiekun Johnstona połowicznie zażartował, podnosząc swój nożyk, by następnie, pomagając Noahowi, z pełną powagą, zadać mu pytanie. Jednak nim pozwolił mu odpowiedzieć, rozejrzał się dookoła i rzucił.
ImageWiesz co, powiesz mi po drodze. Lepiej żebyśmy tu nie zostali. Narobiliście niezłego hałasu i gliniarze mogą się zjawić w każdej chwili. — Nie dało się zaprzeczyć, że te kilka strzałów słyszeli pewnie ludzie w obrębie paru przecznic. Ktoś musiał wezwać policję, a Spokrewnieni nie mogli czekać na ich przybycie. Musieli się ulotnić. Greer poprowadził młodego bocznymi, ciemnymi uliczkami z dala od miejsca zdarzenia, dając mu czas, by wyjaśnił co się właściwie stało.

Re: .Głód wolności i krwi

Image
Oboje potrzebowali tej chwili ciszy i relaksu. Spędzili w milczeniu dobre kilka chwil, zatapiając się we własnych myślach. O tak późnej porze niewielu ludzi przewijało się przez ten teren, tak więc elementów rozpraszających uwagę właściwie tam nie było. Pozwalało to na zebranie myśli i poukładanie wszystkiego w głowie.
Gdy Noah przerwał ciszę swoim pytaniem, Greer nieznacznie uniósł kącik ust i cicho prychnął pod nosem. Następstwem tego było zwrócenie jego wzroku w stronę swojego podopiecznego.
ImageA jak myślisz? — Potrzymał w niepewności żółtodzioba przez krótką chwilę, nim kontynuował.
ImagePokazałeś, że jesteś w stanie sobie poradzić i nie narobić przy tym szumu. O ile nagle ci nie odwali, to nie widzę powodu, by trzymać cię dalej w zamknięciu. — Skinął głową, ponownie spoglądając przed siebie. Noah mógł odetchnąć z ulgą, wiedząc że po tym udanym teście nieżycia może wreszcie skosztować trochę wolności.
ImageTrzeba będzie ci znaleźć jakąś miejscówkę do czasu, aż nie staniesz dobrze na nogi. — Powoli podciągnął się z ławy i odpalił kolejnego papierosa, rozglądając się dookoła.
ImageZnam gościa, który może coś załatwić. — Podciągnął rękaw i spojrzał na swój zegarek.
ImageMieszka niedaleko. Wstawaj i chodź. — Johnston spędził dobre parę tygodni w piwnicy. Nie mógł wrócić do swojego dawnego domu, ani do pracy. Pojawiłoby się zbyt wiele pytań i ktoś mógłby odkryć niebezpieczną prawdę. Można się było łatwo domyślić, że było to powodem, dla którego James chciał załatwić młodemu jakieś nowe lokum.
Kolejny dłuższy spacer zabrał dwójkę wampirów kolejne kilka przecznic dalej wzdłuż głównych ulic. Dopiero u końca podróży zeszli na boczną ścieżkę, przebiegającą pomiędzy kilkupiętrowymi budynkami, gdzie drewniany płot oddzielał stojące obok siebie obiekty. Panował tu półmrok za sprawą nikłego oświetlenia. Jedynie w nielicznych oknach tliło się światło za zasłonami. Noah przez całą drogę z parku miał wrażenie, jakby ktoś go obserwował, ale rozejrzawszy się dookoła nie był w stanie dojrzeć niczego ani nikogo podejrzanego.
Rozkojarzony przez nieprzyjemne uczucie żółtodziób zwiększał dystans od Greera. Mógłby przysiąc, że ktoś za nim podąża, ale wciąż nie było w zasięgu jego wzroku nic, poza pustą, ciemną uliczką. W tym czasie jego mentor dotarł do celu przeznaczenia i odwrócił się w stronę Johnstona, upewniając się, że wciąż za nim idzie, dodatkowo sygnalizując mu ruchem głowy, by się pospieszył i do niego dołączył. Chwilę po tym, gdy ten otworzył drzwi i wszedł do środka, ktoś zaszedł Noaha od tyłu, złapał mocno za usta i przystawił zimną lufę pistoletu do skroni.
ImageĆśśśś, ani stęknij. Ruszaj się. — Obcy, niski, nieco zachrypnięty głos zabrzmiał cicho obok ucha wampira. Osobnik był silny i nie pozwalał Spokrewnionemu się wyrwać z jego uchwytu. Prowadził go gdzieś w bok, w ciasny skwer między dwoma budynkami z dala od okien i światła. Nie mógł krzyczeć, a nawet gdyby mógł, to gnat przy jego skroni był wystarczającym środkiem perswazji, skutecznie wybijającym takie pomysły z głowy. Był wampirem, ale wiedział od swojego mentora, że może zostać zniszczony.
Agresor przycisnął nieumarłego do ściany budynku i, cały czas trzymając lufę przy jego głowie, zaczął go obwąchiwać. Po chwili gwałtownie obrócił go do siebie, teraz mierząc mu prosto w twarz, drugą ręką trzymając za szyję. Przed twarzą Noaha ukazała się nieprzyjemna, nieco zarośnięta gęba osobnika, którego dojrzał wcześniej w rogu knajpy, z której James wykonał telefon. Z bliska wyglądał niemalże nieludzko. Blada skóra, niemalże świecące ślepia, a nawet kły, wyłaniające się spod jego uniesionej wargi.
ImageKurwa, ani nie wyglądasz ani nawet nie pachniesz jak jego dzieciak. — Facet był zdegustowany, zawiedziony i wkurzony. Przyglądał się zwierzęcymi ślepiami oczom żółtodzioba, znajdując się nie dalej jak ćwierć metra od jego twarzy.
ImageŻałosne. Cuchniesz strachem. Nie jesteś tym czym miałeś być, ale my cię kurwa naprawimy. — Wycharczał agresywnie, odsuwając swoją twarz od niego. W obrzydliwy sposób oblizał swoje wyłaniające się spod zarostu usta. Z kolejnymi słowami obcego, coraz bardziej na myśl przychodził stwórca Johnstona i cierpienie, jakiego pod nim zaznał. Czy ten osobnik był z nim w jakiś sposób powiązany? Czyżby chciał kontynuować dzieło tamtego potwora?
ImageDobra, teraz grzecznie ze mną pójdziesz albo cię zawlokę. — Johnston niewątpliwie nie chciał powtórki z rozrywki, a bestialskie oczy tego osobnika przypominały mu jego stwórcę i kata. Na dobrą sprawę wiele się od siebie nie różnili. Ten zdawał się być równie nieludzki i zdawał się mieć podobne intencje. Co gorsza jednak, powiedział "my", co znaczyło, że jemu podobnych mogło być więcej. Puścił gardło młodego wampira i trzymał go cały czas na muszce, co kilka chwil rozglądając się, najpewniej by upewnić się, że teren jest czysty.
ImageNo? Na co kurwa czekasz? — Był nerwowy i niecierpliwy. Greer nie przybył z odsieczą, co znaczyło, że najpewniej nie wiedział o tym, co właśnie miało miejsce. Noah był zdany na siebie i jeśli nie chciał być zdany na łaskę potwora, musiał coś zrobić, i to szybko.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

Za sprawą interwencji Alfreda, zebrana publika miała wkrótce skupić swą uwagę na wokalu zapowiedzianej przez niego wokalistki. Louvenia była gotowa i oczekiwała, stojąc ze złączonymi powyżej pasa dłońmi, skinąwszy w odpowiedzi na słowa Alfreda, jednocześnie potwierdzając i mu dziękując. Wreszcie przemówił głośno, zwracając uwagę zebranych w sali ludzi, którzy przerwali, bądź przynajmniej wyciszyli swoje dyskusje, zastanawiając się co nieumarły ma do powiedzenia i wsłuchując się w jego słowa. Co najmniej kilka osób pewnie pokiwało głowami i uniosło kieliszki do góry w reakcji skierowane w strone gospodarza tej uroczystości. Na kilku twarzach poszerzył się przy tym uśmiech. Pośród obecnych twarzy można było dojrzeć zgodę w odniesieniu do pojawienia się wspomnianej aktorki i wyraźne zainteresowanie na wspomnienie o Louveni i jej talencie. Po zapowiedzi jej występu, sala rozebrzmiała głośnymi, znacznie żywszymi niż wcześniej oklaskami, które stopniowo się wyciszyły, a Toreadorka oczarowała publiczność swoim głosem. Atmosfera całkowicie się zmieniła, ludzie się zrelaksowali, uśmiechnęli i cicho szeptali między sobą, popijając przy tym wino. Duclair była w swoim żywiole, wlewając całe swe martwe serce w sztukę wokalu.
Alfred wykonał swoje zadanie udał się w stronę swego współklanowca, będącego również jego przełożonym, członkiem Zarządu Ventrue. Uprzejmość neonaty, którą otwarł dyskusję z pewnością zaplusowała, gdyż Sullivan uprzejmie przeprosił swoich rozmówców, zostając, przynajmniej na niewielkim skrawku pomieszczenia, sam na sam z ogarem.
ImageWitam, Panie Leneghan. — Odwrócił się do młodego wampira, stając przed nim wyprostowany, z czarującym uśmiechem i głową uniesioną dumnie do góry, spoglądając w oczy Alfreda. Mruknął pod nosem, jakby zawiedziony niezrozumieniem przez Leneghana obecnej sytuacji, która, przynajmniej dla Zacharego, wydawała się być bardzo klarowna.
ImageHmm, zdawałoby się, że było to oczywiste. Wpływowy Spokrewniony z klanu Gangrel, Gospodarz Elizjum, którego niewątpliwie miałeś niejednokrotnie okazję spotkać, najwyraźniej został unicestwiony. — Westchnął ciężko, pozbywając się uśmiechu z twarzy. Nie wydawał się zadowolony z tego obrotu spraw, choć z drugiej strony nie był też nazbyt przejęty. Ventrue i Gangrele wszakże nie byli przyjaciółmi, więc nie było się co spodziewać krwawych łez.
ImageTo dość niespodziewane wieści, żeby nie powiedzieć niepokojące, szczególnie dla jego klanu, który tak silnie na nim polegał. — Nie było tajemnicą, że Kuruk był charyzmatycznym osobnikiem, pod którym Gangrele miały szansę zaistnieć na scenie politycznej Chicago.
ImageNiewątpliwie sprawca zostanie, prędzej czy później, odnaleziony i ukarany. — Nie było to życzenie, a raczej chłodne stwierdzenie faktu. Śmierć tak rozpoznawanej figury nie mogła pozostać bez odpowiedzi. Można było się domyślać, że Książę i rada Primogenu właśnie dyskutowali o krokach jakie podejmą w tej sprawie.

Tymczasem Diana zdawała się być, przynajmniej przez chwilę, nieco przytłoczona obecnością karmiących się negatywnymi emocjami gniewnych zjaw. Jednak w chwili, gdy Louvenia rozpoczęła swój występ, a śmiertelnicy zostali pozytywnie podbudowani niezwykłym wokalem kobiety, duchom rzeczywiście nie zostało zbyt wiele. Niepewność, strach i konsternacja ustąpiły. Pochłonięci przez dźwięczny głos Toreadorki ludzie nie stanowili już dla zjaw atrakcyjnych kąsków i nie miały o co walczyć. W tej sytuacji nie trzeba było wiele, by przekonać duchy do opuszczenia tego miejsca. Wcześniejsze, jakkolwiek w tamtej chwili nieskuteczne inkantacje Regenta, mogło by się zdawać, że przygotowały pewne podwaliny, a pozytywna atmosfera w sali dodatkowo osłabiła gniewną aurę duchów. Gdy zjawy zaczęły się uspokajać i powoli odlatywać w różnych kierunkach, młoda Malkavianka mogła wierzyć, że jej działania w jakimś stopniu pomogły i przyniosły skutek. Na ile był to jej wpływ i Regenta, a na ile odcięcie od pożywienia, tego nie sposób było określić.

W tym samym czasie, za zamkniętymi drzwiami, Książę wysłuchał Rogeriusa i z pewną krytyką spojrzał po milczących członkach tego zgromadzenia. Nikt nie zdawał się posiadać w danym momencie dobrych odpowiedzi. Nikt nic nie wiedział. Unicestwienie Kuruka było nieprzyjemną niespodzianką, a jego następstwem realne zagrożenie ze strony jego rozgniewanego stwórcy. Można było się głowić jaka będzie oprócz tego reakcja pozostałych z klanu Gangrel na wieści o śmierci tak ważnej dla nich figury. Sytuacja wymagała działania.
ImageW takim razie chyba wiecie co macie robić. Zbadajcie wszelkie możliwe tropy, znajdźcie sprawcę i sprowadźcie go do mnie zdolnego do mówienia. — Nie było sensu marnować czasu w sytuacji, gdzie nikt nie posiadał żadnych użytecznych informacji, poszlak ani nawet teorii, które mogłyby rzucić nieco światła na tę zbrodnię.
ImageO ile nikt więcej nie ma nic do powiedzenia, nie widzę potrzeby, by to przeciągać. Zajmijcie się tym i informujcie mnie na bieżąco o tym co znajdziecie. — Zebranie to okazało się krótkie, choć te chwile milczenia i gniewny wzrok Księcia lustrującego każdego po kolei powodowały uczucie, jakby trwało wieczność. Szeryf i obecni członkowie Primogenu wiedzieli co mieli robić, aczkolwiek inna była kwestia zabrania się za to z racji braku jakichkolwiek tropów chociażby co do miejsca zdarzenia. Póki co, wszystko wskazywało na to, że to śledztwo miało być niemałym wyzwaniem. Stare wampiry miały jednak do dyspozycji szeroką sieć złożoną z neonatów i ancilla chętnych i gotowych, by się sprawdzić i zyskać w oczach swych przełożonych.

Podczas gdy Ventrue zajmowali się porządkami na zewnątrz, Alexander pracował nad fotografem, chcąc zdobyć zdjęcia z tego przyjęcia. Skutecznie zagadał pana Marceau De Rosier, korzystając przy tym z dyscypliny Niewidoczności, tworząc wokół siebie i śmiertelnika bańkę, przez którą nie przedostawały się żadne dźwięki i nikt z zewnątrz nie mógł usłyszeć zmieniającej wspomnienia nieszczęśnika komendy Morriego, przekazywanej przy utrzymywanym cały ten czas kontakcie wzrokowym. Potem nastała chwila niepewności i ciszy, gdy umysł Marceau trawił słowa wampira. Wreszcie odpowiedział, uśmiechając się przy tym.
ImageTak, oczywiście! Proszę bardzo, gwarantuję, że będzie pan zadowolony. — Wszystko wskazywało na to, że użycie Dominacji na fotografie się udało i wspomnienia zostały pomyślnie zaszczepione. Po tym działaniu mężczyzna nawet nie kwestionował prośby Alexandra, tylko momentalnie wręczył mu urządzenie zadowolony, niewątpliwie ufając, że zdjęcia ostatecznie trafią do Francisca Belmonte.
ImageW jakim terminie mogę stawić się po odbiór fotografii? Jak pan niewątpliwie pamięta, w przyszłym tygodniu pan Belmonte będzie chce zobaczyć gotowy album. — Posiadając informacje o lokalizacji pozostała jedynie kwestia tego kiedy Marceau będzie mógł się tam udać. Zdjęcia miały być dostarczone jego pracodawcy w określonym terminie, więc prędzej czy później rzeczywiście musiał tam przybyć.

Uprzejme prośby Chenga okazały się nie mieć żadnego skutku. Skadi była głodna i traktowała śmiertelnika jako swoją zdobycz, której w żadnym wypadku nie miała zamiaru oddawać. Biedak był absolutnie przerażony. Jęczał i szarpał się jak mógł, próbując oderwać od siebie łapę przynajmniej o głowę mniejszej od niego bestii, która pragnęła go pożreć. Feng Long próbował ugłaskać Starszą, trzymając dystans i starając się jej nie prowokować. Mężczyzna w potrzasku mógł jedynie nasłuchiwać dyskusji, z której nic nie rozumiał, i mieć nadzieję, że wróci tej nocy żywy do swojego domu. Leżało to wyłącznie w gestii dwójki dyplomatów poniekąd walczących o jego życie.

Re: .Głód wolności i krwi

Image
Greer przyglądał się z lekkim zaniepokojeniem żółtodziobowi, który wyglądał w tym momencie, jakby nie w pełni kontaktował z rzeczywistością. Omamy dręczące umysł młodego wampira nie ustępowały, jednak ten odzyskiwał powoli rozeznanie w tu i teraz. Wciąż jednak będąc odrobinę rozkojarzony przez swój obecny stan, ale był przynajmniej w stanie się komunikować. Dla postronnych mógł on zdawać się po prostu wstawiony, co patrząc z pewnej perspektywy nie było koniecznie dalekie od prawdy.
ImageCholera, co z tobą gościu? — Wampir wyraził swoje zaniepokojenie stanem podopiecznego, gdy ten się odezwał.
ImageDobra, wizje wizjami, ale nie gadaj tak głośno jeśli nie chcesz, żeby ktoś zadzwonił po białe kaftany. — Odpowiedział, rozglądając się dookoła, mając nadzieję, że nie ma żadnych uszu w zasięgu tej dyskusji. Rzeczywiście, zasłyszawszy człowieka dręczonego wizjami, pierwszym odruchem byłby pewnie kontakt z zakładem psychiatrycznym..
ImageChodźmy gdzieś, gdzie będziesz mógł trochę odsapnąć. Kilka przecznic stąd jest park. Posiedzisz tam to ci może przejdzie. — Nie czekał zbyt długo na reakcję Johnstona, tylko poprowadził go wzdłuż chodnika do najbliższego zielonego skweru, gdzie można było usiąść na ławce, pomyśleć, pogadać w spokoju. W trakcie drogi, kilku z mijanych przychodniów zwróciło uwagę na wampira, który dla postronnych zdawał się kiepsko trzymać i wymagał raczej ciepłej herbaty i porządnego wypoczynku w ciepłym łóżku.
W trakcie tej podróży do parku, stan żółtodzioba powoli się poprawiał. Halucynacje stopniowo ustępowały, a gdy dotarł na miejsce, częstotliwość echa głosu Mary nie była już tak drażniąca i pozbawiająca koncentracji. Usiadłszy na ławce z Jamesem, mógł wreszcie normalnie poprowadzić dyskusję, jedynie sporadycznie słysząc omamy dźwiękowe dobiegające z różnych kierunków.
Opiekun Johnstona siedział obok niego w ciszy, chyba również korzystając z okazji do chwilowego relaksu w otoczeniu natury, z dala od miastowego zgiełku. Czy wampiry mogą rzeczywiście wciąż docenić takie rzeczy? Przyrodę, ciszę i spokój? Czy ukojenie znajdują wyłącznie w spożywanej krwi? Ile człowieka po dziesiątkach lat może wciąż być w tej nieumarłej skorupie? Noah był dopiero na początku tej krętej, wyboistej drogi. Przed nim, niewątpliwie, były kolejne testy przetrwania, i nie wiedział jeszcze co go czeka, ani ile jego prawdziwego ja zostanie w nim, gdy przetrwa ten ciężki bój, o ile w ogóle go przetrwa.
Greer nie zamierzał, póki co, przerywać tej ciszy i możliwych przemyśleń. Postanowił dać sobie i swojemu towarzyszowi chwilę spokoju. Trudno było powiedzieć, kiedy miała być kolejna okazja, by po prostu usiąść i pomyśleć.

Re: .Głód wolności i krwi

Młody parias zastanawiając się nad rytuałem swojego mentora, mógł dojść do wniosku, że zapewne z czasem i on będzie musiał znaleźć kotwicę, która pomoże mu z codziennością. Aczkolwiek może nie musiał szukać. Miał w końcu swoją pracę i swoją rodzinę. Problem tkwił jedynie w tym, że był teraz nieumarłym potworem i nie mógł tak po prostu wrócić do swojego życia jakby nic się nie stało. Nie tylko ze względu na sam fakt, czym się stał, ale również ze względu na potencjalne zagrożenie, jakie to ze sobą niosło dla jego bliskich.
Johnston na moment stracił kontakt z rzeczywistością, zatapiając się w wyobrażeniu spotkania z Szeryfem, które powodowało bardzo nieprzyjemne uczucia. Ta wizja niemalże paraliżowała Noaha ze strachu, więc trudno sobie wyobrazić co by się stało, gdyby do tego spotkania rzeczywiście doszło. I tutaj właśnie kryło się sedno problemu, z czego Noah zdał sobie sprawę, gdy Greer odwrócił się, spojrzał na niego z politowaniem, ciężko wzdychając i odpowiadając na jego pytanie.
ImageCholera, chłopie, weź się w garść. O tym właśnie mówiłem, żebyś nie okazywał przed nim słabości. Jeśli staniesz przed nim roztrzęsiony niczym bezradna panienka, tak jak teraz, to nie wróżę ci świetlanej przyszłości. Do diabła, każdy młody ancilla cię wyśmieje, lub pośle na śmierć, żeby mieć cię z głowy. — Parsknął na sam koniec, wymownie kręcąc głową. Nie tylko z jego słów, ale i z jego twarzy można było wyczytać, że prawdopodobnie nie dawał swojemu podopiecznemu dużych szans na przetrwanie w wampirzej społeczności. Trudno było mu się dziwić. Minął prawie miesiąc, a Johnston, przez swój opór, dopiero teraz zaczynał robić pierwsze kroki.
Dwójka stała pod drzwiami kobiety. Noah przybrał nieco ludzkiego koloru, tworząc iluzję, jakoby był żywym człowiekiem.
ImageNie, stary. Nie będzie mnie tu, gdy będziesz się pożywiać. Albo sam nauczysz się kontrolować, albo nie nauczysz się wcale. — Jakkolwiek pomocny był James, nie miał on zamiaru trzymać młodego za rączkę. W jego gestii leżało to, by nie stracić nad sobą panowania, gdy uaktywnia się jego przypadłość. Prędzej czy później musiał stać się tego świadomy, i tego, że nikt nie będzie mu z tym pomagać.
James zostawił podopiecznego samego, by ten mógł zrobić to, na co powinien być już gotowy od dawna. To był jego osobisty test. Jeden z wielu kroków ku adaptacji. Jako wampir, drapieżnik, musiał to zrobić.
Gdy zdobył się na to, by zapukać do drzwi, otworzyła mu piękna, ponętna brunetka przed trzydziestką o kręconych włosach. Przedstawiła mu się, z uśmiechem na ustach, jako Mary. Bardzo szybko dojrzała jak nerwowy i niepewny był Noah, okazując zrozumienie, gdy wyjawił jej powód. Gdy przekazał jej pieniądze, miał ją całą dla siebie na najbliższą godzinę. Oczywiście nie potrzebował aż tyle czasu. Krótka rozmowa doprowadziła go do dłoni kobiety i do jej nadgarstków. Nie opierała się, a wręcz przeciwnie. Było jej przyjemnie, i to jeszcze nawet zanim zatopił w niej swoje kły. Kto wie, czy nie była to przypadkiem miła odmiana obok tego, co zapewne znosiła z innymi klientami.
Chwila muskania ustami dłoni kobiety i te drobne pieszczoty wreszcie skutkowały zasmakowaniem przez Johnstona jej krwi. Stęknęła. Odpłynęła. Noah spożywał czerwoną posokę przez krótką chwilę spokoju, zanim pierwsze halucynacje zaatakowały jego umysł. Gdy wreszcie do tego doszło, ku zdziwieniu Spokrewnionego nie były one tak inwazyjne jak za pierwszym razem. Tak naprawdę dopiero, gdy skończył się pożywiać, a kobieta w transie, niemalże nieprzytomna, leżała na łóżku, Johnston poczuł rzeczywisty napływ tych dźwięków, w których mógł rozpoznać głos Mary. Echem w jego głowie odbijały się niepełne, urwane zdania, parę momentów radości i śmiechu, rozmowę z kimś, kto zapewne był dla niej rodziną. Oprócz tego były i gorzkie momenty smutku, żalu i bólu. Wampir mógł jedynie spekulować co do powodów, słysząc jedynie skrawki dialogów. Może była to utrata kogoś bliskiego, albo utrata pracy i jedyna droga zarobku właśnie przez prostytucję. (pozyskano 3 punkty krwi). Siedząc tak przez dłuższą chwilę, a nawet podążając korytarzem w drodze do wyjścia mógł wciąż słyszeć echo głosu kobiety i te niezrozumiałe urywki rozmów.
Żółtodziób nie miał jednak pewności, czy były to rzeczywiste wspomnienia kobiety, odbicie jej duszy, czy być może zwykłe halucynacje, będące uzewnętrznieniem jego własnego poczucia winy w związku z tym grzesznym, wciąż trudnym do zaakceptowania przez niego czynem. Trudnym, ale wciąż łatwiejszym ze świadomością, że nie stracił nad sobą kontroli tak jak ostatnio. Nikt nie ucierpiał, ani on, ani jego ofiara. Mógł nawet poczuć pewną ulgę, że poszło to tak gładko i bez problemów. Jedyne, z czym musiał się teraz borykać, były głosy, przez które zdawały się dobiegać zza jego pleców, przez co Noah przynajmniej parę razy spojrzał za siebie, żeby się upewnić, że nikogo za nim nie ma.
Gdy dotarł do drzwi wyjściowych i rozejrzał się dookoła, dojrzał Jamesa opierającego się plecami o ścianę budynku, rozglądającego się po ulicy i spoglądającego na sporadycznie przemieszczających się po nim automobile. W pewnym momencie zauważył żółtodzioba i spojrzał na niego wymownie, z lekkim uśmiechem, widząc po nim, że jest w dobrym stanie i niesie raczej dobre nowiny. Odepchnął się od ściany i zaczął podążać w kierunku swego podopiecznego z jedną ręką w kieszeni spodni.
ImageNie słyszałem krzyków ani rozbijanych mebli, więc rozumiem, że poszło dobrze? — Spojrzał na Johnstona pytająco, unosząc brwi. Ten mógł jednak nie dosłyszeć całości, gdyż głos Mary dobiegający akurat z ulicy, na moment rozproszył jego uwagę.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

Nie trzeba było czekać na reakcję Primogena Ventrue. Błyskawicznie przeszedł do działania, przekazując instrukcję swemu podopiecznemu i potomkowi. Cheng Wei momentalnie ruszył w poszukiwaniu osobnika, który udał się śladem Starszej, a Feng Long był niedaleko za nim. Trudno było stwierdzić z całą pewnością, jakie mogły być potencjalne skutki tego zainteresowania wampirzycą, ale z pewnością nie mogły być dobre.
Opuściwszy posiadłość, Wei mógł mieć wątpliwości co do tego, czy uda mu się tego człowieka zlokalizować wziąwszy pod uwagę nieznajomość jego aparycji. Po przejściu kilku, może kilkunastu metrów, wątpliwości te zostały, na szczęście, rozwiane, gdy nieopodal posiadłości Belmonte, niedaleko chodnika, znalazł nieszczęśnika, który znajdował się w fatalnej sytuacji. Niedużej postury, rozgniewana bestia trzymała mocno jego twarz, nie pozwalając mu się wyrwać ani wydać z siebie nawet pisknięcia. Świecące ślepia Skadi zdradzały głód, który zamierzała zaspokoić tym właśnie przerażonym teraz głupcem, który za nią podążał. W tym momencie zdawało się, że dosłownie sekundy dzieliły człowieka od śmierci, a jedyną osobą, która mogła zapobiec tej tragedii była dwójka Ventrue.

Alfred wpadł na pomysł jak całkowicie oderwać uwagę zebranego bydła od całej tej sytuacji i porządków, jakich musieli podjąć się Spokrewnieni. Louvenia była wyraźnie zasmucona, tym bardziej, gdy Ogar napomknął o Kuruku.
ImageTak, on był wyjątkowy i miał wielkie plany. To przykre, że nie przyszło mu ich zrealizować. Mógł zrobić tak wiele dobrego dla swojego klanu. — Kobieta nie spuszczała jednak wzroku, starała się nie dać pochłonąć przez te negatywne emocje. Podziwiała Kuruka i miała ku temu dobre powody. Niewielu Gangreli posiadało taką charyzmę i siłę charakteru, która pozwalała na zjednanie klanu składającego się z samodzielnych samotników oderwanych od społeczności nieumarłych.
Duclair natychmiast rozpromieniała słysząc komplement oraz pomysł Alfreda. Wszyscy wiedzieli, jak kocha występować i jak potrafiła wpłynąć na publiczność, która ją zawsze wielbiła.
ImageOch, panie Leneghan! To wspaniały pomysł! Potrzebuję jedynie krótką chwilę, by się przygotować, ale jak tylko wrócę, będzie mógł mnie pan zapowiedzieć. — Spokrewniona z uśmiechem skinęła głową na odchodne, znikając na kilka chwil z sali głównej, by wrócić kilka minut później, uśmiechnięta, pewna siebie, gotowa, by oczarować publikę.

W tym czasie Irène wydała jasne polecenie młodszym Spokrewnionym, by ci zajęli się problemem znajdującym się tu, na miejscu. Fotograf, który niewątpliwie na swoim filmie miał zapisany wizerunek Gangrelki stanowił potencjalne zagrożenie dla Maskarady. Następnie poprowadziła Księcia, Szeryfa i pozostałych członków rady Primogenu do osobnego pomieszczenia w posiadłości.

Tym, który momentalnie przejął inicjatywę i ruszył w stronę fotografia był Alexander, nie marnując czasu i próbując owinąć sobie śmiertelnika wokół palca, celem uzyskania filmu z jego aparatu. Człowiek ten wysłuchał z uwagą nieznajomego, po czym odpowiedział z silnym, francuskim akcentem.
ImageW istocie! Pan Belmonte zawsze potrafił zorganizować piękne przyjęcia. Czuję się zaszczycony, że znów mam przyjemność skomponować dla niego album uwieczniający jedno z nich. Miło mi, Panie Morri. Marceau De Rosier, do usług. — Z uśmiechem na ustach, uprzejmie odpowiedział Morriemu, nie ukrywając swojej radości z tego wydarzenia i obecności na nim.
ImageSchlebia mi pan bardzo, panie Morri, ale mam wiele zleceń i trudno mi powiedzieć, kiedy będę mieć dość wolnego czasu, by móc podjąć się współpracy z nowym klientem. — Marceau nie zdawał się chcieć odmówić propozycji, ale z drugiej strony wszystko wskazywało na to, że był, prosto mówiąc, zaklepany, zapewne, przez możnych o podobnym statusie co Francisco Belmonte.
ImageJeśli zapisze mi pan numer, pod jakim mogę się skontaktować z pana wydawnictwem, to nie omieszkam zadzwonić, gdy znajdę wolny termin. — Fotograf mimowolnie dał się póki co poprowadzić Alexandrowi za sprawą wpływu jego dyscypliny Dominacji, niosąc ze sobą urządzenie do pochwytywania obrazów.

Tymczasem Rogerius starał się przegnać toczące ze sobą batalię duchy. Były nieposłuszne, oporne, nie zamierzające zrezygnować z apetycznych kąsków. Gniewnie zareagowały na jego prezencję i wpływ, stając się świadomymi jego łączności z drugą stroną. Nie stał się jednak obiektem ich zainteresowania na zbyt długo. Regent nie mógł wiele zdziałać w tej chwili swoimi pomrukami w pradawnych językach, nie bez użycia rytuałów, które pozwoliłyby mu na przegnanie tych dusz. Nie musiał jednak martwić się o ich obecność w pokoju audiencyjnym, gdyż nie było tam nic wartego zainteresowania dla niespokojnych duchów.

Gdy cała grupa, na którą składał się Alistair, Irène, Rogerius oraz Percival Kimbolton, podążyła za Księciem i zamknęła się w pokoju audiencyjnym, do którego poprowadziła ich Primogen Toreador, wreszcie można było kontynuować swobodną dyskusję. Archibald, trzymając dłonie złączone za swoimi plecami, zlustrował zebranych, analizując każdego po kolei, jakby szukając odpowiedzi na nurtujące go pytania, których nie mógł tam znaleźć. Po kilku sekundach zwrócił się nieco uniesionym tonem do nieumarłych, marszcząc brwi.
ImageCzy ktokolwiek ma jakiekolwiek pojęcie jak do tego doszło? — Równie dobrze pod tym pytaniem można było się doszukiwać innego, ale niekoniecznie musiało być tam drugie dno. Członkowie Primogenu i Szeryf byli świadomi tego, jak to zdarzenie może wpłynąć na relacje z klanem Gangrel. Wszystko wskazywało na to, że Kuruk miał wkrótce przestać być tylko nieoficjalnym ich liderem. Mimo iż nie mówiło się o tym otwarcie, było kwestią czasu, nim usiadłby z pozostałymi przy stole jako członek rady Primogenu, czemu skutecznie zapobiegła jego przedwczesna śmierć. Można było się spodziewać, że bez twardej ręki i mądrości Kuruka, Gangrele znów się rozproszą. Dopóki nimi kierował, Gangrele stanowiły niemalże zwartą, zjednoczoną grupę, co było właściwie dość niebezpieczne.
Będąc tego świadomymi, Spokrewnieni zebrani wokół Księcia mogli się zastanawiać, czy to nie pozycja niedawnego, powszechnie szanowanego gospodarza Elizjum była tym, co skutkowało jego unicestwieniem. Kto jednak mógłby to uczynić, oraz w jaki sposób? Kuruk jako potomek Skadi był z silnej krwi i dysponował nadzwyczajnym sprytem oraz siłą, w związku z czym można było się rzeczywiście zastanawiać w jaki sposób do tego doszło.

Re: .Głód wolności i krwi

Image
Znajomość sytuacji gospodarczej i politycznej miasta nie była zaskakująca u Noaha. Podczas gdy to co działo się w świecie śmiertelników było dla niego jasne, tak polityka prowadzona przez stare, potężne wampiry była mu zupełnie obca. Nie wiedział jeszcze z czym dokładnie ma i będzie miał do czynienia. Wiedział, mniej więcej, o budowie hierarchii Spokrewnionych, i że na jej szczycie stoją właśnie te stare wampiry kontrolujące całą resztę. Był świadom konfliktów między nieumarłymi i tego, że toczą się one od setek lat.
Żółtodziób badając knajpę, do której poprowadził go mentor, dojrzał szyld z nazwą "Leon's Haven". Mogło to prawdopodobnie oznaczać, że właściciel tego przybytku nosił imię Leon. Towarzystwo wewnątrz nie wyróżniało się niczym specjalnym. Przy barze było paru rozgadanych facetów, którzy jedynie na moment się odwrócili, widząc reakcję barmana, patrząc po prostu kto przyszedł, by prędko wrócić do zagłębiania się w swoje szklanki z alkoholem. Większość ludzi była zbyt podchmielona, by zwrócić uwagę na bledszy kolor skóry obu wampirów, który nie był nawet aż tak widoczny w tym świetle. Wszyscy byli skupieni na sobie, swoich trunkach i swoich rozmówcach. Tylko jeden osobnik siedzący samotnie w rogu, pod oknem, z nieruszonym kieliszkiem przyglądał się z uwagą obojgu.
Rosnący głód sprawił jednak, że Noah nie skupił na nim większej uwagi. Jego myśli coraz mocniej pochłaniała myśl o pożywieniu się, czy nawet obawa przed wizjami, jakie tej nocy zobaczy. Nic oprócz przejścia przez ten etap nie mogło zmyć z niego tych obaw. Był jednak gotowy, a przynajmniej chciał być i pokazać, że jest w stanie sobie z tym poradzić, chociażby po to, by nie musieć wracać do piwnicy.
Johnston w momencie przypatrywania się papierosowi, zdał sobie sprawę, że już wcześniej dojrzał paczkę Greera, na której widniał charakterystyczny, czerwony krąg, wskazujący na bardzo popularną markę Lucky Strike.
James nie odpowiedział, a jedynie wzruszył ramionami wymownie. Jego podopieczny co prawda poniekąd kojarzył ten rejon, ale nie rozpoznawał dokładnie adresu, co znaczyło, że pewnie nie miał okazji odwiedzić tego miejsca za życia. Były to mimo wszystko obrzeża Central, prawie graniczące z mniej bogatymi rejonami miasta.
ImageLokalnym Szeryfem jest Percival Kimbolton. Hrabia. — Parsknął pogardliwie, wspominając o tytule Kimboltona.
ImageNie chcesz wchodzić mu w drogę, gwarantuję. Stwierdzenie, że nie przepada za naszym rodzajem, byłoby łagodnie powiedziane. — Noah był dość rozumny i wiedział już dość, by dojść do tego, iż Greer mówił tu o Pariasach jako całości. Nie pobudzało to optymizmu. Jeden z, zdawało się, najbardziej wpływowych jak i niebezpiecznych Spokrewnionych w mieście pogardzał bezklanowcami, co dla takiego świeżaka jak Johnston mogło stanowić sporą przeszkodę i budzić wątpliwości co do angażowania się w sprawy nieumarłych.
ImageJedno co ci mogę doradzić, to jeśli przyjdzie ci stanąć z nim twarzą w twarz, nie okazuj przed nim słabości. Prędzej czy później do tego spotkania dojdzie, aczkolwiek lepiej, żeby było to później. — Ostrzeżenie, jakie otrzymał młody wampir, było warte zapamiętania. Noah wiedział, że każda szczypta informacji o społeczności krwiopijców może mu pomóc przetrwać, zwłaszcza w obliczu egzekutora działającego z ramienia samego Księcia.
Spokrewnieni byli prawie na miejscu. Znajdowali się niemalże pod hotelem, który zdawał się być celem podróży. Jeszcze chwila i Noah będzie mieć okazję pozyskać świeżą krew i stłumić uczucie głodu. Po wejściu do budynku, którego hol był cokolwiek biedny, aczkolwiek w miarę zadbany i dobrze oświetlony, James kompletnie zignorował recepcjonistę i skierował się prosto na schody, co sugerowało, że wiedział do którego pokoju się udać. Siedzący w recepcji ciemnowłosy mężczyzna z oznakami siwizny słuchał radia i czytał gazetę. Jedynie na moment odwrócił się w stronę gości, mierząc ich od stóp do głów, a widząc, że żaden z nich nie zamierzał do niego zagadać, zwrócił wzrok ku treści na papierze trzymanej w rękach gazety.
ImageZaraz będzie twoja chwila prawdy. Pamiętaj o zachowaniu pozorów i o tym, żeby dziewczyny nie wysłać do szpitala, ani gorzej, do kostnicy. Nie chciałbym stracić przez ciebie tego kontaktu. — Greer przekazał młodemu jasne instrukcje, wyraźnie licząc na to, że nie tego nie spieprzy. Nie do końca mu z tym ufał, i można było łatwo zrozumieć, że zależało mu na dojściu do tych dziewczyn. Skoro był poleconym klientem z jego ramienia, to dokonanie jakichkolwiek szkód niewątpliwie odbiłoby się bezpośrednio na jego relacji z kobietą, która zarządzała dziewczynami i dawała mu do nich dostęp.

Wyszukiwanie zaawansowane