Za sprawą interwencji
Alfreda, zebrana publika miała wkrótce skupić swą uwagę na wokalu zapowiedzianej przez niego wokalistki. Louvenia była gotowa i oczekiwała, stojąc ze złączonymi powyżej pasa dłońmi, skinąwszy w odpowiedzi na słowa Alfreda, jednocześnie potwierdzając i mu dziękując. Wreszcie przemówił głośno, zwracając uwagę zebranych w sali ludzi, którzy przerwali, bądź przynajmniej wyciszyli swoje dyskusje, zastanawiając się co nieumarły ma do powiedzenia i wsłuchując się w jego słowa. Co najmniej kilka osób pewnie pokiwało głowami i uniosło kieliszki do góry w reakcji skierowane w strone gospodarza tej uroczystości. Na kilku twarzach poszerzył się przy tym uśmiech. Pośród obecnych twarzy można było dojrzeć zgodę w odniesieniu do pojawienia się wspomnianej
aktorki i wyraźne zainteresowanie na wspomnienie o Louveni i jej talencie. Po zapowiedzi jej występu, sala rozebrzmiała głośnymi, znacznie żywszymi niż wcześniej oklaskami, które stopniowo się wyciszyły, a Toreadorka oczarowała publiczność swoim głosem. Atmosfera całkowicie się zmieniła, ludzie się zrelaksowali, uśmiechnęli i cicho szeptali między sobą, popijając przy tym wino. Duclair była w swoim żywiole, wlewając całe swe martwe serce w sztukę wokalu.
Alfred wykonał swoje zadanie udał się w stronę swego współklanowca, będącego również jego przełożonym, członkiem Zarządu Ventrue. Uprzejmość neonaty, którą otwarł dyskusję z pewnością zaplusowała, gdyż Sullivan uprzejmie przeprosił swoich rozmówców, zostając, przynajmniej na niewielkim skrawku pomieszczenia, sam na sam z ogarem.
Witam, Panie Leneghan. — Odwrócił się do młodego wampira, stając przed nim wyprostowany, z czarującym uśmiechem i głową uniesioną dumnie do góry, spoglądając w oczy Alfreda. Mruknął pod nosem, jakby zawiedziony niezrozumieniem przez Leneghana obecnej sytuacji, która, przynajmniej dla Zacharego, wydawała się być bardzo klarowna.
Hmm, zdawałoby się, że było to oczywiste. Wpływowy Spokrewniony z klanu Gangrel, Gospodarz Elizjum, którego niewątpliwie miałeś niejednokrotnie okazję spotkać, najwyraźniej został unicestwiony. — Westchnął ciężko, pozbywając się uśmiechu z twarzy. Nie wydawał się zadowolony z tego obrotu spraw, choć z drugiej strony nie był też nazbyt przejęty. Ventrue i Gangrele wszakże nie byli przyjaciółmi, więc nie było się co spodziewać krwawych łez.
To dość niespodziewane wieści, żeby nie powiedzieć niepokojące, szczególnie dla jego klanu, który tak silnie na nim polegał. — Nie było tajemnicą, że Kuruk był charyzmatycznym osobnikiem, pod którym Gangrele miały szansę zaistnieć na scenie politycznej Chicago.
Niewątpliwie sprawca zostanie, prędzej czy później, odnaleziony i ukarany. — Nie było to życzenie, a raczej chłodne stwierdzenie faktu. Śmierć tak rozpoznawanej figury nie mogła pozostać bez odpowiedzi. Można było się domyślać, że Książę i rada Primogenu właśnie dyskutowali o krokach jakie podejmą w tej sprawie.
Tymczasem
Diana zdawała się być, przynajmniej przez chwilę, nieco przytłoczona obecnością karmiących się negatywnymi emocjami gniewnych zjaw. Jednak w chwili, gdy Louvenia rozpoczęła swój występ, a śmiertelnicy zostali pozytywnie podbudowani niezwykłym wokalem kobiety, duchom rzeczywiście nie zostało zbyt wiele. Niepewność, strach i konsternacja ustąpiły. Pochłonięci przez dźwięczny głos Toreadorki ludzie nie stanowili już dla zjaw atrakcyjnych kąsków i nie miały o co walczyć. W tej sytuacji nie trzeba było wiele, by przekonać duchy do opuszczenia tego miejsca. Wcześniejsze, jakkolwiek w tamtej chwili nieskuteczne inkantacje Regenta, mogło by się zdawać, że przygotowały pewne podwaliny, a pozytywna atmosfera w sali dodatkowo osłabiła gniewną aurę duchów. Gdy zjawy zaczęły się uspokajać i powoli odlatywać w różnych kierunkach, młoda Malkavianka mogła wierzyć, że jej działania w jakimś stopniu pomogły i przyniosły skutek. Na ile był to jej wpływ i Regenta, a na ile odcięcie od pożywienia, tego nie sposób było określić.
W tym samym czasie, za zamkniętymi drzwiami, Książę wysłuchał
Rogeriusa i z pewną krytyką spojrzał po milczących członkach tego zgromadzenia. Nikt nie zdawał się posiadać w danym momencie dobrych odpowiedzi. Nikt nic nie wiedział. Unicestwienie Kuruka było nieprzyjemną niespodzianką, a jego następstwem realne zagrożenie ze strony jego rozgniewanego stwórcy. Można było się głowić jaka będzie oprócz tego reakcja pozostałych z klanu Gangrel na wieści o śmierci tak ważnej dla nich figury. Sytuacja wymagała działania.
W takim razie chyba wiecie co macie robić. Zbadajcie wszelkie możliwe tropy, znajdźcie sprawcę i sprowadźcie go do mnie zdolnego do mówienia. — Nie było sensu marnować czasu w sytuacji, gdzie nikt nie posiadał żadnych użytecznych informacji, poszlak ani nawet teorii, które mogłyby rzucić nieco światła na tę zbrodnię.
O ile nikt więcej nie ma nic do powiedzenia, nie widzę potrzeby, by to przeciągać. Zajmijcie się tym i informujcie mnie na bieżąco o tym co znajdziecie. — Zebranie to okazało się krótkie, choć te chwile milczenia i gniewny wzrok Księcia lustrującego każdego po kolei powodowały uczucie, jakby trwało wieczność. Szeryf i obecni członkowie Primogenu wiedzieli co mieli robić, aczkolwiek inna była kwestia zabrania się za to z racji braku jakichkolwiek tropów chociażby co do miejsca zdarzenia. Póki co, wszystko wskazywało na to, że to śledztwo miało być niemałym wyzwaniem. Stare wampiry miały jednak do dyspozycji szeroką sieć złożoną z neonatów i ancilla chętnych i gotowych, by się sprawdzić i zyskać w oczach swych przełożonych.
Podczas gdy Ventrue zajmowali się porządkami na zewnątrz,
Alexander pracował nad fotografem, chcąc zdobyć zdjęcia z tego przyjęcia. Skutecznie zagadał pana Marceau De Rosier, korzystając przy tym z dyscypliny Niewidoczności, tworząc wokół siebie i śmiertelnika bańkę, przez którą nie przedostawały się żadne dźwięki i nikt z
zewnątrz nie mógł usłyszeć zmieniającej wspomnienia nieszczęśnika komendy Morriego, przekazywanej przy utrzymywanym cały ten czas kontakcie wzrokowym. Potem nastała chwila niepewności i ciszy, gdy umysł Marceau trawił słowa wampira. Wreszcie odpowiedział, uśmiechając się przy tym.
Tak, oczywiście! Proszę bardzo, gwarantuję, że będzie pan zadowolony. — Wszystko wskazywało na to, że użycie Dominacji na fotografie się udało i wspomnienia zostały pomyślnie zaszczepione. Po tym działaniu mężczyzna nawet nie kwestionował prośby Alexandra, tylko momentalnie wręczył mu urządzenie zadowolony, niewątpliwie ufając, że zdjęcia ostatecznie trafią do Francisca Belmonte.
W jakim terminie mogę stawić się po odbiór fotografii? Jak pan niewątpliwie pamięta, w przyszłym tygodniu pan Belmonte będzie chce zobaczyć gotowy album. — Posiadając informacje o lokalizacji pozostała jedynie kwestia tego kiedy Marceau będzie mógł się tam udać. Zdjęcia miały być dostarczone jego pracodawcy w określonym terminie, więc prędzej czy później rzeczywiście musiał tam przybyć.
Uprzejme prośby
Chenga okazały się nie mieć żadnego skutku.
Skadi była głodna i traktowała śmiertelnika jako swoją zdobycz, której w żadnym wypadku nie miała zamiaru oddawać. Biedak był absolutnie przerażony. Jęczał i szarpał się jak mógł, próbując oderwać od siebie łapę przynajmniej o głowę mniejszej od niego bestii, która pragnęła go pożreć.
Feng Long próbował ugłaskać Starszą, trzymając dystans i starając się jej nie prowokować. Mężczyzna w potrzasku mógł jedynie nasłuchiwać dyskusji, z której nic nie rozumiał, i mieć nadzieję, że wróci tej nocy żywy do swojego domu. Leżało to wyłącznie w gestii dwójki
dyplomatów poniekąd walczących o jego życie.