Martwi Głosu Nie Mają (III)

Akt I | North Side | Dzielnica Lakeview, dom rodziny Davis

Martwi Głosu Nie Mają (III)

#1
Droga do celu prowadziła przez północną część Chicagowskiej rzeki. Mogło to przynieść na myśl plany dwójki mężczyzn, których planem było najwyraźniej wrzucenie zwłok do wody. Gdyby im się to udało, zapewne nieprędko zostałyby znalezione, o ile w ogóle. Równie dobrze ciało mogłyby wypłynąć na brzeg pół stanu dalej, gdzieś na południu, a wtedy badanie tropów tego morderstwa byłoby nawet większym wyzwaniem niż szukanie igły w stogu siana. Los bywa przewrotny. Może był to zwykły przypadek, a może jakaś wyższa siła zapewniła szansę na sprawiedliwość dla kobiety, choć jak na ironię, jej sprawą zajmował się kolejny, choć inny rodzaj potwora. Najważniejsze było to, że Marcus miał już jakieś strzępy informacji, udało mu się pozyskać ghula, a teraz, póki miał czas przed otrzymaniem od niego raportu kolejnej nocy, jechał do domu ofiary.
Dzielnica Lake View mieściła się bardzo blisko Jeziora Michigan. Była to przyjemna dzielnica mieszkalna, od której był tylko kawałek do słynnego Parku Lincolna, znajdującego się niżej, bliżej wybrzeża. Galloway dotarł pod otrzymany od swojego kontaktu adres, pod białym, typowym, nie wyróżniającym się szczególnie, domem rodzinnym jakich było wiele w okolicy. Zapłacił blisko trzy dolary za kurs (-$2.59) i ruszył w stronę ciemno brązowych drzwi frontowych. Miejsce było zadbane. Trawnik był równo skoszony, a na ganku znajdowały się doniczki z kwitnącą zielenią, a także parę krzeseł i nieduży stolik pomiędzy nimi. W domu, na dolnym piętrze, nie było widać świateł. Jedynie w jednym z górnych okien można było dojrzeć jakąś aktywność. Pora była dość późna, to też można było się spodziewać, że sen zmógł już kogoś z domowników.
Gdy zapukał do drzwi, minęła dobra chwila, zanim ktoś zszedł na dół i zapalił światło na parterze. Za oknem po lewej można było dostrzec ruch. Po chwili zza drzwi dobiegł męski, młody i pewny głos, zadający jedno, proste pytanie.
ImageKto tam? — To musiał być Charles, syn kobiety. Wampir musiał dostosować swoją strategię i zadbać przede wszystkim o to, by chłopaka nie rozjuszyć. Dopiero potem mógł kombinować i mieć nadzieję na to, że pozwoli na chwilę rozmowy i to na wyjątkowo ciężki temat.

Re: Martwi Głosu Nie Mają (III)

#2
Wykorzystanie Oscara do wywęszenia tropu na policji wydawało mu się dobrym pomysłem. Jones to typ człowieka, co ma wyćwiczone najpierw mięśnie, potem mózg; używający swojego autorytetu do podniesienia sobie samooceny. Niemniej dawało mu to powód do ambicji. Więcej odznaczeń na mundurze to większy autorytet, a tacy ludzie właśnie to lubią. Marcus liczył zatem, że skorzysta na jego karierowiczostwie i łaszeniu się do kapitana. Pewnie, mógł się go pozbyć już tam, w tej alejce, lecz zlikwidowanie większej ryby wydawało mu się nazbyt kuszące, a do tego potrzebował tej płotki jako przynęty. I kto wie, może wpływ Gallowaya okaże się zbawienny dla Oscara; może wyrośnie z niego coś bardziej wartościowego niż zbir z odznaką.
Teraz przyszedł czas skonsultować się z rodziną zamordowanej. Tutaj nie mógł pozwolić sobie na taką, nazwijmy to, swobodę, jak to było w przypadku Jonesa. Zły glina poszedł na kawę, pora na dobrego glinę. Tej roli nie zapomniał chyba jako jedyny w swojej macierzystej jednostce. Zapukał spokojnie do drzwi i w oczekiwaniu na odpowiedź z wewnątrz przyjrzał się otoczeniu. Pokiwał głową. Przyzwoite sąsiedztwo dla przyzwoitych ludzi. Co takiego stało się Elizabeth, że wylądowała na tamtym śmietniku...
I oto nadeszła odpowiedź na jego pukanie. Męski głos. Charles Davis, brat Elizabeth. Nie wolno mu teraz tego schrzanić. Uznał zatem, że powie mu prawdę.
- Pan Charles Davis, jak mniemam? - zapytał ciepłym, uprzejmym głosem. - Nazywam się Marcus Galloway, jestem prywatnym detektywem. Chciałbym zadać panu kilka pytań. Jeśli pan pozwoli, rzecz jasna.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Martwi Głosu Nie Mają (III)

#3
Ambicje były często głównym motorem napędowym, zarówno śmiertelników jak i nieumarłych. Szczególnie tych zepsutych i pozbawionych moralności. Marcus stawiał więc między innymi na tę właśnie kartę u Jonesa. Kwestia jednak tego, czy miało się udać zwrócić tego osobnika na właściwą drogę, było pod wielkim znakiem zapytania. Nadchodzące noce miały pokazać, czy wampir ocali swojego ghula i zaszczepi mu w sercu trochę dobra, czy pogrąży go w mroku i zgniliźnie jeszcze bardziej.
Tymczasem dobry, opanowany glina zapukał do drzwi, a słysząc zapytanie odpowiedział grzecznie, informując o celu swojej wizyty. Jak by nie patrzeć, Galloway w tym momencie nie kłamał. Poniekąd był prywatnym detektywem, choć samorealizującym się, a nie najętym przez kogoś innego. Sam przyjął na barki to śledztwo, pragnąć doprowadzić do sprawiedliwości tego, kto odpowiadał za to morderstwo. Nikt go o to nie prosił. Nie potrzebował żadnej zachęty finansowej. On po prostu chciał zrobić to, co uważał za słuszne, i opowiedzieć się za ofiarą w sytuacji, gdzie wszyscy inni zostali pozbawieni tej możliwości. Nie obchodziło go w jakie ciemne zakątki go to doprowadzi. Wiedział jedynie, że doprowadzi to do końca.
Nastała chwila ciszy po drugiej stronie drzwi. Minęły dwie sekundy, pięć, osiem, zamek drzwi został odblokowany. Drzwi się otwarły, a w nich stanął nieco wyższy od Marcusa, dobrze zbudowany brunet o jasnej cerze i gładkiej twarzy z charakternym podbródkiem, stojący w podkoszulku i spodniach. Nie wyglądał na zachwyconego wizytą detektywa. Ciepłe światło z wnętrza domu rozjaśniło przód sylwetki wampira i jego nienaturalnie bladą twarz. Chłopak zmierzył go wzrokiem i rozejrzał się dookoła.
ImageDetektyw, tak? W jakiej sprawie? — Zapytał krzyżując ręce na piersi i przyglądając się Spokrewnionemu podejrzliwie, opierając się ramieniem o framugę drzwi.
Podczas gdy w półmroku ulic Wietrznego Miasta brak żywego koloru skóry mógł nie rzucać się szczególnie w oczy śmiertelnikom, tak teraz, stojąc przed drzwiami domostwa, z którego uderzały w niego promienie światła z żarzących się w środku lamp, Galloway mógł poczuć się mniej bezpiecznie. Nienaturalny wygląd nieumarłego mógł potencjalnie zaważyć o sukcesie w rozmowie z mężczyzną, który już teraz krzywo na niego patrzał, zapewne zastanawiając się nad aparycją gościa, jak i niewątpliwie nad śledztwem, które przywiodło go pod drzwi rodziny Davis.

Re: Martwi Głosu Nie Mają (III)

#4
I oto stanął w twarz z Charlesem Davisem. Wydawał mu się osobą, która samym wyglądem mogłaby nakłonić zwykłych dziennikarzy do zadawania jak najmniejszej liczby niewygodnych pytań. On jednak nie był zwykłym dziennikarzem ani zwykłym gliną.
Marcus widział, jak Davis na niego spogląda. Był tu nieproszonym gościem i najwyraźniej niespecjalnie podobała mu się jego, nazwijmy to, karnacja. Od lat nie był na słońcu, więc mocno pobladł. Nie sądził, żeby był w stanie od tak się wyłgać, postanowił zatem skupić się na celu, w którym tutaj przyszedł. W tym celu skupił się i aktywował moc Prezencji, żeby wydać się Charlesowi bardziej atrakcyjnym lub przynajmniej mniej niegodnym zaufania.
- Mój klient i ja jesteśmy zainteresowani sprawą nie kogo innego, jak pańskiej siostry, Elizabeth- powiedział wciąż spokojnym tonem i nim Charles zdążył odpowiedzieć, kontynuował. - Miałem już okazję poczynić pewne postępy. Wiem, że policja celowo umorzyła śledztwo, gdyż okazało się ono... "niewygodne". Domyślam się również, że kazali państwu, to jest panu oraz matce, pani Davis, milczeć w tej sprawie. Mundurowi bardzo usilnie nie chcą, by ktokolwiek dowiedział się o tym więcej. Podejrzane, nie uważa pan? A ponieważ szczerze gardzę ludźmi wykorzystującymi swoją pozycję i wpływy do robienia, co im się żywnie podoba z innymi, postanowiłem, że doprowadzę tę sprawę do końca.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Martwi Głosu Nie Mają (III)

#5
Kobieta wychowała sobie kawał syna. Był to facet, który rzeczywiście wyglądał jakby mógł przyłożyć, gdyby został do tego sprowokowany. Pani Davis nie mogła prosić o lepszego strażnika przeganiającego nieproszonych gości. Charles dał wampirowi szansę, by powiedział z czym przychodzi, aczkolwiek jego ton i postawa jasno dawały do zrozumienia, że robi to bardziej z czystej grzeczności.
Sprawa była delikatna i wymagała równie delikatnego podejścia, a blada twarz Gallowaya wcale nie ułatwiała mu pracy. Z różnych powodów nieszczególnie żywy kolor, jakim się charakteryzował, mógł spłoszyć rozmówcę. Co jednak mógł zrobić w takiej sytuacji. Nie miał jak usunąć się w cień, a na rozpalenie krwi celem przybrania bardziej ludzkiego wyglądu było już za późno. Musiał improwizować i skorzystać z innych możliwości. W tej krótkiej chwili zdecydował się spróbować aktywować moc Prezencji, mając nadzieję na to, iż pomoże ona w ułatwieniu komuniacji.
W momencie, gdy z ust Spokrewnionego padło imię Elizabeth, na twarzy chłopaka pojawił się nieprzyjemny, groźny grymas. Jego żuchwa się poruszyła. Zęby się zacisnęły. Jednak słuchał dalej, spoglądając swoimi ciemnymi, brązowymi oczyma przeszywającym wzrokiem w oczy nieumarłego. Wysłuchawszy go pokiwał głową, nieco szybciej oddychając, i znów spojrzał podejrzliwie w lewą i prawą stronę, analizując otoczenie, nim znów zwrócił się do detektywa.
ImageA kim niby jest ten klient, co? Nikt z rodziny nikogo nie najmował. Coś kręcisz. — Pewnie i z pewnym zarzutem odpowiedział, nie dając wiary słowom jakie wypływały z ust obcego.
ImageZ resztą, nie przychodzisz pan z żadnymi rewelacjami. To wszystko już wiemy. — Parsknął, wzruszając pogardliwie ramionami na domniemane postępy wampira.
ImageJasne że umorzyli śledztwo i zamknęli usta wszystkim w okolicy, do cholery. O ile nie masz do powiedzenia czegoś interesującego, nie marnuj mojego czasu chłopie. — Dodał wnerwiony, odklejając się od framugi i stając przy drzwiach w takiej pozycji, by móc się cofnąć i zamknąć drzwi frontowe.
Wyglądało na to, że widoczna od początku niechęć brata ofiary do Kainity wciąż była obecna w takim samym, o ile nie większym stopniu, gdy zarzucił Marcusowi przedstawianie nazbyt oczywistych faktów. Czyżby wampirza moc na niego nie podziałała? Było to możliwe, sądząc po jego reakcjach i postawie. Wszystko zdawało się w tej chwili grać przeciwko Spokrewnionemu. Był teraz w nieciekawej sytuacji, gdzie musiał szybko pomyśleć nad sensownymi argumentami, które mogłyby zapewnić zainteresowanie młodego, zirytowanego w danej chwili, pana Davisa, a co za tym idzie pozwolić na kontynuowanie dyskusji i możliwe dowiedzenie się czegoś na temat ofiary, co pozwoliłoby znaleźć możliwie motyw zabójstwa, albo przynajmniej inne poszlaki.

Re: Martwi Głosu Nie Mają (III)

#6
Widocznie dyscyplina na niego nie zadziałała. Kurwa. Wygląda na to, że trafił się Marcusowi twardy zawodnik. No dobra, chce twardo, to będzie twardo. Nie stanie się z powrotem złym gliną, o nie. Ale dobrym gliną tym bardziej nie będzie. Będzie szczerym gliną. Do bólu szczerym. Męczyła go już ta noc...
- Chcesz nowości, więc może to ci się spodoba, chłopcze - rzekł twardo Galloway, spoglądając chłodno na Davisa. - Luther Burnett, mówi ci coś to nazwisko? Tak nazywa się gliniarz, który stoi za wyciszeniem tej sprawy i kto wie, może maczał też osobiście palce w śmierci twojej siostry. Wiem także, że Elizabeth nie zginęła w tamtej alejce. Została tam skądś przytargana, lecz jej mordercy mieli pierwotnie zamiar porzucenia ciała w rzece. Ktoś bardzo, bardzo chciał się jej pozbyć. Nie wiem, czemu, ale zamierzam się dowiedzieć.
Zmierzył go ponownie wzrokiem. Spojrzenie Gallowaya wskazywało wyraźnie, że mówi śmiertelnie poważnie.
- Nie przyszedłbym tutaj, gdybym nie wierzył, że możesz coś wiedzieć. Cokolwiek. To twoja siostra, z pewnością wspominała, gdzie wychodzi, czy się z kimś spotyka... Pomóżmy sobie nawzajem: ty powiesz mi, co wiesz, a ja dopilnuję, by winni dostali, na co zasługują. Elizabeth będzie mogła spoczywać w spokoju, a miasto zostanie nieco oczyszczone ze swojej zgnilizny.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Martwi Głosu Nie Mają (III)

#7
Wszystkie inne metody zawiodły. Ani grzeczność, ani użycie wampirzych zdolności nie zdało egzaminu, to też Spokrewniony zmuszony był do użycia nieco mniej kurtuazyjnych środków, choć nie aż tak skrajnych jak wcześniej. Igraszki słowne i uprzejmości nie miały tu zdać egazminu, więc przyszła pora na brutalną szczerość. Marcus walnął prosto z mostu, przekazując bratu dziewczyny wszystkie informacje jakie zdołał póki co zgromadzić.
Charles zmarszczył brwi słuchając z uwagą treściwych konkretów na temat brudnego gliny i prawdy o śmierci Elizabeth. Wpatrywał się w oczy Gallowaya zaciskając szczękę. Stał tak w ciszy przez chwilę, zapewne trawiąc garść informacji jakie właśnie otrzymał. Wreszcie obrócił się, chwycił za klamkę drzwi i zamknął ja za sobą. Pogmerał w kieszeni spodni i wyciągnął z nich paczkę papierosów, łapiąc za jednego, dobywając zapalniczki i odpalając go, by następnie porządnie się zaciągnąć.
Zrobił parę kroków do przodu, opierając się ręką o drewnianą podporę ganka przy samych schodach, wypuszczając z ust chmurę trucizny, rozmywającej się dalej w powietrzu.
ImageKurwa. — Rzucił cicho pod nosem, patrząc przed siebie.
ImageElizabeth nie zasłużyła na taki los. To była dobra dziewczyna. Do jasnej cholery. — Znów się zaciągnął i agresywnie wydmuchał dym, również przez nos.
ImageZawsze marzyła o tym, by móc zmieniać świat na lepsze. Pomagała ludziom. Co za kurewski bezsens. — Chłopak został zdominowany przez zmieszane emocje gniewu i smutku, które było wyraźnie słychać w jego głosie. Na szczęście jednak jego gniew nie był skierowany już w stronę detektywa, a sprawców tej zbrodni.
ImageNie mam pojęcia kim jest ten zasrany Burnett, ale chętnie dobrałbym mu się do dupy i wycisnął z niego wszystko co wie na temat tego kto to zrobił. — Lekko odwrócił głowę w stronę wampira, spoglądając na niego kątem oka.
Znów minęła chwila ciszy i zastanowienia. Dopiero po kolejnym buchu młody pan Davis mówił dalej.
ImageElizabeth nigdy nie obracała się w żadnym szemranym towarzystwie. Prowadziła swój biznes, uczciwy biznes, polegający na pomocy bezdomnym i bezrobotnym stanąć na nogi. Nie próbowała nawet maczać palców w lokalnej polityce, bo wiedziała, że tam siedzą tylko bezduszne hieny, które by ją zżarły żywcem. — Opuścił na chwilę głowę i pokręcił nią ze smutkiem. Starał się trzymać emocje na wodzy, zarówno swój gniew, jak i rozpierającą gorycz i smutek spowodowane tą niepowetowaną stratą. Emocje te spotęgowane były dodatkowo przez nowiny, jakie pod jego drzwi przyniósł obcy.
ImageNie wyobrażam sobie żeby ktoś mógł chcieć jej krzywdy. Kto… Kto mógł to kurwa zrobić!? Jak!? Dlaczego!? — Znów odwrócił głowę w stronę bladego Kainity, podnosząc nieco głos, mówiąc prawie przez zęby. W jego oczach widać było ogromny ból i rosnącą furię. Wkładał sporo energii w to, by się nie stracić nad sobą kontroli.
W tej chwili Charles był w takim stanie, że Marcus mógł dopytać go na temat wszystkiego co mogło przyjść mu do głowy. Chłopak współpracował i widać, że był gotowy odpowiedzieć teraz na wszelkie pytania, które mogłyby pomóc tej sprawie.

Re: Martwi Głosu Nie Mają (III)

#8
Te wieści zdaje się już przypasowały Charlesowi. Mężczyzna wreszcie zaczął mówić na temat. I w jakim ferworze się wypowiadał! Wyczuwał doskonale znajomy słuszny gniew i chęć zemsty na winnych. W pewnej chwili Marcus pomyślał sobie, że byłby z Davisa całkiem niezły materiał na Brujah - miał w sobie to coś, tą samą iskrę, która i w nim zapłonęła w chwili Spokrewnienia - lecz wizja zostawienia jego matki samej sobie, kiedy teraz tylko Charles może się nią opiekować, kolidowała z tym pomysłem. Poczeka, zobaczy.
Jeżeli to, co Charles mówił, było prawdą - a wątpił, by tak podminowany nawet pomyślał o kłamaniu - Elizabeth nie była nikim, kto zagroziłby ludziom z tak zwanych "wyższych sfer" w jakikolwiek znaczący sposób. A jednak ktoś na tyle wpływowy, by wyciszyć jej sprawę, postanowił ją kropnąć. To ci zagadka...
- Bardzo dobre pytanie - zgodził się z Charlesem Galloway. - Komu takiemu Elizabeth mogła przeszkadzać swoimi działaniami, że ten postanowił wziąć sprawy we własne ręce? - Zamilkł i zastanowił się przez chwilę. Prowadziła biznes... Być może, tylko może, fragment tej układanki znajdzie się gdzieś tam? Wszak wielu ludziom w mieście na rękę byłoby utrzymanie starego porządku, gdzie bogaci się bogacą, a biedni biednieją; w okolicy mógłby znaleźć się jakiś wpływowy biznesmen, który nie chciał, żeby kobieta odbierała mu tanią siłę roboczą. Biznesmen albo... - Mówisz, że prowadziła biznes. Znasz adres? Być może swoją działalnością nastąpiła komuś na odcisk. Komuś niekoniecznie powiązanemu z polityką czy policją, ale na tyle wpływowemu w ten czy inny sposób, żeby uciszyć ją raz na zawsze. Ją oraz wszystkich chętnych gadać na jej temat.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Martwi Głosu Nie Mają (III)

#9
Rozpalone emocje i gotująca krew, tak bardzo znane Krzykaczowi, pobudziły jego zainteresowanie pokrzywdzonym, który stał przed nim mówiąc o swej siostrze. Marcus sam wciąż był młody, ledwie odstający od ziemi Neonata. Jednak już teraz pojawiło się w nim pragnienie wciągnięcia w świat mroku kolejnego straceńca, który mógłby wraz z nim przemierzać noce, walcząc z niesprawiedliwością czającą się za każdym rogiem Wietrznego Miasta. Oczywiście, było na to za wcześnie. Odrywanie jedynego protektora domu, gdy jego obecność była tam niezwykle istotna, byłoby co najmniej okrutne. Ale Spokrewniony miał czas, tak samo jak i chłopak. Ale czy rzeczywiście miał w sobie ten sam płomień co nieumarły detektyw? Czy jego emocje kończyły się tam, gdzie jego żałoba? Był czas, by się o tym przekonać.
Głowiąc się nad słowami Charles’a, Galloway nie miał podstaw do żadnych sensownych wniosków. Jeszcze nie. Musiał drążyć dalej, dowiedzieć się, gdzie mieściła się siedziba biznesu dobroczynnej kobiety.
ImagePrzeszkadzać? Do cholery, w jaki sposób? Pomagała tym, którzy nie mogli liczyć na wsparcie od nikogo innego. Nie wiem jak można komuś podpaść w taki sposób. — Zirytowany burknął, wzruszając ramionami. Wydawało się dla niego absolutnie niemożliwym, by zajęcie Elizabeth mogło mieć cokolwiek wspólnego z jej śmiercią. Życie bywa jednak przewrotne, a potwory w świecie ludz, a zwłaszcza świecie biznesu, były, niestety, częstym widokiem.
Marcus próbował poukładać sobie to w głowie i wyciągnął pewne wnioski. Jej biznes był dla niego, przynajmniej w tej chwili, jedyną sensowną poszlaką. Planował ją zbadać i sprawdzić, czy uda mu się znaleźć tam jakieś powiązanie.
ImageMiała małe biuro w południowej części West Town. Dosłownie taka mała klatka z chyba dwoma, czy trzema niedużymi pomieszczeniami. — Po ponownym wypuszczeniu powietrza pełnego trucizny, podyktował Gallowayowi adres wspomnianego biura.
ImageOd razu mówię, że nie mam klucza. Nikt nie wie co się z nimi stało. — Było możliwym, że ktoś ją ograbił z kluczy w dzień, gdy została zamordowana, a może i przetrzymywała je policja. Nie sposób było stwierdzić w danej chwili.
ImageAle naprawdę nie wyobrażam sobie, by mogła działać na szkodę czyimś interesom. Nie była konfliktowym człowiekiem, ani chciwym. Trzymała się na boku i robiła swoje nie wchodząc nikomu w drogę. — Dodał na koniec, nie dopuszczając do myśli scenariusza, jaki przedstawiał Kainita.

Re: Martwi Głosu Nie Mają (III)

#10
Marcus nie podzielił się swoimi dalszymi przemyśleniami na temat potencjalnych powodów, dlaczego Elizabeth mogła komukolwiek w czymkolwiek przeszkodzić. Ludzie są różni i nieprzewidywalni. Z kolei on sam nie chciał jeszcze bardziej nakręcać Charlesa, jakkolwiek satysfakcjonująca nie była obserwacja jego wściekłości na tych, którzy na tą wściekłość zasługują.
Tymczasem zakonotował sobie, gdzie jeszcze powinien się rozejrzeć. Południe West Town. Powinien się tam w najbliższym czasie wybrać, zrobić rekonesans, może znajdzie więcej poszlak. Kluczami nawet się nie przejmował. Jak rzekł kartagiński generał Hamilkar Barkas, sól w oku Rzymian: "Albo znajdę drogę, albo ją przed sobą stworzę". Zresztą kto wie, czy jego "agentowi" nie wpadną one w ręce?
Pytanie tylko, czy jeszcze dzisiaj zdąży przed wschodem słońca? Zerknął nieco w bok, na horyzont, chcąc ocenić, jaka to już pora nocy. Gdyby się okazało, że wkrótce ma świtać, powinien zbierać się z powrotem do domu.
- Zajmuję się tym już dobrych parę lat. Choćby na ziemi zostały tylko dwie osoby, i tak znalazłby się powód, by jeden chciał zabić drugiego - rzekł filozoficznie Galloway. - Dziękuję za pomoc. Chętnie porozmawiałbym dłużej, lecz czas mnie nagli. Jednak obiecuję ci tu i teraz, że dopilnuję, by winnych spotkała zasłużona kara. Ty w międzyczasie postaraj się trzymać z dala od kłopotów. - Skinął głową. - Dobrej nocy - pożegnał się i odszedł, uśmiechając się jedynie ze zrozumieniem. Męczyła go już ta noc. Przed kontynuacją śledztwa potrzebował odpocząć, wezwał zatem taksówkę i wybrał się do swojego mieszkania.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Martwi Głosu Nie Mają (III)

#11
Detektyw doskonale rozumiał, że gdybanie i głośne spekulacje były co najmniej nie na miejscu w obecnej sytuacji i na tym etapie śledztwa. Nie miał żadnej pewności co do trafności swoich teorii, to też musiał czuć, że podjął właściwą decyzję nie drążąc dalej tego tematu.
Wiedział jaki był kolejny cel jego podróży. Następne miejsce, gdzie mógł szukać informacji i poszlak, które mogły potencjalnie pomóc mu rozwiązać zagadkę tego morderstwa i ukarać tego, lub tych, którzy za nim stali. Było jasnym, że w sprawę było zaangażowanych co najmniej kilka osób. Dwójka dryblasów, którzy wieźli zwłoki do rzeki, Oficer Jones, który okazał się być najniżej w hierarchii, a także Kapitan Burnett, który nie było wiadomo, czy był na szczycie tego całego syfu, czy wykonywał polecenie jeszcze kogoś innego.
Dla Spokrewnionego dysponującego tak znaczącą siłą jak Marcus, zamknięte drzwi rzeczywiście mogły nie stawiać większego kłopotu, to też nie miał powodu do szczególnych zmartwień w tym temacie.
Na horyzoncie wciąż panował zmrok, aczkolwiek powoli przebijała się tam jeszcze ledwo widoczna, jasna poświata, która w ciągu następnej godziny, może dwóch, miała rozciągnąć się nad całym regionem.
Charles tylko wzruszył ramionami i burknął pod nosem w odpowiedzi na filozoficzne pieprzenie.
ImageNie potrzebuję żadnych obietnic, tylko sprawiedliwości. Jeśli faktycznie znasz się na tym, to rób co masz robić i dopadnij tego, kto stoi za śmiercią Elizabeth. Powodzenia. — Odparł chłodno, gdy przyszło do pożegnania, dogaszając papierosa w stojącej na stoliku popielniczce, by wreszcie zniknąć za drzwiami swojego domu. Chwała, że przez cały ten czas udało się uniknąć tematu aparycji Spokrewnionego. Gdyby nie to, że chłopak był odwrócony większość czasu, to ta rozmowa mogła potoczyć się nieco inaczej. Udało się jednak pomyślnie pozyskać kilka użytecznych informacji, które niewątpliwie przydadzą się w nadchodzących nocach.
Mając te niecałe parę godzin w zanadrzu, Marcus mógł spokojnie pojechać z powrotem do schronienia. Minęła dobra chwila aż znalazł taksówkę i został zabrany pod swój adres w Central (-$2.27). Z ogromnym zapasem czasu dotarł na miejsce, będąc bezpiecznym przed nadchodzącymi, zabójczymi promieniami słońca.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości

cron