Droga do celu prowadziła przez północną część Chicagowskiej rzeki. Mogło to przynieść na myśl plany dwójki mężczyzn, których planem było najwyraźniej wrzucenie zwłok do wody. Gdyby im się to udało, zapewne nieprędko zostałyby znalezione, o ile w ogóle. Równie dobrze ciało mogłyby wypłynąć na brzeg pół stanu dalej, gdzieś na południu, a wtedy badanie tropów tego morderstwa byłoby nawet większym wyzwaniem niż szukanie igły w stogu siana. Los bywa przewrotny. Może był to zwykły przypadek, a może jakaś wyższa siła zapewniła szansę na sprawiedliwość dla kobiety, choć jak na ironię, jej sprawą zajmował się kolejny, choć inny rodzaj potwora. Najważniejsze było to, że Marcus miał już jakieś strzępy informacji, udało mu się pozyskać ghula, a teraz, póki miał czas przed otrzymaniem od niego raportu kolejnej nocy, jechał do domu ofiary.
Dzielnica Lake View mieściła się bardzo blisko Jeziora Michigan. Była to przyjemna dzielnica mieszkalna, od której był tylko kawałek do słynnego Parku Lincolna, znajdującego się niżej, bliżej wybrzeża. Galloway dotarł pod otrzymany od swojego kontaktu adres, pod białym, typowym, nie wyróżniającym się szczególnie, domem rodzinnym jakich było wiele w okolicy. Zapłacił blisko trzy dolary za kurs (-$2.59) i ruszył w stronę ciemno brązowych drzwi frontowych. Miejsce było zadbane. Trawnik był równo skoszony, a na ganku znajdowały się doniczki z kwitnącą zielenią, a także parę krzeseł i nieduży stolik pomiędzy nimi. W domu, na dolnym piętrze, nie było widać świateł. Jedynie w jednym z górnych okien można było dojrzeć jakąś aktywność. Pora była dość późna, to też można było się spodziewać, że sen zmógł już kogoś z domowników.
Gdy zapukał do drzwi, minęła dobra chwila, zanim ktoś zszedł na dół i zapalił światło na parterze. Za oknem po lewej można było dostrzec ruch. Po chwili zza drzwi dobiegł męski, młody i pewny głos, zadający jedno, proste pytanie.
Kto tam? — To musiał być Charles, syn kobiety. Wampir musiał dostosować swoją strategię i zadbać przede wszystkim o to, by chłopaka nie rozjuszyć. Dopiero potem mógł kombinować i mieć nadzieję na to, że pozwoli na chwilę rozmowy i to na wyjątkowo ciężki temat.
Dzielnica Lake View mieściła się bardzo blisko Jeziora Michigan. Była to przyjemna dzielnica mieszkalna, od której był tylko kawałek do słynnego Parku Lincolna, znajdującego się niżej, bliżej wybrzeża. Galloway dotarł pod otrzymany od swojego kontaktu adres, pod białym, typowym, nie wyróżniającym się szczególnie, domem rodzinnym jakich było wiele w okolicy. Zapłacił blisko trzy dolary za kurs (-$2.59) i ruszył w stronę ciemno brązowych drzwi frontowych. Miejsce było zadbane. Trawnik był równo skoszony, a na ganku znajdowały się doniczki z kwitnącą zielenią, a także parę krzeseł i nieduży stolik pomiędzy nimi. W domu, na dolnym piętrze, nie było widać świateł. Jedynie w jednym z górnych okien można było dojrzeć jakąś aktywność. Pora była dość późna, to też można było się spodziewać, że sen zmógł już kogoś z domowników.
Gdy zapukał do drzwi, minęła dobra chwila, zanim ktoś zszedł na dół i zapalił światło na parterze. Za oknem po lewej można było dostrzec ruch. Po chwili zza drzwi dobiegł męski, młody i pewny głos, zadający jedno, proste pytanie.
Kto tam? — To musiał być Charles, syn kobiety. Wampir musiał dostosować swoją strategię i zadbać przede wszystkim o to, by chłopaka nie rozjuszyć. Dopiero potem mógł kombinować i mieć nadzieję na to, że pozwoli na chwilę rozmowy i to na wyjątkowo ciężki temat.