Zakończywszy rozmowę ze swoim pomocnikiem, Noah opuścił budynek, w którym zostawił go wraz z nieprzytomnym świadkiem. Tym razem jednak nie miał zamiaru korzystać z taksówki. Było to zbyt oczywiste i niewątpliwie wyłożyłby się potencjalnie śledzącym go agentom na srebrnej tacy. Ruszył pieszo, podejrzliwie się rozglądając i lawirując między budynkami w taki sposób, by utrudnić podążanie za nim. Początkowo miał wrażenie, że gdzieś w oddali poruszał się znajomy pojazd, acz nie mógł ocenić, czy była to dwójka, którą miał nieprzyjemność poznać chwilę wcześniej. Niemniej, zadbał o to, by nie być łatwym celem. Jednak nawet mimo tych usilnych starań, przez prawie pół drogi był w stanie odnieść wrażenie, że ktoś za nim podąża. Na szczęście, za sprawą nadnaturalnej zdolności, która pozwalała mu skutecznie się ukryć, zdawało się że pomyślnie udało mu się zgubić ogon i ostatecznie, przemierzając ciemne i ciasne uliczki, przemierzył parę sąsiedztw i dotarł do Lower West Side, pod schody klubu, gdzie mieściło się Elizjum. Zajęło mu to o wiele więcej czasu, niż normalnie, ale przynajmniej miał względną pewność, że nie doprowadził niepożądanych śmiertelników do klubu.
Będąc na miejscu skupił się na tym, by odnaleźć Księcia. Było to jedyne miejsce, w którym wiedział, że może go znaleźć, to też miał nadzieję, że będzie mieć szczęście. Loża była jednak w danej chwili pusta, a dopytując lokalne wampiry, Johnston dowiedział się, że Nosferatu zaplanował swoje przybycie tej nocy w ciągu najbliższej godziny. Parias wyczekał na pojawienie się głowy Chicagowskiej Rodziny, mając przyjemność, lub i nie, oglądać nieustające widowisko, jakim byli Spokrewnieni uprawiający gadki, plotki i politykę, i rzeczywiście, gdy zegar odliczył mniej więcej pięćdziesiąt minut od przybycia neonaty, do Elizjum wszedł najważniejszy Kainita w mieście, nosząc swoją bardziej ludzką twarz, będąc oczywiście w towarzystwie swojego ghula. Archibald porzucił maskę, gdy przekroczył próg Elizjum i nie musiał martwić się już o swoją aparycję, odsłaniając na powrót znajomą, zabandażowaną głowę ze spiczastymi uszami i nienaturalnie wychudzoną sylwetkę. Jego ghul pomógł mu zdjąć płaszcz, odbierając go i udając się na bok, by go umieścić na wieszaku. Nosferatu został przywitany w mniej lub bardziej subtelny sposób przez obecnych nieumarłych, odbywając w drodze do loży kilka krótkich rozmów z co bardziej prominentnymi członkami Rodziny. Dotarł wreszcie do schodów i udał się do swej loży. Johnston miał szansę, by być pierwszym jego gościem po przybyciu, to też nie marnował czasu i czym prędzej udał się na górę.
Przed wejściem do loży Księcia, został oczywiście zatrzymany przez jego ghula, który surowym tonem dopytał neonatę o jego cel. Dowiedziawszy się z czym przychodzi, udał się do środka, wychodząc po krótkiej chwili i dając werbalny sygnał, że może wejść. Lider społeczności Kainitów Wietrznego Miasta przyglądał się z zainteresowaniem niedawno mianowanemu przez niego neonacie, czekając na grzecznościowy rytuał, do jakiego młody wampir był zobowiązany stając przed obliczem Księcia.
Noah Johnston. Przychodzisz do mnie z wieściami na temat prowadzonego z Brujah - Riderem - śledztwa. Podziel się więc nowinami jakie przynosisz. — Wygodnie wciśnięty w oparcie, złączył przed sobą chude, długie palce, zakończone ostrymi pazurami, wyczekując wieści, jakiekolwiek by one miały nie być. Noah nie przychodził z pustymi rękoma, bo i nie ośmieliłby się marnować czasu tego wpływowego krwiopijcy, zwłaszcza mając świadomoć ile mu zawdzięczał i jak wiele od niego zależało, ale niestety miał też pewne niepokojące wieści, jakimi musiał się podzielić, nie mając przy tym zielonego pojęcia jaka okaże się jego reakcja.
Będąc na miejscu skupił się na tym, by odnaleźć Księcia. Było to jedyne miejsce, w którym wiedział, że może go znaleźć, to też miał nadzieję, że będzie mieć szczęście. Loża była jednak w danej chwili pusta, a dopytując lokalne wampiry, Johnston dowiedział się, że Nosferatu zaplanował swoje przybycie tej nocy w ciągu najbliższej godziny. Parias wyczekał na pojawienie się głowy Chicagowskiej Rodziny, mając przyjemność, lub i nie, oglądać nieustające widowisko, jakim byli Spokrewnieni uprawiający gadki, plotki i politykę, i rzeczywiście, gdy zegar odliczył mniej więcej pięćdziesiąt minut od przybycia neonaty, do Elizjum wszedł najważniejszy Kainita w mieście, nosząc swoją bardziej ludzką twarz, będąc oczywiście w towarzystwie swojego ghula. Archibald porzucił maskę, gdy przekroczył próg Elizjum i nie musiał martwić się już o swoją aparycję, odsłaniając na powrót znajomą, zabandażowaną głowę ze spiczastymi uszami i nienaturalnie wychudzoną sylwetkę. Jego ghul pomógł mu zdjąć płaszcz, odbierając go i udając się na bok, by go umieścić na wieszaku. Nosferatu został przywitany w mniej lub bardziej subtelny sposób przez obecnych nieumarłych, odbywając w drodze do loży kilka krótkich rozmów z co bardziej prominentnymi członkami Rodziny. Dotarł wreszcie do schodów i udał się do swej loży. Johnston miał szansę, by być pierwszym jego gościem po przybyciu, to też nie marnował czasu i czym prędzej udał się na górę.
Przed wejściem do loży Księcia, został oczywiście zatrzymany przez jego ghula, który surowym tonem dopytał neonatę o jego cel. Dowiedziawszy się z czym przychodzi, udał się do środka, wychodząc po krótkiej chwili i dając werbalny sygnał, że może wejść. Lider społeczności Kainitów Wietrznego Miasta przyglądał się z zainteresowaniem niedawno mianowanemu przez niego neonacie, czekając na grzecznościowy rytuał, do jakiego młody wampir był zobowiązany stając przed obliczem Księcia.
Noah Johnston. Przychodzisz do mnie z wieściami na temat prowadzonego z Brujah - Riderem - śledztwa. Podziel się więc nowinami jakie przynosisz. — Wygodnie wciśnięty w oparcie, złączył przed sobą chude, długie palce, zakończone ostrymi pazurami, wyczekując wieści, jakiekolwiek by one miały nie być. Noah nie przychodził z pustymi rękoma, bo i nie ośmieliłby się marnować czasu tego wpływowego krwiopijcy, zwłaszcza mając świadomoć ile mu zawdzięczał i jak wiele od niego zależało, ale niestety miał też pewne niepokojące wieści, jakimi musiał się podzielić, nie mając przy tym zielonego pojęcia jaka okaże się jego reakcja.