Kolacja pod krawatem

Akt I | Central | "The Loop", pod salonem krawieckim

Kolacja pod krawatem

#1
W "The Loop", przy drodze od "Chicago Clubu", znajdował się całkiem przyzwoity sklep krawiecki. "Szyk u Tommy'ego" - tak się nazywał. Prowadził go jakiś Włoch i widocznie całkiem mu się powodziło, skoro mógł pozwolić sobie na taką dogodną lokalizację; w końcu kto wie, czy jakiś miejscowy bogacz czy dżentelmen nie zechce wpaść zatrzymać się w drodze na spotkanie z kolegami i zamówić nowego garnituru albo rękawiczek. Szczerze mówiąc, samemu Marcusowi też przeszło to przez myśl, lecz nie miał nigdy okazji odwiedzić owego Tommy'ego w godzinach otwarcia, mógł zatem jedynie podziwiać owoce jego rzemiosła przez witrynę sklepową.
Nasz włoski krawiec ulokował swój przybytek na parterze kamienicy zaraz przy głównej drodze. Wchodziło się do środka przez klatkę schodową i skręcało w prawo. Na wprost od wejścia - czyli po prawej, patrząc od strony chodnika - wisiały na wieszakach różne męskie kreacje, przeważnie garnitury, lecz bywały i bardziej swobodne, acz nie mniej eleganckie stroje, oddzielone od klienta ladą, za którą zwykle stał właściciel. Na półeczkach leżały dodatkowe akcesoria mające dopełnić ubiór: krawaty, muchy, rękawiczki, skórzane pasy, poszetki... Bardziej w tle z kolei umiejscowione były dwa manekiny, na których leżały marynarki, koszule i kamizelki - widocznie czekające na wykończenie. Gdzieniegdzie walały się przybory krawieckie. Frontową witrynę z kolei zdobiły trzy wysokie manekiny w pełnych kompletach garniturów: jeden w staromodnym fraku jak na wesele albo spotkanie z królem Anglii, drugi w ekstrawaganckim bordowym garniturze - wybór zaiste dla odważnych; trzeci w lśniącej wręcz bielą marynarce z czarną muchą i spodniami. Czekały już na kogoś owe kreacje? A może były tylko na pokaz - jako świadectwo talentu Tommy'ego oraz jego gotowości do przygotowania dla swojego klienta wszystkiego, czego tylko ten sobie zażyczy?
Marcus stał tak pod tą witryną i kontemplował w ciszy jej zawartość, dłoń pod brodą, oczy skierowane do przodu. W pewnej chwili obnażył zęby i przejechał po nich palcami. Dla przypadkowego przechodnia pewnie wyglądało to tak, jakby zaswędziała go dłoń i akurat tak mógł się szybko podrapać. Rzeczywistość była jednak zgoła inna. Coś go świerzbiło, prawda, lecz bynajmniej nie ręce.
Był głodny. Tak konkretnie głodny.
Wiedział jednak, że to miejsce jest dość popularne wśród ludzi "z dobrego domu". Chociaż nie należał do wybrednych, to tacy zawsze sycili go najbardziej, a ponieważ na ogół i tak nie przepadał za ważniakami i dupkami z wyższych sfer, to tym bardziej miło. Parę razy trafił nawet na takich już nieco podchmielonych, jeszcze w domu. Przyjemna odskocznia, musiał przyznać. Dzisiaj jednak nie miał specjalnej ochoty na "dodatki"; marzyło mu się coś... klasycznego.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Kolacja pod krawatem

#2
Do centrum miasta ciągnęło wielu, zarówno żywych jak i nieumarłych. Pośród nich było wielu biznesmenów, artystów i spełniających się zawodowo młodych ludzi. Podczas gdy była to większość, to obok nich byli i inni, znacznie prostsi ludzie, zainteresowani tym miejscem z zupełnie innych, bardziej przyziemnych względów. Należał do nich, wciąż stosunkowo świeży w Chicago, Krzykacz, który podczas, gdy nie przepadał za towarzystwem elegancików wszelkiej maści, zarówno śmiertelnych jak i Spokrewnionych z klanu Ventrue, doceniał wartość tej lokalizacji. Z premedytacją osiedlił się właśnie w centrum, tam gdzie populacja była niewątpliwie największa, a co za tym szło, łatwiej było o pożywienie. I to nie byle jakie pożywienie, bo biorąc pod uwagę jakie klasy społeczne tutaj przebywały, jakość vitae była znacznie lepsza niż gdzieś na przedmieściach, czy w bardziej industrialnej dzielnicy.
Ostatnie aktywności Marcusa pozostawiły go z niewielką ilością vitae, przez co Bestia powoli zaczynała się przebudzać, denerwować i przypominać o sobie. Trzeba było ją uspokoić, zepchnąć z powrotem w dół. Nie przewidywał problemów z zaspokojeniem swego pragnienia w tej lokalizacji. Wpatrując się w sklepową witrynę, gdzie mógł zaobserwować rezultaty pracy lokalnego krawca, zadowalającego wielu wymagających klientów. Kto wie, może i zdarzyło mu się uszyć i garnitur dla któregoś z tutejszych Arystokratów. Nie byłoby to zaskoczeniem, biorąc pod uwagę jakość wyrobów tego uzdolnionego rzemieślnika.
Skupiony na przepięknych kreacjach oczekiwał, aż w pobliżu pojawi się jakaś samotna ofiara, mogąca zaspokoić jego głód. Jako iż sklep był o tej porze zamknięty, nie można było się spodziewać, że ktoś skieruje się konkretnie tutaj. W kamienicy żyła jednak pewna liczba lokatorów, a i przechodniów, którzy tylko tędy przechodzili, na dobrą sprawę nie brakowało. Stojąc przed sklepem, Brujah zaobserwował kilkoro śmiertelników, jednak na jego nieszczęście nie były to póki co samotne jednostki. Pewne małżeństwo opuszczało akurat teren, być może udając się na jakąś uroczystość albo kolację. Dalej, dwójka młodych mężczyzn przeszła przez budynek, by wyjść z drugiej strony. Nie było warto nawet zwracać na nich uwagi. Głodny krwiopijca, standardowo, oczekiwał na samotne cele.
Pierwsze, podążające w pojedynkę jednostki, jakie zobaczył w pobliżu, z jakiegoś powodu nie wydawały mu się atrakcyjnymi kąskami. Tamta kobieta w spiętych blond włosach i o naturalnym uśmiechu przypominała mu kogoś z dawnych lat. Być może ofiarę, której sprawa została zamieciona pod dywan przez skorumpowanych kolegów, a może po prostu to niewinne spojrzenie powstrzymywało go przed zatopieniem w niej kłów. Czy może tamten młody chłopak, w którego oczach widać było marzenia i aspiracje. Nie zdawał się być jeszcze zepsuty przez chciwość i pychę.
Wreszcie jednak, po dłuższym oczekiwaniu, oczom Gallowaya ukazał się osobnik o zgoła innej aparycji, zupełnie innym spojrzeniu od ludzi, których przed chwilą tu widział. Był to wzrok podejrzliwy, w którym widać było nawet nutę pogardy. Należał on do faceta w jasnym, czystym garniturze. Mężczyzna obszedł Marcusa szerszym łukiem, jakby z obrzydzeniem, nie chcąc dopuścić, by zapach 'podczłowieka' znalazł się na jego bogatym odzieniu. Szczęśliwie, zaczepienie go i wciągnięcie go w prowokacyjną dyskusję, podczas której udało się skrócić do niego dystans, było dziecinnie łatwe, a potem tylko wciągnięcie go na bok i wgryzienie się w jego szyję było wyłącznie formalnością. (Uzyskano 3 Punkty Krwi)
Zostawiwszy nieszczęśnika gdzieś z dala od widoku postronnych, wampir mógł rozejrzeć się za kolejnym smakołykiem ulicę albo dwie dalej. Czując się już znacznie lepiej, z umysłem o tyle bardziej klarownym, dalej było tylko łatwiej. Następną przekąską okazał się być szemrany typ o lekkim zaroście, który nie wyglądał na szczególnie majętnego, ale za to wyglądał jakby miał coś na sumieniu. Lekko zgarbiony, z rękoma w kieszeni marynarki, spoglądał przez ramię jakby upewniając się, że nikt go nie śledzi. Nie zauważył, kiedy wyrósł przed nim wampir i zaciągnął go w boczną ścieżkę, gdzie już spijany przez nieumarłego nie stawiał żadnego oporu. (Uzyskano 2 Punkty Krwi).
Uspokoiwszy Bestię, Krzykacz czuł się nieco lepiej, swobodniej. Wcześniej rosnąca powoli obawa o utratę kontroli przeminęła i można było zająć się innymi sprawami. Oczywiście, można było wciąż spróbować najeść się do syta, ale z racji jego obecnej już aktywności, byłoby to pewnie nieco trudniejsze. Nie mniej, wiele spraw w mieście zdawało się wisieć nierozwiązanych. Wiele zagrożeń dla egzystencji Spokrewnionych, o których mówiło się ostatnimi czasy w Elizjum. Ale dla Marcusa to nie było wszystko. Wciąż miał swoją osobistą misję, którą powolutku realizował pomiędzy realizowaniem zleceń od starszych, doświadczonych nieumarłych.

Re: Kolacja pod krawatem

#3
Tutaj jakieś grupki ludzi w dwójkach, trójkach... Tam jakieś pojedyncze osoby, ale z drugiej strony nie widział w nich nic, co zachęciłoby go do podejścia; nawet jeśli była to ta lepsza krew, to zbyt dobrze im z oczu patrzyło jak na jego gust. Kto wie, może zrobią coś pożytecznego w przyszłości z tym miastem albo nawet z krajem. A jeśli okaże się, że wyrosną na kolejne zakały społeczeństwa z tysiącami gotówki w kieszeni, to... cóż, lubi wierzyć, że jest osobą cierpliwą. Ma czas. Dojrzeją i będą smakować jeszcze lepiej.
Pewnie, niektórzy Spokrewnieni mogą się podśmiechiwać z jego oporów przed polowaniem na byle kogo, lecz Marcus miał zasady i na litość boską będzie się tych zasad trzymał!
Wreszcie jednak przyszedł koniec denerwującego oczekiwania na godną zdobycz. Nawet lepiej: znalazł takich dwie. Najpierw zagadał do bogatego dupka. Zwrócił na siebie jego uwagę na dostatecznie długo, by zmniejszyć dzielący ich dystans, a potem wszystko podziało się już bez ingerencji umysłu. Ciało samo dobrze wiedziało, co robić. Irytujące, ale też zabawne, jak wielką potrzebę dyskusji na temat swojej wyższości czuli ludzie tego sortu. Pycha to jeden z siedmiu grzechów głównych. Cóż więc robił Marcus, jeśli nie karał za ów grzech?
Nic dziwnego, że te dupki Ventrue tak wielbiły krew ludzi z dobrego domu. Niczym drogie wino. Przynajmniej gust mają dobry.
Potem przyszedł czas na jeszcze jedną zdobycz. Nie była to może krew z górnej półki, lecz zawsze coś. Bestia i tak nie jest wybredna. Tutaj już miał jednak pewne opory przed wyssaniem tego skurwysyna do sucha. Pewnie jakaś czujka jednego z gangów albo paser, albo ktoś jeszcze inny. Po takim mało kto by zapłakał, ale mimo to osuszenie nie wchodziło w grę, jakkolwiek kuszące by to nie było.
Och... O tak, tak już się znacznie lepiej myśli. Marcus przetarł usta i odetchnął. Głód zaspokojony, Bestia uciszona... Wreszcie dało się skupić na czymś innym niż na vitae, chociaż wizja napicia się jeszcze do syta wydawała się kusząca. Najwyżej później natrafi się okazja. Na razie wsunął dłonie do kieszeni i ruszył niespiesznym krokiem wzdłuż ulicy, przy najbliższej okazji odbijając w kierunku Near West Side. Chętnie pozwiedza sobie Elizjum, a nuż jeszcze dowie się czegoś ciekawego. Albo któryś ze starszych Spokrewnionych będzie potrzebować pomocy, albo znajdzie bliższe sobie zajęcie bliższe temu, czym dawniej się zajmował. To miejsce przepełnione najróżniejszymi okazjami. Kwestia jedynie sięgnąć po te okazje.

/z.t
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości

cron