Jak detektyw z grabarzem

#1
z wątku Polowanie na wilki (III)
Panowie udali się na miejsce za pośrednictwem taksówki. Okolica, w której ulukowany był bar, obfitowała w kamienice stanowiące dom dla klasy robotniczej. Nad ciasnymi uliczkami zwisały liczne rzędy naprężonych sznurów z praniem, za niektórymi oknami dobiegał przytłumiony odgłos kłótni. Gdzieś na przecznicy paru typów spod ciemnej gwiazdy bykiem spoglądało na zatrzymujący się wehikuł, z którego wysiedli nieumarli.
— Dotarliśmy, Marcusie. Perłą w koronie tej przyjemnej dzielnicy jest pub, do którego zmierzamy. Zachowujmy się godnie w środku, gdyż interes należy do Greera — powiedział półżartem, półserio.
Noah zaprowadził towarzysza do głównego wejścia Leon's Haven, kiedy znaleźli się oni u progu, bezklanowiec przepuścił przodem gliniarza. Otwarcie i zawitanie do wnętrza sali oznaczało wkroczenie w obłoki dymu tytoniowego. Kilku robotników spożywało tani alkohol, siedziąca w oddali kobieta ubrana w tandetną kieckę zdawała się negocjować z jednym z gości, spoglądając na niego z grzeszną obietnicą. Ktoś z obsługi klęczał, aby za pomocą szczotki, szarego mydła oraz wiadra wody energicznymi ruchani wyszorować mały fragment podłogi zabrudzonej krwią. Nikogo to nie dziwiło, być może mordobicia były tutaj na porządku dziennym? Za ladą stał właściciel, obserwujący przybycie następnych klientów. Podeszli oni do niego.
— Dobry wieczór, Leon. Przytulnie jak zawsze. Będzie dzisiaj Greer? Mam mu do zaprezentowania oto tego dżentelmena oraz informacje do przekazania. — Wskazał otwartą dłonią na detektywa.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#2
Milczał przez dłuższy czas. Zamiast zabawiać nowego znajomego rozmową wolał badać otoczenie, w którym się znaleźli. Zatem przyjaciel Noaha, ten cały Greer, pomieszkiwał w centrum. Jaki ten świat mały. Wyszedł z taksówki i rozejrzał się. Wciągnął powietrze w martwe płuca i wypuścił je po chwili. Niby serce miasta, a jednak taki trochę rynsztok. Gdyby jeszcze oficjalnie pracował w policji, niewątpliwie miałby tutaj pełne ręce roboty.
- Jak tak patrzę na tą "koronę", to nawet się nie dziwię, że taka jej perła. Wręcz brylant.
Wszedł do pubu, puszczony przez pariasa przodem i poprawił spoczywający na głowie kaszkiet. Obadał wnętrze i jego bywalców. By być całkowicie szczerym, nijak nie dziwiło go tu nic, co dostrzegł: ani alkohol, ani dama ewidentnie lekkich obyczajów, ani nawet krew na podłodze. Policja widocznie nie czuła potrzeby ani ochoty, by odwiedzać to miejsce, zrozumiałe zatem, dlaczego w erze prohibicji miejsce to wciąż serwowało zakazany owoc w postaci gorzałki. Poza tym, skoro de facto właścicielem tego pubu był Spokrewniony - parias czy nie parias - to również jego wpływ mógłby ograniczyć wszelkie dociekania z "zewnątrz".
Stanął obok Noaha, kiedy ten przedstawił go człowiekowi za barem. Marcus ściągnął nakrycie głowy, schował je w kieszeni kurtki i skinął płytko głową, spoglądając na mężczyznę.
- Miło poznać - powiedział lakonicznie.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Jak detektyw z grabarzem

#3
Pod osłoną nocy, dwójka nieumarłych przekroczyła publicznym środkiem transportu granicę między West Side a Central. Bardzo szybko dotarli do, utkniętej bezpiecznie na uboczu samego serca Wietrznego Miasta, dość niepozornej knajpy "Leon's Haven". Gdy przyszło zapłacić za przejazd taksówką, Noah nie miał problemu ze znalezieniem kilku monet w swoich kieszeniach. Śmiertelne towarzystwo wciąż było aktywne, i nawet niedawna rozróba nie zmniejszyła zainteresowania wizytą w tym uroczym przybytku, pozostającym poza wszelką uwagą lokalnych mundurowych, co musiało przyczynić się do popularności tego miejsca. Nikt nie musiał obawiać się o najazd agentów prohibicji, ani o spokój zmącony przez Chicagowską policję. A okazjonalne bójki zostawiające ślady krwi na drewnianych panelach? Były, są, będą. Na dobrą sprawę były chyba one częścią uroku Leon's Haven.
ImageHej Johnston. — Parias otrzymał przyjazne powitanie od właśnie wycierającego kieliszek zarządcy przybytku, który co prawda osobiście nie znał dobrze Noaha, ale wiedział przynajmniej tyle, że to 'człowiek' z ramienia Jamesa, a więc zaufany, swój facet. Na zupełnie obcego mu Gallowaya spojrzał tylko, skinąwszy głową, momentalnie wracając do Noaha.
ImagePonoć ma wpaść później. Możesz na niego poczekać, ale nie wiem czy będzie za pół, godzinę, czy dwie. — Wzruszył lekko ramionami, odpowiadając na pytanie protegowanego Greera. Leon pracował tam zapewne całą noc, więc jemu akurat nie robiło dużej różnicy o której zajrzy do knajpy James. Na szczęście nieopodal, pod ścianą, był jeden z paru wolnych stolików, gdzie bezklanowiec wraz z Krzykaczem mogli spocząć, kontynuując dyskusję i oczekując na pojawienie się opiekuna Pariasów, o ile ten rzeczywiście miał tam zawitać tej nocy.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#4
Wampir wysłuchiwał Leona, utrzymując serdeczny uśmiech na ustach, odwzajemniąc przyjazne nastawienie do rozmowy. Wieść o przybyciu mentora uradowała wychowanka. Nie zapowiedział się, więc czekanie mu nie przeszkadzało. Jeżeli James miał tutaj zawitać, wystarczyło wykazać się cierpliwością, najwyżej Noah wykonałby telefon, jeśli oczekiwanie zaczęłoby się przedłużać.
— W porządku, poczekamy. W takim razie poproszę dwa kufle, nie będziemy tutaj siedzieć... O suchym pysku. — Johnston zdecydowanie zamierzał użyć kulturalniejszego sformułowania, ale rozejrzawszy się, uznał, że przesadne korzystanie z zasad dobrego wychowania było tutaj niepożądane.
Zapłaciwszy za piwo, zabrawszy je ze sobą wraz z podkładkami, skinieniem głowy wskazał Marcusowi wolny stolik w kącie. Po chwili grabarz wygodnie zasiadł.
— Twoje zdrowie, towarzyszu. — Wzniósł symbolicznie toast za detektywa, bowiem w rzeczywistości Parias jedynie zmoczył usta, nie wypił ani kropelki. Widać było, że Noah brzydził się tym, co pił, zupełnie tak, jakby kosztował wodę zmieszaną z zawartością popielniczki.
— Nigdy się do tego nie przyzwyczaję ani nigdy się nie pogodzę z tym, że straciłem smak do napitków oraz potraw. Cóż, coś za coś — mówił cichym głosem, zarezerwowanym jedynie dla uszów gliniarza. — Takie są uroki utrzymywania Maskarady.
Po tych słowach Johnston niezwykle uważnie rozejrzał się po sali głównej baru. Wiedział, że to miejsce nie było w pełni bronione, ponieważ właśnie tutaj, w tym cholernym kącie, Sabbatnik go wypatrzył. Bezklanowiec nie zamierzał dać się drugi raz zaskoczyć, dlatego też wykorzystał moc swej przeklętej krwi, ażeby przebudzić mistyczny wzrok. Zaczął Widzieć Aury. Wraz z aktywną mocą prowadził rozmowę z Marcusem, zachowując czujność.
— Powiedziałeś, że nie jesteś stąd. Providence jest twoim miastem. Przywiały cię tutaj osobiste ambicje? Interesy, hm? A być może konieczność? Jedno jest pewne, Chicago stało się niebezpieczne po każdej stronie barykady. Prohibicja zaczyna zbierać swoje żniwo na ulicach, natomiast my Spokrewnieni borykamy się ze śmiercią Kuruka. Zastanawia mnie czy rozwikłamy tajemnicę jego zniszczenia, bowiem od tego zależą stosunki z klanem Gangrel. Ludzie tacy jak ty stają się teraz na wagę złota, Marcusie.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#5
Ach, piwo, dla niektórych wręcz nektar bogów po ciężkim dniu pracy. Dla Marcusa i Noaha jednak - ledwie rekwizyt do wtopienia się w otoczenie. W końcu co to za typ, co wchodzi do pubu tylko po to, by sobie posiedzieć? Dziwak jakiś. Albo glina.
Wzniósłszy toast razem z partnerem w dochodzeniu, Galloway zbliżył kufel do ust. Pociągnął z lekka nosem. Prawdziwe piwo. Pozwolił sobie nawet na odrobinę degustacji. Naturalnie ów drobny łyk zaraz potem dyskretnie wypluł. Chociaż on sam nie miałby pewnie problemu z napiciem się, jego przeobrażony organizm już byłby innego zdania. Pamiętał doskonale czas, kiedy w pierwszych nocach swojego nowego, wampirzego (nie)życia przygotował sobie stek na obiad. Krótko potem wszelka zawartość talerza wylądowała w łazience, kiedy wszystko brutalnie zwymiotował. Lekarz nazwałby to "torsjami". W jego mniemaniu było to prędzej "wywinięcie bebechów na lewo".
- Powiedzmy, że ani jedno, ani drugie. Chociaż w sumie... ambicja... To może - uznał po krótkiej chwili zastanowienia. Spojrzał na złoty trunek w kuflu, a następnie wlepił wzrok w pariasa. Wydawał mu się bardzo czujny. Bardzo czujny... - Z konieczności na pewno. W domu byłem zbyt rozpoznawalny, żeby nie dopuścić do złamania naszych zasad. Wolałem nie ryzykować, że ktoś zacznie węszyć, jakkolwiek wizja dalszego oczyszczenia miasta z wszelkiego gówna ubranego w brokat i drogie garnitury pozostawała kusząca. Mimo to wierzę, że Chicago przyniesie mi tyle samo doznań. A może i jeszcze więcej? - Uśmiechnął się. - Taa... Twoje słowa tylko to potwierdzają: nie będę się tu nudzić.
Ten cały Kuruk. Słyszał jednym uchem, że został niedawno unicestwiony. I sądząc po tym, jak o tym mówili, to musiał być to dość wysokiej rangi Spokrewniony; Marcus wątpił by miejscowi wyrażali się tak samo głośno o każdym innym, najbardziej pospolitym wampirze. Skoro na włosku wisiały stosunki miejscowej Camarilli z Gangrelami, to ewidentnie poważna sprawa.
- Co nam właściwie wiadomo na temat tego całego Kuruka? Jeżeli jego Ostateczna Śmierć nadszarpała relacje z jego klanem, to znaczy, że sprawa jest całkiem konkretna. Książę i spółka podejrzewają już kogoś? I kim on właściwie był? Należał do Primogenu?
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Jak detektyw z grabarzem

#6
Słuchał Marcusa z uwagą, chociaż raz na jakiś czas rozglądał się po pomieszczeniu, upewniając się, że nie byli obserwowani.
— Hm, w pewnych kręgach ludzi twoja wizja walki z przestępczością mogłaby spotkać się z ostracyzmem. Nie wierzysz w organy prawa, że postanowiłeś wymierzać sprawiedliwość samodzielnie? Uważam, że łatwo jest zbłądzić na takiej drodze, kiedy mściciel staje się z perspektywy innych kolejnym bandziorem.
Noah miał ochotę chwilę podyskutować na temat postępowania detektywa, ponieważ było to intelektualnie frapujące.
Poruszenie kwestii Kuruka przypomniało grabarzowi o piwie, napełnił on usta trunkiem, aby następnej chwili dyskretnie wypluć płyn.
— Widzisz, sam próbuję zrozumieć perturbacje polityczne śmierci Kuruka oraz zależności jego klanu z Wieżą — tłumaczył powoli, ważył słowa. — Kuruk był Gospodarzem Elizjum, potomkiem wiekowej Spokrewnionej. Tajemnicza śmierć jej dziecięcia sprawiła, że wparowała jakiś czas temu na bankiet u jakiegoś bogacza, mając w poważaniu tradycję Maskarady. Właściwie: złamała ją. Ponoć podważyła autorytet Księcia i nakazała mu odnaleźć winnego. Od tamtej pory Gangrele od Skadi zdystansowali się do dworu Księcia. Mniej więcej tak to wygląda.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#7
- Och, byś się zdziwił. W moim przypadku było wręcz odwrotnie: to właśnie działanie zgodnie z przepisami ostatecznie doprowadziło mnie do tego, gdzie jestem i czym jestem. - Chociaż ton głosu utrzymywał dość spokojny, parias już mógł dostrzec gniew płonący w oczach Krzykacza. W istocie już teraz brzmiał on tak, jakby był na skraju krzyku. Po chwili jednak przymknął oczy, zacisnął zęby i wziął oddech na uspokojenie. - Powiem inaczej: wyobraź sobie, jeśli możesz, że całe życie wpajano ci szereg zasad, którymi podążałeś, bo święcie w nie wierzyłeś. Białe jest białe, a czarne jest czarne. Ale pewnego dnia dostrzegasz, że coś jest nie tak; że ludzie, którzy tak samo jak ty służą pomocą i bronią słabszych przed wszelkimi dewiantami, sami w istocie nimi są, a wszystko to, co o nich wiedziałeś, to ledwie przykrywka. Front, fasada. Ty nie możesz ich tknąć, są zbyt wysoko, nie dosięgniesz ich - ale oni ciebie już tak. To znaczy... Nie dosięgniesz ich, jeżeli będziesz przestrzegać tych samych zasad. Skoro już oni zacierają tą linię dzielącą ludzi na uczciwych i skurwysynów, to czemu miałbyś nie skorzystać i pokonać ich w ich własnej grze?
Przywoływanie wspomnień z tamtego okresu było bolesne i doprowadzało do białej gorączki. To wciąż dość świeże wspomnienia. Lecz poza negatywnymi bodźcami dawały mu coś jeszcze: determinację, cel w nowym życiu. Kiedy silni korzystają ze swych wpływów w imię własnych interesów kosztem słabszych, ktoś musi stawić temu czoła i zburzyć ten ich kratokratyczny porządek.
- Gospodarz... Tak, to już wyjaśnia, czemu o tym głośno. Ale żeby jego Matka aż tak się wściekła? Brzmi jakby była do niego bardzo przywiązana - stwierdził Marcus. Z tego, co wiedział, Spokrewnieni raczej częściej działali wedle idei "Każdy myśli o sobie" niż otwarcie okazywali przywiązanie do swoich wampirzych dzieci. Na pewno nie słyszał jeszcze o sytuacji podobnej do tej tutaj. Zaiste trafił do miasta w bardzo ciekawym momencie... - Do głowy przychodzi mi w tej chwili pogadanie ze Spokrewnionymi w Elizjum, może ktoś tam ma jakiś pomysł, komu takiemu Kuruk mógłby zaleźć za skórę. Albo znalezienie samej Skadi i zagadanie do niej. I przy okazji liczenie, że nie wkurwi jej sam widok ludzi Księcia.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Jak detektyw z grabarzem

#8
Noah zauważył zdenerwowanie na twarzy rozmówcy, siłowanie się z wybuchowymi emocjami mogło doprowadzić wampira do bardzo nieprzyjemnego i potencjalnie krwawego miejsca, więc pozwolił on, w ciszy, Marcusowi opanować się. Johnston słynął z długich faz milczenia w rozmowie, tutaj było nie inaczej. Kiedy detektyw doprowadził się do porządku, Johnston wyciągnął paczkę papierosów, zaproponował poczęstunek, a potem ułożył ją na blacie stołu, żeby każdy z nich miał do niej swobodny dostęp.
Sam zapalił jednego.
— Raduje mnie fakt, że przejrzałeś na oczy, dostrzegając fałsz w działaniach osobistości, które utrzymują pozory w imię osobistych knowań. Także jestem pod wrażeniem determinacji, mówiąc szczerze, nigdy nie miałem tak twardego stanowiska w życiu, jakie ty prezentujesz obecnie. Znasz siebie i wiesz, jaką drogą podążać. Ja, powiem skromnie, staram się przetrwać. Podziel się swoim ogniem, przyjacielu, bo też chcę być twardzielem — dokończył żartobliwie, żeby poprawić humor byłemu policjantowi. Żart potrafił zdystansować i pozytywnie ukierunkować emocje, a Noahowi w tym momencie zależało na dobrym samopoczuciu Marcusa.
— Jednak problemem jest to, że dopóki nie osiągniesz pozycji tych ludzi, których chcesz dopaść, cały system jest przeciw tobie. Sam niczego nie osiągniesz, nikt nie walczył z gigantami w pojedynkę. Dowodem na to są związki zawodowe, dzięki wspólnym działaniu, robotnikom oraz aktywistom udaje się wpływać na zakusy fabrykantów. System kapitalistyczny wspiera chciwość, zatem regulacja oddolna, od samych pracowników tworzy balans. Twój przypadek jest... Brutalniejszy, niemniej dalej potrzebujesz wsparcia, gdyż inaczej możesz się pogrążyć.
Po długiej wypowiedzi porządnie się zaciągnął dymem papierosowym. Pojawiło się zmartwienie na twarzy bezklanowca.
— Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że członkostwo w naszej sekcie oznacza akceptację, a chociaż tolerowanie cech, z którymi ty chcesz walczyć.
Dopaliwszy papierosa, zgasił go powoli w popielniczce. Zaduma pojawiła się na jego spojrzeniu, na chwilę odpłynął, zastanawiając się nad własnymi słowami.
— Nie mam bladego pojęcia, czy stwórca jest zdolny kochać swojego potomka i odwrotnie. Szczerze powiedziawszy, nie myślałem nad tym. Być może rzeczywiście Skadi ma słabość do Kuruka i teraz pragnie krwawej zemsty. Widzę, że zainteresowała cię ta sprawa. Ja osobiście będę trzymał się od niej z daleka, mam złe przeczucia, ale tobie może się opłacić, o ile nie wejdziesz na jakąś minę.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#9
Uśmiechnął się na słowa grabarza. Miło, że ktoś chwali jego zamiary. Przyjął i zapalił zaoferowanego papierosa.
- Powiedziałbym, że kiedy na twoich oczach wali się cały znany ci świat, dopiero wówczas zaczynasz stąpać naprawdę twardo po ziemi. Zaskakująco oczyszczające doświadczenie... Poniekąd - rzekł poetycko. Czy miało to sens? Nie wiedział, ale dobrze brzmiało. Zresztą to, co miał na myśli, było w jego przypadku prawdą. Dopiero kiedy dostrzegł, z kim w istocie ma na co dzień do czynienia, poczuł, jak bardzo pragnie chronić ludzi przed takimi jak oni. Teraz dodatkowo jego "jurysdykcja" nieco się rozszerzyła. - Jeżeli potrzebujesz znaleźć sobie taki cel, to obawiam się, że to już wyłącznie twój problem, ale jeśli chodzi o bardziej praktyczne rzeczy... Czemu nie, mógłbym ci nieco pomóc.
Westchnął ciężko. Tak, zdawał sobie sprawę z komplikacji związanych z jego misją. Nie od dziś wiadomo, że jeśli chcesz dokonać zmian, najlepiej bądź częścią środowiska, które może wpływać na otoczenie. Politycy, działacze społeczni... Ogółem wszelkie środowiska cieszące się jakimś rozgłosem. Z drugiej strony wampirowi posłuch raczej nie służy. Z perspektywy czasu wyglądało więc na to, że Galloway nie tylko przyjęciem daru nieśmiertelności, lecz także swoją mentalnością w pracy zagwarantował sobie dłuższą drogę do sukcesu. Ale to nic. Miał czas...
- Skoro powinienem szukać wsparcia, to raczej jestem skazany na tą tolerancję. Ale tak długo, jak dzięki temu zdołam przyskrzynić następnego, równie podłego albo jeszcze gorszego sukinsyna, to raczej pozwolę sobie przymknąć na to oko - powiedział z przekąsem. Jakże drażniła go ta idea. Z drugiej strony nikt nie każe mu podawać ręki takim Spokrewnionym. Tyle dobrego. Zresztą nie wydawało mu się, by osobniki tego typu same wyrażałyby chęć przyjaźni z kimś takim jak on. - Wspomniałeś przed chwilą o związkowcach. Jesteś jednym z nich? Sam nie byłem nigdy szczególnym fanem ani przeciwnikiem tych ludzi, ale wydają się w porządku. Walczą przeciwko wyzyskowi, biją się o swoje prawa i o godny byt, i ja to szanuję.
Zaciągnął się dymem.
- Spotkałem raz w Providence pewnego Toreadora - podjął niby od niechcenia Marcus, skupiając wzrok na rozżarzonym papierosie. - Mówił, jak to jego Matka przyjęła go do klanu, bo wydawał jej się czarujący czy coś. Był jej muzą, inspiracją i takie tam... I jednej nocy, zupełnie znikąd, porzuciła go. Że niby ta inspiracja się wypaliła... Puf - i koniec. Odnoszę wrażenie, że jeśli jest na świecie choć jeden z nas, który jakimś cudem ma faktyczne potomstwo, to byłby z niego naprawdę gówniany rodzic. - Pokręcił głową. - Powiedzmy, że chciałbym przyjrzeć się z bliska wszystkiemu, co Chicago ma mi do zaoferowania. Jeśli miałbym tutaj zapuścić korzenie, to lepiej znać swoich sąsiadów. A i kto wie - przerwa na papierosa - czy Skadi lub może nawet sam Książę nie okaże wdzięczności za zajęcie się tą sprawą i rozładowaniem napięcia między klanem a Elizjum...?
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Jak detektyw z grabarzem

#10
— Zaskakująco okrutne doświadczenie. W twoim przypadku odkrycie prawdy o wysoko postawionych osobistościach oraz skonfrontowanie się z nimi doprowadziło cię do wyzwolenia. Mnie natomiast Stwórca wziął zupełnie z zaskoczenia. Zniszczył moje życie, skazał na ten cały syf. Gdyby nie pomoc Greera, dalej nie wiedziałbym, co ze sobą zrobić — Noah porównywał grobowym głosem swoją perspektywę z perspektywą towarzysza. Widać było, że mówienie o swojej przeszłości wywoływało w Pariasie ból. — Nie mam innego wyjścia, jako Spokrewniony bez klanu muszę twardo stąpać po ziemi, ponieważ jestem pierwszy do odstrzału. Nie pisałem się na taki los, ale jest jak jest. — Dokończył westchnieniem, a potem zapalił kolejnego papierosa. Egzystencja Johnstona nie była przyjemna czy też łatwa, jednak z każdą przetrwaną nocą nabywał wiedzy niezbędnej do nawigowania w tym pierdolniku mroku, gdzie jeden błąd mógł skazać na śmierć.
— Marcusie, zawsze jestem otwarty na poszerzanie horyzontów. Czego mógłbyś mnie nauczyć? Szczerze powiedziawszy chciałbym nauczyć się strzelać albo walczyć bronią, na przykład nożem. Mam silne przeczucie, że całkiem niedługo doświadczę przemocy, a wtedy chcę polegać na rzetelności i zdolnościach bojowych, a nie na farcie oraz podszeptach Bestii. — Zmiana tematu poprawiła humor Johnstona. Z ciekawością wpatrywał się na gliniarza, wręcz z nadzieją na sposobność zdobycia kilku wskazówek, jak lepiej sobie radzić w opałach.
Nie skomentował postawy detektywa względem Camarilli, ponieważ nie chciał go obrazić, jedynie spojrzał na niego z powątpieniem. Ta sekta działała niczym feudalny dwór, każdy jego członek nie miał żadnych skrupułów, żeby wykorzystywać ludzi niczym kukiełki. Wampiry Wieży z Kości Słoniowej musiały stać się mistrzami intrygi, żeby przetrwać i wspinać się po drabinie statusu organizacji. Prędzej czy później każdy z nich przemieniał się w potwora posiadającego na sumieniu wiele niewinnych istnień. Członkowie Camarilli władali politykami, ich rękami rozdawali karty na globalnym stole, być może pośrednio to wampiry zmusiły Marcusa na podjęcia krucjaty przeciw korupcji i skurwysyństwu?
— Z wykształcenia jestem lekarzem, chirurgiem. Miałem etap w życiu, kiedy leczyłem ludzi na ulicy, aby im pomóc, gdyż publiczne szpitale raczej nie leczą a zaleczają. Dużo urazów wynikało z wypadków w pracy, na własne oczy zobaczyłem, co wyzysk robi prostym ludziom. Dlatego, mimo iż nie jestem związkowcem, wspieram związki zawodowe. Uważam, że realnie zmienią pracę robotników na lepsze.
Opowieść o przedstawicielce klanu Róży, która porzuciła potomka, kiedy się nim znudziła, zasmuciła Noaha. Sama perspektywa wykorzystania kogoś do takiego stopnia budziła grozę, nie pojmował takiego zachowania. Ciekawe czy był to wyjątek od reguły?
— Tylko nie denerwuj się, kiedy całą zasługę zgarnie ktoś wyżej od ciebie. Zauważyłem, że osoby nisko postawione odwalają najgorszą robotę, aby starsi mogli spijać śmietankę sukcesu. A jak coś pójdzie nie po myśli, to my obrywamy. Na pewno rozwiązanie tej sprawy przyniesie ci jakieś korzyści, tylko pamiętaj, żeby nie dać się sobie w kaszę dmuchać.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#11
- Ach. No, jak tak to przedstawić, to moje doświadczenia wypadają blado w porównaniu z twoimi. - Jakaż ironia stała za ich spotkaniem? Marcus sam zgodził się na swoje Spokrewnienie, świadom, że pomoże to w jego śledztwie, lecz również wiąże się to z konsekwencjami; Noah z kolei został pokąsany znikąd i przemieniony wbrew swej woli. Pozostawiony samemu sobie jak gdyby nigdy nic. - Ciągle słyszę, jak to Spokrewnieni bywają oderwani od ludzkości, ale jak tak ciebie słucham, to wcale tego nie czuć: i tu, i tam skurwysyny w równej proporcji - zaśmiał się. Zebrało mu się na czarny humor.
Zerknął na swój kufel. Piana z piwa zdążyła już opaść i teraz nad złotą taflą unosiły się jedynie jej dołujące resztki. Powrócił wzrokiem do Johnstona.
- Nie nazwałbym się ekspertem w jakiejś szczególnej dziedzinie - przyznał - ale myślę, że mógłbym pokazać ci co nieco, jak strzelać albo jak się bić. Zdarzało mi się w pracy parę razy przejść do środków... przymusu bezpośredniego, więc coś tam wiem w tej dziedzinie. Słyszałem, że Bestia mogłaby tutaj pomóc, ale... z oczywistych powodów bym na niej nie polegał. W szczególności w miejscu takim jak miasto.
Marcus był Brujah, toteż bywał jeszcze bardziej podatny na wszelkie podszepty Bestii. Nawet teraz czuł, jak coś daleko z tyłu jego głowy stroszy się i warczy. Cicho, raz od czasu, akurat teraz niedostrzegalnie, ale mimo to cały czas czuł Jej obecność. Pojawiła się w jego wnętrzu w chwili Spokrewnienia? A może była tam od samego początku, w ukryciu, i dopiero odrodzenie wyciągnęło Ją z otchłani podświadomości?
- Ciekawe, czy twoje Spokrewnienie miało na celu złamanie cię w jakiś sposób - skomentował po chwili namysłu, słuchając tego, czym za życia zajmował się Johnston. Lekarz, społecznik, ratował ludziom życia na ulicy i wspierał człowieka pracującego. Jak dla Marcusa, to swoją "świętością" wręcz malował sobie na plecach tarczę strzelecką. Czy raczej, w tym przypadku, na szyi. Na słowa o zgarnięciu chwały przez kogoś wyżej machnął jedynie ręką. - Sława niespecjalnie mnie interesuje. Tak długo, jak problem zostanie załatwiony, jestem zadowolony. Poklepanie po plecach przez przełożonego to bardziej taka "premia". Chociaż nie ukrywam, że miło byłoby poczuć się przydatnym na dworze Księcia; pokazać, że nie jestem tylko bezużytecznym turystą z wybrzeża... A propos turystyki, kiedy ten twój mentor Greer ma się pojawić? Przyznaję, miło się tak siedzi i gawędzi, ale tak trochę przyszliśmy tutaj w jakimś celu poza zwiedzaniem.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Jak detektyw z grabarzem

#12
Wieczór powoli przemijał podczas cokolwiek udanej dyskusji dwójki Spokrewnionych, którzy powoli zacieśniali więzi, dowiadując się trochę na temat swoich wzajemnych doświadczeń. Oboje byli stosunkowo młodzi, dopiero niedawno wciągnięci za kurtynę świata mroku, to też nic dziwnego, że udało im się znaleźć wspólny język.
Noah poznał już na własnej skórze w jaki sposób działa Bestia, jak drapie i gryzie, zwłaszcza gdy walczy o swoje przetrwanie. To za sprawą tych doświadczeń podjął samodzielną decyzję, by przestać korzystać z jej pomocy, a zamiast tego nauczyć się walczyć. Pomoc Gallowaya mogła, potencjalnie, ten proces przyspieszyć. Noah zdołał wszakże w tydzień opanować podstawy bitki, gdzie ogromną rolę odgrywał nauczyciel i jego metody.
Dobre serce Johnstona było, zapewne, jego największą słabością. Ktoś mógł to wykorzystać, by zrobić z tego Pariasa swoją marionetkę. Wampiry stale wysługiwały się innymi, wciągając młodszych w swoje intrygi i posługując się nimi niczym narzędziami, będącymi jedynie środkiem do celu. Jeśli narzędzie się popsuło, to wystarczyło znaleźć sobie nowe. Tak było od setek lat, i zapewne nic się w tej materii nie zmieni. Jedynym sposobem była budowa własnej reputacji i osiągnięcie pozycji, która pozwalała na wysługiwanie się innymi. Czy młodzi nieumarli, jakimi byli Noah i Marcus, mieli w dalszej przyszłości stać się takimi bezdusznymi potworami? Czy każdego, który przetrwał dziesięciolecia na tej niebezpiecznej arenie czekał taki los? Czas miał pokazać.
Po około godzinie pogadanek przy stole, gdzie z kufli obu wampirów nie ubyła ani kropla alkoholu. Ktoś bardziej wścibski mógłby się zastanawiać dlaczego przez tyle czasu nie wzięli nawet łyka. Nikt jednak się nie czepiał i nie zadawał pytań. Każdy był zajęty sobą, nikt nie wściubiał nosy w nieswoje sprawy, i to mogła być kolejna zaleta tego baru. Wreszcie jednak Johnston i Galloway się doczekali. Można było usłyszeć jak automobil zajeżdża przed front Leon's Haven, by po chwili frontowymi drzwiami wszedł James z młodym mężczyzną, który zdawał się być jego podwładnym. Pierwsze co, opiekun Pariasów skierował się w stronę baru i zamienił kilka słów z Leonem, który po chwili wyciągnął dla niego nieduży pakunek. Ten, Greer wręczył swojemu podwładnemu, a po tym jak zwrócił wzrok w stronę siedzących pod ścianą Kainitów, zapewne w rezultacie poinformowania o ich obecności przez barmana, powiedział coś swojemu podwładnemu, który następnie opuścił przybytek. Wampir skierował się do stołu, gdzie siedział Parias i Brujah, zwracając się do swojego podopiecznego.
Image Noah, co ty u diabła robisz, młody? Sprawa wilków już rozwiązana? — Zaśmiał się lekko, sugerując iż raczej nie dawał wiary w to, że temat został zamknięty. Kątem oka dojrzał Marcusa.
Image Widzę że się socjalizujesz. To dobrze. — Z założonymi rękoma przyglądał się Johnstonowi, zastanawiając się najpewniej nad celem wizyty jego oraz jego nowego towarzysza.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#13
— Mój Stwórca z całą pewnością był oderwany od rzeczywistości, pochłonięty obłędem, żądzą przemocy. Był potworem z krwi oraz kości — wspomnienie wywołało w nim odpłyniecie myślami. Rozkojarzenie było na tyle dotkliwe, że Noah nie usłyszał podsumowania Marcusa na temat zaoferowanych przez niego treningów walki oraz strzelestwa. Cień grozy zawitał na twarzy bezklanowca, przez krótki moment pochłonęło go przerażenie. — Miało, Marcusie. Chciał mnie złamać, lecz nie udało mu się. Pozwól, że podzielę się osobistą opinią na temat Spokrewnienia. Uważam, że jesteśmy potworami. Czającymi się wilkami w stadzie owiec, które muszą dokonać zbrodni, aby egzystować dalej. W naszym przypadku gnębi nas pytanie: kiedy i kogo. Nie zaś: jak. Jesteśmy skazani na dokonywanie złych wyborów. Dlatego jak ktoś przekonuje nas, że jesteśmy czymś więcej, niż zarazą trawiącą ludzkość, chcę mi się śmiać. — Przestawił swoją opinię wyjątkowo stonowanym głosem, opanowanym, chociaż w oczach bezklanowca tańczyły iskierki złości. To były ślepia kogoś, kto zmęczył się nieustannym przeżywaniem smutku i zamierzał teraz w sposób wulgarny, bezpośredni uzewnętrzniać emocje.
Nowy wątek w rozmowie pozwolił bezklanowcowi oddechnąć, skupić myśli na innyn kierunku, zdystansować się od wyjątkowo gniewnych rejonów własnej psyche.
— W rzeczy samej, warto zaprezentować się jako pożyteczna jednostka na dworze. Nawet jeżeli wyżej postawieni mieliby zgarnąć chwałę, to z całą pewnością nie zapomną, kogo następnym razem wysłać do nowej roboty. Zaiste, nie różni się to w niczym od inwestycji w celu osiągnięcia zysku w przyszłości — zgodził się z gliniarzem. — Cierpliwości, jak się przeciągnie, to zadzwonię.
Panowie nie musieli długo czekać, ponieważ niedługo później pojawił się sam James Greer, ponoć stroniący od polityki wampir, który pomagał młodym wampirom pływać w oceanie skurwysyństwa, intryg, przemocy. Marcus natychmiast spostrzegł, w jaki sposób Johnston patrzył na swego mentora, kiedy ten zbliżał się do baru. Oczy pełne szacunku, być może podziwu?
Kiedy gangster zauważył Spokrewnionych, podszedł do nich, a wtedy Johnston na moment powstał, żeby powitać nauczyciela uściskiem ręki.
— Uczyniłem postępy, poznałem pewne fakty oraz dość intrygujące przesłanki. Ale, gdzie są moje maniery? Poznaj proszę tego oto dżentelmena, Marcusa Gallowaya. Sądzę, że się polubicie panowie, a przynajmniej nie będziecie chcieli od razu sobie strzelić w łeb — przedstawił Krzykacza godnie, kulturalnie, finiszując żartem w celu wzbudzenia zainteresowania w opiekunie pariasów.
— Proszę, James, usiądź z nami. Opowiem ci, co zdołałem poznać. Spokojnie, będę się streszczał. Widzisz, Marcus postanowił mi pomóc w sprawie. — Wskazał ręką na wolne miejsce przy samym detektywie.
— Tak się składa, że odwiedziłem kostnicę w towarzystwie Celeste, dokonaliśmy oględzin zwłok metodami klasycznymi oraz za pomocą metod, hm, niekonwencjonalnych? — Zapalił następnego papierosa, bibuła Lucky Strike zapaliła się od ognia zapałki, Noah po chwili buchnął dymem z ust.
Pochylił się do słuchaczy, zaczął mówić cicho.
— Obrażenia wskazywały na to, jakoby ogromne pazury rozerwały ich ciała bez żadnego trudu. Były one zmasakrowane, bez intencji ukrycia czegokolwiek. To jeszcze nie stanowi żadnego dowodu. Jednak okazało się, że Celeste włada taką samą mocą jak ja, przeczytaliśmy wyparowujące aury, aby zajrzeć we wspomnienia. Martwi przed śmiercią doświadczyli ogromnego strachu. Widząc swego oprawcę, jego widok wprawił zabitych w grozę tak dotkliwą, że mieszało im się w głowie. Potwór samym sobą ich sparaliżował, a potem zamordował.
— Uznałem, że to za mało. Przeniknąłem do tartaku, gdzie denaci pracowali. Wyobraź sobie, James, że wszelkie dokumenty o działalności zabitych zostały skradzione. Widziałem wyrwane kartki w dziennikach oraz brakujące dokumenty w folderach. Ktoś chciał zatuszować sprawę, bardzo pospiesznie. Pewnie niczego bym się nie dowiedział, gdyby nie pewien przypadek.
Johnston z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyciągnął czek na okrągłą sumkę. Podał ją Greerowi do obejrzenia.
— Nadawcą jest Bureau of Investigation, natomiast memo to łacińska nazwa czerwonego klonu, który nielicznie tutaj występuje, a tutejsze plemiona uważają te drzewa za święte. Czek znalazłem w skrytce pod szafką. Uważam, że na pewno ktoś wróci po ten czek, zobacz jaka jest na nim suma.
— I tutaj moje tropy się kończą, ale zastosowałem pewno posunięcie. Widzisz, zostawiłem wiadomość w skrytce, żeby właściciel mnie odnalazł. Tutaj, u Leona. — zaczął bardzo uważnie obserwować Jamesa. — Potrzebowałem miejsca, w którym ludzie nie wtykają nosa w nieswoje sprawy i są nawykli do obserwowania przemocy. Zamierzamy z Marcusem przejąć potencjalną osobę, wyprowadzić ja stąd, a potem przesłuchać. Dlatego informuje cię o tym, chcę, żebyś miał świadomość tego, że planuję wykorzystać to miejsce. Gadałem już z Leo, że jestem ustawiony z typem, który ma mnie znaleźć. Niczego więcej nie wie.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#14
Widok ognia w oczach Johnstona wywołał delikatny uśmiech aprobaty na twarzy Krzykacza. Spojrzenie godne czystej krwi Brujah... Być może mają ze sobą więcej wspólnego niż mu się z początku wydawało.
I wreszcie przyszedł mistrz ceremonii, na którego tak tutaj czekali. James Greer. Marcus przyjrzał mu się z góry na dół. Pokiwał krótko głową. Powstał i podał opiekunowi Pariasów rękę.
- Miło poznać - odpowiedział chłodnym, acz uprzejmym tonem.
I oto zaczęła się relacja Noaha. Galloway w ciszy wszystkiemu się przysłuchiwał. Zmasakrowane zwłoki, ogromne przerażenie zaraz przed śmiercią... To mógł być faktyczny wilkołak albo jakiś oszalały Gangrel. Ci Spokrewnieni to wręcz wampirzy odpowiednik Likanów. Hm... Może sprawa wilkołaka i sprawa śmierci Kuruka są ze sobą jakoś powiązane? Z drugiej strony nawet dla niego brzmiało to jak szukanie powiązań na siłę. Na razie skupmy się na jednej sprawie, pomyślał Marcus, potem przyjdzie czas na oskarżenia i dodatkowe dochodzenia. Nie warto plątać się w zbyt wielu rzeczach.
Skinął głową. Johnston to niby lekarz i balsamista, a był całkiem uzdolniony w kwestii dochodzeń. Za życia pewnie byłby niezłym detektywem.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Jak detektyw z grabarzem

#15
Image
Wspomnienia o początkach nieumarłej egzystencji Noaha nadal mocno na niego wpływały. Wciąż świeży był obraz tortur, jakie przyszło mu znosić, i wciąż pamiętał on ogromny ból, jaki zadawał mu jego stwórca. To było niewyobrażalne dla wielu piekło, które Johnston przetrwał. Nie tylko go to nie złamało, ale młody nieumarły zdołał bez większych problemów odnaleźć się w społeczności Spokrewnionych. Wiedział jakimi potworami potrafiły być wampiry, mając za sobą już pewne doświadczenia z przedstawicielami wrogiej sekty, czy nawet co groźniejszymi, bardziej wpływowymi Spokrewnionymi Camarilli.
Mimo jego krótkiej egzystencji w świecie mroku, zdawał się już dobrze rozumieć podstawy polityki Kainitów, którzy wysługiwali się innymi zbierając owoce ich pracy. Rozumiał i akceptował ten stan rzeczy, co pozwalało mu nieco łatwiej lawirować w tym rozległym labiryncie.
Image Postępy mówisz. No się pochwal. — Zainteresowany zachęcił swego podopiecznego do zdradzenia więcej na temat tego co znalazł, nachylając się nieco nad stołem.
Image Mhm. James Greer, ale to pewnie już wiesz. — Zwrócił się w stronę Krzykacza, wymieniając uprzejmości i ściskając jego dłoń. Gdy Noah zachęcił mentora do zajęcia miejsca przy stoliku, Greer rozejrzał się i przyciągnął sobie wolne krzesło od sąsiedniego stołu.
Image Ahha. Wciągnęliście kolejnego w tę pogoń za kundlami. — Zaśmiał się pod nosem, aczkolwiek z pewną aprobatą w głosie.
Image W sumie im więcej tym lepiej, jeśli miałoby się okazać, że faktycznie coś jest na rzeczy. — Pokiwał głową przyglądając się obu wampirom z zaciekawieniem, tym bardziej gdy Noah zaczął mówić o badaniu zwłok i znalezionych śladach, słuchając jego relacji z ogromną uwagą. Gdy powiedział o wszystkim, co udało mu się jak dotąd dowiedzieć, James zastanowił się przez chwilę, przyglądając się forsie, zanim odpowiedział.
Image Huh. Święte drzewa. No to niezła chujnia jak oprócz wkurwionych kudłów w sprawie miałoby maczać palce jeszcze Biuro. — Skwitował krótko, wykrzywiając nieco usta w grymasie niezadowolenia, przeciągając dłonią po podbródku.
Image Trochę mi się nie podoba, że chcesz zrobić to właśnie tutaj. Długo już trzymam mundurowych na dystans i wolałbym, żeby Biuro nie zaczęło mi tutaj węszyć. Mam nadzieję, że wiesz co robisz młody. — Zmarszczył brwi, krzyżując ręce na piersi, okazując pewne niezadowolenie w związku z faktem użycia Leon's Haven jako pułapki na tego, kto dostał forsę od Biura. Zdawał się do pewnego stopnia ufać Noahowi i pokładał wiarę, że nie ściągnie na niego kłopotów.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#16
Zrozumiałym było to, że Greer zainwestował czas w to miejsce, aby teraz zbierać plony. Obecność służb utrudniłaby działalność dla kogoś takiego jak James, bo nawet jeżeli sam poradziłby sobie bez trudu z bezpośrednim starciem, sama instytucja zagroziłaby jego interesom oraz ludziom, dzięki którym to wszystko się kręciło.
Noah zawiesił wzrok na suficie, jakby poszukiwał tam idealnego rozwiązania na zmartwienia mentora. Utrzymywał papierosa pomiędzy palcem wskazującym a środkowym, żar spopielał tytoń wraz z bibułą. Po chwili mężczyzna zapalił, a następnie dogasił peta w popielniczce.
— Spokojnie. Zamierzamy z Marcusem wyprowadzić człowieka i oddalić się od pubu. Celem jestem ja, a nie miejsce. Dopóki potencjalni agenci nie zauważą tutaj niczego dziwnego, raczej nie zainteresują się tym pubem. Poza tym, Biuro zleciło robotę gościom z tartaku, więc nie spodziewam się przybycia sukinsynów uzbrojonych po zęby, a jakiegoś gościa pracującego dla nich: Kowalskiego z głową na karku. — Tłumaczył, przedstawiając wszystko w pozytywnych stronach, aby uspokoić Jamesa.
— Poza tym, mamy przy stole specjalistę od policji. Marcusie, co o tym wszystkim sądzisz? — zapytał kompana, który definitywnie wiedział więcej o działaniu służb, niżeli Noah.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#17
Przez cały czas Marcus przyglądał się dyskretnie Greerowi, raz po raz przy okazji spoglądając na Johnstona. Opiekun Pariasów zdawał się osobą lubiącą konkrety oraz porządek wokół siebie. Najlepiej swoją własną definicję porządku. Wszak był tutaj wręcz wampirzym odpowiednikiem króla żebraków - pierwszym wśród ostatnich w łańcuchu pokarmowym Spokrewnionych. Jeśli nie jesteś twardy, będąc w takiej pozycji społecznej, Camarilla w (nie)życiu nie weźmie cię na poważnie.
- Nasz nowy przyjaciel spodziewa się spotkania wyłącznie z Noahem - podjął profesjonalnym tonem Galloway. - Większy komitet powitalny sprawi, że poczuje on, że coś jest jeszcze bardziej nie tak niż się spodziewa. Uznaliśmy, że bezpiecznie będzie dać Noahowi rozmówić się z nim na osobności, a kiedy przyjdzie przenieść się w bardziej, hm... ustronne miejsce... to wtedy się do niego dołączy i wspomoże albo siłą argumentu, albo argumentem siły. Zależy, jak bardzo oporny okaże się to osobnik. - Popatrzył spod brwi po obu mężczyznach. - Wiem, że nie możemy przesadzić w trakcie tego przesłuchania. Przyciśnij człowieka zbyt mocno, a przyzna się do wszystkiego, byleby przestać się nad nim znęcać.
Wyprostował się na krześle.
- Więc tak, podsumowując: Noah zostaje tu i gada sobie z naszym celem. Ja siedzę z boku i robię sztuczny tłum, czekam na dobry moment. Oni wychodzą, ja się dołączam, zgarniamy typa na bok i wyciskamy z niego wszystko, co wie. To przynajmniej zarys planu. Co o tym myślisz, Greer? - zwrócił się do starszego Pariasa.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Jak detektyw z grabarzem

#18
Image
Greer, słuchając swojego podopiecznego, wyciągnął paczkę swoich ulubionych papierosów i odpalił jednego przy pomocy zapałki, tradycyjnie inicjując swój mały rytuał palenia, który uskuteczniał od cholera wie jak dawna. Zwrócił uwagę w stronę Marcusa, gdy ten przejął pałeczkę i zaczął mówić, uzupełniając i potwierdzając słowa swojego towarzysza. Spokrewnieni przedstawili szkielet scenariusza, jaki chcieli zrealizować i liczyli na aprobatę siedzącego z nimi Ancillae.
Image Czyli macie konkretny plan. Hmm. Nie brzmi to źle. Widzę, że faktycznie dobrze to przemyśleliście. — Odparł, wyrażając jakiś cichy, skryty podziw, kiwając przy tym głową lekko.
Image Jeśli faktycznie jesteście przekonani, że to się uda i nie ściągniecie tutaj przypadkiem niechcianych problemów, to macie moje błogosławieństwo. Działajcie tutaj i dowiedzcie się od typa ile możecie. — Greer dał młodym zielone światło, by zrealizować omówiony plan działania, a więc dostać w swoje łapy delikwenta i ostrożnie przesłuchać.
Image Tylko miejcie na uwadze, że każdy plan w dowolnym momencie potrafi się spierdolić. — Dorzucił, choć spokojnie, małe ostrzeżenie, po czym znów wepchnął papierosa do ust. Mimo planu, pewności jego powodzenia, i tak dalej, wampiry musiały mieć świadomość, że nie zawsze wszystko toczy się tak, jak to zaplanowano, i trzeba było być gotowym na wszelką ewentualność.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#19
Noah wysłuchawszy Marcusa, pokiwał głową w geście aprobaty. Istotnie, było tak jak powiedział dawny gliniarz, przedstawiony przez niego plan był dywersją. Młody Parias nie chciał jedynie mówić na głos, że sprawę mogłoby skomplikować pojawienie się więcej, niż jednego celu. Potencjalny człowiek, który stawiłby się po czek, mógłby w imię bezpieczeństwa przyjść z kolegami, byłoby to całkiem rozsądne. Trzeba było to brać pod uwagę.
— Jeżeli uda nam się wycisnąć z niego informacje, co konkretnie robili w lesie i co kryje się za tajemniczą nazwą czerwony klon, to pozostanie nam złożyć raport Księciu. Rider najpewniej chciałby zaszarżować na wilki z ogniem i mieczem, lecz nie wydaje mi się, żeby to było najlepsze rozwiązanie. Kto wie, być może obecność lupinów dałoby się wykorzystać na korzyść Wieży. Samo potwierdzenie tożsamości morderców ludzi rzuci światło na sprawę — cichym głosem przekazał swoje następne kroki
W momencie, w którym James upomniał nowicjuszu o ewentualności posypania się planu, Johnston pogładził się po brodzie. Nigdy nie słynął z wysokich zdolności improwizowania, raczej należał do typu osoby stonowanej, nieprzywykłej do niespodzianek. Jego Spokrewnienie wymusiło na nim wyćwiczenie zdolności do adaptowania się. Nie było innego wyjścia poza improwizacją w chwili rozsypania planu.
— Będziemy mieli to na uwadze, James.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#20
James mówił prawdę: zawsze istnieje szansa, że plan nie wypali i trzeba będzie improwizować. Na to już musieli się mentalnie przygotować. Jeżeli coś może pójść źle, to pójdzie źle, lecz kiedy to nadejdzie - tego nie wie nikt. I lepiej, by owa ostrożność nie przeistoczyła się w samospełniającą się przepowiednię. Marcus pokiwał krótko głową.
- Od tak zaatakować? Ha! - zakpił na słowa Noaha. Kimkolwiek był ten Rider, brzmiał jakby miał albo jaja ze stali, albo myśli samobójcze, albo jedno i drugie. - Czy to nie tak, że dojrzały lupin byłby w stanie wyrżnąć w pojedynkę całą koterię? To chyba wiedza powszechna. Rzucanie się na wilki od tak to samobójstwo. A i kto wie, czy nie zostałoby to odebrane jako wypowiedzenie wojny. Ostatnie, czego temu miastu potrzeba, to konflikt z takimi uczestnikami.
Ale prawda, obecność wilkołaków na terenie miasta i okolic mogłoby wpłynąć w jakiś sposób na Camarillę. Sam fakt, że będą wiedzieć o ich faktycznej obecności zamiast wysłuchiwania podejrzeń może się przydać. Wilkołaki, Biuro... Wszystko to trzeba będzie dogłębnie wyjaśnić jedno po drugim...
Zwrócił się bezpośrednio do Greera:
- Postaramy się mimo wszelkiego ryzyka nie nabałaganić. Swoją drogą nie wiesz może, czy gdzieś w okolicy nie znajduje się jakiś zaułek? Dostatecznie ciemny i cichy, by nikt nam nie przeszkadzał?
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Jak detektyw z grabarzem

#21
Image
Mimo młodego - jak na wampira - wieku, Noah stał się, w pewnym sensie, mózgiem całej operacji. Choć jego wiedza o świecie mroku i kreaturach, które żyły obok wampirów, to potrafił odnaleźć się w tej rzeczywistości jak mało kto. W odróżnieniu od Ridera, Noah starał się rozwiązać sprawę bez rozlewu krwi i rozjuszenia Lupinów. Wystarczyło, że Chicagowscy Kainici mieli już garść problemów, które musiali rozwiązać, czy to ze strony tajemniczego łowcy, czy nieuchwytnego zabójcy odpowiedzialnego za destrukcję wpływowego Gangrela. Strategia Johnstona była sensowna i miała potencjał, by rozwiązać zagadkę i zażegnać problem bez potrzeby wdawania się w batalię z bestiami, które mogły, jak Marcus słusznie zauważył, rozerwać Spokrewnionych na kawałki bez większego wysiłku.
Image Dobrze kombinujesz młody. Szkoda że Rider nie podziela twojego rozsądku. Lepiej żeby nie wpierdzielił się w jakieś szambo, bo jak rzuci się na kudłaczy, to źle się to skończy, i nie wiem czy faktycznie wszyscy na tym nie ucierpimy. — Odparł na słowa młodego Pariasa, chwaląc go i odnosząc się do niekoniecznie rozsądnych działań ich wspólnego znajomego, co skomentował z resztą i Galloway. Greer strzepnął popiół z papierosa do popielniczki i spojrzał na Krzykacza.
Image Na tyłach jest parę ciemnych i mało uczęszczanych uliczek. Raczej nikt nie będzie się wam tam panoszyć i będziecie mogli spokojnie zrobić swoje. — Wskazał gdzie dwójka Spokrewnionych może zrealizować swój plan przesłuchania swojego celu.
Image Tylko nie róbcie tego pod samym barem. Ludzie tutaj są przyzwyczajeni do różnych rzeczy, ale nie są ślepi ani głusi. — Pokiwał uniesionym palcem wskazującym, rzucając ostrzeżeniem na temat oczu i uszu lokalnej klienteli.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#22
Istotnie, bezpośrednia konfrontacja z lupinami stwarzała ryzyko poniesienia ogromnych konsekwencji politycznych. Potwory, doznawszy ataku ze strony pijawek, mogłyby się zdecydować na odwet, widząc akcje swoich wrogów jako deklarację wojny. Metoda Ridera, żeby zadziałała, musiałby wyeliminować wszystkich przeciwników naraz, nie zostawiając żadnego żywego świadka. Metoda Noaha wydawała się bardziej upierdliwa do zrealizowania, wymagała gdybania, nie obiecywała natychmiastowych rezultatów i mogła zatrzymać się w martwym punkcie. Lecz była bezpieczniejsza od otwartej walki.
— Teoretycznie to pomagam Riderowi, gdyż Primogen Celeste oraz dżentelmen Arystarch zlecili tę robotę właśnie jemu. Jestem świadomy tego, że Arystarch zapłacił zaliczkę naszemu Krzykaczowi i to jego będzie rozliczał z rezultatów. Mógłbym już teraz odpuścić, bo wywiązałem się z mojej części umowy przy wykonaniu oględzin zwłok oraz ekspertyzy. Jednak chcę dowiedzieć się, ile mogę, aby zyskać wartość w oczach Księcia i jego skrzydłowych.
Noah tutaj nie był do końca szczery. Wyjawił swoją motywację, lecz nie wspomniał tego, iż w razie jakiejkolwiek komplikacji zlecenia łatwo byłoby wszystko zrzucić na Ridera, szefa operacji. To jego Spokrewnieni potraktowali jako swoistego znawcę wilkołaków i od niego oczekują nadzorowania pracy, Johnston działał w cieniu rewolwerowca i było to bardzo na rękę. Poza tym zła reputacja tego Krzykacza sprawiała, że jeżeli Noah zdecydowałby przejąć wszystkie zasługi za sukces misji, nie spotkałby się z odczuwalnym sprzeciwem. Noaha kusiło, żeby wydymać Ridera i zapewne finał tej misji pomoże mu podjąć decyzję.
Balsamista odnotował w pamięci zalecenie mentora, żeby oddalić się z śmiertelnikiem w mrok uliczek.
— Dzięki, James. — Podziękował za udzielenie zgody na akcję oraz wskazówki.
— Panowie. — Powstał z miejsca, zapiął guziki marynarki oraz płaszcza. — Wygląda na to, że wszystko ustalone. Jamesie, jeszcze raz dziękuję, nie będę już opóźniał twojego harmonogramu, gdyż widzę, że dzisiaj jesteś zajęty. Marcusie, zamierzam wrócić teraz do Elizjum. Jeżeli chcesz, zapraszam. Jeśli nie, będziemy w kontakcie. W każdym razie życzę nam wszystkim owocnych nocy. — Zakończył pożegnanie okryciem głowy kaszkietem.
— Wracam dalej węszyć spiski — dodał żartobliwie na odchodne.
z/t

Re: Jak detektyw z grabarzem

#23
Tak, zaplecze brzmiało całkiem przyzwoicie. Dostatecznie blisko i zapewne ich małe przesłuchanie nie okaże się dla miejscowych czymś niecodziennym. Kto wie, może właśnie za każdym razem, gdy ktoś miał do kogoś wąty, to wychodzili razem na tył i tam załatwiali swoje sprawy w sposób mniej cywilizowany, tylko musieli powiadomić zawczasu obsługę? Biorąc pod uwagę zmywaną z podłogi krew, sytuacje tego typu raczej do rzadkości nie należały.
Prawda. Jakkolwiek rozwiązanie tej sprawy w stylu Noaha było raczej powolne, to na pewno okaże się znacznie mniej destrukcyjne niż cokolwiek, co planował ten Rider. Nie idzie się na wilkołaki od frontu. To chyba najbardziej elementarna reguła w relacjach między ich gatunkiem a likanami. Galloway nie wiedział nawet, czy wilkołaki w ogóle byłyby zainteresowane dyplomacją z wampirami. Na pewno nie czuł chęci, by samemu bawić się w rozjemcę między obiema stronami.
- Widzimy się później - rzekł Johnstonowi na odchodne Marcus, gdy ten uznał, że przyszedł czas pożegnać się na dzisiaj. Został zatem sam na sam z Greerem. Skupił na nim wzrok. - Sam też bym się wkrótce zbierał, ale mam jeszcze trochę czasu. Jeśli pozwolisz, chciałbym jeszcze pogadać. Wydajesz mi się w porządku gościem, tak samo jak Johnston. Długo mu mentorujesz?
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Jak detektyw z grabarzem

#24
Image
Greer wysłuchał słów Noaha, podpierając podbródek palcami i marszcząc brwi.
Image Rider jest liderem tego ambitnego przedsięwzięcia? No nieźle. — Zaśmiał się lekko, kręcąc przy tym głową widocznie rozbawiony. Noah mógł również łatwo doszukać się w tym humoru, po tym czego się dopatrzył u tego sporo starszego od siebie Brujaha.
Image No ale, plus tego jest taki, że jak coś jebnie, to będzie na niego, nie na ciebie. — Rzucił z pewną ulgą, wzruszając ramionami. James doszedł do podobnych wniosków co jego podopieczny, o co nie było z resztą trudno. Noah w tę, czy inną stronę, miał pewną przewagę. Mógł powoli nabijać sobie punkty u Starszych, kontynuując to śledztwo, mając przy tym dużą swobodę i nie musząc szczególnie obawiać się o potencjalne reperkusje, jakie mogą wyniknąć z niepowodzenia któregokolwiek ze Spokrewnionych zaangażowanych w tę sprawę. Był w bardzo wygodnej pozycji, gdzie na dobrą sprawę nic mu nie groziło, przynajmniej na razie.
Image Dobrze kombinujesz, młody. Jeśli uda ci się coś konkretnego znaleźć, to jest duża szansa,ze będzie to przez tamtych krwiopijców docenione. — Dodał z aprobatą, zapewne umacniając nieco postawę Noaha, który starał się zbudować sobie reputację wśród lokalnej społeczności wampirów.
Image Powodzenia. — Rzucił na wychodne Johnstona, po czym spojrzał w stronę młodego Krzykacza, przysłuchując się jego pytaniom.
Image Nie znasz mnie, ale dzięki. — Z lekką niechęcią przyjął pochlebstwa, strzepując kolejną drobinkę popiołu.
Image Będzie z trzy tygodnie. Czemu pytasz? — Pytając uniósł brew, przyglądając się Marcusowi i wyczekując odpowiedzi.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#25
Wyglądało na to, że James nie jest raczej fanem "gładkiej gadki". Wolał konkrety, tak jak przypuszczał Marcus. Prawienie komplementów pewnie prędzej go wkurzy niż zauroczy.
- Ponieważ przez jakiś czas przyjdzie nam razem pracować, żeby nas zdziczałe kundle nie zeżarły - odpowiedział z luzem na pytanie Greera. - Jak na kogoś tak świeżego, jest całkiem ogarnięty i się zastanawiam, czy to on sam tak łatwo się adaptuje, czy to z pomocą mentora.
Z drugiej strony adaptacja Spokrewnionych leżała również z konieczności ciągłego ukrywania swojej prawdziwej natury przed ludźmi. Nie umiesz się szybko przystosować do nowej sytuacji - zdychasz. Proste.
- Uznałem, że jeżeli mamy współpracować przynajmniej przez jakiś czas, powinienem dowiedzieć się nieco więcej na temat mojego "wspólnika". Poza tym zdążyłem go już nawet polubić.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Jak detektyw z grabarzem

#26
Image
Opiekun Pariasów pokiwał głową na odpowiedź Marcusa, a następnie cicho zaśmiał się pod nosem, unosząc kącik ust w reakcji na komentarz odnośnie jego podopiecznego.
Image Noah szybko łapie pewne rzeczy i się nie pieprzy, gdy w grę wchodzi przetrwanie, zwłaszcza że zdążył sporo już przeżyć. Może być świeży, ale nie docenianie go byłoby błędem. — Krótko podsumował Johnstona, unosząc łeb. Dało się zauważyć, iż był poniekąd dumny z osiągów młodego bezklanowca, który wyszedł spod jego skrzydeł.
Brujah mógł spekulować, ale ostatecznie pewnie zarówno pomoc mentora jak i instynkty studenta stały za jego rozwojem i zdolnością odnalezienia się w jego nowej rzeczywistości.
Image Cóż. Skoro tak, to najlepiej będzie jak sobie od serca pogadacie. Co ja ci będę mówić, chłopie. — Wzruszył ramionami, zdradzając że nie jest zainteresowany omawianiem Noaha za jego plecami. Z resztą, Greer i tak powiedział już dość, by Galloway mógł sobie wyrobić na podstawie jego słów jakąś opinię o Johnstonie. Młody zdawał się dużo doświadczyć w krótkim okresie czasu, co prawdopodobnie było tym, co go tak umocniło i zapewniło mu zrozumienie otaczającego go świata mroku.

Re: Jak detektyw z grabarzem

#27
Ewidentnie sam James był pod wrażeniem postępów swojego wychowanka w świecie mroku. Pariasi, bezklanowcy nie mają lekko wśród Spokrewnionych, dla których trzymanie się razem bywa wręcz instynktowne. A co dopiero taki młody Parias jak Noah. Ten to dopiero miał bardzo intensywne nieżycie, to widać jak na dłoni.
- Jak będzie okazja, to pogadamy. To mogę obiecać - powiedział Marcus, po czym podniósł się machinalnie z krzesła. - No dobra. Ja też będę już leciał. Czas nagli. Gdyby przyszło tutaj co do czego, to pewnie będziesz już wiedział, ale postaramy się nie nabrudzić.
To rzekłszy, Brujah powolnym krokiem skierował się do wyjścia. Naciągnął kaszkiet na głowę, wsunął ręce do kieszeni i ruszył w noc. Teraz przyszedł czas na oczekiwanie na ich cel...

zt
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Jak detektyw z grabarzem

#28
Image
W toku tej krótkiej dyskusji, Galloway zdążył sporo się dowiedzieć na temat swojego 'partnera'. Być może nawet wystarczająco wiele, by komfortowo pracowało mu się z młodym bezklanowcem. Nikt nie chciałby w końcu ryzykować swojej egzystencji współpracując z kimś, kto nie ma pojęcia co robi. Na szczęście Noah zdawał się posiadać wystarczające zrozumienie obowiązujących zasad, a także silny instynkt przetrwania, które dawały mu szanse na długie korzystanie z daru nieśmiertelności, co nie było szczególnie powszechne u Pariasów.
Marcus jechał na podobnym wózku co jego nowy znajomy. Jego swobodna, nocna egzystencja także rozpoczęła się stosunkowo niedawno. Może dlatego dogadywał się z Johnstonem tak dobrze. Ta dwójka Spokrewnionych mogła sobie nawzajem pomóc w tym mieście.
Image Jasne. Do zobaczenia i powodzenia, Galloway. — Odpowiedział Greer, dopalając papierosa i odprowadzając wzrokiem Krzykacza do wyjścia.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość

cron