Cyfrowa Swoboda | vol. 1
#1Trudno było w to uwierzyć, ale swoją obecną sytuację David mógł ośmielić się nazwać "stabilną". Miał schronienie, miał źródło zarobku i wypracował sobie jako taki sposób na pozyskanie vitae. Choć brak mu było ambicji i pewności siebie, nie był głupcem. Wiedział, że nie może spędzić dalszych nocy na siedzeniu w kryjówce z nadzieją, że wszyscy o nim zapomną. Że świat zostawi go w spokoju, a bandy Sabbatu przyjdą i pójdą dalej. Musiał kombinować dalej. Musiał być przygotowany.
David wiedział też, że w bezpośredniej konfrontacji z innymi Spokrewnionymi nie miał szans. To, co dla innych pijawek przychodziło z łatwością, dla niego było trudne i kosztowało go głód. Wszystkie te supermoce i Dyscypliny zwyczajnie były poza jego zasięgiem. Dlatego potrzebował technologii. A technologia wymagała przygotowań.. i miejsca.
Słońce dopiero co zaszło, a noc była młoda. Parias, gdyby chciał, pewnie zdążyłby nawet dobudzić się na zachód słońca, nie widział jednak takiej potrzeby. Kiedyś tak robił. Zrozumiał jednak, że sprawia sobie tylko niepotrzebny ból czymś, czym i tak nie mógł się nacieszyć. Dlatego na spokojnie ogarnął poranną rutynę, po czym spakował się i wyszedł, gdy noc panowała już w pełni. Pragnął rozejrzeć się po najbliższej okolicy. Miał na celu odnalezienie jakiegoś miejsca, najchętniej piwnicy, w którym mógłby założyć niewielką serwerownię. Miejsca, które nie rzucało się w oczy, które dało się zabezpieczyć i do którego dało się doprowadzić media. Im bliżej jego Schronienia, tym lepiej. Najlepiej w tym samym budynku, ale nie wiedział, czy jest w nim jakaś piwnica. Jak nie, to może coś na terenach Uniwersytetu Seattle?