Nowe noce, stare twarze

Zakończono | Prolog, Marzec 2004 | Centrum | East | Canterbury Ale House


Rozgrywany jest: Prolog: Oblezenie
Trwa: Marzec 2004
Dołącz do walki z Sabbatem i pomóż w odbiciu utraconych przez Camarillę terenów Seattle. Zbadaj losy oblężonej przez Sabbat Fundacji Franka Weavera.
Znajdź i zbadaj źródło rozszerzającej się pandemii, odkryj jej możliwy wpływ na Spokrewnionych i pomóż w jej powstrzymaniu.
Zrób co w twojej mocy, by wesprzeć Camarillę w odzyskaniu stabilizacji i dominującej pozycji w mieście do końca roku, celem odwołania wizyty Justycariusza.
Jako Nosferatu rozbuduj na powrót sieć SchreckNetu i rozwiń sieć informacyjną do użytku klanu oraz Camarilli jako całości.
Wykorzystaj obecną destabilizację wewnątrz Camarilli na swoją korzyść, by zająć miejsce w hierarchii i poszerzyć przy tym swoje wpływy
Działaj w grupie. Znajdź sprzymierzeńców. Dołącz do, lub załóż, koterię.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj że w pojedynkę nie przetrwasz nadchodzących nocy.

Nowe noce, stare twarze

#1
Na ulicach Seattle rozgrywało się codzienne, ciche piekło. Dotykało ono zarówno zwykłych ludzi, jak i osób bardziej wtajemniczonych w to co tak naprawdę działo się za kulisami. Tutaj jednak panowała błoga nieświadomość. Miejsce które od dawna miało w sobie potencjał który nieprzerwanie jest marnowany przez decyzje - i te pierwsze, i kolejne. A raczej ich brak. Właściciele na swój sposób robią co mogą by zapewnić jak najlepsze warunki w swojej niszy, jednak u osób z trochę bardziej krytycznym myśleniem widok takiej mieszanki stylów może wywołać ciarki albo nawet mdłości. Jednak w obecnej sytuacji z dnia na dzień każde otwarte miejsce spotkań zdawało się być cenne. Nie tylko dla bywalców.
Michelle Mould właśnie kończyła swój koncert. Nie było to nic wielkiego, ot, umówiony "gig", występ wyłącznie w celach zarobkowych. Dziewczę znało reputację tego miejsca, mimo to przygotowała się odpowiednio - przebrała się w strój przywodzący na myśl dawne średniowieczne czasy, ale z pewnym współczesnym drygiem. Ciemnopurpurowa suknia przewiązana w pasie ciemnozłotą wstęgą, z zakończonymi szeroko rękawami. Zachowywała zimną krew i absolutną koncentrację na swojej pracy, co pomagało jej przy występach. Inaczej Ci wszyscy ludzie działali by na nią wyjątkowo pesząco... Ale nie to było najgorsze. Duża część jej próśb została zignorowana, albo wykonana nieodpowiednio. Mieli zapewnić jej oświetlenie i przygasić światła, a musiała przymykać oczy by blask neonów jej nie oślepiał. Nagłośnienie właściwie nie istniało, i całe szczęście, że chociaż wyłączyli telewizory.
Po całym koncercie ukłoniła się, i nie spoglądając zbytnio na widownię zeszła ze sceny. Miało to przyciągnąć ludzi i za to jej płacili, ale była... zła. Nie tak to miało wyglądać, i większość prezentacji i jej pracy poszła na marne. Przebierając się i chowając strój do walizki powtarzała sobie, że potrzebowała pieniędzy - im więcej tym lepiej, więc nie mogła odmawiać występów w miejscach gdzie było relatywnie bezpiecznie. Jeszcze. Nie wiadomo jak sytuacja się potoczy. Wszystko było niewiadomą. I czuła ze swojego doświadczenia, że niedługo może mieć problemy z kontrolą nad sobą, nad czym również będzie musiała się dzisiaj pochylić.
Czarna koszula, szary sweter-kadrigan, i szare jeansy. Do tego pasek ze srebrną klamrą oraz czarne buty na płaskim obcasie. Tak wyszła z tymczasowo wyizolowanej części baru którą można jedynie z politowaniem nazwać przebieralnią, i tak też wrzuciła zarówno walizkę ze strojem, jak i futerał ze skrzypcami do bagażnika jej zasłużonego, ale ciągle sprawnego auta. Zastanowiła się jeszcze chwile czy chce tam wracać, ale rozsądek przeważył. Teraz miała chyba największe szanse na zapobiegnięcie głodu. Więc po chwili wątpliwości wróciła. Szukała osoby, która była w dobrym humorze i która była już trochę wstawiona. Najłatwiejszy, i najbezpieczniejszy dla siebie cel. W razie trudności będzie mogła nawet skorzystać z mocy nadwrażliwości, by upewnić się w jej ocenie.

Re: Nowe noce, stare twarze

#2
Jedną z lekcji, których Amadeus udzielił Kendrze było to, że aby móc przetrwać noc, należy umieć słuchać, co do powiedzenia ma świat. Przez wiele lat traktowała to jako przenośnie, interpretując „słowa świata” jako subtelne sygnały czy po prostu wyczuwalną atmosferę. Im dłużej jednak żyła, tym bardziej przekonywała się do tego, że chodzi po prostu o to, co do powiedzenia mają ludzie dookoła. Gdy jeden z plotkarzy w elizjum podrzucił jej informację, że Pani Mould ma dać występ w Canterbury Ale House, dziewczyna musiała zobaczyć to na własne oczy. Na miejscu znalazła się prawię godzinę przed właściwym występem. Ubrana w przylegające jeansy, wygodne obuwie sportowe, zielony top z falbankami i kilka bransoletek z kolorowymi kamieniami, oczekiwała właściwego wydarzenia, zabijając miło czas z dwójką nieznajomych, którzy raczyli przyjąć ją do swojego stolika i poczęstować frytkami. Chciała wtopić się w otoczenie i co by nie mówić, w takim miejscu jak ten pub, było to po prostu banalne. Przebiegając spojrzeniem po lokalu, pozwoliła sobie nutkę współczucia. Michelle pojawiła się w mieście około rok wcześniej, aniżeli Kendra i choć nie miały okazji zostać bliskimi przyjaciółkami, tak zdarzało im się w przeszłości zamienić razem kilka zdań. Sama Ambrelash uważała ponadto, że te są do siebie bardzo podobne. Pomijając już nawet fakt, że ich ciała zdawały się nie akceptować śmierci, to sama łatka „nieszkodliwych owieczek” naklejona przez społeczność Camarilli wiązała je ze sobą niewidzialną nicią. Prawdopodobnie właśnie przez tą stworzoną w głowie więź, nieco zakuło ją w sercu, gdy zobaczyła albinoskę na „scenie” przygotowanej tylko nieco lepiej, aniżeli występ dla dziecięcej, hobbistycznej grupki teatralnej. Jak bardzo zdesperowana musiała być córa Fafard, pojawiając się tutaj? Choć występ – abstrahując niedociągnięcia ze strony organizatorów – był na naprawdę wysokim poziomie, tak czysta ciekawość wręcz pchnęła blondynkę, do zadania kilku pytań pod pozorem pochwały występu. Nie chciała jednak być natrętna. Pakowanie się do „szatni” było absolutnie niestosowne. Przecież nie dostała zaproszenia dla VIP. Widząc, jak bladolica wynosiła swoje rzeczy z budynku, dziewczyna pożegnała się z nowymi kolegami i ruszyła w kierunku wyjścia. Szczęście tej nocy zdecydowanie było po jej stronie. Nie było przecież lepszej możliwości wpadnięcia na kogoś, niż dosłowne wyrośnięcie przed nim, gdy próbował wrócić do budynku. – Huh? - Stęknęła odruchowo, przez moment wpatrując się w znajomą twarz. – O! Dobry wieczór Michelle. Miałam nadzieję, że dam radę cię złapać. Usiądziemy na moment? - Powiedziała z widocznym entuzjazmem, pozwalając sobie na charakterystyczny uśmiech, podczas którego odsłaniała oba rzędy zębów.

Re: Nowe noce, stare twarze

#3
Michelle Mould
Albinoska zwracała swoim koncertem uwagę, nawet jeśli nie muzyką, to samą swoją niecodzienną aparycją i ubiorem. Nie wszyscy, rzecz jasna, byli zainteresowani. Prowadzone rozmowy z towarzystwem, bądź wnikliwa obserwacja dna butelki, dla wielu były ciekawsze, choć niewątpliwie nadstawiali ucha. Nawet po zakończonym koncercie, niektórzy śledzili wzrokiem nieumarłą, a gdy wróciła z powrotem, na powrót uzyskała zainteresowanie kilku śmiertelników.
Szczęściem, jeden z nich, elegancki brunet o lekkim zaroście, był na tyle zaintrygowany Michelle, że sam do niej podszedł, komplementując egzotyczny wygląd oraz jej muzykę, dopytując się o początki jej kariery, o to w jakich miejscach pojawia się poza tym skromnym przybytkiem, i tak dalej.
Próby podrywu i zbliżenia były oczywiście, w tym przypadku, Spokrewnionej bardzo na rękę. Obyło się bez użycia dyscyplin. Wkrótce, po krótkiej wymianie zdań, obydwoje znaleźli się gdzieś na boku, z dala od oczu większości bydła. Tutaj białowłosa mogła skorzystać z okazji i przy okazji bliższego kontaktu pożywić się na zauroczonym amancie (+3PK). Po tej chwili uniesienia, zmęczonemu mężczyźnie zamknęły się oczy. Nie było wątpliwości, że kolejny dzień będzie dla niego dość ciężki i nie pozbawiony bólu głowy.

Re: Nowe noce, stare twarze

#4
Sprawy potoczyły się nawet sprawniej niż się spodziewała. Nie musiała nikogo wypatrywać, sam ktoś do niej podszedł pragnąc jej uwagi. Słyszała takie pytania przy tego typu spojrzeniu już wystarczającą ilość razy by wiedzieć czego się spodziewać. Zazwyczaj wystarczało in po prostu pozwolić na to by się czuli pewniej, i w pewnym momencie wykazać odrobinę inicjatywy. Dać im uwierzyć, że to oni kierują sytuacją. Nie było to dla niej w pełni naturalne ale już się nauczyła, że jedynym sposobem by wszystko potoczyło się dobrze było kontrolowanie przebiegu zdarzeń na każdym etapie. Bez wyjątku. Inaczej dochodzi do problemów. Tutaj na szczęście przebiegło bez komplikacji. Udali się w trochę bardziej ustronną część tego przybytku. Musiała oczywiście odstawić na moment swoje rzeczy. Nie kłamała wspominając o tym, że pochodziła z Chicago oraz gdzie występowała. To wiedzieli wszyscy. Dała mu cień szansy, że jest zainteresowana, acz troche nieśmiała. Wiedziała jak to robić chociaż nigdy to nie było dla niej naturalne. Od słowa do słowa było już po wszystkim. Zalizanie ran, przejechanie językiem i wargami po zębach by pozbyć się szkarłatnej barwy, gdyby musiała powiedzieć coś głośniej bądź się uśmiechnąć. Upewniła się dłonią, czy aby na pewno nie przesadziła i czy żyje. Wszystko było na szczęście... odwracalne. Poradziła mu jedynie cicho, by może jednak odpoczął, i że pewnie jeszcze się spotkają. Ulotniła się pospiesznie.
Nie miała zamiaru dzisiaj tam wracać. Zapłatę powinna dostać przelewem. Schowała swoje rzeczy do bagażnika, ale odwróciła się. Intuicja albo dobry słuch, ewentualnie skutek wrodzonej ostrożności, która w tych czasach była szczególnie wyczulona. Nie zobaczyła jednak zagrożenia, choć przez moment wyglądała jakby była w podwyższonej gotowości. Dalej było jej do rozluźnienia, ale na widok niezbyt, ale jednak znajomej twarzy zdobyła się na subtelny uśmiech.
Miała okazję porozmawiać z tą osobą kilka razy, a jeszcze więcej zobaczyć ją w towarzystwie jej sire. Kilkakrotnie walczyła z pewnymi emocjami które ją wtedy dotykały, ale obecnie jej sytuacja była absolutnie nie do pozazdroszczenia. Współczuła jej oraz nawet trochę podziwiała w jaki sposób teraz się zachowywała. Jakby nic się nie stało. Kilka lat temu by zachodziła w głowę jak to możliwe, teraz wiele rzeczy stało się dla niej znacznie bardziej klarownych. Dalej nie wiedziała co o tym myśleć, ale teraz pozostawało jej jedno.
-Dobry wieczór, Kendro Amberlash... Czemu nie?-Powiedziała to, ale już wcześniej pojawiła się myśl "czy to przypadek?". Na razie nie przykładała do tego aż takiej wagi, bo pewnie niedługo się tego dowie. Trochę nieplanowanie, ale wróciła do środka z dziewczyną, właściwie to prawie jej rówieśniczką. Przez chwilę się rozglądała, i o ile Kendra nie wybrała miejsca w przeciągu kilku chwil, to zapewne Michelle bez słowa wskazała nieznacznym gestem głowy wolne miejsca siedzące. Ot, by miały chociaż pozory prywatności.
Usiadła w sposób dość dla siebie typowy. Była to niebo a ziemia między tym co było gdy stawiała pierwsze kroki w Seattle, acz jej postawa dalej była stonowana. Nogi złożone, dłonie natomiast spoczywały złożone na udach. Gdyby tylko jej plecy były bardziej sztywne można byłoby przypuszczać, że jest na rozmowie kwalifikacyjnej, ale brakowało aż takiej spiętości, zwłaszcza w plecach. Ot, odpowiednio ułożone dziewczę, które przed paroma chwilami wpijało się w usta i szyję przypadkowo spotkanego mężczyzny.
-Nie spodziewałam się zobaczyć tu kogokolwiek znajomego. To nie zbyt popularne miejsce w naszych kręgach... Niestety nie dziwi mnie to, ale takie czasy. Jeśli mogę spytać, co Ciebie tu sprowadza?-Mówiła momentami troszkę wolniej, ale prawie nie było w jej wypowiedzi przerw które niegdyś stanowiły nieodłączną część jej osoby. Patrzyła też mniej więcej w jej kierunku, co również stanowiło postęp. Ba, nawet skierowała bezpośrednie pytanie. Rozwijała się. Zmieniała się. O czym niekoniecznie jej rozmówczyni mogła sobie w pełni zdawać sprawę.

Re: Nowe noce, stare twarze

#5
Słysząc twierdzącą odpowiedź, szeroki, powitalny uśmiech dziewczyny zmalał nieco, przyjmując kształt najzwyklejszego zadowolenia. Nie brała pod uwagę odmowy, więc choć nie istniał żaden plan na konkretny przebieg tego spotkania, tak wszystko zdawało się iść zgodnie z nim. Po właściwym powrocie do środka i zajęciu wskazanego przez Michelle miejsca, blondynka mogła w końcu zacząć właściwe podchody. W przeciwieństwie do swojej rozmówczyni usiadła dużo swobodniej, krzyżując nogi i przechylając się nieco na bok, opierając większość ciężaru ciała na jednym z pośladków. – Ciekawość. - Nie starała się brzmieć enigmatycznie czy tajemniczo, ale czuła dziwną przyjemność z przeciągania przejścia do sedna choćby o kilka sekund. - – Dotarły do mnie plotki, że będziesz miała tutaj swój występ i po prostu nie mogłam go przegapić. - Ramiona Kendry delikatnie uniosły się do góry, by za chwilę opaść, przywodząc na myśl, że naprawdę chodziło tylko o to. W ramach wsparcia pojawił się także skromny uśmiech, mający za zadanie to potwierdzić wcześniejszy gest. – Chyba po prostu potrzebowałam zobaczyć cię na scenie, tylko… zdziwił mnie wybór miejsca. - Dodała z nutką niezrozumienia, by za chwilę odwrócić wzrok od Mould i przespacerować się spojrzeniem po pubie. Owszem, miał on przyjemny klimat i swojski design, lecz bilard, rzutki, piwo i burgery niespecjalnie kojarzyły jej się z wizerunkiem, który siedząca naprzeciwko dziewczyna przywdziewała na scenę ani tym bardziej z poziomem muzyki, którą grała. – Wszystko u ciebie w porządku?- Zapytała w końcu bez ogródek, nachylając się nieco bliżej stolika. Faktycznie brzmiała na przejętą. Wyglądała wręcz, jakby omyłkowo upuściła maskę pewności siebie, odsłaniając prawdziwe intencje, którymi było sprawdzenie, czy Michelle nie potrzebuje pomocy. Amadeus aż do przesady dbał o to, by jego podopieczna potrafiła żonglować swoimi emocjami, to i odegranie takiego przeskoku nie było dla niej problemem.

Re: Nowe noce, stare twarze

#6
Zabrakło tutaj zaskoczenia, acz wszystko było przed młodymi kobietami. Albinoska przytaknęła Kendrze, prawie jakby spodziewała się takiej odpowiedzi. Jej słowa przywołały pewne wspomnienia, z perspektywy czasu dość nieprzyjemne, ale tutaj również nie było zdziwienia. Kolejna noc, kolejne przeżywanie podobnych zdarzeń.
-Rozumiem.-Tyle powiedziała bo nie chciała zbytnio przerywać swojej rozmówczyni, która mogła mieć coś więcej do powiedzenia. I nie myliła się. Pytanie o wybór miejsca też było czymś do przewidzenia, gdyż nie spodziewała się by większość spokrewnionych chciało tutaj cokolwiek robić, acz miejsce to choćby z racji swojej lokalizacji musiało generować spory przychód. Panna Amberlash w końcu jednak to zrobiła, i udało jej się przebić przez zasłonę oczekiwań Michelle, której uśmiech się troszeczkę poszerzył, a palce na złożonych na udach dłoni splotły się.
-Czy wszystko... Na tyle, na ile może być. Na pewno wiesz co się obecnie dzieje w mieście. To ogranicza miejsca gdzie można z czystym sumieniem podróżować nocą... Wolę być ostrożna. Przepraszam, jeśli pytam za wcześnie... Ale jak Ty sobie radzisz?-Nachyliła się też, owszem, acz wydawało się być to całkiem naturalne, podobnie jak wyraz niepewności i troski na jej twarzy-Słyszałam co się stało. Bardzo mi przykro... To może nie znaczy dużo ale wiem jak to jest, gdy nagle zostaje się prawie samą. To dobrze, że wychodzisz. Prawie nie znaczy całkiem.-Pewne trybiki zaczęły pracować w jej głowie, ale jeszcze nie do końca doszły do konsensusu. Zacisnęła jednak swoje palce trochę mocniej, gdy patrzyła na nią całkiem bezpośrednio. W kilka chwil tak się przejęła, że trudno było posadzić ją o uczynienie czegokolwiek złego nie tylko parę chwil temu, ale chyba też w ciągu całego jej życia i nieżycia.

Re: Nowe noce, stare twarze

#7
Gdy Michelle mówiła, Kendra wpatrywała się w nią jak w obrazek. Albinoska była piękna w każdym znaczeniu tego słowa. Jej delikatne rysy twarzy, okrągłe usta, czerwone oczy i ta specyficzna nuta „nieskazitelności” podnosiły ciało Mould co najmniej do rangi dzieła sztuki. Dziewczyna nie potrafiła stwierdzić, czy podziw ten wynikał z jej naturalnych preferencji, czy może to krew pragnęła zachwycać się nad wizualnymi atutami krewniaczki. Mimo to Ambrelash miała w sobie na tyle samokontroli, aby podziwiać ją tylko przy okazji, nie pomijając wypowiadanych przez nią słów. Kiwała więc głową ze zrozumieniem, kiedy ta mówiła o swojej sytuacji, a przejście na tematy blisko-kondolencyjne z oczywistych przyczyn wstrzymało ten gest. Podobnie było z resztą z uśmiechem, który choć usilnie starała się podtrzymać, ewidentnie stracił na szczerości. – Nie radzę sobie. - Odpowiedziała krótko, układając dłoń na stoliku. – Ale dziękuję za dobre słowo. Naprawdę to doceniam. - Kolejny grymas, który przewinął się przez twarzy blondynki wyglądał jak upadek ostatniego bastionu pozytywnej energii, po którym została tylko smutna, szczera codzienność. – Nie czuję pustki, bo jakoś nie dochodzi do mnie, że tak po prostu już go nie ma. Na ten moment poczułam tylko, że nie mam pieniędzy, ochrony i celu. - Pomalowane szminką czerwone usta dziewczyny ścisnęły się w wąską, prostą kreskę a ciężko wypuszczone nosem powietrze wprost zasygnalizowało, że przesadnie wylewne wyznanie właśnie się zakończyło. – Poza tym wszystko gra. Jakaś część mnie wciąż potrafi iść do przodu. Poznałam kilka fajnych osób i mimo wszystko chyba się rozwijam. - Wzrok kobiety niby przypadkiem, ale wciąż nieco sugestywnie popłynął w kierunku sceny, na której to jeszcze kilkanaście minut temu występowała jej towarzyszka. Oczywiście tylko na chwilę. Oczywiście nie oceniała. – Może obie powinnyśmy być w innym miejscu?

Re: Nowe noce, stare twarze

#8
Chyba było trochę za wcześnie... Ale... Ale chyba też z drugiej strony nie było sensu tego odkładać nie wiadomo jak? Przynajmniej odpowiedziała szczerze, ale chyba też się zezłościła. Znała ten uśmiech, to znaczy, chyba znała. Może sobie teraz dopowiadała. Współczucie w każdym razie rosło, i chyba zaczynała zdawać sobie sprawę, że jednak ich sytuacje się różnią. Ona miała jeszcze nadzieję, tutaj pozostawała, tak jak zostało wspomniane, jedynie smutna rzeczywistość.
Palce zacisnęły się wokół siebie. Tak, było blisko, ale było tu gorzej. Ale bała się powiedzieć czegoś więcej by nie wyrządzić większych szkód. Cholera, mogła naprawdę rozwiązać to jakoś inaczej! Może jeszcze coś się uda, tak, by było... Jakoś. Akceptowalnie. Miała coś powiedzieć ale poczuła pewne ukłucie w jej słowach. Rozwija się. Tak. Rozwija się. Wróciło to nieprzyjemne uczucie gdy widziała ją z jej sire. Rozwija się!
Zamknęła oczy. Mruknęła gorzko-słodko, wzięła pusty oddech, który był jej absolutnie zbędny ale mógł wyrażać różne emocje.
-Jeszcze raz, przepraszam. Zależy, co proponujesz... Mogłabym zmienić najbliższą scenerię. Czy coś więcej... Nie jestem pewna. Czy gdybym miała taki zamiar to czy dalej bym tu była?-To było zastanawiające, ale tylko trochę. Odruchowo sięgnęła po coś na stole, ale nic tam nie było by zamaskować jej prawdziwą naturę. Jej palce spotkały powietrze, przez co po chwilowym zastanowieniu wróciły na swoje miejsce, ponownie splątane. Otworzyła oczy. Popatrzyła na Kendrę i uśmiechnęła się przepraszająco, opuszczając na moment wzrok. Druga ręka na moment opuściła więzy i poprawiła grzywkę. Na moment.
-To zajmie trochę czasu. Z naszej perspektywy może nawet dużo, ale część z tego minie. Ale musimy tego czasu doczekać... Wiesz, o co mi chodzi. To dobrze, że masz kilka osób... Tylko też uważaj. Ja... raz się sparzyłam.-Michelle oczywiście odnosiła się do swoich przeżyć. Wywnioskowała, że Kendrze może chodzić o koterię. No bo o co, o starszych? Chyba w ten sposób by się tak nie wypowiadała. O anarchistów? Może, o Boże, może! Ale tutaj nie wiedziała co myśleć. Do tej pory nie miała pełnego zdania, zwłaszcza w perspektywach następnych nocy.
-...przyjechałaś autem czy taksówką?-Zapytała nagle. Prawa dłoń przeniosła się na podbródek. Lekko się nachyliła i dodała szeptem-To miejsce trochę frustruje, prawda?

Re: Nowe noce, stare twarze

#9
Wylewne wyznania miały to do siebie, że zawsze niosły ze sobą pewne ryzyko. Odsłaniały czułe punkty. Umożliwiały bardziej celne atak. Z drugiej strony budowały też aurę szczerości i zaufania. Było to bardzo delikatne narzędzie, których złe użycie niemal zawsze prowadziły do katastrofy. Obserwując reakcję Mould, w myślach Kendry pojawiły się wątpliwości, czy aby nie przesadziła z kalibrem wystrzelonego werbalnie ładunku emocjonalnego. Widząc, jak coś na kształt stresu zaczyna wypływać z każdej komórki jej ciała, przyjęła jedynie codzienny uśmiech numer dwa, w spokoju słuchając słowotoku, z którego rozumiała nieco mniej, niż chciałaby rozumieć. Nie miała pojęcia, co podręcznikowo powinna zrobić, to też stoicyzm był w jej przekonaniu najlepszą postawą, jaką mogła w tym momencie przyjąć. Gdy dłonie krewniaczki zaczęły bezładnie tańczyć na stole, ta postanowiła zareagować, również układając jedną ze swoich rąk na stole. Nie zamierzała łapać Michell, nie daj boże. To mogło skończyć się fatalnie. Chodziło jednak o wiadomość. O pozostawienie wspomnienia z wizerunkiem Amberlash, która wyciąga do niej dłoń a jeśli ta faktycznie by ją chwyciła? Tym lepiej. Przynajmniej tak to sobie wyobraziła. – Hm? Taksówką. - Odrzuciła odruchowo, wciąż szukając jakiejkolwiek riposty na zakończony przed chwilą improwizowany wiersz biały. Nie była pewna, czy owe pytanie będzie prowadzić do czegoś konkretnego, to tez w lustrzany sposób kopiując zachowanie Toreadorki, także nachyliła się ku niej. – Jest straszne. - – Odpowiedziała również szeptem, jakby faktycznie ktoś mógł podsłuchiwać ich rozmowę. – Możemy pójść do mnie. Albo do ciebie jak wolisz. Tam będzie… Spokojniej.

Re: Nowe noce, stare twarze

#10
Chyba ją zanudziła, albo była w jeszcze zbyt złym stanie by za nią nadążyć. Będzie musiała mówić trochę prościej i spokojnie. Wdech, wydech... byle wewnętrznie, nie mogła pokazywać aż tak, że się denerwowała! Na pewno było lepiej niż wcześniej, ale spokojnie. Nic się przecież nie działo. Wydech... ech, co robiła tutaj ta dłoń? Naśladowała ją? Nie, bez przesady. To pewnie przypadek. Pokiwała głową, znajdując jakiś punkt z którym mogły się mniej więcej zgodzić. Taksówka? Świetnie! Znaczy się, wiedziała co w tej sytuacji zrobić. Bo inaczej mógł to być kłopot. Do niej lub... moment, nie. Chyba nie. Jak tak o tym myślała to chyba nigdy nikogo u siebie nie gościła z... rodziny. Nie była pewna czy chce to teraz zmieniać w tych czasach. Musiała pomyśleć. Szybko. Ale to też nie była skomplikowana sprawa to też nie musiała się głowić.
-Wiesz co... Zróbmy tak. Przejedźmy się trochę. Może znajdziemy jakieś miejsce. Potem Cię odwiozę, hm?-Odpowiedziała trochę pewniej, będąc zadowoloną ze swojego planu. Wstała i po odejściu kawałek zerknęła czy Kendra zamierzała pójść za nią. Oh... chyba trochę za pewnie się poczuła. Uh, dobra, po prostu... A pójdzie za ciosem, i po prostu poszła dalej do swojego samochodu!
Jeśli Kendra za nią poszła to Michelle wyłączyła alarm. Rzuciła tylko okiem na bagażnik i otworzyła drzwi. Poczekała aż Kendra wejdzie, i... jakkolwiek dziwnie to nie wyglądało, to przez chwilę przyglądała się tylnim siedzeniom. Nawet przez chwilę się tam pochyliła i szukała chyba pod nimi. Nie zajęło jej to jednak zbyt długo, i zajęła miejsce kierowcy. Jak jej towarzyszka zajęła miejsce pasażera z przodu to po prostu ruszyła i zaczęła jechać. Powoli, główne uliczki. Najlepszą ochroną było bycie na widoku.
-Czy chciałaś jeszcze o czymś ze mną porozmawiać?-Zapytała wprost, konkretnie. Wolała nie psuć atmosfery zbędnymi w tym momencie zbędnymi grzecznościami. Już jedna chyba miała skutek odwrotny do zamierzonego. W każdym razie Michelle wydawała się być bardzo skupiona na drodze i na tym co działo się w okolicy. Kendra mogła tego nie zauważyć wcześniej jak rozmawiały w Elizjum, ale była naprawdę uważna i ostrożna.

Re: Nowe noce, stare twarze

#11
Nim Kendra zdążyła dojść do pojazdu, Michelle praktycznie skończyła przegląd. Z perspektywy Kendry, która mogła zaobserwować albinoskę z daleka, jej zachowanie być może było trochę nietypowe, ale na pewno nie podejrzane.

Re: Nowe noce, stare twarze

#12
– Widzę, że wszystko masz zaplanowane. Pewnie, chodźmy. - Nie wyglądała na przekonaną. Ton jej głosu sugerował nawet nutkę podejrzliwości, lecz nie zamierzała się faktycznie opierać. Była przyzwyczajona to tego, że to starsi krewniacy dyktują jej co ma robić, lecz gdy robiła to Michelle, jakaś część jej dumy zwyczajnie zaczynała się buntować. Gdy tylko zorientowała się co ma miejsce, natychmiast zrozumiała, że to okropnie konfliktowe uczucie należało zdusić w zarodku, zanim zmusi ją do czegoś, czego mogłaby żałować. Ciche ciamknięcie w połączeniu z delikatnym smagnięciem językiem warg wystarczyło do świadomego „zresetowania” wyrazu twarzy, ale w duchu wciąż tliły się niedopałki… właściwie czego? Patrząc na plecy krewniaczki, która prowadziła ją w kierunku auta, miała chwile by się nad tym zastanowić. Dziewczyna miała ładniejsze proporcje, a do tego była o jakieś plus minus dziesięć centymetrów niższa. No i ta jej fenomenalna buźka. Czy chodziło więc o zazdrość? Naturalnie. A sposób bycia? Białowłosa zdawała się momentami strasznie miotać i choć Ambrelash sama stosowała sztuczki odbierające jej powagi, tak nie była przekonana co do tego, czy Mould faktycznie robi to świadomie, czy może cierpi na jakiś rodzaj upośledzenia społecznego. Więc może czuła się od niej lepsza? Absolutnie tak. Pod każdym względem. Czy tego chciały czy nie, los uczynił je naturalnymi rywalkami. Ich klan. Ich prezencja. Ich reputacja. W oczach pijawek w elizjum zawsze będą ze sobą porównywane. Zawsze jedna będzie w czymś lepsza od drugiej. Chcąc nie chcąc brały udział w wyścigu, który mogła wygrać tylko jedna. I teraz pojawiało się pytanie, która faktycznie miała większy potencjał? Kendra chciała wierzyć, że ona sama, ale ta pieprzona Michelle także mogła grać i jeśli tak było, to była także lepszą aktorką. Lepszą na każdym polu. Lepszą, bo ją nabrała. Iskra niepewności zaczęła stopniowo przeradzać się w płomień wojenny. Czy siedząca obok niby niewinna dziewczyna była zagrożeniem? Oczywiście. Była przecież pieprzonym krwiopijcą. Dzieckiem nocy. Potworem w ludzkiej skórze. A więc… czy to był strach? Czy podświadomie bała się swojej znajomej? Czy „jakieś miejsce” będzie miejscem, gdy ta ją zaatakuje? Może mając to przeczucie, należało zaatakować szybciej. Była większa od Michelle, może dałaby radę ją przyszpilić do ziemi. Wbić kły. Wypić do ostatniej kropli. Na zawsze pozbyć się zagrożenia. Analizując to wszystko uśmiechnęła się skrycie z realnym rozbawieniem, zerkając za okno, gdy auto zaczęło jechać. Musiała się pożywić. I to szybko. Bestia szeptała jej do uszka zdecydowanie zbyt głośno i były to bardzo złe rzeczy. – Tak, w sumie tak. Tym lepiej, że wyszłyśmy. - Spojrzenie pasażerki przeniosło się na kierowcę, obserwując w jaki sposób faktycznie prowadzi auto. – Po śmierci Amadeusa myślałam, że to już koniec, ale… ja wciąż tutaj jestem. I martwię się. Miasto zdaje się być beczką prochu, które lada moment wybuchnie. A ja? Ja sama nie mam nikogo i niczego, co pozwoliłoby mi to przetrwać i… nie chcę, żeby dłużej tak było. - Przerwała na moment, jakby chcąc zrobić sobie przerwę na ułożenie kolejnego, spójnego zdania. – Kilka nocy temu poczułam, że muszę coś zmienić. Poczułam, że muszę zacząć działać. Że to moment, w którym powinnam otoczyć się przyjaciółmi i zdobyć jakieś realne środki by być czymś więcej niż biernym widzem. Chcę pomóc. Settle to mój dom i nie mogę tak po prostu patrzeć jak popada w chaos. - Struny głosowe Kendry już nie tyle co wrzucały z siebie słowa, co wyśpiewywały inspiracyjną pieśń ku pokrzepieniu serc. Dokładnie tak, jak uczył ją stwórca. – A dzisiaj… Zawsze jak o tobie myślałam, to widziałam cię na wielkiej scenie pośród ludzi, którzy będą potrafili docenić twoją sztukę. Przecież TAK właśnie powinno być. - Po raz kolejny na moment wstrzymała swoją wypowiedź, oddychając niczym pobudzona adrenaliną. W końcu jednak, stopniowo zaczęła się wyciszać, pozornie wracając do nieco bardziej kontrolowanego stanu. - A dzisiaj… - Powtórzyła. – Kiedy zobaczyłam cię w tym miejscu chyba dotarło do mnie, jak wiele rzeczy jest nie tak. Pomyślałam więc, że może… zechcesz mi pomóc. – Jej ton faktycznie przygasł, lecz wciąż pokrywała go emocjonalna aura. Co by nie mówić, mówiła szczerze. Mówiła do kogoś, kto powinien ją zrozumieć. Bez strachu. Bez nienawiści. Bez zazdrości. Jedynie z nadzieją.

Re: Nowe noce, stare twarze

#13
Prowadziła spokojnie. Czasem patrzyła na jakiś budynek jakby czegoś wypatrując, albo jej wzrok zawieszał się na znajomym miejscu. Jeździła jednak tam, gdzie było bezpiecznie. Sporo ludzi jak na tą porę. Żaden ciemny zaułek czy bardziej podejrzana okolica. Zresztą, dopiero co zaczęły rozmawiać. Czy też raczej Kendra mówiła, a Michelle słuchała. Tak jak zawsze, miała w tym bardzo dużą wprawę, chociaż może nie na tak poważne tematy jak teraz. Stosowała jednak podobna strategie, jedynie wyraz twarzy był bardziej poważny, po części ze względu na skupienie na drodze. Zwróciła uwagę na jedną rzecz. Miała naprawdę ładny głos, i potrafiła zrobić z niego pożytek. To musi naprawdę pomagać w życiu, a chyba tej pomocy... właściwie to przyznała, że potrzebuje pomocy, nie musiała tutaj dochodzić nie wiadomo czego. Ale pewne przypuszczenia się potwierdziły. Szukała koterii. Budowała koterie. Ona, młoda spokrewniona. Może jej się wydawało i tak naprawdę zakręciła się po prostu wokół jakiejś grupy z a teraz pyta ja - osobę z tego samego klanu,, by nie była w tym wszystkim sama. Co usłyszała o sobie trochę ją dotknęło. Skupiła się bardziej na drodze, zacisnęła troszkę wargi.
-Nie jestem na takim poziomie. Może kiedyś. Ale już mi dawało zadowolenie to, że mogłam przynieść innym trochę wytchnienia. Kiedyś... Kiedy dopiero były zwiastuny tego, co dzieje się teraz i co będzie się jeszcze działo.-Przejechała nieznacznie kciukiem po kierownicy. Zakręciła właśnie w uliczkę koło stacji benzynowej. Zerknęła na stan paliwa i przejechała dalej. Starczy na tą noc.
-Wspomniałaś o innych osobach. Czy masz przez to na myśli koterię?-Z nieznanych przyczyn wydało się to ją trochę rozbawić-Pamiętam te czasy, kiedy mieszkałam jeszcze w Chicago. Był ten ambitny filozof który wygladal jakby mógł Ci skręcić kark wzrokiem, ale byl naprawdę w porządku... I ten wielki Nosferatu, który był na swój sposób trochę... ujmujący.-Stanęły na światłach. Michelle zastukała o kierownicę, pochłonięta wspomnieniami. W środku tego jednak pociągnęła dalej-Na razie nie widzę powodu by sobie nie pomóc, tylko jak? Zrobię co mogę, ale...-I Michelle powoli wróciła na ziemię. Zmieszała się, i prawie by przegapiła zielone światło które zaświeciło nad ich głowami. Ruszyła. -...ale po prostu... Chyba musimy to przemyśleć. Tak. Na spokojnie. Czy powiesz mi coś więcej? Wybacz, zamyśliłam się. Wtedy było inaczej. Spokojniej, do czasu.

Re: Nowe noce, stare twarze

#14
Pasażerka ze spokojem wpatrywała się w kierowcę, gdy ta w końcu dostała nieco przestrzeni na odpowiedź. Szukała na jej twarzy wątpliwości. Strachu. Niepewności. Czegokolwiek, co przynajmniej mogłaby spróbować skontrować, aby przekonać Mould do swoich pomysłów. – Tak Michelle. Mam na myśli koterię. - Brzmiała stanowczo, lecz nie w sposób dominujący. Nie chciała za pomocą tego stwierdzenia wykonać ciosu czy zdyskredytować domyślności swojej rozmówczyni, a jedynie upewnić ją w przypuszczeniach. Ponownie jednak poczuła potrzebę wstrzymania się z mówieniem, kiedy albinoska pierwsza wydobyła z siebie kolejne głoski. Nie miała pojęcia, o kim właściwie opowiadała, pomimo tego, że sama miała okazję przez pewien czas przebywać w Chicago. Z drugiej strony nie musiała tego mówić. Nie musiała odkrywać tego rąbka tajemnicy. Z pewnością z resztą obracali się w nieco innych kręgach. Kiwnięcie głową wydawało się na ten moment wystarczającą odpowiedzią. I tak był to bardziej odruch, aniżeli potrzebna, pokazowa reakcja. W końcu oczy tej drugiej i tak skupiały się przede wszystkim na drodze. Iskra zapału, którą udało się dostrzec Kendrze, była co najmniej motywująca. Już nawet abstrahując fakt, że ta druga szybko zaczęła studzić swoje chęci. To było już coś. To był pierwsi krok, którego tak bardzo potrzebowała. – Jak? - Zapytała retorycznie, układając jedną z dłoni na udzie. – Na ten moment mogę ci zdradzić, że mam jedną, bardzo pewną kartę. Przyjaciółkę z kontaktami wśród ludzi, o których nigdy nawet nie myślałam, że można do nich sięgnąć. Poza tym ma bardzo ostre kolce. – Faktycznie w jej słowach była nutką podekscytowania i dumy, lecz równocześnie widać było, że kusi ją by powiedzieć coś jeszcze. Przystopowała jednak, znów łypiąc w lewo. – Muszę być jednak pewna, że naprawdę mogę na ciebie liczyć, wiesz? - – Słowa Ambrelash i tym razem niosły w sobie nutkę zwątpienia. Pomachała koleżance przed twarzą zaufaniem. Pozwoliła jej posmakować nadziei. Ukazała jej cieplutki płomień swoich ambicji. Wszystko po to, by momentalnie pstryknąć ją w nos za to, że pozostają w niej jakieś wątpliwości. – Nie zrozum mnie źle. Po prostu bardzo dużo ryzykuję w ogóle rozmawiając z tobą na ten temat. Wiesz, jaka potrafi być reszta krewnych. Nie lubią zmian a mnie niemal na pewno widzą już tylko w pozycji dworskiej zabawki. - Choć była to nieco przebrzydła, manipulacyjna sztuczka, tak fakt, że Kendra nie widziała w niej grama złych intencji, absolutnie ułatwił jej ciągnięcie tego dalej z czystym sumieniem. Potrzebowała Michelle i była gotowa do wielu rzeczy, aby ta sama chciała za nią pójść. W końcu chodziło o wyższe dobro. Żeby to miało jakikolwiek sens, albinoska musiała chcieć jej zaufać a skromne sztuczki miały ją tylko do tego zmotywować.

Re: Nowe noce, stare twarze

#15
Problem był taki, że Michelle poza momentem gdy oddaliła się w krainę swoich wspomnień wydawała się być taka sama. Skupiona na drodze, ale ogólnie też spięta. Niepewna była cały czas. Coś na kształt strachu również tam mogła uświadczyć, ale był to chyba bardziej niepokój. Potwierdziła stanowczo jej przypuszczenia, co nie było takie niezwykle. Michelle faktycznie się jednak obawiała, że siedząca obok niej spokrewniona mogła zostać wykorzystana przez innych młodzików, podobnie jak... No.
Koleżanka z ostrymi kolcami. I kontaktami. Nic jej to absolutnie nie mówiło, ale równie dobrze mogła to być jakaś starsza, która właśnie wykorzystywała dziewczynę do swoich celów. Ostrożnie. Tak. Widać było, że się trochę bardziej spięła gdy o tym usłyszała. Poprawiła przedramiona. Tak. Chyba będą musiały. Musiała pomyśleć nad tym wszystkim, a ciągła droga jej trochę przeszkadzała.
Zatrzymała się na parkingu przy jakimś barze. Nawet nie patrzyła jaki to, ważne, że da im to chwilę. Nie patrząc na Kendre pochyliła się i zaczęła klikać w radiu. Crazy in the love. Can't let you go. Work it. W końcu stanęło na The Remedy Jasona Mraza. Puściła na tyle, by ich zagłuszyć ale nie dość, by zwracały na siebie szczególną uwagę. Zostawiła włączone światło by były w stanie się widzieć. Chwilę patrzyła przed siebie po czym wzięła głębszy oddech.
-Okej. Więc... Cieszę się, że mi to mówisz. Naprawdę.-Wystawiła nieco przed siebie otwarte dłonie. Dopiero potem na nią popatrzyła, i było widać w jej oczach masę niepewności-Po prostu... To na pewno ktoś z "nas" a nie od "nich", tak? Jak tu jestem już przynajmniej dwa razy były takie sytuacje. I... Na pewno powinnyśmy się trzymać razem. Tak myślę.-Złączyła dłonie ponownie je ze sobą splatając. Zerknęła w tylne lusterko, potem w boczne. Spokojnie.
-Jestem zainteresowana. Zresztą, chyba dobrze by ktoś jeszcze na to popatrzył... Oh, jeśli się martwisz, że coś powiem, to... Najpierw omówimy te wrażenia razem, dobrze? Też przecież nie chcesz być wykorzystana przez "nich", prawda? Przez tych "drugich". Wrogich.-Robiła aluzje bo to... No to nie Elizjum. Już się nauczyła, by mówić jak najogólniej. W miarę możliwości.

Re: Nowe noce, stare twarze

#16
Gdy auto zatrzymało się a Mould zaczęła coś majstrować przy radiu, pasażerka poczuła nutkę niepokoju. Czy przez swoje gadulstwo coś pominęła? Czy ktoś je śledził? Wychylając się nieco na bok zerknęła do lusterka po swojej stronie, a gdy okazało się ono niewystarczające, zaczęła nieco niepewnie zerkać przez szyby. Tym bardziej zaskoczyło ją, iż ta druga odpaliła radio. Czy to był jakiś test z jej strony? Wieczorek z karaoke? Dopiero moment, w którym dziewczyna ewidentnie szykowała się wypowiedzi był tym, w którym blondynka pojęła, że chodzi o utrudnienie w podsłuchiwaniu ich. Natychmiast pojawiły się w głowie Kendry pytania – czy Michelle ma jakichś wrogów, którymi tak bardzo się przejmuje? Czy to mania prześladowcza spowodowana obecną sytuacją w mieście? A może po prostu naprawdę boi się o siebie? To ostatnie byłby nieco inspirujące przy podrzucaniu kolejnych zaczepek. Oczywiście, gdyby była taka potrzeba. Na słowa wdzięczności delikatnie chciała się uśmiechnąć, lecz dostrzegając tonę obaw w jej oczach, wstrzymała się z tym gestem, zachowując chłodną neutralność. To na nią właśnie było w tym momencie zapotrzebowanie. Nie mogła się uśmiechać, gdy ta wyrzucała z siebie najgłębsze obawy i realnie rozważała jej propozycję. Nie mogła także pokazać żadnych wątpliwości odnośnie sekretu jej słodziutkiej Serket. Pełna zrozumienia neutralność była ewidentnie najlepszą miną na takie sytuacje, jak ta. – Obecnie ciężko mieć całkowitą pewność odnośnie intencji ludzi wokół nas, ale gwarantuję ci, że wiem co robię. - Pewność siebie rozbłysła w oczach Ambrelash. – Nikt już nigdy mnie nie wykorzysta. Nie bez mojej zgody. Na NASZYCH trzeba uważać, bo już niektórzy pokazali, że potrafią zmienić stronę. ICH z kolei trzeba się po prostu pozbyć. Za wszelką cene. - Przez maskę pewności siebie, kobieta umyślnie puściła światełko sugerujące frustracje. Skrzywdzenie. Choć w całej historii brakowało szczegółów, chciała dołożyć do niej element dramatu. Skłonić do rozmyśleń, iż w jej życiu doszło do jakiejś potworności, która motywuje ją do działania. Przez którą się rozwija. Nie dlatego, że chce a dlatego, że musi.

Re: Nowe noce, stare twarze

#17
Poważna rozmowa, i albinoska utrzymywała odpowiedni jej ton. Na tyle oczywiście na ile potrafiła, bo mogła by być oczywiście znacznie bardziej pewna. Dłonie trochę straciły miejsce w którym miały coś do roboty, więc po prostu opadły na brzuch. Patrzyła też mniej więcej w jej kierunku - może nie był to bezpośredni kontakt wzrokowy, ale blisko. Przytaknęła.
-Nie można mieć jej nigdy.-Wtrąciła krótko. Fakt jest jednak taki, że sytuacja w której byli jest dość dramatyczna, a przede wszystkim - nieprzewidywalna. Wie co robi? Coś się jej tutaj nie zgadzało, i przez moment faktycznie popatrzyła na nią wprost kiedy, w oczach Michelle, sprzedawała jej pewność siebie. Wychwyciła chyba co to jest. Pokaz siły. Widziała to, i poświęciła dwie chwilę by odpowiednio do tego podejść. Muzyka grała dalej, a dwójka drapieżników była w niebezpiecznie ograniczonej przestrzeni - metaforycznie i dosłownie.
-To prawda. Wszystko prawda.-Cos Kendrze, czy losowemu obserwatorowi mogło nie pasować. Prawdopodobnie to, że dziewczyna się trochę bardziej wyprostowała, ale zachowała przy tym pewne napięcie czy sprężystość, jakby mogła w każdej chwili wyskoczyć. Brakowało w tym jednak przesadnego przerażenia czy zdenerwowania. Podobnie było w jej mówię, która nie tylko była teraz absolutnie normalna, ale nawet trochę twarda. Wybrzmiewała w niej gotowość do działania, jeśli przyjdzie taka potrzeba-Dlatego chciałabym poznać te osoby. Jak najszybciej. Nawet dzisiaj, jeśli uda Ci się zorganizować spotkanie.-Lewa dłoń rozluźn]iła się od prawej i leżała obecnie swobodnie na udzie. Prawa była dalej zgięta i położona na spodniach. A Michelle, co było niepokojące, patrzyła na Kendre wzrokiem osoby, która ma o co i jest gotowa walczyć. Niekoniecznie z nią, ale jest.

Re: Nowe noce, stare twarze

#18
Choć z głośników wydobywała się dość przyjemna, lekka muzyka, tak atmosfera w samochodzie gęstniała z chwili na chwile. Od początku rozmowy Kendra budowała scenę, wewnątrz której co krok rozkładała kolejne rekwizyty. Przedstawiała wygodne fakty. Szukała słabych punktów u rozmówcy, by się na nich oprzeć. Kreowała narracje, by pokazać się jako ktoś, kto radzi sobie w obecnej sytuacji i realiach. Sugestywnie wyciągała dłoń, by wmówić Michelle, że to ona jej potrzebuje. Wielu ludzi z pewnością by jej uległo na długo przed zatrzymaniem auta. Duża część nieprzeszkolonych neonatów zapewne też. W tym przypadku było jednak inaczej, w końcu nie miała do czynienia z byle pijawką. Moment, w którym Michelle mową swojego ciała wprost oznajmiła, iż wyczuwa, że coś jest nie tak był absolutnie kluczowy. Spięte plecy. Mocny (jak na nią) ton. Pewne spojrzenie. Cokolwiek miało się wydarzyć, właśnie nadchodziło wielkimi krokami. Przez krótki ułamek sekundy równie pewne było to, że za moment uścisną sobie dłonie jak i to, że rzucą się sobie do gardeł. Słysząc jednak słowa Mould, w umyśle Ambrelash pojawiła się tylko jedna myśl. Sukces. Czego właściwie była światkiem? Czy przebiła się przez maskę krewniaczki, odkrywając jej prawdziwą naturę? Czy wyzwoliła tą przebiegłą spokrewnioną, za którą od początku ją miała? Czy zwyczajnie za mocno ją przycisnęła? Choć znikąd nie nadchodziły pewne odpowiedzi, tak słowa dziewczyny utwierdziły pasażerkę w jednym - w przekonaniu, że w istocie były dokładnie takie same. – Rozumiem. - Odpowiedziała poważnie, stopniowo opuszczając wszelkie maski i teatralne twarze. Pozornie. W końcu Maskarada nie kończy się nigdy. Wiedziała, że przynajmniej część jej gry została prześwietlona, więc dalsze brnięcie w zachęty i kreacje mijało się z celem. – Umówię nas na dzisiaj. - Mówiła powoli, ostrożnie ważąc słowa. Wtem ciało dziewczyny obróciło się nieco bardziej, aby mieć lepszy wgląd na rozmówczynie. Były na finiszu, to też Kendrze zależało, aby każde słowo wybrzmiało tak, jak należy. – Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj. - Prawdziwa gra właśnie się rozpoczynała. Żadna karta nie była pewna. Żaden przyjaciel nie był zaufany. Żadna decyzja nie była dobra. Nie ufały sobie i wiele czasu z pewnością upłynie, zanim to się stanie. Stwierdzić można było tylko jedno. Przed nimi rozpościerało się bagno a one miały na sobie tylko szpilki.

Re: Nowe noce, stare twarze

#19
Brzmiała poważnie, i absolutnie nie przypominała spokrewnionej z którą miała kontakt w elizjum. Sytuacja była poważna, owszem, ale chyba nie spodziewała się po niej takiego zdecydowanego działania w tak krótkim czasie. Sama po sobie jednak widziała, że trudne sytuacje wyciągają z osób rzeczy o które nigdy by siebie nie podejrzewały. Dokonywała rzeczy które niegdyś byłyby dla niej trudne albo niemożliwe. Dobre i złe. A chyba nie ma silniejszej potrzeby niż przeżycie, a aura była ku temu wyjątkowo niesprzyjająca. Miała poczucie ciągłego zagrożenia, i ona na pewno też.
Powiedziała coś do niej metaforą. Być może głęboką, być może płytką, wyciągnęła z tego jakieś znaczenie. Powoli przytaknęła, i sięgnęła do skrytki samochodowej z której wyciągnęła niewielki notesik. Zapisała coś na nim i podała Kendrze. Numer telefonu.
-Zadzwoń pod ten numer gdy wszystko będzie gotowe.-Piosenka się skończyła i w tym momencie speaker mówił coś o wydarzeniach politycznych w stanie Waszyngton. Nie przysłuchiwała się. Odpaliła ponownie silnik i wydawało się, że była gotowa do drogi.
-Gdzie Cię podwieźć?-Zapytała, powoli wykręcając z parkingu. Mogło się to potoczyć bardzo różnie, ale poświęciła tyle czasu na to wszystko, że... chyba jak będzie ostrożna nie będzie źle.

Re: Nowe noce, stare twarze

#20
Gdy w dłonie toreadorki trafiła kartka z numerem, ta przeczytała ją w myślach, jakby starając się go zapamiętać. Jeden raz naturalnie wystarczył, przynajmniej na najbliższe piętnaście sekund. Korzystając z chwili komfortu, gdy jeszcze siedziała w aucie sięgnęła dłonią do torebki, z której wydobyła portfel. Papier trafił pomiędzy dwie, samotne dwudziestodolarówki, by zaraz wraz ze swoim nowym domem powrócić do otchłani za zamkiem. – Pewnie, potrzebuję tylko chwili, żeby załatwić dobre miejsce. - Jej głos jak za dotknięciem czarodziejską różdżką, został uwolniony od wszelkich trosk i wątpliwości, a twarz po raz kolejny tej nocy przybrała przyjemny, uśmiechnięty wyraz. Wszystko było ok. Wszystko się udało. Czy dobrze odegrała swoją rolę? Amadeus z pewnością znalazłby kilka rzeczy, które mogłaby doszlifować, ale rezultat był właściwy. W końcu ziarno współpracy zostało zasiane, a Michelle zdawała się być gotowa, aby faktycznie obdarzyć Kendrę choćby szczątkowym zaufaniem. Wtem, gdy kierowca ponownie uruchomiła silnik, Ambrelash pokierowała dłonią w kierunku hamulca ręcznego. Nie była pewna, czy był zaciągnięty, lecz nawet przez moment nie chodziło o realne blokowanie auta, a jedynie niewerbalne przekazanie wiadomości. – Wysiądę tutaj. Skoczę jeszcze na moment do baru. Strasznie zaschło mi w ustach od tych pogadueszk. - Spojrzenie blondynki zerknęło przez szybę, w kierunku lokalu, na którego parkingu stały. – Dziękuję ci za tą rozmowę. Widzimy się później. - Powiedziała z delikatną nutką zadowolenia, brzmiąc jakby ta odwiozła ją ze szkoły a później miałyby się spotkać na imprezie. Gdy zamknęła za sobą drzwi, wypuściła z ust delikatną stróżkę powietrza licząc, że wraz z nią pozbędzie się ze swojego wnętrza całego stresu, który jeszcze przed chwilą jej ciążył. Poniekąd wszystko się udało, lecz ciężko aby nutka strachu przed przyszłością tak nagle wyparowała. Nie zamierzając jednak marnować czasu, pokierowała swój krok w kierunku baru. Przed nią było wielkie wydarzenie. Serket. Jim. Michelle. Sprawiła, że oni wszyscy czegoś od niej oczekiwali. Mogli dać jej naprawdę wiele, lecz działało to w obie strony – nie mogła ich zawieść. Nie mogła nie sprostać ich oczekiwaniom. Musiała być tym, na kogo od ostatnich kilku nocy się kreowała. To nie miało szans się udać. Nie, kiedy głód krwi co rusz nakazywał jej rzucić się na ich szyje. Musiała coś z tym zrobić. Teraz.

Re: Nowe noce, stare twarze

#21
Image
Kendra Ambrelash
Rosnący głód nieumarłej mógł, rzeczywiście, przyczynić się do faux pas, bądź gorszych wpadek w toku dalszych działań tej nocy. Bestia Toreadorki powoli zaczynała dawać o sobie znać, acz wciąż była pod jej kontrolą. Jednak łańcuch stawał się stopniowo coraz cięższy w utrzymaniu, co wymuszało potrzebę pożywienia się. Zrobiła więc to, co musiała i udała się do baru, gdzie miała teoretycznie największe szanse, by znaleźć apetyczny kąsek.
Kendra ruszyła do środka, rozejrzała się i skierowała do baru, gdzie obsługujący musiał nadążyć za zamówieniami kilku mężczyzn i paru kobiet. Kolejne szklanki zapełniały się alkoholem, podczas gdy w tle grała głośna muzyka, do której tańczyli zarówno ci bardziej, jak i mniej trzeźwi goście.
Minęło kilka minut, a jeden z mężczyzn wciąż siedział przy barze, jakby w oczekiwaniu, może na godną towarzyszkę. Przedstawicielka klanu Róży postanowiła stać się tym doborowym towarzystwem dla postawnego, eleganckiego, krótko ściętego bruneta w grafitowej marynarce i jeansach oraz rozpinanej koszuli. Trzydniowy zarost na jego twarzy dodawał mu pewnego czaru.
Ambrelash zaczęła go zagadywać i owijać sobie wokół palca, wykorzystując swój naturalny czar. Facet wpadł jak śliwka w kompot, całkowicie oczarowany kobietą, która przejęła inicjatywę w tej rozmowie. Był niemalże gotów pójść za nią i zrobić co tylko by chciała, jednak Kendra napotkała pewien problem, który jej to uniemożliwił.
Okazało się, że mężczyzna nie był sam, a jego randka pojawiła się po kilku minutach, wracając z toalety. Długowłosa brunetka odziana w obcisłą sukienkę była wściekła na widok blondynki klejącej się do jej mężczyzny. Jej furia była zdwojona za sprawą sukcesów Kendry w podrywaniu elegancika. Żadne wyjaśnienia, ani mężczyzny, ani samej Kendry, nie zdawały się przynosić rezultatów. Kobieta była wściekła i nie miała zamiaru odpuścić. Doszło do szarpaniny i wymiany niecenzuralnych słów. Dalsze próby kłamania w żywe oczy kobiety skutkowały pochwyceniem przez nią za najbliższej butelki i uderzeniu nią w głowę nieumarłej. Cios był nie tylko niespodziewany, ale również celny i wystarczająco silny, by zostawić ślad (+1Obrażenie Niegroźne). Kendra w przypływie furii odwzajemniła pięknym za nadobne, łapiąc za włosy kobiety i uderzając jej głową o blat, powodując rozcięcie skóry na czole i w rezultacie lekkie krwawienie.
Barman i ochrona mieli całej tej brutalnej bójki powyżej uszu. Obsługa kazała obu kobietom nie tyle wyjść, co wypieprzać z lokalu i nigdy tam nie wracać pod groźbą wezwania policji. Poobijane dziewczęta nie miały wyboru. Zabrały swoje rzeczy i wyszły z lokalu, utrzymując na sobie wzrok przebywających w lokalu klientów do momentu, aż zniknęły z ich pola widzenia.
Kendrze nie tylko nie udało się pożywić, ale też została wciągnięta w bójkę, podczas której odniosła obrażenia. Miała jedynie szczęście, że barman od razu nie zadzwonił po niebieskich, bo sytuacja mogła stać się znacznie bardziej dramatyczna.

Re: Nowe noce, stare twarze

#22
Choć w sercu Ambrelash niemalże żywym ogniem płonęła wizja, w której podczas splatania ciał spokojnie spijała vitae mężczyzny, tak z zewnątrz niemożliwe było dostrzeżenie w niej drapieżnika. Słodki taniec uśmiechów i miłych słówek trwał w najlepsze i nawet sama spokrewniona nie spodziewała się, że przerwie go coś tak trywialnego jak właściwa partnerka nowo poznanego osobnika. Z pewnością dało się to rozwiązać inaczej. Niemal na pewno mogło się to skończyć szczęśliwie. Czy to był dobry moment na skorzystanie z darów krwi? Czy może wystarczyłoby grzeczne wycofanie się? Niestety. Bez szans. Padło o kilka słów za dużo. Ból twardego szkła rozbijanego na własnej czaszce także nie ułatwił Kendrze zachowania zimnej krwi. Może w innym czasie - w innych okolicznościach – udałoby się jej mimo wszystko zachować spokój lecz teraz? Teraz była głodna. Została oderwana od miski nim zdążyła choćby polizać świeży posiłek. Nie mogła nie zareagować. Nie gdy wewnętrzny głos niczym wierny sojusznik zagrzewał ją do walki i obrony własnej skóry. Moment, w którym zorientowała się, że uderzała głową drugiej kobiety o blat był jak wybudzenie z nagłego snu. Coś na kształt zaśnięcia za kierownicą. Mimo wszystko czuła to. Czuła jak jej krew wrze. Jak trójki na siłę pragną wysunąć się, aby czekać w gotowości na moment, w którym będą potrzebne. To, że udało jej się wrócić na ziemię w ostatnim momencie było jedynym, co dzieliło ją od publicznego złamania maskarady. Wyrzucenie z lokalu było wyjątkowo małą pokutą, którą w pewnym sensie przyjęła z pokorą. Zasłużyła. Dopiero na zewnątrz miała chwilę, by naprawdę się otrząsnąć. By pozwolić sobie na dokręcenie śruby swojemu wewnętrznemu zwierzęciu. Opierając się dłonią o jeden z przypadkowych samochodów na parkingu, starała się naprostować rozsynchronizowany oddech. Kątem oka zerknęła również w kierunku odchodzącej w drugą stronę, pokłóconej parki. Zdecydowanie zepsuła im wieczór. – Chyba żadne z nas się dzisiaj nie zabawi. A może? Z resztą, nie ważne. – Pomyślała mimowolnie, przykładając dłoń do miejsca, w które została uderzona. Spodziewała się krwi, która spokojnie się z jej czaszki. Z dobrych wieści - w niezbyt dużej ilości. Na myśl, że zamiast uzupełnić płyny zaczęła je marnować, po raz kolejny przeszła ją fala niezadowolenia. Natychmiast wrócił do niej bliższy obraz długowłosej brunetki w obcisłej sukience, która z furią w oczach broniła swojego partnera niczym lwica, chroniąca młode. Była pewna, że jeszcze się spotkają. Może nawet całkiem niedługo.

Zmiana tematu -> Kontynuacja

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości

cron