Szukajcie a znajdziecie

Zakończono | Prolog, Marzec 2004 | Centrum | The Green Door Seattle


Rozgrywany jest: Prolog: Oblezenie
Trwa: Marzec 2004
Dołącz do walki z Sabbatem i pomóż w odbiciu utraconych przez Camarillę terenów Seattle. Zbadaj losy oblężonej przez Sabbat Fundacji Franka Weavera.
Znajdź i zbadaj źródło rozszerzającej się pandemii, odkryj jej możliwy wpływ na Spokrewnionych i pomóż w jej powstrzymaniu.
Zrób co w twojej mocy, by wesprzeć Camarillę w odzyskaniu stabilizacji i dominującej pozycji w mieście do końca roku, celem odwołania wizyty Justycariusza.
Jako Nosferatu rozbuduj na powrót sieć SchreckNetu i rozwiń sieć informacyjną do użytku klanu oraz Camarilli jako całości.
Wykorzystaj obecną destabilizację wewnątrz Camarilli na swoją korzyść, by zająć miejsce w hierarchii i poszerzyć przy tym swoje wpływy
Działaj w grupie. Znajdź sprzymierzeńców. Dołącz do, lub załóż, koterię.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj że w pojedynkę nie przetrwasz nadchodzących nocy.

Szukajcie a znajdziecie

#1
Czarna toyota corolla zatrzymała się na krawężniku. Zazgrzytał zaciągany ręczny, a po chwili silnik zgasł. Jim przez chwilę siedział w środku, obserwując ulicę przez szybę i lusterka. Paranoja? Być może. Szansa na uratowanie życia gdyby coś zwróciło jego uwagę? Jeszcze jak. Policzył w myślach do pięciu i wysiadł z auta, delikatnie zamykając drzwi. Poprawił kurtkę i ruszył prosto do klubu. Nie przepadał za tym miejscem i dalej nie do końca rozumiał, dlaczego akurat ten... Lokal był miejscem spotkań Brujah.
Otworzył drzwi i poczuł, jak zapach papierosów i zioła owija się wokół niego, wsiąka w ubrania i włosy. To mu nie przeszkadzało. Tego samego nie mógł powiedzieć o osobach zarządzających Green Door. Skinął głową w kierunku Yoo, ale koreańczyk był już w zaawansowanym stadium otwierania kolejnych czakr i poszukiwaniu prawdziwego siebie czy jakkolwiek to sobie tłumaczył. Smutne, co używki potrafiły zrobić z człowiekiem. Nie żeby wampir na głodzie nie był jeszcze bardziej godnym pożałowania stworzeniem, ale to już temat na inną okazję.
W drodze do baru omiótł salę wzrokiem, szukając Harrego lub Franka. A jeśli się poszczęści to złapie obu braci. Jeśli będą mieli odpowiedzi na dręczące go pytania - wspaniale. Jeśli znajdzie się okazja zabić kilku dupków z Sabbatu - jeszcze lepiej. Gdyby jednak Ogary były poza zasięgiem - cóż, zawsze zostaje McKinney, zwykle najbardziej trzeźwo myślący w tym przybytku. Chyba, że wspomni się o 9/11. Albo nowych nadajnikach na dachach. Albo pandemii. Albo czymkolwiek, co akurat zostało jego nową obsesją i prawdą objawioną. Jim zaśmiał w duchu. Gdyby tylko facet wiedział, kogo tu obsługują...

Re: Szukajcie a znajdziecie

#2
Image

Ostrożność w obecnych czasach była wręcz wskazana, choć nadmierna paranoja mogła mieć, potencjalnie, szkodliwe skutki. Nie mniej, Wilson miał stale oczy dookoła głowy i nie miał zamiaru pozwolić na to, by cokolwiek go zaskoczyło. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mówią.
Obecna miejscówka nie była oczywiście pierwszą, ani główną, meliną w której zbierali się Krzykacze. Dawniej w tym celu wykorzystywano Tractor Tavern, czy też The Kraken Lounge, głośny bar rockowy znajdujący się w znajdującym się obecnie w północnej, czerwonej strefie. Zarówno Ballard jak i Northeast były oblężone, to i trudno było zaglądać do ulubionych barów Brujahów.
I to ostatecznie sprawiło, że obrali sobie, przynajmniej tymczasowo, The Green Door Seattle za miejsce, gdzie zbierali się od czasu do czasu. Miejsce to było za razem trochę niepozorne, jak i również gwarantowało towarzystwo ludzi o nieco… odmiennym… spojrzeniu na rzeczywistość, choć niekoniecznie w stanie trzeźwości umysłowej. Przynajmniej dało się poprowadzić filozoficzne debaty.
Może to tutejsza muzyka zachęciła niedoszłych Anarchów do odwiedzania tego baru. Jakby się głębiej zastanowić, to może warto by podpytać któregoś z Brujahów o ten jakże specyficzny wybór. Może kryje się za tym jakaś ciekawa historia.
O tej porze nie brakowało tutaj ludzi, którzy inhalowali się zielonym specyfikiem, w rezultacie poszerzając, bądź zawężając, swoje horyzonty. Z kolei horyzonty Wilsona, jakkolwiek szerokie, nie rejestrowały obecności braci Richmondów. Za to udało mu się dojrzeć zrelaksowanego, acz nieco bladego czarnucha w rozpiętej kurtce, który rozwalony był na kanapie jak król, i skinięciem głowy zwracał uwagę Jima. Wydawał się być mało znajomy, acz miał wrażenie, że gdzieś widział jego gębę.
Image Ej ziomek, ja cię chyba skądś znam. — Obcy rzucił do zbliżającego się neonaty, mrużąc oczy, jakby starając się przywołać odległe wspomnienia. Na pierwszy rzut oka wyglądał trochę jak gangster. Kto to był?

Re: Szukajcie a znajdziecie

#3
Odzyskają miasto, odzyskają stare miejsca. Potrzeba tylko czasu i dużo, dużo siły. Ognia, politycznej, informacji, okultyzmu i bóg raczy wiedzieć, jakiej jeszcze. Wóz albo przewóz.
Szczęście mu nie sprzyjało. Choć w sumie, jeszcze nie było źle. Zawsze mógł trafić na gorszy wieczór - kiedy jeden z właścicieli albo cała trójka pokazywała najgorszą stronę. Albo gliny wpadały wyczyścić miejsce. Bracia pewnie mieli ręce pełne roboty. Gdzie jeszcze mógł ich szukać? W Teatrze? Na mieście? Podjechać do jednej z mniej bezpiecznych dzielnic? Myślał i rozglądał się jeszcze po lokum, ale żaden Ogar nie wyskoczył jak diabeł z pudełka.
Zamiast tego poczuł na sobie czyjeś spojrzenie i odwrócił się, gotów podjąć rękawice. Rozparty na kanapie mężczyzna w pierwszej chwili wydał mu się totalnie obcy. Ale najwidoczniej on kojarzył skądś Jima. Albo tak mu się zdawało. Może bladość wskazywała, z kim miał do czynienia. Ruszył w jego stronę, starając się znaleźć w pamięci imię, które pasowałoby do tej facjaty. Póki co bezskutecznie. Zatrzymał się nad nim i spojrzał z góry.
Nie wiem, ty mi powiedz. — odpowiedział i usiał naprzeciw. Skoro go zaczepił, to niech powie coś więcej. — Frank? Richie? — strzelał na oślep — Pobiliśmy się gdzieś? Albo pobiliśmy kogoś? — zastanawiał się na głos. Wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę fajek i włożył jedną do ust. Jednocześnie naprawdę starał się sobie przypomnieć coś więcej. Z głosu, sylwetki czy samej facjaty wyczytać szczegół, który gdzieś tam głęboko zatonął w pamięci. Czy pił coś? Albo palił? W drugiej kwestii mógł zaproponować fajkę z napoczętej paczki. Zgodzi się - w porządku. Jeśli nie - jego wybór.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#4
Image
Na szczęście czas to jedno, czego nieumarli mieli, teoretycznie, pod dostatkiem. Oczywiście, wpływ zewnętrznych sił potrafił zmienić potencjalną wieczność w krótką egzystencję, ale jeśli było się dość ostrożnym, bądź dość sprytnym, to wieczność była realną perspektywą.
Póki Szeryf był w rozjazdach, a Sabbat nacierał od północy, Ogary rzeczywiście nie mogły pozwolić sobie na zbytni relaks. Ale czy przypadkiem na tablicy korkowej w Elizjum nie widniało jakieś ogłoszenie Richmondów? Czy też Wilsonowi pamięć płatała figle? Jeśli nie dowie się niczego tutaj, to może warto by było to sprawdzić.
Panika okazała się tutaj całkowicie niepotrzebna. Nikt nie miał wrogich zamiarów wobec Brujaha, przynajmniej na razie. Ot, stosunkowo przyjazny nieznajomy chciał zamienić kilka zdań.
Image Nie no, jeśli byśmy się prali po mordach, to na pewno bym zapamiętał. Masz specyficzne ryło. — Zaśmiał się komentując wygląd Jima. Trudno powiedzieć, czy był to komplement, obraza, czy coś innego.
Image Chwila, chwila.., Czy twoim starym przypadkiem nie jest Murdock? — Poprzekrzywiał głowę, zastanawiając się chwilę, łapiąc się za podbródek w zadumie.
Image Hmm, no przecie. Pewka że tak. — Przyklasnął dłońmi zadowolony, że doszedł do sedna sprawy. A Wilson? Miał wrażenie, że może ta ciemnoskóra gęba przewinęła mu się przed oczami w Elizjum, acz nie mógł być tego absolutnie pewien. No, ale nieznajomy znał Murdocka i rozpoznał Jima jako jego childe. Czyżby był w takim razie jednym z lokalnych wojowników-filozofów? Było to dość prawdopodobne.
Image Jak cię zwą, co młody? — Poruszył temat imienia Krzykacza. Jako iż nie znał go osobiście, a zapewne jedyne poprzez podszepty z trzeciej ręki, to pewnie nie miał skąd wiedzieć, lub po prostu nie była to wiedza warta zapamiętania.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#5
Może zbyt stresował się przypinając własną notatkę, by zwrócić uwagę na wieści od braci. Albo faktycznie ogary niczego tam nie zostawiły. Ike a i owszem, ale jego zaproszenie wisiał już od dawna. Szeryf też coś tam pisał, o zgłaszaniu problemów do Richmondów... Oj Jim, tępaku. Może nie jesteś inwestorem, ale numer mogłeś sobie zapisać. A tak to kręcisz się jak gówno w przeręblu. No nic, teraz, jak już się przysiadł, to niech chociaż coś z tej rozmowy wyniesie. Plotkę, robotę, albo cokolwiek innego. Uwagę o facjacie zignorował - nie pierwszy i nie ostatni raz musiałby roztrząsać czyjeś słowa, czy były w dobrej, czy złej wierze.
W rzeczy samej. Pozdrów, jak go spotkasz. odpowiedział odsłaniając zęby. Nie żeby Czarny potrzebował jego potwierdzenia - sam dodał to co wiedział, z tym co słyszał i doszedł do wniosków. Schował paczkę do kieszeni i odpalił szluga. Siwa chmura dymu rozlała się wokół, wsiąkając w już unoszące się kłęby tytoniu i zielska.
Jim. Jim Wilson. Za to ja ciebie za cholerę nie kojarzę. — przedstawił się wyciągając w jego stronę rękę. Jeśli ją uściśnie - fajnie. Jeśli zignoruje - no, trochę zabije to romantyczną atmosferę. — W sumie to szukałem tu Camerona, albo kogoś, kto go ostatnio widział... — wspomniał o harpii z cichą nadzieją, że dowie się czegoś nowego. Nie żeby miał coś przeciwko luźnej rozmowie, ale tej nocy coś go wręcz roznosiło od środka. Chciał działać. Już zaraz. I po co? Wpakować się w większe gówno?

Re: Szukajcie a znajdziecie

#6
Image
No tak! Oczywiście! Numer telefonu do braci musiał widnieć na tablicy. No, ale będzie okazja jeszcze go spisać później. Skoro już był w klubie i trafił na jednego ze Spokrewnionych, to można było to wykorzystać i trochę gościa wypytać.
Image Hah! Nie wiem, kiedy będzie okazja, ale pewnie. Wiesz ziomek, Murdock przeważnie krąży w kolicach Bobra i nie zapuszcza się w te okolice. — Gangster mówił oczywiście o The Angry Beaver, siedzibie Anarchów w Northwest, gdzie mieli względny spokój od Camarilli i Sabbatu.
Nie w każdym klubie można było pozwolić sobie na zapalenie papierosa, ale tutaj wszystko było dozwolone, na dobre lub na złe. Wampir nie skomentował w żaden sposób odpalonego papierosa, choć widok ognia i żaru przykuł na moment jego uwagę.
Image Cedric Davies. Widziałem cię kiedyś z Murdockiem. Nie ma szans żebyś mnie pamiętał. — Podczas gdy nie zdradził gdzie i kiedy znajdowali się w jednym pomieszczeniu, było jasnym, że Davies był jedynie obserwatorem w tamtym momencie. Nie wszyscy Spokrewnieni byli powszechnie znani. Niektórzy woleli pozostać w cieniu, poza radarem. Cedric był jednym z nich.
Image Co? Szukasz Ike? Chłopie, nie wiesz, że przepadł? Nikt nie wie co się z nim stało. — Oczywiście Wilson doskonale to wiedział.
Image Normalnie, nasz złoty chłopak wpadał tu prawie co noc, aż nagle przestał. Telefonu też nie odbiera od tamtego czasu. Chuj wie gdzie przepadł. — Wzruszył ramionami, bo co więcej mógł zrobić.
Image Ej, ale czekaj. Ja jebie, że też o tym nie pomyślałem. — Złapał się za głowę, widocznie olśniony.
Image Ostatnio, znaczy zanim się kontakt z nim urwał, było coś, że chciał iść do Bobra. Chyba żeby pogadać z twoim starym, czy coś. Może on coś wie? — Minęło parę tygodni I dopiero teraz komuś zapaliła się żarówka? Czy po prostu ci co wiedzieli mieli to gdzieś, bo to był teren Anarchów i nie chcieli się angażować? Albo pomyśleli, że Ike też do nich dołączył, więc spisali go na straty. Opcji było wiele. Pytanie brzmiało, czy Wilson chciał się tam pchać i ryzykować spięcie z Anarchami, lub co gorsza, z własnym Sire.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#7
Skoro raz zmienił zdanie, to może zrobi to znowu. W lepszych czasach. — nie dziwił się swojemu stwórcy, że opuścił Camarillę. Nie byli bez wad, a ostatnie lata to wiele ofiar, wyrzeczeń i porażek. Czara goryczy musiała się w końcu przelać. Jeśli wierzyć plotkom krążącym po mieście, to nawet góra wieży wiedziała, że w mieście źle się dzieje.
Miło poznać. — skwitował tylko, powtarzając w myślach imię kilkukrotnie. Łatwo zapominał takie szczegóły, a wolał sobie nie robić pod górkę w przyszłości. Może będzie więcej okazji by spotkać się, zrobić coś razem, a nie tylko być obserwowanym przez Cedrica gdzieś z ukrycia.
To że zniknął już mi się rzuciło w oczy. Trochę mi śmierdzi, żeby ktoś tak towarzyski i wygadany po prostu odciął się od wszystkich. — Ktoś mający wiedzę, kontakty i pełen rękaw plotek o wielu spokrewnionych... Nawet jeśli faktycznie przeszedł do Anarchów to raczej nie przepadałby jak kamień w wodę. Gorąca krew już by go wyrzuciła gdzieś na powierzchnię. Patrząc na zblazowaną postawę Cedrica nie miał zamiaru zasypywać go własnymi podejrzeniami i zmartwieniami. Przynajmniej taka była jego pierwsza myśl. Każdy ma swoje życie i swoje sprawy. Ale czemu by nie? Czemu by nie spróbować w nim wzbudzić jakiejś większej chęci do działania? Albo chociaż zainteresowania tematem.
Patrząc po ostatnich wydarzeniach to obawiam się, że nie zniknął dobrowolnie. A jeśli postanowił się odciąć - chuj z nim, chcę tylko wiedzieć, na czym stoimy. Niewiele nam z miasta pozostało, każda strata boli przez to tym mocniej. — naświetlał mu swój punkt widzenia i motywację pchającą go w ogóle w potencjalny konflikt z anarchami i Murdockiem jeśli nie spodobają im się jego pytania. Albo ton, którym je zadaje.
W każdym razie wpadnę do Bobra, popytam. Może chłopak zapomniał zostawić list pożegnalny? — Szczerze wolał, by sprawa rozeszła się po kościach. Ale tak łatwo, to chyba nie mogło być. Niezależnie od odpowiedzi Cedrica chciał dopalić papierosa, pożegnać się przyjaźnie i wyjść z lokalu. Miał trochę drogi do baru Anarchów.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#8
Image
Wieżę z Kości Słoniowej rzeczywiście można było winić za wiele strat, jednocześnie pamiętając o tym, że to właśnie Camarilla zapobiegła ujawnieniu Spokrewnionych i powstaniu kolejnej inkwizycji, która po raz kolejny zredukowałaby liczbę nieumarłych.
Image Eh, czy ja wiem. Długo się to w nim gotowało. Thorburn był dla niego praktycznie jak brat, temu go tak to uderzyło i przez to opuścił ostatecznie Camę. — O tragedii jaką była destrukcja Thorburna słyszeli wszyscy. Bardziej niż reszcie Anarchów zależało mu na tym, by utrzymać pokój i starać się znaleźć jakąś nić porozumienia. Był starym wampirem, który sporo przeżył, sporo widział i posiadał szeroką perspektywę, jakiej brakowało wielu Kainitom, nawet tym pośród jego grupy.
Image Pojebane, co nie? Za cholerę bym się nie spodziewał po Cameronie, że tak po prostu weźmie i jebnie to wszystko. Ehh. Może masz rację. Może ktoś go dopadł. Straszna chujnia by była, bo w sumie to wszyscy go lubili, podobnie jak Laurenta. Teraz została tylko jedna Harpia, ta cholerna Danielle. Nie cierpię tej żmiji. — Wzdrygnął, mówiąc z pogardą o Harpii z klanu Ventrue. Z trzech Harpii ostała się tylko jedna. Primogen skurczył się do czwórki Spokrewnionych, no, chyba że uzwględnić Lasombrę, to wtedy pięcioro. Książę i Szeryf krążyli po mieście ścigani przez nie wiadomo kogo. Panował straszny rozpiździaj i nie zapowiadało się, by wkrótce miało być lepiej.
Image Ta? Idziesz zagadać do Felicity i Murdocka? Git. Jeśli ktoś może coś wiedzieć, to oni. To jest, jeśli Ike faktycznie dotarł na miejsce. — To że w ogóle nie pojawił się w Bobrze było realną możliwością, ale jednak trzeba było mieć nadzieję, że ktoś go widział i wiedział co się z nim stało. Po opuszczeniu przez Murdocka Camarilli, Ike Cameron stał się najbardziej wpływowym z Brujahów po tej stronie ogrodzenia, który wnosił trochę pozytywnej atmosfery w tych ciężkich nocach.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#9
Śmierć Thorburna dla wielu w społeczności była osobistym ciosem, a pozostali odczuli ją w konsekwencji decyzji i deklaracji jakie później miały miejsce. Jim nie miał okazji go bardzo poznać, ale rozumiał jak ważną rolę pełnił dla utrzymania pewnych rzeczy w ryzach. Kruchy pokój i z trudem budowane porozumienei w tej chwili nie tyle wisiało na włosku, co było mrzonką.
Danielle? Ledwo ją kojarzył. On w Elizjum bywał rzadko, ona praktycznie go nie opuszczała. Ale sam fakt, że była Ventrue wystarczył, by nie pałał do niej miłością. A sądząc po tonie Cedrica... Cóż, nie miała raczej wielu fanów wśród "niższych" klanów. Zasłużenie lub nie to inna sprawa. Ale prawdą było to, że Smith Tower dalej było w rękach Ventrue, a kluby Brujah znajdowały się poza zasięgiem klanu czy sekty. Może ściągnięcie Ike z urlopu trochę rozrusza atmosferę.
Warto spróbować, co nie? Może mi tam łba nie urwą. — po tych słowach klepnął w kolano i podniósł się z kanapy. Może żartował, a może faktycznie obawiał się trochę o własną skórę. — Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo w lepszych okolicznościach. — pożegnał się skinieniem głowy i ruszył do wyjścia. Nie chciał tracić czasu.
Po ulicach miasta jechał przepisowo, nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi. Nie miał do tej pory przyjemności gościć w lokalu Anarchów, ale kojarzył lokalizację. Kiedy dojechał zaparkował gdzieś nieopodal, znowu przyglądając się otoczeniu. Logo wkurwionego bobra obserwowało jego poczynania z niezmiennie wkurzonym wyrazem pyska. Jim wszedł do baru i z ciekawości rozejrzał się po lokalu. Pierwsze kroki skierował w stronę baru. Jasne, miał pytania, ale najpierw wolał powiedzieć, co tu właściwie robi. W sumie to na jedno wychodzi.
Cześć, szukam Ike Camerona. Nie szukam kłopotów. — Choć obawiał się, że i w tej kwestii to na jedno wychodzi.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#10
Image
Długofalowe skutki strat Anarchów mogły być odczuwalne przez obie strony jeszcze przez długi czas. Ponowne nawiązanie sojuszu, które już wcześniej było nie lada osiągnięciem, mogło nie być już możliwe. Anarchowie pozostawali uparci nawet w świetle rosnących wpływów Sabbatu w regionie.
Image Nieźle ziomuś. No to co, trzymam kciuki. Jeśli wrócisz cały, to daj znać jak poszło. Hehe. — Nieumarły zaśmiał się, choć oczywistym było, że nie był to szyderczy uśmiech, a jego życzenia sukcesu były szczere.
Image Pewka, do później bracie. — Kiwnął głową, a Wilson opuścił klub i ruszył na północ, by wypytać Anarchów na temat tego, co wiedzieli na temat Harpii Brujah i jego zniknięcia.
Nie spieszył się, nie pędził. Jechał spokojnie, mogąc przy okazji podziwiać okolicę. W końcu dotarł do znanego wszystkim baru The Angry Beaver, który był główną siedzibą Spokrewnionych buntujących się przeciwko obowiązującemu w Camarilli statusowi quo, trzymając się z dala od Wieży z Kości Słoniowej i kłopotów z nią związanych.







Jim dojechał wreszcie na miejsce, którego nie dało się pomylić z żadnym innym. Nieopodal stało kilka motocycki oraz gości, których raczej nie wypuściliby do teatru ani biurowca. Tylko rzucili wzrokiem w stronę nadchodzącego obcego, szybko jednak wracając do swoich rozmów.
Z wnętrza dobiegała ciężka rockowa muzyka i głośne rozmowy. Brujah przeszedł przez frontowe drzwi, widząc dokładnie to, czego mógł się spodziewać, czyli dość ciężkie towarzystwo w skórzanych i dżinsowych kurtkach oraz kamizelkach, gdzie wielu było wyposażonych w napoczęte lub opróżnione szklanki i kufle piwa. Byli tu zarówno faceci, stanowiący oczywiście większość, a także kobiety, którym było daleko do delikatnych. Jednak nie zrobił nawet kilku kroków, oglądając specyficzne ozdoby na ścianach, zarówno podziurawione kulami kurtki, jak i fotografie policyjne i papiery, nim nieco cherlawy, podstarzały facet z siwiejącą brodą zaczął zbliżać się do niego z morderczymi intencjami.
Image Chyba sobie jaja robicie. Co do chuja! Chyba pomyliłeś budynki, dzieciaku Camy! — Wyrzedził przez zęby, łapiąc Wilsona za ubrania i patrząc mu wściekłym wzrokiem prosto w oczy. Nie wyglądał na takiego, który stanowiłby problem, gdyby doszło do mordobicia, ale naturalnie przepychanie się z Anarchami nie było celem Jima.
Image Lepiej stąd wykurwiaj zanim cię wyniosę! — Dodał gniewnie, jednak nim wykonał kolejny ruch i rzucił kolejną groźbą, uwagę obu nieumarłych zwrócił głos ciemnowłosej, wytatuowanej kobiety za barem.
Image Virgil. — Zawołała, ale spokojnie, bez podnoszenia głosu. Gdy staruszek się do niej odwrócił, ta jedynie zasygnalizowała palcem, by przyprowadził gościa do niej. Virgil, bo tak najwyraźniej nazywał się brodacz, pociągnął gościa za kurtkę prosto do baru, zwracając tym uwagę kilkorga gości, i puścił go, przynajmniej na ten moment, gdy dotarli na miejsce.
Uśmiechnięta barmanka zmierzyła Spokrewnionego Camarilli wzrokiem, opierając się dłońmi o blat i w końcu przemawiając.
Image Jesteś daleko od domu. Hmm. — Skwitowała oczywistość, wyglądając na zawiedzioną. Może zawód wiązał się z faktem, że ktoś nie słuchał ostrzeżeń, na temat tego jak traktowani są w Bobrze przedstawiciele Wieży z Kości Słoniowej.
Image Pytał o Camerona. — Cherlak wtrącił z obrzydzeniem, informując kobietę o celu przybycia Wilsona.
Image Oh tak? — Uśmiechnęła się jakby rozbawiona.
Image A czegoż to dziecię Murdocka miałoby chcieć od Ike? — Pytanie skierowane było naturalnie do Jima, któremu przyglądały się niewinne oczy słodko wyglądającej Spokrewnionej.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#11
Osz kurwa. Tyle zdążyło mu przejść przez myśl, gdy w jego stronę ruszył jakiś starszy anarch. No, może nie starszy pokoleniem, tylko z wyglądu, ale to nie miało znaczenia. Nie chciał wszczynać awantur, ale jeśli chłop sam się o to prosił, to czemu by mu nie dać w zęby? Wyliże się przecież. Nie pamiętał też, żeby byli w stanie wojny i nie miał prawa postawić nogi na ich ziemi. Albo trochę byli tylko on miał to w dupie? A jednocześnie w tym wszystkim jego skromne ego mile łechtał fakt, że od razu go zauważyli i rozpoznali. Może nie ze względu na renomę, tylko fakt, że wyglądał jak na trupa przystało, ale kto by wnikał w takie szczegóły. Nie odpowiedział na zaczepki, ale zaciśnięte pięści uniosły się do góry. Stare nawyki.
Na szczęście do mordobicia nie doszło, jeszcze nie. Spokojny głos usadził niejakiego Virgila, a Jim pozwolił się grzecznie zaciągnąć do baru. W końcu o to mu chodziło. Uśmiechnął się do Scott z przepraszającą miną. Pilnowała porządku, zarówno w klubie jak i szerzej pojętych kręgach. No i była swoja, choć stała po drugiej stronie nowo budowanej barykady. Szkoda. Komentarz o tym, jak daleko był od domu puścił mimo uszu. Choć właściwie czemu miałby?
Właściwie to nie mam domu. — jak to sobie zinterpretuje, to jej sprawa. On miał na myśli tylko swoje lokum. — Dobry wieczór, Felicity. Nie większego zamieszania niż już wzbudziłem tu z kolegą Virgilem. — był tylko przyjazny, stary piernik niech sobie myśli, co chce. I naprawdę nie chciał większej uwagi od reszty biesiadników.
Dziecię Murdocka. No nieźle. Nie widział swojego "starego" od roku jak nie dłużej, a od ostatniej rozmowy minęło pewnie jeszcze więcej czasu. Może powinien się z tym pogodzić? Że w oczach starszych od siebie będzie tylko potomkiem swego stwórcy. Nie podobało mu się to.
Liczyłem, że spotkam ich tu obu, w świetnym zdrowiu i nastroju. — powiedział, zgodnie z prawdą. — Ike zniknął. Nie odzywa się od paru tygodni. — dodał ciszej, poważniejszym tonem. — Niczego od niego nie chcę ponad informacje, że żyje i ma się dobrze. Czy z wami, czy w wieży. Taka tam, rodzinna troska. — może i w tej chwili sprzedawał informacje, ale jedna i druga sekta miała swoje wtyki u konkurencji. Jeśli Harpia przestała nadawać to pewnie i tak już o tym wiedzieli. A Jim miał w dupie polityczne konsekwencje. Jeśli będzie trzeba - poprosi o pomoc, tu i teraz, przy świadkach. Ale nawet teraz, tym co powiedział powinien zasiać w nich ziarno, że nie każdy w Camarilli kieruje się tylko własnym interesem.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#12
Image
Gdyby nie to, że agresja Virgila została, przynajmniej na tę chwilę, stłumiona przez zawołanie Felicity, to szansa na starcie dwójki Brujah była bardzo wysoka. Wszakże Krzykacze nikomu nie dawali się pomiatać, w szczególności innym Krzykaczom.
Na szczęście obyło się bez rękoczynów i udało się wejść w dyskusję z obecną głową Anarchów w Seattle. Podczas gdy technicznie Anarchowie nie posiadali struktury w tym mieście, a co za tym idzie nie było tutaj Barona, tak zawsze był jakiś samiec alfa, bądź w tym konkretnym przypadku samica. Scott była niepozorna jak diabli i raczej niejeden się przekonał, jak błędnym jest niedocenianie jej.
Image To, mój drogi, jest akurat skutkiem podjętych przez ciebie decyzji. — Odnosiła się oczywiście do jego odmowy dołączenia wraz z Murdockiem do Anarchów. Dzielnica Southwest, kontrolowana przez tę grupę, zdawała się być jedną z niewielu, które nie zostały uderzone przez Sabbat. Czyniło to ten rejon jednym z najbezpieczniejszych w mieście, gdzie Wilson mógłby z łatwością znaleźć nowy dom, mając obok Spokrewnionych, na których mógłby liczyć i, przynajmniej chwilowo, nie musiałby się martwić o konflikt z Sabbatem.
Image Jeśli nie chcesz robić zamieszania, to najlepiej robić to unikając miejsc, gdzie nie jesteś mile widziany, Camarilla. — Na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech, za którym dało się odczuć irytację obecnością Wilsona. Zdawało się, że dla niej był tylko tym, jednym z wampirów Camarilli, Sekty którą traktowała z pogardą, znacznie większą nawet od czasu unicestwienia Alexandra.
Image Oh, twoje zainteresowanie i troska są doprawdy wzruszające, skarbie. — Scott kładąc dłoń na piersi odpowiedziała z wyraźnie odczuwalnym sarkazmem, na co Virgil, stojący z boku, zareagował tylko szyderczym śmiechem.
Image Tylko jedna osoba wie, co się dzieje z Ike i nie dzieli się tym z nikim. Szanse na to, że w ogóle będzie chciał z tobą rozmawiać są raczej nikłe, więc lepiej odpuść, bo inaczej może się to źle dla ciebie skończyć. — Groźba? Ostrzeżenie? Stwierdzenie faktu? Tak czy inaczej, brzmiało to tak, jakby mówiła o Murdocku. Jeśli rzeczywiście tylko on miał jakieś informacje na temat Harpii, to musiał się jakoś z nim skontaktować.
Image Marnujesz tylko czas, lepiej zawiń się stąd i wracaj do swoich. — Brodacz burknął do Wilsona, dając mu wyraźny sygnał, by opuścił klub i przestał drażnić towarzystwo.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#13
Murdock odszedł. Jim pozostał. Trudny to był wybór, ale czasu nie cofnie. Poza tym nie chciał zmieniać decyzji. Camarilla pasowała mu z kilku powodów. Może i aktualnie miała złą passę. I zły zarząd. I wszystko było złe. Ale za to wcześniej też im nie szło. Tak mógłby powiedzieć anarch. Za to Jim cenił sobie zarówno maskaradę, jak i struktury wieży. Nawet jeśli tego na pierwszy rzut oka nie okazywał, to wolał narzucony odgórnie porządek, niż puszczenie wszystkiego luzem z myślą, że jakoś to będzie. Może i teraz wyglądało to na rozsypkę i popłoch wśród starszych, ale nie każdy się tak zachowywał. Były jednostki gotowe do działania. Były też zaginione harpie do odnalezienia.
Potakiwał więc tylko grzecznie i zaciskał zęby by nie odwinąć się czymś nieprzyjemnym w stronę Felicity. Nie mógł sobie na to pozwolić z kilku powodów. Chociażby dlatego, że chciał przeżyć i nie pogorszyć stosunków między sektami. A śmiejcie się, ile kurwa chcecie. Lepiej pierdzieć nieumarłą dupą w stołek i patrzeć, jak miasto idzie z dymem. Jak nie te, to inne.
Ale w końcu pośród obelg padło coś, czego mógł się chwycić i spróbować obrócić na swoją korzyść.
Jeśli nie znajdę Ike, to też może się źle skończyć. I jak sama mówisz - szansa jest nikła. Ale istnieje. — powiedział opierając się o blat — Proszę. Pozwól mi się z nim zobaczyć. Odwdzięczę się. A jak mnie pobije to też wygrywasz. — wydusił z siebie Wilson, zduszając jednocześnie chęć zdzielenia Virgila w krzywe zęby.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#14
Image
Struktura Wieży z Kości Słoniowej, wszystkie te zasady narzucone przez starszych skrytych w swoich fortecach, były tym, czym Anarchowie pogardzali. Może i idea Camarilli była słuszna, ale rzeczywistość tego, w jaki sposób funkcjonowała, była mało atrakcyjna dla Anarchów. Murdock dosadnie wyjaśnił Wilsonowi działanie Sekty, której tak uparcie się trzymał, lecz to nie wystarczyło, by skłonić młodego do porzucenia Wieży.
Anarchowie zdawali się być w pozycji, w której nie musieli martwić się o miasto. Mieli swój skrawek, który zdawał się być bezpieczny odkąd zerwali przyjazne stosunki z Camą. Wyglądało na to, że Ostrze Kaina nie było zainteresowane atakowaniem Sekty wrogo nastawionej do Wieży. Przynajmniej na razie. Był to pewien komfort, który najpewniej powodował utwierdzenie Anarchów w przekonaniu o słuszności ich decyzji.
Image Ja pierdolę. Patrz jaki z niego kozak. Może faktycznie dajmy mu się z nim zobaczyć. Dostanie wpierdol od starego i przynajmniej już tu nie wróci. — Virgil rzucił z przekąsem, sprawiając wrażenie, jakby chciał zobaczyć trochę akcji i Wilsona na przegranej pozycji z obitą gębą.
Image Hmm. Może i tak. — Scott przytaknęła, mierząc Jima chłodnym wzrokiem.
Image Wątpię, byś miał nam wiele do zaoferowania, ale jeśli naprawdę aż tak ci zależy i nie obchodzą cię konsekwencje, to niech ci będzie. Im szybciej zejdziesz mi z oczu tym lepiej. — Nieumarła zgodziła się, widząc drażniący upór Wilsona. Chciała się go pozbyć, dając mu przy tym nauczkę. Wyglądało na to, że Jima czekało spotkanie z jego Sire.
Image Virgil, zadzwoń proszę do Murdocka i powiedz żeby tu wpadł, jeśli ma chwilę. — Poinstruowała brodacza, który wyglądał niemalże na rozbawionego, chwytając za swój telefon komórkowy z klapką, wybierając numer i dzwoniąc.
Image Hej Murdock. Jest sprawa. Twój dzieciak wpadł do klubu i… Tak… No wiem… Dopytuje się o Ike… Okej, dzięki… Jasne… Do zobaczenia. — Ironiczny uśmieszek wzmocnił się na twarzy Virgila po zakończeniu tej krótkiej rozmowy telefonicznej. Chyba będzie się działo i na to mocno liczył.
Image Jest w drodze. Będzie tu za jakieś dziesięć minut. — Staruszek zaśmiał się pod nosem, spoglądając na Wilsona.
Image Masz czego chciałeś, a teraz idź grzecznie poczekaj gdzieś z boku. — Barmanka przegoniła Neonatę Camarilli, chcąc jak najszybciej zakończyć ten nieprzyjemny epizod i nie musieć patrzeć na jego twarz.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#15
Ignoruj ich. Nie słuchaj tego, co chcą żebyś słyszał. Osiągnij swój cel i wyjdź z podniesioną twarzą. Przyszedłeś tu po coś, ale na pewno nie po to, by bić się z bandą anarchów w centrum ich dzielnicy. Jim wygiął głowę w jedną i drugą stronę, głośno strzelając karkiem. Niech sobie myślą i mówią co chcą. Nic ci do tego. Ike. Murdock. Krok po kroku. Powolutku. Najpierw oddalić się od tej dwójki dopóki nie zmienili zdania.
Bardzo dziękuję. — uśmiechnął się cierpko i odszedł od baru. Zajął wolny stolik pod ścianą i rozsiadł się, jakby siedział u siebie. Z każdą upływającą sekundą zastanawiał się intensywnie, jak przygotować się do rozmowy z Murdockiem. Jego stwórca miał jedną słabość i był nią klan. Przyjął na siebie ciężar bycia primogenem, choć tego nie chciał. Tak przynajmniej mówiono. Czy teraz, po odejściu aż tak się zmienił? Czy faktycznie Wilsona czekał srogi opierdol z ust własnego Sire? Obaj mimo wszystko byli tylko (i aż) Krzykaczami. A Virgil już napsuł mu krwi. Z kolei Murdock w tej rozmowie też nie brzmiał dobrze. Nie żeby cokolwiek wyłapał, ale ze słów starucha szło zrozumieć co nieco. Dawny primogen raczej nie był w dobrym humorze.
Nie chciał tego okazywać. Że rozważa różne opcje. Że gdzieś głęboko w sobie może kiełkować w nim strach, przed konfrontacją z Murdockiem. Odpalił papierosa, ale nie potrafił się nim cieszyć. Nawet zaciągnięcie się nie wychodziło jak trzeba. Weź się w garść Wilson. Chcesz tylko porozmawiać. Posypać głowę popiołem, wybić zęby Virgilowi i dowiedzieć się, gdzie do cholery zniknął Ike. Czekał więc grzecznie na przybycie swojego stwórcy próbując wybrać najodpowiedniejszą postawę w zależności od postawy samego Sire.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#16
Image
Wszelkie nieprzyjemne komentarze Wilson puścił mimo uszu. Trudno było opanować gotującą się krew, ale na szczęscie udało mu się zignorować zaczepki Virgila i słowa Felicity. Na podziękowanie kobieta zareagowała kręcac oczami. Odchodząc czuł na sobie wzrok brodacza, który był pewnie zawiedziony, że nie udało mu się sprowokować neonaty i obić mu gęby. Jim nie miał jednak pewności, jak potoczy się spotkanie z Murdockiem, to jest, czy obejdzie się bez zbierania zębów z podłogi.
Siadając odpowiednio daleko od dwójki wampirów, mógł spokojnie poczekać na przybycie swojego stwórcy. Nie widzieli się szmat czasu i nie sposób było przewidzieć jaka będzie reakcja starego na obecność jego childe w klubie Anarchów. Scott i Virgil gadali dalej między sobą, spoglądając co po chwila w stronę Wilsona.
Minęło mniej więcej dziesięć, maksymalnie piętnaście minut, aż do Bobra wtargnął, nie wszedł, a wtargnął widocznie wkurwiony, Murdock. Skierował się momentalnie do baru, gdzie szybko rozmówił się z dwójką Anarchów. Jego gniewny wzrok powędrował wreszcie w stronę siedzącego z boku childe. Gdy ich oczy się spotkały, Murdock ruszył na Wilsona.
W momencie, gdy dopadł do stolika neonaty, szarpnął go ręką z całej siły i rzucił nim na bok. Zwróciło to uwagę klienteli, która obróciła wzrok w stronę dwójki nieumarłych, przyglądając się z wyraźnym zainteresowaniem.
Brujah stanął nad swoim childe, powstrzymując się i wytykając palec wskazujący z zaciśniętej dłoni, trzymając go w powietrzu przez moment, hamując się przed złapaniem młodego Krzykacza za ubrania.
Image Masz kurwa tupet pokazywać tu swoją gębę, młody. Lepiej żebyś miał dobry powód. — Murdock stał teraz napięty, gotowy zareagować na to, co miało wypłynąć z ust Jima. Musiał uważać na swoje słowa, jeśli nie chciał bardziej rozjuszyć swojego Sire.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#17
Czy się bał? Może trochę. Na ile bać się mogło jego umarłe serce. Ale kiedy Murdock wparował do środka, coś w głębi Jima drgnęło. Szacunek, oddanie, nić uznania dla swojego stwórcy? Dobrze wiedział, że nie ma co pogrywać z byłym primogenem. Zdołał ledwo wstać od stołu zanim sire cisnął nim na ziemię. Uderzył głucho o podłogę. Gdyby oddychał, to nie mógłby złapać tchu. Na szczęście - to nie był problem. Rozsierdzony Murdock stojący nad nim - już tak. Na szczęście takie działania musiały zwracać uwagę. A przecież nie każdy tutaj był spokrewniony... Nie odgryziesz chyba człowiekowi głowy na oczach wszystkich wokół?
Bingo.
Dostał swoją szansę. Małe okienko na powiedzenie czegoś, co pozwoli mu wyjść stąd w jednym kawałku z odpowiedziami, albo wyniesionym w częściach do kontenera z tyłu. Odkaszlnął ciężko, starając się nadać sobie pozory życia. Kaszel zamienił się w krótki rechot. Przyszedł i był grzeczny. Skąd te wszystkie nerwy?
Ike zaginął. Nikt go u nas nie widział od... Paru tygodni? Chcę tylko wiedzieć, że wszystko u niego gra. Jeśli poszedł w Twoje ślady - jego wybór. Jeśli go dorwały gnoje z Sa... — ugryzł się w język — Jeśli coś mu się stało - chcę pomóc. — uniósł ręce do góry (w sensie "poddaję się" a nie w stronę Murdocka). No dawaj, stary, poczuj się do odpowiedzialności. Przejmij się. Wyrzuć coś z siebie zamiast się miotać i wybuchać.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#18
Image






Mimo iż neonata był Childe Murdocka, nie zapewniało mu to bezpieczeństwa, dlatego ważył słowa i starał się nie rozjuszyć Anarcha jeszcze bardziej. Klientela Bobra zapewne nie miałaby nic przeciwko oglądaniu mordobicia, i jeśli by do bójki doszło, to nawet nikt by raczej tego nie zgłosił, choć nazbyt obrazowy pokaz nadnaturalnej siły Brujah mógłby wzbudzić podejrzliwość śmiertelników.
Szansa na uzyskanie odpowiedzi była jedna. Murdock miał być jedynym, który cokolwiek wiedział na temat Ike, jednak to, czy zechce się tym podzielić nie było w tej chwili pewne. Okazując dobrą wolę i chęć pomocy, Jim miał nadzieję, że dotrze do swojego Sire i skłoni go do zdradzenia tego, co działo się z Harpią klanu Brujah.
Murdock warknął cicho marszcząc nos i zacisnął zęby w reakcji na słowa swego potomka, spuszczając napięte ramię w dół. Spoglądał neonacie Camarilli prosto w oczy przez dobrą chwilę, jakby badając jego intencje i prawdziwość jego słów. Jego mięśnie jakby się nieco rozluźniły. Przekręcił łbem w jedną i w drugą stronę, dumając w ciszy, aż wreszcie znów spojrzał w oczy swojego Childe. Wzrok Anarcha nie był już przepełniony żądzą mordu, acz wciąż było jasno widać gniew, irytację i podejrzliwość, które, bądź co bądź, były uzasadniona, przynajmniej z jego perspektywy.
Image W jaki sposób miałbyś pomóc? Starsi Camarilli nie potrafią zadbać ani o siebie ani o swoich. — Rzucił pogardliwie, nie szczędząc gorzkiej prawdy. Skuteczność Wieży stała pod znakiem zapytania i dopiero kolejne noce miały pokazać, czy uda się tej Sekcie odzyskać stabilizację, która stopniowo kruszyła się od czasów rozpoczęcia Gehenny. Te fakty czyniły Camarillę niegodną zaufania Anarchów i to mogło stać za podejrzliwością Murdocka, choć oczywiście drugą kwestią było pozostanie Jima u stóp rozpadającej się Wieży.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#19
No i? — sapnął, podnosząc się na równe nogi. Nie miał zamiaru reszty rozmowy toczyć z poziomu podłogi. Jakby Jim był jednym ze starszych Wieży i miał w niej coś wiecej do powiedzenia. — Możemy usiąść? Albo wyjść na zewnątrz, jak samą obecnością wam śmierdzę. — dodał jeszcze otrzepując kurtkę i spodnie. Może faktycznie się ubrudził, może grał na pokaz. Ale skoro Murdock nie miał zamiaru go rozszarpać, przynajmniej już zaraz, od niechcenia, to mogli porozmawiać jak ludzie. Przy stoliku, albo poza klubem, co by biednemu Virgilowi żyłka nie pękła.
Ale wracając do rzeczy ważnych - Ike.
Czy ja jestem Starszym? Cama ma swoje problemy, ale to nie młode pokolenie za nie odpowiada. — nie w większym stopniu, niż Starsi i ich gierki. — Dobrze wiesz, że rozumiem twoją decyzję. — że sam by to pewnie zrobił, gdyby nie ta wiara, że może coś jeszcze zmienić w tej skostniałej bryle. — Nie pcham się na wasze podwórko żeby popłakać, jak mi źle. Szukam, kurwa, pomocy. I to nawet nie dla siebie. — rozkręcał się, mówił szybciej, gestykulował. Wkurwiało go podejście wszystkich wokół. Co on był kurwa winny grzechom innych. On ich od pasywnych leniwych gnojów nie wyzywał. A może powinien. — Nie podobało mi się, że wszyscy położyli chuja na Ike. Zniknął to zniknął, po co drążyć temat? Chuj w starszych i chuj w Ventrue. Ale inni Krzykacze też się jakoś za nim nie zaczęli rozglądać. Dostałem tylko trop, że miał wpaść do Bobra. Jak sobie z wami życie ułożył - chuj mi do tego. Jak tu nie dotarł, albo wiesz cokolwiek - powiedz kurwa. Zrobię co mogę.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#20
Image
Będąc na poziomie wzroku swego Sire, Wilson mógł jasno dojrzeć jak jego Sire bada go wzrokiem, oceniając jego słowa i analizując motywy. Jim musiał jednak przekonać Murdocka, czy to jajami, jakie pokazał, czy może przedstawioną logiką, gdyż Anarch wykonał gest głową zapraszający jego Childe na zewnątrz przez tylne drzwi. Ruszył przodem, nie oglądając się za siebie. Niezależnie od tego jak miała potoczyć się dalsza rozmowa, lepiej było przeprowadzić ją z dala od gapiów, w szczególności pozostałych Anarchów, którzy odprowadzili dwójkę Spokrewnionych wzrokiem.
Gdy znaleźli się w bocznej uliczce, gdzie nie było widać szczególnej aktywności i gdzie nikt nie wyczekiwał rozlewu krwi, nieumarli kontynuowali rozmowę w minimalnie mniej napiętej atmosferze.
Image A jak ja mam rozumieć twoją, skoro po wszystkim czego cię nauczyłem, postanowiłeś zostać z tymi lachociągami? Może i nie jesteś starszym, ale przyczyniasz się do tego całego syfu robiąc to, czego oni chcą. — Murdock widocznie chował urazę, co było na pewno jednym z powodów jego agresji. Czy miał dobre podstawy? Zależało to od perspektywy.
Image Z resztą, chrzanić to. Wybrałeś swoją drogę, to teraz się jej trzymaj. — Burknął pod nosem pogardliwie, sprawiając wrażenie, jakby nie chciał nawet kontynuować tego tematu. Mimo wszystko wiedział, że Jim będzie twardo trzymać się tego co wybrał, i kto wie, może nawet ten upór i samodzielność w jakiś sposób szanował, a może okaże się, że będzie pogardzać neonatą po kres ostatecznych nocy.
Image A skoro mowa o problemach, to Ike miał swoje własne. Jeśli całkowicie zniknął z planszy, to znaczy, że takie było jego życzenie. Po tym co mu się przytrafiło trudno się dziwić, jeśli miałby potrzebować trochę odpoczynku. — Wypowiedź starego była mało konkretna, ale co nieco odsłaniała. Murdock widział się z Cameronem. Harpia najwyraźniej przeżył coś, co mogło nim wstrząsnąć na tyle, by po prostu chcieć zniknąć. Ale czy takie aby na pewno były fakty? Murdock nie brzmiał jakby miał całkowitą pewność co do jego losów, ale chyba nie chciał się do tego przyznawać. Coś wiedział i trzeba było go jakoś przycisnąć, by zdradził więcej na temat jego ostatniego spotkania z greaserem.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#21
Wyjście z baru przyjął z ulgą. Lepiej pewne rzeczy zachować między sobą. Z dala od śmiertelnych ale też innych spokrewnionych. Oparł się ciężko o ścianę. Może rozmowa potoczy się trochę spokojniej. Nie byli w końcu wrogami. No, w świetle ostatnich wydarzeń może trochę nimi byli.
Może jeszcze nie dojrzałem do takich zmian? Może potrzebuję kilkudziesięciu lat na karku żeby mi się już nie chciało ciułać na rzecz wieży i chujków w garniakach? — jego Sire miał dekady przewagi. Wiele, wiele lat na solidne przemyślenie pewnych spraw. A nawet jeśli Murdock podjął taką, a nie inną decyzję to nic nie było pewne i zawsze mógł kiedyś zmienić zdanie i wrócić do Camarilli. Dużo rzeczy mogło się zmienić, choćby w najbliższym czasie.
Właśnie, kurwa, próbuję. — wyrzucił z siebie niejako z pretensją. Nie miał zamiaru zachowywać się jak dzieciak i płakać tu "ojcu", że mu ciężko i źle od kiedy go zostawił. Chciał coś zrobić. Zadbać o siebie i innych. Nakleić metaforyczną szarą taśmę na dziurę w ścianie. I póki co czuł się w tym osamotniony. Ale nie zamierzał się poddawać. Wracając do tego, po co tu przyszedł - informacje. Wskazówki. Cokolwiek.
Widziałeś się z nim? Powiedział ci coś więcej? Gdzie go znaleźć? Jak się skontaktować? Bo to, że niektórzy z naszych zapadają się pod ziemię z obawy - rozumiem. Ale Ike? On miałby zniknąć? Coś tu nie gra. — może Jim był za nisko w hierarchii by mieć dostęp do wszystkich planów i posunięć Camarilli. Więc albo nieobecność harpii była planowana i związana z zadaniami, które dostał... Albo wynikała z przyziemnych pobudek, takich jak lęk o swoje zimne cztery litery.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#22
Image
Dalsza wymiana zdań, mająca już miejce z dala od zgiełku i napiętej atmosfery, była nieco bardziej komfortowa, choć wciąż było słychać głośną, rockową muzykę dobiegającą z wnętrza klubu. Murdock nie był już tak nabuzowany i dało się odnieść wrażenie, mimo mało przyjemnego wstępu, jakoby była szansa coś z niego wyciągnąć.
Image Ta. Może i tak. Zobaczymy co z ciebie wyrośnie, młody. — Przynajmniej na tej płaszczyźnie między Spokrewnionymi było jakieś porozumienie. Niezależnie od tego, czy słowa neonaty były szczere, czy były tylko tym, co chciał usłyszeć jego Sire, można było dojrzeć, że rozmiar gniewnego płomienia znacząco się zmniejszył, przynajmniej na chwilę.
Rozstanie dwójki wampirów nie było łatwe dla żadnej ze stron. Jim i Murdock nosili w sobie żal w związku z wzajemnym porzuceniem minionej nocy. Jim jednak nie miał zamiaru dawać po sobie znać, że nie było mu łatwo. Skupił się na konkretnym celu i dążył do niego. Spotkanie tej nocy nie było zaplanowane, ale stwórca neonaty był w tej chwili kluczem do odkrycia co się stało z Cameronem.
Image Ty naprawdę nie odpuścisz, co? Do cholery... — Krzywiąc się, Anarch chwycił swój podbródek, myśląc przez moment. W końcu wyprostował się, kiwając subtelnie głową, jakby właśnie podjął decyzję po odbyciu wewnętrznego monologu.
Image Ike kazał mi obiecać, że nie puszczę pary z gęby. No, ale byłbym głupcem, gdybym nie widział, że coś jest nie tak. Skoro nie daje znaku życia, nie wrócił do was i nikt nie wie co się z nim dzieje… — Znów wpadł w zadumę, zaciskając zęby i przyglądając się Wilsonowi.
Image Pojawił się w klubie parę tygodni temu, zrospaczony, wkurwiony i żądny krwi. Pogadaliśmy i powiedział mi co się stało. — Wreszcie się nieco otworzył, mając świadomość, że Cameron może rzeczywiście mieć kłopoty.
Image Śmiertelnik, którego chciał spokrewnić, został zamordowany. Długo się do tego przygotowywał, nawet dostał zgodę Księcia, i w przeddzień ktoś ją zastrzelił. Przyszedł do mnie szukać pomocy. — Zemsta. Niewątpliwie tego pragnął Ike. Strata niedoszłego Childe musiała mocno uderzyć w jego nieumarłe serce. Nawet Murdock wyglądał na podminowanego, gdy mówił o tym co zaszło. Nagle jego wewnętrza furia urastała, zupełnie jakby ta tragedia dotknęła go osobiście. Częściowo próbował maskować te emocje, ale były widoczne w jego oczach.

Re: Szukajcie a znajdziecie

#23
Image
Wieści o morderstwie niedoszłego potomka Ike Camerona mogły nieco zaskoczyć Wilsona. Nie sposób było dziwić się reakcji Harpii, który ruszył zemścić się na oprawcach tamtego śmiertelnika. Tym śmiertelnikiem była kobieta imieniem Liberty, pracująca w barze Camerona. Jakby się zastanowić, to zapewne i Murdock, a może nawet i Jim, zrobiliby to samo na miejscu Harpii, gdyby ktoś odstrzelił im niedoszłego dzieciaka. Kontynuując rozmowę, Murdock zdradził, że na prośbę Camerona podjął się pomocy i wykorzystał swoje kontakty, by zdobyć informacje, które mogłyby pomóc odnaleźć sprawcę. Oczywiście również sam Murdock pociągnął osobiście za język kilkoro ludzi, używając do tego różnych metod.
Ostatecznie udało mu się dowiedzieć, kto był ostatnią osobą, jaka widziała się z Liberty. Murdock w toku swojego śledztwa zdobył imię i nazwisko, oraz przybliżone położenie delikwenta, który miał być odpowiedzialny za śmierć dziewczyny. Ike mając te informacje do swojej dyspozycji ruszył na północ i od tego czasu nie było z nim kontaktu. To było wszystko, co Sire Wilsona był w stanie mu powiedzieć.
Jim mając jakiś punkt zaczepienia ruszył dalej. Skontaktował się w międzyczasie z Kendrą Ambrelash i przekazał jej część informacji, jakie pozyskał od starego Anarcha.

Wątek zakończony

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości