Dokąd zmierzasz?

Zakończono | Prolog. Marzec 2004 | Downtown | Pioneer Square


Rozgrywany jest: Prolog: Oblezenie
Trwa: Marzec 2004
Dołącz do walki z Sabbatem i pomóż w odbiciu utraconych przez Camarillę terenów Seattle. Zbadaj losy oblężonej przez Sabbat Fundacji Franka Weavera.
Znajdź i zbadaj źródło rozszerzającej się pandemii, odkryj jej możliwy wpływ na Spokrewnionych i pomóż w jej powstrzymaniu.
Zrób co w twojej mocy, by wesprzeć Camarillę w odzyskaniu stabilizacji i dominującej pozycji w mieście do końca roku, celem odwołania wizyty Justycariusza.
Jako Nosferatu rozbuduj na powrót sieć SchreckNetu i rozwiń sieć informacyjną do użytku klanu oraz Camarilli jako całości.
Wykorzystaj obecną destabilizację wewnątrz Camarilli na swoją korzyść, by zająć miejsce w hierarchii i poszerzyć przy tym swoje wpływy
Działaj w grupie. Znajdź sprzymierzeńców. Dołącz do, lub załóż, koterię.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj że w pojedynkę nie przetrwasz nadchodzących nocy.

Dokąd zmierzasz?

#1
Plan na ten moment był prosty. Przejść się ulicami miasta, rozejrzeć się za okazją by wrzucić coś na ząb. A potem uciąć sobie uroczą pogawędkę z jedną nieznajomą. Co do obu był dobrej myśli. Pytanie tylko, kogo znajdzie najpierw? Radio wypluwało z siebie kolejne rockowe kawałki i szumiało w krótkich chwilach gdy sygnał ginął między żelbetonowymi wieżowcami. Krążył tak autem już dłuższą chwilę, nie śpiesząc się. Cieszył się tym momentem wolności. Silnik pracował równo, biegi wchodziły miło i płynnie, jakby samochód sam pokazywał, że taka jazda mu pasuje. Ale nic co dobre, nie mogło wiecznie trwać. Zatrzymał się w Dowtown. Lubił klimat tego miejsca. Niższa zabudowa, zdobione fasady, ulice tętniące życiem za sprawą licznych barów, knajp i bardziej artystycznych lokali. W nocy ruch może nie był tak imponujący, ale cóż - na spacerze w świetle słońca nie mógł sobie pozwolić.
Czasem zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie gdyby został człowiekiem. Czy w ogóle jeszcze byłby na tej ziemi? Nie narzekał na swoją obecną sytuację. No, może trochę. Zamiast zastanawiać się nad dodatkami do burgera i typem piwa, rozgląda się za szyją w której może zatopić kły. Nie chciał dzwonić do dziewczyn, ani tym bardziej ściągać ich do Kendry. Mógł jeszcze, rzecz jasna, wynająć pokój w motelu - wolał to zostawić na później. Teraz szukał okazji - podchmielonej dziewczyny wracającej do domu albo kolejnego lokalu do imprezowania. Mógł zaproponować podwózkę albo ramię do pomocy i posilić się w bezpiecznym, pozbawionym świadków, miejscu. Były oczywiście alternatywne opcje, ale raczej nie pasowały do tego miejsca i liczył, że obejdzie się bez nich. Posiłek z pobitego awanturnika nie był tak przyjemny, a panny lekkich obyczajów - zwykle nie przebadane.

Re: Dokąd zmierzasz?

#2
W jakiś sposób wyzwalający był komfort samotnej jazdy przez miasto skąpane w świetle latarni, świecących transparentów i neonowych świateł sprawiających, że Wietrzne Miasto wydawało się niewiele mniej żywe, niż za dnia. Jedyne co mogłoby poprawić ten komfort, to gdyby Jim nie musiał zatrzymywać się na światłach co kilka przecznic i słuchać okazjonalnego trąbienia niecierpliwych kierowców, którzy czasami zachowywali się, jakby klakson samochodu miał w magiczny sposób przyspieszyć zmianę świateł.
Otoczenie pobudzało w Wilsonie przemyślenia na temat jego egzystencji. Co było lepsze; Względnie spokojne życie i delektowanie się światłem słonecznym, może nawet znalezienie partnerki, do czasu aż zabłąkana kula, jakaś choroba, bądź nawet czas sam w sobie, nie wprowadziłby go do grobu. Czy też właśnie ta nocna potencjalnie nieśmiertelna egzystencja pełna niebezpieczeństw, walki o przetrwanie, o własne człowieczeństwo, pozycję w hierarchii Spokrewnionych i wielu innych. Wszystko miało swoje plusy i minusy. Ważne było jednak tu i teraz, to co Jim zrobi ze swoją egzystencją i szansami, jakie przed nim stały.
Wpierw jednak, nim miał wrócić do swoich zajęć, musiał zadbać o to, by mieć siły na realizację swoich planów, zarówno tych mniej jak i bardziej spontanicznych. Pora na poszukiwanie wstawionej dziewczyny była idealna, a klubów w Downtown nie brakowało. Było to właściwie serce miasta, gdzie zawsze dużo się działo i zawsze była okazja do zabawy, brojenia i rozróby.
Minął ze dwie, trzy kobiety, które były w stanie upojenia alkoholowego, acz niestety miały towarzystwo, pozbawiające Wilsona możliwości pożywienia się. W końcu jednak dojrzał na wpół przytomną blondynkę stojącą pod budką telefoniczną i próbującą, bez wielkich sukcesów, wybrać numer telefonu. Sukcesem było tak naprawdę to, że wciąż była w pozycji stojącej, zważywszy na to jak wielką trudność jej to sprawiało. Dziewczyna ubrana była w krótką, granatową sukienkę. Buty na obcasie zdjęła chyba dużo wcześniej. Obecnie znajdowały się na ziemi, w oczekiwaniu na podniesienie po wykonaniu telefonu. Rozczochrane włosy opadające jej na twarz i mętny wzrok, nie mówiąc o ograniczonej kontroli nad kończynami zdecydowanie utrudniały to zadanie.
Jej stan zdecydowanie ułatwiał Wilsonowi sprawę, bo z łatwością nakłonił ją, by pozwoliła mu sobie pomóc. Z pewnym trudem, ostatecznie biorąc auto lub taksówkę, udało się doprowadzić pijaną do jej mieszkania w budynku kilka przecznic dalej. Gdy tylko udało się ją położyć, właściwie od razu zasnęła. Dopiero tutaj, w zamkniętych czterech ścianach, Wilson zdał sobie sprawę jak intensywny był zapach, czy raczej już odór, alkoholu jakim emanowała nieprzytomna kobieta. Sprawiło to, że Brujah spił z niej niewiele (+1PK), bo po prostu żywienie się na niej w tej chwili nie należało do najprzyjemniejszych doznań. To było niemalże jak popijanie z butelki bimbru, co w pewnych okolicznościach mogłoby być nawet w porządku. Nie teraz jednak, gdy Jim chciał po prostu zaspokoić swój głód, w czym zapach i smak zdecydowanie mu przeszkadzały.

Re: Dokąd zmierzasz?

#3
Nie była to jego najszczęśliwsza noc. Niemniej, udało mu się pożywić bez wszczynania bójki, burdy czy karczemnej awantury. A na picie z marginesu społeczeństwa jeszcze przyjdzie czas - jeśli zajdzie potrzeba. W każdym razie mógł ruszać dalej, starając się wyrzucić z pamięci ten zdecydowanie nieprzyjemny początek nocy. Wyszedł z mieszkania nieznajomej tak szybko i cicho jak to tylko możliwe jednocześnie. Posmak alkoholu budził w nim złe wspomnienia z wielu momentów w jego ludzkim życiu. Czasów, których też wolał nie pamiętać. Będąc z powrotem na ulicy odetchnął pełną piersią i ruszył przed siebie. Chciał pokrążyć po barach, rozglądając się za kimś interesującym.
Słyszał tylko o nowej twarzy w mieście, ale niewiele ponad to. Kim była? Po co tu przyjechała? Miał pytania, a żadnych odpowiedzi. Jeśli będzie im po drodze - warto wiedzieć to już teraz, a nie za kilka nocy. Tak samo, gdyby okazać się miało, że ich interesy gryzą się ze sobą. Krążył więc, wypatrywał i wypytywał, wychodząc z prostego założenia, że nawet jeśli on jej nie znajdzie, to prędzej czy później dotrze to do jej uszu i ona znajdzie go. Plan prosty, toporny wręcz, pozbawiony jakiejkolwiek finezji. Ale czy Jim był inny? A jednak jakoś sobie radził w tym mieście. Jakoś, to dobre słowo.
Wszedł do kolejnego baru. Neonowy szyld nad drzwiami przedstawiał jelenia z okazałym porożem. Czy to na cześć niemieckiego trunku, dumnego stworzenia czy metafory ofiary, której ktoś dorabia rogi? Nie obchodziło go to tak szczerze. Szybkim, pewnym krokiem wszedł do środka i zajął wolne miejsce przy barze. Minęło już trochę czasu, ale wzdrygnął się na widok alkoholu. Zamówić kolejkę? Zmusić swoje martwe ciało do imitacji życia na te kilka chwil? Tylko po co? Zamówił od barmanki z mocnym makijażem kufel piwa i czekał. Chłonął atmosferę miejsca, słuchał rozmów. Kręcił nieodpalonym papierosem między palcami. Czekał bijąc się z myślami.

Re: Dokąd zmierzasz?

#4
Serket natomiast jak dotąd miała za sobą barzo udaną noc. Miała za sobą udane spotkanie z upatrzoną sobie wcześniej Kendrą, a co więcej nawet udało się jej bardzo przyzwoicie posilić, na kobiecie przyjezdnej, którą potem bardzo ładnie i delikatnie ułożyła na łóżku. Po wszystkim Egipcjanka udała się do swojego penthouse'a. Przypuszczała, że spędzi tam resztę nocy, aż do momentu kiedy przyjdzie czas na sen. Działając na komputerze, bądź czytając. Wola losu bywa jednak nieprzewidywalna, bowiem po jakichś 40 minutach rozległo się pukanie do jej drzwi, po czym po usłyszeniu polecenia, do środka weszła hotelowa recepcjonistka Jameela, a przyniosła ze sobą najświeższe plotki, bądź też wieści. Ktoś jej szukał i to w niezbyt subtelny sposób. Niezbyt się jej to podobało, bo to ona wolała szukać, być w pozycji łowcy, a nie być szukaną. Kości jednak zostały rzucone odkąd przybyła tutaj miesiąc temu i wiedziała, że taka sytuacja prędzej czy później będzie miała miejsce. Teraz na szczęście miała mniej więcej opis mężczyzny, który jej szukał od jakiegoś czasu, oraz w jakich okolicach był ostatnio widziany. Ponownie założyła więc na swój czarny top kończący się nad pępkiem i czarne skórzane spodnie swój czarny skórzany płaszcz. Upewniła się, że jej makijaż w egipskim stylu na oczach jest bez zarzutu, tak jak i jej łańcuch idący od jednej ze szlufek do kieszeni, po czym ruszyła mężczyźnie na spotkanie. To ona wolała go znaleźć niż zostać przez niego zaskoczona.
W końcu znalazła bar z neonowym jelenim porożem na widok którego zmarszczyła nieco brwi po czym weszła do środka. Rozejrzała się i poza wonią taniego alkoholu, odbijającym się na podłodze neonem znad drzwi oraz pijanymi ludźmi, zobaczyła mężczyznę siedzącego przy barze. Powoli lecze stanowczo do niego podeszła i stanęła koło niego. Dotknęła czterema palcami prawej dłoni swojego czoła i pochylając nieco głowę wyprostowała rękę, lekko w kierunku mężczyzny.
-Mmm... szukałeś mnie i znalazłeś. Tam skąd pochodzę mówi się - "Nie obrzuca się kamieniem drzew jałowych, lecz tylko te, z których strącić można owoce". Mam więc nadzieję, że to spotkanie przyniesie jakieś... dojrzałe i smakowite owoce. Inaczej będzie to co czas stracony, a każda noc jest cenna. powiedziała obdarowując Jima swoim uroczym uśmiechem.

Re: Dokąd zmierzasz?

#5
Czas biegł powoli, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie miał konkretnego zajęcia. Z góry zapłacił za kilka kolejek tylko po to, by obsługa nie patrzyła na niego krzywo, że tylko zajmuje przestrzeń w której kto inny mógłby wydać trochę zielonych. Ale wszystko zwróciło się z nawiązką gdy poczuł jak ktoś staje obok. Odwrócił się na barowym stołku i uśmiechnął do nieznajomej. Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu i nie krył, że widok mu się podobał. Nawet jeśli był martwy, to piękno i pewność siebie zawsze były warte docenienia. Za to jej słowa w pierwszej chwili nie mówiły mu nic, przypominały trochę biblijne mądrości, postanowił więc odpowiedzieć tym samym.
Proście, a będzie wam dane. — odparł krótko, bo tyle tylko zapamiętał z niedzielnych katechizmów. Nie żeby był wierzący, a sądząc po wyglądzie kobiety, ona też nie zaliczała się do wiernych owieczek. Zsunął się ze stołka i wyciągnął w jej stronę rękę. — Jim Wilson. — nie mieli jeszcze przyjemności się przedstawić.
Usiądziesz czy wolisz onieśmielać wszystkich wokół? — zapytał, bo nie tylko on w barze przyglądał się Serket. Nie żeby nie rozumiał dlaczego się na nią patrzyli, ale — Możemy też rozprostować nogi. — Nie robiło mu to większej różnicy, gdzie porozmawiają. A skoro już pofatygowała się do niego, to niech wybierze dogodny jej grunt. — Jak podoba ci się miasto? — Na inne pytania i propozycje przyjdzie jeszcze czas. Gdzieś w głębi budziła się potrzeba, by przejść do rzeczy. Już, teraz. Póki co stłamsił i zdusił ją głęboko w sobie. Ale może powinien? Powiedzieć co myśli, trzasnąć drzwiami i wyjść postrzelać do sabbatników? Jak na Brujah przystało?

Re: Dokąd zmierzasz?

#6
Oczekiwanie na coś lub na kogoś. Na tym polega większość czasu. Jeden z luksusów spokrewnionych polegał na tym, że czas mierzony w minutach godzinach czy dniach nie miał już jakiegokolwiek znaczenia. Sama więc przyzwyczaiła się do czekania i nie odliczała nawet czasu.
Serket odczuła na sobie mierzacy ją wzrok wraz z towarzyszącym mu uśmiechem, sama nie pozostała dłużna. Mężczyzna sprawiał wrażenie męskiego i twardego w klasycznym wydaniu, sądząc po ubiorze, był również zaznajomiony z bardziej ciężkimi nocami w mieście. Co natomiast ją ucieszyło, a może nawet połechtało jej ego, to fakt, że jej wygląd zrobił pewne wrażenie. Ktoś kto potrafił docenić jej styl, miał pewnego plusa na wejściu. Sama ubierała się tak, by odstraszyć mężczyzn, którzy w barach szukali jakichś potulnych owieczek na rzeź.
Jego odpowiedź wzbudziła na jej twarzy lekki uśmiech. Nie miała do czynienia z kimś mocno oczytanym czy wykształconym, co znaczy, że jej metafory pewnie nie trafią na podatny grunt. Co nie znaczyło, że nie miała zamiaru ich stosować. Nie był to też przytyk, a jedynie stwierdzenie faktu. I cóż, Serket była bardzo wierną owieczką, tylko nie wobec bóstw, które zapewne Jim miał na myśli. Ujęła jego dłoń w pewnym uścisku -Serket Said. Poznanie Ciebie jest wielką przyjemnością. odparła pochylając nieco głowę.
Zanim odpowiedziała, oblizała lekko usta. -Lubię onieśmielać innych, tym razem jednak to nasza konwersacja ma największe znaczenie. odparła. Skoro już tu dotarła, to mogli tutaj zostać, o tej porze w barze pozostawały głównie pijane niedobitki i mocno zmęczona obsługa, marząca o powrocie do domu.
-Naprawdę urocze miasto, dużo historii i ocean nieopodal. Jednak Seattle ma dwa problemy. Po pierwsze nie ma palm, do których jestem przyzwyczajona. Po drugie i chyba ważniejsze... Nie po wszystkich dzielnicach da się swobodnie chodzić. To dosyć irytujący problem, z którym należałoby coś zrobić. odparła wciąż uśmiechając się łagodnie i nachylając się lekko, tak by mężczyzna mógł wyczuć różane olejki.
-Ty zapewne możesz powiedzieć mi więcej o Seattle. Pewnie spędziłeś w tym uroczym miejscu więcej czasu niż ja.

Re: Dokąd zmierzasz?

#7
Trochę wątpił w jej słowa, że spotkanie go jest aż taką przyjemnością, ale no, nie zagląda się darowanemu koniu w zęby. Uśmiechnął się i skinął głową. Przysiadł się obok niej, Kufel piwa dalej go do siebie nie przekonał. A z drugiej strony... Nie, nie tej nocy. Zamiast tego sięgnął po papierosa. Paradoksalnie po przemianie sięgał po nie częściej niż za życia. Może przez to, że zniknął lęk przed rakiem? Czy raczej stał się najprostszą opcją by odreagować wszystko co działo się wokół?
Co się zaś tyczyło opinii Serket o Seattle - słuchał jej uważnie. Nawet jeśli sam trafił do tego miasta przypadkiem to nie mógł odmówić mu uroku. Jak każde miejsce miało swoje lepsze i gorsze strony, ale wiązał z nim swoje aktualne życie. I tak jak brak palm nie robił mu różnicy, tak wzmianka o niebezpiecznych dzielnicach i potrzebie uporządkowania spraw jak najbardziej do niego trafiła.
Jesteś z Florydy? — wymienił pierwsze miejsce, z jakim kojarzył palmy. Ale przecież było ich na świecie trochę więcej. — A może Egipt?
To by też tłumaczyło makijaż i ozdoby. Nie mówiąc już o anatomii. Mimowolnie myślami skręcił w stronę zatoki i tego, co tam miało miejsce... Zaciął się tak na dosłownie kilka, może kilkanaście sekund. Różne sceny jedna po drugiej przeleciały mu przed oczami. Zamrugał, odpędzając je od siebie. — Aktualna sytuacja mi też nie daje spokoju. — westchnął ciężko i postarał się poszukać pozytywów. Piękne wschody i zachody słońca? To już raczej nie było dla nich.

Będzie już parę lat. — albo dłużej, trochę stracił rachubę. — Jeśli chodzi o ciekawe miejsca, to niestety, zwiedzanie musi poczekać na rozwiązanie pewnych spraw. W kwestii ciekawych ludzi - cóż, pytasz niewłaściwą osobę. Ale mogę ci polecić kogoś, kto lepiej sobie razi w rozmowach. Wiem za to, że miasto ma potencjał. Można w nim wiele zdziałać i zbudować. Ale obecne fundamenty... Cóż, mogą nie utrzymać tego ciężaru. — zaciągnął się papierosem, sprawdzając jak na te słowa zareaguje Serket.

Re: Dokąd zmierzasz?

#8
Cóż Jim, gorzej sobie radził najwyraźniej z jej kwiecistą mową niż jej poprzednia rozmówczyni tej nocy. Ale czyż nie taki jest cel słodkich słów i wyolbrzymionych porównań, by potencjalni rozmówcy nieco się gubili przy wydźwięku niektórych słów i zwrotów, dosyć niespotykanym, a w morzu uprzejmych zwrotów tracili czujność i mniej zwracali uwagę na to co ważne w przekazie.
Serket szczególnie lubiła palmy na wietrze podczas nocnych spacerów wzdłuż nadmorskiej promenady. Zapach ciepłych mórz i kwiatów był niezmierny przyjemny. Jakże daleko teraz od tego wszystkiego znajdowała się tutaj w Seattle. Jednak robiła to co powinna, to co do niej należało, tutaj na miejscu. Wiedziała, że najbardziej palącą sprawą dla całej społeczności Camarilli była kwestia panoszenia się Sabatu na terenie Szmaragdowego Miasta. Ma to też przełożenie na życie poszczególnych Spokrewnionych, każdego w nieco innym stopniu.
-Tak, z Miami. I mam egipskie korzenie. powiedziała w sumie prawdę, choć bez wdawania się w szczegóły. Egipskie korzenie mogły znaczyć bardzo wiele, również amerykańskie pochodzenie.
-Przed przyjazdem tutaj spodziewałabym się, że reakcja na szerzący się chaos i niepokój będzie bardziej zdecydowana. Brak reakcji daje innym zielone światło. Ktoś powinien coś z tym zrobić. - uśmiechnęła się nieco tajemniczo. Czy Jim będzie miał w sobie odpowiednio dużo złości i determinacji by zacząć działać, by wziąć sprawy we własne ręce?
-Interesujące. Kim jest ta ciekawa osoba? Tak, Szmaragdowe Miasto, to miejsce wielu szans. Cokolwiek nie działa, również fundamenty, które nie funkcjonują jak powinny, należy usunąć. Jestem jak najbardziej za. Tym bardziej, że sama widzę olbrzymi potencjał.

Re: Dokąd zmierzasz?

#9
O Egipcie nie wiedział nic. A przynajmniej nic wartego w tej chwili wspomnienia. Piramidy, pustynie, mumie... Nie chciał być bardziej stereotypowym amerykanem niż już wykreował. Za to co do sytuacji w mieście miał podobne odczucia, choć starał się w jakiś sposób tłumaczyć sobie opieszałość pionów decyzyjnych w postaci Księcia i rady primogenu.
W tym się zgadzamy. Chociaż nie możemy wiedzieć na pewno, że Góra nie planuje konkretnych działań, tylko nas w nie nie wtajemnicza. — choć nawet on słyszał, że brzmiało to mało wiarygodnie. Sekta przegrywała na wielu frontach - z miasta ostał się im niewielki wycinek a zagrożenie zacieśniało obręcz. — Czy mówiąc ktoś masz na myśli siebie? Mnie? A może nas? — zapytał, naprawdę zainteresowany tą kwestią. Jeśli Serket chciała działać w mieście, to musiała mieć w tym swój interes. Jeśli zależało jej w pierwszej kolejności na zajęciu się Sabbatem, a potem innych sprawach - nie widział problemu, by do tego czasu z nią współpracować.
Gdyby w tej chwili usłyszał ich ktoś Starszy... Cóż, mógłby wyciągać z tego konsekwencje i prywatne korzyści. Ale większość z nich pochowała się, działając za pomocą młodszych spokrewnionych albo ghouli. Miasto mocno się zmieniło. Czy obecna władza naprawdę nie miała żadnego asa w rękawie? Jeśli do tej pory niczego nie pokazali, to może naprawdę byli w czarnej dupie?
Kendra Ambrelash. Lubi rozmawiać, zna się na ludziach. Takie mam wrażenie. — Toreadorka zrobiła na nim dobre wrażenie. Też chciała działać. No i dziwnie jakby nie ufał komuś, u kogo sypia. A co się tyczyło fundamentów i nowego porządku świata - wolał na razie odłożyć ten temat. Lubił mieć głowę przymocowaną do ciała. — Jeśli chcesz pójść w pierwszej linii to pozwól mi skrzyknąć kilku chętnych i możemy ruszać w miasto. — nie miał pojęcia, ile osób by ze sobą poderwał (o ile w ogóle), ale w tej chwili nie miało to znaczenia. Chciał wybadać, na co gotowa jest Serket i jakie są jej silne strony. Z drugiej strony zawsze mogli zadzwonić do ogarów i faktycznie pójść w tango z Sabbatem.

Re: Dokąd zmierzasz?

#10
Cóż Serket uważała akurat pewną ignorancję Amerykanów w stosunku do Egiptu, wszak gdyby nie film Mumia zapewne wiedzieliby jeszcze mniej, ale i innych krajów za duży plus ze swojego punktu widzenia, pomagało jej to pozostawać w cieniu. Zazwyczaj nie chcieli komplikować sobie życia i nie dopytywali o wiele szczegółów. I nawet w ich nie-życiu, ta cecha charakteru często pozostawała niezmienna. Na szczęście.
-Może właśnie na tym polega problem. Na planowaniu. Góra może nie rozumieć, że planowanie, choć niezmiernie ważne, musi się kiedyś skończyć i należy przejść do odpowiednich działań. powiedziała, starając się lekko zasugerować, że Góra może wcale nie być tak aktywna, ani nawet zainteresowana tym co się dzieje na dole, by podjąć w rozsądnym czasie działania. Siedzenie w odcięciu od rzeczywistości, która ich otacza i w złudnym poczuciu bezepieczeństwa, to nigdy nie jest na dobrą sprawę optymalne rozwiązanie.
-Kogokolwiek kto ma w sobie na tyle odwagi i hartu ducha by zacząć działać. powiedziała, obdarzając mężczyznę łagodnym uśmiechem. Nie można było się ograniczać. Ktokolwiek zechce przyłożyć się do wspólnej sprawy będzie mile widziany. To przecież nie czas na bycie wybrednym, prawda? A Sabbat to niewątpliwie w obecnej chwili było największe zagrożenie w Seattle, choć oczywiście nie znaczyło to, że inne zagrożenia nie czają się gdzieś niezauważone. A prawdopodobieństwo, że ktoś ich usłyszy zawsze istniało, jednak przy takim chaosie jaki panował w mieście, wydawało się jej to mało prawdopodobne.
Kiedy usłyszała imię Kendry uśmiechnęła się w duchu. Dziewczyna niewątpliwie była aktywna już od samego początku. Postanowiła podzielić się informacją, że już ją zna, w końcu prędzej czy później wyjdzie to na jaw.
-Kendra... również miałam przyjemność rozmawiać z tą piękną orchideą. Seattle jest mniejsze niż mogłoby się wydawać. rzuciła, by po kolejnych słowach mężczyzny, nachylić się w jego kierunku, położyć mu dłoń na przedramieniu i spojrzeć mu prosto w oczy.
-Niczego nie pragnęłabym bardziej. Ale działanie bez planowania jest równie nie mądre jak zbyt długie planowanie. Spotkajmy się najpierw z Kendrą i opracujmy plan działania, tak by wszystko działało sprawnie. Potem możemy pójść i dać nauczkę Sabatowi. Będę stać z Tobą w pierwszym szeregu, mój muskularny przyjacielu. powiedziała. Działanie bez większego pomysłu, tego jak mogłoby to się wpasować w większą ukłądankę, zazwyczaj kończyło się źle. A tego Serket wolałaby uniknąć.

Re: Dokąd zmierzasz?

#11
Jak góra nie zamierzała działać, to dół mógł zająć się problemami na własną rękę. Tylko jak zostanie to odebrane? Bez jaj. W oblężonym mieście? Starsi kurczowo trzymali się tego, co dawało im bezpieczeństwo nie rozumiejąc, że idzie nowe. Lepsze, młode, rwące się do urośnięcia w siłę. Prawda leżała zapewne gdzieś pomiędzy, ale w tej chwili go to nie interesowało. Czuł, że rozumie się z Serket i razem mogą wcielić w życie wspólne plany - nawet jeśli oboje kryją swoje intencje.
O, znacie się. To nawet lepiej. — powiedział a potem pomyślał, czy powinien się tak odzywać. Kendrze ufał - nie miał za bardzo wyboru. O Serket nie wiedział prawie nic. Podobała mu się jej ostrożność i chłodna kalkulacja - rzeczy, których czasem (często) mu brakowało. Spotkanie we trójkę było dobrym pomysłem. Każde z nich miało w tym swój interes. — Zgadzam się. Warto sobie wszystko dokładnie przedyskutować. Jutro po dwudziestej drugiej? Mogę to przekazać Kendrze. — niedługo i tak planował jechać do jej domu - sporo się działo tej nocy. Ale była jeszcze jedna rzecz która w tej chwili nie dawała mu spokoju. I nie była to dłoń Serket - nie miał nic przeciwko dotykowi, zwłaszcza tak po prostu miły jak ten.
Zanim pochłonie nas noc powiedz mi proszę jedno, piękna Pani. Z którego klanu cię przywiało? Toreadorka? Trochę zalatujesz Ventrue... — zapytał klepiąc ją przyjaźnie po dłoni. — Ale widzisz, nie lubię zgadywanek. Jestem prostym krzykaczem. — zamknął jej dłoń w swojej. Głos mu stwardniał. — Nie interesuje mnie wielka polityka. Słucham rozkazów gdy mają sens. Ale okłam mnie, a pierwszy urwę ci łeb. A to byłaby wielka szkoda. — puścił ją i odchylił na krześle. Może robi sobie wroga. Chciał postawić sprawy jasno. Człowiek znikąd ma prawo mieć wielkie plany. Ale Jim nie miał ochoty być owieczką prowadzoną na rzeź czy też wilkiem kąsającym w amoku na cudzej smyczy.

Re: Dokąd zmierzasz?

#12
Jak góra nie chciała działać, to bardzo często koniecznością jest działać samemu. Jednak obrazek jaki rysował się jej przed oczami, potwierdzał to jakie informacje posiadała zaraz po przyjeździe do Seattle. Góra Camarilli w obecnej formie niezdolna była do działania, a Neonaci pozostawieni sami sobie bez jakichkolwiek bardziej planów obrony mogli jedynie organizować się sami i działać na własną rękę. W myślach była wdzięczna temu, jak jej własny, niezrzeszony klan działał sprawniej i szybciej podejmował decyzję niż moloch złożony z wielu klanów jakim była Camarilla.
-Tak, miałam niewątpliwą przyjemność nawiązać znajomość z tą uroczą blondynką. odparła łagodnie. Kendra była kluczem, czy też losem na loterii, który z błogosławieńswtem wielkiego Seta okaże się tym właściwym do realizacji planów zarówno jej, jej klanu jak i samej Kendry, jeśli nadal będzie się spisywać tak jak dotychczas.
Dobrze, że mężczyzna potrafił słuchać głosu rozsądku i nie rwał się do walki za wszelką cenę.
-Jesteś w stałym kontakcie z Kendrą? Bardzo dobrze. Po dwudziestej drugiej brzmi wspaniale. Pytanie, jakie będzie miejsce naszych nocnych konwersacji? - zapytała czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Jej było wszystko jedną. Zresztą musiała być ugodowa i pomocna.
Słysząc kolejne pytanie, poczuła irytację. Nie lubiła takich bezpośrednich pytań, od których ciężko uciec. Jednak jej wyraz twarzy pozostał przyjazny, co więcej uśmiech stał się szerszy. Nie miała wiątpliwości co do słów mężczyzny. Zdawał się on być szczery, prostolinijny, mówił to co myśli, beż większego zastanowienia. Całkiem dobrze wpisywał się w obraz Brujah. Nachyliła się w jego kierunku i położyła mu tym razem rękę na policzku i obdarzyła uwodzicielskim uśmiechem.
-Mówią, że cierpliwość jest cnotą. Czy pokerzysta pokazuje wszystkie swoje karty przy pierwszym obstawianiu, czy dopiero na końcu? Jestem nowa w mieście i wolałabym nie zdradzać od razu swoich kart. Nie wiem kto może polować na mnie, chociażby ze względu na konflikt z moim Stwórcą. Ale ponieważ ostatnie czego pragnę to Ciebie okłamywać, to kiedy staniemy ramię w ramię, i w świetle księżyca, przelejemy krew naszych wrogów, ta informacja zostanie Tobie ujawniona. Na ten moment, cóż możesz wyeliminować Nosferatu. powiedziała i złozyła lekki pocałunek na jego policzku. Jeżeli wolą Seta będzie by Jim przeżył ich przyszłą potyczkę z Sabatem, to Serket nie będzie miała wyjścia. Jednak wtedy, w przeciwieństwie do obecnej chwili oceni ją przez pryzmat jej osoby i ich wspólnych działań, a nie przez pryzmat bycia tylko i wyłącznie Setytą.
-Zaufaj Kendrze, tak jak i ja jej ufam odparła po czym odchyliła się i puściła mężczyznę.

z/t ==> Kontynuacja

Re: Dokąd zmierzasz?

#13
Zapisz sobie, mój numer i złapiemy się gdzieś. Może u Kendry, może gdzie indziej. W razie problemów zrobię za taksówkę. — odpowiedział. Współczesna technologia bardzo ułatwiała komunikację. Nie trzeba było wysyłać listów, sług ani organizować rzeczy z półrocznym wyprzedzeniem. Szybki telefon albo sms i sprawa rozwiązana. Jeśli Serket uzna, że woli podać mu swój numer - zapisał go. W każdym razie będą mogli się złapać.
Może to coś w jej tonie, może w sposobie, jaki go dotykała. Albo po prostu kochany Jimbo miał słabą głowę do pięknych pań - żywych i spokrewnionych. W każdym razie jego potrzeby i jawna groźba co może się stać, jeśli jego zaufanie zostanie nadszarpnięte. Wszystko to, choć dalej ważne, zeszło na drugi plan. I choć w tej chwili nie miał z tym żadnego problemu - był po prostu oczarowany tym co i jak mówiła. Tak kiedy czar rzucony przez Said minie, pojawią się pytania. Wątpliwości. A finalnie - gniew. Gniew kotłujący się wiecznie gdzieś w jego nieumarłym sercu. Mógł przyjąć kulę w łeb, ale na ciepłe słowa był bardziej podatny niż czekolada na zmianę stanu skupienia latem.
Zaśmiał się głośno, aż zaczął się trząść. Nosferatu. Dobre sobie.
Jej ufam. — innym, niekoniecznie. Podniósł się z krzesła, objął ją ramieniem. Nie znał się na perfumach. Ona najwidoczniej tak. — Do zobaczenia niedługo. — rzucił jej na odchodne. Niedługo spotkają się znowu, w grupie. W samotnej rozmowie na dłuższą metę Jim skazany był na sromotną porażkę.


[z/t]

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości

cron