Martwi Głosu Nie Mają (II)

Akt I | West Side | Miejsce zbrodni w Lower West Side

Re: Martwi Głosu Nie Mają (II)

#31
Pośród szeregów policji był pewien, możliwe że nie miały, odsetek skorumpowanych jednostek, które albo układały scenariusz pod swoje dyktando, albo dorabiały na boku. Którą z nich był kapitan Burnett, to nie było jasne, przynajmniej w tym momencie. Niestety, bezpośrednia konfrontacja z kapitanem nie wchodziła w grę, jeśli to co mówił Jones było zgodne z prawdą i facet nie wynurzał się z posterunku.
Jako Spokrewniony jednak, Marcus nie musiał stawać z nim twarzą w twarz, albowiem miał inne możliwości, które oferowała mu jego vitae. Wszakże po co samemu ładować się w tarapaty poprzez mało subtelne działania, skoro można było pozyskać sługusa, który byłby jego oczami i uszami, a także rękoma, jeśli była taka potrzeba? Uliczny twardziel, którego Brujah dopadł w swoje łapy, mógł potencjalnie zakończyć żywot tam i w tym momencie, w tej ciemnej alejce, jeśli takie byłoby życzenie wampira. Żywy miał się jednak okazać bardziej użyteczny, zwłaszcza pod komendą nowego pana.
Zmęczony oficer znów nerwowo przełknął ślinę, gdy usłyszał raz jeszcze głos detektywa. Twarz Jonesa pobladła. Zdradzała strach. Wyglądał, jakby spodziewał się egzekucji, ale na jego szczęście to nie była noc, kiedy miał zginąć. Był zepsutym skurwielem, ale jego zbrodnie przeciw człowieczeństwu nie były jeszcze na tyle wielkie, by przyćmiły jego potencjalną użyteczność w oczach Marcusa.
Gdy śmiertelnik zobaczył, co robi jego oprawca, na jego twarzy pojawiło się wyraźne zmieszanie, obrzydzenie, ale ze wciąż towarzyszącym strachem. Najpewniej widział coś takiego po raz pierwszy i nie wiedział, czego miał się za moment spodziewać.
ImageCo ty robisz!? Przestań! — Jęknął do Marcusa, gdy ten go pochwycił. Nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdy nieumarły przycisnął rękę z otwartą raną do jego ust, wydając mu jasne polecenie. Przez moment wiercił się, opierał i walczył, kręcąc głową, ale gdy pierwsze krople wampirzej vitae trafiły trafiły do jego ust, a potem gardła, spływając dalej, a jej magia zaczęła wpływać na mężczyznę, zaczął się uspokajać. Przestał się opierać, gdy poczuł smak i niezrozumiałe dla niego działanie krwi, którą karmił go Spokrewniony. Zaczął pić. Na początku powoli, ale bardzo szybko zaczął ssać zachłannie z żyły Gallowaya, łapiąc go lewą dłonią.
Ten brak wyraźnej kontroli ze strony Marcusa kosztował go trochę więcej krwi, niż mógł chcieć zużyć na ten cel (-2 PK). Nie mniej, gdy w końcu oderwał spragnionego mężczyznę od swoich żył, wiedział że pozyskał sługę (+Świta: Oscar Jones).
Jones ciężko oddychał, wpatrując się w wampira wzrokiem narkomana. Widać było, że chciał więcej. Stopniowo odzyskał jednak kontrolę nad sobą, rozglądając się niepewnie i nie rozumiejąc co się właściwie stało. Z jego twarzy zniknął grymas bólu, który towarzyszył mu od momentu starcia. Trudno było powiedzieć w jakim stanie była teraz jego dłoń, ale vitae Marcusa musiała już zacząć działać, przyspieszając leczenie obrażeń. Można było mieć nadzieję, że wróci do pełni zdrowia w niedługim czasie.
ImageCo to było do cholery... — Wyszeptał do Marcusa gapiąc mu się prosto w oczy, próbując zrozumieć co właściwie zaszło przed momentem. Strach zniknął. W jego miejscu pojawiła się pewna ekscytacja i pragnienie. Jego postawa wobec detektywa zaczęła ulegać subtelnej zmianie.

Re: Martwi Głosu Nie Mają (II)

#32
Najpierw jeszcze walczył, lecz potem... Potem już poszło gładko. Uspokoił się i posłusznie jak baranek wykonał polecenie Marcusa, zaś sam Marcus poczuł doskonale, jak vitae opuszcza jego ciało przez otwartą ranę, kropla po kropli. Nie mogło uciec jego uwadze, jak przyjemne to było uczucie. Czy właśnie tak czuły się osoby, z których wypijał krew? Czy może to zasługa jego wyostrzonych zmysłów, potęgująca to miłe mrowienie pod skórą?
Kosztowało go to więcej krwi niż zakładał, ale może to nawet lepiej. Przezorny zawsze ubezpieczony. Poza tym pomoże to Jonesowi pozbierać się po przesłuchaniu. Tymczasem Galloway chętnie wstąpi gdzieś po drodze na "drinka" albo dwa, by nie prowadzić śledztwa o suchym pysku.
- Potraktuj to jako taki... niestandardowy awans - rzekł dyplomatycznie Marcus. Jego głos złagodniał, gdyż wiedział, że ma przed sobą nie byle jakiego podrzędnego gliniarza, lecz swojego własnego podrzędnego gliniarza. - Rany za jakiś czas się zagoją. A tymczasem pozwól, że wprowadzę cię w detale: od teraz pracujesz dla mnie.
Pozwolił Jonesowi pooddychać, ponapawać się tym nowym uczuciem. Niech ma chwilę dla siebie. Niech poczuje się jak nowo narodzony. Kiedy wreszcie przyszedł czas, Marcus kontynuował:
- Formalnie dalej jesteś funkcjonariuszem policji i utrzymujesz swoje stanowisko. Różnica polega na tym, że od teraz odpowiadasz przed dwoma ludźmi: przed kapitanem Burnettem oraz przede mną. W szczególności przede mną. - Ostatnie zdanie wypowiedział dość twardo, by rozumiał powagę sytuacji. - Oto, co teraz zrobisz: kiedy dojdziesz do siebie, zameldujesz się na swoim posterunku i będziesz pracować tak, jakby dzisiejsza noc nie miała w ogóle miejsca. Jeżeli ktoś zapyta cię o jakiekolwiek rany, podarty mundur, odpowiesz, że wdałeś się w bijatykę z jakimś nazbyt odważnym zbirem. W międzyczasie zrobisz, co w swojej mocy, by dowiedzieć się wszystkiego, co możesz na temat sprawy morderstwa Elizabeth Davis. Wkup się w łaski Burnetta, włam się po kryjomu do magazynu z dowodami, przeszukaj akta - cokolwiek uznasz za stosowne, mnie przede wszystkim interesuje efekt końcowy. Zrozumiałeś do tej pory? - zapytał pod koniec tej wstępnej odprawy. - Jutro o tej samej porze spotkasz się ze mną w głównej sali La Liberté, tutaj w West Side. Gdyby ktoś pytał, powiesz, że czekasz na Providence. Ubierz się po cywilnemu. Jasne?
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Martwi Głosu Nie Mają (II)

#33
Uczucie było wyjątkowe, ale najistotniejsze były tutaj zniewalające, obezwładniające właściwości krwi Spokrewnionego, która powodowała uzależnienie od krwi i przywiązanie do jej właściciela. Nie było wątpliwości, że nowy nabytek Marcusa będzie chciał, a może nawet i potrzebował, więcej. Zwłaszcza, jeśli miało mu zależeć na wzmocnieniu i zacementowaniu lojalności tego śmiertelnika, który nadal nie rozumiał tego, czego doświadczył.
ImageAwans...? Nie rozumiem... Co mi zrobiłeś? — Pytająco odpowiedział przyciszonym głosem, przyglądając się swemu dawcy i licząc na jakieś wyjaśnienie.
Gdy wampir wspomniał o ranach, Jones zaczął przyglądać się swojej złamanej dłoni, która nie zdawała się go już boleć tak mocno jak chwilę temu. Lecznicze właściwości vitae były widoczne, nawet jeśli tylko nieznacznie na tę chwilę. W dość szybkim tempie powinien wrócić do pełni sprawności fizycznej, by właściwie się przysłużyć swemu nowemu panu. Uniósł wzrok, słuchając co nieumarły miał mu do powiedzenia, i słuchał z uwagą, jakiej brakło wcześniej. Nie przerywał, nie odwracał wzroku, tylko słuchał.
Pokiwał nieśmiało głową, gdy wysłuchał odprawy, akceptując powierzone mu zadanie.
ImageZrozumiałem wszystko... Postaram się to ogarnąć... — Odparł nieco niepewnie i nerwowo. Stanął w końcu w dość niecodziennej dla niego sytuacji. Miał robić za swego rodzaju szpiega, wtykę wewnątrz oddziału policji, mając za zadanie wyszperać informacje na temat ofiary i następnej nocy przekazać informacje nowemu szefowi. Nie było jednak obiekcji, aczkolwiek nie było też twardego zapewnienia, że zrobi co w jego mocy. Na to było jeszcze za wcześnie. Jednak sam fakt, że Galloway miał go pod swoją kontrolą, był już znaczącym sukcesem. Być może ten człowiek zapracuje sobie na kolejną porcję nowo zasmakowanego narkotyku, wykonując dobrze swoje zadanie. Nie było w końcu wątpliwości, że pragnienie tego silnego wspomagacza było równie silne, co sama więź, jaka powstała między Jonesem a wampirem. Strach przed wyrządzeniem mu dalszej krzywdy z pewnością wciąż tam były, szczególnie teraz, gdy opadły wreszcie emocje i ekstaza towarzyszące piciu.
ImageCzy... — Odchrząknął.
ImageCzy dostanę tego więcej...? — Zapytał oczywiście o 'narkotyk' jaki dał mu kopa, wywalając na kilka krótkich chwil jego świat do góry nogami i zapewniając niezapomniane doznania, a także inne korzyści, których jeszcze nie był świadom.

Re: Martwi Głosu Nie Mają (II)

#34
Emocje wreszcie opadły na tyle, by Marcus czuł się bardziej komfortowo. Nie czuł już takiego gniewu. Czy raczej jego gniew nie był już skierowany bezpośrednio na Jonesa. Teraz cel stanowił Burnett. Jeżeli dowie się więcej na jego temat, być może prędzej rozwikła zagadkę tego morderstwa i przy okazji pozbędzie się ważniejszego uczestnika w tej skorumpowanej grze.
Zbył pytanie o szczegóły tego, co zrobił Jonesowi. Nie musiał tego wiedzieć. Wystarczyła mu świadomość, że ma przed sobą osobę zdolną uleczyć go swoją krwią i zagwarantować odlot większy niż najczystsze prochy na czarnym rynku. Marcus uśmiechnął się jednak na jego drugie pytanie.
- Dostaniesz więcej, jeśli się dobrze spiszesz - obiecał mu i poprawił kurtkę. Spojrzał na wyjście z alejki, a potem powrócił wzrokiem do policjanta. - Teraz ruszaj. I pamiętaj: jutro wieczorem w La Liberté - dodał na odchodne, a następnie skierował się na ulicę. Zanim złoży wizytę Davisom, potrzebował wrzucić coś na ruszt. Jones sporo wypił, a głodny wampir to zły wampir.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Martwi Głosu Nie Mają (II)

#35
Nastał błogi spokój, przynajmniej na tę chwilę. Udało się wykonać pierwszy ruch, umieszczając nowy pionek na planszy, i to bez wiedzy przeciwnika. To jak miał się on sprawić w swojej roli, miało się okazać dopiero następnej nocy. Póki co jednak, Marcus mógł cieszyć się komfortem posiadania względnej kontroli nad jednym z mundurowych, co mogło mu się potencjalnie przydać również w przyszłości.
Mężczyzna nie dopytywał widząc, że jego pytanie zostało zignorowane. Wiedział że nie był w pozycji, by domagać się informacji. To jego pan ich wymagał, a Jones miał je zapewnić. Pozycja mundurowego była o tyle komfortowa, że otrzymał coś, czego doświadczyło niewielu śmiertelników, więc powinien cieszyć się z tego, że przeżył tę noc i otrzymał ten dar. Alternatywa, którą rozważał Galloway była o wiele mniej kolorowa, i zapewniająca dodatkowe linijki w nekrologu.
Facet pokiwał głową, sygnalizując zrozumienie i przyjęcie rozkazu. Nim opuścił aleję, doprowadził się do względnego porządku, zakrywając ranę na klatce piersiowej i poprawiając swój mundur. Podczas tego procesu, sprawdzając kaburę, zdał sobie sprawę, że brakuje mu broni. Na jego twarzy pojawiło się zmartwienie.
ImageMuszę znaleźć mój rewolwer... — Mruknął pod nosem. Bardzo możliwe, że ostatnie co pamiętał odnośnie położenia jego broni, to że leżała ona na chodniku po tym, jak Marcus brutalnie wytrącił mu ją z ręki. Brujah nie musiał się poczuwać do oddania mu jej. Jones z pewnością byłby w stanie sklecić do kupy jakąś historyjkę i pozyskać ze zbrojowni nowy egzemplarz. Był to komfort, którego Galloway niestety nie posiadał. Była przy tym jednak szansa na to, że ghul otrzyma reprymendę od kapitana, co mogło mu to potencjalnie utrudnić wyciągnięcie od niego pożądanych informacji, ale był to mimo wszystko, jakby nie patrzeć, jego problem. W przypadku takiego scenariusza, miałby on okazję, by się wykazać i dać świadectwo, że poradzi sobie nawet w trudnej sytuacji.
O ile wampir nie miał nic więcej do powiedzenia swojemu człowiekowi, ten ruszył w stronę miejsca niedawnego starcia, wychodząc z alejki i znikając z oczu detektywa, skręcając za rogiem.

Re: Martwi Głosu Nie Mają (II)

#36
Ogarnął wzrokiem Jonesa, gdy ten ogarniał siebie. No, teraz wyglądał jak człowiek, chociaż wciąż nieco przetrącony. Historyjka, że napadł go jakiś bandzior, a ten spuścił mu łomot i bez sięgania po rewolwer, powinna zadziałać.
A właśnie. Rewolwer.
Marcus wyciągnął broń Oscara, obrócił palcami lufą do siebie i wyciągnął ją w kierunku właściciela.
- Nie zgub jej - powiedział, po czym oddalił się w swoją stronę. Przed wyruszeniem do rodziny Elizabeth musiał jeszcze zapolować. Zaczynał być głodny, a głodny wampir to zły wampir.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Martwi Głosu Nie Mają (II)

#37
Zanim ghul zdążył się oddalić w poszukiwaniu zagubionej giwery, został zatrzymany przez Gallowaya. Ten wyciągnął zza kurtki pochwyconą wcześniej z ziemi broń i oddał ją Jonesowi (-Lekki Rewolwer)). W innych okolicznościach może i by się nie poczuwał do tego gestu. Teraz jednak, skoro był to człowiek na usługach wampira, odbieranie mu środka obrony własnej potencjalnie mogło bardziej zagrozić operacji Marcusa, niż pomóc. Mężczyzna skinął w geście zrozumienia i podziękowania głową, sprawdzając stan broni i chowając rewolwer do pochwy, gdzie było jego miejsce.
Tutaj oboje się rozdzielili, idąc w przeciwnych kierunkach. Pierwszy krok w kierunku rozwiązania sprawy morderstwa został wykonany. Teraz przyszło nieumarłemu czekać na wyniki śledztwa, jakiego miał dokonać oficer.
Galloway musiał jednak sam również przygotować się na te kolejne noce, a pierwszym krokiem w tym kierunku było, naturalnie, uzupełnienie zapasów vitae. Łapczywość śmiertelnika, który chłeptał krew z żyły Marcusa niczym spragniony wody na pustyni, trochę wzmogła potrzebę polowania. Okolice obecnego, mocno zurbanizowanego sąsiedztwa, były stosunkowo gęsto zaludnione. Już wcześniej widział ruch w oddali, wystarczyło tylko przejść się główną ulicą i zobaczyć gdzie go to doprowadzi.
Mijając ciemne witryny sklepowe, idąc wzdłuż budynków mieszkalnych, minął kilkoro przechodniów. Było pośród których paru o mętnych, sennych spojrzeniach, nie rejestrujących nawet obecności wampira, a jedynie prowadzących ich najpewniej do ciepłych łóżek, momentami mocniej łapiąc za swoje płaszcze, gdy uderzenia wiatru były silniejsze. W oddali słychać było silniki pojedynczych automobili przemierzających ulice Wietrznego Miasta, jednak poza tym nie było widać na głównej ulicy żadnego niegodziwca, na którym Kainita mógłby się pożywić.
Wzrok detektywa począł badać boczne uliczki i ciemne zaułki, aż wreszcie dojrzał coś wartego jego uwagi. Dwoje średniej budowy mężczyzn o niemalże gładkich twarzach, z czego jeden zdawał się być podpity, zdawało się zaczepiać idącą z dala od nich młodą kobietę, która przyspieszała kroku celem zwiększenia dystansu. Kierowali się w kierunku Marcusa i głównej ulicy. Niecne zamiary dwójki osobników względem uciekającej damy klarownie malowały się na ich twarzach. Spokrewniony wszedł w uliczkę i szedł w stronę śmiertelników. Kobieta minęła go szerokim łukiem, znikając chwilę potem za rogiem.
ImageHej mała! Zaczekaj! — Krzyknął ten mniej podchmielony w momencie, gdy ta skręcała za rogiem budynku, podczas gdy drugi szeptał mu coś na ucho i śmiejąc się pod nosem.
W tym momencie detektyw miał sposobność połączyć przyjemnie z pożytecznym - najeść się i dać nauczkę potencjalnym zbirom zanim zrobią coś głupiego. Miał chwilową przewagę, gdyż nie spodziewali się ataku, no i oczywiście jeden z nich był w stanie upojenia alkoholowego. Poczekał na odpowiedni moment, gdy będą go mijać. Podjął strategiczną decyzję, by zacząć od trzeźwego osobnika, i gdy poczuł muśnięcie jego ramienia, na nim właśnie skupił swoje pierwsze uderzenie naładowane siłą Potencji. Zaskoczony padł jak długi na ziemię, zwracając uwagę jego kolegi, który momentalnie ruszył do ataku. Krwiopijca z łatwością sparował niechlujne ciosy podchmielonego osobnika, którego również powalił po chwili na ziemię. Obaj leżeli teraz nieprzytomni. Marcus spojrzał w głąb uliczki i w stronę wyjścia za jego plecami, by upewnić się, że nie było tam żadnych obserwatorów. Gdy upewnił się, że teren był czysty, a jego ofiary były pozbawiony przytomności, przyklęknął nad jednym z nich, chwycił z jego nadgarstek i wgryzł się w niego porządnie (+2PK). Zalizawszy ranę zabrał się za drugiego, pociągając z niego mniej więcej tyle samo krwi (+2PK) i również usuwając ślady żywienia, gdy zakończył posiłek.
W miarę najedzony, mógł się teraz ulotnić z miejsca zdarzenia, nim ktoś zobaczyłby go nad nieprzytomnymi ciałami.

Re: Martwi Głosu Nie Mają (II)

#38
Kolejne pierwiastki niepożądane. Niby władze tak krzyczą, że prohibicja, a tutaj na własne oczy można zobaczyć, gdzie ludzie mają tą ich osiemnastą poprawkę. O ile sam Marcus miał raczej ambiwalentny stosunek do prohibicji - za życia rzadko kiedy pił, najwyżej wychylił lampkę albo dwie na weselu - lecz jako policjant widział, że to zwyczajnie nie działa. Zakażesz czegoś, więc ludzie będą szukać sposobu na obejście tych zakazów, nawet jeśli złamią przy tym prawo bardziej niż by sobie tego życzyli. A potem gliny robią wielkie oczy i dziwią się, skąd tu tylu bandziorów? "Bo samiście ich stworzyli, głupcy!" - odpowiedziałby Marcus.
Cios i drugi, i dwa zbiry padły jak kłody na ziemię. Jeden śmierdział tanią gorzałą. Ohyda. Galloway zaciągnął tą dwójkę w cień i tam sam pozwolił sobie na odrobinę swojego własnego "trunku". Ten jeden smakował tak jak pachniał, ale krew to krew. A on wybredny nie był. Zresztą krew drugiego zmyła podły posmak z języka Marcusa. Niemniej teraz, już najedzony, detektyw czuł, że myśli mu się jakoś lżej. Tak, tak mu było dużo lepiej.
Teraz już mógł bez przeszkód udać się na swój następny przystanek: do domu państwa Davisów.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Martwi Głosu Nie Mają (II)

#39
Co prawda Marcusowi nie udało się trafić na najwyższej jakości przekąskę, gdyż paskudny zapach trunku z dolnej półki potrafił skutecznie odcisnąć swoje piętno na czułym nosie detektywa, ale był przynajmniej najedzony na tyle, by być przygotowanym na kolejne wyzwania. Znalazł najbliższą taksówkę i ruszył do rejonu North Side, do dzielnicy Lakeview, gdzie znajdował się dom rodziny ofiary. Jak już się wcześniej dowiedział, mieszkała tam jej matka, Laura oraz młodszy brat, Charles. Spokrewniony był w pełni świadomy tego, że będzie potrzebował pewnego dyplomatycznego podejścia i delikatnego wyczucia. Było to wymagane w rozmowie z bliskimi kobiety, którzy z resztą dopiero od kilku dni opłakują swoją stratę, dodatkowo najpewniej zastraszeni, by trzymać usta na kłódkę. W drodze na miejsce, Galloway miał czas zastanowić się jak podejść do tej sprawy. Mógł mieć jedynie nadzieję, że Charles nie stanie mu na drodze i nie pogoni go w diabły. Po tym co oboje przeszli, chłopak z pewnością troszczył się o matkę i nie miał zamiaru pozwolić, by cierpiała jeszcze bardziej, zapewne nawet jeśli oznaczało to wyniesienie na kopach ciekawskich, wypytujących o zamordowaną.

| przejście do North Side

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości

cron