Władcy Marionetek (I)

Akt I | Central | Magazyn Portowy

Władcy Marionetek (I)

#1
Arthur Rowland zniknął z życia publicznego. Joseph Mallory, zgodnie z zaleceniami swojego nieumarłego pana, przeprowadził szereg operacji medialnych, aby zakryć fałszywą tożsamość cieniem. W gazetach pojawiły się informacje o delegacji Arthura do Starego Świata, aby rozpocząć podróż po krajach potrzebujących pomocy w odbudowie po Wielkiej Wojnie. Filantropia była dobrym pretekstem, tak więc Lasombra mógł w pełni skupić się na zmiażdżeniu swych wrogów. Rozpoczęła się podwójna Maskarada, gdzie z jednej strony wampir nie mógł ujawnić swej natury ludziom, a z drugiej strony musiał unikać jakichkolwiek kontaktów z organizacjami powiązanymi z jego alter ego. Musiał także określić, jak miała działać pani Rowland na czas nieobecności męża. Drakenberg zdawał sobie sprawę, że jeżeli świat przejrzy jego kłamstwa; odkryje, że żadnej podróży Arthura nie było, reputacja fałszywej tożsamości legnie w gruzach. Czy Sabbat połknął haczyk? Czas pokaże.
Jak na ironię losu, Drakenberg poznał osobiście godność wroga dzięki niedawnym wypadom do Elizjum. Pewien Krzykacz otwarcie deklarował rozprawienie się z rasizmem na przestrzeni dekad oraz popierał postulaty Komunistycznej Partii Pracy, a także wyrażał podejrzenia o działalność Ku Klux Klanu w Chicago. Przedstawiał się on starym imieniem, wywodzącym się jeszcze z ery świetności afrykańskiego państwa Kanem-Bornu, które upadło w XIX wieku. Tak jak Niklas, Gana był Ancille posiadającym doświadczenie liczącym wiele dziesięcioleci. Niestety, pan Kure Gana zupełnie nie funkcjonował w życiu mieszkańców Wietrznego Miasta: nie pojawiał się w brukowcach, nie organizował konferencji, nie wspomagał ani gangsterów, ani polityków, ani sił policyjnych. Nie istniał. Aby go pokonać, Drakenberg musiał przede wszystkim odkryć jego Maskę, musiał odnaleźć powiązania Maski z istniejącymi w mieście organizacjami, odkryć charakter powiązań, zdemaskować śmiertelne sługi — potrzebował dowodów i haków. Zapowiadał się długi konflikt. Tylko raz Niklas przyłapał Kurę Ganę na rozmowie z podopiecznym neonatą, czarnoskórym chłopakiem, który nosił się po wojskowemu. Młody Brujah nie przychodził do Elizjum, po prostu pewnej nocy odebrał mentora z parkingu. Po zasięgnięciu języka, Lasombra poznał imię młodego: Bastien, prawdopodobnie pochodził za Haiti.
Pierwotnym planem Drakenberga było zorganizowanie tajnego spotkania z trzodą, w której skład wchodzili przywódcy Ku Klux Klanu w Illinois. Tak się stało. Po nocach obfitujących w wysyłanie korespondencji po wytypowanych adresach członków klanu, po zorganizowaniu bezpiecznej kryjówki na czas spotkania i upewnieniu się, że nikt nie przeszkodzi w rozmowach, padło na portowy magazyn w Central. Była pełnia księżyca. Przez ogromne, zakratowane okna hali przedzierało się jasne światło, a wraz z iluminacją, rodziły się długie cienie. Rzucały je oświetlone kolumny stalowe, utrzymujące obszerną antresolę mieszczącą biura. Za dnia w magazynie rotował towar, który trafiał na statki kursujące po kanale Erie, łączącym Wielkie Jeziora Ameryki. Teraz, kiedy nie było żadnego pracownika, budynek żył własnym życiem. Upiorne dźwięki rozchodziły się po obszernej przestrzeni.
Niklas Drakenberg, wraz z ghulem Tristanem Callaghanem, czekali na przybycie gości w biurze. Lasombra siedział wygodnie na fotelu kierowniczym, gangster palił papierosy oraz spoglądał na halę przez oszklone ściany. Widać było, że Irlandczykowi nie podobała się lokalizacja, bowiem marudził pod nosem, że nie przepadał za portem. Panowie mieli około dziesięć, może piętnaście minut przed właściwym spotkaniem, więc jeśli Niklas chciałby ustalić jakiś plan albo po prostu pogadać z bandziorem, była to najlepsza chwila.

Re: Władcy Marionetek (I)

#2
Spokrewniony włożył wiele trudu, aby jego śmiertelna przykrywka była bezpieczna i wydajna. Dla śmiertelników był niemalże cieniem, o którym jawiło się więcej mętnych plotek niż rzetelnych faktów, dzięki czemu, gdyby coś zaczęło się pieprzyć - usunięcie śladów istnienia byłoby stosunkowo proste i wygodne. Mankamentem posunięć Lasombra były problemy z wiarygodnością fałszywej tożsamości. Z powodów wyżej wymienionych, wampir nie zadbał o posiadanie szerokiej dokumentacji potwierdzającej egzystencję Arthura Rowland w rejestrze ewidencji ludności. Siła Dominacji, pieniądza i mrocznej prezencji kupiła mu spokój na długie lata, ale dziś, kiedy jego biznesowa i polityczna infrastruktura rozbierana była cegiełka po cegiełce, wzrok skierowany na jego osobę mógłby mieć nieprzewidywalne konsekwencje. Nawet zakulisowy ślub ze znaną artystką, Anastasiyą Romanovą, choć formalnie zalegalizowany, mógłby budzić wiele wątpliwości, gdyby małżeństwo znalazło się pod lupą służb i urzędników niezaangażowanych w przedsięwzięcie. Było kwestią czasu, aż wrogowie świadomi jej fałszu podważą autentyzm polityka, a media zgniotą go jak muchę i doprowadzą do rychłego końca. Mallory nagłośnił w Chicago genialny pretekst jego wyjazdu z miasta i być może odwrócił w ten sposób uwagę Sabbatu, co tymczasowo mogło nieco poluzować ucisk wrogiej Sekty i śmiertelnych. Drakenberg był jednak świadom, że zanim wrogowie wykonają swój ruch, musi zdecydować między rezygnacją z ludzkiej tożsamości, a przyszłościową inwestycją w utrwalenie jej istnienia, co jednocześnie wiązałoby się z zapuszczeniem korzeni i większymi problemami, gdyby nie udało mu się stawić czoła Brujah - ale czyż nie byłoby warto zawalczyć o swoje?
Jeśli coś Ci się nie podoba, w każdej chwili możesz opuścić ten przybytek. — rzekł głosem surowym, stanowczym i zniechęcającym do podważania jego autorytetu. — Wyobrażam sobie, jak przykrą perspektywą na życie było dorabianie centów przy rozładunku statków handlowych i przemycaniu lewego towaru między portami, ale nie zapominaj, dzięki komu nie wiążesz dłużej przyszłości z takimi miejscami, Tristanie. Czegoś Ci u mnie brakuje, by służba w mym imieniu i okazjonalne wizyty w bezpiecznych kryjówkach przyćmiewały Twoją dotychczas niezachwianą zadaniowość? Również nie posiadam się z zadowolenia, że musimy sprowadzać działalność w głębiny chicagowskiego podziemia, ale liczę, że jesteś w tym ze mną. Cierpliwość wynagrodzi Ci wszelkie trudy, więc prostuj się i skończ te smęty, oni za chwilę tu przyjdą. — nakazał i począł układać w głowie plan nadchodzącego spotkania w rytm wskazówek zegara odliczających minuty do przybycia zaproszonych.

Re: Władcy Marionetek (I)

#3
Problemem wielu długowiecznych było zakulisowe działanie w świecie żywych w taki sposób, aby nikt nie odkrył tego, że za fałszywym nazwiskiem stała pustka, a w jej nicości - potwór. Ci, którzy zdecydowali się egzystować wedle reguł cywilizacji i Maskarady, zakuli się w kajdany fundamentalnych ograniczeń: biurokracji. Jeżeli kilkusetny Spokrewniony nie chciał żyć jak menel, potrzebował przypływu gotówki z legalnego źródła. Niektórzy nie potrafili prowadzić skromnego żywota, potrzebowali wpływów, a dolar połączony z odpowiednimi środkami perswazji stanowił idealny wytrych. Niestety, wpływy i pieniądze zostawiały po sobie ślad, jeżeli ktoś był na tyle zdeterminowany, aby podążyć sznurkiem do kłębka, mógłby odkryć przerażającą prawdę za kurtyną. Niklas doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jego funkcjonowanie niczym szara eminencja działało do momentu posiadania użytecznych marionetek, bydła zdolnego zapewniać o istnieniu Artura Rowlanda oraz jego pozytywnego wkładu w społeczeństwo. To w nich leżała jego największa słabość, bez nich byłby po prostu nikim w świecie ukrytym Maskaradą. Praca nad wzmocnieniem wiarygodności Maski, odpowiednie sformułowane dokumenty, zafałszowana historia, być może biografia i wszystko to, co mogłoby zainfekować umysły ludzi fałszywym poglądem kierowało do ryzykownego zysku. Cena była oczywista: więcej ludzi, więcej kłamstw, więcej szarad.. I śladów.
Callaghan spojrzał na przełożonego, kiedy ten wyraził swoją reprymendę. Człowiek nie odwrócił wzroku, na pierwszy rzut oka twardo przyjął słowa bezlitosnej uwagi, jednak Lasombra zbyt dobrze znał swego sługę i wiedział, że zasiał w nim strach. Nie okazywał go, gdyż to oznaka słabości, więc musiał ją ukrywać. Perspektywa wrócenia do niewdzięcznej pracy wywołała dreszcz w Irlandczyku.
— Po prostu strasznie tutaj ciągnie, szefie. Dawno temu pewien cwaniak zranił mi nogę, a czym bardziej ciągnie wilgocią, tym mnie mocniej noga doskwiera. — Kiedy skończył, rozłożył ręce niczym niewiniątko, a potem uśmiechnął się łobuzersko. Szybko mu ten uśmieszek zszedł, kiedy dłużej spoglądał na Niklasa. Z całą pewnością Niklas stwierdził, że jego sługa nie mógł odczuwać takich dolegliwości z powodu krwi, jaka go związała z wampirem. Chociaż z drugiej strony Callaghan od dłuższego czasu nie czuł niczego, poza głodem posoki. Czy był w stanie zrozumieć błahostki dokuczające ludziom, które często nie wynikały z głębszych powodów, a po prostu z złego humoru? Niklas nie potrafił wczuć się w perspektywę kogoś, komu coś doskwierało. Nie odczuwał bólu wynikającego z przypadłości ciała, nie przeziębiał się od deszczu, nie odczuwał rozkoszy wynikającej z seksu, nie rozpoznawał smaku cygar, więc nie wiedział, jakie przypadłoby mu do gustu, a jakie uważałby za chłam. Wszystko wynikało z kalkulacji, wyjątkowo nieludzkiej i odległej od prostoty, jaka była życiem. Czy za sto, dwieście lat Niklas byłby w stanie rozmawiać z człowiekiem, kiedy w jego oczach byłby to wyłącznie ochłap pełen juchy? Zew Bestii wydawał się kuszący. Wystarczy po prostu puścić stery.
Przybyło czterech dżentelmenów na umówione miejsce w umówionym czasie. Mieli ponure miny, z całą pewnością zaznali dzisiaj trudnego dnia, wyglądali także na zmęczonych, coś się musiało stać. Niemniej byli świadomi obowiązku, jaki na nich ciążył, dlatego też pomimo przeciwności losu stawili się. Po chwili przygotowań Lasombra wyszedł im na spotkanie. Po godnym przywitaniu, jeden z panów od razu przeszedł do rzeczy.
— Niestety, spotkała nas dzisiaj tragedia. Brat mojego zięcia, młody chłopak, został dzisiaj rano zarżnięty jak prosiak w dzielnicy robotników przy Union Stock Yards. Skurwiele poderżnęli mu gardło, powiesili miedzianym drutem i... — Śmiertelnik nie dokończył, gniew uniemożliwiał mu dalszą mowę. Zaczerwienił się, zaczął chodzić w tę i z powrotem, aby się uspokoić. Tristan poczęstował go papierosem.
— I napisali: rasista. Sęk w tym, że Jack nie był powiązany z naszym bractwem, miał miękkie serce, nie chcieliśmy kogoś takiego wśród nas. Nie wiemy także, po jaką cholerę wybierał się do osiedli roboli. Wniosek wydaje się oczywisty, coś musiałeś mu nagadać, Henry. — Przedstawił sprawę blondyn po czterdzieste, nienagannie ubrany, prezentujący opanowanie w tej wyjątkowej sytacji.
— NIC, KURWA, NIE WIEDZIAŁ — ryknął Henry, który rzucił papierosem o podłogę. — Raz jeszcze powtórzę, bo widzę, że nie dociera. Jack żył swoim studenckim życiem, chodził na uniwersytet, a potem, jak każdy chłopak w jego wieku, zaznawał uroków Wietrznego Miasta. Przesiąknął tym lewicowym pierdoleniem, więc nie było sensu go wtajemniczać. Znam swoją rodzinę i wiem, że nic się z niej nie wydostaje. Wbij to sobie w końcu do tego pustego łba, Bernard.
— Mamy także inny problem. Od tygodnia dochodzi tam do protestów związków zawodowych pracowników rzeźni. Narzekają na zbyt długi czas pracy oraz niezwykle kiepskie warunki, które często doprowadzają do chorób. Nic dziwnego, przez szesnaście godzin ćwiartują tam świniaki, odpadki są często wyrzucane w stosy, a ktoś to potem musi palić. Teraz te morderstwo. Policja właściwie ma związane ręce, gdyż mieszkańcy Back of the Yards uważają ich za psy tamtejszych przedsiębiorców. Do tego dochodzą gangi i ci pieprzeni Masarze. To oni rozdają karty. Cholera wie czy sami nie maczali palców w tych protestach. Jeżeli, nie daj panie boże, dziennikarze dorwą się do tego tematu i zaczną szperać, mogą trafić na nas. — Poruszył nowy wątek Matthew, ciemnowłosy dżentelmen bliski pięćdziesiątki. Wydawał się również zdystansowany do sprawy, chociaż wspominanie o związkach zawodowych zmieniało ton jego wypowiedzi na pogardliwy.
Po chwili zgromadzenie spojrzało na Niklasa, potrzebowali głosu lidera w tych okolicznościach.

Re: Władcy Marionetek (I)

#4
Dobra passa czuwała nad władcą mroku przeszło kilkadziesiąt lat. Zdawało mu się, że panuje nad sytuacją, ale brak niebezpieczeństw wreszcie przyćmił jego czujność i pozwolił bytować w niewiedzy o spisku przez długie miesiące, a może i lata. W efekcie teraz wróg rozdawał karty i nie dało się ukryć jego znaczącej przewagi. Talia, którą dysponował Niklas, w obecnym położeniu nie dawała szerokiego pola manewru i prowadziła do desperackich ruchów, ale tylko głupiec zlekceważyłby jego intelekt i wiekową egzystencję. Być może teraz błądził na oślep i podejmował zbędne ryzyko, wychylając się z bezpiecznej strefy komfortu, jednakże obie strony miały swoje asy w rękawie, które odpowiednio zagrane mogłyby przechylić szalę zwycięstwa. Gdyby pożar wzniecony przez spiskowców przybrał rozmiary piekielnej pożogi, Drakenberg wciąż dysponowałby środkami do bezpiecznej ewakuacji i nowego startu - musiałby jednak wcześniej poczynić niezbędne przygotowania. Odpowiednia alokacja zasobów, tych materialnych jak i ludzkich, mogła jednocześnie wzmocnić jego pozycję w Chicago, stworzyć bezpieczne furtki jej kosztem lub poprowadzić do zguby, wysoce prawdopodobnie zwieńczonej Ostateczną Śmiercią. Przed Lasombra stał więc szereg ryzykownych decyzji, ale odpowiednie szacunki mogły pozwolić mu wygrać tę partię, albo przynajmniej przetrwać wrogie rozdanie.
Spokrewniony w istocie zatracał się w naturze krwiopijcy i bynajmniej nie był to argument przemawiający na jego korzyść w tej batalii. Pochodzenie Niklasa nie budziło wątpliwości, w odróżnieniu od sabbatnickich renegatów cieszył się względną reputacją potomka Montano, ale nie było mowy o wielkim zaufaniu. Już sam jego klan budził wiele uprzedzeń, niemożliwych do wyperswadowania nawet mimo teoretycznej tolerancji, którą kupił sobie licznymi zasługami i rodowodem. Nie dziwiło więc, że jawna znieczulica mogłaby obrócić się przeciwko niemu, gdyby wyżej postawieni Spokrewnieni zaczęli głowić się nad jego losem. Jakie bowiem emocje mógł wzbudzać, jeśli nie powszechną obawę? Karcony spojrzeniem za paskudne kłamstwo Callaghan był jej najlepszym przykładem.
Dopiero zacznie doskwierać, kiedy pozbawię Cię kolejnej dawki vitae. Zamilcz i wywiązuj się ze swoich obowiązków, a być może daruję Ci tę karę. — w oczach ghula być może cudowny akt łaski, której trudno zaznać u Drakenberga, jednak prawdą było, że wątpliwe, by na życzenie Niklasa spadł mu włos z głowy i bynajmniej nie byłoby to okazaniem miłosierdzia. Ten wysłużony mięśniak towarzyszył mu od dziesięcioleci i choć nie był najlepiej traktowany, stanowił inwestycję w jego bezpieczeństwo. Obok pieniędzy i krwi strach bywał nader skuteczną zachętą do posłuchu.
Punktualność spotkania zadowoliła przywódcę organizacji, choć jego uwadze nie uszła wyjątkowo brudna atmosfera, jaką wnieśli ze sobą uczestnicy. Wyglądało na to, że nie przynoszą dobrych wieści, choć wysłuchanie ich treści rozwiało zbędne obawy, ot ludzkie błahostki, które z pozoru najmniej go interesowały. Waga problemu z zamordowanym dla Spokrewnionego była niewielka, co by dużo nie mówić wręcz działała na jego korzyść - podsycał on emocje, które można było ukierunkować na prowodyrów prawdziwych kłopotów, tak Drakenberga, jak i jego sług.
Niezmiernie przykro mi z powodu Twojej straty, Henry. — skłamał Lasombra, kiedy nadeszła chwila, aby zabrać głos. — To niepodważalny dowód, że wróg nie waha się przed podniesieniem ręki na nasze rodziny i bliskich, a śmierć Jacka to dopiero początek większej rewolty przeciwko naszym ideom. Rewolty, w której zginą niewinni, praworządni obywatele, w której poniesiemy wielkie, nieodwracalne straty. Dziś ich bezprawie obejmuje tereny robotniczego pospólstwa, jutro na strajkach zginą obrońcy porządku i tradycyjnych wartości, a pojutrze nie będziemy mogli czuć się bezpiecznie we własnych domach, bo i do nich w końcu zawitają. — podsycenie tlącej się iskierki nienawiści było jego pierwotną intencją. Najłatwiej zapewne było mu sobie zjednać Henrego, w którym gniew niemalże się kotłował (choć i nad tym musiał prędko zapanować), ale nie dało się ukryć, że poruszone przezeń kwestie tyczyły się każdego z osobna i winny rozpalić w sprzymierzeńcach idei ogień, który niósł za sobą zew walki.
Szanowni Panowie, burzliwe emocje są zaiste uzasadnione, aczkolwiek musimy pamiętać, że rozsądek to atut, jaki definiuje nas, a którego brakuje naszym wrogom, dlatego też będziemy działać sprytnie i z rozwagą. — nawiązał kontakt wzrokowy z najbardziej rozchwianym uczestnikiem spotkania, wymownie sugerując, że jeśli podejmie działania bez konsultacji - Arthur Rowland się o tym dowie.
Poskładajmy informacje w logiczną całość. Jakie tropy do nas prowadzą? — spojrzał na Matthew, który zdawał się wiedzieć więcej na ten temat. Dotychczas grupa pozostawała anonimowa, a jej system działania utrudniał rozpracowanie ich struktur. Dziennikarze mogli co najwyżej zdyskredytować poszczególnych jej członków, którzy nierozważnie pozostawiali za sobą ślady - ale i to niosło za soba konsekwencje, którym należało zapobiec. — Tristanie, opowiedz nam o stosunkach swoich irlandzkich kompanów ze związkowcami. Możemy ich jakoś wykorzystać do załagodzenia nastrojów w tamtejszych rejonach? — wydawało się wysoce prawdopodobne, że gang, do którego przynależał Callaghan posiada wpływy w tej sferze.
Działamy w zgodzie z dyskrecją i nie chcę kurwa słyszeć, że jakiekolwiek pismaki dobiorą nam się do tyłków przez takie błahostki. Złożę wizytę redaktorowi naczelnemu Chicago Daily Tribune - oczywiście nie jako Arthur Rowland, który jest przecież na misji filantropijnej - i zablokuję przepływ informacji na temat naszej działalności. Mniejsze dzienniki nie będą stanowić wielkiego zagrożenia, zdementujemy wszelkie plotki. — kulturalny ton uległ pewnej konkretyzacji, padło też pytanie i deklaracja, którą zamierzał rychło zrealizować.
Masarze, gangi, robotnicy czy lewaccy studenci to najmniejszy problem. Na arenie politycznej działa przynajmniej dwóch spiskowców przeciwdziałających inicjatywie Ku Klux Klanu, ale muszę z przykrością stwierdzić - również świadomych naszego istnienia. Udało mi się ustalić, że to wpływowi reprezentanci brudnej rasy, którym jakimś cudem udało się zgromadzić środki, by kierować tym bajzlem. Nieznane są mi konkretne nazwiska, ale wiem, że zagrażają nam wszystkim i nie spoczną, póki nasze dotychczasowe dokonania nie zostaną rozebrane cegiełka po cegiełce. Tak się jednak składa, że wypowiedzieli wojnę niewłaściwym ludziom. Ludziom o niebagatelnych wpływach, którzy wreszcie odkryją prawdę, a wtedy zemsta będzie miała kurewsko słodki smak. — przedstawił sytuację jasno i klarownie, wstając z fotela, na którym siedział i opierając zaciśnięte pięści o stół.
Przeciwnicy "rasizmu", poplecznicy Komunistycznej Partii Pracy, nasi najwięksi wrogowie. Odkrycie, kto stoi za źródłem naszych problemów, staje się naszym priorytetem. Osmoleńcy posiadają siatkę kontaktów i podległych im ludzi zdolnych zaszkodzić naszej inicjatywie. Niewykluczone, że cios wymierzony w Twoją rodzinę, Henry, to w istocie ich odpowiedź na naszą działalność - domniemam, że mogliby chcieć w ten sposób zademonstrować nam swoją przewagę. — w ten czas dyskretnie skierował spojrzenie na Callaghana, który jeszcze kilka Nocy temu informował go o człowieku dlań szpiegującym osobę, która mogła mieć z Brujah kontakt i skończyła w podobny do opisanego przez Henrego sposób. Wypatrywał skinięcia głowy, które w jakiś sposób dałoby mu sygnał, czy może być mowa o tej samej osobie.
Jest jedno imię: Bastien, mężczyzna pochodzenia haitańskiego. Nie wiadomo o nim nic, ale gdyby w toku sprawy takowe się pojawiło, chcę o tym wiedzieć natychmiast. — to żądanie nie znosiło sprzeciwu i było zbyt istotne, by ktokolwiek mógł zatajać przed nim takie informacje.
Oczekuję, że zaczniecie grzebać i pomożecie mi odkryć tożsamość tych skurwieli. To nasz wspólny problem i wspólnie sobie z nim poradzimy. — rzekł, rzucając przenikliwe spojrzenia na każdego z osobna, doszukując się deklaracji.
Sugeruję, aby klan zagościł na ulicach Chicago w odwecie za Jacka i oczyścił Union Stock Yards pod osłoną nocy, zostawiając wyraźny symbol, że śmierć jednego białego amerykanina będzie równoznaczna tragedii wielu czarnych. — wpierw podzielił się tą sugestią, chcąc wybadać panujące nastroje i opinie, na bazie których oceni słuszność podjęcia tej decyzji.
Lasombra zasiadł ponownie na kierowniczym fotelu, zachęcając zebranych do burzy mózgów. Nie wykazywał wielu ludzkich odruchów, ni zbędnych gestów, po prostu uważnie słuchał i dzielił się przemyśleniami, które na bieżąco kreował w głowie.

Re: Władcy Marionetek (I)

#5
— Chcę głów sukinsynów, którzy zamordowali Jacka. Poruszę niebo i ziemię, żeby ich odnaleźć! — podsumował gniewnie Henry, który nie potrafił się uspokoić. Śmierć członka rodziny dotknęła go i wyglądało na to, że zachowanie zimnej krwi w takiej sytuacji było dla niego zbyt trudne.
— Henry, ledwo się trzymasz. Jeżeli nie dasz rady obecnie funkcjonować, to zrób sobie przerwę na ochłonięcie. Prześpij się, przemyśl sytuację, bo twoje wkurwienie w niczym nie pomaga, a irytuje. Weź się w garść albo wyjdź —podsumował chłodnym tonem Matthew.
Bernard w milczeniu przyswajał wygłoszoną przez Niklasa sugestię. Istotnie, jeżeli wrogowie bractwa znali jego członków to następne ataki były wyłącznie kwestią czasu. Ludzie, którzy osiągnęli wysoki status społeczeństwie, bardzo szybko przyjmowali mentalność oblężonej twierdzy w momencie wyczucia zagrożenia, z którym nie potrafiliby sobie poradzić. Wygoda, bogactwo, pozycja były zbyt cenne, żeby je utracić, więc mowa Niklasa o eskalacji zagrożenia rozłożonego w czasie trafiła do serc jego trzody.
— Na razie trop jest jeden, ale bez grzebania w sprawach rodziny o niczym się nie dowiedzą. Opowiesz, Henry? — zapytał Matthew, testując jednocześnie opanowanie towarzysza.
— Dupa, a nie trop! Mój dziadek też był członkiem Ku Klux Klan, przekazał wartości mojemu ojcu i mnie. Ojciec nie poszedł tą drogą, bo za bardzo się obawiał tego, co powiedziałaby opinia publiczna. Dziadek nie krył się z tym, zostawił wiele pamiątek po działalności w klanie. Ale dziennikarze i tak nic nie wyciągną, bo, kurwa, Jack nie jest w żaden sposób powiązany z nami! Będą się zastanawiać, co za zwierzę go tak urządziło, a nie czy chował w torbie biały kaptur. Panowie, o czym my tutaj dyskutujemy?! — dokończył z irytacją.
— No właśnie łączy. Krew. Skoro twój dziadek był rozpoznawalny i otwarcie pokazywał swoje wartości, to z całą pewnością ktoś potrafiłby to powiązać. Jeżeli morderstwo jest odwetem, a nie oszukujmy się — wycięty napis na ciele to sugeruje — to gazeciarze w pierwszej kolejności to zbadają. Rozumiem, że od myślenia boli cię głowa, Henry, ale kiedy w końcu rozruszasz swoje tryby umysłowe, co? — Bernard przedstawił swój punkt widzenia, a jednocześnie dopiekł swemu bratu w klanie, najwidoczniej nie tolerował jego zachowania i nie obchodziła go strata członka rodziny. Z kolei Henry zareagował na to długim, niezwykle agresywnym spojrzeniem na Bernarda. Nie ulegało wątpliwości, że kolejna obelga wywoła kłótnie albo rękoczyny.
— Wiemy także, że ciało chłopaka nie zostało jeszcze usunięcie z ulic. Przez protesty, służby nie mogą go zabrać, gdyż rozwścieczony tłum natychmiast odpowiada agresją na widok mundurowych. Zapewne za dobę albo dwie dojdzie do pacyfikacji, a potem wezmą Jacka do prosektorium. Wypadałoby szybciej się tym zająć. Nie obawiaj się, Henry, wyciągnę Jacka i zapewnimy mu godny pochówek... O ile, Arturze, chcesz, żebym to uczynił — powiedział neutralnym tonem Matthew, który na początku próbował uspokoić przyjaciela, przy okazji sprytnie przedstawiając kolejne informacje.
— Najpierw musiałbym się dowiedzieć czy któryś z moich znajomków siedzi w radzie związkowców i czy są odpowiedzialni za to, co się dzieje na Back of the Yards. Część bydła wraz z garmażerką są dalej transportowane, a ja czuję tutaj dobrą okazję na przemyt wódy. Nos mi podpowiada, że mogą maczać w tym palce. Nawet jeżeli nie, to znam Masarzy. To najsilniejszy gang z Zagród, głównie imigrantów z Europy. Polacy, Niemcy, moi, ale i paru skośnych, meksykańce i paru czarnuchów. Głównie przesiadują w Brodle, to knajpa robotnicza i to tam robią interesy z zaufanymi. — Przedstawił sprawę Callaghan, w skrócie także opowiedział o gangu Masarzy. Kiedy mówił, wypuszczał obłoki dymu tytoniowego. Lubił palić, kiedy myślał. Kiedy zauważył pytające spojrzenie szefa, wzruszył ramionami w odzewie. Za mało posiadał faktów, żeby stwierdzić powiązanie z wcześniejszym zabójstwem.
Kiedy Drakenberg powstał z fotela, nastało poruszenie wśród śmiertelników. Nie mogli zareagować na ten gest obojętnością, spięli się w momencie oparcia pięści wampira o blat biurka. To był dowód na to, że go szanowali. Czy to przez strach, urok osobisty, a może kombinacja wszystkich cech Lasombry spowodowała to, że podporządkował sobie tych ludzi. Był ich przywódcą, nosił koronę na głowie, a chociaż niewidoczna, to istniała w sercach sług — strach.
— Jeżeli to oni, odnajdę ich — wycedził przez zęby Henry.
— Cóż, nie wiem czy to oni, bo jeżeli to ich robota, to strasznie spieprzyli sprawę. Jeżeli odpowiednio zagramy mediami, uczynimy z Jacka ofiarę, której nie zaakceptuje opinia publiczna. Podkreślimy to, że brudasy dalej są bydłem, dzięki gazetom, radiu i wystąpieniom publicznym — zasugerował Bernard, który posiadał pewne wpływy w owych mediach.
— Jeśli cały ten Bastien zagościł w Zagrodach, to na pewno ktoś o nim słyszał. Potrzebuję doby na rozejrzenie się, szefie. Sam się tym zajmę — zasugerował cwaniackim tonem Callaghan.
Sugestia wyjścia na ulice i dokonania zemsty za śmierć Jacka obudziła czwartego pana, który siedział cicho i przesłuchiwał się rozmowie. Błękitnooki, łysy, dobrze zbudowany mężczyzna po dwudziestce skoncentrował swoje lodowate oczy na sylwetce lidera. Wilhelm był zabójcą i sadystą, który wykorzystał klan w celu oddania się swoim krwawym pasjom. Wzorowo, wręcz pedantycznie ubrany, wystąpił naprzód. On jako jedyny nie bał się wzroku Lasombry albo świetnie to ukrywał. Zdecydowanie był psychopatą.
— Powiedz tylko słowo, a wybiję to ścierwo. Ich krew popłynie ulicami. Jedynie, o co proszę, to o twoją obecność, Arturze. Razem zarżniemy tych podludzi, bowiem są gorsi od świń zamkniętych w zagrodach. — Wierzył w każde słowo, które wypowiedział. Prawdziwa, ślepa, ukierunkowana nienawiść w konkretny cel, w konkretną rasę.

Re: Władcy Marionetek (I)

#6
Nienawiść; w braku kontroli bywa bronią obosieczną, którą zaiste łatwo się pokaleczyć. Pod odpowiednim przywództwem staje się jednak źródłem inspiracji, a gorliwa żądza zemsty przybiera kształt rozsądnego planu, ułożonego wedle hierarchii wartości, na której czele stoi sukces całej operacji. Lasombra z niesmakiem obserwował wybuchy Henrego, jednak wiedział, że ukierunkowanie jego gniewu na właściwe tory zapewni mu absolutnie lojalnego sługusa, gotowego rzucić się w ogień dla zemsty i reprezentowanej idei.
Z kolei Wilhelm był zdecydowanie jego ulubieńcem z całej bandy. Zimnokrwisty, apatyczny, głodny krwi... szalony. Był psem na jego smyczy i zdawałoby się, że zapewnianie mu odpowiedniej dawki psychopatycznych doznań to wystarczające narzędzie, by utrzymać go w kontroli. Jednakże Drakenberg dostrzegł właśnie, że być może mylił się co do jego bezwiednego posłuszeństwa. Dostrzegł błysk ambicji w jego oku, a prośba wybrzmiała niczym wyzwanie... rękawica, którą Arthur Rowland musiał podjąć, by zaznaczyć niekwestionowane przywództwo. Wilhelm domagał się jego obecności i choć dla Spokrewnionego dotychczas był zwykłą marionetką, w pewnym sensie właśnie zyskał w jego oczach. Wyróżniał się wśród pozostałych: emocje nie zaburzały jego osądu, psychopatyczna osobowość premiowała skrupulatność w planowaniu przedsięwzięć, a nienaganny wachlarz talentów czynił go przydatnym zasobem w kontrataku na wroga.
Niechaj przyszła Noc będzie jego próbą.
Obserwując zachowania pozostałej dwójki, nie było trudno dostrzec ich użyteczności i logiki. Czyniło ich to jednocześnie potrzebnym zasobem i potencjalnie uciążliwym problemem, gdyby sprawy się spieprzyły. Niklas musiał mieć na uwadze, że idea była w zasadzie jedynym spoiwem tych gentlemanów z jego sprawą, dlatego na dalszy plan odłożył opracowanie planu ich całkowitego podporządkowania.
Trzymaj emocje na wodzy. Twój człowiek jest namacalnym dowodem, jakoby wypadki chodzą po ludziach, a żadne z nas nie chce, by nasze skromne grono uszczupliło się o kolejnego towarzysza. — można było potraktować to dwuznacznie. Nasączone mrokiem, świdrujące spojrzenie Drakenberga przeszywało teraz oczy Henrego, wybrzmiewając jednocześnie groźbą i ostrzeżeniem. Trudno powiedzieć, czy Lasombra miał w intencji zasiać w nim strach przed wrogiem, samym sobą - czy może jedno i drugie. — Każdemu z nas zależy, żeby znaleźć sprawców, dlatego będziemy działać metodycznie, proceduralnie. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek z naszego stowarzyszenia upodabniał się do tych dzikusów i postępował pod wpływem impulsu. To może narazić CAŁĄ NASZĄ SPRAWĘ. Dlatego... — pobudził moc krwi, by wystosować hipnotyczną sugestię wprost do jego świadomości przez kontakt wzrokowy. — Kiedy natrafisz na trop sprawców tego zabójstwa, najpierw zwrócisz się z tym do mnie. (Dominacja - Hipnoza) — grunt to utrzymać go w ryzach. Skoro jest tak zmotywowany, niech działa - ale z rozwagą. — Podejmiesz to śledztwo, ale pierwej uporządkujemy zestaw informacji z pozostałych źródeł. Jeśli chcesz wyrazić swój gniew i ukarać odpowiedzialnych za tę tragedie, dołączysz do nas podczas przemarszu Ku Klux Klanu i wypełnisz zemstę pod moim dowództwem. — powinno wystarczyć, by doraźnie utrzymać jego gniew w kontroli.
Jutrzejszej Nocy. — te słowa wypowiedział już w stronę Wilhelma na potwierdzenie swojej obecności, wespół ze skinieniem głową. A więc padła deklaracja. — Przygotuj sprzęt i swoich ludzi. Nie wyruszymy na ulice w trójkę. To ma być prawdziwy pokaz siły - aczkolwiek nie chcemy tam chaosu. Weź tych, których bezapelacyjnie utrzymamy w ryzach. — spojrzał jeszcze na Henrego. Dostąpi zaszczytu udziału w tej operacji, ale niewypowiedziany warunek jest oczywisty.
Bernardzie. Masz swoje udziały w chicagowskich mediach, toteż domniemam, że wiesz, gdzie znajdę redaktora Chicago Daily Tribune? Jak było powiedziane, muszę się z nim rozmówić. Jeszcze tej nocy. — może da mu wskazówkę, gdzie powinien szukać tego faceta. Zablokowanie przepływu informacji i wyreżyserowanie ich wedle własnych potrzeb było istotne. — Kiedy upewnię się, że stoi po naszej stronie, przypadnie Ci rola kontaktu z mediami. Zgadzam się z pomysłem ukazania światu, że poległy z rąk brudasów białoskóry mężczyzna to jednocześnie tragiczna ofiara i przestroga przed kolejnymi wybrykami czarnych. Z kolei jutrzejszy odwet Ku Klux Klanu ma być dowodem na to, że istnieją ludzie, którzy troszczą się o bezpieczeństwo naszych rodzin i bliskich, dając wyraźne przesłanie obu grupom - mediom i osmoleńcom - że ich działania nie ujdą płazem. — a to z kolei będzie pierwszym z kroków do wytrącenia z równowagi Haitańczyka i jego Sire. — Do tego czasu uruchom swoje kontakty i postaraj się trzymać media z dala od tej sprawy, póki Klan nie wystąpi na ulicę, a główny dziennik nie ukaże naszej wersji wydarzeń. — wybrzmiało polecenie.
Tristanie, niezwłocznie zajmij się sprawą Bastiena - jednak bądź kurewsko dyskretny. — w przeciwieństwie do Callaghana, ten facet był Spokrewnionym i obaj zdawali sobie sprawę, że mógł go z lekkością unicestwić.
Jack zasługuje na godny pochówek. — przytaknął w odzewie do Matthew, który wcześniej zasugerował, że może się tym zająć. Raport z prosektorium nie powie im niczego nowego. Jeśli zaś Spokrewnieni maczali w tym palce, lepiej było, by śmiertelni nie mieli o tym pojęcia. — Zabierz się za to rychło. Wraz z Henrym. — temu drugiemu musiało zależeć na wyciągnięciu ciała chłopaka. Niklasowi z kolei na tym, by ktoś trzymał nad nim pieczę, co sprytnie przekazał przez porozumiewawcze spojrzenie z przyjacielem narwańca.
Każdy ma swoje zadania. Pamiętajcie o tym, że musimy działać z rozwagą i należytą ostrożnością. Wszyscy mamy wspólne dążenia i osiągniemy je tylko wtedy, gdy będziemy trzymać się planu. — zakończył, jednocześnie podnosząc się z krzesła na krańcu stołu, by dać sygnał pozostałym, że to czas, by skończyć pieprzenie i zabrać się do roboty.
W tak zwanym międzyczasie zastanowił się nad tym, jak dotrzeć do redaktora rzeczonej wcześniej gazety o tej godzinie.

Re: Władcy Marionetek (I)

#7
Mroczne spojrzenie Niklasa przeszyło Henrego na wskroś, śmiertelnik pomimo obecności kompanów zdawał się zapadać pod sobą, jego gniew zanikł i ustąpił miejsca emocji, którą Lasombra często siał w sercach ludzi: strach. Strach ogarnął dżentelmena niczym ciernie, zatopiły swe kolce w duszy. A potem pojawiły się słowa nasączone mocą autorytetu i nadprzyrodzonej sugestii, które przełamały ostatnią linię obrony człowieka.
Zanim odpowiedział to minęła chwila trwająca kilka uderzeń serc, a jedno z nich wybijało przyśpieszony rytm. Henry odczuwał ową chwilą inaczej, linia czasu się dla niego wydłużyła, jakoby został skazany na wieczną torturę. Wszyscy zebrani zauważyli pot spływający po jego czole, spłycony oddech i przerażone oczy.
— Oczywiście, Arturze. — Gdy mówił, rozluźniał krawat ściskający jego szyję niczym pętla wisielcza. — Kiedy zdobędziemy informacje, podejmę się śledztwa i będę na bieżąco informował — dokończył, właściwie powtarzając słowa wampira.
Pozostali ludzie odebrali zachowanie Henrego w sposób naturalny, to znaczy wychwycili dwuznaczną groźbę przywódcy i uznali, iż w końcu do Henrego dotarło, co powinien czynić i gdzie było jego miejsce. Matthew i Bernard także porozumiewawczo spojrzeli po sobie, jakoby ta sama myśl przeszyła ich umysły jednocześnie. Gdyby Niklas miał rozwiniętą empatię, zapewne mógłby rozszyfrować, jakie nastroje pobudził u tych ludzi, a tak pozostało mu zgadywać. Wilhelm zmrużył wyłącznie oczy, jego lodowate wejrzenie skupiło się na Henrym, jakoby widział go w postaci muchy złapanej w sieci pająka, zupełnie zdanej na łaskę drapieżnika. Spodobało mu się. Tristian natomiast zachował neutralną pozę, ponieważ znał już swego mistrza i wiedział, w jaki sposób manipulował ludźmi, dlatego też jedynie zaciągnął się dymem papierosowym i na spokojnie delektował się nikotyną.
— Redaktorem jest Robert Rutherford McCormick. To bardzo wpływowy człowiek, z dużym wkładem w politykę miasta. Prócz wybitnych osiągnięć na Wielkiej Wojnie, które doprowadziły go do stopnia pułkownika, okazał się być równie sprawnym politykiem. Jest republikaninem, przeciwnikiem komunizmu, a także optuje za ograniczeniem wpływu USA w Europie. Pomimo swoich poglądów nie jest przychylny naszej idei. — Powiedział z encyklopedyczną precyzją Bernard, czerpał pewną dozę przyjemności z wymądrzania się, nawet pozwolił sobie na gestykulację rodem z wystąpień publicznych dla mas.
Płynnym ruchem wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza kartkę papieru, a następnie szybko zapisał na kartce dane kontaktowe "Pułkownika". Brakowało miejsca zamieszkania. Pismo Bernarda było staranne, ale trudne do podrobienia. Przekazał dane Niklasowi.
— Jego siedziba jest w Central. Ostatnio ogłosił konkurs dla architektów, którzy mogliby sporządzić plany godniejszej placówki dla Tribune. Podobno wygrała osoba, która rozrysowała wieżowiec w stylu gotyckim, z gargulcami na narożnikach sklepienia. Cóż, ciekawa fanaberia, ale... — Przerwał wywód, bo zdał sobie sprawę, że przeginał. — W każdym razie McCormick to zapracowany człowiek, jak się już z nim umawiać to przez sekretarkę, bo zazwyczaj nie ma czasu dla nikogo. Ewentualnie poprzez asystentów, którzy wyręczają go z części obowiązków. Nie wiem czy o tej porze będzie dostępny.
— Gdy uznasz to za stosowne, wypełnię obowiązki kontaktu z mediami.
Kiedy Theodor dał znać gangsterowi, aby wyruszył, ten jedynie skinął głową z aprobatą i zgasił peta podeszwą buta. Był gotów w każdej chwili wyruszyć w celu wypełnienia zadania.
— Postaram się odnaleźć ciało dzieciaka, znam parę osób, które mi wiszą przysługę — zaczął Matthew spokojnym tonem. — Chodź, Henry, rozruszamy kości. Czym szybciej się tym zajmiemy, to szybciej rodzina pożegna Jacka. Dzisiaj nie pośpimy, dlatego wypijemy mocną kawę, a potem weźmiemy się do pracy — dokończył ciepłym głosem, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela. Panowie opuścili magazyn.
— Uznaj to za zrobione. Dobrej nocy... Panowie — powiedział szybko łysy dżentelmen, pożegnał się z manierami i także wyszedł w noc Wietrznego Miasta wraz z Bernardem.
Nieświadome pionki opuściły tę scenę, aby wypełnić powierzone im funkcje. Przyszło jedynie czekać na rezultaty, które najpewniej pojawią się następnej nocy. W biurze pozostał wyłącznie sługa wraz z panem.
Przestrzenią zapanowała cisza.
Magazyn cichutko zgrzytał, jakiś szczur pętał się po dolnych kondygnacjach, przez nieszczelne okna wpadał chłodny wiatr.

Re: Władcy Marionetek (I)

#8
Spojrzenie nieumarłych to zaiste najpotężniejsza z broni władanych przez doświadczonych Lasombra. Cienisty wzrok wzbudzał postrach u najbardziej zuchwałych, a moc wampirycznej krwi naginała ich wolę wedle uznania autorytetów, niepozostawiających weń miejsca do wniesienia sprzeciwu. To nie pierwszy i bynajmniej nie ostatni raz, gdy Drakenberg podporządkował swoją trzodę w tak bezdyskusyjny sposób. Obserwował malujące się na twarzach zmiany nastrojów, dostrzegalne, jak gdyby ktoś przejeżdżał przezeń pędzlem z farbą o zaiste mrocznym odcieniu. Odcieniu przywodzącym na myśl niepewność, przerażenie jakoby byli w potrzasku, z którego wydostać się mogli wyłącznie posłuszeństwem. Tak ludzkie cechy jak głos sumienia zdawały się nie imać Spokrewnionego, dla którego nadrzędną wartością w nieżyciu było wyłącznie zwycięstwo, które okupione strachem i cierpieniem, dawało znacznie więcej satysfakcji.
Jedyną osobą, która pozostała niewzruszona był Wilhelm, którego darzył nawet pewną dozą ciekawości. Niklas poczuł okiełznaną jeszcze żądzę postawienia go w sytuacji, w której poczuje, czym jest prawdziwy strach... I co ciekawe, związane z tym swoiste podniecenie przywodziło skojarzenie z wręczaniem nagrody, nie karaniem, jakby się można było spodziewać. Czyż bowiem ktoś tak szalony, że niezdolny chylić czoła przed jego autorytarnym spojrzeniem, nie byłby wdzięczny za dreszczyk emocji, której być może nigdy nie poczuł?
Musiał jednak zaczekać na odpowiedni moment.
Odbierając dane kontaktowe do Pułkownika, Theodor odpłynął myślami w analizę rzeczonych słów. Nasunęło mu się kilka wniosków, jakoby persona takiej wagi musiałaby znaleźć się na celowniku największych szych Camarilli. Ventrue, a może wpływowych Toreadorów... najpewniej jako ghul lub zdominowany śmiertelnik. Niklas ostatecznie zdał sobie sprawę, że jego metody perswazji mogłyby ściągnąć mu na kark dodatkowych, nader wpływowych wrogów, których miał już wystarczająco wielu - a lista ta zdawała się jedynie poszerzać o dodatkowe nazwiska. Wiedział już, że chcąc słusznie rozegrać tę sprawę, będzie musiał sprawić, ażeby do Pułkownika nie dotarł pełen komplet informacji.
Przy odbieraniu karteluszki Spokrewniony zawiesił na chwilę dłoń w powietrzu, jakby zastanawiając się nad czymś. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, bo otworzył nawet usta, ale zdecydował się zachować przemyślenia dla siebie. Dane schował do kieszeni w marynarce i pokiwał jedynie głową w geście potwierdzenia, jakoby pozostaną w kontakcie.
Wszyscy obecni wyruszyli, by wykonać powierzone zadania.
Lasombra ostał się jedynym, który opuścił budynek po odczekaniu dłuższej chwili. Nie wiedział, czy zebrani tu nie byli przez nikogo śledzeni, ani czy za rogiem nie czyhają na niego Sabbatnickie mendy, toteż ważne było zachowanie należytej ostrożności. Plan działania na dzisiejszą Noc był prosty - skontaktować się z dziennikarzem prowadzącym śledztwo w sprawie zmarłego chłopaka; dowiedzieć się, jakie informację posiadł i odpowiednio zmanipulować fakty, by wyczyścić jakiekolwiek powiązania Jacka z Ku Klux Klanem. Zadbanie o PR jutrzejszej akcji przestało leżeć w jego interesie, gdy zdał sobie sprawę, jak wiele problemów może mu to ściągnąć na głowę. W gestii Klanu i Bernarda było zadbać, by właściwa część amerykanów poparła podjętą kontrofensywę; Niklas zdecydował jedynie opóźnić działania policji po ówczesnym kontakcie ze znajomym porucznikiem. Kiedy te dwie sprawy zostaną dopięte, należało dokonać zwiad i opracować plan ataku, a tedy przemarsz pod jego przywództwem pozostanie już tylko wisienką na torcie.
Kainita udał się do pobliskiej budki telefonicznej i wybił podany numer na tarczy, odpowiadając naprędce po usłyszeniu głosu po drugiej stronie.
Posiadam informacje o bestialsko zamordowanym mężczyźnie z wyrytym na ciele napisem "rasista" przy Union Stock Yards. Chciałbym przekazać je dziennikarzowi prowadzącemu śledztwo w tej sprawie, najlepiej jeszcze tej Nocy. — rzekł, wiedząc, że uzyska uwagę pismaków z gazety. Mógł spodziewać się, że mają wiele takich telefonów, ale za cholerę nie mógł przypomnieć sobie nazwiska tego dzieciaka, które zresztą chyba nie padło w rozmowie... liczył więc, że spokojny, opanowany ton zaintrygował rozmówcę po drugiej stronie i sprawił, że przekaże dalej jego prośbę. — W ciągu godziny będę oczekiwać na spotkanie pod Marquette Park. — doprecyzował jeszcze, a gdyby rozmówca wyraził zgodę, wykonałby jeszcze dwa telefony - pierwszy po taksówkę, zaś drugi do Josepha Mallory, by jeszcze dziś umówił go na spotkanie z porucznikiem policji.

Re: Władcy Marionetek (I)

#9
Niklasa opuścił również Tristian. Nieumarły pozostał sam na sam z upiorną melodią, graną przez stalowy szkielet magazynu, wkradający się przez szpary zimny wiatr oraz szczury. Na wampirze nie wywarło to żadnego wrażenia, gdyż jego zdegenerowane człowieczeństwo zapomniało już czym był stres wywołany przebywaniem z mrocznym pomieszczeniu. Być może nawet Lasombra czuł się tutaj wyjątkowo silny, gdyż otaczały go cienie.
Spokrewnieni inaczej postrzegali rzeczywistość. Oczami wyobraźni Niklas wyłowił z czarnej tafli kąta biura kilkanaście postaci, jakoby sama Otchłań wykreowała sobowtóry kluczowych figur Camarilli. Upiory kręciły się wokół siebie, splątane w tańcu zatraconych duchów, każdy z nich próbował zachować indywidualność, jednakże kajdany zależności scalały je i nic nie było w stanie tychże kajdan przełamać... Poza Ostateczną Śmiercią.
Największy z cieni stanowił odbicie sylwetki Księcia Archibalda. Theodor zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później będzie zmuszony pracować bezpośrednio z polecenia Księcia, albowiem załatwianie spraw Wysokich Klanów: Venture oraz Toreadorów nigdy nie przybliży go do zdobycia wpływowych śmiertelników, takich jak Pułkownik. Smoliste sylwetki Arystokratów oraz Artystów wydawały się naśmiewać z Niklasa, albowiem praca dla nich mogła wyłącznie zapewnić mu spokój, ale na jak długo? Na pierwszy rzut oka wszystkie wpływowe postacie polityczne ze świata ludzi wydawały się być zajęte przez potężne klany, wszak Venture tworzyli Zarząd, potężną organizację dyktującą warunki i rozdającą karty wśród prominentnych biznesmenów, kongresmenów i przyszłościowym fabrykantom, zaś Ciernie Róży oplątały domenę kultury, sztuki i nurtów mody. Ludzie jak pionki zostali ustawieni na wielu planszach szachownic.
Drakenberg był sam jak palec, a jedynie renoma skutecznego pogromcy Sabbatu sprawiła, że jeszcze stąpał po Dworze Księcia. Pod cieniami Wysokich Klanu mnożyły się dziesiątki innych postaci, przygniecionych ciężarem potęgi Berła i Róży. Młode wampiry, walczące jeszcze o pozycje stanowiły pionki, które w swoim czasie pojawią się na szachownicach. To tutaj leżał jeden ze sposobów zdobycia realnego wpływu na Dwór, jeżeli Lasombra podjąłby się śmiałego ruchu zjednoczenia pod swoim panowaniem niedawno przemienionych. Paradoksalnie przywódcą Wietrznego Miasta był Nosferatu, członek Niskiego Klanu Camarilli, a to stanowił jasny znak, że władza była płynna i nie zawsze leżała w rękach Venture.
Mistrzowie Maskarady nie pytali o zdanie nikogo, gdy pragnęli wpływów, rozgrywając swoje partie latami. Chicago było obecnie niezwykle skorumpowanym miejscem, gdzie sława, pieniądze oraz hedonistyczne zachcianki stanowiły narzędzie do licytowania - kto dawał więcej, ten uzyskiwał uwagę. Niklas wcale nie musiał wykorzystywać swoich nadprzyrodzonych mocy, aby zdobyć i tak już sprzedane diabłu dusze znaczących ludzi. Zamiast uderzać bezpośrednio do najważniejszych, mógłby się do nich wspinać stopniowo, zarażając swą wolą pierw korzenie, a na samym końcu koronę. Albowiem Lasombra musiał wiedzieć, gdyż sam posiadał pionki i swoją planszę, że król na szachownicy był wyłącznie celem do szachowania, realne manewry posiadały pozostałe figury; najważniejsi ludzie posiadali pod sobą personel, który musiał dla nich pracować. Owszem, królowie byli zajęci, ale kto przejmował się innymi figurami? Bez nich król nie miał prawa funkcjonować.
Teatr cieni zakończył się, tak jak dogłębna analiza Niklasa. Wyruszył w noc.

Paranoja wampira wzrastała wraz z jego wiekiem. Niklas, zanim dotarł do budki telefonicznej znajdującej się spory kawał drogi od magazynu, mijał podejrzanych osobników. Wielu z nich stanowiło potencjalne zagrożenie, gdyż każdy z nich mógł należeć do Sabbatu, Drakenberg nie posiadał cudownej zdolności błyskawicznego rozróżniania Kainitów od Trzody. Nawet bydło stanowiło zagrożenie, Sabbat potrafił przerabiać ludzi w bezmyślne maszyny do zabijania, a w miastach Camarilli byli oni doskonale zakamuflowani, oczekując na bodziec do aktywacji ich szału mordowania.
Grupka zbirów zajęła budkę telefoniczną, wyglądali na takich, którzy oczekiwali na samotną owieczkę. Zauważywszy nadchodzącego Niklasa, wyjęli noże, a drugi złapał za przedmiot w wewnętrznej kieszeni marynarki, lecz nie ujawnił go. Zaatakowaliby, rozszarpaliby ofiarę na strzępy, obrabowaliby ją, lecz nie Niklasa. Jego oczy, z których ział mrok, wystarczyły, aby zbiry odpuściły. Rozeszli się, tym razem wyczuwając na poziomie podświadomym, że zastali na swojej drodze większą rybę. Natomiast Lasombra wiedział, że na szczęście nie trafił na członków wrogiej sekty... Tym razem.
— Słucham — odezwał się żeński głos młodej kobiety, najpewniej sekretarki. Zdradzał ogromne zmęczenie. Co sprawiło, że ta pani pracowała w tak późnych godzinach?
Nic mi nie wiadomo o śledztwie w tej sprawie, najpewniej nie zostało podjęte — wytłumaczyła, ale po krótkiej chwili w jej zaspanym głosie pojawiła się niepewność. Nie powinna tego mówić nieznajomemu po drugiej stronie słuchawki. Spowodowany błąd, najpewniej zmęczeniem, natychmiast zwiększył jej czujność, gdyż wiedziała, że na kolejny nie mogła sobie pozwolić.
— Przepraszam, pana godność? — Zapytała przy szeleście papieru. Czyżby wyjęła notatnik?
Niklas spodziewał się tego pytania, a także wiedział, że do pism często dodzwaniali się łowcy sensacji, żeby zarobić parę dolarów na informacjach, które rzekomo stanowiłyby wstęp do niesamowitego artykułu. Wampir wiedział, w co teraz zagrał: musiał udowodnić, że stanowił wiarygodne źródło, inaczej mógł zapomnieć o jakimkolwiek sukcesie swojej akcji. Był przebiegły, tkanie intryg i manipulowanie ludźmi było u niego czymś powszechnym, dlatego jego intuicja poczęła go naprowadzać. Pierwsze rozwiązanie było oczywiste, lecz niebezpieczne: mógł po prostu powołać się na swoje alter ego, a potem wymienić jednego ze swoich członków Trzody, którzy przecież byli śmietanką society Wietrznego Miasta, jako uwierzytelnianie wagi własnej tożsamości. Drugie rozwiązanie wymagało pewnego poziomu subtelności, albowiem mógł urobić po prostu kobietę przez telefon, jednakże brak bezpośredniej komunikacji sprawiał, iż żadna z jego nadprzyrodzonej mocy nie mogłaby mu pomóc. Być może powołanie się na swój kontakt? Być może sprzedanie jakieś bajki powiązanej z informacjami uzyskanymi po zebraniu Trzody? Albo utkania czegoś bez żadnego zakotwiczenia w faktach? Jako inteligentny człowiek Niklas zdawał sobie sprawę, że brak empatii stanowił tutaj pewną niedogodność, więc granie na emocjach mogłoby być wyzwaniem, a strach jako narzędzie byłoby mniej przydatne. Sensowne argumenty? Oby były dobre, bo z iloma delikwentami dziennie użerała się tak poważana gazeta jak Tribune? Wampir musiał wymyślić odpowiedź i to szybko, lecz zapewne jego kreatywność nie znała granic.
Sprawa taksówki oraz zorganizowanie spotkania z kontaktem nie stanowiło żadnego problemu.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości

cron