Uroki pierwszych dni

Zakończono | Prolog, Marzec 2004 | Downtown | Chinatown | The Underground


Rozgrywany jest: Prolog: Oblezenie
Trwa: Marzec 2004
Dołącz do walki z Sabbatem i pomóż w odbiciu utraconych przez Camarillę terenów Seattle. Zbadaj losy oblężonej przez Sabbat Fundacji Franka Weavera.
Znajdź i zbadaj źródło rozszerzającej się pandemii, odkryj jej możliwy wpływ na Spokrewnionych i pomóż w jej powstrzymaniu.
Zrób co w twojej mocy, by wesprzeć Camarillę w odzyskaniu stabilizacji i dominującej pozycji w mieście do końca roku, celem odwołania wizyty Justycariusza.
Jako Nosferatu rozbuduj na powrót sieć SchreckNetu i rozwiń sieć informacyjną do użytku klanu oraz Camarilli jako całości.
Wykorzystaj obecną destabilizację wewnątrz Camarilli na swoją korzyść, by zająć miejsce w hierarchii i poszerzyć przy tym swoje wpływy
Działaj w grupie. Znajdź sprzymierzeńców. Dołącz do, lub załóż, koterię.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj że w pojedynkę nie przetrwasz nadchodzących nocy.

Uroki pierwszych dni

#1
Roboty było od groma. Niemal całe dwie pierwsze noce po otrzymaniu kluczy, Kendra spędziła na nadrabianiu papierkologii i ogarnianiu rutynowych czynności, do których była potrzebna aby faktycznie móc prowadzić klub na jakimkolwiek poziomie. To była dobrze naoliwiona maszyna, która byłaby w stanie prowadzić się samodzielnie, lecz Kendra jako „kapitan”, musiała trzymać stery tak, aby statek nie bujał się po morzu, a płynął w konkretnym kierunku. Tym kierunkiem było przynajmniej sto pięćdziesiąt procent zysków. Na ten moment nie było to możliwe, to też należało zacząć aktywnie działać, aby przez kasę przewijała się większa ilość gotówki.
Zasiadając w biurze zerkała kątem oka na bawiący się za szybą tłum. W pewien sposób zazdrościła im błogiej nieświadomości, lecz teraz gdy była na górze, musiała nabrać do nich (przynajmniej lekkiego) dystansu. Oczywiście nie chodziło o to, by doić klientele, lecz o to, aby dać im więcej. Aby sprawić, że poczują potrzebę, aby wypić, aby zjeść, aby chcieli tu wracać. Żeby pokochali to miejsce. Rozkładając na biurku kilka spisanych przed snem planów, stopniowo analizowała je, aby znaleźć ich wady i zalety nawet mimo tego, że żaden nie spełniał jej wymogów. Przynajmniej na razie. Niektóre niemal natychmiast zmieniły się w podarty papier, a inne nieco dłużej wisiały w jej dłoniach, mając szansę wejść w życie. VIP z pewnością byli kluczem. Mieli duże wymagania, ale przez to mieli mniejsze opory do rozrzucania pieniędzy. Jak jednak ściągnąć ich więcej? A może jak docisnąć tych, którzy już się pojawiali? Nah. Zły ruch mógł przecież pozbawić lokal cennych klientów, to też eksperymentowanie z nimi musiało poczekać.
Temat ochrony przynajmniej nie bolał tak bardzo. Choć Jim nigdy nie został oficjalnie zatrudniony, tak przecież zobowiązał się być jej bodyguardem tak długo, jak ona będzie wywiązywać się ze swoich obietnic i to właśnie robiła. Jako szefowa tego klubu. Poza tym wciąż gwarantowała mu mieszkanie i jeżeli dobrze pójdzie, może nawet zagwarantuje lepsze. Ten temat musiał jednak poczekać przynajmniej do spotkania z Serket.
Na biurku, w widocznym miejscu ułożyła trzy pomysły, które wytypowała jako najlepsze. Jednym z nich było rozpuszczenie reklam drogą pantoflową w zamian za darmowe wejściówki lub zniżki na bar. Banalne. Proste. Skutczene? Może. Drugim, prawdopodobnie najbardziej skutecznym było wyłapywanie grubych ryb poza lokalem i nakłanianie ich do odwiedzin The Underground, lecz równocześnie wymagało czasu, którego jak się śmiesznie złożyło, Toreadorka miała coraz mniej. Trzecim było stworzenie grupy dziewczyn, które będą kusić napalonych mężczyzn a później naciągać ich na jeszcze większe wydatki w zamian za procent z zysków, lecz równało się to z masą potencjalnych komplikacji. Musiałaby je odpowiednio powybierać, aby mieć pewność, że nie naniosą więcej szkód niż pożytku.
Cała reszta poszła na kupkę po lewej, z górną kartą obróconą do góry nogami, aby zagrywać treści dokumentów.
Któryś z nich prawdopodobnie wejdzie dzisiaj w życie. A może natchnie ją inny scenariusz? Niezależnie od weny, jakaś decyzja musiała być dzisiaj podjęta.

Re: Uroki pierwszych dni

#2
Image





Ah, cóż za uczucie. Przed Spokrewnioną rysowało się teraz tyle możliwości. Czy miałaby szanse kiedykolwiek coś takiego osiągnąć pod butem Amadeusa? Zapewne nieprędko, o ile w ogóle. Na szczęście nie była już jego narzędziem, a samodzielną, ambitną nieumarłą, która zrealizowała swój pierwszy, większy plan. Oczywiście, wiązały się z tym niemałe obowiązki oraz zobowiązania finansowe, będące pewnym wyzwaniem, ale przecież nic nie przychodzi łatwo. Rozwijanie biznesu wymaga czasu, cierpliwości i umiejętności zarządzania. Raczej nie brakowało Toreadorce żadnego z tych trzech, póki co.
Kendra miała trzy miesiące, a jej wyniki miały być sprawdzane na bieżąco. Nie marnowała ani chwili, bo i po co? Już teraz zaczęła snuć plany marketingowe, by zwiększyć zainteresowanie klubem i przyciągnąć więcej klientów, a co za tym idzie, zyski jakie miały z niego płynąć. Oczami wyobraźni mogła zobaczyć tłumy stojące w kolejce, by wejść do klubu oraz nieustannie pełne loże i lejący się za barem alkohol.. To był jej obecny cel, do niego dążyła.
Nie miała jednak zamiaru ryzykować impulsywnymi decyzjami i wolała wpierw rozpisać sobie wszystko, przeanalizować i dopiero potem działać. Rozsądek wygrywał, i bardzo dobrze. Neonatka na szczęście potrafiła przewidzieć skutki nieprzemyślanych decyzji, co ratowało ją przed szybką porażką, która kosztowałaby ją nie tylko klub, ale i reputację.
Trzy sensowne plany, jakie przelała już na papier, uzyskały przez autorkę akceptację po głębszych przemyśleniach. Pozostało wcielić je w życie. Wpierw jednak należało się posilić. Szczęściem, w którymś momencie usłyszała pukanie do swoich drzwi. Stał za nimi mężczyzna, którego poznała jakiś czas temu. Pamiętała nie tylko jego twarz, ale również i jego vitae. Oh tak, był jednym z jej wcześniejszych kąsków. Czy będzie i dzisiejszym? Mężczyzna przyznał, że sam nie do końca rozumie, dlaczego tam przyszedł i nie był do końca przekonany, czy powinien tam być. Niewiele brakowało, by zawrócił i wyszedł.

Re: Uroki pierwszych dni

#3
Słysząc puknie, manager dość nagle oderwała głowę od papierów, by po krótkiej chwili zejścia na ziemię, wpakować je bez ładu do szuflady. Idąc kierunku wejścia jeszcze delikatnie poprawiła włosy, aby wyglądać jak najbardziej reprezentatywnie. Gdy drzwi stanęły przed nią otworem a po drugiej stronie dostrzegła znajomego nieznajomego, udawała równie zaskoczonego tym spotkaniem co on sam. Było to jednak pozytywne zaskoczenie, które momentalni zmieniło się w uśmiech. – A to ci niespodzianka. - Powiedziała melodyjnie, z kuszącą nutką dawnej kochanki. Widząc jednak jego skołowanie i niepewność, nałożyła maskę troski, zrozumienia i może nawet odrobinki współczucia. – Wszystko gra? Może wejdziesz na moment? W środku jest nieco lżejsze powietrze. - Przemawiały przez nią wyjątkowo dobre i szczere intencje. W końcu jeśli nie czuł się najlepiej, to powinien odpocząć przy kimś komu ufa. Przy niej. Z pewnością ją pamiętał, tak jak ona pamiętała jego. Tamtej nocy miał na sobie drogi garnitur i pewność siebie kogoś, kto osiągnął coś w życiu. Wynajmował ogromny pokój w hotelu. Jeżeli to wszystko nie było farsą, tym lepiej, że się poznali. W końcu mogło przecież wyjść z tego coś więcej.

Re: Uroki pierwszych dni

#4
Image
Czas było na chwilę przerwy od papierologii, planowania i kombinowania jak zwiększyć przychody klubu. Spokrewniona była zadowolona z wizyty swojego gościa i ciepłym głosem zaprosiła go do środka. Mężczyzna nie opierał się i wszedł do środka, rozglądając się po wnętrzu pomieszczenia. Skomplementował wystrój biura, uśmiechając się do blondynki. Jeśli mu pozwoliła, rozsiadł się wygodnie na jednej z sof, zdając się czuć jak u siebie i zapraszając kobietę, by usiadła obok. Znów czuł się jak łowca i traktował nieumarłą jak swój kąsek, podczas gdy w rzeczywistości było na odwrót.
W toku rozmowy, gdy Kendra próbowała dowiedzieć się coś na temat chłopaka, wyszło na jaw, że jest na ostatnim roku studiów, a jego pieniądze pochodzą z konta jego ojca, który jest CEO jakiejś firmy prawniczej mającej swoją siedzibę w Los Angeles. Śmiertelnik był na tyle otwarty, że zdradził swoje ostatnie problemy. Z powodu jego ciągłego balowania w klubach zaniedbał naukę, a jego ojciec zagroził, że odetnie mu finanse, jeśli zawali studia. To było powodem, dla którego z taką niechęcią przybył do The Underground. Spędzał ostatnie dni i noce nadrabiając zaległości.

Re: Uroki pierwszych dni

#5
Jak każda prawdziwa czarna wdowa, Kendra pozwoliła, aby jej gość poczuł się jak najbardziej swobodnie. Choć tego nie okazywała, w pewien sposób bawiło ją, jak szybko znów pokusił się na przyjęcie postawy wielkiego zdobywcy, lecz nie zamierzała mu tego odbierać. Grała w jego grę, pozwalając mu myśleć, że rzeczywiście nad czymkolwiek panuje. Siadając obok niego na kanapie z zainteresowaniem słuchała jego opowieści, samej nie mówiąc nic ponad niezbędne minimum. W końcu to nie ona była tu teraz ważna. Sama historia była nieco rozczarowująca – ot kolejny bogaty dzieciak, nie potrafiący docenić tego, co ma. Jak bardzo świat byłby łatwiejszy, gdyby po prostu był młodym milionerem bez żadnych zbędnych obowiązani. Mimo wszystko Ambrelash uznała, że nie warto go przekreślać. Przynajmniej na razie. Chłopak miał potencjał oraz szansę na duże zaplecze. Utrzymanie z nim kontaktu mogło być użyteczne na dłuższą metę… pod warunkiem, że nie spieprzy studiów. Choć sam w sobie wydawał się być zmotywowanym, aby nie zostać odciętym od kureczka z pieniędzmi, dziewczyna uznała, że spróbuje zachęcić go jeszcze bardziej. Chwytając jego dłoń zapewniała, że choć nie znają się długo, to od początku dostrzegała w nim potencjał. Patrząc głęboko w oczy wymagała wręcz, by dał z siebie wszystko obiecując, że będzie świętowała z nim jego sukces tak, że nie zapomni go do końca życia. W ramach przedsmaku zaczęła się do niego zbliżać jeszcze bardziej, stopniowo inicjując delikatny pocałunek. Dopiero otrzymując jego zgodę, planowała bezceremonialnie się na niego wdrapać i korzystając z zasłony uniesienia, zatopić zęby w jego karku.

Re: Uroki pierwszych dni

#6
Image
Szkoda. Człowiek ten okazał się być nie zdobywcą, a uczniem z dostępem do pieniędzy swojego stworzyciela. Spokrewniona spodziewała się czegoś więcej, ale mimo iż chłopak nie okazał się być konkretnie tym, czego szukała, to Kendra nie miała zamiaru spychać go na bok. Liczyła na to, że w jakiś sposób uda jej się go wykorzystać. Jednak by można było wykrzesać z niego potencjał, musiał on wpierw przejść przez swój obecny etap w życiu, inaczej mógł stracić wszystko co miał i stać się dla Ambrelash bezużytecznym kawałkiem mięsa.
Chłopak słuchał ciepłych, budujących słów kobiety, po czym oboje zbliżyli się do siebie i nieumarła mogła zatopić w nim swoje kły (+3PK). W końcu śmiertelnik odpłynął, oszołomiony i ledwo przytomny leżąc na sofie.

Re: Uroki pierwszych dni

#7
Odrywając kły od mężczyzny, dziewczyna aż syknęła z zadowolenia. Wciąż mając nieco vitae w ustach oddychała szybko, zerkając z góry na odpływającego partnera. Przez ten krótki moment, kiedy byli połączeni mogła znów poczuć te intensywne, ludzkie uczucia, które na co dzień wmawiała sobie, że czuje. Teraz jednak jej serce biło naprawdę, skóra płonęła a ona czuła, że wraca do życia. Po przełknięciu resztek, zaczęła oblizywać usta, jakby licząc na to, że znajdzie tam coś jeszcze. Niestety na próżno. W gruncie rzeczy, to wcale przecież nie musiało się jeszcze kończyć. Mogli to robić dalej. Jeszcze łyk. Jeszcze dwa… Nah. Nie mogli. Poprawiając ramiączko od sukienki, Ambrelash stopniowo zaczęła zsuwać się do tyłu, by za moment wrócić na równe nogi. – No. Nie zawiedź mnie. - Powiedziała w końcu władczym tonem z głosem wciąż przepełnionym ekstazą. Co by nie mówić, liczyła na niego. W końcu był jej kolejną, długoterminową inwestycją. Nie dość, że miał potencjał to jego krew zawsze stawiała ją na nogi. Przez moment zastanawiała się, jak w takim razie smakowałby jego ojciec, lecz momentalnie ostudziła swoje zapędy, przypominając sobie, gdzie leży Los Angeles. Póki co miała młodego i musiał wystarczyć. W końcu wyrywając się z natłoku myśli, po raz kolejny zbliżyła się do mężczyzny, próbując wymacać jego portfel. Tym razem nie chodziło jednak o dofinansowanie na taksówkę a wgląd w dokumenty. Dobrze było wiedzieć, jak w ogóle nazywa się jej nowy przyjaciel. W następnej kolejności chwyciła po jego telefon, aby puścić sobie strzałkę. Znacznie lepiej przecież będzie ściągać go do siebie tradycyjnymi środkami. Po wszystkim oczywiście odłożyła rzeczy z powrotem, samej wracając do biurka. Co by nie mówić, spotkanie z pewnością można było zaliczyć do tych odświeżających. Niby pozostawał temat chłopaczka drzemiącego smacznie na kanapie, ale przecież nieuprzejme byłoby wyrzucić go przed klub. W ramach wdzięczności za spotkanie, mogła się nim zająć, ale równocześnie uświadomiła sobie, że na przyszłość będzie musiała rozgrywać to nieco… sprytniej.

Kontynuacja z "Zakłócanie ciszy nocnej"

Kiedy było już po wszystkim, Kendra zasiadła z powrotem do biurka, wracając do ogarniania, w jaki sposób postawić ten klub na nogi. Nie minęło jednak kilka minut, gdy leżący po lewej telefon zaczął wibrować. Widząc kątem oka, że kontaktuje się z nią bezpośrednio sam „Grecki Filozof”, momentalnie wyciągnęła po niego dłoń – to musiało być coś ważnego, w końcu do tej pory nigdy nie kontaktowali się na pogaduszki przy herbacie. Biorąc pod uwagę, jak cała sytuacja się potoczyła, aprobata ze strony potworów była dokładnie tym, czego potrzebowała. Mimo wszystko nazwanie Tyrella jej „szefem” w pewien sposób uderzyło dość nieprzyjemnie, w ego nowonarodzonej managerki i gdyby usłyszała to od kogoś innego, z pewnością zareagowałaby znacznie nieuprzejmiej. – – Uwielbiam dobre wieści :)! NIM nie musimy się przejmować. Obecnie teraz ja tu szefuje. Poza tym siedzę dzisiaj praktycznie do rana w klubie, to może dasz radę wpaść? Obgadalibyśmy co dalej. - Po wysłaniu wiadomości zerknęła kątem oka na leżącego na kanapie jegomościa, jakby chcąc się upewnić, że naprawdę śpi. Dobrze byłoby go odstawić do domu, zanim pojawiłby się potencjalny gość.

Re: Uroki pierwszych dni

#8
Odpowiedź Kendra otrzymała może piętnaście minut później: "Najprędzej to jutro, mam pół miasta do przejechania. Ale będę."
Jak powiedział, tak też się stało: tamta noc obeszła się bez obecności ulubionego ulicznego filozofa. Ale następna już niekoniecznie. Diogenes nie wiedział, czy dotarł przed czy po Kendrze do klubu, ale w końcu dotarł. Specjalnie nawet przetarł sobie kurtkę i ubrania z syfu, który musiał opaść na niego przez tyle nocy na ulicy. Jak już przyszedł do klubu, to pokaże, że odrobinę o siebie zadbał. Złapał po kryjomu autobus do Chinatown i wysiadł na przystanku najbliższym do The Underground.
Pokazał się bramkarzowi. Nie wyglądał ani nie pachniał na pijanego, mógł najwyżej wywołać niepokój przez "chorobę skóry", ale poza tym nie dawał raczej człowiekowi powodu, by go nie wpuścić.
- Ja do szefowej. Spodziewa się gościa o ksywie "Diogenes". To ja - przedstawił mu się profilaktycznie.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Uroki pierwszych dni

#9
Po otrzymaniu odpowiedzi, Ambrelash przez moment próbowała rozplanować w jaki sposób przeorganizować jutrzejszy dzień, aby sensownie wpasować spotkanie w grafik. Wszystko wskazywało na to, że jej wizyta w elizjum po raz kolejny będzie musiała przesunąć się nieco dalej na liście rzeczy do zrobienia, ale w końcu chodziło tu o tematy znacznie ważniejsze niż wymiana uśmiechów. – Pewnie! To widzimy się jutro! < 3 - Resztę wieczoru toreadorki pożarły papierkowe sprawy, odprowadzanie zmęczonego gościa na taksówkę i inne pomniejsze, lecz nie mniej ważne aktywności w klubie.
Stojący przy drzwiach bouncer został zawczasu poinformowany, że jego przełożona po raz kolejny oczekuje jakiegoś nietypowego „VIP”, to też słysząc słowo klucz odpuścił sobie zadawanie pytań, osuwając się jedynie na bok, aby zrobić miejsce. – Za szatnią na lewo. Potem na górę. Tam jest biuro. – Dodał na odchodne i jak gdyby nigdy nic wrócił do swoich rutynowych zajęć. Sama Kendra faktycznie przesiadywała u siebie w biurze, lecz od bawienia się biznesplanami oderwał ją telefon szatniarki, która zgodnie z poleceniem, zgłosiła jej przybycie specjalnego gościa. Na szybko poustawiała więc papiery w kupkę i schowała do szuflady – nie jednak z obawy przed wypłynięciem jej planów i tajemnic a jedynie z chęci pochwalenia się ładnym, schludnym biurkiem. Teraz pozostawało tylko czekać, jak jej (chyba już) kolega, stanie w drzwiach.

Re: Uroki pierwszych dni

#10
Żadnych pytań ani nic, starczyło tylko się przedstawić. Nieźle. Musiała pewnie poinformować personel o przybyciu "honorowego gościa". Skinął głową w kierunku bramkarza i ruszył do środka, już przez nikogo nie niepokojony. Podziękował za wizytę w szatni - tacy jak on rozbierają się tylko u siebie i tylko przy sobie podobnych.
Wspiął się po schodach na górę, do drzwi biura. Zapukał trzy razy - dość głośno, by przebić się przez wszelki hałas, jaki mógłby dochodzić z parkietu - po czym wszedł do środka. Spojrzał na kobietę za biurkiem i zasalutował jej niedbale.
- Niezła miejscówka - skomentował na powitanie. - Wybacz, że nie na galowo, ale nie mam jakiejś wielkiej garderoby.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Uroki pierwszych dni

#11
Choć początkowo jej twarz sugerowała co najmniej lekkie znużenie, tak na widok nieumarłego niemal natychmiast przywołała uśmiech na swoje miejsce. – A dziękuję. Słabej bym nie wybrała, co prawda za jakiś czas zamierzam dorzucić tu nieco więcej koloru, ale to tam… no wiesz. Później. - Nie przestając mówić, skierowała swój krok do przełącznika od rolet, aby mieć pewność, że pozostaną daleko od niechcianego wzroku. – A strojem się nie przejmuj. Na razie. Jak wszystko pójdzie zgodnie z moimi pomysłami, to kiedyś trzasnę tu drugie elizjum i wtedy chcę widzieć cię w garniaku. - Mówiła dalej z pełną swobodą i ewidentnie świeżą energią. – To opowiadaj mój drogi, jak idą poszukiwania Ike?

Re: Uroki pierwszych dni

#12
Zaczekał, aż rolety opadną i dopiero wówczas odważył się ściągnąć czapkę i maskę. Był wśród "swoich", a Kendra już znała jego żylasty, wiecznie uśmiechnięty czerep, więc nie musiał się specjalnie obawiać odkrycia. A gdyby coś takiego miało miejsce, powie, że to make-up. Jest aktorem i ćwiczy do roli w filmie. Tak, to brzmiało jak dobra wymówka.
- Dopiero co usiadłaś na stołku managera, a już snujesz kolejne plany. Szanuję za zapał - powiedział z faktycznym uśmiechem na ustach, na tej części nierozszerzonej przez mutację Ukrytego. Maddox pozwolił sobie usiąść obok biurka Kendry i wsparł się łokciem o blat. Spojrzał na nią tymi swoimi szklistymi oczami. - Więc tak, sprawa ma się następująco: Murdock nie ma z jego zniknięciem nic wspólnego. A przynajmniej nie bezpośrednio. Powiedział mu natomiast, kto zabił jego niedoszłego potomka. Nie wiem, czy kojarzysz takie nazwisko: Leon Cooper?
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Uroki pierwszych dni

#13
Pomimo tego, iż nie było to ich pierwsze spotkanie, tak wciąż w pewien sposób nie potrafiła przyzwyczaić się do średnio estetycznej twarzy Diogenesa. Mimo wszystko nie zamierzała się krzywić czy jakkolwiek komentować jego aparycji. On sam wiedział jak wygląda a ona naprawdę starała się, aby ten mógł czuć się swobodnie w jej towarzystwie. Jak widać się udało. Gdy mężczyzna zajął miejsce przy biurku, ta zasiadła na swoim prezesowskim fotelu, równocześnie regulując go rączką, aby zejść nieco w dół. Patent z wyższością był dobrą sztuczką, ale przecież rozmawiali tu jak przyjaciele. Próby złamania go bądź zdominowania były absolutnie niepotrzebne, to też sama również oparła się podobnie o blat, aby swoją sylwetką odwrócić uwagę od tej dziwnej figurki oraz wielkiego obrazu za plecami. Samo krótkie sprawozdanie przyjęła w ciszy, jedynie kiwając głową w geście zrozumienia. – Hmm…- Na moment krzywiąc się zmrużyła oczy, jakby starała się wszelkimi siłami przypomnieć sobie jakiekolwiek wspomnienie, w którym to imię pojawiało się w duecie z tym nazwiskiem. Finalnie jednak nie miała nic. – Pierwsze słyszę. Nie mam pojęcia kto to. Mogę popytać na salonach, ale zgaduję, że to nikt od nas. - W końcu wzruszając ramionami, oparła się nieco bardziej na siedzisku. – Tak czy inaczej dobra robota, to cholernie ważna informacja. Jakby udało nam się go namierzyć, może nawet dalibyśmy radę się dowiedzieć, czy nasza Harpia do niego dotarła i jeśli tak… to co się z nim stało. - Palec wskazujący zbliżył się na moment do jej ust, by stuknąć je kilkukrotnie. Z pewnością wyglądała na równie zaciekawioną co i zaniepokojoną. – Skoro Murdock ma taką wiedzę, to pewnie jest jakiś powód, dla którego nic z tym nie zrobił… prawda?

Re: Uroki pierwszych dni

#14
Skinął głową w odpowiedzi na słowa Kendry. Czyli miał tutaj potencjalnie dwa źródła informacji na temat enigmatycznego zabójcy potencjalnej Spokrewnionej. To już jakiś postęp.
- Murdock nie cierpi pracować z Camarillą, a Cameron do Camarilli należy. Bądź należał. Szanowali się wzajemnie, ale poza tym każdy pilnował swojego obejścia, a co się dzieje po drugiej stronie, to nie jego problem. - Bo kiedykolwiek było między Camarillą a Anarchami jakkolwiek inaczej. - Szczerze? Nie byłbym wcale zaskoczony, gdyby w innych okolicznościach dał mi w pysk. Ale! Ale. Podzielił się ze mną jeszcze jedną rzeczą. Ten cały Cooper? Miałby siedzieć gdzieś w Ballard. To oznacza jedno: Sabbat.
Ponownie nasuwało się pytanie: czy Cooper to jakiś śmiertelnik na usługach Sabbatu? Ghul jakiegoś ambitnego łopatogłowego, który chciał po cichu jeszcze rozeźlić starszych Camarilli? A może to zwyczajny oportunista, co przypadkiem zwietrzył łatwą zdobycz w postaci Liberty i tylko przy okazji okazał się pomieszkiwać na terenie obleganym przez Ostrze Kaina?
- Ale nie, ogółem idzie się z nimi dogadać - powiedział znacznie spokojniejszym, wyluzowanym tonem, i wsparł się o oparcie krzesła. - Wygrałem od nich nawet dwa baksy!
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Uroki pierwszych dni

#15
Głowa róży bujała się co jakiś czas do przodu by sygnalizować, że wciąż aktywnie słucha. Nie zamierzała mu przerywać, dopóki nie skończy. – Poważnie? Graliście w karty? - Ewidentnie nieco rozbawiona, uśmiechnęła się nieco szerzej. – Nie no, dobrze wiedzieć, że wciąż ma chociaż resztki zdrowego rozsądku. Znaczy… - W końcu zawahała się na moment, nieco uważniej patrząc na swojego rozmówce. Dobijali już co prawda małe interesy, lecz czy mogła mu ufać na tyle, aby pozwolić sobie na pełne spoufalanie? Czy mogła mieć pewność, że przedstawienie przed nim swojego zadania nie wpakuje sprawi, że obudzi się za kilka nocy z kołkiem w sercu? Co właściwie wiedziała o tym Nosferatu? W jej życiu pojawił się znikąd. Ewidentnie mieli kilka razy po drodze. Nie miał oporów, by powiedzieć jej wprost, że złapał niezły kontakt z anarchami. Ewidentnie nie był „staroszkolną pijawą”. Był w porządku. – …od samego początku kręcił nosem, jeśli chodziło o cokolwiek związanego z wieżą, ale miał twardy kręgosłup i serce po właściwej stronie. To, że pójdzie się wozić ze swoimi było oczywiste. Jedynym pytaniem było „kiedy”. - Kendra machnęła lekceważąco ręką, nawet nie próbując ukrywać stopniowo wypływających z niej negatywnych emocji. – Jane absolutnie zjebała jego sprawę. Z resztą całego sojuszu. Ktoś w jej stanie absolutnie nie nadaje się na księcia. Sam fakt, że Sabat zajmuje większość miasta jest na to najlepszym dowodem. - Policzki Kendry momentalnie spuchły, by zaraz przez usta stopniowo sączyć się powietrze. Poniosło ją. Ewidentnie.

Re: Uroki pierwszych dni

#16
- W bilard.
Oho, czyżby nieświadomie poruszył czułą strunę w Kendrze? Nagle zaczęła wyrażać otwarcie swoje zdanie na temat Księcia. I to jakie kontrowersyjne to opinie! Pewnie mógłby spokojnie wykorzystać jej słowa dla jakichś swoich celów, podkopać jej reputację, ale z drugiej strony fakt, że wyrażała się tak niepochlebnie o Jane Doe, bardzo konkretnie wypowiadając się o łamaniu sojuszu z Anarchami sugerował, że również Amberlash w ten czy inny sposób sympatyzowała z ruchem Murdocka i spółki. Albo była zwyczajnie praktyczna i dostrzegała, że podzielony dom się nie ostoi i pozostałe przy życiu poczytalne pijawy w mieście nie przetrwają długo naporu ze strony Sabbatu, jeśli się nie zjednoczą. Albo jedno i drugie. Tak czy inaczej, szanował to. Raz po raz kiwał tylko głową na znak, że słucha i rozumie, o czym Kendra mówi.
- Właśnie dlatego nie cierpię polityki. Starsi będą się ścigać o sukcesy i rzucać sobie nawzajem kłody pod nogi, a przy okazji poginie masa młodych w imię cudzych interesów, bo tych nie szkoda - powiedział od serca. Skoro ona już wyrażała otwarcie swoje zdanie, to on też się czymś podzieli. - Doe też chcesz się jakoś zająć, skoro snujesz już swoje plany?
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Uroki pierwszych dni

#17
Czasami to właśnie niewyparzony jęzor pieczętuje przyjaźnie i co by nie mówić, Ambrelash miała nadzieję, że w tym przypadku tak właśnie będzie. Karcąc się w myślach za to, że dała się nieco ponieść emocjom, z coraz spokojniejszą twarzą słuchała opinii swojego rozmówcy. W jego oczach widziała szczere zrozumienie, którego od śmierci swojego stwórcy, nie miała okazji oglądać. – Jeśli powiem, że tak, uznasz, że jestem szalona. Jeżeli powiem, że nie, zorientujesz się, że kłamię. - Odpowiedziała raczej spokojnie, na moment rozkładając dłonie na boki. Głęboki wdech. Wydech. – Wierzę, że system Camarilli jest w stanie zapewnić nam wszystkim bezpieczeństwo i spokojne życie… ale nie w tej dziwnej formie. Rozumiem, że hierarchia jest ważna, ale to nie powinien być wyścig a współpraca. - Zdając sobie sprawę z tego, że zaczęła się tłumaczyć, oparła w końcu dłonie na podłokietnikach i podciągnęła się nieco do góry. Skoro i tak oboje dzisiaj zdjęli maski, to nie było przecież powodu do tego, żeby się stopować. Całkiem miłe uczucie. – Doe miała i środki i czas, żeby ogarnąć miasto, ale zamiast tego zapada się pod ziemię razem z koroną, zostawiając nas bez osoby decyzyjnej z tym całym bajzlem. - Dziewczyna pokręciła głową, wyciągając z torebki paczkę papierosów. Ułożywszy paczkę na blacie, przesunęła ją delikatnie w kierunku nosferatu. – Trzeba się jej pozbyć i upewnić się, że żaden podobny starszy nie zajmie jej miejsca.

Re: Uroki pierwszych dni

#18
Słuchał uważnie słów kobiety. Jak na niego to brzmiało jak próba reformacji Camarilli. W co? Nie wiedział. Pewnie w coś dużo mniej średniowiecznego. Nie znał się na wewnętrznej polityce sekty tak bardzo jak pewnie by powinien, ale wiedział mniej więcej tyle: wszystkie klany w mieście są w pewien sposób powiązane z Księciem i całują mu rzyć, aż ta błyszczy, bo jakimś cudem ów Książę miałby stanowić filar bezpieczeństwa i stabilności wśród Spokrewnionych. No, pewnie, widać, jak stabilne jest to miasto.
- I ludzie się dziwią, czemu Anarchowie nie dość, że odcinają się od Wieży, to jeszcze nawet nieźle sobie radzą - rzucił niby gdzieś w przestrzeń. - Szczerze? Nie byłbym zaskoczony, gdybym pewnej nocy się obudził i okazało się, że emigrowałem na północ. Taka z obecnej Camarilli ostoja stabilności, że po połowie "klasy panującej" został pył, młodzi starają się jakkolwiek na ślepo to ogarnąć, a mój własny klan musi od podstaw odbudowywać wszystko, co straciliśmy. Nagle jak tak o tym mówię, dziwię się, że Nosferatu jeszcze w ogóle siedzą "u nas".
Tymczasem, wracając do pomysłów Kendry, potencjalny pucz z jej strony nie brzmiał jak zły pomysł. Z pewnością młodsza osoba na stołku, jakkolwiek obeznana z tym, co dzieje się w mieście, mogłaby uczynić wiele dobrego. Z drugiej strony dopiero co dostała do rąk własny klub i już marzy jej się tron? Trochę porywała się z motyką na księżyc, tak na jego gust; miał nadzieję, że o tym wiedziała. Z chęcią przyjął papierosa i zapalił go swoją wierną zapalniczką. Zaoferował ognia kobiecie.
- A wracając na chwilę do spraw codziennych: jakie masz plany teraz? Dajmy na to, na najbliższy tydzień?
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Uroki pierwszych dni

#19
Kobieta nie omieszkała skorzystać z oferowanego ognia. Łapczywym haustem wciągnęła w siebie nutkę dymu i z widocznym ciężarem, zaczęła go z siebie wypuszczać. Oczywiście zgadzała się ze wszystkim co powiedział jej kompan, to też pozwoliła sobie na delikatny uśmiech, jakby potwierdzający, że siedzą w tym bagnie razem. W końcu jednak planowanie obalenia rządu i przejęcia kontroli po raz kolejny musiały zejść na bok, ta jedynie oblizała górną wargę, zerkając w kierunku ozdobnej figury. Oczywiście tylko na chwilę, jakby chciała się upewnić, że po raz kolejny metalowe ślepia, nie osądzają jej po tym wywodzie. – Tak z szarej rzeczywistości? To co do tej pory. Zapieprzać, żeby odbić się od dna. - Przerywając na moment, po raz kolejny włożyła papierosa do ust i zostawiając go tam na moment bez trzymanki, w skazała delikatnym ruchem na klub, jako całość. – Narobiłam szumu w elizjum, że ogarnę ten klub dla Camy i zrobię z niego posterunek. Potem okazało się, że właścicielem jest Tyrell, więc musiałam wypiąć się przed Ventrue, żeby mi go oddał. Mogę sobie tu robić co chcę tak długo, jak będą dostawać swoją forsę. - Ambrelash bujnęła się na krześle raz w lewo, raz w prawo, po czym rozłożyła ręce. – Polityka. ALE jeśli chcesz mnie zaprosić na kawę, to śmiało mogę dać sobie wolne. To miejsce prawie prowadzi się samo. Jak będziesz miał ochotę też wpaść ogarnąć temat tych kamery, to też na pewno wyjdzie ekstra. Poza tym pewnie na dniach wpadnę do teatru, poopowiadam, że przejęłam ten klub i może połapię jakieś nowe kontrakty, przysługi i takie tam. No i temat Ike mamy wciąż otwarty. Co z tym właściwie robimy?

Re: Uroki pierwszych dni

#20
Ach, czyli taka była relacja między nią a Tyrellem. Była nie tyle jego partnerką w interesach, co dłużniczką. Dopóki będzie dostawać dolę za "wynajmowanie" Kendrze klubu, dopóty ona może tu robić, co chce. Jak jebany mafioso. Jeszcze nie przyszło mu spotkać się twarzą w twarz z żadnym Ventrue, ale już niespecjalnie podobał mu się ten klan.
- Z kamerami jeszcze się zobaczy - oznajmił, zaciągnąwszy się papierosem, Maddox. - A tymczasem nie potrzebowałabyś tu może dodatkowej pary rąk do pracy? Dajmy na to w ramach ochrony? Mnie przyda się parę baksów, tobie dodatkowa pomoc w ogarnianiu tego miejsca, nawet jeśli prowadzi się samo. Tymczasem sprawa Ike'a... - Kolejne pociągnięcie papierosa. - Już puściłem info do reszty klanu, może ktoś się czegoś dowie na temat tego Coopera. Mógłbym też zajrzeć do Brujah i powiedzieć, co wiem, ale ostatnim razem jak chcieli się wybrać na poszukiwania Camerona, Anarchowie omal ich nie przewentylowali. Nie widzi mi się specjalnie posyłać całego klanu na wojnę z Sabbatem.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Uroki pierwszych dni

#21
Zapytana o wakat dziewczyna, delikatnie uniosła lewą brew do góry, delikatnie zaskoczona tym tematem. Oczywiście nie zamierzała mówić nie. Potrzebowała tylko chwili, aby faktycznie wymyślić, do czego mogłaby wykorzystać kogoś takiego jak ukryty. – Nah. Póki co niczego bym nie sprzedawała poza twoje zaufane kontakty. To wartościowe informacje i mogą strasznie sporo namieszać. Zwłaszcza wśród brujah. - Dopiero na moment przed kolejnym zaciągnięciem się papierosem, toreadorka zorientowała się, że zapomniała o tak istotnym aspekcie jakim jest popielniczka. Trzymając filtr między palcami odsunęła się więc wraz z krzesłem, by wydobyć ją z dolnej. Jej ruchy nie były jednak na tyle zgrabne, jakby chciała, to też nim popielniczka była gotowa do użytku, mała kupka popiołu opadła na przesadnie czysty jak do tej pory blat. Z jej ust nie wydobyły się komentarz względem tego zajścia, lecz kształt, który przybrały, sugerował niewypowiedziane przekleństwo. – I pewnie, jak się oferujesz, to na pewno znajdę dla ciebie jakieś zajęcie. Ochroną co prawda zajmuje się Jim - nie wiem czy miałeś okazję poznać. Młody Murdocka. Ale mam kilka pomysłów, co zrobić, by mi też to miejsce przyniosło kilka centów. Nie będę ci robić rozmowy rekrutacyjnej, ale muszę zapytać… W czym właściwie się specjalizujesz?

Re: Uroki pierwszych dni

#22
A właśnie, nie było tu popielniczki. To chyba dobrze, że Maddox do tej pory zaciągał się fajką dość oszczędnie, więc nie naniósł jeszcze tyle popiołu, co gdyby brał bucha bardziej łapczywie. Dopiero kiedy Kendra wyciągnęła naczynie z szuflady, jednocześnie samej robiąc syf, Gene przysunął papierosa i strzepnął z niego popiół do środka.
- Młody Murdocka, co? Ta, słyszałem od tatusia. Przesyła pozdrowienia - powiedział z przekąsem. Skoro Amberlash widziała się już z Jimem i zdążyła nawiązać z nim współpracę, wiedziała pewnie o niezbyt miłej sytuacji między wampirzym ojcem a wampirzym synem. Następnie, gdy przyszła pora na jego referencje, uderzył się wolną ręką w pierś, uśmiechając dumnie. - '90 do '91, Zatoka Perska. US Army w stopniu sierżanta. Coś stamtąd wyciągnąłem - i typowo wojskowego, i bardziej użytecznego w cywilu. A ostatnio jeszcze robię sobie kursy z programowania. A przez "kursy" mam na myśli próby ogarnięcia samodzielnie, jak co działa i liczenie, że nic nie spieprzę.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Uroki pierwszych dni

#23
Ciekawskie spojrzenie Ambrelash nawet na moment nie zeszło z Dogenesa, poza momentami, gdy mrugała. Z całą pewnością wyglądała na kogoś, kto jest pod wrażeniem, lecz biorąc pod uwagę jej dynamiczną jak do tej pory mimikę, mogła udawać. – Dziękuję ci za twą służbę. - Odpowiedziała wyuczoną formułką, delikatnie uginając przed nim kark. – Zgaduję w takim razie, że masz nerwy ze stali. - Dodała przy okazji, gładząc się kciukiem po podbródku. – Dobra. Jak wspominałam wcześniej, prowadzę to miejsce i mam procent z zysków. Całość leci do kieszeni Tyrella albo kogoś nad nim. Miałam kilka pomysłów na zwiększenie przychodów, nie wykluczając wiązania krwią bogatych złamasów, ale… - Przerwała, lecz nie dlatego, że się wahała, lecz dlatego, że przeszła przez nią widoczna nutka ekscytacji, objawiają się płynnym przejściem języka po dolnych zębach. – Gdybym miała ten klub na własność, mówilibyśmy tu o zupełnie innej grze. O zupełnie innych pieniądzach. Myślisz… że byłbyś w stanie dowiedzieć się czegoś o moim Ventrue?

Re: Uroki pierwszych dni

#24
Maddox zasalutował jej niedbale w odpowiedzi na wyuczoną formułkę. Osobiście był daleki od lubienia jej; ot, coś, czego ludzie się uczą, żeby mówić każdemu weteranowi i poklepać się potem po pleckach, bo pamiętają i pewnie zrobili człowiekowi dobrze zamiast faktycznie ewentualnie pomóc. Cóż, przynajmniej Kendra wydawała się pod faktycznym wrażeniem jego doświadczenia - to już bardziej do niego przemawiało.
- Daj mi chwilę, a pewnie jeszcze przypomnę sobie obelgi po arabsku - zaśmiał się krótko. Ale fakt, z całej jego poprzedniej drużyny tylko on wyszedł z Kuwejtu bez tak wielkiego szwanku. Pomijając oczywiste, nie było z nim aż tak źle. - Pewnie miałbym pomysł albo dwa, jak dorobić tu sobie na boku. Co byś powiedziała na klub pojedynkowy slash bokserski? Zebrać paru chętnych, może nawet Brujah albo dwóch, niech tłuką się po ryjach ku uciesze gawiedzi i ich portfeli.
I przy okazji chciała powęszyć przy swoim "dobroczyńcy". Nie dziwne. Zgiąć kolano przed kimś to jedno. Zgiąć kolano przed totalnym dupkiem to drugie. Udupienie takiego typa jak Tyrell mogłoby być zabawne.
- Mógłbym powęszyć tu i tam. Aczkolwiek klan aż tak dużo o Ventrue jeszcze nie wie. Cóż, wyzwania są fajne - Pociągnął dłuższego bucha. Pozwolił dymowi utrzymać się przez dłuższą chwilę w ustach, aż wypuścił go nosem. Wyglądał przy tym jak smok. Groteskowy, pokryty żyłami, perwersyjnie "uśmiechnięty" smok. - Chociaż już teraz mógłbym mieć coś, co mogłoby cię pokierować w jakimś kierunku. Nie jest w stu procentach pewne, że ten klub faktycznie należy do Tyrella. Miałaby w tym siedzieć jeszcze Shaw. Danielle Shaw? Tak jej było?
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Uroki pierwszych dni

#25
Słysząc propozycję organizacji mordobicia, kobieta instynktownie zmrużyła oczy. Ambrelash nigdy nie była jakąś wielką fanką przemocy, lecz bardzo szybko dotarło do niej, jak potencjalnie zyskowny mógłby być to pomysł. Oczywiście zaintrygowanie również nie było czymś, co zamierzała przed nim ukrywać. Wciąż pojawiało się mnóstwo pytań, jak zorganizować takie wydarzenie, by nie skończyło się nalotem policji czy czymś podobnym, ale gdyby faktycznie to dobrze rozplanować… Na trzysta procent warto było mieć ten pomysł z tyłu głowy.
Temat ventrue oczywiście był dla niej z jasnego powodu znacznie bardziej istotny, to też niemal z zapartym tchem słuchała nosferatu. – Danielle Shaw. Ostatnia, aktywna Harpia Camarilli. Dokładnie ta sama, która skontaktowała mnie z Tyrellem, o którego istnieniu nikt w elizjum nie miał pojęcia. - Papieros po raz kolejny i ostatni zawędrował do ust wampirzycy, która głębokim zaciągnięciem, dopaliła go do końca. Spokojnie wypuszczając dymek, zaczęła nieco nerwowo wcierać niedopałek w popielniczkę, jakby jej najgorsze obawy właśnie zaczynały się spełniać. – Ventrue z krwi i kości. Sam fakt, że o niej wspomniałeś sugeruje, że mamy jackpot. Od początku to wszystko wydawało mi się zbyt proste. - Lekkie podirytowanie jednak dość sprawnie przerodziło się w rozbawienie, jakby fakt, że ktoś wyżej postawiony bezczelnie nią manipuluje, nie był dla niej niczym nadzwyczajnym.
– Matko… Starsi naprawdę nie potrafią wytrzymać paru godzin bez nabijania kogoś w butelkę. Tak czy inaczej propozycja z mojej strony dalej aktualna. Jestem za mała, by otwarcie stanąć przeciw niej w elizjum, ale to nie znaczy, że nie da się jej ograć… Gdybyśmy faktycznie mieli dostęp do Elijah’a, możliwości byłyby nieograniczone. - Ogień w oczach róży zaczynał niemal realnie iskrzeć, lecz i ten zapał, musiała zdusić w zarodku. – Ale w sumie... Nawet jak będziemy coś mieli, to podkopywanie jedynej, chodzącej skarbnicy wiedzy, byłoby dla Camarilli gwoździem do trumny. Brałam pod uwagę zostanie harpią, ale stworzenie całej siatki przepływu informacji zajmie mi tygodnie o ile nie lata. Tak długo jak nie będzie miała konkurencji, będzie nietykalna. - Kilka kiwnięć głową sugerowało raczej wstępną kapitulacje, lecz momentalnie twarz dziewczyny spoważniała. – Wybacz ten huragan myśli, ale właśnie coś do mnie dotarło. Shaw jest w tym momencie kluczowa na dworze. Jej ostatni konkurent… Nawet jeśli ten cały Cooper trzyma z Sabatem, to skądś musiał mieć informację o tym, kogo Cameron miał wybranego jako potomka. Wiem, że to brzmi jak teoria spiskowa, ale strzel mnie w twarz, jeżeli tej suce nie byłoby to absolutnie na rękę. - Dziewczyna oparła oba łokcie na biurku, by na złożonych dłoniach oprzeć usta. Jej spojrzenie wciąż niezmiennie trzymało się na twarzy jej gościa.

Re: Uroki pierwszych dni

#26
Atmosfera się zagęściła. Czyżby jednak Cooper nie należał do Sabbatu, a do ich własnej Spokrewnionej, do Shaw? To, co mówiła Kendra, miało sens. Jeśli jest coś, co Spokrewnieni uwielbiają, to iść do celu po trupach. A jeśli trupem jest ktoś, kogo nieszczególnie lubisz, tym lepiej. Cameron jest Harpią. Liberty ginie. Cameron znika. Urząd się zwalnia. Na stołek wskakuje Shaw. To miało ręce i nogi.
- Taka wielka z nich ostoja stabilności, a patrz, co robią sobie nawzajem, byleby mieć więcej w kieszeni, kurwa mać... - powiedział z pogardą i pociągnął papierosa do samego filtra. Wcisnął niedopałek w popielniczkę. - Ja rozumiem, że jedynym prawdziwym przyjacielem Spokrewnionego jest on sam, ale do jasnej cholery! Jednak może ci z Angry Beaver mieli rację. Na co ci hierarchia, kiedy nie możesz zaufać swoim komendantom? Co jeszcze? Może Shaw jest po kryjomu sympatyczką Sabbatu, co? Jak już kreują się takie szalone plany, to równie dobrze możemy do reszty popuścić wodze fantazji.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Uroki pierwszych dni

#27
Zagryzając w połowie palec wskazujący, dziewczyna z coraz większym niepokojem wpatrywała się w swojego towarzysza. W pewien sposób przerażało ją to, jak wiele sensu miały wnioski do których doszła a fakt, że Diogenes potwierdził, iż widzi kolejne wzorce jedynie dolewało oliwy do ognia. Słowa o hierarchii i nieufaniu komendantom wbiły się w jej umysł z pewnością, że wykorzysta ten cytat w przyszłości. Kendra chciała być inna. Chciała wejść na szczyt, zjednać spokrewnionych i stamtąd rządzić sprawiedliwie, lecz jeżeli już na samym starcie miałaby styczność zagrywkami w stylu rzucenia jednego ze współpracowników na śmierć tylko po to, by umocnić swoją pozycję… dalej mogło być tylko gorzej. To nie była jej liga, lecz chcąc nie chcąc, była już częścią gry. – Mi Shaw wydaje się graczem pozbawionym skrupułów, ale nie wiem… Nie wiem. Może po prostu jakaś część mnie tak bardzo nie chce uwierzyć w twój scenariusz, że zaczynam go wypierać. Nie wiem. - Dłonie toreadorki ruszyły na jej twarz z nadzieją, że kilka lżejszych klepnięć ściągnie ją na ziemie. Cóż. Sukces był połowiczny. Wdech. Wydech. – Schodząc na ziemię – na ten moment zakładamy, że Danielle za pomocą Tyrella próbuje wziąć mnie pod but. Trzeba sprawdzić, czy to na pewno jej klub i potem ustalimy, jak chcemy w to grać. Drugą, równie ważną rzeczą będzie wycisnąć wszystko co możliwe o Cooperze, bez ruszania tematu na salonach. W końcu jeśli nasz czarny scenariusz jest prawdziwy, to mogę mieć nieproszonych gości w klubie. Musimy też spróbować dowiedzieć się, kto sprzedał temu Leonowi informacje o niedoszłej pijawie. Ike był raczej lubiany, ale na pewno miał jakichś wrogów. Musiał to być jednak ktoś z jego otoczenia. Ktoś, kto wiedział, kogo zamierza spokrewnić. - Sposób, w jaki mówiła, myślała i planowała, wprost zdradzał, że w jej życiu działo się coś więcej, niż zabawianie ludzi na deskach teatru czy dotrzymywanie towarzystwa jako ładna ozdoba, lecz w końcu była w towarzystwie przyjaciela. – Od czego powinniśmy zacząć?

Re: Uroki pierwszych dni

#28
Zadziwiające, jak tak wszystko sobie układał w głowie i miało to sens. Czyżby Spokrewnienie dało mu w ramach "nagrody pocieszenia" za zostanie Nosferatu jakieś dodatkowe szare komórki? A może już wcześniej taki był, tylko tego do tej pory nie dostrzegał? W końcu i za życia potrzebował gromadzić i przetwarzać informacje, żeby przeżyć i pomóc innym przeżyć.
- Jak jesteś na takim stanowisku, to oczywiste, że prędzej czy później ktoś cię znienawidzi za sam fakt istnienia - skomentował słowa Kendry. - Jeszcze zanim przyszedłem, zagadałem do paru swoich... Jak wrócę do siebie, ktoś powinien się już odezwać - zasugerował. - Myślę, że najlepiej będzie na ten moment kontynuować "zgodnie z planem" i przy okazji szukać dodatkowego źródła zarobku. Tyrell dostanie swoją forsę, a ty też coś dla siebie zgarniesz i miejmy nadzieję, że nie tylko parę centów i kopa w tyłek. Ja w międzyczasie mogę rozejrzeć się jeszcze za jakimikolwiek brudami na Tyrella oraz Shaw. Nie gwarantuję, że wyciągnę coś szczególnie ciekawego, bo akurat Nosferatu tak głęboko u Ventrue nie siedzą, ale pewnie złapię jakiś trop.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Uroki pierwszych dni

#29
W pełnym skupieniu dziewczyna rejestrowała kolejne słowa, równocześnie starając się ułożyć sobie w głowie wszystkie fragmenty układanki. Pomimo tego, że rozmowa z nosferatu potoczyła się zupełnie inaczej, niż ta planowała, tak zdecydowanie nie mogła powiedzieć, że czuła się stratna. Bądź co bądź dostrzegła nową perspektywę i ogromne pole, na którym oboje będą mogli się poruszać. Oczywiście o ile niczego nie spieprzą. – Brzmi sensownie. Wciąż jest zbyt wiele niewiadomych, by robić jakieś odważne ruchy. Jeśli chodzi o podziemny krąg, to przemyślę to. Pomysł wydaje mi się w porządku, ale chyba muszę się z tym przespać. - Ambrelash opadła na fotel, po czym odchylając głowę do tyłu znów zerknęła na Diogenesa. – Bądź ostrożny, dobrze? - Choć pozornie starła się brzmieć na niewzruszoną, tak niezbyt próbowała ukrywać nutkę troski. – Nie będziemy mieli drugiej szansy.

Re: Uroki pierwszych dni

#30
Czegoś tam już się oboje domyślali, ale na razie były to, no właśnie, tylko domysły. Nic, z czym mogliby zrobić więcej, jeśli nie dostaną pewników. Dlatego też działanie zgodnie z poprzednim "planem", jaki dał Kendrze Tyrell w ramach zarządzania lokalem był najlepszą opcją, by przypadkiem żadnego z nich nie nakrył.
- Ej, w razie czego może zagadam do Angry Beaver, czy nie daliby nam azylu politycznego, co? - zaśmiał się, chociaż wciąż istniała szansa, że przyjdzie im właśnie szukać schronienia wśród Anarchów. Anarchowie nienawidzili Camarilli, ale uciekinierów przyjęliby z otwartymi ramionami. - Jeszcze dzisiaj do ciebie zadzwonię, powiem, czego się dowiedziałem. Potem pewnie będę przez chwilę zajęty, bo jeszcze coś mi wypadnie.
To powiedziawszy, Diogenes poderwał się z krzesła. Założył na powrót maskę, czapkę i kaptur kurtki, i udał się w kierunku wyjścia, machając jeszcze Kendrze na odchodne.
I faktycznie, jakiś czas później, jeszcze tej samej nocy, Amberlash otrzymała SMSa od swojego ulubionego filozofa:
"Są jakieś wieści dotyczące Coopera. Zła wiadomość: nie żyje, więc z niego samego nic już nie wyciągniemy. Chyba że znasz jakieś medium. Dobra wiadomość: wiem, gdzie gliny trzymają jego rzeczy. Chyba się tam wybiorę."
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość

cron