Nowe znajomości

Zakończono | Prolog, Marzec 2004 | Downtown | Moore Theatre

Image

Nowe znajomości

#1
— Pieprzony teatr. — Mruknął pod nosem mężczyzna skryty w zaułku ulicy, spoglądając z zniesmaczeniem na siedzibę Elizjum. Od dłuższego czasu z nieukrywanym obrzydzeniem obserwował arterie miasta, patrzył spod byka na budynki, spluwał na widok przechodniów snujących chodnikami.
Zanim ruszył, obejrzał winkle alejek, jakby obawiał się zasadzki, a chwilę później wyruszył żwawym tempem, nie oglądając się za siebie. Wpadł do środka przybytku jak burza, z gniewnym spojrzeniem zlustrował wnętrze i zmrużył oczy z dezaprobatą, gdy jego mózg przetworzył bodźce. Zacisnął szczęki, zadrżała mu żuchwa. Szedł dalej, potrącił po drodze nieznajomego, prawie powalając go na ziemię. Na chwilę zatrzymał się przy schodach. Odliczył każdy stopień, zanim wszedł po nich na górę, a kiedy już wchodził, w połowie drogi przyśpieszył, aby w biegu wparować do samego Elizjum.
— Nie mam czasu na te bzdety! — Wycedził, gdy od razu z szatni przekroczył próg sali, do której przybywali nieumarli, aby załatwiać w konfidencji swoje sprawy. Otoczka elegancji, wygody i dobrych manier została pogwałcona samą obecną Benjamina Walkera, którego wygląd prawie dorównywał bezdomnym, a jedynie trzeźwe oczy i dobra budowa sugerowały, że pod warstwami przemokłych od deszczu i śmierdzących ubrań skrywało się sprawne ciało.
Odruchowo zmierzył wzrokiem bywalców, a tamci mogli przyuważyć upiorność tej czynności, bowiem Walker zupełnie ich nie rozpoznawał, raczej patrząc przez nich samych, jakby byli przezroczyści. Zaszokowanym okiem ocenił każdy milimetr podłogi, żeby sekundę później powitać ją zabłoconym, jeszcze mokrym butem, który zostawił brudny ślad. Mężczyzna zbliżył się do lady barowej.
— Szukam Toreadorki — powiedział głośno, za głośno jak na tutejszy klimat, celując w przestrzeń, niżeli do konkretnego osobnika. — Tej młodej, Ambrelash — dokończył z niesmakiem w ustach, jakby przeżuwał popiół.

Re: Nowe znajomości

#2
Młoda managerka klubu, chcąc nie chcąc musiała trzymać rękę na pulsie, jeżeli zamierzała choćby zbliżyć się do statusu harpii. Zgarnianie ploteczek w elizjum należało więc do jej obowiązków, a dzisiejszy news o nowym toreadorze, który na dniach ma się spotkać z księciem w ramach „zameldowania” z pewnością był doskonałą kartą do kolekcji, której wykorzystanie leżało przecież w zasięgu jej możliwości. Od zdobywania szczegółów wybił ją jednak wyjątkowy performance nieznajomego jegomościa, który w iście wyjątkowym jak na to miejsce stylu, dokonał brutalnego gwałtu na wszystkich zasadach dobrego wejścia. Z pewnością nie tylko sama Kendra zwróciła na niego uwagę, lecz ciężko byłoby tu mówić o odczuciach pijawek dookoła. Dziewczyna patrząc na potencjalnego bezdomnego czuła nutkę niepokoju, która eskalowała do rangi całego koncertu, gdy z jego ust padło jej nazwisko. Przełknąwszy ślinę zerknęła na swojego dotychczasowego rozmówcę. Ten niestety jak na złość rozpłynął się w powietrzy, nie zapewniając jej nawet grama wsparcia, przy nadchodzącej konfrontacji. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Image Jedna Ambrelash raz! - Jej przyjemny i melodyjny głos, podobnie jak i nieznajomego przebił się przez warstwę ogólnego szmeru, a ona sama ruszyła w jego stronę, starając się nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Nie miała pojęcia, czego powinna się spodziewać, lecz była przekonana, że w razie problemów opiekun elizjum zdąży przyjść z pomocą zanim głowa róży nieodwracalnie odłączy się z ciałem. W końcu docierając do celu, oparła się bokiem o blat barowy, nieco dokładniej przyglądając się „poszukiwaczowi”. Choć jej serce biło nieco szybciej, tak twarz doskonale masowała wszelkie oznaki strachu czy niepewności. Przynajmniej na razie.
Image Dobry wieczór nieznajomy. Przyznam, że to bardzo oryginalne wejście. W czym mogę pomóc? - Zapytała przyjaźnie, starając się wybadać intencje ukryte za maską zakapiora.

Re: Nowe znajomości

#3
Benjamin zagryzł wargi w grymasie bólu, gdy było mu dane usłyszeć niejaką Ambrelash. Mimowolnie rozejrzał się po całej sali, zaniepokojony, jakby dźwięk jej głosu rozlegał się z każdej strony, a nie konkretnego kierunku. Nie uspokoił się nawet, gdy poszukiwana przez niego kobieta się zbliżyła. Została powitana nie gestem czy kurtuazją ze strony Walkera, a rozłoszczonym spojrzeniem. Jego wzrok przeszył dziewczynę i dziwnie ją oglądał. Jak obraz, który wymaga interpretacji i nie był oczywisty w odbiorze.
— Czy to na pewno ty? — zapytał zirytowanym głosem. — Wszyscy wyglądacie dla mnie tak samo — ciągnął przekaz, mrużył oczy. — Czy to ty jesteś tą dziewczyną, o której wszyscy mówią? Czy jesteś tą Ambrelash, która wszędzie wtyka nos i rozmawiała z każdym pieprzonym umarlakiem Seattle?

Re: Nowe znajomości

#4
Widząc mowę ciała mężczyzny, toreadorka poczuła nieprzyjemny dreszcz, rozchodzący się po całych plecach. Słysząc jego słowa przez moment zaczęła żałować, że faktycznie w ogóle się odezwała. To nie był jednak czas i miejsce na podkulanie ogona i chowanie się po kątach. W elizjum wszystko było częścią gry. Wiedziała, że ma na sobie spojrzenia prawdopodobnie WSZYSTKICH tu obecnych. Zignorowanie tak widowiskowego wywołania do tablicy byłoby aż nazbyt widoczną oznaką słabości, a na to w obecnej sytuacji nie mogła sobie pozwolić. Uśmiech róży spochmurniał więc nieco, przeobrażając się stopniowo w malunek niezadowolenia i podejrzliwości.
Image Tak. To ja jestem tą gówniarą, która próbuje dotrzeć do wszystkich, którzy nie mają tego miasta w dupie. O co chodzi? - Choć jej głos wciąż brzmiał melodyjnie, tak ilość cukru w każdym słowie zmniejszyła się o sto procent.

Re: Nowe znajomości

#5
Zdawałoby się, że kąciki ust Walkera zadrżały, ale nie pojawił się uśmiech, bo wargi zacisnęły się w cienką kreskę. Mężczyzna świdrował oczy rozmówczyni, lecz nie w celu wywołania groźby czy zbudowania napięcia. Nie próbował naginać jej woli, nie onieśmielał. Patrzył na zupełnie obcy mu gatunek, gdzie reakcją badacza nie była ciekawość, a zimna, niemal wroga ostrożność. Widać było jak na dłoni, że Benjamin wkładał tytaniczny wysiłek do prowadzenia rozmowy.
— Zapamiętałem twój głos, tak jest mi łatwiej — mówił, wystukując palcem nieregularny rytm. Długi paznokieć pukał w blat.
Znów wykrzywił twarz z wyrazem irytacji. Coś go tknęło.
— Sam od niedawna próbuję wynurzyć się z tego potoku gówna — wyjawił cichym głosem, uspokajającym się po nagłym i niespodziewanym impulsie. — I nie mam tego miasta w dupie tak jak ty. — kontynuował już głośniej, znów za głośno. Przestał patrzeć w oczy rozmówczyni, zerknął za nią.
Przeleciał wzrokiem po raz kolejny po całym pomieszczeniu.
— Szukam księcia — wyłożył pierwszą kartę zupełnie otwarcie — Jednak ja nie mam zdolności, ani talentu po bujaniu się po tym kawiarnianym towarzystwie. Cała ta śmietanka towarzyska to nie na moje nerwy, wiesz? W szczególności, kiedy każdy jeden ma tak samo parszywą mordę — podsumował głośno, nie kryjąc się z przemyśleniami.
Tempo wybijanego rytmu przyspieszyło.
— Mam pytania i mało czasu. Sam tego nie ogarnę, ale z twoją pomocą się uda. W końcu wpadniesz na naszą szefową, musisz. Tacy jak ty zawsze trafiają do celu — stwierdzał, bo nie zamierzał komplementować. — Przydam ci się — znów utkwił na niej oczy. Zdeterminowane, przepełnione gniewem i motywacją graniczącą z manią. — Umiem zabijać.

Re: Nowe znajomości

#6
Wielu osobom dookoła mogło nie podobać się to, że lokalna maskotka próbuje aktywnie działać. Byli też z pewnością tacy, którzy mogli po prostu chcieć się zabawić jej kosztem, wrzucając ją w konflikt z lokalnym brutalem. A może było to swego rodzaju ostrzeżenie od Primogena Gangreli, aby zniechęcić ją do dalszego zadzierania nosa? W tym krótkim ułamku sekundy, gdy kurtyna opadała, w umyśle dziewczyny kłębiły się dziesiątki różnych scenariuszy, lecz finalnie żaden zdawał się nie być prawdziwy. Toreadorka z pełna uwagą słuchała mężczyzny, a jej twarz stopniowo zaczęła okazywać ciekawość i zaintrygowanie. Kiedy tylko zrozumiała, że nie ma kontaktu z psycholem a z kimś, kto w pewien pokrętny sposób oferuje jej swą pomoc, pozwoliła sobie nawet na delikatny uśmiech, zza którego wyłaniały się jedynki.
Image Szukasz Doe? - Zapytała niemal szeptem, jakby licząc, że przyciszony głos zneutralizuje skrajnie głośne komunikaty swojego rozmówcy.
Image To miejsce chyba odrobinę ci nie służy. Może przejdziemy się na świeżym powietrzu, co? - Dodała po chwili, kiedy już udało jej się zebrać myśli. Mężczyzna z pewnością wyglądał na takiego, który „umie zabijać” i tym bardziej „przydałby jej się”, ale dobijanie targów z pewnością miało więcej sensu, gdy wszystkie, ciekawskie pijawy nie stały akurat obok. Unikając kontaktu fizycznego, Kendra zasygnalizowała ręką, w którą stronę zamierza iść, jakby licząc na to, że ułatwi to nieznajomemu zrozumienie komunikatu. Dopiero po wyjściu na zewnątrz i odstawieniu kilku kroków od „zatłoczonego” teatru, zdecydowała się kontynuować napoczęty temat.
Image Dlaczego szukasz Księcia?

Re: Nowe znajomości

#7
Zadrżała powieka Walkerowi, gdy usłyszał propozycję wyjścia. Zanim odpowiedział, wykrzywił twarz z odruchu wstrętu.
— Zgoda. Śmierdzi trupiarnią, ledwo wytrzymuję — odrzekł niskim, chrapliwym tonem.
Na moment wykrzywił usta, ujawniając wysunięte kły. Walker przybył tutaj głodnym, być może właśnie balansował na włosku, gdyż z zainteresowaniem śledził poruszenie ścięgien na szyi kobiety. Mężczyzna nie był świadomy tego, iż zdradził swój stan rozmówczyni. Oderwał od niej wzrok z trudem, gniewnie łupnął na widownie jak byk gotowy zaszarżować i żołnierskim tempem zamierzał opuścić piętro foyeru. Szedł pierwszy, niemal torując przejście. Zbiegł ze schodów, przeskakując po kilkanaście stopni, z impetem barków uderzył drzwi klatki schodowej, żeby w następnej chwili wyjść z przybytku, popychając z niemałą siłą główne drzwi wyjściowe.
Nagle zatrzymał się na środku chodnika, zniecierpliwieni ludzie omijali go, niektórzy z nich zerkali na niego podejrzliwie, jak na dziwaka. Benjamin Walker ogarnął okiem całą okolicę, zaszokowany, na wskroś poruszony. Nie było to wzruszenie czy poczucie ekscytacji. To były oczy człowieka patrzącego na wizję wykręcającą żołądek na drugą stronę, wejrzenie osoby świeżo przebudzonej z koszmaru.
— Tam będzie dobrze — wskazał ruchem głowy na zaułek. — Idziemy — ruszył, tym razem u boku Toreadorki, w równym tempie. — Lubisz metafory? Jakbyś ujęła ten pierdolnik, który właśnie opuściliśmy? — niespodziewanie zapytał, zmieniając temat rozmowy. — Ktoś powiedziałby, że to ironiczna poezja. Na moje, to obsrany grób, którego jeszcze nie zasypano solą — dokończył dygresję poważnym głosem, dalej poddenerwowanym.
Spokrewnieni wkroczyli w cienie zaułka. Benjamin oparł się o ceglaną ścianę budynku. Skąpany w mroku, światła samochodów czasem odsłaniały na jego sylwetkę. Zmarszczki mężczyzny zdawały się wtedy głębsze. W oczów bił głód, a nerwowe ruchy nie wróżyły niczego dobrego.
— Potrzebuję akceptacji od Doe. Jestem dzieciakiem Sierry — ujawnił z przekąsem. Czterdziestoletni facet dzieciakiem potwora wyglądającego na gówniarę. — Odkąd książę jest na celowniku bydlaków z Sabbatu, stała się nieosiągalna. — Tłumaczył bez żadnej gestykulacji, jedynie poruszała się jego głowa, zaś na twarzy odciskały się negatywne emocje. Rozdrażnienie, zmęczenie, gniew. Postawa mężczyzny przypominała podpalony lont.
— Sama widzisz, że raczej nie wytwarzam odpowiedniego klimatu na rozmowy przy kieliszku wytrawnego wina, dlatego właśnie potrzebuję kogoś takiego jak ty. Dla ciebie tamten kurwidołek — zerknął na teatr — to podium. Pływasz tam jak ryba w wodzie. A jak nie pojawi się tam Doe, ogarniesz od żywych trupów, gdzie się ona znajduje — mówił, nie patrząc na dziewczynę. Śledził ruch uliczny wzrokiem drapieżnika gotowego rzucić się na najsłabszego. — A ja, przebywając w twoim towarzystwie, korzystając z twojego cienia, w końcu na nią trafię. A potem, jak już wycisnę tę cholerną zgodę na pełnoprawne członkostwo, wycisnę również odpowiedzi na inne kwestie — uderzył pięścią w ścianę. Spojrzał z całą mocą zdenerwowania na twarz towarzyszki.
— Tym jednak nie będziesz się martwić, bo to moja sprawa osobista — uciął ten temat, zanim doszłoby do grzebania. — W zamian mogę być twoim...
Zerknął w najgłębszy zakamarek uliczki. Ewidentnie zauważył coś w najczarniejszym kącie.
— Aniołem Stróżem.

Re: Nowe znajomości

#8
Słysząc faktyczną chęć opuszczenia elizjum, w toreadorce obudziły się dwa głosy. Jeden z nich oczywiście pogratulował jej sprawnego zapanowania nad sytuacją i rozsądnym przeniesieniem rozmowy z dala od dziesiątek par oczu. Drugi natomiast marzył jedynie o tym, aby palnąć ją w łeb za tak bezmyślną decyzję, jaką było wychodzenie z TYM KONKRETNYM nieznajomym gdziekolwiek. Każdy jego ruch, każde słowo, każdy gest, każdy tik był flagą tak czerwoną, że jedynie samobójca mógł pokusić się o zignorowanie ich. Z resztą wszystko wskazywało na to, że nie tylko Kendrze przeszło to przez myśl, bowiem świadkowie całego zajścia nie próbowali już nawet udawać, że nie przyglądają się odchodzącej parce. Oj… Z pewnością będą o tym plotkować…
Przebywanie u boku Pana X z pewnością było ciekawym doświadczeniem. Powiedzieć, że młoda nie nadążała za jego zachowaniem, to jakby nie powiedzieć nic. Każdy, kolejny podryg ze strony spokrewnionego coraz to bardziej zbijał Ambrelash z tropu, lecz ta dziwna, pociągająca fascynacja kusiła ją, aby zgłębić te historię do końca. Kiedy znaleźli się w ciemnej uliczce, dziewczyna oparła się o ścianę naprzeciwko krzyżując ręce. Chciała mieć dobry widok na mówiącego mężczyznę. Chciała oglądać każdy jego gest. Każde skinienie palca. Każdy nagły ruch głowy. Każdy grymas przepełniony bólem. Choć nie potrafiła zajrzeć bezpośrednio do jego serca, była absolutnie przekonana, że buja nim dziki sztorm. Sztorm i głód.
Image „Ci co wszystko mogli mieć, ale oni nie chcą chcieć” - Rzuciła po dłuższej chwili tonem pełnym zadumy, zupełnie jak gdyby poświęciła na to zdanie całą energię przeznaczoną dzisiejszy wieczór. Następnie kiwnąwszy kilka razy głowę chwyciła dłońmi ku torebce, z której to wydobyła paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Oczywiście w pierwszej kolejności zaproponowała jedną sztukę swojemu towarzyszowi, a następnie sama wpakowała sobie jedną sztukę do ust. Ogień na krótką chwilę rozświetlił jej twarz, równocześnie podkreślając ślepia, które nawet w tym momencie nieustannie wpatrywały się w potomka Malkavianki. Widząc jego rozdrażnienie, nie do końca była przekonana, która z miliona masek będzie najlepsza na tę konkretną sytuację. Wizja tego, iż następną ofiarą jego ciosu mogłaby być ona sama pozwoliła odrzucić na bok wszystkie te bazujące na „igraniu z rozmówcą”, lecz i na pełną uległość nie należało sobie pozwalać.
– To dość prosty i klarowny układ. Podoba mi się. - Odpowiedziała z delikatną nutą aprobaty oraz kończąc zdanie dźwięcznym ciamknięciem. – Doceniam, że twoja matka cię do mnie przysłała. Nie będę ukrywać, że w obecnej sytuacji przyda mi się anioł stróż. - Spojrzenie dziewczyny również powędrowało w kierunku najczarniejszego kąta, lecz nie dostrzegając w nim niczego ciekawego, wróciła do swojego rozmówcy.
Image Odnoszę jednak wrażenie, że coś innego zajmuje twoje myśli bardziej, niż powinno. - Podczas wypuszczania stróżki dymu, wolna dłoń dziewczyny popłynęła w kierunku ramiączka jej sukienki, delikatnie odsuwając je na bok środkowym palcem . Póki co nie była to jednak propozycja. To było pytanie. – Jak się nazywasz? - Dopytała nieco ściszonym głosem, ponownie zaciągając się papierosem.

Re: Nowe znajomości

#9
Nagle cała uwaga mężczyzny skupiła się na drobnym geście dziewczyny, jakim było wyciągnięcie papierosa z paczki. W szoku obserwował on zapalenie wyrobu tytoniowego i zignorowawszy propozycję poczęstowania się, z niedowierzaniem oglądał dym uwalniany przez usta palaczki. Patrzący na nią wygłodniały wampir uniósł brwi, gdy środkowy palec obserwowanej leciutko poruszył ramiączko sukienki, lecz spojrzenie to ujawniło na moment uprzedzenie, jakby gest kobiety był groteskowy. W oczach Malkaviana, Toreadorka była czymś innym, a pomimo niewielkiej odległości pomiędzy nimi, dzieliła ich przepaść poznawcza. Tkaninę rzeczywistości anioła stróża zabarwiły inne palety barwy, być może wymagające nazwania i odkrycia.
— Coś innego zajmuje moje myśli. Ha, ha, ha! — wymusił z siebie sztuczny śmiech, brzmiał on sucho, bez polotu, ocierał się o granicę karykatury. — A to dobre. To niedopowiedzenie jest zajebiście dobrym żartem, który muszę koniecznie zapamiętać — podsumował sarkastycznie, niemiłym głosem i jeszcze bardziej niemiłą intencją. — Pływam po uszy w gównie i nie widzę końca tego syfu. Narodziłem się na wojnie, gdzie krwiożercze skurwysyństwa nie tylko mordują siebie nawzajem, a jeszcze na dodatek traktują ludzi jak bydło na ubój. Na dodatek jestem ostatnim ogniwem tego łańcucha, bo dopóki nie wyrecytuję wierszyka o Tradycjach, jestem nikim — pozwolił sobie na wylewność. Brzmiało to jak narzekanie, lecz w istocie był to samonapędzający się silnik wkurwienia. — To brzmi jak kiepski tydzień, a to jedna czwarta jeszcze gorszego miesiąca — pozwolił sobie na suchy żart.
Odepchnął się od ściany, zmniejszając odległość do kobiety. Zatrzymał się na dystans wyciągniętego ramienia.
— Lubię działać. Myślę i robię rzeczy szybko, więc kombinuję — płynnie przechodził do innej kwestii. Nieustannie patrzył Róży w oczy, ograniczając mowę ciała do absolutnego zera. Walker nie był pobudzony Rumieńcem Życia. Kiedy mówił, jego ciało trwało w nienaturalnym bezruchu. Raptowne poruszenie kończynami czy niespodziewanie wygięcie głowy przypominało ruch lalki wprawiony ręką niezgrabnego animatora. — Szukam rozwiązań, a ty wyglądasz na bardzo skuteczne rozwiązanie. Baxter i inne wpływowe szychy mówią o tobie, jesteś na językach tych, którzy nami przewodzą. Wprawiasz w ruch machinę zdolną zmienić kolej rzeczy i nawet my, młodzi, słyszymy o twoich staraniach — tłumaczył, jeszcze bardziej zmniejszając dystans. Teraz przekroczył strefę komfortu dziewczyny. — Trwa wojna. Twoja układanka może być zajebiście dobrze zaplanowana, ale jak wpadnie na ciebie pies z Sabbatu i, po porostu, cię zapierdoli, cały misterny plan pójdzie do kosza. Nie możemy sobie na to pozwolić — nagle użył liczby mnogiej, odwołując się do jakiegoś beneficjenta. — To nie jest moja pierwsza wojna. Dopilnuję, żebyś przetrwała to gówno.
Bez skrępowania sięgnął po fajkę Ambrelash i wyrzucił na ziemię.
— Nie pal. — Dodał i przycupnął obok kobiety. Kciukiem zgniatał niedopałek, uważnie obserwując wzory powstałe z mieszanki popiołu i niedopalonego tytoniu.
— Nazywam się Benjamin Walker. — Przedstawił się. Kiedy stracił zainteresowanie petem, dobił go ciężkim buciorem.

Re: Nowe znajomości

#10
Widząc reakcje mężczyzny, toreadorka momentalnie ułożyła ramiączko z powrotem na swoje miejsce, jakby chcąc wymazać swoją groteskową propozycję z kart historii. Oczywiście jednak nie było to już możliwe, to też z kamienną twarzą przyjmowała kolejne nieuprzejmości, serwowane jej przez nieznajomego. Oczywiście naturalna potrzeba obrony samej siebie kotłowała się w niej, wymuszając na ustach ruch sugerujący chęć wyplucia jakichś słów, lecz i te zamiary finalnie porzuciła. Choć potrafiła nie reagować na bardzo szorstki, werbalny nacisk, tak fizyczne ruchy było znacznie ciężej ignorować. Gdy mężczyzna bowiem zmniejszył dzielący ich dystans, twarz dziewczyny zamarła, przeistaczając się w istną definicję niepewności. Nie był to jednak taki sam paraliż, jak u osoby stojącej naprzeciw niej. Ciało róży bowiem wręcz samoistnie dbało o to, aby zachować wszelkie pozory życia takie jak szybszy oddech, mruganie, niekontrolowane drgnięcia mięśni czy nawet przyspieszone bicie serca spowodowane ewidentnym stresem. Przez krótki moment pewne rzeczy mogły wskazywać, że dziewczyna była w stanie zapanować nad sobą nawet w momencie tak potencjalnego niebezpieczeństwa, lecz chwila, w której przełamał jej strefę komfortu, całkowicie przebił tę iluzję. Starając się odsunąć od niego nieco bardziej, zaczęła obracać głowę na bok, równocześnie coraz to mocniej przyciskając plecy do ściany. Podświadomy instynkt krzyczał wręcz wewnątrz jej głowy, sugerując, że najlepszą opcją będzie atak znienacka i ucieczka, lecz zdrowy rozsądek jednoznacznie powstrzymywał nieprzemyślane ruchy, podkreślając sygnały, jakoby Ambrelash w istocie miałaby być dla niego wartościowa w nierozerwanej formie.
Punktem kulminacyjnym spektaklu okazał się być moment, w którym malkavkan postanowił dość dosadnie zadbać o czystość jej płuc swojej nowej podopiecznej. Kendra czując, jak jej rozgrzana dłoń styka się ze skórą zimnego trupa, odstąpiła nieco na bok, by faktycznie mieć nieco wolnej przestrzeni za plecami. Ciekawość w oczach młodej po raz kolejny przyćmiła strach, pozwalając jej w pewien, dość specyficzny sposób dzielić się tym małym przedstawieniem.
Image Wychodzi na to, że siedzimy w tym gównie razem. - Prosty frazes, choć sam w sobie niezwykle powszechny, z ust Ambrelash brzmiał jak coś nad wyraz prawdziwego i wiarygodnego. Zupełnie, jakby sama wierzyła w wypowiadane przez siebie słowa. - Nie ma problemu. Ponasłuchuję nieco i spróbuję zorganizować ci spotkanie z Doe. Nie chcę jednak, byś czuł, że jesteś mi z tego powodu coś winny. - Dodała niespodziewanie, pozwalając swojej buźce przyjąć naturalną, acz nieco dumną postawę.
Image- Faktycznie szykuję się do wojny, ale potrzebuję wokół siebie przyjaciół, nie dłużników. Jeżeli czujesz, że musisz tu być, to chcę byś wiedział, że zwalniam cię z tego obowiązku. Jeśli jednak faktycznie chcesz pomóc mi w walce o Settle… - Pauza trwała krótką chwilę, podczas której toreadorka rozłożyła na bok ręce. – Z chęcią przyjmę twoją pomoc Benjaminie. - Kąciki ust dziewczyny pierwszy raz pomknęły do góry, ukazując ukrytą w niej idealistyczną naturę. Wyciągnąwszy rękę w kierunku Walkera stała tak przez chwilę licząc, na jakąkolwiek faktyczną deklarację intencji z jego strony.

Re: Nowe znajomości

#11
Przykucnięty wampir wysłuchiwał w ciszy słów Kendry, w skupieniu zachowanym w wielkim trudzie, z wyraźną mimiką zniecierpliwienia na twarzy. Tym razem zdawał się on słuchaczem pasywnym, bo zamiast patrzeć na kobietę, wpatrywał się najgłębszy cień zaułka, jakoby właśnie stamtąd dobiegała odpowiedź, nie zaś z ust mówczyni. Wyszczerzył kły i nagle powstał na równe nogi w momencie, kiedy jego towarzyszka skończyła swój wywód.
— Mylisz się — zwrócił się ku ciemnościom. — To jest poświęcenie, którego nie zrozumiesz. Podejmę to ryzyko i dzięki temu coś po mnie pozostanie! — wycedził odpowiedź, odwrócony plecami do dziewczyny. — Coś zrobię, zanim przyjdziesz po mnie, sukinsynie — dokończył z determinacją w głosie, składając obietnicę.
Raptownie zwrócił się ku Ambrelash, a zauważywszy wyciągniętą rękę, bez wahania przybił sztamę swą prawicą.
— Będę twoim żołnierzem i pomogę ci — powiedział wprost. — Oczekuję, że dotrzymasz swojej części umowy — wyznał, patrząc prosto w oczy wspólnika — W zamian będę cię strzec, dlatego wolałbym od tej chwili trzymać się blisko ciebie — przemówił poddenerwowanym tonem, jeszcze nie uwalniając dziewczęcej dłoni z lodowatego uścisku. — Gdzie cię szukać, jeśli się rozdzielimy? — dopiero po zadaniu pytania puścił rękę Róży.
Zbliżył się do granicy półmroku, skąd patrzył na ruch uliczny. Na moment zamarł w bezruchu, stając się posągiem.
— Powinniśmy razem zapolować, wtedy lepiej się poznamy — zaproponował podekscytowanym głosem, który kojarzył się z narkomanem proponującym wspólną działkę. — Słowa nie oddają naszej natury, ale czyny jak najbardziej. Co powiesz, Ambrelash?
Zerknął na nią wygłodniałym okiem, gdzie spojrzenie niemal dorównywało ślepiom Bestii.
— Zapieczętujmy umowę krwią upolowanych? Czy pokażemy sobie nawzajem, czym jesteśmy naprawdę?

Re: Nowe znajomości

#12
Ambrelash dopiero teraz zrozumiała, iż w rzeczywistości w ich rozmowie, (przynajmniej czysto teoretycznie), znajduje się ktoś jeszcze. Ktoś, kogo jej wzrok nie miał możliwości dostrzec. Tym bardziej więc nie wypadało odzywać się do nieznanego bytu, zwłaszcza, że Walker zdawał się mieć wszystko pod kontrolą. Chyba. Gdy ich dłonie splotły się w krótkim uścisku, po raz kolejny poczuła zimny, nieprzyjemny dotyk. Tym razem jednak nie zamierzała na niego reagować. Znacznie prościej było zacisnąć zęby, gdy ktoś, kto przypomina rasowego mordercę, deklaruje ci lojalność oraz wsparcie. Z chwili na chwilę była coraz to bardziej pewna, iż nie musi obawiać się niczego z jego strony. W końcu jeszcze żyła i nic nie wskazywało na to, aby za moment miał zmienić zdanie.
Image Dotrzymam. Obiecuję. - Zadeklarowała mocno, jak gdyby te dwa wyrazy faktycznie związały ją magiczna siłą do tego, aby wywiązać się ze złożonej przysięgi. – Od jakiegoś czasu szefuję w The Underground. Zwykle jestem w biurze. Ewentualnie jak masz telefon, to możemy się też wymienić numerami. - Dodała gładko, mimowolnie zerkając na uwolnioną z uścisku dłoń. Przyglądała się jej przez sekundę, by zaraz potrzeć o nią drugą dłoń. Zupełnie, jakby chciała się rozgrzać. Nim jednak zdołała pozbyć się odczucia, że przed momentem trzymała dłoń nieboszczka, ze strony mężczyzny padła co najmniej niecodzienna propozycja. Wspólne polowanie. Zerkający na nią spokrewniony, bez problemu mógł dostrzec, jak unosiła brew ku górze. Zdziwienie. Bazując choćby na pierwszym wrażeniu, nie trudno było domyślić się, w jaki sposób Kendra zaspokajała swój głód, a i Benjamin całą swoją prezencją sugerował dość jasne preferencje w pozyskiwaniu vitae. Teoretycznie dość mocno różnili się od siebie na tej płaszczyźnie, lecz sam pomysł na takowy eksperyment, był czymś, co przekonało Ambrelash do finalnego skinięcia głową.
Image Pewnie. Tylko mam pewne zasady. Żadnego zabijania. - Rzuciła stanowczo, starając się podkreślić, że w istocie ma to dla niej znaczenie. – Jak zazwyczaj to robisz?

Re: Nowe znajomości

#13
— Żadnego zabijania. — Powtórzył jak mantrę. Znów zmienił swoje położenie w czasie rozmowy, tym razem stanął przy dziewczynie, ale nie zerkał na nią, gdy mówił.
— Pozbyłem się telefonu — nawiązał do propozycji wymiany numerów. — Odkąd stałem się zimnym, korzystanie ze słuchawek jest problematyczne — wyjawił zirytowanym tonem. — Komputery też stały się irytujące, ale nie aż tak. Daj mi swojego maila — zasugerował, zaalarmowanym wzrokiem, rozglądając się po uliczce. — The Underground. Miejmy nadzieję, że klub masz w bunkrze — mruknął, zastanawiając się nad lokalizacją przywołanego w rozmowie miejsca.
Oblizał wargi, gdy jego myśli powędrowały ku łowom.
— Napadam — nagle łupnął wzrokiem na wspólniczkę, gdy zaczął wymieniać sposoby. — Włamuję się do schronień, wpadam do zgliszczy szpitali i ośrodków. Wędruję po okopach, czyham w zaułkach. ale nigdy jeszcze nie robiłem tego z kimś. No, może poza Sierrą — dokończył zaciekawionym głosem.
Wskazał ręką na ulicę.
— Wezwij taksówkę. Szczegóły ustalimy po drodze.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość