Wygrana tuż za rogiem

Prolog, Marzec 2004 | Centrum | Hollywood Cardroom Casino


Rozgrywany jest: Prolog: Oblezenie
Trwa: Marzec 2004
Dołącz do walki z Sabbatem i pomóż w odbiciu utraconych przez Camarillę terenów Seattle. Zbadaj losy oblężonej przez Sabbat Fundacji Franka Weavera.
Znajdź i zbadaj źródło rozszerzającej się pandemii, odkryj jej możliwy wpływ na Spokrewnionych i pomóż w jej powstrzymaniu.
Zrób co w twojej mocy, by wesprzeć Camarillę w odzyskaniu stabilizacji i dominującej pozycji w mieście do końca roku, celem odwołania wizyty Justycariusza.
Jako Nosferatu rozbuduj na powrót sieć SchreckNetu i rozwiń sieć informacyjną do użytku klanu oraz Camarilli jako całości.
Wykorzystaj obecną destabilizację wewnątrz Camarilli na swoją korzyść, by zająć miejsce w hierarchii i poszerzyć przy tym swoje wpływy
Działaj w grupie. Znajdź sprzymierzeńców. Dołącz do, lub załóż, koterię.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj że w pojedynkę nie przetrwasz nadchodzących nocy.

Wygrana tuż za rogiem

#1
Był zestresowany, ale w myślach powtarzał, jak mantrę że będzie dobrze. Jechał właśnie taksówką na siedzeniu pasażera, z tyłu. Przez swoje okno mógł dostrzec liczne światła, które obmywały blaskiem jego twarz, a w okularach odbijały się neonowe sygnalizatory i światła drogowe. Dziś była ta noc w której spotka się z najwyższą szychą Camarilli, tym bardziej że tradycja przywitania nastąpi dość późno, więc liczył się z niezadowoleniem "królowej miasta", stąd ten stres. W głowie płonęły myśli, jedna za drugą. Może będzie patrzeć przychylniej, jeśli wyrazi uznanie jej majestatu lub ją to zrazi. Kto to wie?
Nagle wpadł w trans. Wszystkie te światła, ludzie z papierosami i budynki stanowiły jedną całość. Piękną całość! Kasyno wyglądało prestiżowo, a jego wzrok przykuł jegomość, trzymający cygaro i skórzany neseser. Moment godny fotografii. W całej tej sytuacji, nawet nie dostrzegł, że taksówka stanęła w miejscu, a kierowca zaczął się niecierpliwić. Niedługo potem wysiadł z taksówki mężczyzna lekko pulchny oraz nie za wysoki, ubrany w czarną marynarkę, dopasowane spodnie, eleganckie lakierki i koszulę, również czarną, ze wzorami plątaniny winorośli koloru błękitnego. Założył na twarz wiarygodny uśmiech i ruszył w stronę drzwi kasyna. A za bramami ujrzał prawdziwy raj hazardu. Było tu wszystko, jednoręki bandyta, ruletka, ale tutejszym specjałem były różnorakie gry karciane, w tym poker. W budynku wrzało gwarem, było słychać, choć nie tak głośno, dźwięki maszyn, a rozmowy tutejszych graczy zlewały się w jedną masę. W powietrzu można było poczuć zapach jedzenia, jak i delikatny powiew perfum gości.
Przeszedł przez centrum zgiełku, by dostać się do prywatnego pokoju w którym będzie można zachować pełną dyskrecję. Pokój miał ciemno czerwone ściany, jak skrzepnięta krew, czy strup. Na ziemni rozłożony był jednolity granatowy dywan, czysty jak łza. Był tu też jeden długi stół, na wzór stołu jadalnego, a kilka metrów dalej stół do gry. Na stole stała butelka irladzkiej, wraz z zestawem eleganckich szklanic. Najwidoczniej był to gratis za opłacenie pokoju. Wszystko wyglądało tu dobrze, więc Tony podszedł do wybranego przez siebie krzesła, by na oparcie założyć marynarkę.
Jak pokusa, dźwięki z poza pokoju wołały go na zewnątrz, przecież nie będzie on siedzieć samotnie w pustym pokoju z whiskey. Poszedł za intuicją, by podejść do baru i zająć zydel. Obserwował tak całą salę zawiedzionych i zachwyconych hazardzistów, aż wreszcie dostrzegł napis, który nieco dodał mu otuchy: "Wygrana czeka tuż za rogiem".

Re: Wygrana tuż za rogiem

#2
Każda osoba, starająca się o tytuł harpii musiała mieć nie tylko język na wodzy, ale i dysponować słuchem wyczulonym na różnego rodzaju ciekawostki i aferki, które w opinii większości mogły uchodzić za nieistotne. Gdy kilka tygodni do uszu Kendry dotarła plotka o nieznanej pijawce, ta oczywiście wszystko zaraportowała swemu Ojcu, który ze swoistą dozą obojętności stwierdził iż - „W każdym mieście są dziesiątki pijawek, których książę nigdy nie zobaczy na oczy. Ty wiesz tylko o tych, którzy nie potrafią się ukrywać.” - wspomniała z nutką tęsknoty, równocześnie bezmyślnie przytakując starszemu mężczyźnie, który z zapałem opowiadał jej o tym, jak bardzo w pokerze liczy się charakter. Tak czy inaczej plotki w elizjum zawsze rozchodziły się nad wyraz szybko. Zwłaszcza, gdy chodziło o łamanie tradycji. Tu z pewnością doszło do pogwałcenia piątej – Gościnności. Ze swojego doświadczenia wiedziała już, że w niektórych miastach, w których władze sprawuje się twardą ręką, starsi wysyłają szeryfa lub jego ogary, aby pozbyć się „kłusowników”. W końcu chodzi o autorytet. Im więcej osób otwarcie łamało zasady, tym słabsza wydawała się głowa miasta.

Z drugiej strony Jane miała z pewnością ważniejsze problemy, niż pozornie nieszkodliwy krwiopijca, kręcący się po jej terenie. Choćby szkodliwi krwiopijcy, odbierający jej teren i zabijający stronników. Poza tym czy można było mówić o złamaniu tradycji? W końcu według plotek, jegomość sam poprosił o spotkanie. Więc może tylko „nadużycie tradycji”? Czy w ogóle było coś takiego przewidziane w regulaminie miasta? Ciężko stwierdzić, zwłaszcza gdy jedna osoba, której nie byłoby głupio o to spytać, spłonęła żywcem. W końcu jednak z zamyśleń wyrwała ją jedna z nowych sylwetek, przechodząca przez próg. Choć z ogólnego opisu, który dostała od kolegów mogła równie dobrze zaczepiać wszystkich losowych mężczyzn z ciemnymi włosami, tak na jej szczęście Tony faktycznie nosił na nosie okularki, które krzyczały wręcz „Hej! Tu jestem!”. Widząc, że cel znalazł się w zasięgu wzroku, rozpoczęła procedurę kończącą rozmowę z nieznajomym. Oczywiście grzecznie i z kulturą – w końcu jeszcze kiedyś mogli się spotkać.

Potem rozpoczęło się prawdziwe polowanie. To była bardzo miła odmiana. Czy właśnie tak czuła się Serket, zbierając się z nią na rozmowę? Cóż. Z pewnością była w tym utworze jakaś ekscytująca nutka. Kiedy mężczyzna ponownie pojawił się na sali i zajął miejsce, Ambrelash niemal natychmiast poruszyła się, aby doprowadzić do (nie)zaplanowanego spotkania. – Szukamy inspiracji do nowego dzieła Panie Morgan? - Zapytała przyjaznym tonem, opierając dłoń o stojące obok siedzisko, jakby sugerowała, że bez zaproszenia z nim nie usiądzie. Samym strojem niespecjalnie wyróżniała się pośród wszechobecnych kobiet. Kremowa tkanina jej sukni lekko lśniła w świetle dziesiątek świateł, a umiarkowany dekolt kusił tylko troszkę, odsłaniając jedynie kluczową część szyi. Rękawy długością sięgały nadgarstków, a delikatne, koronkowe wstawki dodawały całej kompozycji nieco uroku i finezji. Sam makijaż był raczej subtelny. Z pewnością nie spędziła nad nim więcej, jak czterdzieści minut. Całość dopełniało kilka pierścionków i wisiorek, które sprawne oko mogło rozpoznać, jako rzeczy z niższej pułki.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#3
Maszyny wydawały słodką melodyjkę, gdzieniegdzie słyszał śmiechy, tyle bodźców i tyle się działo. Zdecydowanie długi czas samotności uwydatniał się w tej właśnie chwili. Wtem dostrzegł on kobietę zmierzającą w jego kierunku. Był ciekaw tego co nastąpi później. Myśli kłębiły się w jego czaszce i pytanie. Czy być może jest ona powiązana z "królową miasta"?
Jak bardzo się mylił. Struktury i niuanse Camarilli nie były jego mocną stroną, nic dziwnego. Był swego rodzaju spokrewnionym piwniczakiem, nie udzielającym się nazbyt w społeczeństwie spokrewnionych. Spojrzał szybko na zegarek, przy czym nie ukrywał zdziwienia, że jest jeszcze przed czasem przybycia honorowego gościa. To prawie na pewno nie ona. Przez myśl przeszło mu ujrzenie jej emocji z pomocą daru widzenia, ale powstrzymał się przed tym. Nieznajoma mogła ujrzeć rosnący uśmiech ze strony mężczyzny, gdy ta zbliżała się coraz bliżej.
-Cóż, nie dzisiaj- to była jedna z tych nie komfortowych sytuacji w których ona go znała, a on jej nie za bardzo. Nie tracił jednak fasonu. Niemym przyzwoleniem ręką wskazał jej siedzenie obok siebie. Kobieta była dla niego zagadką, nie miał pewności czy rozmawia z śmiertelniczką, czy ze spokrewnioną. Być może wkrótce zdoła się przekonać.
-Z kim mam przyjemność dzielić taki przyjemny wieczór?- zabrzmiał po raz kolejny jego przyjemny dla ucha baryton, usłany delikatnym głupiutkim śmiechem. Tony wyglądał na rozluźnionego, ale gdyby tak ściągnąć mu te pingle z nosa z pewnością jego oczy błądziłyby po sali gier. Przez głowę mu wpadło, że właściwie mógłby w coś zagrać, ba nawet przygotował się na taką okazję, mając przy sobie odpowiednią kwotę w gotówce. On sam nie był hazardzistą, traktował to jako kolejną rzecz z wielu, która daje tymczasową przyjemność. To był swego rodzaju rytuał towarzyski. Coś co mogło zespoić osoby w towarzyskim akcie gry o pieniądze. Znał zasady pokera i bardziej znanych gier, ale nie poczuwał się by na stos kłaść ogromne kwoty. Wszystko ma swoje granice.
-Może zaproponuje jakiegoś drinka?- podsunął w jej stronę kartę po barze. Obserwował ją zza szklanej ściany swoich okularów, patrząc prosto w twarz.
-...na mój koszt- dodał po chwili. Wtem nagle głód, który nie dawał spokoju. Krew musi spotkać się z jego ustami, słodka krew. Vitae była jak papierosy, które zakosztował za życia, tyle że ciągnęło go ku temu mocniej. Będzie on musiał wymyślić jakiś plan na szybko, nie może ukazać się przed obliczem "Królowej" w takim stanie głodu. Co ona sobie wtedy pomyśli, jeśli dowiedziałaby się, że młody krwiopijec nie umie o siebie zadbać. On sam w poczuciu głodu, spojrzał tępym wzrokiem w stronę butelek na pułkach za barem. Jego głód był umiarkowany, wiele razy zdarzyło mu się doprowadzić do takiego stanu, ale nie mógł taki być teraz, tego wieczoru. -Skup się- powtarzał w głowie.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#4
Sytuacje takie jak ta, niczym nie różniły się od deptania nogą w zimowy dzień, po świeżo oblodzonym jeziorze. Tym razem to jednak Kendra miała ten słodki przywilej być lodem. Sytuacja była absolutnie po jej stronie, a jedynym wartościowym pytaniem było, w co zamierza zagrać. Choć w momencie zajmowania miejsca nie zdradzała żadnych emocji poza zadowoleniem, że rzeczywiście zaakceptował jej towarzystwo, tak w umyśle spokrewnionej przebiegało x-naście scenariuszy, które mogła dzisiaj wypróbować. Czy może była posłańcem księcia? Wielką fanką jego twórczości? Przypadkową nieznajomą? – Ależ cała przyjemność jest po mojej stronie. Nazywam się Taylor. - Odpowiedziała posłusznie, momentalnie tworząc do tego całą resztę historii postaci. Na propozycję drinka oczywiście uśmiechnęła się wdzięcznie, a po dodatku, że zostanie on przez niego opłacony, absolutnie wiedziała, że nieprzyjęcie podarku zapachnie jak startowe faux pas. – Nie śmiałabym odmówić. - Brzmiała bardzo skromnie, wręcz jakby wraz z napojem zaakceptowała jego wyższość w tym układzie. Nic dziwnego. W końcu właśnie teraz, stała się posłańcem. Śmiertelnikiem, którego jedynym zadaniem było zabawić Tonego rozmową i przeprowadzić wstępny wywiad. A może Ghulem? Tak. Lepiej Ghulem. To będzie świetne wyjaśnienie, dlaczego tak dobrze orientuje się w całej sytuacji, bez wzbudzania podejrzeń na polu łamania maskarady. – Jeden z Pana krewnych poinformował mnie, że Pana tutaj znajdę. - Przedstawiła bez pytania, jakby starając się oczyścić atmosferę z nutki tajemnicy i podejrzeń. – Komuś bardzo zależało, aby Pana właściwe spotkanie przebiegło możliwie jak najprzyjemniej, to też jestem do Pana dyspozycji. - Nie brzmiała jednoznacznie, czyli dokładnie tak, jak zamierzała. Jej ton miał sugerować zarówno fakt, że może mu opowiedzieć coś o mieście, jak i to, że w razie potrzeby pozwoli mu zatopić w sobie kły. Czy postępowała źle? Nah. W tym momencie była to przecież tylko niewinna zabawa.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#5
Rozmowa z Taylor tworzyła więcej pytań niż odpowiedzi. Zza maską pewnego siebie, tak na prawdę nie orientował się, co właściwie działo się w okół niego. Czuł się jak ślepiec na pustyni. Wewnętrznie był w panice. Jego ramię spoczęło, jakby zmęczone na barze, a jego emocje odzwierciedlała dłoń uderzająca palcami o kontuar. Po chwili zwrócił się do barmana, by zamówić dla towarzyszki mojito, a dla siebie cuba libre.
-Moi krewni- powtórzył za nią, jakby z zapytaniem, a na te słowa jego uśmiech roztrzaskał się na tysiące ostrych kawałeczków. Ewidentnie ktoś miał jakiś interes z jego spotkania z "królową miasta", tylko pytanie kto. Czy może ona sama chciała coś ugrać, czy była może komuś podległa? -Widzę że ktoś bardzo się o mnie martwi, nie potrzebnie. Daję sobie radę w pojedynkę- w te słowa umieścił zębaty uśmiech, co sprawiło że wyglądał, co najmniej jak głupiec, ot jego pułapka na naiwniaka.
-Do dyspozycji?-zapytał, nie ukrywając zdziwienia. Wtem barman podał napitki. On natychmiastowo, choć nie gwałtownie, chwycił za jej szklankę, potem swoją.
-Proponuję przenieść rozmowę w bardziej ustronne miejsce, zaniosę Pani napój.
uśmiechnął się ciepło, że aż policzki ułożyły się w owalny kształt. O ile "Taylor" podążyła za nim, trafili do osobnego pokoju. Odłożył oba napoje na stole, uderzając końcówką palca w jedną ze szklanic, a po pomieszczeniu rozniosło się szklane "brzdęk". Może i wewnątrz siebie był w panice, ale był na tyle zdolny, by zapanować nad swoimi emocjami. Z pozostałych problemów, które mu pozostały wśród: spotkania z spokrewnioną w mieście, jakąś przybłędą (co chce coś ugrać dla siebie lub kogoś innego), pozostaje jeszcze kwestia głodu. Podszedł jeszcze szybkim krokiem do drzwi, by przyjrzeć się, czy honorowy gość jeszcze nie nadszedł, a po drugie, by sprawdzić czy nikt nie nasłuchuje. Obrócił się ku niej.
-A więc? O co chodzi?

Re: Wygrana tuż za rogiem

#6
Na widok miksujących się w mężczyźnie emocji, Taylor uśmiechnęła się nieco szerzej, zupełnie jakby była całkiem zadowolona z małego chaosu, który udało jej się wywołać. Tony z pewnością nie kłamał, mówiąc, że poradzi sobie w pojedynkę, lecz róży nawet przez moment nie przeszło przez myśl, aby się wycofać. Wręcz przeciwnie. Coraz bardziej chciała zostać.
Tym bardziej ucieszyła ją propozycja, aby przenieść rozmowę w odosobnione miejsce. Tak długo jak byli otoczeni przez ludzi, dziewczyna musiała bardzo ostrożnie dobierać słowa. Problem ten jednak zniknął natychmiast, gdy tylko parka znalazła się w wynajętym pokoju. Oczywiście już standardowo wręcz, kobieta przeskanowała spojrzeniem cały pokój, choćby tylko po to, aby znaleźć coś, na czym można byłoby zawiesić oko. Najciekawszy z tego wszystkiego na obecną chwilę był jednak stolik, na którym stały napoje oraz Morgan, nerwowo zerkający na korytarz. Chwyciwszy zamówione specjalnie dla niej mojito, usiadła wygodnie na łóżku, jednoznacznie nie śpiesząc się z odpowiedzią na pytanie swojego gospodarza. Nie spuszczając jednak z niego wzroku, wzięła kilka pewnych łyków, jakby chcąc nadać jasny komunikat, jakoby była tylko człowiekiem. No. Ewentualnie Ghulem.
Image– Czy to zawsze musi o coś chodzić Panie Morgan? - Zapytała zwodniczo, unosząc do góry lewą brew. W istocie chodziło. Jak zawsze. – Proszę się nie martwić. Pana pokój będzie z pewnością pierwszym miejscem, w którym posłaniec będzie Pana szukać. - Dodała uspokajająco, ponownie przykładając szkło do ust.
Image – Odnoszę wrażenie, że nieco się Pan stresuje całym spotkaniem. Od dawna jest Pan w mieście? - Po zakończeniu overtury, nadeszła wreszcie pora na właściwy wywiad. Liczyła rzecz jasna na pełną współpracę, ale przecież nigdy nie wiadomo, jak zachowa się świeża krew.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#7
Morgan podszedł do krzesła na którym zostawił marynarkę. Tę założył na siebie, by wkrótce poprawić na niej kołnierz, oraz dopasować rękawy do swych ramion. Spojrzał na nią, jak pije zamówione przez niego mojito. Prawie żałował, że zamówił dla niej cokolwiek. Z jego perspektywy cała postać Taylor była tylko przybłędą ze społeczeństwa spokrewnionych, która chciała pooglądać spektakl przedstawienia się Ton'ego z "królową miasta". Może czekała, by zobaczyć jego fiasko. Albo co gorsza próbować sabotować to spotkanie. Ale jaki interes, by w tym ugrała? Na pewno zyskałyby wroga. Czy groźnego, to już kwestia sporna. Dobijającym faktem były jej gierki, nie precyzyjność w słowach dających wiele do domysłu. Ale nie tylko ona znała tą grę. Tony Maxwell Morgan miał swoje asy w rękawie. Pora z nich skorzystać.
-Owszem, nie fatygowałabyś się tutaj na darmo, by tylko skosztować alkoholu na mój koszt- odpowiedział z twardym głosem, a jego twarz zdawała się nie poruszać, z wyłączeniem ust.
Za kogo ona się uważała, by prowadzić z nim takie gierki. Ale jednego był pewny, jeśli ta pyszałkowatość jest jej nieodłączną cechą, na pewno umrze po raz drugi, prędzej czy później.

-Dobrze, czekam. Kiedy ma nadejść?- odpowiedział na wieść o posłańcu. Na to wygląda, że ktoś mu kompletnie obcy ma mu coś do przekazania, coś tu mocno śmierdzi, ale póki co można poudawać.
-Naturalnym jest, że mam obawy. To oczywiste. Każdy jakieś ma. Niedawno się wprowadziłem, załatwiałem kwestie schronienia i zadomowienia- już od dłuższego czasu jest w mieście, ale co jej do tego? Przychodzi do niego w dzień spotkania z księciem i robi jakieś pogaduszki. Może jeszcze herbatka i ciastka do tego. Jak na razie "Taylor" nie robiła na nim pozytywnego wrażenia. Jedynie odczuć można było, że nie był aż tak skory do pogaduszek w tak ostrym dla niego momencie. Pewnikiem skłonniejszy byłby, po udanej wizycie "królowej miasta".

Re: Wygrana tuż za rogiem

#8
Kiedy tylko Tony wytknął, że ta pije na jego koszt, Ambrelash wnet pojęła, że nieubłagalnie zbliża się do granicy jego cierpliwości. Tym większym pokazem tupetu było nieme wzruszenie ramionami, w odpowiedzi na jego pytanie o posłańca. W istocie nikt poza Doe nie wiedział, kiedy ta będzie gotowa na spotkanie, lecz neonatka nie czuła potrzeby, aby mówić o tym głośno.
Image– Cóż. Ja ci wierzę, ale pamiętaj, że agenci szefowej z pewnością wiedzą już o tobie wszystko. Tam nie możesz kłamać. Nie, jeśli chcesz przeżyć. – Jej głos zmienił się nieznacznie i choć wciąż brzmiał przyjemnie i melodyjnie, pozbawiony był kokietującej nutki. Dziewczyna przestawała bowiem grać, stopniowo przeistaczając się w prawdziwą osobę, która miała za zadanie go odwiedzić.
Image– Nie jestem twoim wrogiem Tony. Jestem tu, ponieważ jesteś jedną z róż i niezależnie od tego, czy mi uwierzysz czy nie, zależy mi, żebyś dobrze że wypadł. - Uśmiech Taylor zaczął nieco topnieć, a na jego miejscu wyłonił się poważny profesjonalizm.
Image– Mam pomóc ci się przygotować najlepiej jak się da, więc jeśli potrzebujesz czegoś, nie krępuj się mówić, nie krępuj się pytać. Poza tym widzę, że jesteś tu bez stwórcy. Masz jakiś list polecający z innego miasta? - Lewa brew dziewczyny podskoczyła pytająco do góry, dość uważnie mierząc spokrewnionego wzrokiem. Ambrelash oczywiście zadawała sobie sprawę, jak duże ryzyko podejmuje stawiając Morgana w tej konkretnej sytuacji ale hej – czy aby nie byli w miejscu, gdzie gra się o te naprawdę wysokie stawki?

Re: Wygrana tuż za rogiem

#9
Tony odczuwał teraz zmęczenie, bo ile jeszcze będzie musiał czekać, aż stres go opuści. Przecież spotkanie z księciem miasta, to nie lada wyzwanie nawet dla starszych spokrewnionych, a co dopiero dla neonaty. Potrzebował na chwilę usiąść, więc zajął krzesło, tuż przy stole, przypominający ten z jadalni. Wsłuchiwał się w jej słowa, a na te jedynie niemrawo przytakiwał głową, aż wreszcie ocknął się by odpowiedzieć.
-Nie będę kłamać- zaprzeczył. Kłamstwo równe wyrokowi śmierci. Wyjątkowo odstraszające. Nawet palnąć pół-kłamstwo byłoby dla niego wyzwaniem. Jaką więc taktykę powinien obrać, jak się zachować w jej obecności? Płaszczyć się? A może zgrywać pewnego siebie i zaradnego (rzecz jasna w granicach zdrowego rozsądku)? Albo może być zwyczajnym sobą (absolutnie NIE)? Chyba będzie musiał to wypośrodkować.
Wtedy ona zaczęła swoje wyznanie, jakże pełne inspiracji, jak anioł stróż zamierza mu pomóc, kiedy ten będzie sam na sam z władczynią miasta. Tu nadal coś nie pasowało, ale nie zamierzał nie przyjmować pomocy, jak na razie.

-Zatem pierwsze moje pytanie to...dlaczego ci zależy, aby mi pomóc? Domyślam się, że będziesz chciała ode mnie przysługi w przyszłości, zgadza się?- być może ją rozpracował, może nie, ale to był jedyny sensowny, w jego głowie, powód jej obecności tutaj.
-Wątpię w to, że chcesz mi pomóc z altruistycznych pobudek- dodał po chwili. Tyle co wiedział o spokrewnionych, to właśnie to, że mało który nadstawia kark, no może że chodzi o interesy, wtedy chętnych jest aż nad to.
-Drugie moje pytanie. Skąd wiedziałaś o tym spoktaniu?
Szykując to wydarzenie miał nadzieję uzyskać swego rodzaju dyskrecję, nawet przed pozostałymi spokrewnionymi. Widocznie ktoś z dworu książecego musiał szepnąć słówko odpowiedniej osobie, a plotka ruszyła galopem dalej.
Spuścił głowę, wyciągnął z kieszeni chustę, po czym ściągnął okulary. Delikatnym ruchem palców, zaczął je dokładnie przecierać, by pozbyć się smug na szkle czarnych okularów. W tym momencie Kendra po raz pierwszy mogła dostrzec jego oczy, choć te nie były skierowane na nią, były delikatnie błękitne i skupione na swoim zadaniu...czyli czyszczeniu szkieł.

-Trzecie moje pytanie...- rozpoczął, nadal nie zwracając ku niej wzroku.
-Dla kogo pracujesz?- po krótkiej pauzie, podniósł wzrok na nią, co mogło być w tej rozmowie niezwykle wyjątkowe, ponieważ pierwszy raz po między ich spojrzeniami nie było żadnej przeszkody. Nie na długo, bo za chwilę z powrotem założył okrągłe szkła na nos. Ta rozmowa weszła na nowy, bardziej przyjemny tor. Być może faktycznie, Taylor, ma dobre zamiary ku niemu, albo te myśli były tylko naiwną mrzonką.
-Będąc szczery, tak. Potrzebuje nieco vitae- używanie aforyzmów wykorzystywanych przez jego stwórcę, mianowicie "vitae" było wyjątkowo nienaturalne z jego strony.
-Zaskoczę cię pozytywnie, mam listy polecające. Trzymałem je właśnie na taką okazję jak ta- z jego marynarki wyciągnął kopertę, okraszoną elegancką pieczęcią. Tam wewnątrz znajdowała się rekomendacja stwórcy, jak i małe co nieco od księcia Chicago. Uśmiechnął się nieco pewniejszy, trzymając papier w dłoni. Kto by pomyślał, że biurokracja przetrwa śmiertelność.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#10
Nieprzebijalna maska beznamiętności rodem z klanu arystokartów, która osiadła na twarzy Ambrelash w naturalnym, ludzkim bezruchu przyjmowała wszystkie słowa siedzącego naprzeciw spokrewnionego. Próbowała go poznać. Próbowała go rozgryźć. Próbowała go zrozumieć. Z pewnością był nieufny. Niemal na pewno został solidnie poinformowany, że nie powinien nikomu ufać. Czy była to jednak profilaktyka czy może jakaś mroczna przeszłość? Cóż. Na ten moment pozostały jej jednie domysły. Mimo wszystko, musiał istnieć jakiś powód, dla którego przeniósł się tutaj z jakiegoś innego miejsca.
Image No to tak. Pierwsze - W normalnych okolicznościach pewnie miałbyś rację. Na moim miejscu siedziałby ktoś, kto miałby w rękawie kilka zwycięskich kart. Postawiłby cię pod ścianą i zmusił do sporego zadłużenia na start. Tak się jednak składa, że tego kogoś tutaj nie ma. Zamiast niego jestem ja. - Opowiedziała krótko, podsumowując swoje słowa bezradnym wzruszeniem ramion.
Image Jeśli czujesz po kościach, że i tak wyjdzie z tego „coś za coś”, to możemy uznać, że dałam się przekupić za drinka. Brzmi fair? - Oczywisty wręcz żart, zdecydowała się podkreślić delikatnym uniesieniem lewego kącika ust. Rzecz jasna tylko na chwilę.
Image Drugie - Odnośnie mojego informatora, to pewnie domyślasz się, że nie będę zbyt wylewna. W końcu znamy się dopiero jakieś piętnaście minut. Powiem tylko tyle, że ostatnio strasznie ciężko złapać Doe. - Choć Taylor celowo omijała właściwe osoby, które zajmują się sprzedażą informacji, miała nadzieję, że chłopakowi wystarczy poszlaka, jakoby wyciek był spowodowany bardziej śledzeniem księcia, aniżeli jego.
Image No i trzecie - Camarilla. - Jak do tej pory obie strony grały stricte zachowawczo, to też Ambrelash nie zamierzała być pierwszą, która złamie ich wesołą maskaradę. W gruncie rzeczy jeśli był nowy w mieście, to żadne wymienione nazwisko niczego by mu nie powiedziało. Poza tym im mniej wiedział przed spotkaniem z Księciem, tym lepiej tak naprawdę było dla niego. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, z pewnością będzie jeszcze okazja porozmawiać przy bardziej odsłonionych kartach, lecz jeśli nie? Cóż. Szkoda.
Na widok wyciągniętej koperty, kobieta kiwnęła kilkukrotnie głową, a emocje na jej twarzy wykreowały coś, co ktoś niepodejrzewający ją o złe intencje, mógłby zinterpretować jako szczerą ulgę.
Image Całe szczęście. - Podsumowała z uśmiechem, dopijając jednym chluśnięciem resztę napoju. Tracąc na moment kontakt wzrokowy z nowo poznanym kolegą, chwyciła do torebki, z której wyciągnęła otulony plastikową osłoną mały, z pewnością bardzo ostry nożyk. Nim jednak w ogóle zdecydowała się pomyśleć o przebiciu swojej skóry i napełnieniu opróżnionego szkła, ponownie zerknęła na Morgana, jakby chcąc zorientować się, czy jest w ogóle zainteresowany vitae nieznajomej.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#11
Czas leciał nieubłaganie, tym bardziej, że zajęty był rozmową z Taylor, która bardzo prędko mu mijała. Pan Morgan spojrzał na swój zegarek, a w odbiciu jego lustrzanych okularów odbijała się biała tarcza zegarka. W jego głowie pojawiło się wyobrażenie w którym to "królowa miasta" wchodzi przez najbliższe drzwi do tego pokoju, niespodziewanie zaskakując neonatę. Odruchowo spojrzał w stronę okrągłej klamki. Nie miał czasu. Musiał jak najszybciej załatwić krew, bo psychicznie bardziej gotowy być nie mógł. Teraz tylko wymyślić pomysł. Jak się za to zabrać? Będzie chyba zmuszony improwizować.
Usłyszał zachwyt jednego z graczy, a gwar za ścianą zrobił się wyraźniejszy, ze względu na skupieniu się na nim. Wcześniej nie zwracał na śmiertelników większej uwagi, ale teraz stali się ważnym elementem jego teraźniejszości. Jego celem łowów. Tu również odczuwał pewien dyskomfort z uwagi na to, że najczęściej miał okazję żywić się z toreb. Nie oznacza to jednak, że nigdy nie miał sposobności pić "prosto z kranu". Po prostu bezpośrednie żywienie się na śmiertelnikach jego umysł klasyfikował jako przemoc, czy napaść. Wymagało to metaforycznego i dosłownego zaciśnięcia zębów w kwestii jego moralności i opanowania.

-Przyjmę twoją pomoc...a właściwie już to zrobiłem. Odpowiedziałaś na moje pytania, być może trochę zdawkowo, ale to już coś-zwieńczył jej odpowiedzi oraz uśmiechnął się na wzmiance o przekupieniu drinkiem. Może i nie mógł otworzyć się przed nią w pełni, w pełni zaufać, ale wiedział przynajmniej że nie jest jego wrogiem. O tyle dobrze dla niego, a przede wszystkim mniej komplikacji i stresu. Po kilku minutach zaczął krążyć po tej prywatnej izbie w te i we wte, bardziej z wyrazem zadumy, niż niepokoju. Jak najbardziej widać po nim było, że jest osobą ruchliwą, mimo nie wskazującej na to tuszy. Schował też zapieczętowaną kopertę z powrotem na swoje miejsce, czyli wewnętrznej kieszeni marynarki.
Widząc jak wyciąga nożyk z plastikowego pokrowca, ten w odpowiedzi skrzywił usta i otwartą dłonią zaprzeczył. Jedna z cenniejszych lekcji jego stwórcy, by nie brać vitae od tych, którzy ją proponują, dalej istniała w jego przekonaniach, jak twarda zasada i niewzruszona. Nie zamierzał łamać własnych zasad. Podszedł spokojnym krokiem do drzwi i stanął, jakby przyglądając się przez okno.

-Mam pewien pomysł jak ją zdobyć-powiedział jakby go olśniło, oglądając się zaraz na hazardowy stolik.
-Wygram ją w karty. Masz ochotę zagrać?- zapytał łapiąc za gałkę drzwi. Ach ci artyści, czasami mają szalone pomysły. Rzecz jasna była to wyłącznie metafora. Gdyby tak podszedł do jednego z gości i zapytał, czy postawi na pulę swoją krew, skończyłoby się to najlepiej wygnaniem z miasta, a w najgorszym wypadku śmiercią ostateczną i bardzo kiepską renomą skończonego kretyna. Zwłaszcza, że zaraz pojawić się ma "królowa".
-Plan mam taki, mogę zaciągnąć tu jedną osobę na partyjkę pokera, poczęstuje się ją whiskey. Zajdę ją od tyłu i wiadomo, co dalej. Twoim zadaniem będzie odciągnięcie uwagi. Co ty na to?- wyjaśnił plan szybko i półszeptem. Ewidentnie rozpierała go energia i wcale się z tym nie krył. Cóż, gdyby tylko miał pewność, że ma do czynienia ze spokrewnioną z pewnością dodałby ją do swojego planu, jako wspólnika rzecz jasna.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#12
Widząc wyraźną odmowę, dziewczyna bez słowa schowała narzędzie, malując na twarzy coś przypominającego ulgę. Głównie chodziło o to, że sam proces samookaleczania nie był przyjemny i w gruncie rzeczy nie miała ochoty tego robić. To natomiast, że Tony wzgardził jej vitae, jak najbardziej świadczyło o nim pozytywnie. Wszystko budowało jasną narrację, że nie ma styczności z byle kim. Chłopak z pewnością był kimś, kto wiele przeżył i potrafił z chłodną głową podchodzić do pewnych spraw. Nawet na głodzie. Nawet przed spotkaniem z księciem.
Czuła doskonale, że nie została obdarzona pełnym zaufaniem, ale nie było w tym nic dziwnego. Sama prawdopodobnie trzymałaby dystans od kogoś, pojawiającego się znikąd i oferującego zbyt szczodrą pomoc. Z drugiej strony ewidentnie podszedł do tematu lepiej, niż ona sama podczas analogicznego spotkania z niejakim Calebem Mercerem, gdyż nie dość, że nie wpadł w błoto, to udało mu się nie spalić mostu. Zdolniacha.
W końcu kiedy Toreador zaproponował grę, w której stawką miałaby być krew, lewa brew Toreadorki poszybowała w górę, sygnalizując wyraźne zaintrygowanie i ciekawość. Byli dla siebie nieznajomymi, więc ciężko było jej wyczuć faktyczne intencje wiążące się z tymi słowami, lecz biorąc pod uwagę wszystkie wcześniejsze oznaki zdrowego rozsądku, faktycznie potraktowała je jako metaforę. Wsłuchując się w jego plan skrzywiła nagle wargi w podkowę, po czym wzruszyła ramionami, jakby chcąc powiedzieć „Pewnie. Czemu nie.” Na odwracaniu uwagi znała się doskonale – jak i na paru innych rzeczach, niezwykle przydatnych przy tego typu operacjach. To wszystko było jednak jednym wielkim przestawieniem. Spektaklem, w której każdy miał jakąś rolę do odegrania. To nie ONA grała tej nocy główne skrzypce a Tony. To była jego noc aby zaistnieć i choć nie zdawał sobie z tego sprawy, mógł zapunktować u znacznie większej ilości osób, niż jednej, szalonej malkavianki (zwanej przez nich księciem).
Image Pewnie. Zróbmy to. Pouśmiecham się ładnie, zrobimy odpowiednią atmosferę i nie powinno być problemu. - Zapewniła krótko, jakby chcąc podkreślić, że faktycznie nie ma w planach wyciąć mu żadnego, złośliwego numeru. Reszta leżała już w jego rękach.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#13
Był gotowy, a przynajmniej bardziej być nie mógł. Przed pożywieniem czuł ekscytację, energię wprost nie do opisania. Nadal był jednak świadomy, że niewielkie potknięcie skończyłoby się dla niego tragicznie, ale jego umysł starał się o tym nie myśleć. Jego cel był prosty, wypić tyle ile było konieczne. Wiedział doskonale, że wypicie zbyt dużej ilości poskutkowałoby śmiercią żywiciela, a truchło w szafie w obecności samej "królowej miasta" chyba doprowadziłoby go do obłędu.
A więc przed nimi była współpraca, możliwe że nie ostatnia w czasie wieczności. Dobrze też że byli zgodni w kwestii planu, choć skory był również do wysłuchania krytyki.

-W takim razie za chwilę wracam. Tam leżą karty-wskazał skinieniem głowy stolik do gry, a na jego twarzy zagościł szarmancki uśmiech, z którym opuścił prywatny pokój. Przez krótką chwilę do pokoju weszła wrzawa, zapachy i więcej światła. Tonego już tu nie było, poszedł zapolować.
Krocząc przez główną salę dostrzegał wiele różnych twarzy, myśląc wyłącznie o tym, kogo powinien wybrać. Rozpraszały go dźwięki maszyn jednorękiego bandyty, zapach mocnego (bodajże) rumu i światła, wszędzie rażące światła, migoczące i krzyczące wręcz-WYGRAŁEŚ. I wreszcie u jego celu dostrzegł tego właśnie mężczyznę, którego wygraną, a raczej ekspresję radości, usłyszał nawet w prywatnym pokoju. Mężczyzna był ofiarą idealną. Stosunkowo młody, przed trzydziestym rokiem życia, brunet, z dłuższymi włosami, gładko ogolony, ubrany w tanią marynarkę i wygniecioną koszulę z niedopiętymi dwoma guzikami pod szyją. Jego szyja eksponowała złoty łańcuszek, prawdopodobnie wygrany w jednym z hazardowych starć. Czuć było od niego alkohol i trochę potu przykrytego zapachem wody kolońskiej. Jego oczy były rozbiegane, pełne ekscytacji, jak młody szczeniak, cieszący się zabawą ze swym panem.

-Słyszałem, że jesteś największym szczęśliwcem w tym kasynie? Jak gra, kolego?- zapytał Tony, klepiąc mężczyznę w ramię po przyjacielsku. Mężczyzna na ten gest, prawie podskoczył, ponieważ nie dostrzegł Toreadora. Z początku jego wyraz twarzy, wyrażał oszołomienie, czy też szok, jednak w krótkiej chwili to się zmieniło.
-Cholera jasna! Dwie duże sumy pod rząd, jeszcze trochę, a ogram całe to kasyno! Ha ha! Cztery-Kafle-Baksów! Czaisz to? Ej, ty jesteś z właścicielem, czy coś?- wybuchnął młodzieniec, po czym ściszył głos.
-Nie, ale wynająłem prywatny pokój, no wiesz, dla dużych chłopców. Pomyślałem sobie, że skoro tak dobrze ci idzie, to może chciałbyś dołączyć na kilka partyjek Black Jack'a, co?-aktorstwo Tonego nie wypadało najgorzej, choć czuł, że mógł lepiej dopasować swoje słowa do osoby z którą teraz rozmawiał.
-Ej, ale o jakich stawkach mówimy? Bo wy tam pewnie dziesięć tysi kładziecie na stolik, nie?- ten człowiek z każdym słowem stawał się co raz lepszym kandydatem, nie dość, że pijany, to jeszcze niezbyt sprytny.
-To co powiesz, że zagramy o tysiąc? Jak wygrasz, oprócz tego stawiam ci wszystkie następne kolejki- Tony już go rozgryzł, miał go w garści. I nic dziwnego, że się zgodził. Nim jednak razem dotarli z powrotem do prywatnego pokoju, zamówił dla nowego kolegi coś do picia przy barze. Spokrewniony, stanął przed drzwiami i otworzył przed śmiertelnikiem drzwi do paszczy lwa....
-Zapraszam.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#14
Image
To była jedna z tych nocy, kiedy nie dało się być pewnym, czy wyjdzie się z uniesioną głową, z absolutnym zawodem w oczach, czy pod czyimś butem ze zrujnowaną na dzień dobry reputacją. Tony mógł mieć powody do obaw, w szczególności biorąc pod uwagę obecn stan rzeczy miasta Seattle i niedostępność Księcia. Księcia, który pochodził z resztą z klanu Malkavian. To jak ta noc się potoczy, była więc jedną wielką niewiadomą. Jedyne co było wiadome, to że Książę miała, prawdopodobnie, pojawić się tej nocy w tym kasynie i na bardzo krótki moment.
Równanie dało się jednak nieco nagiąć na korzyść młodego neonaty przynajmniej w jeden, stosunkowo prosty sposób. W związku z tym, iż Bestia powoli się budziła i mogła zagrozić dobrej prezentacji Morgana, trzeba było się pożywić. Gdzie lepiej to zrobić, jak nie w miejscu, gdzie worków krwi było do wyboru, do koloru? Od biedoty przegrywającej ostatnie centy, do bogaczy rzucających na stół tysiące dolarów niczym garść drobniaków.
Spokrewniony wykombinował całkiem sprytny plan jak tego dokonać tu i teraz, jeszcze zanim zjawi się Książę. Miał do współpracy Taylor, więc znacznie to ułatwiało sprawę. Znalazł delikwenta, który zdawał się być idealny. Odosobniony, w dobrym humorze i chętny do dalszej gry. Zaoferowana mu rozgrywka i darmowy alkohol mogły zdawać się kuszące.
ImageO! Jak ktoś stawia, to głupi odmówić! Tylko no, nie znam cię. A nóż ci się opierdzielić mnie z kasy, hahaha. A wiesz, alkohol robi swoje, haha. Zacznijmy od mniejszych sumek, to wtedy można działać. — Mężczyzna z jednej strony był chętny, zwłaszcza na darmowe drinki. Z drugiej, miał jakąś minimalną świadomość co się może stać, gdy za dużo wypije i wolał nie ryzykować tak dużych sum, przynajmniej nie na początku.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#15
Pora karmienia zbliżała się wielkimi krokami, czuł to w swoich żyłach. Emocje w nim panujące nie były takie proste, ponieważ z jednej strony czuł ekscytacje, niczym dziecko które miało dostać cukierka, a z drugiej strony przez takie właśnie sytuacje spokrewnionych, w tym siebie, postrzegał jako pasożyty społeczeństwa. Żerowanie na śmiertelnych postrzegał za nie właściwe, jednak instynkt przeżycia wyraźnie wskazywał mu drogę do przetrwania. Cel był tuż przed nim, wystarczyło dobrze to rozegrać i złapać rybkę na haczyk.
Jego wzrok co jakiś czas badał salę. W końcu Książę mogła pojawić się w dowolnym momencie. Powinien się jednak bardziej skupić się na swojej ofiarze, ponieważ od niego właśnie zależało, czy dobrze wypadnie przed "królową miasta".
-Oczywiście! Na mój koszt, kolego. Ja też ciebie też nie znam, ale nie zaszkodzi zagrać w dobrą grę, prawda? Jak dla mnie śmieszniejsze by było, gdybyś to właśnie ty ograł mnie, ha ha ha. Kto wie? Los bywa przewrotny. Jestem Larry, razem z moją świeżą znajomą mamy małą lożę, ale gra we dwoje to nie to samo co w trójkę. To jak będzie?- nawet nie zaczęła się gra, a ten już zmuszony był blefować co do jego intencji, a nawet imię musiał zmyślić na poczekaniu. Grunt to zagonić śmiertelnika w rozłożoną sieć w którą wpadnie, gdy tylko przejdzie przez próg pokoju. Cała ta konspiracja i oszustwa sprawiały, że czuł się niecnie i podekscytowany w tym samym momencie. Przecież nie jest złą osobą, chce tylko przetrwać.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#16
Image
Najbardziej ludzkimi wampirami pośród wszystkich klanów Spokrewnionych byli Toreadorzy. Choć byli tacy, którzy pielęgnowali swoją bestialską naturę, oddalając się od własnego człowieczeństwa, tak Morgan nie zapatrywał się z ekscytacją na żywienie się vitae śmiertelników mimo rozkoszy, jakie ona zapewniała. Robił to z konieczności, nic więcej. Dlatego też jegomość ryzykujący swoje pieniądze w kasynie miał stać się tej nocy kąskiem młodego nieumarłego z klanu Róży.
Tony nie widział jeszcze nigdzie na sali żadnych śladów obecności Księcia Seattle, ani jej Szeryfa, który ponoć stale był u jej boku. Miał więc czas, by zwabić śmiertelnika do bardziej odosobnionego miejsca i wydobyć z niego odrobinę cennej vitae.
ImageHa! Przy mojej dobrej passie, to może faktycznie tak być! Dobra no, niech będzie. Prowadź Larry. Jestem Carson. A ta twoja znajoma? — Udało się rozbudzić w mężczyźnie większy entuzjazm i chęć rozgrywki. Ruszył żywo za wampirem do pomieszczenia, w którym czekała na nich Taylor.
ImageW ogóle to często tu bywasz? Ja może trzeci raz tu jestem, ale przeważnie nie mam takiego farta. Dzisiaj jest moja noc! — Niemalże krzyknął, emanując optymistyczną energią. Właśnie na takich ludzi liczyło kasyno, mocno zaangażowanych w rozgrywkę, która opierała się na czystym szczęściu, gotowych postawić duże pieniądze.
Carson nie wiedział jednak, że jego nowy kumpel nie był zainteresowany jego pieniędzmi. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nie będzie mieć nawet pojęcia co się dzieje.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#17
Idealnie! Wszystko szło zgodnie z planem. Śmiertelnik wszedł w pułapkę Toreadora, a nawet nie wiedział co go czeka. Popatrzył na Taylor porozumiewawczo z wyrazem, który wypowiadał słowa: "To on będzie tym szczęśliwcem". Przyprowadził śmiertelnika do stołu z kartami, a ręką wskazał jego siedzenie. Entuzjazm napicia się vitae gwałtownie wzrósł. Jeszcze tylko chwila i będzie go miał w garści. Napawał go optymizmem fakt, że Carson zdawać się mogło nie należał do nazbyt rozgarniętych osób, więc było to tylko na jego korzyść. Jego myśli zderzyły się z opamiętaniem, nie może wypić z niego wszystkiego. Nie może doprowadzić do jego śmierci, nie może przegiąć.
A teraz niech przedstawienie trwa dalej.
-Wypadałoby, abym was sobie przedstawił-powiedział, uśmiechając się ciepło.
-Claire, to jest Carson, Carson to moja znajoma Claire- przedstawił znajomą. Akurat z imieniem trafił w dziesiątkę. To imię niezwykle pasowało do twarzy Taylor, przynajmniej w jego opinii.
-Byłem tutaj wcześniej tylko raz, dzisiejszego wieczoru nabrała mnie ochota na zabawę. Znudziło mnie trochę siedzenie w domu- odpowiedział nowemu znajomemu. Teraz zastanawiało go jedno, jak smakuje jego ambrozja, znaczy vitae? No nic, wkrótce się przekona.
-To jak? Gramy?- zapytał uśmiechając się jeszcze szerzej, ukazując jedynki.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#18
Image
Dobra gadka to połowa sukcesu. Tony owinął sobie faceta wokół palca i szykował się do uczty. Po tym wszystkim zapewne będzie znacznie łatwiej stanąć przed obliczem Księcia, nie martwiąc się o popełnienie faux pas spowodowanego rosnącym głodem.
Zaprowadziwszy Carsona do pomieszczenia, gdzie miał zrealizować główny punkt swojego planu, przedstawił go swojej uroczej towarzyszce. Kobieta przywitała śmiertelnika z czarującym uśmiechem, tylko dodając do ekscytacji mężczyzny spędzeniem czasu z tą dwójką.
ImageDzień dobry! -Khem- Znaczy się, dobry wieczór Claire! — Słowa i zachowanie jegomościa, gdy spoglądał na kobietę, zdradzały nerwy. Nie wydawał się być mężczyzną, który często bywał w otoczeniu młodych, pięknych dziewcząt.
ImageNo i super. Nie ma się co tam kisić w chałupie, skoro jest tyle atrakcji na mieście. Na mnie nie czeka tam nic poza rozwrzeszczanymi dzieciakami i niewdzięczną żoną, haha! Tu przynajmniej mogę trochę odpocząć, wypić coś, a nawet i wygrać kilka dolców. — Zaśmiał się, wspominając o swojej rodzinie. Nie wydawało mu się do niej spieszyć. Jego życie pewnie nie było nadzwyczaj kolorowe, skoro wybierał hazard ponad czas spędzony ze swoją partnerką i uciechami.
ImagePewnie! Jaka stawka? — Błysk w oczach ukazywał jego zainteresowanie grą i perspektywą kolejnej wygranej.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#19
Czasami słowem można było zdziałać więcej niż czynem. W jego duszy pierwsze skrzypce grała wątpliwość, a zaraz za nią zniecierpliwienie. Cierpliwość była cnotą, zwłaszcza w tym przypadku. Chciał mieć to, najzwyczajniej, za sobą. Nie chciał na przywitanie łamać maskarady, a tym bardziej zamiatać swojego "błędu" pod dywan. Cóż, Tony nie był doświadczonym spokrewnionym i nie miał pojęcia, jak taki łakomy kąsek podejść. Kierował się intuicją, która w jego przypadku bywała często omylna. W tej chwili nie mógł sobie pozwolić na błąd, więc chwycił za swoje emocje i schował je głęboko w kieszeń, by tylko nikt się nie kapnął.
Na zakłopotanie śmiertelnika (w obliczu pięknej kobiety) uśmiechnął się z pobłażaniem, a nawet dodało mu nieco pewności. Zdając sobie sprawę z obecności "Claire" i jej zaangażowania w cały ten spektakl, wszystko powinno pójść gładko.

Doskonale cię rozumiem, kolego. Nie jestem co prawda wielkim hazardzistą, ale niewiadoma, przypadek, czy też przygoda, przyciąga takich jak my- rozpoczął swój wywód Toreador. Wygodnie usadowił się na swoim miejscu, przejechał dłonią po stole i kontynuował.
Każdy potrzebuje jakiejś odskoczni, czegoś co odciągnie myśli od codzienności, to normalne. Czy mam racje?- rzekł szukając w jego wzroku potwierdzenia. Spojrzał na swoją towarzyszkę, po czym kiwnął jej głową.
Stawka? Niech będzie dwieście dolców na start, żeby się rozruszać. Rozdasz?- rzucił pytanie do koleżanki uśmiechając się do niej, a policzki aż mu się zaokrągliły. Tony powstał na chwilę, by oddalić się od stoliczka. Podszedł do głównego stołu z whiskey.
Ktoś ma ochotę na irlandzką whiskey?- przygotował trzy szklany i kto sobie tego zażyczył, temu nalał. W jego ofercie można było również dodać lód, czy colę, choć niektórzy twierdzą, że to grzech z którego rozgrzeszenia nie ma.
Czekał aż nadarzy się dogodny moment. Kiedy tylko śmiertelnik odwróci wzrok on zaciśnie paszczę i poczuje ambrozję, oraz ten specyficzny zapach. Poczuje słodko-metaliczny posmak vitae, poczuje wigor i pełnię energii. To wszystko, co przyjemne, czekać go będzie po rozgrywce.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#20
Image
Mimo braku wprawy, będąc dopiero niedawno uwolnionym z łańcucha swojego stwórcy, wykorzystał swój intelekt i spryt, a także swoją intuicję, która pokierowała nim tak, by pomyślnie się pożywić bez budzenia podejrzeń, czy powodowaniap problemów.
Oczy śmiertelnika zdradzały jak bardzo potrzebował tej odskoczni. Właśnie dlatego tam był, by zapomnieć o od monotoni swojej codzienności. Szczęściem Tony’ego, z resztą, bo to dzięki Carsonowi Toreador mógł się przygotować na spotkanie z Księciem. Taylor uniosła kąciki ust, gdy wzrok Morgana zaczepił o jej.
ImageDwie stówy? A co mi tam, niech będzie! Grajmy! — Śmiertelnik przyklasnął dłońmi, pocierając nimi z widocznym entuzjazmem. Taylor ciepłym głosem potwierdziła, chwytając z karty i zbliżając się do stolika, gdy nieumarły udał się w stronę stolika z alkoholem.
ImageNo pewnie, że ja! — Carson rzucił za siebie, utrzymując wzrok na wampirzycy, która celem zachowania socjalnej maskarady również zasygnalizowała, by nalać jej złocistego napoju. Gdy tylko szklanka z trunkiem znalazła się przed śmiertelnikiem, chwycił za nią i wziął solidnego łyka, następnie głośno wydychając powietrze.
Zaabsorbowany dobrą whiskey, nawet nie zauważył, kiedy stojący za nim Spokrewniony wbił się w jego szyję, zapewniając mu oraz sobie, nieporównywalną z czymkolwiek innym ekstazję płynącą z pocałunku. Kły Morgana opuściły szyję Carsona dopiero w momencie, gdy poczuł lekkie nasycenie, a także gdy jego ciało jego ofiary stało się nieco nazbyt wyluzowane i zdał sobie sprawę, że Carson stracił przytomność (+3PK).
Najpewniej po przebudzeniu winę za swój stan zrzuci na alkohol, który tylko pośredko przyczynił się do tego, co się stało. Mężczyzna ten nie był już problemem Toreadora, który teraz, po uciszeniu Bestii, mógł opuścić ze swoją towarzyszką pomieszczenie i rozejrzeć się za Księciem, która powinna być na miejscu lada moment, a może i już czekała.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#21
Posmak dobrej whiskey w ustach i uczucie lekkości towarzyszyło spokrewnionemu toreadorowi. Brak przytomności zgłosił bez zwłoki do personelu, dodając że jegomość musiał z deczka przeholować z wypitym alkoholem. Nim jednak Tony rozstał się z Carsonem, popatrzył po nim i w duchu podziękował mu za jego udział w spektaklu. Cóż, gdyby nie jego osobą, możliwe że jego pobyt tutaj skończyłby się gorzej. Być może spotkają się jeszcze w odleglejszej przyszłości. Przez ułamek sekundy Ton'emu przeszło przez głowę, by ogołocić nieprzytomnego z jego forsy. Ten pomysł jednak odrzucił natychmiastowo, bo nie zasłużył sobie na to, by budzić się bez grosza przy duszy. Wyobraził sobie w dodatku, jak to wraca do rodziny, do żony i pociech bez żadnych pieniędzy. Czy zostawiając go na pastwę losu nie doprowadzi do podobnego rezultatu? Czy ktoś nie wykorzysta sytuacji? Postanowił sprawdzić portfel Carsona, by zapamiętać sumę mieszczącą się w przegródkach portfela. Poprosił personel, by nie wyrzucali Carsona z kasyna, że to jego znajomy i odwiezie go do domu, gdy tylko skończy spotkanie. No może, że ten do tego czasu się obudzi.
Pozostawała jeszcze kwestia Taylor.

Dziękuje za twoją pomoc i to wszystko...-wskazał ramionami obecną sytuację. To właśnie w tej izbie, tym pokoju pojawi się wkrótce Książę. I nie miał pojęcia, czy wolała pozostać, czy opuścić lokal. Nie da się ukryć, że obecność Taylor była wspierająca, mimo zdawkowych wypowiedzi. Była całkiem w porządku wobec niego, a on ma dobrą pamięć do przysług.
Ja idę szukać "gościa specjalnego", trzymaj za mnie kciuki- wskazał na drzwi na salę główną i ruszył wyprostowany ze szklanicą whiskey (dla Maskarady).
Znów poczuł gwar, liczne zapachy, ale teraz wszystko zdawało się dużo lżejsze niż wcześniej. Był niczym jesienny liść niesiony wiatrem. Dużo pewniejszy niż wcześniej. Jego wzrok szukał już tylko jednej osoby i aby ułatwić swe poszukiwania, zamierzał posłużyć się Darem Widzenia. Jego wzrok znów zahaczył o napis "Wygrana czeka tuż za rogiem", uśmiechnął się półgębkiem i przebijał się przez atmosferę kasyna, niczym lodołamacz, aż wreszcie zatrzymał się. Spojrzał i powąchał irlandzką ze szklany.


[Użycie dyscypliny Nadwrażliwości/ pierwsza kropka/Wyostrzone Zmysły]

Re: Wygrana tuż za rogiem

#22
Image
Przynajmniej w ten,pośredni sposób Tony mógł przypomnieć sobie smak alkoholu i jego efekty, które były interesującym dodatkiem do i tak ogromnej rozkoszy, jakiej doznawał ilekroć oddawał pocałunek. Teraz, po wszystkim, czas było się pożegnać. Dla Morgana nie był to jednak po prostu chodzący worek na krew, a tak przecież wielu Kainitów traktowało śmiertelników. W związku z tym chciał zadbać, by nikt nie wykorzystał jego obecnego stanu i nie pozbawił go jego dobytku. W końcu miał swoje życie, swoje plany i ambicje, nieszczęśliwą żonę, a także dzieci. Nie było powodu, by to życie całkowicie rujnować, to też zadeklarował się, że zadba o mężczyznę, gdy załatwi swoje sprawy.
Taylor ciepło przyjęła podziękowania, rada że mogła pomóc. Poleciła się przy tym na przyszłość, wymieniając się z Toreadorem kontaktem telefonicznym. Być może dane im będzie jeszcze się spotkać, przypadkowo lub nie. W końcu Seattle nie było tak dużym miastem.
Życząc powodzenia, Taylor pomachała na pożegnanie Spokrewnionego, który udał się z powrotem do głównej sali, trzymając w dłoni szklankę złocistego trunku. Jego zmysły ponownie stały się otwarte na hałas i zgiełk, które były nieodłącznym elementem gier hazardowych, w których brało udział tak wielu ludzi próbujących swojego szczęścia, to wygrywając, to przegrywając kolejne pieniądze.
Zapach whiskey znów przywodził czasy śmiertelności, które były pod wieloma względami mniej skomplikowane. Zasady którymi musiał się wtedy kierować były proste, aczkolwiek rzeczywistość, jaka go wtedy otaczała, zdawała się być, z perspektywy nieumarłego, nieco ograniczająca. W porównaniu z tamtym żywotem, teraz był wolny, przynajmniej w tym sensie, jaki miał największe znaczenie, bo tak naprawdę wolność ta była pozorna. Jako Spokrewniony związany był zupełnie nowym zestawem reguł i musiał odpowiadać przed kimś innym, kimś potężniejszym i bardziej wpływowym. Pozornie, bo czy Książę Seattle rzeczywiście była tak potężna, skoro zmuszona była do ciągłego bycia w ruchu, do ukrywania się przed wrogiem i naprawdę sporadycznej aktywności w swojej funkcji? A jednak wciąż była głową lokalnej społeczności Spokrewnionych, nawet jeśli jej kompetencje ostatnimi laty zaczęto poddawać wątpliwości.
O wilku mowa. Bystre oczy Tony’ego dostrzegły figury, które wydawały się być bardzo znajome z opisu, jaki otrzymał. Czarnoskóry wielkolud w skórzanej kurtce, lustrujący pomieszczenie i wszystkich obecnych w taki sposób, jakby ktoś miał lada moment zaatakować. Obok niego średniego wzrostu blondynka o prostych włosach i surowym, zabójczym wręcz spojrzeniu, odziana w czarne, eleganckie odzienie i buty na obcasie, przyglądająca się ludziom z pewną ostrożnością, a może nawet i podejrzliwością w oczach. Cokolwiek przeszła w ostatnich latach sprawiło, że stała się bardzo wyczulona. Niebezpieczeństwa jakie na nią czychały na każdym kroku utrudniały jej należyte pełnienie obowiązków Księcia. Na szczęście była tutaj, teraz, co pozwalało Maxwellowi na należyte przedstawienie się. Nawet w czasie Gehenny i wojny, jaka toczyła to miasto obłędu, protokoły, a w szczególności Tradycje, były istotne.
Czas było, ostrożnie, ujawnić się Księciu. Patrząc po tej morderczej górze mięśni, pewnie lepiej było trzymać bezpieczny dystans.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#23
Jego wzrok dostrzegł "gości specjalnych", wewnętrznie lekko wzdrygnął na samą myśl o władczyni. W końcu jego nie życie było w rękach tejże właśnie blondynki, która teraz znajdowała się w głównej sali, wraz z nim. W tym wszystkim towarzyszył mu posmak irlandzkiej wymieszany jeszcze z ostatnim pocałunkiem, który trzymał w ryzach, dodawał sił oraz entuzjazmu. Ruszył więc w ich kierunku wolnym krokiem, uśmiechając się delikatnie. Ręce starał się trzymać na widoku, a oprócz tego pilnował się, by nie generować ruchów które mogły być odebrane jako zamach na "królową miasta". Będąc już blisko postanowił przywitać się najzwyczajniej na świecie. Chyba będzie musiał po dziesięć razy przemyśleć każde słowo, by wywrzeć pozytywne wrażenie.
-Dobry wieczór Państwu. Oczekiwałem waszego przybycia. Zapraszam za mną- przemawiał do nich miękkim oraz niskim głosem, a oprócz tego czuł jak mu nogi drętwiały, były jakby z waty. Czcigodne towarzystwo prowadził przez zgiełk kasyna, a jego celem była rzecz jasna wynajęta loża. Otworzył przed nimi drzwi i dalej z uśmiechem oraz ręką zapraszał ich do środka. Jego intencje były jak najbardziej szczere, ponieważ on od zawsze podziwiał Książęta i Starszych, nie ważne co mówili inni spokrewnieni. Knucie przeciwko starszym uważał za, co najmniej, nie rozważne. Należał im się szacunek i uznawał w pełni ich zwierzchnictwo. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, ten położył rękę na sercu i delikatnie się zgiął w gest ukłonu, tak jak robił to jego stwórca.
-To prawdziwy zaszczyt was tu gościć- powiedział jeszcze w ukłonie. Zaraz potem wskazał miejsce do siedzenia, wielki stół, a na środku butelka irlandzkiej oraz fikuśne szklanice. Wyciągnął również list polecający, który położył na stole. Atmosfera w pomieszczeniu zdawała się coraz bardziej gęstnieć. Bardziej gotów już być nie mógł. Doskonale wiedział że musi już zawrzeć gębę, nie można tak w kółko ględzić. To był właśnie moment słuchania. Zajął miejsce jako ostatni i czekał co powie szanowne towarzystwo.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#24
Image
Przygotowany najlepiej jak mógł być w obecnej sytuacji, Toreador wyszedł na spotkanie wpływowej dwójce z uśmiechem na ustach, za którym skrywał nerwy. Był ostrożny i oszczędny w swoich słowach i ruchach, które obserowane były bacznie od pierwszego kontaktu przez egzekutora Camarilli, znajdującego się blisko Księcia.
Image Dobry wieczór, Tony. — Kobieta powitała neonatę z delikatnym uśmiechem.
Image Proszę, prowadź. — Gestem otwartej dłoni poinstruowała wampira, by ruszył przodem, podczas gdy wiekowi Spokrewnieni podążyli za nim do loży, o której wynajem wcześniej zadbał celem zapewnienia prywatności całej trójce.
Już za zamkniętymi drzwiami, Toreador pochylił się w geście ukłonu, ukazując tym samym szacunek swoim przełożonym, którzy niewątpliwie odnotowali etykietę młodego, dbającego o jak najlepszą prezencję.
Image Bardzo się postarałeś. To miłe. — Uniesione na moment kąciki ust Księcia kreowały uśmiech znacznie cieplejszy od tego, którym potraktowała wampira przed momentem.
Jane zasiadła jako pierwsza, wygodnie się opierając o siedzenie i zakładając nogę na nogę, podczas gdy Szeryf Parker, znajdując miejsce obok niej, zasiadł w praktycznej, taktycznej można by rzec, pozycji, z której mógł w szybkim tempie ruszyć na kogokolwiek, kto znajdzie się przed nim.
Image Dziękuję. Jak sobie radzisz w mieście? — Po zarejestrowaniu i podziękowaniu za list, którego Jane jeszcze nie chwyciła, otwarła rozmowę pytaniem, które do złudzenia przypominało troskę.
Image Mam nadzieję, że zaznałeś nieco spokoju pomimo trudności, z jakimi Camarilla musi sie obecnie mierzyć. — Kontynuowała spokojnie, wspominając o Gehennie, która utrudniała całej Sekcie swobodne działanie, ograniczając Wieży pole działania. W tym momencie pozwoliła Maxwellowi odpowiedzieć na zadane pytanie.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#25
Za prawdę Pan Morgan czuł się wniebowzięty, z uwagi na obecność jakże szanownego towarzystwa, które w dodatku nim nie pomiatało. Co za kultura i jeszcze jakie usposobienie, łagodne i przyjemne. Szeryf faktycznie budził w nim respekt swoją posturą i wojowniczością, lecz nie tak potężny respekt jak majestat jej książęcej mości. Skoro to ona zasiadała na tronie miasta, musiała mieć za sobą niezrównane osiągnięcia i wiekowe doświadczenia. Za pewne miał do czynienia z jedną z legend. Takowe spojrzenie Ton'ego wynikało głównie z faktu kręcenia się w towarzystwie śmiertelników. Świadomość o wiekowości Pani Jane, wzbudzało w nim zszokowanie wymieszane z podziwem. Na jej delikatne słowa uznania lekko się uśmiechnął, cieszył się, niemalże jak dziecko.
- Na samym początek chciałbym wielce przeprosić za moją opieszałość w przedstawieniu się. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko rzec, że znalezienie kontaktu z Pa...Panią...- tu poprawił się, bo już prawie powiedział z "Państwem", choć teraz poddał wątpliwością co było właściwsze.
-...Było dużo trudniejsze, niż myślałem- dokończył toreador. Przeprosiny miał już za sobą. Wyrażenie skruchy było ważne, musiał teraz odłożyć dumę na bok i przypodobać się. Nie patrzył, o dziwo, na to całkowicie jako lizusostwo w którym jej względy w przyszłości mogły coś zmienić, a faktycznie czuł wobec niej respekt, jaki był w pełni zasłużony.
-Nie z gorsza. Udało mi się już dokończyć przeprowadzkę, a teraz przede mną czeka poznanie rodziny w mieście- odpowiedział, nawet bojąc się spoglądać w oczy jej książęcej mości, choć zza zasłony okularów nie było to dostrzegalne. Na kolejne pytanie odważył się na nią spojrzeć, by zaraz uśmiechnąć się do niej ciepło.
-Spokoju? Ależ oczywiście, nie spotkałem się jeszcze z żadnym zgrzytem, a tym bardziej z diabłami- tu miał na myśli Sabat rzecz jasna. W jego głowie pojawiła się myśl, nadal ciasno związana z podziwem, który para roztaczała wokół siebie. Myśl ugoszczenia lub bycia winnym czegoś dla Królowej Miasta.
-Wielmożna Pani i Szanowny Szeryfie, jeśli w przyszłości moje zdolności mogłyby się jakoś przydać, proszę o niezwłoczny kontakt. Jestem do Państwa dyspozycji-oznajmił pewnie. Może i nie nadawał się do walki ze spokrewnionymi z wrogiej sekty, ale na chwilę obecną chyba każda para rąk była na miarę złota.

Re: Wygrana tuż za rogiem

#26
Image
Ekscytacja i nerwy Toreadora, spowodowane przebywaniem w obecności Księcia Seattle, momentami znajdowały drogę na powierzchnię. Mimo to był w stanie zachować klasę i spokój, należycie komunikując swoje myśli i sprawiając wrażenie pewnego siebie. No, a przynajmniej mógł mieć nadzieję, że tak jest odbierany przez Jane Doe i Szeryfa Parkera.
Image Nie masz za co przepraszać. Wielu Spokrewnionych boryka się z podobnym problemem, co ty. Niestety, ale będąc głównym celem wielu wrogich nieumarłych, muszę być bardzo ostrożna i rozważnie dobierać czas i miejsce spotkań. — Uspakajała neonatę dając mu do zrozumienia, że nie był jedynym, który napotkał trudności w umówieniu spotkania z Księciem.
Był to niebezpieczny czas dla bardziej wpływowych Kainitów. Głośno się mówiło o tym, co działo się w ostatnich latach i jak duże straty odniosła Camarilla. Nic więc dziwnego, że Jane miała oczy dookoła głowy i trzymała duży dystans.
Image W takim bądź razie powinieneś odwiedzić Elizjum. Mieści się w Moore Theater, w Downtown. Znasz adres? — Dopytała z troską w głosie, będąc najwyraźniej gotowa, by wspomóc młodego i ułatwić mu dotarcie do miejsca, gdzie miałby nawiązać kontakt z lokalną śmietanką towarzyską Spokrewnionych.
Image Oby nie uległo to zmianie. Nie ma wątpliwości, że z biegiem czasu uda nam się odzyskać utracone tereny. Póki co jednak, postaraj się nie zapuszczać na tereny wroga. — Ostrzeżenie które padło z ust Jane, należało było traktować poważnie. Morgan oczywiście wiedział, że nie ma tam czego szukać. Wszakże nie był typem, który rwał się do walki. Jego miejsce było raczej pośród swoich współklanowiczów, w Elizjum, aniżeli na polu walki.
Image Wspaniale widzieć takie zaangażowanie. Doceniamy twoją chęć pomocy. — Książę w reakcji na ofertę wsparcia ze strony Tony’ego, lekko się uśmiechnęła, podpierając dłonią łokieć i dotykając zgiętym palcem wskazującym swoich ust, siedząc tak krótki moment w zamyśle zanim kontynuowała.
Image Jest jedna rzecz, którą mógłbyś się zająć w wolnej chwili. Aczkolwiek przyznam, iż nie chcę cię obarczać obowiązkami na samym wstępie. — Nie zdradziła jeszcze szczegółów, wstrzymując się, czy to z grzeczności, czy chęci sprawdzenia jak bardzo zainteresowany pomocą był młody Spokrewniony.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości

cron