Szambo i Perfumeria

Zakończono | Prolog, Marzec 2004 | Downtown | Chinatown | Klub Techno


Rozgrywany jest: Prolog: Oblezenie
Trwa: Marzec 2004
Dołącz do walki z Sabbatem i pomóż w odbiciu utraconych przez Camarillę terenów Seattle. Zbadaj losy oblężonej przez Sabbat Fundacji Franka Weavera.
Znajdź i zbadaj źródło rozszerzającej się pandemii, odkryj jej możliwy wpływ na Spokrewnionych i pomóż w jej powstrzymaniu.
Zrób co w twojej mocy, by wesprzeć Camarillę w odzyskaniu stabilizacji i dominującej pozycji w mieście do końca roku, celem odwołania wizyty Justycariusza.
Jako Nosferatu rozbuduj na powrót sieć SchreckNetu i rozwiń sieć informacyjną do użytku klanu oraz Camarilli jako całości.
Wykorzystaj obecną destabilizację wewnątrz Camarilli na swoją korzyść, by zająć miejsce w hierarchii i poszerzyć przy tym swoje wpływy
Działaj w grupie. Znajdź sprzymierzeńców. Dołącz do, lub załóż, koterię.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj że w pojedynkę nie przetrwasz nadchodzących nocy.

Szambo i Perfumeria

#1
Mały, złoty zegarek z czarnym paskiem wskazywał godzinę trzecią dwadzieścia siedem. Podczas licznych „nocnych podbojów”, dziewczyna przekonała się, że te okolice czasowe, to wręcz idealna pora na to, aby zakochać się na jedną noc. To w końcu nie pierwszy raz, kiedy pojawiała się w okolicach The Underground, lecz z pewnością pierwszy, odkąd „odzyskała wolność”. Standardowa procedura poszła dość sprawnie. Kendra była wystarczająco ładna, żeby bramkarz wpuścił ją do środka. Fakt, że była sama działał oczywiście na jej korzyść. Po ominięciu płatnej szatni, ruszyła w głąb właściwego lokum. Już po kilku krokach była absolutnie pewna, że zlała się z tłumem kręcących się dookoła postaci. Idealnie. Lubiła to uczucie. Przyjemne i bardzo bezpieczne wydawało się być jedyną pijawką w tłumie niczego nieświadomych owieczek. Co prawda nie miała grama pewności, że w istocie jest JEDYNĄ, ale myśl ta nie zaprzątała jej głowy. Gdy dotarła do końca schodów, mimowolnie odtworzyła w głowie kilka poprzednich spotkań. Po upewnieniu się, że bar magicznym trafem nie został przeniesiony w inne miejsce, pokierowała swój krok na jedno z samotnych siedzeń. Oczywiście niczego nie zamawiała. Barmani z resztą doskonale znali tą taktykę, to też nie zadawali zbytecznych pytań – w końcu i tak mieli masę roboty. Rozpoczęło się więc wędkowanie. Modny makijaż? Był. Przyległy i nieco wyzywający strój? Także. Maska ze znudzonym spojrzeniem? Na miejscu. Teraz należało siedzieć, ładnie wyglądać i sporadycznie – acz nieinwazyjnie – błądzić spojrzeniem, aby nawiązać kontakt wzrokowy z kimś, kto zechciałby się na nią gapić. Później? Standardowo. Uśmiech dodający odwagi. Zamiana w słuch. Chłonięcie komplementów. Okazanie zainteresowania. Wlanie w siebie drinka, by „podrywacz” miał pewność, że obejdzie się bez komplikacji a później? Wizyta u kogoś w mieszkaniu. Ewentualnie w toalecie – ale to tylko w przypadku tych bardzo podpitych. Wbijanie kłów w domowym zaciszu było znacznie bardziej komfortowe. Poza tym wyglądało znacznie naturalniej, gdy partner po wszystkim w spokoju odpływał. Niby widok nieprzytomnej persony w toalecie w klubie także nie jest niczym niecodziennym, ale zawsze może wyjść z tego później jakaś chryja.

Re: Szambo i Perfumeria

#2
Image






Noc była, naturalnie, nie tylko domeną wampirów. Śmiertelnicy uwielbiali nocne zabawy w klubach muzycznych i barach, a Spokrewnieni tacy jak Kendra mogli to wykorzystać na swoją korzyść. Młodo wyglądająca, atrakcyjna Spokrewniona nie miała problemu z wejściem do klubu techno, gdzie zabawa przy muzyce trwała w najlepsze.
Po zejściu obok szatni, Kendrę przywitały kolorowe światła, rytmiczna muzyka i poruszające się sylwetki młodych ludzi. Spokrewnionej nie interesowały jednak tańce, a zaspokojenie niebezpiecznie rosnącego głodu, który w trybie natychmiastowym należało zaspokoić. Nieumarła była bowiem w niebezpiecznym punkcie, gdzie odczuwała już szarpanie Bestii, nad którą utrzymanie kontroli stawało się coraz trudniejsze.
Tym razem Toreadorka nie miała zamiaru być tak agresywna w swoich staraniach jak poprzednim razem, gdy to doszło do niechcianego konfliktu uniemożliwiającego jej pożywienie. Teraz zagra w tę grę nieco inaczej, bardziej subtelnie i ostrożnie. Była teraz znacznie lepiej przygotowana. Obecna strategia zakładała zapewnienie pola do popisu potencjalnym amantom, którzy wykonaliby za nią całą robotę.
Wyposażona w odpowiedni, przyciągający uwagę strój oraz makijaż, użyła swojego uroku osobistego, nęcąc śmiertelników wzrokiem i uśmiechem. Nie musiała czekać długo. Zetknęła się wzrokiem ze szczupłym brunetem o pociągłej twarzy i lekkim, parodniowym zaroście. Miał na sobie drogi garnitur i uśmiech pewnego siebie faceta, który miał cały świat u swoich stóp.
Podszedł do kobiety niczym samiec alfa, zaczepiając ją jedną z lepszych gadek, jakie słyszała w ostatnim czasie. Bardzo szybko wywiązała się wciągająca rozmowa, podczas której czaruś wykorzystywał swój arsenał w taki sposób, jakby robił to milion razy. Wiedział co robi, i gdyby miał do czynienia z kimkolwiek innym, pewnie osiągnąłby dokładnie to, czego pragnął.
Chłopaczek trafił jednak nieświadomie na drapieżnika. Toreadorka manipulowała nim w taki sposób, że był przekonany o swojej wyższości nawet zabierając ją z klubu do swojego auta, gdzie jego szofer przewiózł obydwoje do hotelu. Tam młodzieniec wynajmował obszerny apartament z ogromnym łożem, które było ostatecznym celem podrózy. Doszło w nim do czułości i zmysłowej gry, podczas której Ambrelash dała niczego nieświadomemu śmiertelnikowi Pocałunek zapewniający ekstazję obojgu. Wypiła dość, by mężczyzna odpłynął, lecz by nie odczuł nic więcej poza bólem głowy następnego dnia (+3PK). Po wszystkim mogła opróżnić się ze wcześniej spożytego alkoholu, nim jej ciało zrobiłoby to za nią. Spokrewniona odczuła ulgę, gdy Bestia się nieco uspokoiła i przestała wierzgać.

Re: Szambo i Perfumeria

#3
Dwa splecione ciała wiły się w dzikim, namiętnym tańcu aż w końcu stało się. Słodka, rozpalona vitae, której tak bardzo pragnęła, spływała właśnie wzdłuż jej gardła, na moment rozpalając wszystkie, obumarłe zmysły. Pogrążana w ekstazie wsysała się w kark partnera raz po raz, na moment tracąc kontakt z rzeczywistością. Była głodna. Była tak bardzo głodna. Niezwykle dziwnym uczuciem był wręcz moment, w którym rozszalała, dzika bestia przestała… krzyczeć. Przestała ją rozrywać od środka. Przestała zmuszać ją do działania. Cisza. Niemal jak wybudzona z długiego snu, Ambrelash oderwała gwałtownie głowę, jakby wiedząc, że łagodna opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Przez krótką chwilę wpatrywała się w swojego nowego kochanka, czując, jak na jej twarz wkrada się zadowolony grymas. Była mu wdzięczna za to spotkanie, czego jedynym dowodem było ostatnie muśnięcie językiem zadanych przez nią ran. Teraz mógł odpocząć. Zasłużył. Z resztą na nią i tak zbliżała się już pora. Gdy pozbierała już z podłogi wszystkie swoje ubrania, chwyciła na moment telefon śpiącego królewicza, a następnie puściła do siebie strzałkę. Wyglądał na kogoś, kto coś w życiu osiągnął. Tak też się z resztą zachowywał. Kontakt z kimś takim z pewnością mógłby w przyszłości się jej opłacić. Ale to odległe plany. Teraz musiała wrócić do domu. Biorąc pod uwagę wszystko, co zaszło dzisiejszej nocy, była przekonana, iż śpiący książę nie obrazi się, jeżeli ta pożyczy sobie z jego portfela parę drobnych na taksówkę. Korzystając – po raz kolejny – z jego telefonu, zadzwoniła pod jeden z wypalonych w pamięci numerów. Otrzymując informację, że taryfa pojawi się pod hotelem za kilka minut, ta ubrała się do końca i faktycznie ruszyła do wyjścia. Widząc, że samochód faktycznie stoi w umówionym miejscu, nieco żwawszym krokiem ruszyła w kierunku jego drzwi. – Dobry wieczór. To będzie na Jackson Place. - Przedstawiła spokojnie, z wciąż widoczną nutą dobrego humoru.

Re: Szambo i Perfumeria

#4
Maddox siedział na zacienionej ławce i sprawdzał na telefonie potencjalne wiadomości od Hectora, Richarda czy kogo jeszcze, kto mógłby uzyskać do niego kontakt poprzez admina Schrecknetu. Na razie nic nie widział. Cóż, brak wiadomości to też na swój sposób dobra wiadomość. Zamknął telefon, schował go do kieszeni spodni i zabrał się za mniej taksujące zajęcie: obserwowanie ulicy w poszukiwaniu pożywienia. Nie był aż tak głodny, ale wciąż lepiej być bardziej najedzonym Spokrewnionym niż nagle dać się złapać z pustym żołądkiem. Głodny wampir to wściekły wampir, a wściekły wampir to ryzyko złamania maskarady.
Tam naprzeciwko ktoś się zatrzymał. Diogenes przyjrzał się uważniej. Taksówka. Pusta gablota, pomijając samego kierowcę - faceta lekko przy tuszy, z łysiejącym czerepem zakrytym bejsbolówką z logiem Seattle Mariners. Zatrzymał się zaraz pod kawiarnią; najwyraźniej zaczynał nocną zmianę i potrzebował się doładować przed konkretnym wyjazdem na miasto.
Maddoxowi właśnie przyszło coś do głowy. Wstał i przekroczył jezdnię. Przystanął w cieniu i zaczekał, aż typ kupi sobie pączka, espresso czy na co tam jeszcze miał ochotę. Gdy w końcu dostrzegł, że ten wychodzi, narobił trochę hałasu w najbliższej uliczce, by zwrócić na siebie jego uwagę. Złapie go w mroku i upije tyle, by konkretnie osłabić taksówkarza. Posadzi go wówczas na ziemi, przejrzy kieszenie, zwinie czapkę...
Oho, telefon dzwonił. Nie jego, a taksiarza. Maddox uniósł brew. Najwyraźniej już miał jakiegoś klienta. W sumie... Czemu nie, dorobi sobie w jego imieniu, a ten sobie odpocznie. Taki z niego dobry Samarytanin!
- Halo? - odezwał się, odebrawszy telefon. - Jackson Place... Jasne, będę za maksimum dziesięć minut - oznajmił kobiecie po drugiej stronie i gdy nie było już czego dodać, rozłączył się i wsunął komórkę z powrotem do kieszeni właściciela. - Obiecuję, że nie zarysuję gabloty.
Gene założył czapkę na łysy, żylasty czerep. Hm. Pasowała mu. Wsiadł za kierownicę taksówki i przekręcił klucz w stacyjce. Ludzie, bierzcie je ze sobą, jak już gdzieś wychodzicie! Spojrzał sobie w oczy w lusterku, na ćwierć-przytomnego taksówkarza w cieniu i odjechał w kierunku Jackson Place. Może powinien właśnie tutaj zorganizować sobie pracę: jako taksówkarz dla Spokrewnionych?
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Szambo i Perfumeria

#5
Image






Kendra Ambrelash
Nieumarła wydobyła z portfela dwa banknoty i zabrała ze sobą (+$20.00).

Diogenes
Chwilowa cisza rzeczywiście mogła nie być czymś złym. Oznaczało to, że nie pojawiły się nowe problemy. Hector zapewne wciąż walczył z zabezpieczeniami komputera, albo zgrywał już sobie dane, które na nim były. Richard tymczasem zapewne był w trakcie, bądź już po robieniu porządków z kłopotliwym kontenerem. Swoją drogą, ciekawe było do kogo on należał. Pewnie Ukryci dojdą do sedna i złożą raport Szeryfowi albo komuś, kto powinien o tym wiedzieć.
Póki Maddox miał spokój, mógł zająć się czymś innym. Bestia co prawda była spokojna i nie próbowała wydrapać sobie drogi na powierzchnię, ale wciąż dało się odczuć lekki głód, który można było zaspokoić, korzystając z okazji. Wypatrzał taksówkę, która zatrzymała się przy jednym z lokalnych całodobowych sklepików, gdzie można było kupić sobie coś do jedzenia i picia. Sporadycznie przechodzili tędy śmiertelnicy, co poniektórzy zaglądając do środka i wychodząc z jakąś przekąską.
Właściciel żołtego samochodu również udał się do środka. Minęło może z pięć minut, gdzie w tym czasie ze sklepu wyszedł młodszy facet odpalający papierosa już na zewnątrz i udał się chodnikiem w przeciwnym kierunku. Wreszcie pojawił się taksówkarz z papierową torbą w ręce i kubkiem kawy. Pociągnął łyk napitku, po czym wyciągnął z torby zapakowaną kanapkę i wziął kilka gryzów, ciesząc się chwilą ciszy i spokoju. Pewnie nie miał wiele takich momentów, kiedy mógł po prostu odpocząć i coś zjeść.
Gdy nieumarły zaczął robić szum w alejce obok, mężczyzna sącząc z kubka kawy postanowił powolnym krokiem podejść i zobaczyć co się dzieje. Stamtąd Diogenez mógł zobaczyć, że był to facet w sile wieku, a raczej u jego kresu. Dalszy szmer sprawił, że śmiertelnik przyglądał się podejrzliwie ciemnemu zaułkowi. Spojrzał wgłąb, za siebie, w prawo i lewo, rzucił głośno ”Halo? Jest tam kto?, powoli stąpając dalej.
Nosferatu w końcu miał sposobność, by go złapać i zatopić w nim kły. Trzymane w rękach przedmioty upadły na ziemię. Torba z jedzeniem prawie bezdźwięcznie uderzyła o podłoże, podczas gdy kubek odbił się, wywrócił, a jego zawartość wylała na betonową powierzchnię. Mężczyzna chwilowo się nie naje, ale nieumarły już tak (+2PK). Gdy po wszystkim Maddox usadził śmiertelnika na podłożu, znalazł w jego kieszeniach portfel, telefon oraz klucze do auta. W portfelu było z dwadzieścia dolców oraz zdjęcie jego żony i dwóch nastoletnich córek. Wampir postanowił zwinąć klucze, czapkę, a także telefon, tymczasowo, bo oddał urządzenie właścicielowi po odebraniu telefonu (+Klucze do taksówki, +Czapka z daszkiem). Normalnie pewnie nie dzwoniono by z centrum na telefon taksówkarza, ale być może był akurat potrzebny, bo nikt inny nie był akurat dostępny.
Po opuszczeniu ciemnej alejki, Maddox skierował się w stronę taksówki, wsiadł i niewiele myśląc odpalił silnik. Na widoku miał numer taksówki oraz godność właściciela, Robert Harper, a także jego zdjęcie. Gene nie miał osobiście doświadczenia z komputerem taksówki, ale kilka razy zdarzyło mu się jechać jako pasażer i zaobserwować ich działanie. Trochę z pamięci, trochę metodą prób i błędów, jakoś udało mu się zarejestrować przejazd pod adres na Jackson Place, więc przynajmniej póki co będzie mógł poudawać taksówkarza.
Nosferatu mógł oczywiście snuć wielkie plany co do zarekwirowanego pojazdu, ale wiedział, że będzie musiał go porzucić zanim właściciel się obudzi i zgłosi kradzież na policję oraz centrum taxi. Póki co jednak, mógł się rozkoszować jazdą i mieć nadzieję, że mu się poszczęści i trafi na innego nieumarłego (+Samochód: Taksówka).

Re: Szambo i Perfumeria

#6
Zamknięcie drzwi, wskazanie kierunku i zapięcie pasów było oficjalną kropką nad „i” tego spotkania. W końcu, po raz pierwszy od kilku nocy mogła wrócić do domu z umysłem należącym tylko do niej. Choć minęło już kilka chwil, dziewczyna wciąż rozkoszowała się słodkim posmakiem, który pozostał w niej po pocałunku. Pomimo tego, że wielu spokrewnionych uważało spółkowanie z ciepłokrwistymi jako obrzydliwą dewiacje, tak Ambrelash doskonale zdawała sobie sprawę, że niewiele rzeczy potrafi nadać krwi tak wyjątkowy i intensywny aromat. Czuła się wielka. Wyjątkowa. Dumna. Atrakcyjna. Wiele prawdziwie pozytywnych emocji związanych z tym wieczorem zostanie z nią przynajmniej na kilka godzin, a to bardzo dobrze. Codzienne symulowanie życia bywało bowiem męczące, a nawet ulotna chwila, gdy faktycznie mogła przypomnieć sobie prawdziwe, szczere uczucia był jak widok wschodu słońca latem z czasów, gdy to nie było dla niej śmiertelnym zagrożeniem. Pogrążona przez dłuższą chwilę w myślach wpatrywała się za stale zmieniający się widok za oknem, lecz to nie ciszy dzisiaj pragnęła. Wyrywając umysł z wewnętrznej strefy, skierowała swój wzrok w kierunku tylnego lusterka kierowcy. Chciała go złapać wzrokiem, zagadać i zamienić kilka słów. Nie potrzebowała rozmów o czymś istotnym. W gruncie rzeczy zadowoliłby ją nawet mały small-talk o tym, jak to ostatnio wieje. Wtem jednak dziwny, podświadomy zmysł ukuł ją od tyłu, stopniowo wygaszając euforyczny nastrój. Choć nie widziała zbyt wiele, tak nutka odrazy i niechęci, której nie potrafiła kontrolować starannie zniechęcał ją do jakichkolwiek interakcji. Brak pełnego obrazu z pewnością działał na korzyść kierowcy, lecz to, w jak szkaradną gębę składały się fragmenty, które dziewczynie udało się dostrzec wręcz skrajnie raziło zmysły estetyczne Toreadorki. Zamiast miłego „zagadania”, z otwartych delikatnie ust, wydobyło się ciche „huh?”, będące jedynie drobną pozostałością, po przygotowanych już wcześniej głoskach. Pomimo tego, że wciąż szukała kontaktu wzrokowego w przymocowanym do szyby zwierciadle, jej twarz wyzbyła się uśmiechu, który do tej pory symbolizował szczery, dobry humor. Czuła, że coś jest nie tak. Nie miała możliwości, aby spojrzeć pod lepszym kątem, lecz z ułamków, które dała radę dostrzec, była niemal absolutnie pewna, że kojarzyła twarz kierowcy. I to wcale nie z innego przejazdu. – Ładna noc, prawda? - Chociaż brzmiała względnie przyjaźnie, tak mimiką wprost malowała obraz podejrzliwości.

Re: Szambo i Perfumeria

#7
"Robert Harper" zjawił się pod wyznaczonym adresem i zaczekał na swoją klientkę. W międzyczasie przyglądał się jeszcze komputerkowi taksówkarskiemu. Ogarnął go na czuja, więc nie powinien mieć problemu z późniejszym ustawieniem. Może nawet da znać Hectorowi, zasugeruje się jako kierowca albo kurier. W końcu jeszcze przed upadkiem klanu robił jako taki uliczny łącznik między Nosferatu a resztą Spokrewnionych.
Na tylnym siedzeniu zasiadła jakaś młoda kobieta. Ładna, w obcisłej sukience, niczym magnes na męskie (czasem pewnie też kobiece) spojrzenie i dotyk. W sumie nic dziwnego, to jedna z tych bardziej imprezowych ulic. Rzucił okiem na jej twarz przez wsteczne lusterko, skinął głową i ruszył. On sam nie zachowywał się wcale jakby miało miejsce cokolwiek dziwnego czy niepokojącego. Ot, niekoniecznie urodziwy taryfiarz w masce, bo przeziębiony czy coś takiego. Tymczasem kobieta mogła dostrzec dwa szczegóły w i tak mało fotogenicznej aparycji swojego kierowcy: pajęczynę żył na tych kilku odsłoniętych skrawkach łysej glacy oraz fakt, że minęła niepokojąco długa chwila od ostatniej chwili, gdy mrugał.
- Jeszcze jak. Pierwszy kurs tego wieczora, więc będzie się czym nacieszyć - przyznał neutralnym, przyjaznym tonem. Raz po raz zerkał dyskretnie w lusterko wsteczne. - Wraca pani z jakiejś imprezy? Czy może się na jakąś wybiera?
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Szambo i Perfumeria

#8
Podejrzliwość kobiety stopniowo rosła, kiedy jedna czerwona flaga, zaczynała gonić drugą. Zawsze warto było ufać krwi, ale nawet odpychając na moment swoją nabytą niechęć do osób atrakcyjnych inaczej, to faktycznie skupiając się na obcej parze oczu, dostrzegła, że nie pracują one naturalnie. Chyba. – Tak, tak, wracam. Ostatnio tonęłam w robocie po szyję. Musiałam się w końcu nieco rozerwać. - Choć wciąż brzmiała spokojnie, tak nutka niepewności wciąż wymuszała na niej badanie gruntu. Zerkając przez okno nie stwierdziła jednak, by coś było nie tak. Czy należało poprosić go o jakieś dokumenty? Czy tak w ogóle można było? Raczej słabo. Zwłaszcza, że przecież trasa się zgadzała. – A u Pana wszystko gra? W sensie, Pana chyba coś łapie, prawda?

Re: Szambo i Perfumeria

#9
Maddox jechał we względnej ciszy. Wolał skupić się na drodze niż starać się prowadzić small-talk. Nie znał się na tym plus odkąd usunął się z życia, oduczył się zbytniego odzywania się, kiedy nie ma takiej potrzeby. Zaglądał więc tylko raz po raz przez lusterko na tylnych siedzeniach, a tak to patrzył tymi samymi, szklistymi, mrugającymi raz na pięć minut oczami na drogę. W odpowiedzi na słowa kobiety o rozrywce skinął tylko głową w ramach zgody z jej myślą. Słyszał spokój w jej głosie, ale to, co widział na jej twarzy, bynajmniej spokojem nie było.
- Huh? A nie, to tylko takie przeziębienie. I problemy ze skórą. To drugie nie jest zakaźne, bez obaw - zapewnił pasażerkę. - Bywało lepiej, ale idzie to opanować.
W końcu zatrzymali się na środku drogi. Taksówka stanęła w korku. Maddox wywrócił oczami. Oczywiście, jak pora na imprezowanie, to wszyscy wpadną na ten sam pomysł. Rozłożył się wygodniej na oparciu fotela kierowcy. Wykorzystał więc okazję, że miał wolną przynajmniej jedną rękę; wyciągnął telefon i napisał do Hectora: "Wiesz, gdzie znajdę jakiś wóz?" Kto wie, może wizja posiadania samochodu wyciągnie go z rynsztoka poprzez możliwość znacznie wygodniejszego koczowania po mieście?
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Szambo i Perfumeria

#10
Słysząc wytłumaczenie mężczyzny, kobieta poczuła, że może faktycznie powinna się wycofać. Przez krótką chwilę wpatrywała się jeszcze w to nieszczęsne lusterko, jakby licząc, że ten za moment zrobi lub pokaże coś, co utwierdzi ją w przekonaniu, że ma do czynienia z nieumarłym. To jednak nie nastąpiło. Ot zwyczajny, nieurodziwy kierowca z chorobą skóry i przeziębieniem. Klasyczny dzień w Settle. Spojrzenie Kendry opuściło broń i zeszło z posterunku. Jeżeli faktycznie był zwykłym człowiekiem, to ona sama wychodziła w swoich oczach na niezłego buca, a przecież nie chciała myśleć o sobie źle. Troszkę jakby kopiując zachowanie kierowcy, rozłożyła się nieco wygodniej na fotelu. Korki. O tej godzinie. Koszmar. Tyle dobrego, że miała chwilę, aby przeanalizować, skąd rodziły się w niej syndromy mani prześladowczej. Czy to przez ostatnie spotkania, bała się o własne życie? Czy był to efekt śmierci jej stwórcy? A może po prostu miała się za pępek świata przekonany, że jest taka ważna, że każdy chce jej się pozbyć? Odrzucając wszystkie, nieprawdziwe scenariusze uśmiechnęła się lekko, wypuszczając ciężko powietrze z płuc. To był dla niej gorący okres, więc winowajca mógł być tylko jeden - stres. – Także no. - Wyszeptała pod nosem, zerkając kątem oka w kierunku świecącego prostokątu, w rękach szofera. "Mam ją. Będę niedługo". Natarczywa wyobraźnia, ABSOLUTNIE przekonana, że odgadła treść niewidzianej wiadomości, po raz kolejny zaatakowała jej strefę komfortu. Pononwie karcąc się za to, że wyszła z domu bez swojego ochroniarza także wyciągnęła telefon, jakby chcąc sprawdzić, czy i ona nie dostała żadnej wiadomości. Ten jednak nie miał nic do przekazania. Byli razem zamknięci w tej stalowej puszce. Teoretycznie mogła spróbować szybko odpiąć pasy i zacząć uciekać, lecz potrafiła spojrzeć na sprawę realistycznie. W tych butach, mogła co najwyżej sama się zabić. – Jakby Pan potrzebował, to znam naprawdę dobrego dermatologa. - Wycedziła nagle, poniekąd ignorując przerwę, która do tej pory sugerowała zakończenie rozmowy. – To musi być nieco frustrujące, musieć chować się cały czas pod maską.

Re: Szambo i Perfumeria

#11
Szczerze Gene nie spodziewał się szybkiej odpowiedzi. Ani nawet twierdzącej. Hector miał raczej ważniejsze rzeczy do roboty niż szukanie mu samochodu. Tym równie dobrze może zająć się sam. Albo wyciągnie od kogoś przysługę, by skołować mu gablotę. Ale to już kwestia na potem. Na razie chciał sobie dorobić tu i teraz. Pojeździ sobie po mieście, ogarnie sobie trochę grosza...
Coś się ruszyło w korku. Mogli jechać dalej, choć powoli.
- Eh, nie jest aż tak źle. - Wzruszył barkami na komentarz kobiety. - Zdążyłem się przyzwyczaić. A też nie kręcę się wokół osób, którym by to specjalnie przeszkadzało. - Postukał palcami o kierownicę. Być może jego pasażerka dałaby radę dostrzec niezdrowo ciemne paznokcie na jego dłoniach. Maddox popatrzył przez okno i powrócił na sekundę wzrokiem na tylne siedzenie. Jego oczy były niepokojąco blade, jak dwie szklane kulki osadzone w oczodołach. - Poza tym wiem z doświadczenia, że to tak łatwo nie schodzi.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Szambo i Perfumeria

#12
Image
Diogenez
Charakterystyczne piknięcie dobiegło z telefonu kierowcy, czemu towarzyszyło zaświecenie się jego ekranu. Gdy chwycił za telefon, na ekranie można było z oddali zobaczyć powiadomienie pisane dużą, pogrubioną czcionką "1 Nowa Wiadomość", nim taksówkarz otworzył odebranego smsa.

Re: Szambo i Perfumeria

#13
Po otrzymaniu odpowiedzi, mimowolnie kiwnęła głową. Chciała pokazać, że rozumie stanowisko mężczyzny, nie zwracając nawet uwagi, czy ten w ogóle to dostrzeże. W jej głowie wciąż trwała bitwa pomiędzy myślami serwowanymi przez instynkt a tymi, które podawał zdrowy rozsądek. W końcu jednak dostała coś więcej, aniżeli fragmenty odbicia. Gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, natychmiast dostrzegła nienaturalny blask w jego oczach. Spostrzeżenie pazurów, przywodzących na myśl nieboszczka było już zbędną formalnością. Zmysły kobiety natychmiast zapłonęły, analizując każdy najdrobniejszy szczegół jego mowy ciała. Brak mrugania nie był przypadkiem. Nie słyszała oddechu. Jego przeziębienie także było pozbawione kaszlu czy ciągania nosem. – Rozumiem. - Jej słowa były ewidentnym zapychaczem. Potrzebowała jeszcze chwili, aby zorientować się, co w ogóle ma miejsce. Czy była w sytuacji zagrożenia? Czy powinna się bać? O dziwo, nic na to nie wskazywało. Mało tego. Nie miała nawet pewności, czy pijawka, która właśnie przewozi ją przez miasto jest świadoma, że wiezie jednego ze swoich krewnych. – Tak właściwie, to z kim mam przyjemność?

Re: Szambo i Perfumeria

#14
Jeśli Maddox sam coś przeczuwał, to tego nie okazywał. Ludzie zwykle nie przyglądali się jego rękom, więc nie czuł potrzeby ich zakrywać. Zresztą mało to było osób takich jak on, z krwią pod paznokciami, bo się potłukli? Brzmiało to nieco naciąganie, ale to wciąż jakieś wyjaśnienie.
Ciężko było jednak nie czuć na sobie jej spojrzenia. Gene tak często siedział w ukryciu, że już aktywowała się gdzieś w jego głowie lampka, gdy ktoś podejrzanie mocno się w niego wpatruje. Tak samo było z Hectorem. Nie inaczej czuł się teraz, gdy ta kobieta tak go uważnie lustrowała. Domyślała się, kim on jest? Może nawet sama była Spokrewnionym? Ze swojej pozycji nie mógł tego orzec.
- Może mi pani mówić Diogenes. Jak ten grecki filozof - przedstawił się Ukryty. - A pani to...?
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Szambo i Perfumeria

#15
Biegając po bibliotece wspomnień, Kendra starała się znaleźć wszystko, co mogłoby określić, czy powinna kojarzyć siedzącego przed nią mężczyznę, czy nie. Oczywiście, o ile podawane właśnie imię było prawdziwe. Przez krótką chwilę była niemal pewna, że kiedy przesłuchiwała się jednej z rozmów w teatrze, rzeczywiście owe imię obiło jej się o uszy, lecz równie dobrze mogło być to fałszywe wspomnienie. Czy na pewno słyszała o Diogenesie? A może to był Dionizos? Nie było sensu drążyć. To był ślepy zaułek. – Kendra. Od Delano. - Odpowiedziała krótko, stopniowo zbliżając się do właściwej konfrontacji. Wiedziała, że karty, które odsłania będą zrozumiałe jedynie dla osób siedzących w temacie, to też ryzykowała jedynie wyjściem na dziwaka. Mała to jednak cena, za potencjalny kontakt z jednym, ze szczurów. – Czy to możliwe, że nasze spotkanie jest dziełem przypadku, panie Diogenes?

Re: Szambo i Perfumeria

#16
Poczuł wibracje telefonu w kieszeni. Coś szybko dostał odpowiedź. Zaczeka z przeczytaniem SMSa, jak będzie miał okazję przystanąć. Na "szczęście" zaraz musieli zatrzymać się na światłach, więc wówczas wyciągnął komórkę i szybko odczytał, co takiego Hector ma mu do powiedzenia. Uniósł brew. A jednak znajdzie potencjalnego dilera! I to za kilka stówek! Jak to miło być częścią klanu, w którym każdy zna kogoś, kto zna kogoś chętnego do pomocy. Odpisał tylko krótkie "THX" i schował telefon na miejsce.
- Delano... To jakiś dom mody? - zapytał Maddox, niekoniecznie obeznany w tym konkretnym polu. Na pewno brzmiało mu to jak jakaś marka ubrań dla bogaczy, snobów i bogatych snobów. Jak Armani czy inny Gucci. - Cóż, możliwe. Jeśli kręci się pani w okolicach Queen Anne, to na pewno musieliśmy się minąć przynajmniej raz. Nie ma innej opcji.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Szambo i Perfumeria

#17
Słysząc, że mężczyzna nie ma pojęcia (albo udaje, że nie ma), kim jest jej ojciec podrzuciła jedynie na moment brwi i cicho mlasnęła. Niezależnie od tego, która wersja była prawdziwa, dalsze drążenie tego tematu nigdzie by ich nie zaprowadziło. Fakt, że kierowca stale bawił się telefonem był nieco rozpraszający. Pobudzał jej obawy. Drażnił wątpliwości. Nie widziała co dzieje się na ekranie i jedyne, czym mogła zapełnić lukę w niedoinformowaniu była wyobraźnia – a ta, aż nazbyt chętnie płynęła w kierunku mrocznych wizji. Mimo wszystko wcześniejsze zdenerwowanie i obawy nieco ustąpiły. Stopniowo akceptowała fakt, że w tej chwili nie grozi jej niebezpieczeństwo. Zwłaszcza, że rozmowa stopniowo wpadała na właściwe tory. – Rzeczywiście, zdarzało się. - Odpowiedziała spokojnie, wyciągając z torebki nadpitą butelkę wody. – Ale nie byłam w tamtych okolicach, odkąd ktoś zawalił wam tunele. - Nie szukając dłużej bezpośredniego kontaktu, oderwała wzrok od czegokolwiek, co było związane z Diogenesem i znów poświęciła swoją uwagę krajobrazowi za oknem.

Re: Szambo i Perfumeria

#18
Zapaliło się zielone światło i ruszyli w końcu ze skrzyżowania. Niestety gdy tylko wjechali z powrotem na konkretną drogę, znów trafili na następny zator. Maddox wywrócił teatralnie oczami i w pewnej chwili po prostu skręcił w prawo i poprowadził taksówkę znacznie mniej zaludnioną ulicą. Tędy już praktycznie lecieli - tak było mało ludzi!
Wzmianka o tunelach. Maddox ściągnął brwi. Popatrzył twardym spojrzeniem na swoją pasażerkę i parsknął śmiechem. Nawet nie tyle "ha", co "hm". A zatem miał tu do czynienia ze "swoją". Popatrzył na ulicę. Było ciemno i mało osób przemieszczało się akurat po chodnikach. Zaryzykował więc i zsunął maskę na podbródek, ukazując Kendrze w lusterku swoją "uśmiechniętą" facjatę.
- I w sumie słusznie, mało co się tam ostatnio dzieje - stwierdził jak gdyby nigdy nic. - Spokojnie, swoich nie gryzę.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Szambo i Perfumeria

#19
Kiedy Ambrelash kątem oka dostrzegła, że kierowca oficjalnie zdecydował się odkryć swoją twarz, ta w podzięce uraczyła go swoim spojrzeniem. Szybko jednak pożałowała tej decyzji. Delikatny dreszcz zjeżył jej skórę i gdyby nie wizyta w łazience w hotelu, podczas której opróżniła żołądek, z pewnością zrobiłaby to w tym momencie. To nie było nic osobistego. Po prostu klątwa, której oboje nie mieli możliwości przeskoczyć. Na moment jej policzki wypełnił się powietrzem, by za moment wypuściła je wąską stróżką. – To kamień z serca. - Tak. Jego słowa z pewnością były pokrzepiające. O ile oczywiście traktował ją jako „swojego”. – Przyznam, że miłą niespodzianką jest zobaczyć kogoś z ukrytych. Na dworze zaczęto mówić, że ci co przeżyli, uciekli z miasta. - Dość rzeczowo przekazała jedną z plotek, by zaraz faktycznie wziąć łyk wody, równocześnie zmuszając się, do pełnego skupienia wzroku na Diogenesie. – Radzisz sobie? - Co mogło wydawać się nieco dziwne, brzmiała na szczerze przejętą. Owszem – zależało jej na zrobieniu wrażenia, jakoby była kimś nad wyraz troskliwym, ale zdając sobie sprawę, że im posypała się cała konstrukcja klanowa, nie musiała grać. Naprawdę potrafiła utożsamić się z sytuacją siedzącego naprzeciwko osobnika. A przynajmniej tak jej się wydawało.

Re: Szambo i Perfumeria

#20
Jeśli Kendra próbowała ukryć przed wzrokiem Maddoxa dreszcz na widok jego twarzy, to niespecjalnie jej się udało. Uśmiech na twarzy Ukrytego tylko poszerzył się na chwilę, a potem jego usta znów zniknęły pod maską. Ujawnienie tożsamości ujawnieniem, ale musiał pamiętać, że wciąż są tak jakby na widoku. Jeden spostrzegawczy śmiertelnik na przeciwnym pasie i dobranoc na zawsze, Seattle.
- Mnie nic o tym nie wiadomo. Na pewno jest nas jeszcze... cóż, trochę - oznajmił, wzruszając barkami. Licząc jego, Hectora i Richarda, było ich już trzech. A biorąc pod uwagę, jak intensywnie obaj pracowali w ramach odbudowy klanu, nie mogli ostać się tylko oni. Ktoś w końcu musiał montować kamery, obserwować i konserwować cały sprzęt, kiedy oni sami mieli zajęte ręce. Nawet biorąc pod uwagę stan oblężenia Seattle, terytoria pod kontrolą Camarilli (oraz Anarchów) nie były wcale aż tak małe. - Staram się nie wychylać i pomagam swoim tam, gdzie mogę. A co z resztą rodzinki? Jakieś ciekawostki polityczne? - tym razem on zapytał. Jeśli chodzi o gierki o władzę pośród Spokrewnionych, to Maddox nigdy nie był specjalnie fanem. Czyż to nie właśnie polityka pociągnęła go tak głęboko na dno w pierwszej kolejności? Niemniej mieli trochę czasu, mogli sobie poplotkować. A też Gene, jakkolwiek nie przepadał za rozgadywaniem się, to tym bardziej nie lubił nadmiernej ciszy.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Szambo i Perfumeria

#21
Gdy twarz mężczyzny, po raz kolejny została schowana pod warstwą materiału, pewna część świadomości divy odetchnęła. Zdawała sobie sprawę, że odruchy, które prezentuje nie są zbyt grzeczne, lecz tłumaczyła się przed samą sobą, że to nie jest jej wina, a kontrastujących ze sobą przywar, na które żadne z nich nie miało wpływu. Mimo wszystko samej osoby nie zamierzała traktować z góry. Była ciekawa tego, co ma do powiedzenia i równie chętnie nastawiła się na wymianę informacyjną. Wielu w elizjum zabiłoby (dosłownie), za jakiekolwiek informacje czy kontakt z potworami. Fakt, że jeden z nich właśnie piastował rolę jej kierowcy, był najlepszym potwierdzeniem, że podąża właściwą drogą. Że dokładnie w tym miejscu w swoim życiu powinna być. Potwierdzenie, iż zostało ich w mieście „trochę” był miłym podarkiem. Z samej kultury wypadało więc przedstawić coś z własnego banku informacji. – Zrozumiałe. Na twoim miejscu pewnie też bym wolała trzymać niski profil. A co na salonach? W sumie nic pozytywnego. - Odpowiedziała tonem raczej neutralnym, sugerującym zbieranie myśli. – Nastroje są ostatnio raczej napięte. Pewnie słyszałeś, że od jakiegoś czasu Verner od Ventrue przestał pokazywać się publicznie. Ponoć chodzi o bezpieczeństwo, ale wiesz jak to jest. Miasto płonie i nie trudno wpaść na pomysł, że coś mu się stało. Z resztą nic dziwnego. Cameron też wyparował. Oczywiście najprostsze założenie jest takie, że nie żyje, ale równie prawdopodobne jest to, że przeskoczył na statek anarchów z innymi Brujah. - Kończąc wypowiedź mlasnęła delikatnie, by za moment oblizać wargi. – No jest kiepsko.

Re: Szambo i Perfumeria

#22
Teraz dopiero kobieta musiała czuć prestiż: być w jednym miejscu - wręcz w jednym pojeździe! - z członkiem lokalnie zagrożonego wyginięciem gatunku wampira. Pewnie liczyła, że podzieli się z nią jakimś smakowitym kąskiem informacji z nosferackiej bazy danych. I pewnie by się podzielił... gdyby wiedział cokolwiek, co nie podpadałoby pod wiedzę oczywistą.
- Czyli krótko mówiąc: starsi albo nie żyją, albo spieprzyli, a młodsi niech sobie radzą - podsumował Maddox słowa Kendry. Nagle stan klanu Ukrytych wydawał się porównywalnie lepszy: może i trzy czwarte z jego dotychczasowej populacji zginęło lub uciekło, ale ci, co zostali, dalej trzymali się w kupie. Przynajmniej jedna część tej przeklętej figuratywnie i dosłownie rodziny wiedział, co to znaczy nie zostawiać swoich. - Cóż, może przynajmniej teraz Spokrewnieni przestaną gryźć się między sobą przynajmniej na chwilę i ogarną jakiś konkretny plan działania. Co Nosferatu porabiają, to ci raczej nie powiem, bo zwyczajnie nie wiem; dopiero niedawno wróciłem do miasta. Miałem wycieczkę do LA. Zadziwiająco spokojnie, jak na teren anarchów. Jak wróciłem, to już wszystko stało w ogniu.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Szambo i Perfumeria

#23
Na piękną wizję, w której to spokrewnieni mieli zaprzestać swoich małych sporów, odpowiedziała, delikatnym, choć szczerym śmiechem. – O tak. Z pewnością. - Wiedziała przecież, że jest zupełnie odwrotnie. Ale kto wie, może faktycznie nie było go na tyle długo, by nie miał pojęcia, jak bardzo jego wersja minęła się z prawdą. – Tak czy inaczej współczuję, że nikt nie dał ci znać wcześniej, jak wygląda sytuacja. Mógłbyś wtedy chociaż sam zdecydować, czy w ogóle jest sens wracać. - W jej głosie można było usłyszeć nutkę niezadowolenia, zupełnie jakby wyobrażała sobie siebie w jego sytuacji. – Nie ujmując oczywiście nikomu, raczej wszystko wskazuje na to, że każdy próbuje sobie nachapać kieszenie póki może. Ciężko znaleźć tu innych idealistów. – Westchnęła w końcu ciężko, zerkając na drogę przed nimi. Oczywiście musiała skorzystać z momentu na autopromocję, lecz warto było zrobić to nieco mniej nachalnie, niż w przypadku Michelle. Nie miała przecież grama pewności, że jej kierowca reprezentuje podobne poglądy.

Re: Szambo i Perfumeria

#24
- Może i bym mógł. Ale już mam tu rodzinę wśród miejscowych Nosferatu i nie widzi mi się tracić jej po raz kolejny, nawet jeśli sam przeżyję - przyznał zaskakująco ponurym tonem Maddox. - Kto wie, może pewnego dnia dalibyśmy radę dogadać się z Nosferatu w LA, mogliby nam pomóc z... z tym, co nasi mają w planach.
Gene może nie był najstarszym Nosferatu w mieście. Nie był nawet najstarszym Spokrewnionym! Ale nawet on wiedział, że jego klan robi interesy z innymi klanami, pilnując swojej osobistej klauzuli o zachowaniu poufności. Ukryci mieli swoje własne projekty, pomysły i plany do zrealizowania, o których nie chcieli informować innych. Im mniej osób wie o tym, co dzieje się pod miastem, tym lepiej. Zresztą nawet nie wiedział tak wiele na ten temat, by być w tej kwestii jakkolwiek użytecznym. Najlepszą formą NDA bywa zwyczajne niewtajemniczenie.
- Chwała Bogu, że nie mieszam się w politykę - powiedział po cichu Maddox, choć niekoniecznie do Kendry, a bardziej do siebie. Tymczasem skupił się na drodze. - Ty też masz jakieś wielkie plany? Kieszenie do napchania?
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Szambo i Perfumeria

#25
Choć informacje, które otrzymała były raczej szczątkowe, tak nie mogła nie przyznać przed sobą, że ukryci dalej aktywnie buszują po mieście były zwyczajnie ważne. Mimo wszystko znali się ledwie kilka minut. Kobieta wciąż z przymrużeniem oka patrzyła na przypadkowość ich spotkania, lecz widząc, że i kierowca zachowuje roztropny dystans, ta także zdecydowała się zatrzymać asy w talii. – Nah. W damskich spodniach nie ma kieszeni. - Zażartowała cicho, równocześnie wzruszając ramionami. Uśmiech, który pojawił się na jej twarzy sugerował, że w istocie rozbawił ją jej własny żart, lecz równie dobrze mogła po prostu próbować w ten sposób rozbawić swojego rozmówce. – A tak poważnie, ja zaliczam się do idealistek. Pomogę miastu na tyle, na ile będę w stanie. - Odbiła ogólnikiem, nie chcąc nawet kłamać na temat tego, w jaki sposób rzeczywiście zamierza działać. Widząc jednak, że wjeżdżając we właściwą dzielnice, po raz kolejny chwyciła dłońmi do torebki. W pierwszej kolejności ponownie schowała w niej butelkę wody, ale wyciągnęła także mały notesik, z przymocowanym na gumce długopisem. – Jesteśmy na miejscu. Możesz się zatrzymać tutaj przy chodniku. - Powiedziała cicho, odpinając pasy i nachylając się bliżej przerwy między przednimi siedzeniami. – Dzięki za podwózkę. Wymienimy się numerami? - Choć na pytanie można było odpowiedzieć „tak” lub „nie”, to wyciągany przez nią w przód notesik, bardzo dobitnie sugerował, że zależy jej, aby ten odpowiedział pozytywnie.

Re: Szambo i Perfumeria

#26
W odpowiedzi na swój żart otrzymała ponownie to rozbawione "hm". Nie mogła jednak nie dostrzec zmarszczek pod szklistymi oczami - znaku, że pod maską Nosferatu faktycznie się uśmiechnął. Jak szeroko, to już inna kwestia. Tymczasem gdy wspomniała o idealizmie, skinął głową i wskazał ją palcem przez lusterko wsteczne.
- Trzymam cię za słowo!
Dotarli na miejsce. Maddox posłusznie zatrzymał samochód przy chodniku. Popatrzył na nachyloną obok Kendrę, na notesik w jej rękach. Wzruszył barkami, skinął głową i zapisał jej swój numer. Może przyjdzie im się spotkać raz jeszcze, w bardziej zaplanowany sposób. Świeże wampiry powinny trzymać się razem czy coś...
- Jak coś, to porozglądaj się ewentualnie po Queen Anne. Albo wszędzie indziej na ulicach, ale głównie tam. Prawdopodobnie mnie znajdziesz. A jak nie, to ja znajdę ciebie - zasugerował.
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Re: Szambo i Perfumeria

#27
Odebrawszy notesik od nowego kolegi skinęła wdzięcznie głową, po czym cofnęła się na moment, by zapakować go z powrotem do torebki. – Jasne. Będę pamiętać. Obiecuję nie dzwonić przed południem. - Podsumowała z pozytywną nutką, wyciągając z portfela dwadzieścia dolarów, które zorganizowała sobie właśnie na tą trasę. Nie pierwszy raz przejeżdżała tą trasę, to i wiedziała, że właśnie spłaca swój nowo nabyty dług, wraz z dodatkowym napiwkiem. A niech ma. Niech wie, że ją stać. – W takim razie do następnego spotkania Diogenesie. Życzę ci spokojnej nocy. - Mówiąc to, chwyciła za klamkę i wysiadła na zewnątrz. Miała jeszcze mały kawałek do przejścia, ale taki przecież właśnie był plan. W końcu wskazywanie dokładnego adresu swojego schronienia nieznajomemu od razu przy pierwszym spotkaniu, ewidentnie świadczyłby o jej niekompetencji. Odchodząc nieśpiesznym krokiem ruszyła wzdłuż drogi, zerkając po chwili przez ramię, jakby chciała mieć pewność, że auto faktycznie rusza w dalszą podróż. – Nosferatu taksówkarz. Sprytne. Naprawdę sprytne.

Zakończenie wątku

Re: Szambo i Perfumeria

#28
- Byłbym wdzięczny - odpowiedział z niewidocznym uśmiechem Diogenes, oddając Kendrze notesik z zapisanym numerem do siebie. - Puść mi zaraz sygnał, zapiszę sobie twój.
Chętnie przyjął dwie dychy za podwózkę. W końcu nie prowadzi działalności charytatywnej. Oszczędnym gestem skinął głową w kierunku kobiety i odprowadził ją wzrokiem, gdy opuszczała pojazd. Wyciągnął na chwilę telefon, lecz wkrótce potem ręce Ukrytego ponownie znalazły się na kierownicy i ten odjechał szukać kolejnych kolejnych klientów. Spędził na takiej jeździe dobre parę godzin, dopóki nie uznał, że zebrał już dość pieniędzy na ten wieczór. Też wolał nie paradować po mieście w nieswoim aucie, tak więc gdy nadarzyła się okazja, zjechał na jakieś zacienione pobocze i opuścił wóz, czyszcząc go przy okazji z wszelkich potencjalnych pieniędzy, drobnych czy grubych. No co? Zasłużył. Teraz pozostało tylko samemu zniknąć, wtopić się w tłum i mrok...

Zakończenie wątku
ALL IN ALL, IT'S JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.
ALL IN ALL, YOU'RE JUST ANOTHER BRICK IN THE WALL.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość

cron