Bezpośrednio z Elizjum
Chloe może nie była mistrzem kierownicy, jakimś rajdowcem czy wyścigowcem, ale prowadziła swobodnie i pewnie. Nic za kółkiem jej nie stresowało i nie sprawiało problemów, jakby auto było integralną częścią jej ciała. Światła za światłami, skrzyżowanie za skrzyżowaniem i przecznica za następną. Była uważna i skupiona. Walker miał rację, może byli wciąż na swoim terenie, ale nigdy nic nie wiadomo.
Zaparkowała kawałeczek dalej, by spokojnie mogli na miejsce dojść pieszo i mieć wystarczających kilka chwil na rozeznanie się w okolicy, rzucenie okiem na lewo i prawo, upewnienie się, że nie mieli ogona i takie tam paranoiczne bzdury.
Gdy wysiedli zamknęła auto, a kluczyki razem z dłońmi wcisnęła do kieszeni bluzy. Ściągnęła nieco ramiona jakby było jej zimno. Nie narzekała, ale ostatecznie z jej ust i nosa buchała para przy każdym oddechu.
Mówiliście, że Hector sam nas znajdzie... hm... ok... - Westchnęła będąc już w parku i rozglądając się od czasu do czasu. Nie czuła się zbyt pewnie lub komfortowo, ale nie miała zamiaru marudzić. Wszystko dzieje się po coś. Wizyta w parku też.
Zobaczymy ile będą musieli czekać na Nosferatu i czego ten ostatecznie będzie od nich chciał. Przygryzając wargę, z rękoma w kieszeni, czekała razem z towarzyszami.
Re: Na spotkanie brzydala
#2Cienkusz wciąż przyzwyczajał się do dwójki nowych towarzyszy. Świat nocy, który od niedawna stał się również jego światem, nie przestawał go zaskakiwać, a oni byli tego doskonałym przykładem. Ciągła, szalona nieprzewidywalność zachowań i słów Walkera oraz przecząca faktom żywotność i uprzejmość Chole nie dawały mu spokoju. Toteż chłopak zerkał znad ekranu telefonu to na jedno, to na drugie wciąż niepewny, co tak naprawdę tutaj robi. Miasto sunęło cicho i spokojnie za szybą Chevrolet'a, kusząc pustką ulic i swobodą ruchu.
Nie wiedział dlaczego Chole zaparkowała dalej od miejsca docelowego. W razie czego wolał mieć ewentualny sposób ucieczki bliżej, niż dalej, szczególnie, że wzdłuż jednego z boków prostokątnego parczku ciągnął się wygodny parking. Nie protestował jednak. I tak miał tu iść na piechotę. Spojrzał na niewielkie plamy światła niskich latarni ukrytych pośród cieni parkowych drzew. Hector wybrał dobre miejsce - David, przyzwyczajony do pozamiejskich przestrzeni, prędzej nazwałby Danny Park skwerem, niż parkiem. Zieleń wciśnięta była tutaj pomiędzy kopertowy układ alejek zbiegających się w niewielkie rondo pośrodku. Oczywistym było więc, gdzie należało iść. Rozmiary przestrzeni i jej układ idealnie ułatwiały odnalezienie się, a jednocześnie osłona drzew dawała pożądaną prywatność. Jeśli Hector gdzieś tu był, to prawdopodobnie już wiedział, że przyszli.
Nie wiedział dlaczego Chole zaparkowała dalej od miejsca docelowego. W razie czego wolał mieć ewentualny sposób ucieczki bliżej, niż dalej, szczególnie, że wzdłuż jednego z boków prostokątnego parczku ciągnął się wygodny parking. Nie protestował jednak. I tak miał tu iść na piechotę. Spojrzał na niewielkie plamy światła niskich latarni ukrytych pośród cieni parkowych drzew. Hector wybrał dobre miejsce - David, przyzwyczajony do pozamiejskich przestrzeni, prędzej nazwałby Danny Park skwerem, niż parkiem. Zieleń wciśnięta była tutaj pomiędzy kopertowy układ alejek zbiegających się w niewielkie rondo pośrodku. Oczywistym było więc, gdzie należało iść. Rozmiary przestrzeni i jej układ idealnie ułatwiały odnalezienie się, a jednocześnie osłona drzew dawała pożądaną prywatność. Jeśli Hector gdzieś tu był, to prawdopodobnie już wiedział, że przyszli.
Re: Na spotkanie brzydala
#3Walker nie odzywał się w czasie jazdy. Zamiast tego patrzył na ulice miasta z wielkim zniesmaczeniem i pogardą w oczach. Drżała mu żuchwa, kiedy zaciskał zęby w nerwowym nawyku, bo zaprawdę walczył przeciw sobie, aby nie pokazać tego, co w nim tkwiło. Zdawało mu się, że trzymał bramy zamknięte, jednak przez szczeliny oraz szpary przeciskało się napięcie. Był napięty jak naprężona sprężona, gotowy wystrzelić, gdy nastąpi gwałtowne rozprężenie.
Wysiadł ostatni, zamykając drzwi auta z trzaskiem. Rozejrzał się nagle, po żołniersku, szybko lokalizując perymetry, gdzie w ślepym punkcie widzenia ktoś mógłby zostawić pułapkę. Benjamin trwał w przeświadczeniu, że wojna nigdy się nie zmieniała i trwała zawsze, więc nie dawał sobie nawet momentu na relaks. Posiadał zdolności lokalizowania niewidocznych, więc nie omieszkał z nich skorzystać.
Przez chwilę ciekawiło go, w jaki sposób widzieli to miejsce jego towarzysze i dziękował Bogu, że tylko on tkwił w tym gównie po uszy. Z czystej pragmatyczności traktował kompanów jak biomechaniczne radary, ponieważ on sam dostrzegał skrajnie inny obraz rzeczywistości, który zniekształcał postrzeganie i prowadził na manowce.
— Słodki Jezusie... — wyszeptał, spoglądając na środek skwaru. Gotowało się w nim, poczucie zszokowania kotłowało się z kawałkami zwierzęcej impulsywności, jeszcze kontrolowanej. Ujarzmionej. — Gdzie on jest, Adams? — wycedził głosem zniecierpliwionym. — Tam, po środku tego kurwidołka? — wskazał głową na centralny punkt, a potem zerknął na drogę do niego prowadzącą, przypominającą bardziej pole minowe, niżeli dróżkę.
Wysiadł ostatni, zamykając drzwi auta z trzaskiem. Rozejrzał się nagle, po żołniersku, szybko lokalizując perymetry, gdzie w ślepym punkcie widzenia ktoś mógłby zostawić pułapkę. Benjamin trwał w przeświadczeniu, że wojna nigdy się nie zmieniała i trwała zawsze, więc nie dawał sobie nawet momentu na relaks. Posiadał zdolności lokalizowania niewidocznych, więc nie omieszkał z nich skorzystać.
Przez chwilę ciekawiło go, w jaki sposób widzieli to miejsce jego towarzysze i dziękował Bogu, że tylko on tkwił w tym gównie po uszy. Z czystej pragmatyczności traktował kompanów jak biomechaniczne radary, ponieważ on sam dostrzegał skrajnie inny obraz rzeczywistości, który zniekształcał postrzeganie i prowadził na manowce.
— Słodki Jezusie... — wyszeptał, spoglądając na środek skwaru. Gotowało się w nim, poczucie zszokowania kotłowało się z kawałkami zwierzęcej impulsywności, jeszcze kontrolowanej. Ujarzmionej. — Gdzie on jest, Adams? — wycedził głosem zniecierpliwionym. — Tam, po środku tego kurwidołka? — wskazał głową na centralny punkt, a potem zerknął na drogę do niego prowadzącą, przypominającą bardziej pole minowe, niżeli dróżkę.
Re: Na spotkanie brzydala
#4Jadąc w kierunku wyznaczonym przez tajemniczego Nosferatu, Snow nie natrafiła na szczególne trudności, pomijając jednego palanta, który stał na światłach tuż przed pojazdem wypełnionym nieumarłymi, gadając przez telefon i nie zwracając uwagi na to, że przed momentem zrobiło się zielone. Dopiero klakson z tyłu sprawił, że kierowca dojrzał co dzieje się wokół niego i można było ruszyć na przód.
Nie minęło dużo czasu, nim Spokrewnieni dotarli do pięknego, zazielenionego terenu parku miejskiego, będącego tak naprawdę jednym z niewielu w tak bliskiej odległości od serca Seattle. Oczywiście, nie brakowało pasm zieleni i drzew przebiegających wzdłuż ulic, aczkolwiek były to tylko subtelne dodatki, podczas gdy pełnoprawne parki w tym rejonie można było policzyć na palcach jednej ręki.
Było tam stosunkowo gęsto, z dużą ilością drzew i krzewów, wyznaczonym i odgrodzonym miejscem do wyprowadzania psów, gdzie widniało ogłoszenie o zaginionym labradorze, a nawet i z placem zabaw dla dzieci, który o tej porze powinien być pusty. Powinien, bo na ławeczce nieopodal siedział młody, zgarbiony chłopak w obdartych jeansach, flanelowej koszuli i czapce z daszkiem oraz rękawiczkami bez palców, w których trzymał telefon. Nie wyglądał na wampira i nie sprawiał wrażenia interesującego. Ot, samotny przybłęda, który pewnie wymieniał się wiadomościami tekstowymi ze znajomymi. Walker widział tylko pobojowisko i chodzące trupy. Nie mógł nacieszyć swoich oczu widokiem natury tak jak dawniej.
Przechadzając się przez park, dało się dojrzeć starszą kobietę idącą powoli wzdłuż ścieżki z niedużym kundelkiem na smyczy. Latarnie na środku minęła para przechodniów. Nie było tam jednak nikogo, kto mógłby zdradzać oznaki braku życia. Czyżby Hector się spóźnił? Czy może ich wystawił? Czy może obserwował grupę wampirów, który maszerował przez park? Zza ich pleców zabrzmiał głos.
Mówią, że troje to już tłum. — Odwracając się, nieumarli zobaczyli tego samego chłopaka, który siedział wcześniej obok placu zabaw. Spod czapki wyglądał niewysoki, niepozorny jegomość mogący mieć nie więcej jak dwadzieścia parę lat. Oczywiście, dla Benjamina wyglądał dokładnie tak jak wszyscy inni.
Nie spodziewałem się, że będzie was aż tylu. — Czy to mógł być Hector? Nie wyglądał na Nosferatu. Albo kogoś wysłał na swoje miejsce albo miał na sobie naprawdę dobre przebranie.
Nie minęło dużo czasu, nim Spokrewnieni dotarli do pięknego, zazielenionego terenu parku miejskiego, będącego tak naprawdę jednym z niewielu w tak bliskiej odległości od serca Seattle. Oczywiście, nie brakowało pasm zieleni i drzew przebiegających wzdłuż ulic, aczkolwiek były to tylko subtelne dodatki, podczas gdy pełnoprawne parki w tym rejonie można było policzyć na palcach jednej ręki.
Było tam stosunkowo gęsto, z dużą ilością drzew i krzewów, wyznaczonym i odgrodzonym miejscem do wyprowadzania psów, gdzie widniało ogłoszenie o zaginionym labradorze, a nawet i z placem zabaw dla dzieci, który o tej porze powinien być pusty. Powinien, bo na ławeczce nieopodal siedział młody, zgarbiony chłopak w obdartych jeansach, flanelowej koszuli i czapce z daszkiem oraz rękawiczkami bez palców, w których trzymał telefon. Nie wyglądał na wampira i nie sprawiał wrażenia interesującego. Ot, samotny przybłęda, który pewnie wymieniał się wiadomościami tekstowymi ze znajomymi. Walker widział tylko pobojowisko i chodzące trupy. Nie mógł nacieszyć swoich oczu widokiem natury tak jak dawniej.
Przechadzając się przez park, dało się dojrzeć starszą kobietę idącą powoli wzdłuż ścieżki z niedużym kundelkiem na smyczy. Latarnie na środku minęła para przechodniów. Nie było tam jednak nikogo, kto mógłby zdradzać oznaki braku życia. Czyżby Hector się spóźnił? Czy może ich wystawił? Czy może obserwował grupę wampirów, który maszerował przez park? Zza ich pleców zabrzmiał głos.
Mówią, że troje to już tłum. — Odwracając się, nieumarli zobaczyli tego samego chłopaka, który siedział wcześniej obok placu zabaw. Spod czapki wyglądał niewysoki, niepozorny jegomość mogący mieć nie więcej jak dwadzieścia parę lat. Oczywiście, dla Benjamina wyglądał dokładnie tak jak wszyscy inni.
Nie spodziewałem się, że będzie was aż tylu. — Czy to mógł być Hector? Nie wyglądał na Nosferatu. Albo kogoś wysłał na swoje miejsce albo miał na sobie naprawdę dobre przebranie.
Re: Na spotkanie brzydala
#5Że Ukryty zaszedł jego, to nie było jakoś specjalnie niezwykłe, choć Adams wbrew pozorom potrafił być czujny. Że zaszedł dziewczynę, to mogło mieć miejsce. Ale, że zaszedł Walkera? To zaniepokoiło cienkusza. Dotąd miał Benjamina za doświadczonego paranoika na sterydach. Czyżby w byłym żołnierzu więcej było paranoi i dziwactw, niż umiejętności? Oby nie.
Nim jego szalony towarzysz zdążył zrobić coś szalonego, David zdobył się na niezwykłą odwagę, by nadać kierunku sytuacji i przemówić.
Wysłałem ci SMS'a. - Przypomniał młody - Jestem David. - Dodał i poczekał, aż nieznajomy się przedstawi. Było kurewsko mało prawdopodobne, by podszedł ich jakiś zwykły dzieciak, ale wolał się upewnić.
Nim jego szalony towarzysz zdążył zrobić coś szalonego, David zdobył się na niezwykłą odwagę, by nadać kierunku sytuacji i przemówić.
Wysłałem ci SMS'a. - Przypomniał młody - Jestem David. - Dodał i poczekał, aż nieznajomy się przedstawi. Było kurewsko mało prawdopodobne, by podszedł ich jakiś zwykły dzieciak, ale wolał się upewnić.
Re: Na spotkanie brzydala
#6Dziewczyna szła spokojnie ze swoimi towarzyszami. Weszli do parku, minęli kilku śmiertelnych i zatrzymali się stosunkowo niedaleko okrągłego środeczka ślicznego parku. Szkoda, że Walker nie mógł go zobaczyć takim jakim był dziś... budząca się zieleń, ostre, chłodne powietrze, ławeczki. Dla Chloe ten widok był kojący, dla mężczyzny zaś, gdy widział wszystko jako przeklęte, zniszczone apokalipsą lub stare albo w jakiś sposób wypaczone... to nie były przyjemne krajobrazy.
Z rozmyślania wyrwał ich głos chłopak, który doszedł niedługo za nimi. Mijali go przy placu zabaw, to nie on siedział zgarbiony na ławeczce? On. Tak jak i ją, jego obecnie trudno było odróżnić od śmiertelnego człowieka. Nosferatu - musiał jakoś się kamuflować by móc wyjść w jakieś publiczne miejsce... albo zwyczajnie jego klanowa klątwa była dla niego łaskawsza niż dla innych.
Snow uśmiechnęła się na powitanie.
Dobry wieczór. Jestem Chloe. - Przedstawiła się również zaraz po tym jak przywitał się Młody. Nie powiedziała jednak teraz nic więcej. Nie ona była organizatorem ów spotkania, ani nawet jego inicjatorem. Doczepiła się do mężczyzn, z boczku, spokojnie więc wolała pozwolić im zacząć rozmowę i zobaczyć w którym kierunku to pójdzie... czy w ogóle powinna tu być, mieszać się w to, czy w ogóle była w stanie tej ekipie jakoś pomóc lub na coś się przydać. Ostatecznie spotkanie z Nosferatu zapowiadało się obiecująco.
Nic nie dzieje się przypadkiem.
Z rozmyślania wyrwał ich głos chłopak, który doszedł niedługo za nimi. Mijali go przy placu zabaw, to nie on siedział zgarbiony na ławeczce? On. Tak jak i ją, jego obecnie trudno było odróżnić od śmiertelnego człowieka. Nosferatu - musiał jakoś się kamuflować by móc wyjść w jakieś publiczne miejsce... albo zwyczajnie jego klanowa klątwa była dla niego łaskawsza niż dla innych.
Snow uśmiechnęła się na powitanie.
Dobry wieczór. Jestem Chloe. - Przedstawiła się również zaraz po tym jak przywitał się Młody. Nie powiedziała jednak teraz nic więcej. Nie ona była organizatorem ów spotkania, ani nawet jego inicjatorem. Doczepiła się do mężczyzn, z boczku, spokojnie więc wolała pozwolić im zacząć rozmowę i zobaczyć w którym kierunku to pójdzie... czy w ogóle powinna tu być, mieszać się w to, czy w ogóle była w stanie tej ekipie jakoś pomóc lub na coś się przydać. Ostatecznie spotkanie z Nosferatu zapowiadało się obiecująco.
Nic nie dzieje się przypadkiem.