Za bramami Azylu

Prolog, Marzec 2004 | Downtown | 2305 1st Ave | The Asylum


Rozgrywany jest: Prolog: Oblezenie
Trwa: Marzec 2004
Dołącz do walki z Sabbatem i pomóż w odbiciu utraconych przez Camarillę terenów Seattle. Zbadaj losy oblężonej przez Sabbat Fundacji Franka Weavera.
Znajdź i zbadaj źródło rozszerzającej się pandemii, odkryj jej możliwy wpływ na Spokrewnionych i pomóż w jej powstrzymaniu.
Zrób co w twojej mocy, by wesprzeć Camarillę w odzyskaniu stabilizacji i dominującej pozycji w mieście do końca roku, celem odwołania wizyty Justycariusza.
Jako Nosferatu rozbuduj na powrót sieć SchreckNetu i rozwiń sieć informacyjną do użytku klanu oraz Camarilli jako całości.
Wykorzystaj obecną destabilizację wewnątrz Camarilli na swoją korzyść, by zająć miejsce w hierarchii i poszerzyć przy tym swoje wpływy
Działaj w grupie. Znajdź sprzymierzeńców. Dołącz do, lub załóż, koterię.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj że w pojedynkę nie przetrwasz nadchodzących nocy.

Za bramami Azylu

#1
Jeszcze niedawno Benjamin Walker przypominał wyglądem i zapachem menela z ulicy, jednak poczynił znaczące postępy, gdyż teraz kojarzył się z przeciętnością. Ubrany w bluzę, dżinsy, wyróżniał się jedynie zdenerwowanym, bliskim furii, wyrazem twarzy oraz roboczymi buciorami. Był blady jak kreda, gdy zbliżał się do klubu.
Zanim przekroczył próg, ogarnął wzrokiem zbierających się ludzi oraz budowlę, której bramy stały otworem przed bydłem, wilkami i psami. Nawiedzone oczy Walkera śledziły ściany budynku, dostrzegając genezę. Stara fabryka dawniej tutaj pracowała, a teraz, będąc zgniłym trupem, stanowiła siedlisko kotłującego się w środku robactwa. W starym korpusie zbierało się mrowie, na kościach wystukiwali tempo tańca, swym degradującym tkankę dotykiem zniekształcali to, czym dawniej było to miejsce. Jednak fundamentów nie dało się tak łatwo zmienić, korzenie wciąż tam tkwiły, zaś ściany nośne posiadały usta, które krzykliwą litanią dawały znać o zamierzchłych czasach. Tym właśnie była istota wampiryzmu. Nie polegało ona wyłącznie na żywieniu się krwią. Obecność Kainity spaczała środowisko, zamieniając okolicę, wpływając na każdą zagubioną duszę, wykręcając ją na drugą stronę, czyniąc żywicielem.
— I to ja jestem w twojej opinii straceńcem? — rzucił w eter. — Spójrz na tę latarnię. Przyciąga ludzi jak ćmy, jednak dla nas to zapach padliny. To łakomy kąsek dla sępów — wyrażał swoją myśl pogardliwie, niskim, groźnym głosem. — Słyszałem, że Camarilla, Sabbat i Anarchiści się tutaj gromadzą. Pieprzony teatrzyk, ale skoro nikt jeszcze nie rozniósł tego miejsca na strzępy, coś jest na rzeczy. — Myślał na głos, ale nagle został potrącony barkiem przez osobę, która zmierzała do środka.
Walker ruszył, wchodząc za straceńcami do środka korpusu umarłego giganta.
Bodźce staranowały zmysły wampira jak wykolejony pociąg uderzający wprost w peron. Dźwiękami wraz z światłami zbombardowały skotłowany łeb Benjamina, który w reakcji na to zatrzymał się. Ktoś nazwał go palantem, kiedy blokował przejście, a inny człowiek go popchnął do środka, żeby nie torował wejścia. Spokrewniony zupełnie to zignorował, pozwalając na moment sobą pomiatać, bowiem całokształt ataku sensorycznego wystawiał go na próbę. Po wewnętrznej walce, zdołał wytrzymać ciężar niewygody i jak Syzyf wtaczał swój głaz na górę.
Po pewnym czasie skołowany Walker oprał się przy ladzie barowej.
— Chcę rozmawiać z menadżerem — rzucił bez kozery, niewiele myśląc nad własnym tekstem i pomysłem, w jaki sposób mógłby odnaleźć słynną Quinn.

Re: Za bramami Azylu

#2
Elizabeth była królową tego miejsca, ikoną i osobą, którą znał niemal każdy stały bywalec tego miejsca. I choćby dlatego, jedną z czynności za którą uwielbiała ten klub była możliwość robienia tego, na co ma ochotę. Dzisiaj było nią stanie za barem i pomoc swoim pracownikom. Quinn może nie była w stanie próbować własnych drinków, ale potrafiła świetnie zapamiętać skład i proporcje drinków, a tym samym mogła je przygotowywać i serwować. Oczywiście robienie drinków nie było w tym przypadku jedyną pozytywną stroną tego zajęcia, ale jak każdy dobrze wie, barmani to także świetni słuchacze i rozmówcy, a to kręciło pannę Quinn najbardziej. Jej bronią była informacja i spryt, nie siła i broń. I choćby dlatego Azyl tak długo istniał na "rynku". Potrafiła w tym miejscu pogodzić interesu wielu spornych stron, a także zadbać o to, aby nikt nie chciał go roznieść.

Początkowo nie zwróciła uwagi na nową twarz w klubie, a blada cera była trudno dostrzegalna w migającym oświetleniu klubu. Dopiero gdy wspomniał o menadżerze, zwróciła na nim wzrok przez moment, zanim wróciła do robienia drinka. Była uśmiechnięta i dość rozrywkowo nastawiona.

- W życiu można prosić ładnie i otrzymać to co się chce, lub być bucem i rozkazującym tonem przekreślić szanse na zdobycie tego. A jaki masz interes do menadżera? - zapytała, nawet nie patrząc na niego, a jedynie podstawiając z uśmiechem drinka do klienta siedzącego obok niego. Nawet z nim nawiązała kontakt wzrokowy i posłała wraz z drinkiem buziaka. To co można było zauważyć to fakt, że raczej nie była barmanką z powołania, ponieważ suknia słabo pasowała do tego zajęcia na dłuższą metę.

Re: Za bramami Azylu

#3
Benjamin nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się w barmankę niczym w eteryczną istotę z innego wymiaru, jego wzrok zdradzał zdenerwowanie, jednak nie wywołane aparycją kobiety, lecz całokształtem klubu. Zachowywał się tak, jakby fantomowe, niewidzialne igły nieustannie żądliły jego skórę, jednostajnym tempem, wprawiając go w irytację. Zdawał się być podpalonym lontem. Bladym jak kreda.
— Słyszałem, że ten klub — mówił powoli, z wysiłkiem — nie jest azylem bez powodu. Potrzebuję zaczerpnąć informacji — przedstawił swoją sprawę, nerwowo stukając palcami o blat lady.
Rozejrzał się niespokojnie. Pokaz świateł, głośna muzyka, kocioł spoconych ludzkich ciał drażnił wampira.
— Słyszałem — powtórzył, skupiając swoje mentalne siły na twarzy dziewczyny — że przychodzą do niej różni goście po zmroku, a ten konkretny ma niezłego pierdolca w głowie — zażartował sucho, raczej by ulżyć sobie, niżeli rozbawić słuchaczkę.

Re: Za bramami Azylu

#4
Jego słowa powoli przyciągały uwagę barmanki, aczkolwiek nie do końca była przekonana czy powinna poświęcić mu pełnie uwagi, co było całkowicie widoczne.

- Informacje niczym diament, kosztują sporo, albo mniej, jeśli to kiepskie informacje. A cóż Spokrewniony taki jak ty pragnąłby uzyskać od naszej gwiazdki? - co mogło znaczyć "właścicielki" lub "szefowej".

Elizabeth lubiła bawić się spokrewnionymi, chociaż jej pobudki były "szlachetne" i wynikało to bardziej z faktu, że dla niej zwyczajne rozmowy były bez polotu, lubiła się przekomarzać i sprawdzać, jak daleko może się posunąć. Po spotkaniu z Kendrą, miała większe wymagania co do jakości rozmowy...ale to pewnie chwilowe.

- Kim jesteś mój drogi? Tylko szczerze, bo szczerość to przepustka do panny Quinn. - dodała, polerując szklankę szmatką, spoglądając mu w oczy.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość

cron