Cienkusz w Ballard | vol. 2

Zakończono | Prolog, Marzec 2004 | Downtown | Moore Theatre

Image

Cienkusz w Ballard | vol. 2

#1
[Kontynuacja Cienkusz w Ballard | vol. 1]

Gdy cienkusz stanął przed zwalistym betonowym gmachem teatru, deszcz już ustał i dało się teraz słyszeć wyraźny szum przejeżdżających mokrymi ulicami samochodów. Długo wpatrywał się w budowlę. Dotąd był tu raz i najchętniej nigdy więcej by nie wracał. Choć żaden napotkany na audiencji u Księcia Spokrewniony nie powiedział mu tego wprost, to bardzo wyraźnie mógł odczuć, że nie jest tu mile widzianym gościem. Nie był "prawdziwym" wampirem, dumnym potomkiem Caina. W oczach starszych był jak upośledzony, głupkowaty dzieciak, który żebrał o resztki. Cóż. Dziś właśnie przyszedł pożebrać.

Wnętrze teatru, tak jak poprzednio, tak i teraz uderzyło go przepychem. Potrzebował chwili by się odnaleźć w układzie pomieszczeń i przypomnieć sobie drogę do odpowiednich drzwi na piętrze.

[Chciałbym, aby akcja w tym wątku toczyła się w tym samym czasie, co Psy Wojny. Mam niejako na celu ponowne spotkanie z Benjaminem]

Re: Cienkusz w Ballard | vol. 2

#2
Image
To nie było miejsce dla takich jak Adams. Elizjum może i zapewniało bezpieczeństwo wszystkim wampirom, ale bezklanowcy byli mimo wszystko pogardzani. Szykana i obelgi pojawiały się przeważnie tylko za plecami, w ciszy szeptów, ale jednak dało się odczuć w jaki sposób inni Spokrewnieni patrzyli na młodego cienkusza. Nawet jeśli wprost nie mówili, co o nim myśleli, to dawali subtelne tego znaki.
Nie było jednak innego wyboru. Jeśli chciał coś zrobić i zapewnić Vincentowi jakiekolwiek dowody swojej użyteczności, która była jedynym, co utrzymywało go przy nieżyciu, musiał zasięgnąć języka pośród tych pijawek. Cała ta elegancja, ten szyk i uśmiechy, to był fałsz. Sala pełna ambitnych kombinatorów, którzy uściskiwali sobie ręce, w drugiej dłoni trzymając nóż, skutecznie zniechęcała. David nie był taki jak oni. Co jednak, gdyby jego sytuacja była inna? Gdyby był pełnej krwi Spokrewnionym, a nie niechcianym wyrzutkiem? Czy też krakałby jak te wrony i stałby się taki jak reszta? Ah, głowa mogła boleć od tego. Lepiej było skupić się na tym, po co przyszedł i wracać do siebie.
Od czego jednak zacząć? Kogo zaczepić? Patrząc po obecnych w pomieszczeniu krwiopijcach, trudno było określić z kim były szanse nawiązać wspólny język i wydobyć jakieś informacje.
Chwila, a któż to? Ten facet wyglądał znajomo. Brodacz stojący przed dwójką siedzących pod oknem krwiopijców. Gospodarza rozpoznawał. Był to facet, którego każdy musiał poznać, przybywając do tego miejsca, czy tego chciał, czy nie. A ta kobieta? Też miała znajomą twarz. Była kimś ważnym, to na pewno. Ale ten brodacz… Wyglądał zupełnie jak… Oczywiście! Wyglądał trochę inaczej w świeżych ubraniach, ale to musiał być on. Tej twarzy nie da się pomylić z żadną inną. To był napastnik, który zaatakował Adamsa, gdy minionej nocy pożywiał się w klubie.
Co za parszywy zbieg okoliczności! Akurat w tę noc, gdy David wybrał się tutaj, musiał tutaj być też ten szaleniec.

Re: Cienkusz w Ballard | vol. 2

#3
Nie dość, że był zmuszony odwiedzić to miejsce, to jeszcze to. Dlaczego akurat on - jedyna pijawka, która jawnie go zaatakowała? Czego ten wariat tu chciał?

David już zaczął wycofywać się ostrożnie, gdy szaleniec zaczął przemawiać.

[Ciąg dalszy przenoszę do wątku Benjamina, Psy Wojny.]

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości

cron