Spotkanie na szczycie

Zakończono | Prolog, Marzec 2004 | Downtown | Commercial Core


Rozgrywany jest: Prolog: Oblezenie
Trwa: Marzec 2004
Dołącz do walki z Sabbatem i pomóż w odbiciu utraconych przez Camarillę terenów Seattle. Zbadaj losy oblężonej przez Sabbat Fundacji Franka Weavera.
Znajdź i zbadaj źródło rozszerzającej się pandemii, odkryj jej możliwy wpływ na Spokrewnionych i pomóż w jej powstrzymaniu.
Zrób co w twojej mocy, by wesprzeć Camarillę w odzyskaniu stabilizacji i dominującej pozycji w mieście do końca roku, celem odwołania wizyty Justycariusza.
Jako Nosferatu rozbuduj na powrót sieć SchreckNetu i rozwiń sieć informacyjną do użytku klanu oraz Camarilli jako całości.
Wykorzystaj obecną destabilizację wewnątrz Camarilli na swoją korzyść, by zająć miejsce w hierarchii i poszerzyć przy tym swoje wpływy
Działaj w grupie. Znajdź sprzymierzeńców. Dołącz do, lub załóż, koterię.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj że w pojedynkę nie przetrwasz nadchodzących nocy.

Spotkanie na szczycie

#1
Bezpośrednie przejście z -> Spotkanie z Michelle

Po wyjściu z taksówki, młoda spokrewniona ruszyła prosto do domu. Co by nie mówić, zamieszkanie z Jimem miało naprawdę wiele plusów. Miło było móc odpuścić sobie codzienne rytuały w postaci przeszukiwania nieruchomości w obawie przed potencjalnymi napastnikami. W końcu szansa, że odwiedziłby ją ktoś groźniejszy niż Brujah i ich spotkanie nie skończyłoby się wywarzeniem drzwi albo chociaż wybiciem okna czyimś ciałem była dość niska. Po krótkim przywitaniu i absolutnym niewdawaniu się w szczegóły swojego nieco „wyrazistego” stanu, natychmiast udała się pod prysznic. Musiała wyglądać tak dobrze, jak tylko się dało. Co by nie mówić, zbliżała się godzina X. Oficjalne zebranie wszystkich tych, z którymi wiązały się jej plany. Przypominając sobie o tym, jej umysł natychmiast zaczął zarzucać ją stresującymi pytaniami. Jak jej działania oceni Serket? Co o wszystkich pomyśli Michelle? Czy Jimowi spodoba się praca w takiej zgraja? Jak powinna to rozegrać? Na czym powinna się skupić? Dopiero szum gorącej wody spływający ze słuchawki prysznicowej, przyniósł jej wymarzony moment wyciszenia. Dłonie dziewczyny powędrowały na jej twarz, wmasowując w nią nieustannie spadające stróżki wody. W przeciągu kilku, krótkich chwil jej makijaż przemienił się w coś na kształt gnijącej panny młodej, lecz w tej jednej chwili, absolutnie nie miało znaczenia jak wygląda. Była sobą. Sama dla siebie. – Piękna robota. – Wyraźnie nie brzmiała na zadowoloną. Z drugiej strony któż by się cieszył z przymusu oczyszczania włosów ze skrzepów krwi. Fakt, że szła za tym co najmniej żałosna historia, tym bardziej nie poprawiał nastroju. Jak to w ogóle wyglądało - za jakieś dwie godziny miała spotkanie koterii, której chciała przewodzić a właśnie dostała oklep od pierwszej, lepszej, klubowej lafiryndy. Z drugiej strony – może warto było wyciągnąć z tego jakąś lekcję? Może warto było po raz kolejny przypomnieć sobie, że była tylko człowiekiem. Nie było jednak czasu na przesadne, kąpielowe przyjemności, rozważania czy pokutę. Show musiało trwać a ona, jako gwiazda wieczoru musiała po raz kolejny ubrać maskę kobiety sukcesu, która doskonale wie co robi. Chciała wyglądać dobrze, więc postawiła na przyjemny mix oficjalności z czymś swojskim. Jej strój miał mieć znaczenie. Eleganckie, czarne spodnie jednoznacznie można było skojarzyć z klasą, którą przywłaszczyli sobie Ventrue. Czerwone buty na obcasie, dobrane oczywiście do pary z koszulą z czarnymi guzikami, wyglądały po prostu bardzo dobrze a to, że swoją kolorystyką kojarzyły się z różami to oczywisty przypadek. Finalnie zdecydowała się także na podwinięte rękawy. Jej knowania były „spoza głównego nurtu”, więc „pełna oficjalność” nieco gryzła się z przekazem, który niosła. Puste, odsłonione ręce zapełniła więc kilkoma bransoletkami, pierścionkami i zegarkiem. Była niemal gotowa do wyjścia, lecz potrzebowała kropki nad i. Tą kropką był czarny berecik, który choć dodawał ciut „za dużo” do całego stroju, tak doskonale spełniał się jako zakrywacz rozciętej skóry (dla tych bardziej spostrzegawczych rzecz jasna). Kiedy nareszcie kreacja była gotowa, ta zeszła na dół, oznajmiając z nutką realnej ekscytacji, że mogą jechać.

Fakt, że Serket była w stanie załatwić im sale konferencyjną na Commercial Core jeszcze tej samej nocy mówiło naprawdę wiele. Tajemniczy anioł stróż wręcz zdawał się czekać na taką właśnie okazje. Z resztą – przecież tak właśnie mogło być. Jaka była szansa, że to po prostu przypadek. Tak czy inaczej nie warto było się nad tym przesadnie zastanawiać. Wiedziała, że cokolwiek zostało dla nich przygotowane, będzie w wystarczająco dużym standardzie, by przynajmniej w jakim stopniu oznajmić Brujah i drugiej Toreadorce, że wcale nie zaczynają z jakiegoś niskiego profilu. Że za całym „projektem” stoi coś więcej, niż Kendra i jej marzenia. Po zaparkowaniu i „oddelegowaniu” przez recepcjonistkę, weszli do właściwego pomieszczenia. Sala nie była przesadnie duża, ale dla ich czwórki dodatkowych metrów kwadratowych było aż nadto. Już na pierwszy rzut oka było widać, że całość została zaprojektowana z myślą komforcie uczestników i z efektem „premium”. Wysokie, panoramiczne okna przepuszczały nocne światła i sugerując wręcz, że cały świat poniżej dosłownie padł im do stóp. Ściany wyłożone eleganckim i naturalnym kolorem tapet z dodatkowym oświetleniem jedynie podbijało aurę profesjonalizmu - nie mówiąc o dużym, solidnym stole i cholernie wygodnych krzesłach. W pomieszczeniu znajdowała się również stacja z wielkim ekranem LED, lecz na ten moment nie wydawało się być to im w żaden sposób potrzebne. Kobieta tylko krótką chwilę podziwiała pomieszczenie, jakby nie chcąc zdradzić Jimowi, że w istocie też była tam pierwszy raz. Finalnie zajęła „główne” miejsce, sugerując swojemu przybocznemu, aby ten zasiadł po jej lewej. Połowa była już na miejscu. Michelle dostała wcześniej adres SMS’em i powinna niedługo być na miejscu. Pani Anioł stróż także powinna być w pobliżu… w końcu to ona zorganizowała im miejsce. Toreadorka dość nagle zerknęła w telefon, jakby chcąc się upewnić, czy wiadomość, którą do niej napisała rzeczywiście wyglądała tak, jak ją zapamiętała. Widząc jednak, że w istocie znajduje się tam fraza „(…) pokaże ci(…)” utwierdził ją w przekonaniu, że Pani z Egiptu wie, iż również jest zaproszona na ich mały meeting. – Niedługo będą. - Burknęła jedynie pod nosem, jakby czując się niejako w obowiązku, aby coś powiedzieć.

Re: Spotkanie na szczycie

#2
Serket była zadowolona. Po części z siebie, po części z tego jak rozwijała się sytuacja, po zainicjowaniu przez nią pewnych drobnych ruchów, które jak Egipcjanka miała nadzieję zainicjują pewne ruchy na szachownicy Seattle. Zdawała sobie, że potrzebny będzie zarówno delikatny dotyk, jak i brutalna siła by osiągnąć cel. Cel jakim było ugruntowanie swojej wysokiej pozycji oraz sprawienie, by wpływy wyznawców Wężowego Boga nad Seattle był możliwie największe, a najlepiej całkowite. Choć idealne scenariusze rzadko mają tak naprawdę miejsce.
Jak tylko dostała znak od Kendry wykonała kilka telefonów, by znaleźć miejsce, które możnaby wynająć niemalże zaraz, a nie z żadnym wyprzedzeniem dużym. Trzeba było kuć żelazo póki gorące. Na szczęście po kilku próbach udało się jej załatwić miejsce, które nie rzucało się tak bardzo w oczy. Sama zaśmiała się zaś do siebie, okazało się bowiem, że Seattle wcale takie duże nie jest, skoro Spokrewniony, który zdawał się jej szukać, był tym samym, z którym Kendra już rozmawiała. Ciekawy zbieg okoliczności, jednak całkiem przydatny pozwolił bowiem Serket delikatnie wskazać kierunek, czyli potwierdzić, że trzymanie się Kendry to dobry pomysł, w końcu to ona miała być gwiazdą tego przedstawienia, Serket miała za to jedynie stać z boku i służyć radą oraz umiejętnościami, oraz samemu przekonać się jaki jest Jim, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jak na Krzykacza był całkiem w porządku, wojowniczy, mówiący prosto z mostu co myśli, ale nie na tyle wyrywny by trudno było skonstruować z nim jakiś bardziej wymyślny plan. To dobrze. Nawet jeżeli zadał Serket pytanie, które ją zirytowało, nie przepadała za pytaniami wprost, od których ciężko się wykręcić.
Czas najwyższy było przygotować się na spotkanie. Nie było dużo czasu, jednak nie odmówiła sobie komfortu kąpieli, nawet jeżeli była ona szybka, by jeszcze zdążyła nasmarować swoje ciało olejkami różanymi i waniliowymi, które zamawiała ze swojej ojczyzny. Włosy pozostały proste i rozpuszczone. Znów sięgnęła po czarne skórzane spodnie i kozaki, tym razem jednak były na szerokim obcasie i sięgały aż do połowy uda. W połączeniu ze spodniamy, które uwypuklały jej tyłek, efekt powinien być w porządku. Do tego asymetryczny top w kolorze ciemnowiśniowym, gdzie jej lewe ramie pozostawało całkowicie odkryte, na prawym zaś znajdował się długi rękaw, czarny skórzany płasz oraz skórzane rękawiczki. Chwilę poświęciła na pochylenie głowy i modlitwę do Seta, o błogosławieństwo w jej działaniu. W końcu była gotowa do drogi. Ciekawiło ją niezmiernie co jeszcze Kendrze udało się osiągnąć, niemniej to co zrobiła do tej pory już było dobrą rekomendacją dla dalszej pogłębionej współpracy. Spodziewała się, że przy swojej aktywności, młodziutka blondynka ją jeszcze zaskoczy.
Po niedługim czasie, na szczęście nie ma korków o tej porze, dotarła na miejsce dosyć szybko i skierowała się do wyznaczonej sali. Kiedy przekroczyła próg, zobaczyła, że na miejscu jest już Kendra oraz Jim. Przyłożyła trzy palce do czoła, po czym przechyliła dłoń w ich kierunku, i pochyliła lekko głowę.
-Kendra, Jim. Radość wielka w moim sercu gości, że mogę was znowu widzieć. Wszyscy jak dotąd poznaliśmy się niedawno. Czekamy na kogoś jeszcze? zapytała powolnym krokiem idąc do miejsca po prawej stronie Kendry, gdzie usiadła. Miejsce, które według niej było najlepsze do zajmowania, teraz i w przyszłości.

Re: Spotkanie na szczycie

#3
Cztery nieodebrane połączenia.
Jim wpatrywał się tępym wzrokiem w ekran komórki. Co miał zrobić? Po dłuższej walce z samym sobą napisał dłuższą wiadomość. Potrzebował czasu, dystansu i spokoju. Nie tylko tego wieczora, ale w najbliższym czasie. Zbliżały się noce wymagające od niego więcej uwagi i skupienia niż dotychczas. Nie mógł sobie pozwolić na roztargnienie. Nawet jeśli wybór bolał, to w tej chwili był słuszny.
Dźwięk otwieranych przez Kendrę drzwi wyrwał go z zamyślenia. Podniósł się z kanapy, choć sam nie wiedział po co. Nie miał w tej chwili żadnego zajęcia - czekał cierpliwie na godzinę spotkania. Innych planów nie miał. Wygląd Toreadorki budził pytania, ale Jim wstrzymał się przed ich zadawaniem. Raczej nie było to nic poważnego, ale nauczył się już, że każde zadrapanie na idealnym wizerunku było dla niektórych spokrewnionych było nie do przeskoczenia. A zresztą. Może za bardzo to analizował?
W czasie gdy Kendra szykowała się do wyjścia on stał przed domem, oparty o barierkę przyglądał się leniwie toczącemu się wokół nocnemu życiu. Sam nie wiedział kiedy odpalił fajkę, chyba tylko po to, by zabić szybciej czas. Nie widział sensu w strojeniu się do wyjścia - miał na sobie standardowy dla siebie zestaw i nie czuł potrzeby go zmieniać. Za to auto lśniło, bo z samego "ranka" podjechał na myjnię. Nawet wnętrze doprowadził do ładu.
Głośnym gwizdnięciem skwitował kreację Kendry - robiła wrażenie. Jak przystało na dżentelmena-ochroniarza - otworzył jej drzwi po stronie pasażera i spokojnie zawiózł pod wskazany adres. Sala do której weszli zdecydowanie nie leżała w jego klimatach. Była cała "za bardzo". Pasowała do Kendry, do Serket... On czuł się tu nieswój. Ale cóż, to tylko dekoracje. W Green Door pewnie też czułby, że coś jest nie tak. Prawdę mówiąc najchętniej spotkałby się z nimi w salonie na kanapie, z notesem w dłoni. Coś mieli w końcu ustalać?
Rozprostuję kości. — na wskazane przez Kendrę miejsce zarzucił kurtkę. Spacerował w ciszy po sali, przyglądając się wszystkiemu po kolei. Szukał słabych punktów? Potencjalnego podsłuchu? Albo po prostu nie lubił siedzieć w miejscu. Poza tym - może nie lubił Ventrue, ale widok rozpościerający się z tej sali bardzo mu odpowiadał. Dawał wrażenie posiadania kontroli. Nawet jeśli w tej chwili było to tylko złudzenie.
Serket przywitała się kwieciście, jak to miała w zwyczaju. Odpowiedział jej skinieniem głowy, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na jej ubiorze. Nie potrafił zadecydować, czyj styl bardziej do niego przemawia. I na całe szczęście nie musiał podejmować tego wyboru.
Nie wiem. Myślicie, że można tu palić? — spytał odpalając papierosa. Nie dostrzegł nigdzie tabliczki z zakazem. A elegancka popielniczka na stole aż się prosiła o trochę żaru. — Jak się poznałyście, piękne panie? Na pokazie mody? — zapytał zajmując swoje miejsce. Faktycznie, wygodne tu mieli krzesła.

Re: Spotkanie na szczycie

#4
Przygotowania miała już dawno za sobą. Przyjechała do siebie by zmienić swoje ubrania, odświeżyć się nieco, a nawet zadbać nieco o makijaż i paznokcie. Wiedziała, że łatwo nie będzie więc mogła się przygotować na tyle na ile mogła. Zastanawiała się nad tym wszystkim, i nawet jeśli z tym wiąże się ryzyko - jak że wszystkim - to warto byłoby się przynajmniej zorientować. Dla swojego dobra i nie tylko.
Gdy otrzymała wiadomość wyszła o adekwatnej godzinie i pojechała. Kilka lat a znała Seattle już całkiem nieźle. Minęły czasy z błądzeniem z mapą i konsultowanie się z nią na każdym odcinku który wyglądał trochę inaczej. Dalej na wszelki wypadek miała ją w schowku, ale konsultowała się z nią dość rzadko. Jej umiejętności wzrosły, zatem i wartość. Może dlatego się do niej odezwała? Chyba nie po to by była maskotką, z tym... Nie, to niemiłe. Dobrze, że pomyślała a nie powiedziała, cześć spokrewnionych bardzo szybko się oburzała.
Podjechała pod wskazane miejsce. Zaparkowała tam, gdzie akurat było miejsce i wyszła z auta. Poprawiła wisząca jej na ramieniu torebkę, i weszła do środka. Tam akurat nie było o dziwo komplikacji - wszystko wydawało się być odpowiednio zaplanowane, i gdy powiedziała że przyjechała na spotkanie to ja pokierowania do sali konferencyjnej. Jak na kilka godzin to naprawdę ktoś się postarał... Albo było to zaplanowane wcześniej. Sprawdziła godzinę na telefonie. Chyba się nie spóźniła.
Rozległo się delikatne pukanie. Po chwili do pomieszczenia weszła mocno charakterystyczną osóbka. Młoda albinoska miała na sobie czarną przylegającą bluzę wykonana z karbowanego materiału. Co tylko mógł zakrywać to robił to w dobry sposób, gdyż jego rękawy aż trzeba było trochę zawinąć, podobnie jak cześć podchodząca aż pod szyję. Poniżej miała natomiast gładkie szatnie spodnie rozszerzające się przy butach na niskim, ale jednak obcasie. Pasek od spodni był jednak biały ze srebrną klamrą, co ciekawie komponowało się z jej włosami które były ułożone trochę bardziej na prosto niż zwykle - pojedyncze kosmyki opadały na jej ramiona, by reszta swobodnie wisiała z tyłu. Nawet postarała się z makijażem - czerwona, ale niewyzywająca szminka i paznokcie polakierowane na ten sam kolor, i nieco bardziej podkreślone czarną kredką czerwone oczy, które właśnie lustrowały pomieszczenie.
-Mam nadzieję, że nie czekaliście długo.-Powiedziała to najpierw do Kendry, a potem przeszła wzrokiem po reszcie osób. Jej klatka piersiowa poruszała się miarowo, a mimo białej skóry posiadała ona delikatny rumieniec. Mężczyzna wyglądał na groźnego, ale oczywiście więcej uwagi zebrała druga kobieta.
-...Chyba się nie znamy... Michelle Mould.-Skłoniła głowę w stronę jednej i drugiej osoby, krzyżując ręce i łapiąc się za przedramiona. Jako, że wszyscy siedzieli to domyśliła się, że chyba również powinna zasiąść. Gdziekolwiek, i tak nie miała za dużego wyboru. Lewa i prawą stroną Kendry była zajęta. Niezręcznie, tak się nie robi... Albo robi. Nie mogła usiąść za daleko, więc ostatecznie... Uh... I tak źle i tak niedobrze. Ostatecznie usiadła obok mężczyzny, torbę trzymając po drugiej stronie.

Re: Spotkanie na szczycie

#5
Przez krótką chwilę wzrok Toreadorki spokojnie podążał za snującym się po pomieszczeniu Brujah. Mężczyzna zdawał się być bardzo przezorny i choć w praktyce nie znali się zbyt długo, tak mimo wszystko mogłaby szczerze przyznać, że czuła się przy nim o wiele bezpieczniej, niż bez niego. Sama osobiście nie czuła większej potrzeby, by poddawać wątpliwościom miejsce, które zorganizowała im jej nowa przyjaciółka. Ambrelash chciała wierzyć, że potrzebują się nawzajem i była pewna, że tak długo, jak obie miały sobie nawzajem coś do zaoferowania, ta współpraca mogła trwać. Poza tym, gdyby Serket faktycznie miała wobec niej jakieś złe intencje, prawdopodobnie zrealizowałaby je już wtedy – w hotelu. Z drugiej strony rzucenie fachowym okiem na potencjalne zagrożenia, nie mogło przecież im zaszkodzić. W końcu, kiedy przez próg weszła pierwsza z zaproszonych, Kendrę przeszedł lekki dreszcz. Czy była zestresowana? Troszkę. Czy była podekscytowana? Aż nadto. Podnosząc się z grzeczności z miejsca, odwzajemniła lekkie skinięcie głową. – I ciebie również Serket. - Odpowiedziała ze szczerym uśmiechem, starając się nie zdradzać żadnej z kłębiących się wewnątrz niej emocji. – Tak się składa, że tak. To mój gość specjalny. - Odpowiedziała nieco wymijająco, ponownie osuwając się na krzesło. Całe szczęście od potencjalnego drążenia tematu ocalił ją jej bodyguard. Ten chłopak był po prostu niezawodny. Sam fakt, że jednoznacznie nie miał w planach nawet czekać na odpowiedź odnośnie palenia, blondynka odebrała jako celowe działanie mające na celu zbicie wątku. Czy on siedział w jej głowie? Czy Brujah mieli ukryte zdolności telepatyczne? A może to zwykły przypadek? Cokolwiek to było, zasługiwało na tabliczkę czekolady. Nie spuszczając uśmiechu z twarzy, Ambrelash wzruszyła jedynie ramionami, by zaraz delikatnie acz sugestywnie wskazać dłonią w kierunku znajdującej się po prawej Said. To pod nią podlegał ten lokal, więc podejmowanie za nią takich decyzji mogłoby być uznane za małe faux pas. – To znacznie prostsza historia, niż mogłoby się wydawać. Wpadłyśmy na siebie przypadkiem w barze i tak idąc od słowa do słowa, zorientowałyśmy się, że mamy dość podobne priorytety w… - Przerwała na moment, gdy ktoś z drugiej strony zaczął cicho uderzać w drzwi. Wiedziała, kogo za moment zobaczy i chciała sprezentować jej atmosferę wielkości. Atmosferę kogoś ważnego. Trzymając w garści zakończenie poprzedniego zdania, ściszyła nieco głos wypluwając z siebie nieco przygasające ostatnie słowo. – …życiu. - Gdy w drzwiach pojawiła się Mould, Ambrelash po raz kolejny pozwoliła sobie na zatopienie w niej spojrzenia. – Ależ skąd. Jesteś w samą porę. - Mówiąc to, po raz kolejny wstała z miejsca. Zarówno z szacunku do krewniaczki jak i dla czystej etykiety. Wiedziała, że ten moment był wyjątkowo istotny. Pierwszy raz spotykali się „w pełnym składzie”. Każdy z nich musiał się dzisiaj sprzedać pozostałym. Kendra była w pełni świadoma, że to w jej obowiązku jest przełamać pierwsze lody i potencjalne nutki niezręczności – w końcu to ona ich wszystkich tutaj ściągnęła. Z drugiej strony Michelle sama zdradziła swoje imię. Przejęcie inicjatywy w tym momencie mogłoby wyglądać jak próba zdominowania jej osoby, a to zdecydowanie postawiłoby albinoskę w złym świetle. Ewentualnie zdyskredytowałoby blondynkę, gdyby albinoska sprawnie się wybroniła. Absolutnie nie mogło dzisiaj dojść do żadnego starcia, a na pewno nie takiego przypominającego szarpaninę dwóch psów. Wszystko musiało przebiec gładko. Najlepiej było więc zrobić krok w tył i pozwolić grupie namalować taki obraz siebie, jaki im się marzy.

Re: Spotkanie na szczycie

#6
Serket siedząc po prawej stronie Kendry wodziła spokojnym, wręcz rozleniwionym wzrokiem po pomieszczeniu, również po Jimie, który jak przystało na Krzykacza nie mógł usiedzieć w miejscu, i to dosłownie w tym wypadku. Poczuła na sobie spojrzenie mężczyzny. Cóż nie ma się co dziwić, styl ubioru jaki prezentowały Serket i Kendra zdecydowanie różnił się od siebie. Niemniej i to można było w przyszłości wykorzystać w trakcie prowadzenia rozmów czy też negocjacji z tym lub innym Spokrewnionym. Styl każdej z nich będzie przemawiał do kogoś innego. Grunt to być wszechstronnym na każdym polu. Kolejny powód dla którego Serket w ogóle zaczęła bawić się w koterie - więcej osób będzie pracowało na osiągnięcie celu przez niej założonego.
-Nie krępuj się Jim, możesz palić do woli. rzuciła w odpowiedzi, by mężczyzna nie ograniczał się jakoś szczególnie. Sama nie przepadała za zapachem papierosów, wolała cygara jak już, niemniej skoro nie musi się martwić o wdychany dym i płuca, to jej to nie przeszkadzało specjalnie. -Widzę, że wiesz jak komplementować piękne kobiety. powiedziała na jego kolejne pytanie i puściła do niego oko. Kendra, według niej, już odpowiedziała na to pytanie i nie było potrzeby rozwijać jakoś szczególnie tej kwestii. Oby Kendra zawsze wiedziała tak dobrze, jak w tej sytuacji, ile powiedzieć i kiedy się zatrzymać.
-Mmm... gość specjalny. Mam nadzieję, że ta niespodzianka będzie nad wyraz miła i przyjemna. odparła, z nutką ciekawości w głosie. Co by nie mówić, była ciekawa kogo jeszcze Kendra zwerbowała do ich wspólnej sprawy. Nie musiała jednak długo czekać, wkrótce bowiem rozległo się ciche i delikatne pukanie. Po wejściu jej oczom ukazała się delikatna z wyglądu albinoska, która szybko przedstawiła się jako Michelle, którą Serket przywitała uśmiechem. Spojrzała też na nią z zaciekawieniem. Musiała przyznać, że przez głowę przeszła jej myśl, jak ciekawie muszą się prezentować, pozostając na dwóch końcach spektrum kolorów skóry, podczas gdy, Jim i Kendra byli gdzieś pośrodku.
Serket znowu przyłożyła trzy palce do czoła i pochyliła się w stronę Michelle.
-Moje serce wypełnione jest szczęściem, że mogę Ciebie powitać. Serket Said. powiedziała z nieco szerszym i słodszym uśmiechem. Michelle wydawała się być ciekawą, jeśli nieco efemeryczną postacią. Ciekawy był jej zakres umiejętności. Niemniej o tym przyjdzie czas przekonać się nieco później. Serket była zdania, że to Kendra powinna mówić najwięcej, to nie stroniła od tego by popchnąć delikatnie rozmowę w jakimś konkretnym kierunku.
-Byłoby niezwykle pomyślne i z korzyścią dla nas wszystkich byśmy wyzbyli się wszyscy wrodzonej dla nas podejrzliwości w stopniu minimalnym, by ta rozmowa mogła przerodzić się w taką, która będzie obfitować w owoce. Jako, że to ta piękna orchidea zebrała nas wszystkich tutaj pozwólmy jej powiedzieć więcej o wizji ale i o konkretnych planach na przyszłość.

Re: Spotkanie na szczycie

#7
Bary i kluby. Gdzie indziej można wpaść na innego spokrewnionego równie łatwo, co tam? No, poza Elizjum. Jim pokiwał tylko głową na krótką i mglistą informację o tym, gdzie poznały się piękne panie. Wnioskując po jej słowach, każda z tu zebranych osób miała, jeśli nie wspólne, to chociaż zbieżne interesy i plany. Inaczej by ich tu nie było, nie? Dedukcja Wilsona jak zawsze trzymała poziom.
Czwarty gracz pojawił się na scenie i Jim został oficjalnie mniejszością w formującej się grupie. Nie żeby mu to przeszkadzało, w końcu kobiety łagodzą obyczaje, a z drugiej strony rozkładało to już wstępnie obowiązki i możliwości. Znał swoje słabości, a co do towarzyszek - mógł zgadywać. Teraz bardziej interesowała go sama Michelle, zwracająca na siebie uwagę zupełnie jak Serket, choć różniło je wszystko. Najwidoczniej świat potrzebował wyrównać równowagę w tym pokoju. Jim poczekał aż Said skończy swoje piękne powitanie i podniósł się trochę, wisząc nad krzesłem.
Jim Wilson. — przystawił palce do skroni jakby niedbale salutował i oklapł na swoje miejsce. Widząc, że albinoska obrała miejsce obok niego odsunął jej krzesło. Prawie po dżentelmeńsku, bo zrobił to jedną ręką, nie wstając. Sam nie wiedział, na kim skupić wzrok, przesuwał więc spojrzeniem po wszystkich jak i samej panoramie miasta za oknem.
Pozbyłem się jej ile trzeba Jestem tu, gotów słuchać i działać. W ostateczności mówić. — zakończył z uśmiechem i zaciągnął się dymem. Pamiętał dobrze że z Serket miał kwestie wymagające wyjaśnienia, ale mogły one jeszcze poczekać. Byle nie za długo. Przeniósł spojrzenie na Kendrę i spoważniał. Do tej pory nie próbował ciągnąć jej za język i naprawdę ciekaw był, jakie plany miała wobec nich Toreadorka.

Re: Spotkanie na szczycie

#8
Gdy o tym tak myślała - kiedy ostatnio była w takiej sytuacji? Może byłoby lepiej gdyby nie skupiała się na tym co było, a raczej nad tym co teraz się dzieje i do czego to może doprowadzić. Zauważyła jednak kilka rzeczy na które będzie chciała zwrócić później większą uwagę.
-Bardzo dziękuję.-Uśmiechnęła się do Jima, trochę jakby zakłopotana ale nie zwlekała z zajęciem miejsca. Szybko została przy tym przechwycona przez Serket... Nie brzmiało to na angielskie imię, ale i ona nie wydawała się stąd. Zresztą do tej pory jej nie widziała. Przybysz z zewnątrz? W tej sytuacji, w tych czasach? Różne scenariusze przelatywały jej przez głowę, ale nie miała powodu by zachować się inaczej niż z grzecznością. Choć ta bezpośredniość trochę ją spłoszyła. Oparła się o oparcie krzesła które, trzeba przyznać, było bardzo wygodne i komfortowe. Jej wzrok nie spotkał się z jej, chociaż patrzyła w jej ogólnym kierunku.
-Również się cieszę, że zostałam tutaj zaproszona.-Przeniosła spojrzenie na Kendre, która obrała reprezentatywne miejsce. Zaraz zresztą... Serket zaczęła mówić, oddając jej głos. Michelle nie miała na razie wiele więcej do dodania. Nieznacznie przytaknęła, skupiając swoją uwagę na blondynkę, co jakiś czas tylko odbiegając spojrzeniem na innych uczestników spotkania, lekko podszczypując swój palec wskazujący lewej ręki. Po to tu wszyscy przyszli. Każdy miał tu swoją wizję i plany na przyszłość, ale wspólnym elementem chyba właśnie była ona.

Re: Spotkanie na szczycie

#9

Stojąc przy stole, kobieta obserwowała, jak przed jej oczami właśnie zbiera się publiczność. Natychmiast wróciły doń wspomnienia z młodości, kiedy wraz ze swoją trupą stawała naprzeciw tłumów, które pragnęły ją oglądać. Które chciały jej słuchać. Stres zasiadł w pierwszym rzędzie, aby obserwować jej nadchodzącą porażkę, lecz skandujące z tylnych rzędów wspomnienie z życia niczym iskra w suchym lesie, zaczęła rozpalać jej wnętrze. Budzić ekscytacje. Adrenalinę. Gotowość do działania. Właśnie w tamtej chwili miała robić dokładnie to, na czym znała się najlepiej. Błyszczeć. Choć z perspektywy całego miasta siedziała przed nią jedynie trójka nic nie znaczących neonatów, tak dla Kendry była to najdoskonalsza publika, jakiej tylko mogła zapragnąć. Trójka zupełnie różnych spokrewnionych, która przyniosła dla niej w darze swoją uwagę. Swój czas. Swoją wiarę. Dziewczyna swoimi słowami i czynami sprawiła, iż ci zaczęli pokładać w niej swoje oczekiwania. Teraz należało im udowodnić, że będzie w stanie je wszystkie spełnić. Spojrzenie Toreadorki rozpoczęło spokojną, nieśpieszną podróż po wszystkich obecnych.
Jim w pewien niepisany sposób był jej bodyguardem, ale też swoistą inspiracją. Mając go przy sobie czuła się naprawdę bezpieczna. Silna. Niezależna. Łączący ich cel, którym było oczyszczenie miasta ze szkodników i był naprawdę solidną zaprawą, pozwalającą im podążać w jedną stronę. Ufała mu i chciała, by on też potrafił zaufać jej.
Michelle poza kojeniem zmysłów estetycznych Toreadorki, była chodzącym „zderzaczem z rzeczywistością”. Ze wszystkich tu zebranych, to przecież właśnie ona była najbardziej osobą z „wewnątrz”. Przeżyła w Chicago. Znała realia Settle. Jeżeli ktoś miałby najchłodniej oceniać kolejne posunięcia ich koterii, to z pewnością była to ona. Ponadto była cicha. Grzeczna. Miła. Miała ogromny potencjał, aby rozkochać w sobie wszystkich tych, z którymi nie poradziłaby sobie Amberlash. Obie wiedziały, że powinny znaczyć coś więcej, że obecna sytuacja je tłamsi i że nie poradzą sobie, jeżeli nie przygotują się na nadchodzące z przyszłości ciosy.
Serket została obdarowana krótkim spojrzeniem jako ostatnia, lecz nie dlatego, że była najmniej ważna. Wręcz przeciwnie. Kendra wiedziała, że gdyby nie ona, to prawdopodobnie szukałaby w tej chwili jakiegoś bezpiecznego schronienia, nie potrafiąc znaleźć w sobie odwagi do aktywnego działania. Wiara Setytki – nawet jeśli stricte interesowna – była potężną ładowarką energetyczną, za którą Toreadorka była najzwyczajniej w świecie wdzięczna. Ponadto nie można było odmówić jej aktywnego wsparcia zarówno finansowego jak i kontaktowego. Ambrelash obiecała, że wprowadzi ją na dwór i musiała to zrobić.
Ten krótki moment, w którym to ona oceniała ich a nie oni ją, był prawdopodobnie ostatnią chwilą słodkiego komfortu. Następująca wraz z nim cisza, oczywiście nie była przypadkowa. Pamiętając doskonale lekcje swojego stwórcy, stworzyła atmosferę, którą plastycznie mogła pchnąć w wybranym przez siebie kierunku. Po wszystkim neutralny wyraz twarzy kobiety, przerodził się w reprezentujący pewność siebie uśmiech.
– W dziwnych czasach przyszło nam się znaleźć. - Słowa dziewczyny brzmiały jak śpiew zdradzając, że zamierzała podejść do swojej wielkiej sceny jak rasowa róża. – Nasze domy są nam odbierane. Nasi przyjaciele zabijani. Nasze miasto wali się na naszych oczach a ci, którzy byli naszym gwarantem bezpieczeństwa zapadają się pod ziemię lub chowają głowy w piasek. - Niczym w przemowie Hardetadta, dłonie Ambrelash uderzyły o stół, uwalniając jej prawdziwe emocje. Przybrana na moment maska rozsypała się na setki części, pozostawiając po sobie twarz realnie przejętego sprawą człowieka. Nie było widać w niej jednak strachu przed przyszłością a iskrę. Iskrę, która miała pokazać im wszystkim, że Settle jest dla niej naprawdę czymś więcej, niż jedynie placem zabaw. – Jesteśmy tutaj, ponieważ wszyscy chcemy coś z tym zrobić. - Spojrzenie kobiety po raz kolejny przebiegło szybko po wszystkich, jakby chciała wymusić na nich chociaż pojedyncze skinienie głową. – Pozostawaliśmy bierni, bo chcieliśmy wierzyć, że ktoś nad tym wszystkim panuje. Serce mi pęka, że w tak żałosny sposób musieliśmy się przekonać, że nie. - Oddech Kendry znacznie zwolnił, przechodząc w coraz to głębsze i bardziej zdecydowane wydechy. – Nie mamy pod ręką cudów. Nie pozbędziemy się Sabatu bez walki, a z naszej obecnej pozycji możemy co najwyżej na to patrzeć. Nikt nas nie posłucha. Nikt nawet nie weźmie nas na poważnie. Musimy to zmienić. - Dziewczyna dwukrotnie stuknęła palcem w blat, jakby chcąc przekazać, że muszą zacząć już teraz.
– Primogeni chowają się po kątach. Książe nie jest w stanie zadbać o własne bezpieczeństwo. Choć ostatnią rzeczą, jaka mi się marzy jest zabawa w politykę, to jeżeli nie wbijemy w nią pazurów i nie powstrzymamy rozpadu sekty własnymi rękoma, to Settle jest stracone. - W końcu dłonie całkowicie zniknęły ze stołu, układając się nieco swobodniej na podłokietnikach fotelu. Sama Toreadorka mową ciała nawet na moment nie zdradziła wątpliwości. – Potrzebujemy dobrych schronień. Potrzebujemy pewnych, bezpiecznych miejsc. Potrzebujemy ochrony. Potrzebujemy broni. Potrzebujemy sojuszników. Na to wszystko potrzebujemy ogromnych pieniędzy i setek przysług. - Czując, że oficjalny wstęp dobiega końca i najwyższa pora przejść do konkretów, sama kiwnęła głową, namierzając wzrokiem kolejne cele.
– Serket, ty z nas wszystkich masz najlepszą głowę do interesów. Chcę to wykorzystać. Wiem, że masz swoje źródła, ale potrzebujemy zdobyć kilka rezerw, którymi liczę, że dobrze się zaopiekujesz. Pierwsze większe środki, chcę przekazać tobie Jim. Umiesz zabijać i wiesz co zrobić, by nie zostać zabitym. Chcę, abyś zadbał o nasze bezpieczeństwo. Nie możemy szykować się do walki, kiedy sami jesteśmy bezbronni. Michelle, od ciebie oczekuję pomocy w walce na dworze. Potrzebujemy osób, które nas poprą a ty z natury nie wzbudzasz podejrzeń. Chcę, byś znalazła osoby, którym będziemy w stanie coś zaoferować i nakłonić do współpracy. - Z każdym kolejnym słowem, coraz bardziej zdawała sobie sprawę, jak bardzo jej popisowa scena dobiega końca. Świadomość tego, że oficjalne rozpoczęcie działań jako koteria jest równie prawdopodobne jak to, że ci za moment wstaną i wyjdą nie napawało optymizmem, ale co poradzić. Ryzyko zawodowe. – Na siebie wezmę ściąganie uwagi. Spróbuję wypełnić lukę po zaginionych harpiach. Popodlizuję się komu trzeba, by wiedzieli, że faktycznie działam. To jedyny sposób, by zdobyć dostęp do jakichkolwiek sensownych przysług. – Skończyła. Ciepłe powietrze wypływało stopniowo przez nos spokrewnionej, a ona sama jedynie utrzymując twarz młodej, ambitnej idealistki, czekała na werdykt publiczności.

Re: Spotkanie na szczycie

#10
Publiczność... przedstawienie... scena... to właśnie takie słowa kołatały się w głowie Serket, kiedy obserwowała Kendrę. Miała wrażenie, że na ich oczach dokonuje się w blondynce swoista przemiana. Teraz znajdowała się tak naprawdę w swoim żywiole. Ciężko było nie zostać porwanym przez tak przyciągjący oczy występ. Gdyby nie to, że jej umysł był dosyć mocno szkolony na spełnianie woli Wężowego Boga i mało co dopuszczała by na nią wpływało, to zapewne byłaby teraz niemalże poruszona. Niemniej nawet w takiej sytuacji obserwowanie tego całego procesu, niemalże artystycznego, była to swego rodzaju uczta dla oczu. Nie żałowała ani sekundy, którą tutaj spędziła. Coraz bardziej upewniała się w swojej pewności co do wyboru, jakiego dokonała. W tym momencie Kendra faktycznie przypominała przysłowiowego czarnego konia. Serket poczuła dumę z blondynki i tego jak dobrze objęła rolę, którą Egipcjanka miała dla niej w zamyśle.
Kiedy poczuła na sobie, krótkie, przelotne, lecz treściwe spojrzenie, skinęła bardzo uprzejmie głowa i uśmiechnęła się lekko jakby chciała dodać jej jeszcze więcej otuchy i pewności, że są w tym wszystkim razem, że Serket jest tutaj i nigdzie się nie wybiera, doprowadzi razem z nią sprawę, ich wspólną sprawę do szczęśliwego finału. Przy tym zrobi co może ze swojej strony. A jeżeli wszystko będzie iść dobrze, zapewne otrzyma wsparcie od Setytów, co spowoduje nieco chaosu, ale i wzmocni Kendrę. Czy po osłabieniu jakie nastapiło i jeszcze nastąpi dzięki Sabatowi, odejściu Anarchów i wewnętrznemu skłóceniu, ktokolwiek wewnątrz Camarilli będzie chętny by otwierać kolejny front walk z niezrzeszonym klanem Setytów i wspieraną przez nich Kendrą, czy też raczej przyjmą każdą pomoc, a Spokrewnieni będą wdzięczni za odrobinę oddechu i próby zaprowadzenia porządku w Seattle? Serket raczej obstawiała to drugie. Ale do tego długa droga, a mają teraz jeszcze dużo do zrobienia. Do tego właśnie, po wzniosłych słowach opisujących sytuację w Seattle przeszła Kendra.
Serket po raz kolejny pochyliła głowę w pełnym szacunku geście słysząc słowa kierowane do siebie, a kiedy blondyka skończyła, powoli, w większych odstępach zaklaskała cztery razy.
-Dołożę wszelkich starań, by Twoje życzenie, a zarazem powierzone mi zadanie stało się rzeczywistością, a w Seattle nastał nowy zmierzch, którego wszyscy pragniemy. To pragnienie właśnie tutaj nas zjednoczyło. Więc jej zdaniem będzie organizacja środków, schronień, pieniędzy, broni. Przyjęła to zadanie bez zmrużenia okiem. Była wytrenowana tak, by być dosyć wszechstronna i umieć odnaleźć się w każdej sytuacji. Na razie nie miała zamiaru prosić swojego klanu o wsparcie, sytuacja była bowiem daleka od dojrzałej. Zalety Jima były oczywiste już na pierwszy rzut oka, tutaj nie było żadnych wątpliwości. Kendra, miała być głową tego wszystkiego i właśnie się zaprezentowała. Michelle wciąż pozostawała dziką kartą. Choć fakt, że była cicha, a wręcz nieśmiała. czym różniła się od samej Serket mocno, w niczym nie umniejszał jej potencjalnym umiejętnościom, to jednak miała nadzieję, że Kendra naprawdę dobrze wybrała, bo ciężko było na ten moment to stwierdzić. Takim postawieniem sprawy Kendra również przysłużyła się Serket, która nie stanie tak szybko w boju ramię w ramię z Jimem przeciw Sabatowi, a więc i wypełnienie złożonej obietnicy będzie mogło być odsunięte w czasie. A to Setytce pasowało zdecydowanie.

Re: Spotkanie na szczycie

#11
Jim nie krył się z emocjami. Także gdy Kendra zaczęła swoją przemowę, z Brujah można było czytać jak z kartki. I to takiej zapisanej dużą czcionką. Zgadzał się z nią co do miasta, ich oblężonego domu którego gospodarze albo udawali, że nic się nie stało, albo dbali bardziej o własne bezpieczeństwo. Gniew, zapał ale i smutek malował się na jego prostokątnej twarzy. Dobrze rozumiał dlaczego to ona, a nie on przemawiał do zebranych. Przelać swoje myśli i uczucia w tak dobrze dobrane słowa było poza jego zasięgiem. I może gdzieś w tyle głowy rozbrzmiewał cichy dzwonek alarmujący, że takie spotkanie może się niektórym nie spodobać. Że może wzbudzić uwagę, plotki i szepty które łatwo mogą obrócić się w noże... Ale to nie miało teraz znaczenia. Tak jak powiedziała Toreadorka - albo coś zrobią, albo wszystko stracone. Równie dobrze mogli umrzeć próbując coś zbudować, zamiast tylko uciekać albo czekać.
Kiwał głową ze zrozumieniem. Każdy miał swoją rolę. Salonowe rozmowy mogły być równie groźne, jeśli nie groźniejsze, od potyczek gdzie od razu sięgano po broń. Rozumiał podział obowiązków. Wykorzystywanie mocnych stron i krycie wzajemnie słabych punktów. Myślami krążył już wokół listy zadań, miejsc i kontaktów z których mógłby skorzystać. Czuł, że ma wiele do nadrobienia względem reszty zgromadzonych. Ale czy właśnie nie zrobił najważniejszego w tej kwestii kroku? Sojusz był tak silny jak jego członkowie i wzajemne zaufanie. Będzie potrzebował czasu, by sprawdzić i przekonać się do tych ludzi. Do ich pomysłów, energii i podejścia do problemów. A póki co mógł tylko zaufać Kendrze, że mądrze wybrała swoich sojuszników.
Zrobi się. Jedna kwestia - czy na początku rozważamy wspólną "bazę"? Miejsce w którym nie będziemy się bać omawiać wydarzeń, korzystać z zasobów ale i lizać rany, bo nasz wielki plan to też wielkie ryzyko. — wolał wiedzieć wcześniej, jak na to zaopatrywała się reszta. Co innego ogarnąć ludzi, dać im broń i wskazać cel, co innego przygotować bezpieczne schronienie czy kilka małych klitek rozsianych po mieście. Przez chwilę chciał jeszcze zaproponować toast, ale odpuścił, bojąc się kompromitacji.

Re: Spotkanie na szczycie

#12
Dziewczę słuchało uważnie. Widać było na jej twarzy napięcie oraz przejęcie, które narastało wraz z kolejnymi punktami które Kendra wymieniała. Była zaangażowana i jednego Michelle mogła być pewna - chciała coś osiągnąć, i bardzo chciała by sprawnie to wyszło. Miała zresztą dużo czasu na przemyślenia w trakcie przemowy, nawet jeśli szczypała się coraz bardziej. Niby zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, ale jak się jeszcze raz coś takiego wcierało w rany to wcale nie bolało to mniej.
Gdy słowa Kendry przeszły na Serket, Michelle również przeniosła na nią wzrok. Napięcie w środku niej wzrosło. Mówiła tak kwiecistym językiem i biła z niej niesamowita pewność siebie - przeciwieństwo Michelle nie tylko w kwestii wyglądu. Albinosce wzrok gdzieś uciekał, ale ewidentnie bardzo chciała się na niej skupić. Podobnie zresztą na Jimie, do którego zwróciła się później. I w końcu ona. Spojrzała ponownie na Kendrę, wyglądając na trochę nieswoją. Ukrywała to, ale była spięta. Zajęło jej chwilę zanim cokolwiek powiedziała.
-...zakładam, że właściwymi rozmowami zajmie się ktoś inny...-Prawie szepnęła, ale zaraz zebrała się trochę bardziej w sobie. Skupiła się na Kendrze-To znaczy, tak. Mam doświadczenie w zbieraniu takich informacji. Jeśli jednak miałabym z czymś wyjść i... dobrze ocenić z kim nawiązać współpracę... Co mamy do zaoferowania?-Nachyliła się trochę, ale by dać Kendrze chwilę do namysłu obróciła nieznacznie głowę do Jima.
-Jedno dobrze zabezpieczone miejsce się przyda. Elizjum już nie jest tak bezpieczne.-Wybrzmiał przy tym w jej głosie pewien ból. Popatrzyła się na stół, a potem znowu na Kendrę gdy zaczęła do niej mówić.

Re: Spotkanie na szczycie

#13
Karabiny strzelały w niebo. Nadszedł czas rewolucji. Auta płonęły na ulicach a po koronę miasta nadchodziła nowa władza. Ta, której naprawdę zależy na czymś więcej, niż na nich samych. Gdy ostatnie słowa opuściły jej usta, Kendra czuła się jakby wystrzeliła serię w powietrze. Kule z pewnością musiały kiedyś spaść, lecz kiedy i na kogo? To była zagadka, na którą odpowiedzi nie miał nikt. Oczywiście Serket zdawała się być niezawodna – i co by nie mówić, jej słowa dodawały otuchy. Słysząc wypowiedź skąpana w najdroższych perfumach, dziewczyna uśmiechnęła się nieco, prostując nieco bardziej, jakby chcąc pokazać, że jest zadowolona z tego co słyszy. Gdy jej wzrok mógł powrócić do bodyguarda, skinęła pierwotnie głową, chwaląc jego słowa. Liczyła na pytania. W końcu mogąc na coś odpowiedzieć tym bardziej mogła pokazać swoje zdecydowanie i konkretne plany. – W idealnym scenariuszu będziemy mieli osobne schronienia oraz główną bazę. Zaczniemy jednak od jednego miejsca, nad którym będziemy w stanie w pełni zapanować. Chwytając wiele srok za ogon, zostaniemy z niczym. - Faktycznie brzmiała jak ktoś, w kogo głowie wszystkie klocki znajdują się już we właściwym miejscu. Próżno więc było szukać w niej znamion wątpliwości, zwłaszcza, gdy Michelle także przedstawiła swoją opinię. – Wierzę, że wybierzesz coś właściwego. - Dodała na koniec, przenosząc spojrzenie na głos Toreadorki. Pierwsze zerknięcie mogło zdawać się piorunujące, szybko jednak zostało zamaskowane przez serdeczny uśmiech i skinienie głową. – Tak. Nie chcę póki co zrzucać na ciebie obowiązku werbunku kogokolwiek, choć nie obrażę się, jeżeli to zrobisz. - Zaczęła spokojnie, odbijając się dłońmi od blatu i przechodząc do prostej pozycji, w której to miała obie dłonie oparte na biodrach. – I poza ideałami, na ten moment nie mamy zbyt wiele. Możemy obiecać wsparcie. Możemy związać się przysługami. Możemy zagwarantować krew. W grę wchodzą także pieniądze i w razie potrzeby pomniejsze zadania. - Pomimo tego, że faktyczne „towary” jakie posiadali nie były czymś imponującym, tak dziewczyna starała się przedstawić je jako pewne karty. Jakby miała jakiś plan, mający dodać nieco więcej kart do ich dłoni.

Re: Spotkanie na szczycie

#14
Podział ról, tak jak to przemyślała Kendra na szczęście przeszedł bez żadnych sprzeciwów i każdy wiedział co ma robić. Serket wiedziała, że dogadanie się w takich kwestiach może być trudne wśród wampirów z jednego klanu, szczególnie, że miała nieodparte wrażenie, że Spokrewnieni z klanów Camarilli są mniej zjednoczeni wśród wspólnej sprawy niż jej własny klan Wyznawców Seta. Po raz kolejny pomyślała, jakie ma szczęście, że właśnie do takiego zorganizowanego klanu nalezy.
Wyczuła na sobie spojrzenie Michelle, choć było ono ulotne. Dziewczyna nie utrzymywała raczej kontaktu wzrokowego. Serket coraz bardziej skłaniała się ku wrażeniu, że dziewczyna jest niezwykle płochliwa, jeśli nawet nie strachliwa. Wciąż zastanawiała nad jej silną stronę, którą Kendra najwyraźniej dostrzegła. Być może ta silna strona nie została jeszcze przez Serket dostrzeżona, dlatego nie miała zamiaru wyciągać pochopnych wniosków. Kto okaże się być najsłabszym ogniwem z nich wszystkich. Wiedziała tylko, że to nie będzie ona.
-Znalezienie wspólnej kryjówki i to takiej jaką zasugerowal Jim, w której możemy wracać w spokoju do pełni sił i zdrowia to prawdziwie dobry pomysł, którego realizację biorę na siebie, chyba, że ktoś inny chce się tym zająć. odparła rozglądając się po zebranych. Wiedziała, że ona sama będzie działać intensywnie, miała nadzieję, że reszta tutaj zebranych pójdzie w jej ślady.
-Co mamy do zaoferowania? Wspaniałe marzenie i udział w tworzeniu nowego rozdziału Seattle. Kto boi się marzeń nie powinien udawać się na wyprawę przez pustynię. Raduje mnie niezmiernie fakt, że jestem w doborowym towarzystwie, które wie czego chce.

Re: Spotkanie na szczycie

#15
Przytaknęła na decyzję Kendry. To niby było naturalne, ale postawiła się w pozycji koordynatora. Nie odmawiała jej czegokolwiek, po prostu było to niespodziewane. Zaczęła kreować w swojej głowie różne scenariusze i teorie, co nie było niczym nadzwyczajnym dla spokrewnionego. Na pewno uważnie słuchała tych osób które akurat w danym momencie mówiły. Spięła się jednak gdy Kendra do niej przemówiła. Przemówiła, tak bowiem odczuła to przez moment gdy na nią popatrzyła ostrzej. Zaraz zaczęła się jednak zastanawiać nad tym co właściwie się teraz stało, i jakie były jej zamiary oraz plany. Zaczynał się kreować w jej głowie pewien obraz sytuacji, który miał dużo problemów, ale też pewne strony które mogły sprawić, że to mogłoby być odpowiednie miejsce.
-Rozumiem.-Powiedziała nie za szybko, nie za wolno. Oparła się o krzesło, przenosząc lewą dłoń na prawe przedramię-Wsparcie, przysługi, pieniądze to... coś, co może skłonić młodych. Przede wszystkim krew. Nie będę pytała skąd. Wierzę. Jeśli jednak chciałabym w coś najbardziej uwierzyć jako... Ktoś... to stabilizacja. I pozycja po pokonaniu przeciwności.-Na chwilę zdjęła dłoń z przedramienia by poprawić swoją grzywkę. Przez moment się wahała, ale zerknęła na moment na Serket. Nic więcej jednak nie powiedziała ani nie dodała, przynajmniej nie w odniesieniu do tego co mówiła.
-Zatem haven, wywiad, rekrutacja i rezerwa.-Założyła ręce na piersi. Nie wiedziała, czy cokolwiek innego będzie tu jeszcze poruszane. To co potrzebowała się dowiedzieć - dowiedziała się.

Re: Spotkanie na szczycie

#16
Ramiona Kendry zakręciły się do tyłu, strzelając cichutko kostkami na plecach. Nie zamierzała ukrywać satysfakcji, to też jej pełne zadowolenia spojrzenie wyrwało się w końcu na zewnątrz. Odkryty rząd zębów błysnął delikatnie, podczas gdy oczy po raz kolejny badały współpracowników. Kobieta miała wrażenie, że wszyscy zaczynali nakręcać siebie nawzajem, a był to znacznie więcej, niż ta oczekiwała. Same dobre wieści. Cóż za piękny wieczór. Poza tym musiała przyznać, że Serket była świetnym mówcą. Ambrelash poznała bowiem osoby, które starały się by każde ich słowo brzmiało niczym inspirujący cytat, lecz dopiero Setytce wychodziło to naturalnie i całkiem ciekawie. Z tym większą radością kiwnęła głową, dając znać, że w pełni zgadza się z jej słowami. Nie miała nic więcej do dodania. Z podobnym zadowoleniem słuchał więc także Michelle, która choć mówiła nieco mniej poetycko, wciąż podrzucała przydatne klocki. Krew faktycznie mogła okazać się świetnym wabikiem dla spragnionych pijawek. Zwłaszcza, że dobrze zorganizowana dystrybucja krwi zmniejszyłaby poziom zagrożenia maskarady a i ogólnego rzucania się w oczy. Z drugiej strony była również stabilizacja, lecz do stabilizacji potrzebna była moc. Potrzebna była władza. Tak właśnie wszystko wracało do punktu wyjścia. – Mhm. - Przytaknęła krótko na wymienione przez Mould rzeczy. – Zdaję sobie sprawę, że tego wszystkiego jest naprawdę sporo, ale nie oszukujmy się. Bez mocnego zaplecza, po prostu zginiemy. - Choć w jej głosie próżno było znaleźć choćby krztę obawy, tak bez problemu zawarła w nim świadomość tego, że zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Słabo jednak byłoby kończyć swoje pięć minut tak negatywnym akcentem, to też odginając łokcie do tyłu, odezwała się po raz kolejny. – Wiem, jak trudno jest myśleć o walce na taką skalę. Zwłaszcza, gdy nawet starsi wolą decydować się uciekać do anarchów lub chować głowę w piasek. Wy jednak chcecie walczyć o nasze wspólne miasto. Uważam, że to po prostu piękne. Mimo że ja was tutaj zebrałam czuję, że to wy inspirujecie mnie do tego, by dalej iść w głąb nocy. Dziękuję wam. Naprawdę. - Błoga ulga i nutka satysfakcji przyozdobiła twarz dziewczyny a ona sama zajęła swoje miejsce siedzące. Odetchnąwszy cicho poprawiła się na siedzisku, głównie skupiając spojrzenie na największym znaku zapytania jakim była Mould. Nie było ku temu konkretnego powodu. Zwyczajnie najprzyjemniej na nią było patrzeć. – Nie zabieram więcej waszego czasu. Jeszcze raz dziękuję za przybycie. Z pewnością niedługo znów spotkamy się w pełnym składzie. Liczę, że każde z was przyniesie mi same dobre wieści. - Podsumowała finalnie, dając pośrednio do zrozumienia, że spotkanie zostało oficjalnie zakończone. Oczywiście nie zamierzała nikogo wypraszać, ale oczywistym było, że to ona powinna ostatnia opuścić pokój. W końcu, kiedy finalnie wszyscy opuścili pokój, ta również ruszyła do wyjścia. Maszyna ruszyła.

Wątek zakończony

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości

cron