Droga po tron - krok pierwszy

Zakończono | Prolog, Marzec 2004 | Downtown | Chinatown | The Underground


Rozgrywany jest: Prolog: Oblezenie
Trwa: Marzec 2004
Dołącz do walki z Sabbatem i pomóż w odbiciu utraconych przez Camarillę terenów Seattle. Zbadaj losy oblężonej przez Sabbat Fundacji Franka Weavera.
Znajdź i zbadaj źródło rozszerzającej się pandemii, odkryj jej możliwy wpływ na Spokrewnionych i pomóż w jej powstrzymaniu.
Zrób co w twojej mocy, by wesprzeć Camarillę w odzyskaniu stabilizacji i dominującej pozycji w mieście do końca roku, celem odwołania wizyty Justycariusza.
Jako Nosferatu rozbuduj na powrót sieć SchreckNetu i rozwiń sieć informacyjną do użytku klanu oraz Camarilli jako całości.
Wykorzystaj obecną destabilizację wewnątrz Camarilli na swoją korzyść, by zająć miejsce w hierarchii i poszerzyć przy tym swoje wpływy
Działaj w grupie. Znajdź sprzymierzeńców. Dołącz do, lub załóż, koterię.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj że w pojedynkę nie przetrwasz nadchodzących nocy.

Droga po tron - krok pierwszy

#1
Choć dla samej wygody kusiło, by podjechać pod klub swoim autem, tak po raz kolejny wybór padł na taksówkę. Nie powstrzymywał ją oczywiście brak miejsc, gdyż w końcu już dziś bez krępacji mogła pchać się na te, zarezerwowane dla personelu. Bardziej chodziło o to, że jeździła gratem, a jeśli miała stać się twarzą tego miejsca, to nie mogła przynosić mu wstydu. Ubrana nieco bardziej oficjalnie, aniżeli ostatnio, po raz kolejny wymijała kolejkę. Widząc znajomą twarz na bramce uśmiechnęła się jedynie, nie próbując nawet zatrzymać się do kontroli. Widziała, że wpuści ją bez problemu a jeżeli dostał nowe informacje od swojego obecnego przełożonego, to tym bardziej nie miała się o co martwić. Była kilka minut przed czasem, lecz dziś nie zamierzała kazać swojemu nowemu partnerowi czekać. Nie miała pewności, jak wiele spraw będą mieli do omówienia i ile zajmie zabawa w papierach a przecież im szybciej skończą, tym lepiej. Poza tym ciekawość i ekscytacja całym przedsięwzięciem nie schodziła z umysłu róży nawet na moment, więc ruszyła w stronę schodów, całkowicie wymijając dancefloor. Domyślnie zakładała, że spotkają się tam gdzie ostatnio, to też pokierowała swój krok do konkretnej loży.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#2
Image





Mając za chwilę stać się menadżerem klubu, wybierając podróż komunikacją miejską, a podjechanie starym rzęchem, wybór był oczywisty. Kendra dotarła do The Underground żółtym autem, którego kierowca był zbyt skupiony na drodze i mainstreamowej muzyce pop, która brzmiała w jego radiu, by zawracać Spokrewnionej głowę pogaduchami. Głowę, która zapewne była teraz zajęta myślami na temat nadchodzącego spotkania, papierami do podpisania i dalszymi planami.
Bramkarz który zapamiętał już twarz Kendry, powitał ją ciepło i pozwolił wejść, podczas gdy sznur młodych ludzi stał przed wejściem, gdzie każdy musiał zostać sprawdzony. Spokrewniona była ponad bydłem. Będzie jeszcze wyżej za kilka chwil, gdy jej sygnatura spocznie na dokumencie czyniącym ją menadżerem tego miejsca, które będzie miało służyć jako posterunek niemalże na granicy z południową, okupowaną przez Sabbat, częścią Seattle.
Tak jak zeszłej nocy, tak również teraz zwracała na siebie uwagę ciepłokrwistych, których intrygowała i pociągała podescytowana, pełna energii wampirzyca o zwycięskiej postawie. Po raz kolejny jednak zignorowała parkiet i udała się prosto na piętro. W loży nie zastała jednak Tyrella, a zamiast tego pracownik obsługi poinformował ją, że mężczyzna czeka na nią w biurze. Biuro widziała już od schodów. Było to w dużej części oszklone pomieszczenie, z którego był idealny widok na praktycznie cały klub.
Przy drzwiach do biura stał wysoki, łysy ochroniarz o kamiennej, pozbawionej zarostu twarzy, który zmierzył Kendrę wzrokiem, po czym gestem głowy wskazał jej drzwi. Miała zielone światło. W środku najpewniej czekał na nią Elijah.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#3
Gdy pracownik wskazał jej biuro, ta natychmiast przeniosła na nie swój wzrok. Powiedzieć, że oczy jej się zaświeciły, to jakby nie powiedzieć nic. Już stąd wyglądało wspaniale, więc jak wspaniale musiało wszystko wyglądać z jego wnętrza? Podziękowawszy swojemu przyszłemu pracownikowi, natychmiast ruszyła do wskazanego punktu. Widząc ochroniarza nawet na moment nie zwolniła kroku. Nie chciała w żaden sposób okazywać słabości, ale oczywiście próba przestawienia go siłą, także nie wchodziła w grę. Stanęła więc przed nim w całej swojej okazałości wystarczająco blisko, by mógł poczuć jej perfumy, lecz wystarczająćo daleko, aby nie musiał patrzeć w dół, by obejrzeć jej sylwetkę. Po otrzymaniu zielonego światła, niezwłocznie weszła do środka. W pierwszej kolejności nie szukała wzrokiem Elijah’a, lecz badała każdy zakątek tego pomieszczenia. Jej zmysł estetyki pragnął zaspokojenia, a jeżeli miała nazwać to miejsce mianem “swojego”, musiała z góry ustalić, co będzie chciała zmienić. W końcu jednak skończył się czas na takie zabawy i należało poszukać spojrzeniem faktycznych osób, dla których tu przybyła. – Dobry wieczór.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#4
Image
No proszę. Pakiet menadżera uwzględniał jeszcze biuro! Ah, cóż za rozkosz. Drzwi otworzyły się gładko, a przed oczami Toreadorki ukazało się czyste, błyszczące wręcz, pomieszczenie charakteryzujące się nowoczesnym minimalizmem. Nie zwróciła ona jeszcze uwagi na Ventrue, siedzącego za biurkiem o szklanym blacie, na którym znajdowała się lampa, laptop, teczka z dokumentami i metalowa rzeźba przypominająca popiersie. Była zbyt zajęta podziwianiem wnętrza, gdzie mimo braku przepychu czuć było klasę.
Szklana ściana zwrócona na parkiet, i z której było widać drugą stronę z lożami vip, posiadała chwilowo zwinięte do góry rolety, które w dowolnej chwili można było ściągnąć, by osłonić biuro przed wzrokiem śmiertelników. Identyczne rozwiązanie zastosowano w przypadku szyby ciągnącej się od drzwi niemal do ciągu zewnętrznej części, oddzielonej jednak fragmentem ściany, na której znajdowały się dwie wąskie półki, osadzone jedna nad drugą, acz po przeciwnych stronach. Gościły one pomniejsze ozdoby o artystycznym charakterze. W rogu znajdowała się nieduża, dwudrzwiowa szafka, a pomiędzy nią a drzwiami, a więc pod samym oknem, znajdowała się wygodna sofa, na której na dobrą sprawę możnaby nawet odespać ciężką noc, lub dzień.
Po obu stronach samego biurka znajdowały się skórzane fotele, a za siedzeniem menadżera znaleźć można było nieduży rząd szafek, z których połowa była na klucz. Na nich znajdowały się przedmioty biurowe, a wyżej, na ścianie widniał szeroki, abstrakcyjny obraz, który uderzał pewną wielkością, o ostrych, podłużnych kształtach przypominających wieżowce, jakby symbolizował moc, władzę, czyli zasadniczo wszystko to, co cechowało klan Ventrue. Najmniej ciekawe było miejsce na przeciwko wejścia, w rogu, gdyż zawierało jedynie sofę, niski stolik i dwie pufy. Technicznie miejsce nadawało się i do interesów, i do wypoczynku. Również można było się tu pożywić przy zasłoniętych żaluzjach, o tak.
Image Witaj. Zapraszam — Elijah wskazał siedzenie na przeciwko. Gdy Kendra wreszcie zdecydowała się usiąść, zauważyła kilka rzeczy. Nagle poczuła się mała. Zdała sobie sprawę, że jej siedzenie było niższe, nieznacznie ale jednak, od siedzenia menadżera, czyniąc go większym i potężniejszym. Czego jednak nie rozumiała, a przynajmniej nie do końca świadomie, to że efekt potęgował obraz za nim się znajdujący. Dodatkowo, metalowa rzeźba znajdująca się po jej prawej stronie i skierowana na nią, sprawiała pewien niezrozumiały dla neonatki dyskomfort. Rzeźba przedstawiała dwie, złączone twarze, męską i żeńską, o surowym spojrzeniu, emanującym mieszanką autorytetu i grozy, i niemalże drążącym w duszy tego, kto miał nieprzyjemność tam zasiąść. Można było odnieść wrażenie, jakby ta rzeźba była żywa.
Mimo iż całe biuro zdawało się być dość gościnne, to w momencie zajęcia tego miejsca, człowiek, a nawet wampir, mógł poczuć się nieswojo. Szczęściem, Ambrelash była w stanie oprzeć się nieprzyjemnemu uczuciu, które było bliskie złamania jej pewności siebie. Nie opuszczało jej jednak, gdy miały paść z jej ust następne słowa, ale przynajmniej nie powodowało zająknięć ani widocznych oznak niepewności, które pojawiały się gdzieś z tyłu głowy dziewczyny i sprawiały, że nie chciała siedzieć tam dłużej, niż to konieczne.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#5
Słysząc zaproszenie, uśmiechnęła się na moment nieco szerzej, by po wesołym podziwianiu, zająć miejsce przy biurku. Nie spodziewała się jednak tego, że aura niepokoju tak nagle uderzy ją w twarz. Całe to miejsce z pewnością emanowało potęgą, klasą i prestiżem, ale siedząc naprzeciwko arystokraty, zaczynała czuć się… gorsza? Niegodna? Sylwetka mężczyzny emanowała niezrozumiałą, choć z pewnością zasłużoną wielkością. Szukając jej źródła, mimowolnie zerknęła na obraz, zdając sobie sprawę, że jest on częścią tej porażającej opowieści. Do tego ta rzeźba, która zaglądała w głąb jej duszy, rozbijając jej przybraną maskę jak młotek orzecha. Przez moment zastanawiała się, czy to był na pewno dobry pomysł aby tu przychodzić, lecz kiedy cichy instynkt sugerował jej wycofanie, płonące ambicje i rządza wielkości nie pozwoliły jej odstąpić nawet na krok. Tym razem wygrała było to dobre zwycięstwo, albowiem świadomość pewnych rzeczy, natychmiast podsunęła jej obawy, jakoby była właśnie bombardowana jakąś z dyscyplin. Był to stały atak, który chyba… nie! Który z pewnością potrafiłaby skontrować. To byłoby jednak bardzo niewłaściwe. W końcu to mógł być przecież test, czy faktycznie da radę oprzeć się komuś, kto próbowałby wyrwać jej ten klub siłą. Poza tym, jeżeli nie miała racji, to mogłaby poważnie zaszkodzić swojej reputacji. Chociaż nie było to proste, musiała dalej się temu opierać. Musiała grać. Musiała udawać, że wszystko jest w porządku. – Muszę szczerze przyznać, że design naprawdę wbija w fotel. - Jej głos brzmiał tak jak powinien lecz tylko jego właścicielka wiedziała, że musi przykładać się do jego używania bardziej, niż zwykle. – Ale zgaduję, że mamy sporo do zrobienia, więc nie będę wykorzystywać twojego czasu na opowiadanie o meblach. - Oprawszy dłonie na podłokietnikach podciągnęła się nieco głąb siedziska, by móc się swobodnie wyprostować. By wyglądać na trochę wyższą. By mieć w razie czego swobodny dostęp do biurka.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#6
Image





Cała atmosfera tego miejsca uległa drastycznej zmianie, mimo iż Elijah zachował swój charakterystyczny uśmiech i swobodną postawę. Wszelki komfort i przyjemność zniknęły, a ich miejsce zajęło rosnące rozdrażnienie, niepokój i niepewność. Trzeba było jednak zacisnąć zęby i przebrnąć przez to, nie dając Arystokracie znać, że coś jest nie tak, choć z pewnością on sam zaaranżował to wszystko właśnie po to, by złamać swojego gościa siedzącego w tym fotelu.
Image Cieszę się, że robi odpowiednie wrażenie. Sam zadbałem o wystrój tego miejsca jeszcze w czasach, kiedy sam piastowałem rolę menadżera klubu. — Odparł, unosząc z dumą kąciki ust, zdradzając szczyptę swojej historii z tym miejscem. Doskonale wiedział co robił i miał w tym doświadczenie od dawna. Diabli wiedzą jak długo był związany z The Underground.
Image W rzeczy samej, nie ma co zwlekać. — Złapał za leżącą na blacie teczkę, przysunął do siebie i otwarł ją, ujawniając spięty stos kartek papieru i podając go Spokrewnionej. Całość składała się z nieco ponad dwudziestu stron.
Image Oto umowa. Na jej treść składają się wszystkie kwestie prawne, lista obowiązków jakie wiążą się z twoją funkcją, informacje o karach, i tak dalej. — Krótko i zwięźle Tyrell przekazał dziewczynie informacje na temat zawartości dokumentów.
Przeglądając je pobieżnie, Kendra zdała sobie sprawę, że jest to typowy prawny bełkot, i chociaż miała jakieś pojęcie o prawie, to do pełnego zrozumienia całości tego tekstu potrzebowała prawdziwego prawnika. Na szczęście nie potrzebowała go do zrozumienia, że ma zagwarantowane trzydzieści procent przychodu z klubu od pułapu wpływów dziesięciu procent ponad rentowność. Innymi słowy, wpierw klub musiał zarobić na siebie, dalej przynajmniej dziesięć procent zysków szło do kieszeni właścicieli, i dopiero od tych dziesięciu procent wzwyż Kendra mogła liczyć na otrzymanie wypłaty wynoszącej nieco ponad jedną czwartą z tych dziesięciu procent lub więcej. Na szczęście na tym nie był koniec, bo z tego co wyczytała dalej dowiedziała się, że osiągając pułap pięćdziesięciu procent mogła już liczyć na zarobek rzędu czterdziestu procent tej wartości, a osiąg stu procent wpływów klubu gwarantował jej połowę tej wartości.
Głowa mogła rozboleć od tego wszystkiego, zwłaszcza w obecnych okolicznościach. Toreadorka rozumiała jednak, że jej wypłata zależała tak naprawdę od tego jak będzie prowadziła klub i jakie zyski osiągnie pod jej zarządem. Dokumenty jednak jasno wskazywały na to, że poniżej dziesięciu procent wpływów jej wynagrodzenie będzie równe wypłacie szeregowego z obsługi klubu i dopóki nie przekroczy tego pułapu, nie dostanie ani centa więcej. Co więcej, utrzymanie się poniżej minimalnego pułapu wpływów klubu przez więcej niż kwartał fiskalny, lub trzy miesiące od czasu zawarcia umowy w przypadku zmiany zarządu w trakcie trwającego kwartału fiskalnego, może skutkować rozwiązaniem umowy.
Nie było litości, co? Trzy miesiące dawania ciała, i Ambrelash mogłaby się pożegnać ze stołkiem. Ventrue mieli konkretne wymagania i nie zdawali się akceptować niczego poniżej tego minimum. No ale, klub miał nie tylko siebie utrzymywać, ale i tych, którzy w niego inwestowali. Czy te pieniądze trafiały do kieszeni Tyrella, czy kogoś ponad nim, to nie miało już większego znaczenia.
Image Jak już będziesz gotowa, podpisz tu, tutaj i w tym miejscu. — Elijah wskazał trzy ostatnie strony, na których Kendra miała złożyć swój podpis, celem zaświadczenia przez nią zawarcia umowy.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#7
Gdy plik z dokumentami znalazł się przed jej nosem, jedynie fakt, że zamarła, pozwolił jej utrzymać kamienny wyraz twarzy. Czuła, jak jej serce przyspiesza. Jak puls wzrasta. Jak na jej twarzy robi się gorąco. Oto i on. Cyrograf. Na ten moment wciąż była wolną osobą, próbowała więc zachować spokój tłumacząc sobie, że może odejść w każdej chwili. Czytając uważnie każdą kolejną stronę, coraz bardziej docierało do niej, że czyta mistyczny język, zwany w ogólnych kręgach prawniczym bełkotem. Znajome wyrazy plątały się w jej umyśle a pozornie proste, acz przekombinowane zdania, uderzały takimi oczywistościami, że raz po raz gubiła ich sens. W końcu jednak doszła do numerów, z pewnością celowo napisanych w ten sposób, by rozszyfrowanie ich nie było zbyt banalne dla szarego zjadacza chleba. Co tu się dziwić. Przecież była doświadczona. Znała się na tym. Psia mać. Ignorując tęsknotę, za byciem głupiutką blondyneczką w elizjum, po raz kolejny przewróciła papier. Musiała dobić do końca, choćby tylko po to, by nie zdradzić się, iż ów dokument ją przerasta. Nawet mimo podejrzeń, że Tyrell mógł wiedzieć o tym od początku. Nareszcie jednak dobiła do końca. Odłożywszy papiery z powrotem na biurko, sprawiała wrażenie gotowej do złożenia podpisu. Czuła, że powinna. W końcu to była jej wielka szansa. Własny klub. Szansa na duże dochody. Prestiż wśród spokrewnionych w elizjum jako młoda i ambitna neonatka. Kto wie? Może nawet dostałaby za to przyspieszony awans na Ancialle? No. Może to raczej po skończeniu oficjalnego posterunku. Ale i tak szansa była! A to wszystko za jeden, mały, maleńki, malusieńki podpiski. Potencjalna cena mogła być ogromna, ale w końcu skróty nigdy nie były tanie. Winda na szczyt, przy minimalnym wkładzie własnym. Z pewnością będzie musiała stawać na głowie, by mieć w kieszeni nieco więcej, ale przecież taką się pokazała. Jako kogoś, kto dokona rzeczy niemożliwych. To było pieprzone wyzwanie, któremu ONA mogła sprostać. Dłoń bez grama wahania ruszyła po długopis. Chwyciwszy go i czując jego chłód uniosła go nieco do góry i zdjęła nakrętkę. Aby mieć pewność, że wielki akt, mający za moment mieć miejsce nie będzie niewypałem, chwyciła po jedną z karteczek, leżących w podajniku na biurku. Jej przyszłym biurku. W jej własnym biurze. W jej własnym klubie. Rozpisując długipis, zerknęła na Elijaha kątem oka. Nie przejmowała się tym, że uśmiech zniknął z jej twarzy jakoś w połowie czytania. To, jak się szczerzyła i tak pewnie nic dla niego nie znaczyło. Delano po raz kolejny miał racje. Pod butami spokrewnionych było wystarczająco miejsca, aby upchać ją tam całą. – Konkretne wymagania. - Powiedziała spokojnym głosem, wciąż niezdradzającym zdenerwowania. Na szczęście. – Wspominałeś jednak, że poprzedni zarządca nie do końca radził sobie tak, jak tego wymagałeś a biorąc pod uwagę, że oczekujesz konkretnych rezultatów już w ciągu pierwszych trzech miesięcy, muszę poprosić o wgląd w sprawozdania finansowe z ostatnich sześciu miesięcy. Jeśli mam po kimś sprzątać, chcę wiedzieć jak źle jest, zanim podpiszę się pod tym własnym nazwiskiem. - Długopisik zamiast być ostatecznym narzędziem pieczętującym jej los, dość niespodziewanie zmienił się we wskaźnik, ułatwiający róży malowanie myśli. Czas głupoty i naiwności skończył się, kiedy została sama. Chociaż wiedziała, że coś w przeczytanych właśnie dokumentach mogło jej umknąć, to wciąż podjęcie wyzwania wchodziło w grę. Bezmyślnym jednak byłoby brnięcie w nie na ślepo. W końcu istniała przecież szansa, że klub jest tak obciążony, że poprawa jego sytuacji zajęłaby kolejny rok. – Chciałabym też porównać je z innym sprawozdaniem z wcześniejszego okresu, który jesteś gotów nazwać „udanym”. - Nieprzyjemnie ciężko było ignorować to, jak ta dziwna rzeźba wręcz karciła ją za stawianie oporu. Toreadorka jednak miała zbyt dużo do stracenia, aby tak bez zastanowienia sprzedać swoją duszę. Poza tym kto wie – może to, że zamiast po raz kolejny udawać wszechpotężną, podeszła do tematu poważnie, zagra na jej korzyść. To było kolejne, ukryte ryzyko. Ventrue lubili ponoć profesjonalizm i chłodne podejście… z drugiej strony jednak nienawidzili nieposłuszeństwa.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#8
Image
Przebrnięcie przez te dwadzieścia kartek papieru zapełnionych w większości niezrozumiałą dla wampirzycy treścią, z wyjątkiem kilku sekcji, które zdołała rozczytać dzięki swojej znajomości prawa, a także mniej skomplikowanemu językowi, było katorgą. Możnaby nawet rozważać, czy kula w łeb nie byłaby łatwiejsza do przetrawienia, niż ta przeklęta papierologia pisana przez parobków Ventrue. Każda przewrócona strona była niczym test sam w sobie. Błękitnokrwisty siedział po drugiej stronie biurka i niewątpliwie oceniał każdy ruch Kendry, każde spojrzenie, każdą zmianę jej wyrazu twarzy. Metalowa para oczu po prawej stronie Toreadorki również nie dawała jej spokoju i tylko zagęszczała atmosferę.
Determinacja kobiety jednak wygrywała z przepełniającym ją ciężarem. Musiała, a także chciała to zrobić. Pragnęła zrobić ten odważny krok na przód, niezależnie od tego ile miałoby ją to kosztować, zawrzeć ten przeklęty pakt, oddać się na pastwę losu siłom poza jej kontrolą. Czuła że jest w stanie sprostać temu wyzwaniu, że MUSI mu sprostać. Była sama. Nikt nie stał nad nią i nie podejmował już za nią decyzji. Była tylko ona, sterta papierów i długopis, którym miała podporządkować swoje jestestwo wampirom z klanu Ventrue. Współpraca z nimi miała potencjał zapewnić jej finanse, wpływy, prestiż.
Ale chwila. Faktycznie! Co z wynikami jej poprzednika? W jakim stanie finansowym znajdował się klub w tej chwili i do jakich wyników miała aspirować, chcąc stanąć ponad bydłem, zarządzającym klubem wcześniej? Oczywiście, musiała to wiedzieć. Co jeśli klub tonął w długach i dlatego Tyrell był chętny tak szybko przekazać rolę menadżera pierwszej lepszej Spokrewnionej? To byłby strzał w stopę. Nie — Kołek w serce! W tej chwili ze zdwojoną siłą nawróciła paranoja neonatki, która czuła, że jest wystawiana lwom na pożarcie, a podpisując ten dokument mogła równie dobrze uśmiercić jakiekolwiek szanse na zaistnienie w tym mieście. Metalowe oczy rzeźby testowały kobietę, czekając aż się złamie, i pokaże, że jej wola nie jest tak silna jak stal tych zimnych oczu. Nie była, to prawda. Ale wampirzyca nie musiała tego okazywać.
Image Mhm. Rozsądna prośba. W normalnych okolicznościach musiałbym, co prawda, odmówić gdyż są to, bądź co bądź, informacje poufne dostępne wyłącznie do wglądu przez uprawniony do tego personel. — Sposób w jaki to powiedział sugerował, że za chwile wyjaśni, dlaczego za chwilę zrobi wyjątek.
Image Zważywszy jednak na okoliczności i moją własną pozycję, myślę że mogę dać ci, przynajmniej ograniczony, dostęp do podsumowań ostatnich kwartałów. — Oczywiście, to on tu pociągał w tej chwili za sznurki i mógł, teoretycznie, robić co zechce, wliczając w to danie błogosławieństwa Kendrze na wgląd do tych dokumentów.
Elijah sięgnął dłonią do szafki sprytnie skrytej pod blatem biurka, odkluczył ją, zamerdał dłonią w środku i wyciągnął kolejną teczkę. Ułożył ją na szklanym blacie, otworzył, przewertował papiery i wyciągnął wydruk wypełnionego cyframi arkuszu. Przyjrzał się kartce papieru, upewniając się, że ma to, czego szukał, kiwnął głową i podał stronę nieumarłej.
Image Proszę. — Dodał uprzejmie, czekając aż Toreadorka przejrzy dokument.
Trwający wciąż kwartał fiskalny rzeczywiście wypadał dość słabo. Znajdujące się na samym dole strony liczby nie zachwycały. Styczeń pokazywał sto osiem procent, czyli wartość rentowną plus osiem procent zysków, luty już tylko sto pięć. Marzec pozostawał pusty, jako iż miesiąc jeszcze się nie skończył, acz próżno było mieć nadzieję na wiele lepsze osiągi. Poprzednie miesiące też nie wyglądały najlepiej. W grudniu sto siedem, a w listopadzie sto jedenaście. Generalnie dało się zauważyć jasno tendencję spadkową. Lepiej wyglądał trzeci i drugi kwartał poprzedniego roku, gdzie łączne zyski nie spadały poniżej stu dwudziestu procent. Najwyższy odnotowany sięgnął stu pięćdziesięciu na przełomie okresu letniego i jesiennego.
Nie było więc obaw o wyciąganie biznesu z błota. Nie było aż tak tragicznie, aczkolwiek ostatnie miesiące zbliżały się niebezpiecznie do krytycznego punktu, i pewnie gdyby poprzednik Kendry kontynuował, to klub zacząłby generować straty. Było pewnym wyzwaniem rozkręcenie tego konika, ale nie na tyle wielkim, by mówić o rzuceniu Kendry na głębokie morze bez koła ratunkowego. Mimo wszystko, potrzebowała pomocy jeśli chciała podciągnąć ten biznes i wycisnąć z klubu wyższe przychody.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#9
Dziewczyna nie komentowała jego wspaniałej dobroduszności i możliwości wglądu w dokumenty. Prawda była bowiem taka, że w pewien sposób musieli na siebie liczyć. Niezależnie od wszystkiego Elijah musiał przecież chcieć, aby JEGO klub przynosił MU pieniądze. Nie miał absolutnie żadnych korzyści z tego, że wpuściłby nieświadomą niczego Kendrę na minę i po prostu patrzył, jak lokal przynosi straty. Świadomość bycia trybikiem w czyjejś maszynie nie była dobra, ale równocześnie szansa na bycie użyteczną odsuwała na bok potencjalnie skrajnie złe intencje arystokraty. Nie było dobrze. Nie było też źle. Lokal zdecydowanie szedł w dół, ale wyglądało to bardziej jak naturalne zaniedbanie, aniżeli nagle skruszone nogi giganta. Czy wiązała się z tym jakaś historia? A może poprzedni, ludzki właściciel zwyczajnie przestał dawać radę dźwigać to brzemię? W równaniu wciąż było zbyt wiele niewiadomych, aby cokolwiek sensownie spekulować, lecz jedno było pewne. To było do zrobienia. Cena zysków była duża, ale dostawała na start gotowy lokal z pełnym personelem i renomą. Do tego szansa na zaistnienie wśród krewnych. Szansa na zaimponowanie Ventrue. Możliwość stworzenia posterunku. Wypełnienie składanych hucznie obietnic. Przez moment patrząc jeszcze na cyferki w sprawozdaniach, widziała co musi zrobić. Czy była jednak na to gotowa? Nie. Chyba nikt by nie był. Pierwszy krok jednak należało uczynić, to też ponownie układając długopis w pozycji “do pisania”, zaczęła składać autografy w miejscach wskazanych przez swojego nowego partnera... nie. Nie ma co się oszukiwać. Swojego nowego szefa. – Iii już. - Powietrze wypłynęło lekkim strumieniem z jej ust, jakby zrzuciła wielki ciężar z serca. Był to jednak jedynie kolejny fragment spektaklu a stres, powodowany wszystkim dookoła nie planował przecież od tak ustępować. – Rozumiem, że dostanę swoją kopię, prawda? - Sztuczny uśmiech znów zawitał na twarz toreadorki, gdy świadomie zadawała oczywiste (przynajmniej dla niej) pytanie.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#10
Image
Po przenalizowaniu umowy, a także arkuszu zawierającego informacje o generowanych przez klub przychodach, wreszcie została podjęta decyzja. Jakkolwiek ciężko było przebrnąć przez ten etap procesu, tak Spokrewniona podołała wyzwaniu nie okazując słabości, mimo tego, że przez moment była bliska ujawnienia swoich emocji. Kendra nie miała zamiaru łamać danego słowa i zapisywać się w pamięci Arystokratów jako Spokrewniona, która nie jest w stanie poprzeć czynami swoich słów.
W wyznaczonych miejscach pojawiła się więc sygnatura Kendry Ambrelash, która tym samym zgodziła się z warunkami umowy, zaczynając swój trzymiesięczny staż, podczas którego albo udowodni, że potrafi prowadzić biznes, albo pokaże, że ją to przerosło.
Image Wyśmienicie. I owszem, jutro do biura dostarczone zostanie ksero dokumentów. — Odpowiedział, odbierając dokumenty i sprawdzając, czy wszystko się zgadza. Wreszcie obok podpisu Toreadorki pojawiła się elegancka sygnatura Tyrella, którą musiał długo trenować. Po złożeniu podpisu schował dokumenty do swojej teczki i ją zamknął.
Image Kwestie formalne mamy za sobą. Została jeszcze jedna rzecz. — Wampir wyciągnął i położył na blacie dwa klucze, jeden większy, drugi trochę mniejszy.
Image To uniwersalny klucz, który otwiera wszystkie drzwi w klubie. Drzwi zewnętrzne, biuro, pomieszczenia zaplecza. Ten mniejszy jest od szafek w tym pomieszczeniu oraz kas na dole. — Przysunął oba klucze bliżej w stronę neonatki. Jasnym było, że w żadnym wypadku nie można było pozwolić, by się zgubiły (+Klucz uniwersalny do drzwi, +Klucz uniwersalny do szafek)
Image Gratuluję. Od teraz jesteś oficjalnie nowym menadżerem klubu The Underground. Powiadomię personel o tej zmianie, chyba że sama chcesz się tym zająć. — Zadeklarował się, choć otwarł Kendrze możliwość osobistego przejścia się i poznania personelu, jeśli takie miała życzenie. Podniósł się przy tym z fotela i wyciągnął dłoń w stronę kobiety, chcąc jej należycie pogratulować.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#11
Jak to mówią, kości zostały rzucone. Decyzja została podjęta i jeżeli teraz nie rzucił się na te papiery, żeby je rozszarpać, to umowa, która podpisała faktycznie wejdzie w życie. W głowie dziewczyny kłębiła się jedna, prosta myśl... “oby było warto”. Chwytając wręczone klucze, poczuła jak faktycznie coś w jej życiu się zmienia. Dopiero teraz zaczynała czuć się jak poważny gracz a te funkcjonalne kawałki metalu nadawały świetną symbolikę, jakoby były to klucze do nowego rozdziału. Oczywiście musiała to na moment odstawić na bok, albowiem nie była jeszcze sama. Kendra musiała odstawić na bok inspiracyjną nutkę z nadzieją, że ta nie wyparuje do czasu, aż zostanie sama. Widząc, jak ten wyciąga ku niej dłoń, ta oczywiście zrobiła to samo. Spodziewając się oczywiście chłodnego uścisku kontrastującego z jej ciepłą skórą, ścisnęła dłoń Tyrella mocno i pewnie. Nie na tyle, by bawić się w jakiś bezmyślny pokaz siły fizycznej, lecz aby pokazać, że naprawdę nie straciła grama pewności siebie. – Myślę, że w dobrym smaku będzie, jeśli będę ci towarzyszyć podczas gdy ty, przekażesz im nowe wieści. - W głowie Kendry chodziło przede wszystkim o to, by uniknąć dziwnego oznajmiania, iż teraz to ona tu rządzi. Z drugiej strony gdyby wszystkim samodzielnie zajął się artystokrata, mogłaby powstać spora ściana między nią a zespołem.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#12
Image
Klamka zapadła. Teczka grzecznie przyjęła do środka podpisane dokumenty i nic nie wskazywało na to, by miała stać się im krzywda. Teraz będzie trzeba pogodzić się z następstwami tej decyzji, jakie by one nie były. Ambrelash niewątpliwie będzie musiała w niedługim czasie opracować plan działania, jeśli chciała wywiązać się ze zobowiązań finansowych jakie teraz na niej ciążyły, odkąd przyjęła los całego tego klubu na swoje barki.
Wpierw jednak trzeba było pokazać się pracownikom klubu, by wiedzieli, kto jest ich nowym szefem przez nie mniej niż następne trzy miesiące, choć okres zatrudnienia z założenia miał być oczywiście dłuższy.
Image W rzeczy samej. Chodźmy, przedstawię cię. A jeśli będziesz potrzebowała wgląd w dokumenty pracowników, to znajdziesz je w komputerze lub tej szafce. — Tyrell wstając z fotela wskazał otwartą dłonią drzwi szafki znajdującej się za nim.
Wreszcie ruszył dookoła biurka. Kendra mogła nareszcie podnieść się z miejsca, momentalnie odczuwając niesamowitą ulgę. Metalowa rzeźba z nią nie wygrała. Toreadorka mogła spojrzeć na nią teraz z góry, z perspektywy zwycięzcy. Ciekawe co teraz się z tą rzeźbą stanie. Czy Elijah zabierze ją ze sobą, czy zostawi Kendrze?
Ventrue zabrał ze sobą teczkę i ruszył do drzwi, otwierając je i czekając, aż Ambrelash wyjdzie pierwsza. Zakluczył za sobą drzwi i oboje ruszyli przez klub. Ochroniarz podążył za nimi.
Image Szczególnie dbaj o ludzi, którzy rezerwują loże. Przeważnie są to grube ryby, które zostawiają tutaj pokaźne sumy. — Obie strony górnego piętra były zajęte przez grupki ludzi w dość drogich ubraniach i biżuterii, sączących drogie alkohole.
Image Mamy dwójkę na stale zatrudnionych DJów, a także okazjonalnie goszczących gwiazdorów sceny muzycznej, którzy znacząco podbijają zainteresowanie i przychody. Wyczucie kiedy i na jakich zasadach podejmować z nimi współpracę jest bardzo ważne. — Opisał sytuację, gdy obydwoje byli już w głównej części klubu. Stamtąd ruszyli w stronę konsoli DJa, gdzie miała miejsce bardzo szybka wymiana uprzejmości z racji, iż artysta musiał skupić się na miksowaniu. Kolejnym przystankiem był bar.
Image Za ladą jest zawsze dwójka pracowników w tygodniu, trójka w weekendy. Łącznie zatrudnionych jest w tej chwili sześciu barmanów. — Tutaj można było zatrzymać się na dłużej, wymienić parę zdań z obsługą lady, która przemieszczała się od stojących na półkach ściennych alkoholi do lady, polewając napitki kolejnym klientom.
Image Ochroniarzy zatrudnionych jest ośmiu. Zawsze obecny jest jeden bramkarz i dwójka ochroniarzy w środku podczas tygodnia, trójka w weekendy. — Zwiedzając cały klub, nieumarli znaleźli obu ochroniarzy pracujących tej nocy i Elijah zapoznał z nimi neonatkę. Nastepnie pokazał jej jeszcze pomieszczenia zaplecza, czyli szatnie i toalety pracownicze, mały pokój ochrony z wglądem na kamery, a także swoisty skarbiec.
Image Laptop w biurze to komputer roboczy, który nie opuszcza tego budynku. Wcześniej był to zwykły komputer stacjonarny, ale pewne okoliczności wymusiły zmianę na bardziej kompaktowy sprzęt. Tam znajdziesz wszystkie arkusze z grafikami, rejestry związane z finansami, kontakty do dodstawców, adresy mailowe, i tak dalej. Hasło do logowania jest zanotowane gdzieś w zamkniętej szafce pod biurkiem. — Zakończył monolog, przynajmniej na razie, spoglądając na Kendrę jakby spodziewał się od niej jeszcze jakiś pytań w tej chwili.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#13
Ogromny ciężar, który wręcz spadł z barków Kendry, gdy tylko wstała z tego przeklętego miejsca, był nie do opisania. Czując się wolna od jego wpływu, mimowolnie pozwoliła sobie na uśmiech, zerkając jeszcze raz – tym razem z góry – na zimne, nieprzeniknione, metalowe ślepia. Cokolwiek to było, nie było naturalne. Wielokrotnie przecież obcowała już z wszelkiej maści przenikającą sztuką, ale to coś? To coś emanowało zarówno zepsuciem jak i potęgą. Patrząc na nią teraz, dostrzegała jej walory, śmiało mogąc nazwać ją wybitnym dziełem sztuki. Gdyby miała coś takiego w swoich dłoniach, z pewnością dużo łatwiej mogłaby prowadzić „trudne” rozmowy biznesowe. Liczyła więc w duchu, że ten łamacz dusz, jest integralną częścią wyposażenia biura. Na co z resztą się zapowiadało, gdy wychodzili. W końcu wciąż tam była. Wciąż czekała na kolejne ofiary, gotowa poddać testom ich siłę woli. Podążając za Ventrue, zamieniła się niejako w gąbkę na informację. Każda informacja, o której mówił, miała przecież tylko ułatwić jej prowadzenie przybytku. Przy swoich pracownikach, starała się oczywiście zrobić jak najlepsze wrażenie. Mieszkanka pewności siebie oraz względnie przyjaznego usposobienia miały pokazać im, że trafiają w ręce kogoś, kto wie co robi i dobrze się nimi zajmie. Raczej nie miała zbyt wielu pytań, wychodzących poza poznawczy small talk. Z faktu, że arystokrata także wiedział, co powinien jej przekazać, nie musiała zawracać sobie głowy pytaniami o banały. Co jak co, jego przygotowanie robiło wrażenie. Wręcz jakaś część jej osoby czuła, iż ten naprawdę na nią liczy – już nawet abstrahując od oczekiwań zarobkowych. Czy on także liczył na owocną współpracę? Czy istniała szansa na to, że i on ma przyjazne intencje? Cóż. Istniała. Jakaś tam. Gdzieś tam. Kiedy znajdowali się w pokoju ochrony, dziewczyna pozwoliła sobie na zerknięcie na kamery. Dobrze było wiedzieć, w jakich miejscach i ona powinna uważać na swoje zachowanie. Mimo wszystko najbardziej interesowało ją to, czy ochroniarze mają jakikolwiek wgląd na JEJ biuro. W końcu gdy doszli do końca podróży, przyjęła ochoczo ostatnią dawkę informacji, przytakując głową na znak, że wszystko rozumie. – Wszystko jasne. To miejsce ma naprawdę ogromny potencjał. Miło będzie móc postawić je na nogi. - Biorąc pod uwagę ogrom auto-promocji, którą do tej pory sprzedawała, raczej kolejne motywujące słówko nie mogło zaszkodzić. – Jedyne o co jeszcze mogłabym zapytać, to czy mamy tu jakieś wyjście awaryjne na wypadek, gdyby nasi nieprzyjaźni sąsiedzi raczyli nas odwiedzić. - Toreadorka nie ukazywała grama obaw, w końcu sama nigdy nie miała bezpośredniego kontaktu z Sabatem. Mając jednak na uwadze śmierć swojego stwórcy, wiedziała, że nie jest to wymyślona historyjka jak na przykład tydzień koszmarów czy inni przedpotopowcy. Należało się z nimi liczyć a w przypadku braku takiego miejsca jak to, brak planu ucieczki jakimś tunelem czy czymś podobnym, aż prosił się o kłopoty.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#14
Image
Spokrewniona zauważyła potencjał jaki miała biurowa ozdoba. Mogła ją wykorzystać na swoją korzyść, o ile jej pierwotny właściciel nie planował jej odzyskania. Zważywszy jednak na to, że pomiędzy nim a Kendrą był przynajmniej jeden inny menadżer, można było liczyć na dużą szansę, że obiekt ten pozostanie na swoim dotychczasowym miejscu.
Wszystkie przekazane przez Arystokratę informacje zostały przyswojone przez nowo zatrudnioną nieumarłą. Pokazał jej cały klub, zapoznał z częścią pracowników, i z tego co mogła zauważyć, wyglądało na to, że jej praca nie będzie nadzwyczaj trudna. Organizacja była mimo wszystko na wysokim poziomie. W środku panował porządek i czystość. Nie widać było, by tutejsi bywalcy sprawiali kłopoty. Jak więc poprzedni menadżer doprowadził do spadku przychodów? Czy wszystko sprowadzało się do jego niedbałości, czy było coś jeszcze? Pewnie wyjdzie w praniu.
Image W razie problemów są dwie możliwości. Tam z boku jest wejście typowo techniczne, używane do przyjmowania dostaw, sprzętu i tak dalej. Jeśli coś się dzieje, traktować je można jako wyjście ewakuacyjne. — Wskazał dwuskrzydłowe drzw w bocznej części klubu. Następnie nachylił się nieco bliżej dziewczyny.
Image Drugą opcją, i niech to zostanie między nami, jest wyjście przez biuro, za ścianą na lewo od drzwi wejściowych, dokładnie za sofą. Prowadzi do magazynu na górze. Nocą nikogo tam nie ma. — Przejście o którym mówił Elijah musiało być dobrze ukryte, gdyż Toreadorka nie widziała tam nic podejrzanego, gdy lustrowała wzrokiem pomieszczenie.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#15
Faktycznie klub nie sprawiał wrażenia jakiegoś nad wyraz kiepskiego. Wręcz przeciwnie. Tyrell zaprezentował go podobnie, jak sama Ambrelash zaprezentowała się przed nim – czyli całkiem nieźle. Dobrą wieścią było w takim razie, że klub był w stanie sam się prowadzić i wychodzić na zero, ale jeżeli miała na tym zarobić, wiedziała, że będzie zmuszona do wyjątkowej kreatywności, aby ściągnąć więcej, chętnych do wydawania pieniędzy klientów. Miała już w głowie kilka pomysłów, lecz wolała nie dzielić się z nimi bezpośrednio z Ventrue. Z resztą – przecież jego i tak musiały interesować tylko wyniki. – W takim razie myślę, że wiem już wszystko. - Powiedziała tonem mocno sugerującym nadejście ostatniego etapu ich dzisiejszego spotkania. – Nie będę już dłużej cię zatrzymywać. Dziękuję, że poświęciłeś mi tą chwilę i pokazałeś co, jak i gdzie. Jestem pewna, że nie pożałujesz tej decyzji. - Twarz róży wykrzywiła się podobnie jak podczas ich pierwszego spotkania. Nie miała już żadnych pytań i zupełnie szczerze, chętnie na własną rękę pogrzebałaby jeszcze w biurze, zapoznając się z fakturami, przychodami i innymi rzeczami, na które od tej pory będzie musiała mieć jakiś wpływ.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#16
Image
Formalności oraz zapoznawcza, bardzo informacyjna wyprawa po klubie i jego zakamarkach, zostały zakończone. Ambrelash dowiedziała się wszystkiego, co Elijah i Kendra uznawali za konieczne do prowadzenia klubu przez nową menadżer. Pozostało tylko się pożegnać i przejść do działania.
Image Doskonale. Zatem jesteśmy w kontakcie. — Spokrewnieni pożegnali się, a Elijah Tyrell wraz z najwyraźniej swoim osobistym ochroniarzem, ruszył w stronę wyjścia.
Neonatka została “na swoim”. Był to ogromny krok na przód, i mimo iż klub nie należał wciąż do niej, to przynajmniej ugrała sobie całkiem dobrą pozycję. Nawet jeśli nie w pełni była to jej własna zasługa, a decyzja kogoś, kto chciał przetestować jej możliwości i może nawet ją wykorzystać, to papiery nie kłamały i nieumarła miała potencjał kasować miesięcznie niemałą sumę. A to, że większa ryba używi się jej kosztem, to nie miało większego znaczenia. Tak to przecież działało w świecie Spokrewnionych. Zawsze był ktoś, kto manipulował tymi na dole. Kendra egzystowała na tyle długo, by rozumieć przynajmniej tyle.
Trwająca Gehenna zwiastowała jednak duże zmiany, i być może młodsi Kainici, w tym Kendra i jej sprzymierzeńcy, mieli szansę zająć zwalniające się pozycje w hierarchii. Był to rezultat zmian powodowanych przez nieustającą od kilku lat wojnę z Sabbatem i niejedna pijawka ostrzyła sobie kły, czekając aż Starsi wymrą lub po prostu znikną z planszy, robiąc miejsce dla ambitnych neonatów i ancillae.

Re: Droga po tron - krok pierwszy

#17
Gdy mężczyzna ostatecznie zdecydował ruszyć do wyjścia, aż do końca trasy mógł czuć na sobie wzrok neonatki. Dopiero kiedy zniknął za drzwiami, ta kilka razy ciamknęła, stopniowo akceptując fakt, że to naprawdę się zaczęło. Weszła do gry. Choć wciąż była płotką wśród ryb, tak przynajmniej nie była planktonem a to już coś. Ignorując fakt, że oddała swój los i swoją renomę w zamian za możliwość pracy, było całkiem nieźle. Ale taki był ten świat. Ciężko było zbudować dom bez kredytu a co dopiero ustawić się na całą wieczność. Nie mając do końca pewności od czego powinna zacząć, postanowiła ponownie ruszyć do biura. Jakież to było przyjemne uczucie, móc otworzyć je własną parą kluczy. W pierwszej kolejności pokusiła się na opuszczenie zasłon. Chciała być sama. Naprawdę sama. Mając już pewność, że nikt niepowołany nie będzie jej obserwował, sprawdziła wyjście ewakuacyjne, o którym wspominał Tyrell. Widząc, że faktycznie nie będzie zamknięta w pułapce odetchnęła z ulgą. Samo biuro było świetne, choć zupełnie nie w jej stylu. Mało kolorów. Mało życia. Owszem, nie można było odmówić mu majestatu i ewidentnej, specyficznej aury, lecz obiecała sobie, że jeżeli przetrwa okres próbny i następna umowa będzie lepsza, pokusi się, by zmienić je pod siebie. W końcu nadszedł też moment konfrontacji. Stojąc przy biurku z ciekawością zbliżyła się do figurki, która tak usilnie świdrowała jej umysł podczas rozmowy. Niesamowita rzecz i chyba najlepszy prezent, jaki mogła dostać w gratisie. W końcu nadszedł moment prawdziwego świętowania. Znajdując się po drugiej stronie biurka rozsiadła zerknęła z bliska na wielki, majestatyczny obraz, który także od tej pory przestanie być wrogiem, a stanie się sojusznikiem. Nie przeciągając już dłużej, zajęła miejsce, zasiadane do tej pory przez arystokratę. Widząc, jak malutkie wszystko było z tej perspektywy zrozumiała, iż każdy – nawet najmniejszy ruch jej brwi podczas czytania umowy był widoczny. Przez moment nawet zwątpiła, czy była w stanie nad sobą panować tak bardzo, jak myślała, lecz teraz to nie miało znaczenia. Opierając kark o oparcie zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, jakby chcąc dostroić się do tego miejsca. To była nowa rola. Kendra Ambrelash. Manager. Bizneswoman. To był ten moment, gdy należało nakreślić nową postać. Wczuć się w nią. Uczyć się ją grać. Jaka powinna być teraz? Kim powinna się stać, by jak najlepiej poprowadzić cały biznes? Z pewnością nie wypadało wyskakiwać pobawić się na parkiecie. Szkoda. Pracownicy z pewnością byli przyzwyczajeni do konkretnego sposobu zarządzania i skoro to działało, nie należało tego zmieniać. O ironio. Czy najlepszym sposobem na prowadzenie lokalu było granie Ventrue z kijem w…? – Proszę nie… - Dźwięczny głos dziewczyny rozbrzmiał potężnie w cichym pokoju, nawet pomimo tego, iż starała się powstrzymać napływ śmiechu. Po otwarciu oczu wyciągnęła z torebki etui z lusterkiem, by zaraz rozstawić je na biurku. Skoro musiała zmienić twarz, to przecież należało wiedzieć na jaką. Wciąż mając w głowie obraz mężczyzny, który jeszcze przed chwilą decydował o jej „losie”, starała się odzwierciedlić jego oszczędną grę twarzy, co samo w sobie nie było trudne, lecz równocześnie nie było wystarczające. Rzeźba. To ona była działem, wycelowanym prosto w jej twarz. To jej nieprzenikniony wzrok tak bardzo ją przytłaczał. Autrytet. Moc. Groza. Tak. Czuła to. Spoglądając w oczy dziewczyny w lustra dostrzegła, jak maluje się w nich wielkość. – Nie. - Ton toreadorki brzmiał jak taki, który natychmiast ściąga na ziemię. Kiwnęła głową w auto-aprobacie, po czym rozluźniła twarz. Parę razy pobawiła się dziwnymi minami, jakby chciała rozgrzać się jeszcze bardziej. Opowiadając mały, spontaniczny monolog fabularny z twarzą przyjaznej różczyżki, stopniowo przechodziła zarówno głosem jak i mimiką do fragmentu, w których były kolce. Cała masa kolców. Śmiertelnie groźnych i niebezpiecznych kolców. Patrząc we własne odbicie zaczynała czuć dyskomfort i nutkę strachu, jak wtedy, gdy siedziała przed figurą. To było to. Znalazła TĄ minę i z przyjemnością dodała ją do kolekcji. Dla pewności, że ma nad nią kontrolę, powtórzyła proces jeszcze kilka razy. Do tej pory przekonywała do siebie ludzi urokiem osobistym, ale tutaj potrzebowała mocnych kart. Wchodziła w okres, w którym nie wszyscy będą jej przyjaciółmi i dobrze było mieć w rękawie asa sytuacje różnej maści.

Wątek zakończony

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości