Gdzieś w tłumie

Zakończono | Prolog, Marzec 2004 | Downtown | Pioneer Square


Rozgrywany jest: Prolog: Oblezenie
Trwa: Marzec 2004
Dołącz do walki z Sabbatem i pomóż w odbiciu utraconych przez Camarillę terenów Seattle. Zbadaj losy oblężonej przez Sabbat Fundacji Franka Weavera.
Znajdź i zbadaj źródło rozszerzającej się pandemii, odkryj jej możliwy wpływ na Spokrewnionych i pomóż w jej powstrzymaniu.
Zrób co w twojej mocy, by wesprzeć Camarillę w odzyskaniu stabilizacji i dominującej pozycji w mieście do końca roku, celem odwołania wizyty Justycariusza.
Jako Nosferatu rozbuduj na powrót sieć SchreckNetu i rozwiń sieć informacyjną do użytku klanu oraz Camarilli jako całości.
Wykorzystaj obecną destabilizację wewnątrz Camarilli na swoją korzyść, by zająć miejsce w hierarchii i poszerzyć przy tym swoje wpływy
Działaj w grupie. Znajdź sprzymierzeńców. Dołącz do, lub załóż, koterię.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj że w pojedynkę nie przetrwasz nadchodzących nocy.

Gdzieś w tłumie

#1
Nigdy nie lubiła centrum miasta. Wydawało jej się głośne i zatłoczone. Niepotrzebnie chaotyczne. Wolała parki, czy zdecydowanie spokojniejsze dzielnice mieszkalne, gdzie można było pójść na spacer czy pojeździć rowerem, bez konieczności lawirowania w tłumie. Dzisiaj jednak potrafiła docenić zalety tłumu. Mimo jego zgiełku, był anonimowy, zapewniał osłonę i kamuflaż. Można było zniknąć nawet nie znając odpowiedniej Dyscypliny, nie to co na pustym chodniku czy parkingu przed zamkniętym supermarketem. Zauważyła to pracując z monitoringiem. Znacznie łatwiej było zwrócić na coś lub kogoś uwagę, gdy w koło nie było nic innego. W ciszy głośny był najmniejszy szelest. Ale wyłapać coś z tłumu? Wyłuskać konkretną osobę z morza anonimowych przechodniów? Całująca się para na krawężniku pod latarnią na pustym skrzyżowaniu była aż nadto widoczna i przyciągała uwagę? Ale obściskujący się kochankowie na chodniku przed pubem, czy zwyczajnie ruchliwej, tłocznej ulicy... niknęli w tłumie jak wszystko inne.
Przetestowała to też osobiście, bo nie zawsze praktyka pokrywała się z teorią. Mimo początkowych obaw, nie rzadko trudności lub niespodziewanych komplikacji, to działało na polowaniu.

Dziś też wyszła ze schronienia ubrana w adidasy, leginsy i długi sweter. Włosy zostawiła rozpuszczone. W pasie pod swetrem zapięła saszetkę, w której upchnęła telefon, kluczyki do auta i portfel. Nie chciała i nie musiała jechać nigdzie daleko. Chciała, a w zasadzie to musiała zapolować, bo pochłonięta ostatnio pracą trochę zaniedbała żywienie. A po uzupełnieniu Vitae rozważała odwiedzenie wieżowca Klanu. Dawno nie była w swoim apartamencie, a i chodziło jej po głowie by sprawdzić systemy zabezpieczeń twierdzy. Takie drobne częściowe audyty wewnętrzne często pozwalały wychwycić drobne usterki lub nieróbki, które potem mogły ważyć szalę w krytycznym momencie.

Wracając jednak do rzeczy obecnie najważniejszej, Chloe pieszo udała się w stronę Pioneer Square. Cały wachlarz mijanych na chodniku ludzi robił wrażenie. Od zmęczonych urzędasów, zabieganych pracowników, interesantów, bezrobotnych, aż do młodych zaczynających imprezowy wieczór. Wszędzie było i blisko i daleko. Do urzędu, w lewo, na komendę kawałek na prawo i prosto, a tu... rozmigotana światłami ulica sklepów, barów i pozostałych biznesów, które działały jeszcze na drugiej albo i trzeciej zmianie. Światła witryn, banerów, latarni, sygnalizacji drogowej i przejeżdżających samochodów tworzyły swoistą muzykę, jakiś teatr w kompilacji z gwarem i chaosem tworzącym się dzięki przechodzącym ludziom. Spokojnym krokiem ruszyła tym nurtem i Chloe. Płynnie i gładko mijała przechodniów, lub wyprzedzała co wolniejszych maruderów. Przez głowę przeszło jej, że z domu wyszła niewiele mówiąc. Ethan kończył dzienną zmianę, ale Chloe przez głód przeprosiła tylko za pośpiech i zakomunikowała, że wychodzi. W sumie dla jego bezpieczeństwa lepiej tak. Była głodna, nie chciała dać się sprowokować czymkolwiek i pożywić się na - przyjacielu w zasadzie. Zamyślona wciąż pozostawała jednak uważna. Polowała. Musiała wyłuskać z tej barwnej plejady samotnego mężczyznę. Najlepiej w zbliżonym jej wieku, by mógł być jej kolegą czy współpracownikiem, czy kumplem od piwa i planszówek. Najlepszym celem byłby oparty o ścianę , gapiący się w telefon samiec, któremu po pracy niespieszno było do domu i musiał kupić czteropak w supermarkecie za rogiem. Nadchodzący z naprzeciwka, zmęczony yuppie. Roztrzepany młodzian idący na spotkanie z ekipą trzy przecznice dalej? Nie spieszyła się. Miała czas. Nie chciała nic spieprzyć.

Re: Gdzieś w tłumie

#2
Image
Kolejne lata nieżycia, zwłaszcza jako Wspólnik w szeregach klanu Ventrue, niestety uświadczyły nieumarłą w przekonaniu, że nie dane jej będzie nacieszyć się zbyt często ciszą i spokojem. Jedyny komfort mogła poczuć we własnych czterech ścianach oraz w krótkich okresach pomiędzy realizowaniem zadań dla Klanu. Sama ta przeklęta, wampirza egzystencja nierzadko negowała jakikolwiek spokój, często testując wiarę Chloe.
Niejednokrotnie musiała ona wykonywać zlecenia, które godziły w jej sumienie i powodowały silny dyskomfort. Niektóre sytuacje były na tyle przytłaczające, że gdyby wnętrzności nieumarłej wciąż funkcjonowały, to niewątpliwie wywróciły by się na drugą stronę. Wydarzenia ostatnich lat właściwie przeciągnęły niezłomną wiarę neonatki przez dwa metry mułu, krwi i gówna. Jednak nawet osobista strata nie zdusiła ognia, jaki płonął w nieumarłym sercu Spokrewnionej.
Test wiary nieumarłej odbywał się tak naprawdę prawie każdej nocy. Za każdym razem, gdy musiała pożywić się na śmiertelniku, Snow czuła opór. Jedynie przeciwny opór ze strony Bestii pomagał poradzić sobie z akceptacją tego czynu. Wyłącznie świadomość tego “mniejszego zła”, w obliczu perspektywy przejęcia przez Bestię kontroli, zapewniała dziewczynie wystarczającą motywację, wystarczające usprawiedliwienie dla tej niegodziwości, by posunąć się do wbicia swoich kłów w skórę śmiertelników celem spicia z nich chociaż drobnej ilości cennej vitae.
Zanim jednak opuściła budynek, a była raptem kilka kroków od frontowych drzwi, zauważyła w szklanym odbiciu, że coś jest nie tak. Przyglądająć się bliżej swojemu odbiciu widniejącemu w na szklanej powierzchni, zauważyła widoczne rany, bardzo jej z resztą znajome. Do diaska! Rosnący głód sprawił, że chyba zupełnie zapomniała zająć się wszystkimi aspektami swojej aparycji, a przecież nie mogła tak się pokazać ludziom. No a polowanie? Można było zapomnieć. Całe szczęście, że chyba nikt jej nie zauważył, gdy wychodziła, bo mogło się to fatalnie skończyć.

Re: Gdzieś w tłumie

#3
Wszystko to było prawdą. Każda noc była wyzwaniem... swojego rodzaju sprawdzianem. Życie Chloe było ciężkie... lekko mówiąc... Odcisnęło na niej niezmazywalne piętno, ba, przyniosło nawet złamanie wiary dziewczyny. Odbudowała ją silniejszą i stabilniejszą, ale dalej było tylko gorzej. Własna śmierć i Przemiana wstrząsnęły wszystkim w posadach. Musiała zweryfikować wiele rzeczy, w tym samą siebie. To co teraz musiała robić, kim była, czego potrzebowała i co musiała nie godziło się z jej sumieniem, a zwłaszcza ze wcześniejszym jej JA. Udało jej się jednak dojść do "porozumienia" ze sobą i Bogiem, co nie zmienia faktu, że WSZYSTKO było trudne, a jej Klan nie poprawiał sytuacji swoją specyfiką. Każda noc, każde zadanie, a nawet polowanie testowało ją i jej wiarę. Za każde Boga przepraszała i musiała mieć wiarę, że to co robi jest niezbędne, że służy czemuś ostatecznie dobremu. Uspokajała sumienie. Ale było to trudne. Chloe zawsze była miękką bułą, chyba, że chodziło o ochronę rodzeństwa. Zmieniła się jednak po pożarze sierocińca... kolejnej stracie... aktywności Sabatu. Zmieniła postawę i myślenie, co nie oznacza oczywiście wymiany sumienia, zmiany wyznania czy innego radykalizmu. Podchodziła jednak teraz do spraw nieco chłodniej, bardziej racjonalnie jeśli w ogóle można mówić tu o jakiejkolwiek racjonalności czy rozsądku... wampiry istnieją!
Łatwiejsze stało się usprawiedliwienie polowania - nigdy nie piła nadmiernie, nie krzywdziła ofiar i zabierała tylko Vitae tylko w takiej ilości by śmiertelnemu nic nie zagroziło. Była delikatna, jej Pocałunek dla człowieka był miły, gorący w jakiś sposób ożywiający, nie sprawiał bólu. Uzyskana Vitae zaś była jej niezbędna do funkcjonowania, do egzystencji każdej kolejnej nocy i do wypełniania Wyższej Woli. Syta była sprawna i mogła działać, by chronić miasto i jego mieszkańców. Oczywiście kwestia ukrytego wewnątrz prywatnego potwora też była doskonałym argumentem. Głodna Bestia mogła zabić wielu... w tym nawet ją.

Pewnie przez tą wewnętrzną spowiedź zignorowała ból. Tak wiele go czuła od najmłodszych lat i nawet po Przemianie, że chyba zaczynała przywykać. Dopiero zerknięcie na swoje odbicie ją ocuciło.
-Do diaska! - westchnęła pod nosem wywracając oczami. Dotknęła palcem szramy na policzku jakby chcąc się upewnić. Bolała. Dziewczyna skrzywiła się i zawróciła. Dłoń przycisnęła do policzka by zasłonić tą przykrą pamiątkę. Wróciła do mieszkania. Udała się do łazienki i sięgnęła po apteczkę. Nie mogła wyleczyć ran, choć teraz, gdy była ich świadoma, bolały. Była zbyt głodna by spalać dodatkową krew. Sweter zasłaniał rozdarcie na piersi, a policzek zasłoniła zgrabnym opatrunkiem.
-Dzięki Ci Panie żeś w ostatniej chwili mi o tym przypomniał. - Westchnęła w końcu patrząc na efekty swojego zabiegu. Kręcąc głową, dla pewności sięgnęła jeszcze po jednorazową maseczkę. Naciągnęła gumkę za uszy i podciągnęła ją na nos i policzki. W dobie pandemii noszenie maseczki nie było absolutnie niczym wyjątkowym, więc jak najbardziej założenie jej było dobrym rozwiązaniem. I tak przygotowana, z lekkim poślizgiem wyszła z domu.

Szła niespiesznie, takim lekkim spacerowym krokiem. Ręce wcisnęła w kieszenie swetra, lekko pochyliła głowę. Przed chwilą dostała kolejną lekcję. Uśmiechała się do siebie delikatnie pod maseczką. Zamierzała pierwotnie skupić się raczej na głównej ulicy i tam wyławiać pojedyncze cele, które mogła przytulić - dosłownie. Zmieniła jednak zamysł, skręciła na pierwszej przecznicy by zejść z głównej drogi. Szła dalej jak wcześniej, spokojnie, wypatrując kandydata na posiłek, nastawiała jednak uszu i zerkała w boczne alejki między budynkami. Była opiekunem i jeśli znajdzie się ktoś do pomocy...

Re: Gdzieś w tłumie

#4
Image
Gdy Chloe została wyrwana z głębokich przemyśleń przez odczuwalny dyskomfort i swój widok w odbiciu, postanowiła powrócić na moment do schronienia. Musiała zadbać o swoją twarz w jakiś sposób, a że nie mogła tego zrobić przy użyciu vitae z racji braku zapasów, to wykorzystała środki znalezione w zestawie pierwszej pomocy. Zakleiła paskudnie wyglądającą ranę plastem, co musiało na ten moment wystarczyć (-1 Wygląd Tymczasowo).
Pozostałe pamiątki minionych nocy były na szczęście dobrze ukryte pod odzieniem Spokrewnionej. Snow, upewniwszy się, że jej aparycja jest na tyle dobra, na ile pozwala na to jej obecny stan, mogła ruszyć w drogę i poszukać kogoś, kto zaspokoi jej pragnienie.
Arystokratka wyruszyła więc na polowanie. Podążając wzdłuż głównej ulicy, gdzie ruch pieszy był wciąż dość duży, mogła zauważyć kilka potencjalnie interesujących kąsków. Czy to jednak przez jej gryzące sumienie, czy przez wzgląd na ostrożność i Maskaradę, postanowiła zmienić kierunek i udać się w mniej uczęszczaną
Rozglądając się za kimś w potrzebie, kimś samotnym, czy zagubionym, nie miała szczególnego szczęścia. Minęła ją para zakochanych, grupka znajomych, nawet jakiś pijaczyna. Ugh, śmierdział alkoholem na kilometr! Do tego rzucił obleśnym komentarzem na temat jej piersi. Co za ludzie. Dalej nie było bardziej kolorowo, bo po drugiej stronie ulicy przypatrywał się jej jakiś czarny, młodociany gangster.
Może jednak schodzenie z głównej ulicy nie było takim dobrym pomysłem. Tam było przynajmniej paru mężczyzn, którzy nadawali się na zakąskę, nawet jeśli wydawali się przyspieszonym krokiem gnać do swojego celu. Przechadzając się tutaj nie znalazła nic wartego uwagi, żadnego samotnego śmiertelnika, który byłby wart uwagi Arystokratki. Może potrzebna była zmiana taktyki? Albo przynajmniej miejsca polowania?

Re: Gdzieś w tłumie

#5
Czy to była kwestia szczęścia? Ludzie lubili nazywać tak rzeczy które dzieją się niespodziewanie i są pozytywne... ale że były niespodziewane dla kogoś, nie oznacza, że nie były zaplanowane przez kogoś innego. To, że nie znalazła okazji, ani do pomocy nikomu, ani do zatopienia w nikim kłów, nie oznaczało, że miała pecha. To była droga, jej fragment prowadzący do czegoś. Wstęp, który prowadził do dalszego rozwinięcia. Każdy krok prowadził do następnego.
Ostatecznie też myśl, że nawet gdzieś w bocznych alejkach czy nawet na samej trasie nie działo się nic niepokojącego, paskudnego czy złego był pocieszający. Możliwe, że był ciszą przed burzą, ale nie martwiła się już rzeczami, na które nie miała wpływu. Gangstera przecież nie nawróci, nie zagada do niego i nie przekona by przestał handlować dragami albo pozbył się klamki. Pijaczyny nagle nie olśni, że postępuje źle i niegodnie. Że jego komentarze są uwłaczające i nie na miejscu. Zignorował ich więc. Zatoczyła koło całą przecznicą by wrócić na główną ulicę. Kierowała się teraz w stronę tych budzących się do życia. Restauracji, pubów, dyskotek, a nawet centrów handlowych, które działały przecież do późna jak nie całodobowo. Musiała chyba powrócić do pierwszego zamysłu. W gąszczu nieznajomych wyłowić tych kilka rybek. Kelner, który wyszedł na dymka. Biuralista, który właśnie wysiadł z taksówki i pospiesznie sprawdzał zegarek. Student, z podkrążonymi oczami, który właśnie wracał z uczelni po ciężkim dniu. Pracownik, który właśnie zniechęcony szedł, by zacząć nocną zmianę? Każdy ty był dobry. Wiek nie grał roli. Musiał być jedynie sam. Chociaż ostatecznie, dwaj kumple też się nadadzą. Powinna już dać sobie radę... najwyżej każde im sobie pójść...

Re: Gdzieś w tłumie

#6
Image
Nie zawsze wszystko się udawało, a jeśli już, to rzadko za pierwszym razem. To był po prostu kolejny test. Test wytrwałości, cierpliwości i Bóg jeden wiedział, czego jeszcze. Trzeba bylo zaufać temu niejasnemu planowi Pana, i szukać dalej.
Poszukiwania zostały przeniesione z powrotem na główną ulicę, gdzie stosunkowo tłumnie przemieszczali się pieszy, z i do pracy, czy też imprezy albo innej socjalnej aktywności. I tutaj było obecne zepsucie, którego Chloe nie miała szans naprawić, ale była to mniejszość prawie niezauważalna. Spokrewniona mogła zignorować to zepsute nasienie i wyszukiwać wzrokiem swojego celu.
Miejski zgiełk mógł być nieznośny dla lubującej się w ciszy i spokoju nieumarłej. Przez ostatnie lata mogła odrobinę przywyknąć, ale te tłumy, głośne rozmowy, krzyki i muzyka, a także dźwięk przejeżdżającego obok ciągu aut, nie działały pozytywnie na zmysły. Trudno było się przez to skupić, co spowodowało, że Snow dość długo przemierzała ulice. Patrząc w którymś momencie na zegarek zdała sobie sprawę, że zmarnowała przynajmniej godzinę czasu, szukając bez zadowalających efektów.
Dopiero jakiś czas później znalazła pod barem lekko wstawionego nieszczęśnika, który był w podłym humorze i miał problem z powstrzymaniem łez. To był człowiek w potrzebie, którego przez tyle czasu tego wieczora wypatrywała Snow. Mężczyzna miał niewiele ponad trzydzieści lat, był zadbany, dobrze ubrany, najpewniej przedstawiciel klasy średniej. Dopytując się co się stało, dowiedziała się, że żona go zdradziła z jego przyjacielem i nie wiedział co się stanie z jego córką teraz, gdy się rozwodzą. Bał się, że nie pozwolą mu się z nią widywać, zważywszy na to, jak niewielu ojców wygrywa sprawy o opiekę nad dziećmi niezależnie od okoliczności.
Chloe zapewniła mu trochę nadziei na lepsze jutro swoim ciepłym słowem, dała mu trochę otuchy, a nawet pobudziła w nim wiarę, mówiąc o Bogu, o wracającym dobru i umacniającej ducha silnej wierze, która pozwoli mu przebrnąć przez ten ciężki okres. Pozwalając mężczyźnie się wypłakać i wyrzucić z siebie wszystkie emocje, oczyszczając się ze smutku i rozpaczy, nieumarła udostępniła mu swoje ramię, wykorzystując ten moment, by się na nim pożywić. Wzięła jednak tylko tyle, by zostawić mężczyznę co najwyżej mocno oszołomionego, z nadzieją, że jeszcze tego wieczoru uda mu się trafić do własnego domu (+2PK).

Re: Gdzieś w tłumie

#7
Przed śmiercią nie była zbytnio socjalnym diamentem... raczej kujon, odludek. Ciężko było nawiązywać jej relacje mając w domu piekło. Po Przemianie sytuacja MUSIAŁA się zmienić. Stała się Ventrue. Musiała przystosować się lub zginąć. Postawiła na to pierwsze. Noc za nocą czuła się odrobinkę swobodniej w mieście i między ludźmi. Noc za nocą potrafiła lepiej i ładniej mówić, znała lepiej obyczaje i zwyczajnie czuła się pewniej we własnej skórze. przez 5 lat jej zmysły też zdążyły nieco przywyknąć, choć wciąż zbyt dużo bodźców bywa przytłaczające. Okazało się, że miłym opatrunkiem na tą niedogodność będzie rozmowa. Szykowała się na odegranie innej scenki, a tu proszę! Niespodzianka! Szybko zmieniła podejście, adaptowała się i otworzyła na potrzebę dialogu z nieznajomym. To co jej mówił było przykre, współczuła mu szczerze, a to, że posiliła się w zamian za ramię do wypłakania, nie zmieniało tej szczerości.
Rozstali się w pokoju i Chloe ruszyła dalej. Poczuła się lepiej. Znacznie, ale wciąż czuła głód. Czas leciał, a ona wciąż szlajała się po ulicach. Teraz miała jeszcze posmak Vitae na języku... trąconej alkoholem. Trudno. Jakoś to zdzierży.

Kolejne kroki skierowała w stronę jednego z klubów. Obojętne jej było jakiego... nie znała ich szczególnie, chodziło o studentów innych młodych osób, które mogły wieczór spędzać na socjalnych aktywnościach. Postanowiła znów zmienić taktykę. Zatrzymała się przy budynku, oparła plecami o ścianę i wyjęła telefon. Niby coś w skupieniu na nim grzebała, ale śledziła spojrzeniem okolicę. Stałą dobrze widoczna, biernie wystawiając się na zainteresowanie. Może któryś śmiałek zechce zrobić podjazd do samotnej laski. Albo to ona dostrzeże okazję w odbierającym telefon od dziewczyny chłopaku, który przecież wyszedł tylko z kumplami na piwo. Będzie musiała być elastyczna, ale nie było to problemem. Nawet wystawienie się na "przynętę" na tym polowaniu nie było problemem. Zaskakujące, jak ludzie... i nieludzie mogli się przystosowywać do sytuacji i okoliczności. Tak jak ona to robiła choć tej nocy... przerabiała właśnie już chyba trzecią strategię na obiad...

Re: Gdzieś w tłumie

#8
Image
Była to uczciwa wymiana. Śmiertelnik dostał nadzieję i siłę, by stawić czoła przeciwnościom, a wampirzyca otrzymała pożywienie, którego desperacko potrzebowała. Jednak to, co zapewnił jej udręczony ojciec, pozostawiony teraz z bólem głowy, nie było wystarczające. Chloe czuła, że mogła wydobyć nieco więcej, ale jej nadzwyczaj silny kręgosłup moralny nie pozwalał jej na to. Jej sumienie walczyło z jej instynktem drapieżnika. Teraz jednak, pobudzona smakiem karmazynowej ekstazy, była gotowa znaleźć więcej. Trzeba było wszakże uciszyć pomruki bestii i mieć dość siły do realizacji swoich conocnych planów.
Neonatka miała jakiś pogląd na to, jak chciała się za to zabrać, mając jednak pełną świadomość, że nie należała do nadzwyczaj przebiegłych, a podstęp i manipulacja nie były jej mocną stroną. Nie było to jednak potrzebne, by stać, ładnie wyglądać i czekać, aż ktoś zainteresuje się samotną dziewczyną.
I rzeczywiście, nie musiała czekać długo. Dość sympatyczny, i tym razem trzeźwy, dżentelmen w podobnym do niej wieku, ale również i w grupie, zainicjował rozmowę. Po chwili dialogu powiedział kumplom, by poszli dalej i zobaczą się później. Tymczasem mężczyzna nakręcał rozmowę. Wydawał się kimś, kto bardzo lubił takie niepozorne, niewinne dziewczyny. Był dżentelmenem, ale wciąż nie brakowało mu hamulców, by spróbować się w którymś momencie zbliżyć do dziewczyny, gdy ta zapewniła mu celowe otwarcie, podczas gdy mężczyzna wierzył, że ma kontrolę. Chloe miała w tym momencie okazję dyskretnie wbić się w szyję mężczyzny, pozyskując więcej cennej, niezbędnej do funkcjonowania, vitae (+2PK).

Re: Gdzieś w tłumie

#9
Nie. Doktor Snow nie była przebiegła, nie potrafiła knuć intryg, specjalnie uwodzicielska też nie była. Potrafiła jednak improwizować, na bieżąco dopasowywać się do sytuacji. Była elastyczna. Jak kameleon dostosowywała się do otoczenia. Dlatego wystarczyło podjąć proste kroki, lekko się wystawić i czekać na to, co się stanie.
Tak jak teraz.
Stała pod ścianą, opierając się o nią tyłkiem i jedną stopą, bawiła się niepozornie telefonem, ale od razu dostrzegła zainteresowanie chłopaka. Haczyk zarzucony i rybka złapana. Młody rekin, któremu wydawało się, że jest panem tej zatoki. Ale jeśli on był rekinem, on była tu megalodonem. Był z kumplami. Nie czuła alkoholu, na pewno nie od niego, więc i może reszta też była jeszcze trzeźwa, może ruszali dopiero na balety. Chłopak podszedł, zagaił, był dżentelmenem, nienachalny i grzeczny. Sądził, że sam zarzuca sieć. Chloe odpowiadała i uśmiechała się skromnie pod maseczką, a le kalkulowała okoliczność. Odesłał ziomków, mówiąc, że zaraz ich dogoni, albo później się spotkają... ale to była jej okazja. Dzięki nim mogła najeść się do syta. Odrobić zapasy, które spalała ostatnimi nocami, aż do niebezpiecznie niskiego poziomu. Zgasić na jakiś czas zakusy Bestii, uśpić ją.
Młodzikowi przedstawiła się po imieniu. Mówiła spokojnie, z lekkim uśmiechem, z kropelką ostrożności i dystansu. Wyjaśniła, że miała spotkać się ze swoją ekipą, ale odwołali w ostatniej chwili, a ona zastanawia się czy wrócić do domu czy zorganizować sobie wieczór na nowo. Otwierała mu drogę do podjazdu. Zachęcała subtelnie, by brnął w temat. Niech sądzi, że ma kontrolę, że to on wyłowił rybkę. Gdy zbliżył się by ją przytulić na dobre otwarcie znajomości, może skraść buziaka, to ona złożyła Pocałunek. Pocałunek, który dla obojga był... pewnie tym co potrzebowali. Chloe dyskretnie pozbyła się ranek po ukąszeniu, oblizała usta i naciągnęła z powrotem maseczkę na twarz, że gdy odgarnęła bujną grzywę na plecy, wszystko było już ogarnięte.
-To co... dogonimy Twoją ekipę? - westchnęła zachęcająco biorąc swojego "wybranka" pod ramię. Niech prowadzi. Ona chętnie pójdzie z nim... na ucztę...

Źle czuła się, że skłamała. Ale wiedziała, że potrzebuje dobrego gruntu na tym polowaniu. Jej urok był ciężki do odparcia, ale musiał być wiarygodny. Nie był to jej pierwszy grzech, nie ostatni... zapewne nie nawet tej nocy. Zapisała go na liście w pamięci. Czuła się brudna, sumienie płakało, ale ulgę dawała myśl o konfesjonale i odpuszczeniu grzechów i pojednaniu z Bogiem.

Idąc chłopakiem wyleczyła w końcu dokuczające jej rany. Ból odszedł. Poczuła ulgę. Jeśli jej towarzysz nie miał na twarzy maseczki, upewniła się, że jej policzek jest już nieskazitelny i zdjęła swoją. Wcisnęła ją do kieszeni swetra, a chłopaka obdarzyła szerokim, ciepłym, przyjacielskim uśmiechem. Niech mu się kręci w głowie. Niech sądzi, że te motyle w brzuchu i szum w uszach to jakiś amor nagły.
-Gdzie się wybieraliście? - Zapytała chcąc podtrzymać rozmowę i utrzymać jego uwagę i zainteresowanie.

Re: Gdzieś w tłumie

#10
Image
Śmiertelnik czuł się zwycięzcą. Czuł się łowcą, który upolował zwierzynę, podczas gdy było na odwrót. Kolejny posiłek zaliczony, i to bardziej wykwitny w smaku, niż jego poprzednik. Może i nie był to osobnik z wyższych sfer, ale wciąż smakował lepiej od spitego rozwodnika. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż było daleko do sytości, tym bardziej ze względu na to, co za chwile Arystokratka planowałą zrobić ze swoją vitae.
Dzięki temu, że śmiertelnik wciąż był w miarę przytomny, choć nieco pozbawiony sił, pojawiła się opcja odstawienia mężczyzny do jego grupy znajomych. Ciężar na sercu, spowodowany przez sam fakt, że chciała wykorzystać go do niecnych celów, był wyraźnie odczuwalny, a to budziło wiele wątpliwości i wewnętrznych zapytań do siebie i Boga.
Nieco oszołomiony mężczyzna zdradził Chloe w którym barze bawili się jego dwaj koledzy, z którymi widziała go na początku. Nie znajdował się on szczególnie daleko. Z pomocą nieumarłej, na której się nieco podparł, był w stanie się wciąż przemieszczać. Nie wydawał się rozumieć co do końca się stało, poza tym, że przeżył największą ekstazę w swoim życiu.
W drodze do baru, Spokrewniona wypaliła część nabytej vitae, by zregenerować rany, które otwierały się każdej nocy. One również testowały siłę woli oraz wiarę Chloe, przypominając jej o tym, co przeżyła i czym się stała (-1PK, +1 Wygląd Odzyskano).
Dalsza droga była dość łatwa, zwłaszcza mając tak zadowolonego towarzysza. Parę przecznic dalej dotarli do klimatycznego baru sportowego, w którym można było wypić piwo i obejrzeć na żywo mecz piłki nożnej, gdy akurat był jakiś rozgrywany. Dwójka kumpli nowego kolegi Chloe dobrze się bawiła we dwoje, sącząc piwo z butelki.

Re: Gdzieś w tłumie

#11
Mężczyźni byli słabi. Utoczyć im kilka kropel krwi i już gotowi zemdleć. Dramatyzm pierwsza klasa. Honorowi Dawcy Krwi nie ma co! W każdym razie Chloe zaopiekowała się swoim "rekinem". Szła z nim pod rękę jego tempem. Raczyła rozmową i uśmiechem.
Niech się dobrze czuje, za to co nieświadomie jej zapewnił. Będzie miał co kumplom opowiadać. Dała się zaprowadzić do baru, w którym chłopacy byli umówieni i do stolika, który zajmowali, chociaż to ona bardziej prowadziła jego i uważała, żeby się biedak z wrażenia nie potknął.
Dwóm pozostałym przedstawiła się, przywitała z nimi, pozwoliła, by jej pierwsza ofiara sama zrobiła jej grunt do podejścia bliżej pozostałych. Zadanie było banalnie proste... nawet ciężko nazwać to zadaniem. Musiała się uśmiechać, ładnie wyglądać, od czasu do czasu coś do rozmowy od siebie dorzucić. Młodzi mężczyźni sami kładli się na talerz! Ile to razy który nachylił się by coś do ucha szepnąć, czy zwyczajnie przekrzyczeć gwarę baru w koło. Ale była cierpliwa. Pili piwo więc musieli też w końcu się odlać, a jeśli ich pęcherze były nadspodziewanie wytrzymałe, to w końcu sama zasugerowała zgrabnie, pół żartem, że lepiej żeby ruszyli się do kibla jeśli nie chcą mieć kałuży pod stolikiem. Jeśli ruszą się wtedy naraz to jednego z nich z nich zatrzyma na moment pod pretekstem zadania pytania. Na ucho... i wtedy złoży pocałunek. A potem śmiejąc się lekko i delikatnie pośle swój posiłek do łazienki i wyczeka powrotu ostatniego nietkniętego samca. Podobna zagrywka. Przywoła go skinieniem do siebie, nachyli się do ucha jakby chciała coś powiedzieć, a potem i z ostatniego spuści trochę Vitae. Teraz każdy z trzech kumpli będzie bardziej pijany i zmęczony niż przed pójściem do łazienki. Każdy zadowolony po TAKIM Pocałunku, choć kompletnie nieświadomy co właściwie się stało!
Jeśli plan się powiedzie, zaraz po ich powrocie sama stwierdzi, że musi iść "przypudrować nosek" i zgrabnie omijając łazienkę dla pań, opuści lokal zostawiając mężczyzn z szumem w głowie i niezapomnianym doznaniem. Wolała się nawet nie zastanawiać jak będą sobie tłumaczyć to, co czuli... chłopcy potrafią być odrażający jeśli chodzi o takie sprawy...
Jeśli natomiast coś się spieprzy... cóż... będzie musiała improwizować.

Re: Gdzieś w tłumie

#12
Image
Rozbawione towarzystwo prowadziło aktywne rozmowy o ostatnich meczach, o własnych osiągnięciach sportowych z czasów szkolnych. Było wesoło, zwłaszcza jak Chloe z trzecim członkiem ekipy dołączyli do pogaduszek. Co prawda towarzysz dziewczyny był lekko oszołomiony, ale pozostała dwójka wcale w lepszym stanie nie była.
We czwórkę impreza tylko się rozkręciła. Mężczyzna postawił Chloe piwo, które stało przez resztę wieczoru nieruszone, podczas gdy reszta swobodnie sączyła napój. Większa ilość płynów skutkowała potrzebą odwiedzenia toalety. Gdy pierwszy z dwóch upojonych kąsków ruszył załatwić swoją potrzebę, Chloe spróbowała wykorzystać sytuację, widząc że jej poprzednia przekąska wciąż była na wpół przytomna.
Starając się nieco zbliżyć do chłopaka, spotkała się ze ścianą. Gość odsuwał się, gdy wampirzyca próbowała się nad nim nachylić, zwracając tym uwagę pierwotnego towarzysza Spokrewnionej. Stan zalkoholizowania nie powstrzymywał dwójki śmiertelników przed dopytywaniem, co dziewczyna w tym momencie kombinuje. Na szczęście szybko odpuścili temat, akceptując jej wyjaśnienie i wracając do normalnego trybu rozmowy.
Do dwóch razy sztuka, prawda? Takiego zdania była nieumarła, wyczekująca aż kolejnego ucisk na pęcherzu zmusi do odejścia od stolika. Szczęśliwym trafem, zasmakowany wcześniej towarzysz Chloe postanowił pójść po baru po dolewkę, zostawiając dziewczynę sam na sam z niczego nieświadomym śmiertelnikiem. Wykorzystując tę samą taktykę, pochyliła się nad samcem, który wcale nie oponował i pozwolił, by dziewczyna zbliżyła się do jego ucha, nie spodziewając się, że stanie się posiłkiem głodnej wampirzycy (+2PK).
Gdy pozostali wrócili do stołu, zadowolona Spokrewniona sprzedała swoją bajeczkę towarzystwu, po czym oddaliła się od stolika i opuściła bar. Nie wyglądało na to, by ktokolwiek z trójki za nią podążał.
Snow zaspokoiła swój głód, ale jakim kosztem? Maski, udawanie, kłamstwa i manipulowanie, zaspokajanie swoich potrzeb kosztem zdrowia licznych śmiertelników. Sumienie naprawdę dawało o sobie znać w tym momencie, budując wątpliwości w nieumarłym sercu Arystokratki. Czy Bóg wybaczy jej to wszystko? Czy jej potępiona dusza mogła jeszcze odpokutować za te haniebne czyny? Wampirzyca czuła, że musi rozmówić się ze Wszechmogącym, zanim podszepty przeklętej krwi płynącej w jej żyłach zdominują jej egzystencję, spychając wiarę na dalszy plan. Nie chciała stać się taka, jak reszta tamtych potworów.

Re: Gdzieś w tłumie

#13
Nie czuła się jeszcze w pełni syta, ale na dziś musiało wystarczyć. Ten wieczór okazał się trudniejszy niż mogła sądzić. Sumienie ciążyło jej jak ciężarówka na holu. Opuściła bar i ruszyła przed siebie. Czuła się paskudnie, bo czuła się dobrze... taki wampirzy paradoks. Wiedziała, że przecież nikogo nie skrzywdziła, brała tyle tylko żeby nie zrobić człowiekowi absolutnie żadnego uszczerbku na zdrowiu. Jej Pocałunek nie sprawiał bólu, nie krzywdził w inny sposób. Zostawiała ofiary bezpieczne, może nieco zauroczone, zszokowane lub skołowane, ale całe i zdrowe. Ale kłamała... grała... nosiła maski... Całe to życie po śmierci było jedną wielką aktorską rolą, jednym wielkim kłamstwem dziejów. A ona okłamywała nawet swoją wampirzą egzystencję NIE będąc całkiem jak wampir... inni jej pobratymcy nie oddychali, ich serca były nieruchome a ciała twarde i zimna jak u trupa, którym wszyscy byli... a jej nie.
Wiedziała i wierzyła, że to wszystko dla utrzymania porządku, równowagi... dla większego dobra. Wybuchłaby kolejna wojna światowa gdyby Maskarada została złamana, gdyby opadła Kurtyna i wszyscy się dowiedzieli. To było doskonałe usprawiedliwienie, ale żadne nie było wystarczające by usprawiedliwić czy wymazać nawet najmniejszy grzech. To mógł zrobić tylko Bóg w swej nieskończonej miłości i miłosierdziu.
Z Nim spotkania teraz potrzebowała... z Nim rozmowy.
Rozgrzeszenia...
Smith Tower mogło poczekać...

KONIEC

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości

cron