Przynajmniej w ten,pośredni sposób Tony mógł przypomnieć sobie smak alkoholu i jego efekty, które były interesującym dodatkiem do i tak ogromnej rozkoszy, jakiej doznawał ilekroć oddawał pocałunek. Teraz, po wszystkim, czas było się pożegnać. Dla Morgana nie był to jednak po prostu chodzący worek na krew, a tak przecież wielu Kainitów traktowało śmiertelników. W związku z tym chciał zadbać, by nikt nie wykorzystał jego obecnego stanu i nie pozbawił go jego dobytku. W końcu miał swoje życie, swoje plany i ambicje, nieszczęśliwą żonę, a także dzieci. Nie było powodu, by to życie całkowicie rujnować, to też zadeklarował się, że zadba o mężczyznę, gdy załatwi swoje sprawy.
Taylor ciepło przyjęła podziękowania, rada że mogła pomóc. Poleciła się przy tym na przyszłość, wymieniając się z Toreadorem kontaktem telefonicznym. Być może dane im będzie jeszcze się spotkać, przypadkowo lub nie. W końcu Seattle nie było tak dużym miastem.
Życząc powodzenia, Taylor pomachała na pożegnanie Spokrewnionego, który udał się z powrotem do głównej sali, trzymając w dłoni szklankę złocistego trunku. Jego zmysły ponownie stały się otwarte na hałas i zgiełk, które były nieodłącznym elementem gier hazardowych, w których brało udział tak wielu ludzi próbujących swojego szczęścia, to wygrywając, to przegrywając kolejne pieniądze.
Zapach whiskey znów przywodził czasy śmiertelności, które były pod wieloma względami mniej skomplikowane. Zasady którymi musiał się wtedy kierować były proste, aczkolwiek rzeczywistość, jaka go wtedy otaczała, zdawała się być, z perspektywy nieumarłego, nieco ograniczająca. W porównaniu z tamtym żywotem, teraz był wolny, przynajmniej w tym sensie, jaki miał największe znaczenie, bo tak naprawdę wolność ta była pozorna. Jako Spokrewniony związany był zupełnie nowym zestawem reguł i musiał odpowiadać przed kimś innym, kimś potężniejszym i bardziej wpływowym. Pozornie, bo czy Książę Seattle rzeczywiście była tak potężna, skoro zmuszona była do ciągłego bycia w ruchu, do ukrywania się przed wrogiem i naprawdę sporadycznej aktywności w swojej funkcji? A jednak wciąż była głową lokalnej społeczności Spokrewnionych, nawet jeśli jej kompetencje ostatnimi laty zaczęto poddawać wątpliwości.
O wilku mowa. Bystre oczy Tony’ego dostrzegły figury, które wydawały się być bardzo znajome z opisu, jaki otrzymał. Czarnoskóry
wielkolud w skórzanej kurtce, lustrujący pomieszczenie i wszystkich obecnych w taki sposób, jakby ktoś miał lada moment zaatakować. Obok niego średniego wzrostu
blondynka o prostych włosach i surowym, zabójczym wręcz spojrzeniu, odziana w czarne, eleganckie odzienie i buty na obcasie, przyglądająca się ludziom z pewną ostrożnością, a może nawet i podejrzliwością w oczach. Cokolwiek przeszła w ostatnich latach sprawiło, że stała się bardzo wyczulona. Niebezpieczeństwa jakie na nią czychały na każdym kroku utrudniały jej należyte pełnienie obowiązków Księcia. Na szczęście była tutaj, teraz, co pozwalało Maxwellowi na należyte przedstawienie się. Nawet w czasie Gehenny i wojny, jaka toczyła to miasto obłędu, protokoły, a w szczególności Tradycje, były istotne.
Czas było, ostrożnie, ujawnić się Księciu. Patrząc po tej morderczej górze mięśni, pewnie lepiej było trzymać bezpieczny dystans.