Starszy mężczyzna z pewnością był zaciekawiony dość nietypowym gościem jakim była sama Irene, Noahowi poświęcając jedynie krótkie spojrzenie które w żadnym wypadku nie ukrywa irytacji gdy zmuszony był oderwać wzrok od kobiety. Zdawkowym ruchem dłoni wskazał drzwi które do tej pory pozostawały zamknięte, a za którymi to znajdowała się prosta toaleta. W czasie gdy starzec wrócił spojrzeniem do torreadorki, cisza ulicy została przerwana przez dźwięk automobilu oraz blask jego lamp tnący pozostałe w pomieszczeniu cienie. Sądząc po odgłosach, musiał zatrzymać się po przeciwległej stronie ulicy - być może ktoś wracał późno do domu, albo zorganizowana przestępczość kontynuowała swoje niecne interesy. - Protokół został zabrany przez policje. Wszystko wskazuję na jedną z tych spraw w których nie warto grzebać. -
Mimo wieloletnich doświadczeń, oboje Spokrewnionych poczuło jak ich Bestia poruszyła się w głębinach ich martwych ciał. Twarzy pod maską po prostu nie było - a to co wyszło z próby naprawienia szkód to jakiejś w miarę akceptowalnej formy jedynie dodawało obrazowi ohydnej groteski. Po szwach łatwo można było rozpoznać z jaką łatwością to, cokolwiek pozbawiło twarzy tego biedaka, przecięło kości, mięśnie i inne tkanki. Drapieżna natura szybko podsunęła obraz nadgryzionego kawałka bułki, który ku ewentualnemu przerażeniu Żółtodzioba nie był daleki od prawdy kiedy ludzie stali się źródłem pożywienia. Na szczęście Noah szybko mógł skupić się na swojej praktyce i rozpocząć oględziny ciał wsparty wyczulonym zmysłem dotyku. Z pewnością wcześniej nie mógł doświadczyć jak delikatnym były w rzeczywistości ludzkie wnętrzności, a myśl o szansie dotknięcia jeszcze świeżych, ciepłych flaków obijała się z pomocą Bestii po granicy świadomości.
Ponowne otwarcie ciał nie było problematyczne i szczerze mówiąc, Noah był absolutnie w swoim żywiole. Każdy ruch dłonią i skalpelem dokładny, każde cięcie precyzyjne i przemyślane. Wyostrzony dotyk z pewnością asystował w odnajdywaniu zadrapań, odłamków kości czy odróżnieniu ran od pomyłek osoby prowadzącej sekcje. Wszystkie ciała należały do mężczyzn w średnim wieku, dość porządnie zbudowanych. Już po paru dłuższych chwilach Noah nie miał wątpliwości - te ciała równie dobrze mogłyby wpaść pod kombajn uzbrojony w masywne noże. Niektóre kości były przecięte w sposób jaki jedynie mógł być możliwy z ogromnym naciskiem albo industrialnymi narzędziami, a sposób w jaki niektóre szwy wędrowały pokazywał że przynajmniej jedna noga została zwyczajnie urwana z pomocą tego samego ruchu, który następnie rozerwał klatkę piersiową i strzaskał obojczyk. Ktokolwiek lub cokolwiek zabiło tych nieszczęśników musiało działać z ogromną siłą i z pewnością nie był to losowy człowiek z maczetą czy siekierą. Wreszcie Noah sięgnął do martwego, sztywnego serca oraz tego co pozostało z resztek otaczającej ciało aury.
John, takie imię dała mu jego matka, spokojna kobieta z podbitym okiem. John był silny, silny by wspomnienia ojca z kijem nie straszyły go nocy. John znał się na drewnie i piłach, ostatnio nawet jego firma została zatrudniona do czegoś więcej niż paru wyrwanych drzew na ranczach. Dużo pieniędzy, dużo krwi...Krwi? Tak, gorącej posoki tryskającej z pomiędzy obrazów tych wspomnień. Z ran od kłów i szponów, otoczonych przez dźwięk łamanych gości, rwanych ścięgien i bulgoczącego oddechu. Żółte ślepia przed którymi nie mógł uciec, strach jakiego nigdy wcześniej nie czuł. Gorszy niż widok kija ojca, niż pistolet wycelowany w głowę. Głęboki, pierwotny, niezrozumiany terror który rozrywał wszelkie pozostałości wspomnień na strzępy z podobną łatwością, jak ludzkie ciało. Przerażenie które także Noah rozpoznał w swoim chłodnym sercu. Prymitywny lęk który zaczął przelewać się do jego myśli, mimo że brakowało mu realnego kształtu. Nie zostało nic, wszystko martwe, zamordowane, do najdrobniejszych szczegółów. Bezklanowiec był na powrót w kostnicy i mimo że Bestia rwała się jak nigdy wcześniej, był w kontroli. Coś mokrego pokrywało wnętrze rękawic - pot? Niemożliwe...
a jednak. Krwawy pot.