Nosił się z zamiarem opuszczenia przyjęcia - widział kilka zalet przebywania wśród osób śmiertelnych, jedną z nich było to, że pozostawało się w kontakcie z ich energią życiową, zmiennością, obawą śmierci i powietrza. Cechami charakteru, których nie da się wyciągnąć z ksiąg czy od innych, podobnych sobie. Pozwalało to przypomnieć sobie, naprawdę namacalnie i prawdziwie, czym się kiedyś było, i czym się po części nadal jest - w przeciwieństwie do wiecznie czyhającego głodu Bestii, chcącej polować na krew i zdobywać.
Teraz, ta społeczność, przynajmniej na razie, została skażona i odmieniona wampirzymi mocami - ich umysły były zamglone, reakcje nieszczere, a obcowanie z nimi - pozbawione smaku. Tym niemniej, zmienił zdanie chwilę po wyjściu - a jego uwagę zwróciło to, że duchy zdawały się być spokojne, rozwiane i zmienione. Nie miał czasu wcześniej by smagać je biczami tremerskiej magii - a nawet jeśliby mógł, pewnie wolałby unikać tego na spotkaniu pełnym śmiertelnych - jednak zdecydowanie zaszła w tym gronie pewna zmiana.
Szybko przeanalizował sytuację - uwzględnił kto jest na sali, co zaszło (w końcu nawet za zamkniętymi drzwiami słyszał śpiew) i to co Lucita de Aragón pisała w swych rozprawach na temat Dominacji w Encyclopaedia Vampirica. Nadal, zgodnie z jego wiedzą, wymagało to czyjejś interferencji. Znał większość Ancillów miasta, i nie sądził, by ktoś wykazywał się podobnymi zainteresowaniami czy poziomem - no, może Morri, ale to daleko idący wniosek. Logicznym wydawał się wniosek, że to któryś z neonatów.
Stojąc na podwyższeniu i operając się o balustradę, Rogerius de Tassis spoglądał w aury i dusze Diany i Alfreda, próbując wyczytać w nich ich emocje i skazy, ich duchowe więzi i lęki. A jeśli to nie zadziała, to cóż, obecnym śmiertelnikom i tak wiele wmówiono - po prostu zapyta jakiegoś ducha o to,co się tu działo.
Spoiler |