Znaleziono 86 wyników

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Chamstwo!
Diana chwilę wyglądała jakby zarobiła w twarz. Rozłączył się od tak po prostu?! Fuknął na nią i odłożył słuchawkę jak zwykły gbur!?
-Burak... - warknęła odkładając słuchawkę. Taki kształcony profesor, a zachować się nie umie!
Dał dziewczynom jednak pewien sygnał. Coś ukrywał... albo kogoś. Zareagował w dość oczywisty sposób. Gdyby była tą głupią małolatą, która zagrała przez ucho telefonu, to pewnie nic by nie załapała. Psor miał jednak pecha i trafił na wampirzyce, do tego dość bystrą... z siostrą bliźniaczką u boku, która też swoje do powiedzenia miała.
-Jedziemy do niego. Jeśli nie ukrywa chłopaka osobiście, to na pewno wie coś więcej. - Przytaknęła z zaciętym wyrazem twarzy. Brzmiała na zdeterminowaną, choć może nieco zmęczoną tą gonitwą.
Wyszła z budki i ruszyła ulicą wypatrując taksówki.
-Musimy tylko zajechać do domu po pieniądze... bo nie będziemy miały jak wrócić od profesorka do schronienia. Lepiej żeby nas świt w polu nie zastał. Jak nie masz zamiaru oskubać staruszkowi portfela... to nie ma wyjścia. - Westchnęła. Na koniec dodała ostrzegawczym tonem. Lepiej, żeby Dana nie próbowała takiego numeru. O ile dla tamtej to mogło być normalne lub oczywiste wyjście, o tyle kradzież nie była akceptowalna przez Dianę. I tak ostatnimi czasy musiała kłamać jak najęta... trzymajmy jakiś poziom!

Jeśli więc złapały taksówkę, kazała się zawieść do domu. Tam uzupełniła portmonetkę o kilka dodatkowych dolarów, po czym wróciła i podała adres psora.

W ten czy inny sposób pewnie dotarły. Diana w ostatniej chwili kazała się wysadzić kilka budynków wcześniej. Tak na wszelki wypadek by nie wypłoszyć mężczyzn, albo nie dać się tak od razu jawnie zauważyć.
-Mam nadzieję, że facet powie co chcemy wiedzieć bez cyrków. Nie mam Dominacji, żeby zmusić go do gadania, a kłamstewka już nie zdadzą egzaminu, skoro rzucał słuchawką. - Westchnęła już po zapłaceniu za kurs, stojąc z bliźniaczką na chodniku.
- Rękoczyny w moim wykonaniu byłyby żałosne... poza tym nie wchodzą w grę.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Diana cały czas zastanawiała się co będzie z mężczyzną. Był teraz ich ghulem, ale co to znaczyło? Dana wydawała się wręcz niezdrowo zadowolona. Niepokojące.

Szukanie numerów pokazało że Alkenów było jak psów. Szukanie igły w stogu siana. Pierwszy strzał okazał się pudłem. Diana odczuwała już zmęczenie tymi poszukiwaniami. Za dużo kontaktu z ludzmi. Z drugiej strony to była jej pierwsza sprawa dla detektywa. Bez doświadczenia i z jej usposobieniem okazało się to bardzo trudne.
-Wiem... - jeknela zrezygnowana opierając się plecami o ścianę budki i zamykając oczy.
Teraz gdy wyszła ze szpitala znowu miała silniejsze wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Właśnie zrobiła ghula... Ciekawe co na to Percival...
-Co teraz będzie z tym facetem?- Zapytała wciąż trzymając słuchawkę w dłoni.

Westchnęła i wybrała numer do profesora. Znała jego adres , więc mogła numer zweryfikować. Bez strzałów w ciemno.
Jeśli ktoś odebrał o tej porze, cóż... Musiała skorzystać z okazji i nie tracić czasu na gadu gadu.
-Dobry wieczór. Profesor Halsted? Przepraszam, że O tej godzinie. Mówi Diana Williams. Jestem koleżanka Paula Allena ze studiow. Właśnie wróciłam do Chicago. Chce go odwiedzić, zrobić mu niespodziankę, ale zgubiłam jego adres. Zawsze Pana lubił... Pomyślałam, że mógłby mi Pan pomoc. Wie Profesor gdzie go znajdę? - Diana podała fałszywe nazwisko. Najpopularniejsze jakie przyszło jej do głowy. Jeśli nie trafi w kogoś konkretnego to zawszeogla uchodzić za randoma. Mówiła Spokojnie starając się brzmieć jak przeciętna może niezbyt rozgarnięta laska. Takich nie brakowało. Jak najmniej podejrzeń.
- Proszę mi pomóc. Proszę, proszę.- sama czuła się zażenowana i miała nadzieję że profesorem poczuje coś podobnego i nie zastanawiając się wiele na temat jej relacji z Allenem da jej adres by pozbyć się rozmówcy i niechcianego uczucia.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Diana pozwoliła mężczyźnie zebrać się w sobie i mówić dalej. Niestety nie przełamał się jeszcze i tajemnicy nie zdradził. Szkoda... Może innym razem. W tej chwili i tak potencjale informacje, które zataił raczej wiele by nie wniosły. Dostała inny trop, który mogła zbadać.
-Dziękuję Ci.- Powiedziała wstając powoli. Nie musiała niczego notować, miała doskonałą pamięć i to co mówił mężczyzna zapisywało się w jej umyśle.
-Zdrowiej szybko. Dobranoc.- pożegnała się bez zbędnych ogródek i ceregieli. Nie miała zamiaru tracić czasu.
Skinęła jeszcze pozostałym na pożegnanie i opuściła sale.
-To było wariactwo. - Westchnęła do bliźniaczki opuszczając szpital.


Dziewczyna ruszyła ulica. Zmierzała do pierwszej budki telefonicznej. Tam wepchnęła się z siostrą i wzięła za okazała książkę telefoniczno-adresowa.
-może będziemy miały szczęście i znajdziemy ich tu. - mruknęła. Szukała zarówno profesora, jak i samego zbiegłego łobuza. Też mógł widnieć w spisie ... Szkoda nie sprawdzić, skoro i tak wertowała kartki. Przewracała strony póki nie znalazła i nie zapamiętała numerów i adresów wampira i profesora... Wszystkich potencjalnych imienników też.
Jeśli znalazła co chciała, zaczęła od wybrania numeru pierwszego Paula Allena.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Diana słuchała jego słów. Uniosła jednak brew kiedy wspomniał o dogryzania. Prychnęła delikatnie.
-On mało co Cię nie zabił i chcesz mi wmówić, że to przez dogryzania sobie na studiach? Żal taki żywił do Ciebie, znalazł po czasie i połamał? Nie obrażaj mojej inteligencji Lester.- westchnęła i przysiadła na łóżku. Faktycznie kreowała się na zmartwiona przyjaciółkę, a skoro Vitae działała miała ułatwione zadanie.
- Tacy jak on nie robią takich rzeczy bez solidnego powodu...- dodała ze smutkiem i położyła mu dłoń na jego dłoni. Cóż za presja!
- Wiesz gdzie on mieszka? Gdzie przebywa, czym się zajmuje? Coś czego nie wiedzą gliny i dlatego go nie znaleźli? I z jakiego powodu przyszedł po Ciebie do baru? Dlaczego chciał Cię zabić?- zadała kolejne pytania, a ostatnie miało zabrzmieć przerażająco... Uswiadomic facetowi, jeśli jeszcze tego nie pojmował, że tamten chciał go zabić... Nie obić dla przestrogi, a pozbawić życia.
- Powiedz mi prawdę.- zakończyła patrząc mu w oczy i sięgając po Demencję. Chciała wyostrzyć to, co teraz czuł, czy to strach czy to coś do niej, byle zmusić go do całkowitego otwarcia przed nią. Ryzykowała trochę, ale jeśli nic więcej jej nie powie, to tak czy siak, miała na tą chwilę kilka nowych informacji.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Facet szybko się ożywiał. Diana zaś sztywniała zaskoczona rezultatami działania Vitae. Zetknęła na Dane, czego się jeszcze spodziewać? Lester zaczął domagać się więcej lekarstwa mało skupiając się na czym innym. Dziewczyna chwilę nie mogła się ruszyć ani słowa powiedzieć. Właśnie zrobiła ghula!! Właśnie leczyły się jego obrażenia! Co na to lekarze... Takie ozdrowienie... Cud normalnie...
- Uspokój się. Sprawdzę czy pielęgniarki nie miały przygotowanej następnej dawki...- wydusiła po słowach siostry. Nie bardzo jej się podobała myśl by dać mu jeszcze więcej, ale może faktycznie nieco się uspokoi i zacznie chętniej Z nią rozmawiać?

Wzięła więc jego kubek i wyszła z sali. Na korytarzu rozejrzała się za termosem z herbatą, dzbankiem z wodą lub poszła do łazienki po kranówe jeśli nic innego nie było. Powtórzyła czynność z dodaniem Vitae do kubka i nowym soczkiem wróciła na salę.
-Masz. I pielęgniarki kazały Ci odpoczywać. Jak się przeciążysz to nici z kuracji.- powiedziała podając mężczyźnie napój przez słomkę tak jak ostatnio. Mówiła karcącym tonem nieznoszącym sprzeciwu jak do niegrzecznego dziecka.
-A teraz opowiedz mi o tamtej nocy. Kim jest chłopak, skąd się znacie i jak do wszystkiego doszło.- poprosiła... A może kazała mężczyźnie zacząć gadać, patrzyła mu w oczy. Liczyła że skoro poczuł się dobrze, że Vitae działa to że powinien tez już czuć coś do niej...
Czuła , że po wszystkim, jak wróci do domu, to udusi Dane gołymi rękami...

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

W głowie miała mentlik i słyszała coraz większy szum. Co właściwie wyprawiała. To pytanie przodowalo. Tworzyła ghula... Bez zgody Stwórcy... Ale potrzebowała jej? O braku jego wiedzy nie było mowy, cały czas czuła gdzieś jego oczy.
Ale po co to wszystko? Dla informacji? Nie niszczyła właśnie człowiekowi życia? A może właśnie je ratowała? Czas pokaże.

Kiedy skończył pić, odstawiła kubek. Zetknęła pytającą na siostrę. To już? Vitae działa? Nie widać żadnych żadnych efektów... Lester tylko się obudził i słabo zadał pytanie.
Wróciła do niego spojrzeniem i uśmiechnęła się łagodnie.
-Może pielęgniarka dodała jakieś lekarstwo. Spokojnie. Jestem przyjaciółką. Nazywam się Diana. Odwiedzilam Cię w szpitalu. Ron powiedział mi gdzie leżysz.-mówiła powoli, ciepłym, spokojnym tonem. Dawała mężczyźnie czas by nadążył jednocześnie grając na zwłokę i dając jej krwi rozejść się po jego organizmie i zacząć działać. Jeśli w ogóle to tak miało działać.
-Lester, co mówią lekarze?- zapytała przysiadając na lozku. Miała Martwiona minę, prezentowała troskę, no do rany przyłóż. Niech się trochę oswoi z jej obecnością, nim przeszła do konkretów.
-Powiedz mi co się stało? Jak do tego doszło, dlaczego? Kim jest ten gówniarz? Mogę Ci pomoc.- jeszcze bardziej sciszyla głos. Mówiła spokojnie, ale starała się żeby zabrzmiało to tak, jakby nie zostawiała mu wyboru poza mówieniem, a jednocześnie obiecywała jakaś nieuchwytna nagrodę.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Sala była duża, ale otwarta, nie było parawanów, którymi można by było się zasłonić. To był mały problem, dziewczyna musiała kombinować. Plan jednak złożył się sam. Był prowizoryczny, ale mógł się udac.
Poruszając się spokojnie, jak najbardziej naturalnie, przecie nic nie kombinowała, sięgnęła po kubek.
Dyskretnie przegryzła opuszek palca wskazującego i kubek chwyciła od góry tak, by skaleczony palec był od wewnętrznej strony i krew mogła skapywać do wody.
Stanęła nad Lesterem, kubek trzymała blisko siebie by nie rzucal się w oczy. Stała jakiś czas jakby z żalem zamyśliła się nad chorym przyjacielem, dając czas vitae by ściekała do wody. Potem zamieszała zawartość.
-Lester. Obudź się. Napij się.- mówiła łagodnym tonem i lekko dotknęła ramienia mezczyzny. Nie chciała go gwałtownie wyrwać ze snu a budzić łagodnie.
- Zwilze Ci usta. Pij.- przełożyła kubek do drugiej ręki, zranionym palcem przejechała po jego wardze by faktycznie usta mu zwilżyć. Potem skaleczenie zalizala i podsunęła mężczyźnie do ust słomkę wciąż mówiąc do niego łagodnie i starając się go powoli obudzić i zainteresować piciem.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Kobieta zatrzymała się na progu by móc chwilę się rozejrzeć. Dana trafnie podsumowała widok Lestera. Diana mruknęła tylko potwierdzająco. Miała kiepskie przeczucia co do "rozmowy", jeśli facet był w ogóle w stanie cokolwiek mówić. Nabrała od progu pewności, że zwykle sposoby nie dadzą tu rady.

Weszła na salę. Skinęła głowa tym co na nią spojrzeli z cichutkim dobrywieczór i podeszła powoli do łóżka Lestera. Widok był straszny. Miejsce było straszne. Nie czuła się tu dobrze. Było jednak coś do zrobienia. Popatrzyła chwilę na chorego. Co tu robić!? Położyła bukiet na szafce przy łóżku lub do jakiegoś dzbanka na parapecie lub inne wolne miejsce. Robiła to cicho i powoli rozglądając się dyskretnie. Musiała ustalić kilka rzeczy nim wybierze z którego pomysłu podejścia skorzystać.
Czy pozostali pacjenci dobrze ją widzieli, gdy była przy łóżku?
Czy były parawany, które mogła przestawić by zyskać trochę prywatności?
Czy na szafce był jakiś nieprzezroczysty kubek?
Czy był może topek na tabletki, albo strzykawka?

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Plan w teorii był prosty. Wejść do szpitala, odwiedzić Lestera, podać mu krew i uzyskać niezbędne informacje, a potem się ewakuować ze szpitala i szukać dalej wampira. Bułka z masłem. Diana wolała nie zastanawiać się nawet w ilu punktach plan może się zjebać.

Jak rozmawiała z siostrą, kolejnego wieczoru chciała wybudzić się jak najszybciej po zmierzchu, by uszykować się i ruszyć o zmroku nie o tak późnej godzinie. Taksówka, po drodze jakaś kwiaciarnia by kupić przyjacielski bukiecik dla chorego i do szpitala. Miała dokładny adres więc nie musiała szukać.
Zaplacila taksiarzowi i z bukiecikiem udała się wprost do recepcji szpitala.
- Dobry wieczór. Ja do Lestera Wooda.- powiedziała grzecznie, bez zbędnych ceregieli przechodząc do konkretów. Jeśli na tym etapie nie będzie problemów to nie będzie musiała wciskać żadnych historyjek. Oby.
Jeśli więc pielęgniarka pokieruje ją, to dziewczyna ładnie podziękuję i bez zwłoki ruszy we wskazanym kierunku by zatrzymać się dopiero na sali pacjenta. Jeśli nie... Cóż ... Zaczną się historyjki...

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

- Miałaś mi odradzić ten pomysł!- krzyknęła bez wyrzutu, za to z lekkim uśmiechem. Siostra od razu pojęła o co jej chodzi i o zgrozo wcale nie była przeciw. Chyba nawet ją podpuszczał.
- To szaleństwo.- westchnęła i znowu usiadła. Zawiesiła wzrok na bliźniaczce zastanawiając się.
- Tatko?... Podanie krwi zrobi z niego ghula... Nie niewolnika... Nie całkiem... Chodzi o to, że typ będzie wtedy bardziej skory do współpracy, a najważniejsze, że jego stan się powinien poprawić... Mam rację? - powiedziała z lekką nutą nieśmiałości. Kiedyś coś takiego do głowy by jej nie przyszło. Zadziwiające jak punkt siedzenia zmienia pole widzenia.
- A co do odwiedzin, to może damy rady, weźmiemy kwiaty i wciśnie się jakaś nie do końca prawdziwa historyjkę... No i jest aby marzec, zmrok zapada popołudniu, jak wyjdziemy zaraz o zmierzchu to będzie jeszcze przyzwoita godzina.- rzuciła bardziej swobodnie i rzeczowo na ruszony przez Dane problem. Brzmiało to jak początek jakiegoś planu... Lepszego nie miały...

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Lester Wood... Nic konkretnego, może jakieś zmianami w tabelach sportowych, ale nic ciekawego ani ważnego. Jej rozmówca powiedział więcej.
Pokiwała głową. Zanosiło się na koniec rozmowy i na wizytę w szpitalu.
- Dzięki za pomoc. - rzuciła krótko. Wstając zamówiła jeszcze jedną szklaneczkę trunku, który miał wylądować w rękach jej rozmówcy. Na podziękowanie i niemą zachętę pytającą czy to już wszystko.

Gdy wszystkie słowa wypowiedziano, spokojnym krokiem wyszła z baru.
Było późno, nawet nie próbowała ruszać do szpitala. Nie miałaby jak wyjaśnić swoją tam obecność po nocy.
Wróciła do domu.
W drodze zastanawiała się jak dalej pociągnąć to śledztwo. Usiadła w fotelu, była mentalnie wyczerpana tą nocą. Za dużo kombinowania, za dużo udawania....
-Jeśli ten cały Lester jest wciąż nieprzytomny to klapa. - westchnęła w końcu poirytowana. - A nawet jak nie, to wcale nie ma pewności że będzie chciał ze mną gadać. - zagryzła wargę.
- Byłoby łatwiej jakby zmarł. Mogłabym wywołać jego ducha i z nim pogadać. A tak co?! Jak jest wciąż w ciężkim stanie to nagle nie ozdrowieje! Chyba że... Nie nie nie... Ale to może być jedyną opcją... Zbyt ryzykowne... Nie, wcale nie... - Ostatnie zdania mówiła już jakby do siebie, chodząc po salonie i głośno rozważając niewypowiedziany pomysł.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Zamówienie alkoholu podziałało. Może barman nagle nie stał się przyjacielem do rany przyłóż, ani tym bardziej dżentelmenem, ale rozwinął nieco temat i odpowiedział na jej pytania. Obracała szklankę w palcach słuchając co mówi, jego opisów i relacji. Nie powiedział jej wiele więcej niż już wiedziała, ale nakierował ją bardziej na tego biedaka, który najmocniej oberwał, a którego ratować usiłował Ron i inni.
Ciekawe co ich łączyło...

Kiedy zaczepił ją gość, który podsłuchiwał słusznie kilka minut, uśmiechnęła się do niego z jakimś żalem i zmęczeniem, skinęła głową i dała zaprowadzić się do stolika. Oczywiście chętnie podsunęła mu swoją szklanicę.
-Usiłuję, ale przepadł jak kamień w wodę. - Westchnęła. Podparła się łokciem na blacie, a brodą o dłoń i oka z rozmówcy nie spuszczała. Nie usiłowała flirtować, choć jakby typ miał takie wrażenie to jego sprawa. Ona dokładnie wierciła swoimi gałami jego duszę, słowa i intencje, badała czy nie kłamał i czy nie wie więcej niż mówi.
-Lester Wood... - Westchnęła. Nic jej w tej chwili to nie mówiło. Musiałaby w ciszy i spokoju poszukać w zakamarkach pamięci, w swoim Pałacu Umysłu, czy nie trafiła nigdzie wzmianki takiego nazwiska, w gazecie, ogłoszeniach i tym podobnych mediach, w różnym kontekście, zarówno, że był ostatnio ofiarą napaści, a może było o nim znać coś wcześniej.
-Kim on jest? Co mógł mieć wspólnego z jakimś bladym, narwanym gówniarzem, na tyle ważnego, że ten go tak stłukł... biedak... - Zapytała równocześnie zastanawiając się na głos dalej nad tym przypadkiem.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Miała ochotę zgrzytać zębami. W przeciwieństwie do Dany nie bawiła się dobrze.
Robiąc dobrą minę do złej gry rozmawiała z mężczyzną... choć to nawet ciężko rozmową było nazwać, bo ten tylko burczał pod nosem nic niewnoszące "odpowiedzi" na jej zaczepki.
Nie było co się poddawać, obserwowała aurę barmana i najbliższych gości, by móc pewniej obrać kierunek rozmowy.
A ta, jak widać nie miała zamiaru skleić się bez odpowiedniej ilość alkoholu.
-Ależ oczywiście. - odpowiedziała swobodnie... we własnym mniemaniu, bo czuła jak jej martwy żołądek ściska się i z nerwów i z obrzydzenia. Zerknęła na siostrę szukając podpowiedzi co zamówić i zdała się w tym względzie na jej opinię. W końcu to Dana zdawała się być bywalcem takich miejsc, więc podobne obycie może być przydatne.
-Ten gówniarz, który odpowiada za akcję, bywał tu wcześniej? Znał hasło. - Podjęła ponownie gdy pierwsza transakcja została zrealizowana. Trzeba było wiercić dalej, jak nie barman, to w aurze kogoś w pobliżu dojrzy wyczekiwaną reakcję.
-Kto oberwał pierwszy? Ron mówił, że dostał taki łomot, że zbierać nie było co. - Wzięła w dłoń szklaneczkę czy kieliszek, który dostała i bawiła się nim palcami, grając na czas.
-Swoją drogą młody chyba w powietrzu się rozpłynął, albo pod ziemię zapadł, że go jeszcze gliny nie złapały. Zadziwiające.... - Kontynuowała badając reakcje słyszących ją ludzi. Miała w dłoni nietkniętą porcyjkę gotową nawet by wylądować w czyimś gardle... chętnym do rozmowy.

Re: Próba Pojednania

Diana sprawiała wrażenie coraz bardziej zakłopotanej i częściej zerkała na siostrę. Dana zaś zadowolona z tej pogawędki nie była, co głośno dawała do zrozumienia... na szczęście tylko siostrze.
-Dana... - Jęknęła nieco zażenowana i przestraszona w pewnym momencie. Ni to niewidzialną siostrę upomnieć ni zlekceważyć. Ciężka sprawa.
Ostatecznie kobieta nie miała zamiaru pokazać się Morriemu, porozmawiać z nim, zwymyślać, czy choćby napluć w twarz... może to i lepiej. Diana jednak musiała natychmiast kończyć tą rozmowę, bo bliźniaczka traciła cierpliwość.
-Przepraszam Panie Morri. Dana nie jest w nastroju do rozmów... musimy iść. Dziękuję za lekturę, zwrócę tom, jak tylko przeczytam. - Powiedziała krótko siląc się, żeby nie zabrzmieć niegrzecznie. Ton miała przepraszający i zerkała na siostrę, która stała nad nią jak kat nad straconą duszą.
Dziewczyna nie miała więc wyjścia, ukłoniła się zgrabnie na pożegnanie, raz jeszcze przeprosiła i wycofała się.

Wychodząc z Elizjum patrzała na siostrę spode łba.
-Ranią mnie Twoje słowa. Nie chcę, żebyś była jakąś szczególną tajemnicą, a na pewno nie jesteś żadną wadą czy słabością. A jemu choć podstawowe wyjaśnienia się należały. Nie chcę mieć wrogów we własnym Klanie, ani budzić żadnych nonsensownych podejrzeń. - warknęła zakładając ręce na piersi i kierując się z siostrą dalej ciemną ulicą.

<z/t>

Re: Próba Pojednania

Morri wypluwał z siebie pytania jak karabin pociski. Nim zdążyła zastanowić się nad odpowiedzią na pierwsze, padało kolejne. W końcu westchnęła głęboko pompując policzki powietrzem, by po chwili wszystko z siebie wypuścić.
-Nie jestem pewna Panie Morri. Zawsze jakoś instynktownie unika kontaktu fizycznego z obcymi. Ze mną normalnie go ma. - Zaczęła od początku, starając się nic nie ominąć, ale skupić się na konkretach i tych ważnych rzeczach, pomijając ewentualnie te niewygodne, albo to co kompletnie było jej obce.
-Trudne pytania... chyba nikt nie wie... jak wygląda nasz sytuacja, w tym my. Na tą chwilę przerażają mnie pomysły o umieszczaniu jej w jakimś obcym ciele... to znaczyłoby, że w trupie, albo... trzeba by było stłumić lub wyprzeć czyjąś osobowość.... ee.... - aż się biedna wzdrygnęła. To co niósł za sobą potencjalnie ten pomysł było potworne i okropne... chyba w każdym możliwym wydaniu i alternatywie. Chyba tego nie chciała.
-Poinformować Primogena... proszę pamiętać, że wciąż jestem Żółtodziobem... a Pan mówi o niesamowicie wielkich rzeczach. Niby mamy swoją percepcję, własne zdanie, umiejętności, preferencje i wszystko... ale... jak daleko możemy się oddalić od siebie i takie tam... nie wiem. To wszystko dzieje się tak szybko, a na pewno nie chciałabym nikogo w błąd wprowadzać przez przypuszczenia, podczas gdy wszystko może okazać się inne. Dana równie dobrze mogłaby odmówić współpracy... a jakby to nazwać... nie dzielimy percepcji dosłownie, każda ma odrębną i jak Dana nie powie mi co zobaczyła, to ja tego nie widzę. - Powiedziała zmartwiona i zakłopotana.
Morri zapędzał się w bardzo swoich rozmyślaniach i insynuacjach. Przez chwilę poczuła się jak jakaś potencjalna broń do wykorzystania... to nie było miłe.
-Jak się czuje... jak przejmuje...? To znaczy jak jest potrzeba... tak jak wtedy... nie jestem pewna jakiej odpowiedzi Pan oczekuje. Może z Daną chce Pan porozmawiać? - Odbiła piłeczkę dokonując niespodziewanego zwrotu.
-Dana? - Zapytała też o to siostrę na nią przenosząc wzrok, bo dotąd milczała... co było jak na nią dość dziwne. Nawet nie prychnęła na żadne pytanie mężczyzny, na żadną odpowiedź. Może wolała bezpośrednio powiedzieć mu parę słów.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Za wszelką cenę starała się trzymać spokojnie. Zignorowała wymowne spojrzenie barmana i dała się w milczeniu zaprowadzić na "zaplecze". Nie było już niestety tam tak przytulnie. Duszno i śmierdziało potem, alkoholem i tytoniem. Aż się Dianie w głowie zakręciło, a zalotne oczko od podchmielonego klienta jakoś nie pomogło. Stała tak chwilę, niedługo, żeby nie zrobiło się całkiem niezręcznie, albo podejrzanie. W tym czasie jednak każdego z przebywających tu mężczyzn... i kobietę, obrzuciła wzrokiem... choć można powiedzieć, że obrzuciła ich całym swoim czułym pakietem zmysłów i tych naturalnych i nadnaturalnych. W drodze do baru zerkała już na tych, którzy z pozycji przy wejściu byli niewidoczni. Słuchała oddechów, bić serc, szumu krwi w żyłach, starała się dostrzec aury, które mieli te pijaki, jak co wieczór gdy zapijali mordy, by łatwiej wyłapać zmiany, które chciała niebawem wywołać. Oczywiście, miało to też drugi powód, skoro raz był tu wampir w "interesach", to mógł się tu kryć inny Spokrewniony. Wolała wiedzieć, niż mieć niemiłą niespodziankę.
Starając się by się nie potknąć o własne nogi podeszła do baru, prosząc się w duchu, żeby nie przyłożyć odruchowo żadnemu gburowi, który złapałby ją tyłek... jeszcze nie.
stanęła przy barze udając, że ignoruje przebywających już przy nim klientów. Zaczekała na barmana... ktoś w końcu w tej części też musiał obsługiwać.
-Jestem przyjaciółką Ronalda. Właśnie odwiedziłam biedaka. Facet w rozsypce jest po tym okropnym zajściu, nie sądziłam, że ten atak aż tak nim trzepnie. - zaczęła spokojnie, z lekkim smutkiem wręcz i żalem. Podjęła inną drogę, niż przy Ronaldzie właśnie, w takim miejscu ckliwa historyjka o kuzynce, mogłaby nie przejść... a kto, ktoś jakby się dowiedziała, że jest rodziną napastnika, to i jej mogło się oberwać, a tak, stawiała się po stronie ofiary, barmana, ich zioma, dzięki któremu mogli chlać bezpiecznie.
-Niewiele chciał mi opowiedzieć, przysłał mnie tu. Biedaczysko chyba dalej szok go trzyma. Chcę wiedzieć co się tu stało tamtej nocy. Kim był ten gówniarz, który tu wparował, kogo zaatakował najpierw, że Ron musiał interweniować i sam oberwał. - Ostatnie zdanie wypowiedziała w takim stylu jak rozkaz. Nie prosiła o pomoc, chciała odpowiedzi, nie zostawiała miejsca na sprzeciwy, ale robiła to w miarę taktownie i grzecznie, podlewając wszystko soczkiem z Ronalda i mając nadzieję, że nie rozpęta tutaj zaraz żadnej dzikiej burzy. Mówiła jednak dość głośno, nie kryła się z tematem, jakby był najnormalniejszy w świecie, nie szeptała, ludzie na około mieli usłyszeć, o co pyta. A ona dalej obserwowała ich aury, odruchy i zachowania, słuchała tętna i oddechów, szukając celów, które były w sytuacje zamieszane w jakiś sposób.

Re: Próba Pojednania

Dziewczyna starała się wytrzymywać kontakt wzrokowy, tak podobno wypadało. Nie była jednak jeszcze zwyczajna do takich prób czy zachowań, więc czasami spuszczała wzrok szukając oparcia w książce, otoczeniu czy gościach. Robiła jednak co mogła.
Gdy w swojej wypowiedzi przeszła do sedna sprawy, znowu zauważyła to coś w oczach Morriego. Napięła mięśnie jakoś tak odruchowo, jakby chcąc być gotową do ucieczki, albo obrony, ale na szczęście nie było potrzeby. Mężczyzna panował nad sobą, a sam temat okazał się dla nie pasjonujący, co wielokrotnie podkreślił.
Nie potrafiła określić czy to dobrze, czy źle, na to pewnie przyjdzie kiedyś czas.
-Ja sama nie wiem co się stało i jak to działa... a już na pewno nie jak to nazwać Panie Morri. - Odpowiedziała ostrożnie. -To moja bliźniaczka, od urodzenia łączyła nas silna więź. - Nie wiedziała czy to coś może pomóc, ale wspomniała. Siostry zawsze były razem, do tamtego cholernego wyjścia do teatru. Więź musiała przetrwać nawet śmierć, a potrzebowała impulsu by się na nowo uaktywnić. Ale czy było to, jak to określił Morri, rozszczepienie duszy, osobowości, albo jakieś odnowienie... To wszystko brzmiało dziwnie... psychologicznie niepokojąco, a Dana nie chciała podkreślać, że nie jest chora...
-Tak, Dana jest tutaj. Nie zostawia mnie. Słyszy Pana, ale możemy komunikować się bezpośrednio tylko między sobą. - Odpowiedziała na wcześniejsze pytania i wskazała dyskretnie ręką miejsce, które zajęła jej narwana bliźniaczka.
-Panie Morri, mogę zapewnić Pana o jednym. Dana NIE jest duchem, ani innym astralnym bytem, czy zjawiskiem paranormalnym. Od dziecka mam z takimi styczność i potrafię się kontaktować i rozpoznać takie istoty. Dana nie jest jedną z nich... choć zawsze unikałam kontaktów ze zmarłymi bliskimi, co do tego mam absolutną pewność. - Dodała jeszcze po krótkiej przerwie, w odpowiedzi na specjalizacje Malkaviana. Odcięła mu tym samym jedną z dróg, którymi mógł posłać swoje myśli i spekulacje, co zaprowadziłoby go tylko w kolejną omyłkę, albo zwyczajny ślepy zaułek.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Entuzjazm Dany nie udzielał się siostrze. Raczej ją martwił. Jej bliźniaczka naprawdę widziała w takich miejscach obiekt rozrywki?! Diana wolałaby siedzieć teraz i kończyć czytać tą dziwną książkę od Morriego, albo ćwiczyć cokolwiek innego, niż znowu stanąć pod drzwiami do tego klubu.
-Taaaak... - Jęknęła i darowała sobie wyrażanie na głos kolejnych wątpliwości i argumentów, że ona nie jest dobrą osobą, do szukania informacji w takim miejscu. Sama jednak podjęła się choć próby poszukania tego wampira rozrabiaki, więc nie mogła się poddać tylko dlatego, że informacji musiała szukać w jakiejś spelunce wśród pijaków. Może nie będzie tak źle? Ostatecznie co jej zrobią? Jeden z drugim może polecieć na jej ładną buźkę i zgrabny tyłek... najwyżej po zębach dostaną jak przegną.
Ostatecznie ucieknie... albo co gorsza Dana weźmie sprawy w swoje rączki...

Wzięła pokrzepiający wdech i weszła ponownie do środka.
Starał się wyluzować, jakby nie bywała w takich lokalach i wcale nie była zażenowana i przestraszona jak królik pod miedzą. Spokojnie rozejrzała się by ogarnąć klientów tutaj i położenie barmana. Zastanawiając się, co tu właściwie robi ruszyła właśnie w jego stronę.
Kolejny dyskretny wdech. Zatrzymała się przy mężczyźni i gdy ten raczył spojrzeć na nią, lub zapytał co podać lub w czym pomóc, wtedy się odezwała.
-Dobry wieczór. Ponownie. Mam ochotę na świeżo parzoną. - Poprosiła przyjaznym tonem, jakby najnormalniej w świecie składała zamówienie. Miała nadzieję, że w bardziej wyszukany sposób hasła wplatać w rozmowę nie musiała. I tak kto miał wiedzieć o co chodzi, ten wiedział.
Teraz zostało spokojnie, bez nerwów, poczekać aż człowiek zaprowadzi ją we właściwe miejsce i tam się rozejrzeć. Międzyczasie postarała się wyostrzyć swoje zmysły, nie wzrok czy węch, słuch może trochę tak, podsłuchane rozmówki i ploteczki też mogą coś podsunąć, skupiła się jednak bardziej na tych nadnaturalnych zmysłach, by móc widzieć aury klientów, ich zmiany i zachowanie. W końcu, gdy rzuci tematem dość głośno, ich reakcje powinny być dość jasnym sygnałem, kto może wiedzieć więcej lub znał ofiarę lub nawet napastnika.

Re: Próba Pojednania

Diana była zakłopotana i niezbyt pewna czego się spodziewać. Strachem ciężko to nazwać, ale niepokój, to chyba dobre słowo na to co czuła. Wcale nie trzeba było być empatą by to widzieć. Uczucia jak na dłoni, a w obecnej sytuacji nawet nie starała się nic kryć. Bo i po co. Szczere z niej dziewczę.
Usiadła spokojnie przy stoliku i pozwoliła mężczyźnie zacząć.
-Dziękuję. - Mruknęła zakłopotana przyciągając książkę do siebie i biorąc ją w dłonie. -Z chęcią poczytam. Nie miałam styczności z literaturą specjalistyczną tego typu. - Przyznała szczerze rzucając spojrzeniem na tom podczas gdy Morri robił jego prezentację. Nie kłamała, ale wątpiła, by jakakolwiek pozycja mogła cokolwiek pomóc, albo choć rozjaśnić to co się z nią działo. No przecież nie była chora. Przynajmniej ona się za taką nie uważała.
Kiedy zaczął dalej, spojrzała na niego z jakąś skruszoną miną.
-Cała ta sytuacja była dramatycznym nieporozumieniem. - Westchnęła przepraszająco. -Ale proszę mi wierzyć, nie w tym moje talenty leżą. Jestem świeżakiem, to żadna tajemnica. Mój Ojciec uczy mnie samodzielności przez... no... samodzielność. Uczę się bardzo szybko, ale nie w pełni jeszcze wszystko potrafię kontrolować. Dlatego różnie efekty moich działań wyjść potrafią... albo epicko, jak wtedy, albo prawie w ogóle. To się tyczy wszystkiego, przez Nadwrażliwość, w drodze tutaj ogłuszył mnie klakson przejeżdżającego auta, dobrze, że w taksówce siedziałam. Aby parę minut temu w uszach przestało mi dzwonić. - Przyznała i teraz to ona westchnęła zawstydzona. Zrobiła też krótką pauzę, by dać subtelną chwilę na połączenie słuszności jej słów i sytuacji.
-Taaak... - Mruknęła. - To... ta sytuacja. Przerosło mnie to co się stało. Nie potrafiłam poradzić sobie z tym sama i obudziła się moja bliźniaczką, Dana. Zginęła, gdy miałyśmy 3 latka. Jej dusza drzemała i czekała we mnie na odpowiednią chwilę. I nadeszłą ona wtedy. Jak było widać Dana poradziła sobie z... sytuacją... dużo lepiej ode mnie. Brutalniej, ale ostatecznie poradziła. Nikt nie ucierpiał, a ja ostatecznie odzyskałam siostrę. - Opowiedziała trochę niezręcznie. Była ciekawa jego reakcji. Ciekawa czy jako stary wampir spotkał podobną sytuację, czy potrafi ją zaakceptować albo zrozumieć nawet? Co powie...?

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Nie zna imienia i w zasadzie tożsamości osoby, którą wpierw zaatakował wampir. Liczyła na więcej, ale obserwując aurę mężczyzny i słuchając jego pulsu nie znalazła podstaw by mu nie wierzyć. Nie kłamał. Nie miał po co i nie zdradzał absolutnie żadnych oznak stresu czy zdenerwowania z kłamstwem związanych.
-Dziękuję Panu za pomoc i za poświęcony czas. - Odpowiedziała więc zbierając się do wyjścia.
-Przepraszam raz jeszcze za najście o takiej porze. Dobranoc. - Dodała nim zamknęły się za nią drzwi mieszkania. Hasło na tyły baru przyjęła z równie wielką wdzięcznością jak całą resztę informacji.
Jej mina, z zatroskanej zmieniła się na nieco zaniepokojoną i rozzłoszczoną dopiero na ulicy.

-No i musimy tam wrócić?! - Wyrzuciła z siebie z wyrzutem. Nie na bliźniaczkę rzecz jasna, ale miała nadzieję nie wracać już do tego baru - kawiarni. Tym bardziej teraz, jak miała przebić się do tyłu do części dla pijących. Nie miała dobrych przeczuć. Mogła zagrać zmartwioną kuzynkę, czy inną zmiękczającą serce małą rolę, ale wbić się jak do siebie do baru z alkoholem w środku nocy?!
-Nie dam rady Dana! Jak to sobie wyobrażasz, że sobie od tak, podam hasełko i wbiję na tyły i co....? No...? Zacznę wypytywać każdego siedzącego tam opoja, czy nie kojarzy jak się nazywa i kim był ten typ co go zmasakrował ten dziwak kilka tygodni temu!? - Parsknęła. Może dla kogoś innego to był właśnie dobry plan i tak by zrobił. Ale dla Diany?!
Zatrzymała się niedaleko owej "kawiarni" targana wątpliwościami. Wciąż szukała innego sposobu, innego wyjścia... skąd wziąć trop... No to był jej jedyny i najlepszy trop obecnie!
Przecież tam już jej nie pomoże raczej historyjka o kuzynce, ckliwe słówka i zapłakane oczy. Bóg wie, kto tam przyłazi i w jakim stanie obecnie mogą być te pijusy! Tylko biedy może sobie napytać...

Re: Próba Pojednania

-Dana, tylko proszę Cię, nie urwij mu na wstępie łba... dobrze... - Mruknęła raz jeszcze do siostry. Wcale nie była pewna czy bliźniaczka właśnie tego nie planuje, a to mogło potencjalnie komplikować ich dalsze nieżycie. Ha, Ha, Ha. To by zakończyło ich dalsze nieżycie. Jednakowo wolała się upewnić po raz kolejny, bo teraz to może ona kontrolowała ciało, ale za chwilę mogło być inaczej.
Oboje szczęśliwie zgodzili się, że spotkanie w Elizjum przy najbliższej okazji będzie najlepszym rozwiązaniem, a na pewno najbezpieczniejszym i to dla obu stron. Bo o ile Diana mogła obawiać się kolejnej napaść wiedzowej psychozy Morriego, on powinien obawiać się gniewu Dany. Elizjum studziło zaś zapędy obydwojga.

Zjawiła się więc bez spóźnienia. Może jakoś specjalnie nie lubiła się socjalizować i towarzyska nie była, ale spóźnienie nie wchodziło w rachubę. To nie jakieś banalne przyjęcie, na które w smak jest się nieco spóźnić... podobno.
-Dobry wieczór. - Przywitała się grzecznie zatrzymując przy wybranym przez mężczyznę stoliku. Skłoniła się zgrabnie - Miło Pana widzieć. - i zaczekała na jego odpowiedź i ewentualne zaproszenie do stolika.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Na pierwsze zdanie mężczyzny zrobiła smutną i skruszoną minę... w sumie cały czas taką miała, mogła dorzucić spuszczenie wzroku. Wszystko się jednak powoli składało. Facet wreszcie zaczął gadać. Niechętnie, ale to nie miało znaczenia. Jego humor ani komfort psychiczny nie mógł równać się z zagrożeniem jakie stanowił wampir szalejący bez opieki czy nadzoru.
Słuchała uważnie, starając się wyłapać istotne detale. To, że był blady i wyglądał jak chory, jakoś nie było niczym dziwnym, wampir... Bóg raczy wiedzieć w jak złej kondycji...
-Niestety... mój kuzyn ma poważne problemy... - Westchnęła smutno przytakując mężczyźnie po pierwszej części opowieści. Do tego stuknęła palcem w skroń dając do zrozumienia, że psychiczne kłopoty ma na myśli. -Do tego jeśli jeszcze chodzi o jakieś dragi, albo alkohol... niech Bóg się zmiłuje... - Jęknęła i dała skończyć facetowi jego historię.
-Słyszał Pan o co się pożarli? - Skoro były krzyki, to może przewinęło się tam jakieś słowo klucz, jakieś nazwisko, interes nieudany, za który jej niby kuzyn przyszedł tamtemu łomot dać. Cokolwiek. Kolejna wskazówka.
-A... przepraszam bardzo, kim był zaatakowany człowiek? - Może był pośrednikiem w jakiejś akcji... w sumie to zaczynała wątpić czy chodziło o jakieś szemrane sprawy śmiertelników. Jeśli ten wampir nie wiedział do końca co się z nim dzieje i informacji szukał? Może sądził faktycznie, że ma takie jazdy po jakichś prochach?
-Proszę mi powiedzieć... skoro to był gość... z tyłu... to z całym szacunkiem na pewno znacie stałych bywalców. Co mi może Pan o nim powiedzieć? Może to jest trop do mojego kuzyna. Do kogo następnego i po co mógł pójść, skoro widocznie nie dostał tego co chciał od tamtego biedaka? W końcu nie było żadnej napaści od tygodni... - Westchnęła myśląc gorączkowo na głos, usiłując wciągnąć w tą burzę mózgów mężczyznę. Starała się o ton, by i on poczuł się przydatny, że coś pomógł, a nie tylko był ofiarą. Ludzie lubią być przydatni, jeśli nie czują, że są wykorzystywani.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Czuła zmieniające się w mężczyźnie emocje. Jego aura była niestabilna. Widocznie jednak postawa zmartwionej dziewczynki działała. Mężczyźni to jednak mięczaki. A na pewno właśnie tak pomyślała sobie Dana. Dziewczyna już sobie wyobrażała jej minę za jej plecami i to jak oczami właśnie wywraca, gdy mężczyzna zrezygnowany zaprosił ją do środka.
Postanowiwszy, że nie będzie się przejmować jakimiś zasranymi konwenansami i innymi bredniami, o tak później porze weszła do mieszkania obcego mężczyzny. Cudownie... ojciec pewnie się w grobie przewraca, o matce nie wspominając.
-Dziękuję najmocniej, ale proszę się nie kłopotać. I tak czyni mi Pan wielką uprzejmość. - Powiedziała na zapytanie o herbatę. Postanowiła kontynuować swoje delikatne, trochę niezręczne podejście.
Kiedy zapytał o papierosy, pokręciła głową, a potem usiadła skromnie z drugiej strony stołu.
-Nie jestem z policji. Policja nie chce nawet ze mną gadać. Mają wszystko w poważaniu, a mojego kuzyna najpewniej od razu zastrzelą jak go tylko znajdą. - Jęknęła na wstępie. -Jestem pewna, że jak z nim pomówię, to się podda. Obejdzie się bez kolejnych ofiar... tylko muszę go znaleźć przed policją... - westchnęła, dając chwili ciszy napełnić atmosferę. -Niech mi Pan opowie proszę, co wydarzyło się tamtej nocy. W co był ubrany mój kuzyn, czy coś mówił... w którą stronę uciekł... wszystko co mogłoby mi pomóc go namierzyć... no i może łatwiej będzie mi zadać konkretne pytania, gdy poznam przebieg tego nieszczęsnego wieczoru... - Mówiła powoli. Wciąż obserwowała aurę mężczyzny, badała jego emocje i uczucia, by jeśli będzie trzeba w odpowiednie z nich uderzyć, zagrać jak na harfie, by osiągnąć pożądany efekt.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Słowa Dany jakoś mało przekonywały dziewczynę, ale była za nie wdzięczna. Dotąd nawet na takie wsparcie liczyć nie mogła. Niemal od dzieciństwa sama, na pewno nierozumiana nawet przez ojca, odludek i w ogóle... a po przemianie czuła jedynie presję i niemal ciągle spojrzenie wiercące jej tył głowy.
Teraz miała wsparcie w postaci Dany i jak różnie i niestosownie siostra mogła się zachowywać, to nie było możliwości by Diana ją odtrąciła w jakiś sposób. Mogły nie we wszystkim się zgadzać, ale były siostrami, teraz już razem, na zawsze... po co się żreć...?

Zapukała znajdując się pod odpowiednimi drzwiami, ale tak naprawdę nie wiedziała kogo zastanie, kto drzwi otworzy, w jakim nastroju i jak sytuację rozegrać. Musiała improwizować. Stres jakoś nie pomagał w tym wszystkim.
Nie musiała nawet słyszeć głosu człowieka, kiedy otworzył drzwi, widocznie wyrwany ze snu, uderzyła ją ura złości mężczyzny. Trudno się dziwić. Nikt nie lubi jak się go budzi... zwłaszcza jak się jest ofiarą jakiś traum i chce się tylko mieć święty spokój.
-Najmocniej Pana przepraszam, że budzę o tej porze. Nie było to moją intencją. - Grzecznie zaczęła przeprosinami i szczerą skruchą.
-Nazywam się Diana Harper i przyszłam błagać Pana o pomoc. - Westchnęła nie kryjąc obaw i zakłopotania. Znowu weszła w rolę zmartwionej i zdesperowanej kuzynki.
Nie wiedziała jak facet zareaguje na jej następne słowa, obserwowała więc zmiany w jego aurze, starając się dobierać słowa, tak by go od razu nie spłoszyć, albo jeszcze bardziej nie wkurzyć, no i w razie czego być gotową do wsunięcia stopy między drzwi a framugę, gdyby chciał je jej zatrzasnąć przed twarzą.
-Jest Pan jedyną osobą, która może mi pomóc, a ja jedyną, która może odszukać chłopaka, który Pana zaatakował i przekonać go by się poddał i odpowiedział za to co zrobił. - Jeśli dął jej mówić, mówiła dalej, skorzystała z okazji również jeśli się zawahał, a nie zaczął od razu krzyczeć i ją wypędzać.
-Ten chłopak, który Pana zaatakował kilka tygodni temu, to mój nieszczęsny kuzyn. Niech Pan mnie źle nie zrozumie, nie chcę go bronić. Musi odpowiedzieć za to co zrobił! Jest jednak poważnie chory, policji to nie obchodzi. Jeśli go nie znajdę i z nim nie porozmawiam, może zrobić krzywdę jeszcze komuś albo sobie. Mnie nie skrzywdzi. Musi mi Pan pomóc... proszę... niech mi Pan powie dokładnie co się stało tamtego wieczoru. Jak doszło do sytuacji... wszystko co Pan pamięta. Proszę. - Wyrzuciła z siebie tą samą bajeczkę. Była dość wiarygodna, a Diana wyglądała naturalnie na typ osoby, która o bliskich się martwi i pomóc chce. Postanowiła nie korzystać z Demencji, nie teraz... nie potrafiła jej dobrze kontrolować, zostawiła więc zabawę z emocjami na broń ostateczną, jeśli wszystko inne zawiedzie...

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Dziewczyna poczekała z niecierpliwością na karteczkę z adresem.
-Dziękuję Panu bardzo. - Westchnęła ze szczerą wdzięcznością odbierając karteluszek i zerkając na adres. Tak w razie czego czy nie zapisał tylko jakiegoś zmyślonego słowotoku by się odwaliła i by zapamiętać jeśli zgubiłaby notkę.
-Mam nadzieję, że uda mi się porozmawiać z Panem Ronaldem. - Rzuciła jeszcze w swego rodzaju podziękowaniu.
Potem już, nie chcąc dręczyć człowieka i niepotrzebnie się narażać, podziękowała wprost i wyszła na sztywnych nogach.

-Całkiem sprawnie!? - żachnęła się na progu na słowa siostry. Dobre sobie. -Żarty sobie robisz? Mało się tam nie popłakałam... i nie wiem czy ze strachu czy z jawnego żalu nad tą historią. - Westchnęła odchodząc czym prędzej od tego szemranego miejsca.
-Za to Ty się świetnie bawiłaś z tego co widziałam. - Mruknęła nieco urażonym tonem do Dany już po drodze.
Na szczęście nie było daleko do domu Ronalda, więc mogły iść pieszo i się przekomarzać.
-Ciekawe co to za człowiek i czy ta sama rzewna opowieść o kuzynie da radę. Jak jest ofiarą... może nie obejść się bez użycia Dyscyplin. - miała nadzieję że jednak się obejdzie. Demencja w jej zastosowaniu miała dotąd dwa skrajne skutki, ale super ten co chciała, albo kompletnie odwrotny, który wpędził w atak paranoi Morriego. Jak byłoby teraz? Z człowiekiem? Ofiarą napaści szalejącego wampira?

Zbliżając się pod wskazany adres zacisnęła wargi. Nie było za późno na takie wizyty? Nieprzyzwoicie w sensie? W końcu wciąż była zima i ciemno robiło się już popołudniu, może więc jednak, cała ta eskapada jakoś da radę.
Na miejscu zerknęła czy światła w oknach są zapalone, co świadczyłoby o czyjejś w domu aktywności. A potem zostało już tylko zadzwonić, albo zastukać do drzwi.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Tak, Dana wyglądała na pewną i zrelaksowaną. Znalazł się rekin barowy...
Jakim cudem bliźniaczki mogą się aż tak różnić? Identyczne w wyglądzie, w charakterze... no cóż...
Nie mogła się jednak nad tym zastanawiać. Właściciel, czy tam barman... zauważył ją dopiero po drugiej próbie nawiązania kontaktu... Aż przeszło jej przez myśl, żeby mu w glace strzelić... dopiero by było... ale to bardzie w stylu Dany... tylko jej żaden facet by nie zignorował, nawet wiele się starać o to nie musiała.

Kiedy mężczyzna jej odpowiedział zrobiła zaniepokojoną, nieco przestraszoną minę. To co mówił było straszne. Ten wampir musiał nieźle bałaganu narobić, ale z drugiej strony, skoro jego ofiara przeżyła, to albo w porę się opamiętał i uciekł, albo nie był na tyle silny by z dorosłym śmiertelnikiem sobie poradzić... nawet w szale...
Obie opcje były całkiem sensowne i budzące nadzieję. Mężczyzna nie chciał jednak o tym za dużo gadać i tylko odradził Dianie poszukiwania. Jeszcze bardziej się skrzywiła, ale pokręciła głową.
-Proszę mnie zrozumieć... on potrzebuje pomocy. Specjalistycznej. Boje się, że jak policja znajdzie go pierwsza, to zrobią mu krzywdę, a to dobry chłopak jest, tylko chory... - Jęknęła kontynuując swoją bajeczkę o zatroskanej kuzynce biednego chłopaka.
Usilnie przy tym nie patrzyła na bliźniaczkę. Mogła sobie tylko wyobrażać jej minę i co sądzi o takim podejściu do sprawy i do faceta... i to jak Dana by to rozegrała... a to z kolei pewnie nie podobałoby się Dianie.
-Musze z nim porozmawiać. Mogę być jedyną osobą, która może nakłonić go do spokojnego oddania się w ręce policji i pod opiekę. A na policji już byłam. Kazali nie przeszkadzać i siedzieć w domu. Dla nich to kolejny bandzior do odstrzału... bezlitosne bydlaki... przepraszam... - jęknęła na koniec za to, że dała się ponieść żalowi i odczuwanej niesprawiedliwości. Biedny kuzyn. Stawiała, że barman pracujący w TAKIM miejscu, raczej też za policją przepadać nie będzie, co może nieco zachęci go do współpracy. No i szła na litość. To najlepiej jej wychodziło. Przestraszona, płaczliwa, wątła istotka o gołębim sercu. Nic udawać nie musiała. Gdyby próbowała flirtów, nacisków czy gróźb... dopiero ta scena byłaby żałosna... a na pewno jej zakończenie.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

Nie przesadzaj!? Wyluzuj!? Barwniejszą egzystencję!? No nieźle... jeśli barwniejszą, miała na myśli, że obie zginęły... to żart się udał. Diana jednak nie zaśmiała się i nie skomentowała tego. Stresowały ją takie miejsca, a ludzie w nich przebywający zapewne jeszcze bardziej. Może posiadała zdolności pasujące do detektywa, spostrzegawczość, spryt, bystry umysł, łatwość łączenia faktów i swojego rodzaju kontakt ze światem niematerialnym... ale kontakty między ludzkie i wszelkie interpersonalne akcje przychodziły jej z trudem i generowały stres. Może gdyby Dana nie umarła, gdyby były razem od dziecka... jak powinno być, to Diana byłaby dziś pewniejszą i silniejszą osobowością?
Może.

-Łatwo Ci mówić... - Syknęła do siostry półgębkiem już w środku. Popytaj kogoś. No jasne! Same chłopy w pomieszczeniu jakiś barman, a pewnie w głębi, w mniej oficjalnej części jeszcze więcej "miłego" towarzystwa. Na szczęście raczej tam nie musiała się pchać, jeśli ktoś coś widział, to pewnie właśnie stąd, a nie z prawdopodobnie pozbawionej okien pijalni głębiej.
Przełknęła ślinę i na ciężkich nogach skierowała się do gospodarza interesu. Obstawiała, że to chyba najlepszy start będzie. Może facet będzie potrafił wskazać jakiegoś świadka, nawet jeśli sam nic nie widział.
-Dobry wieczór. - Przywitała się mając nadzieję zwrócić na siebie uwagę mężczyzny. Czuła się potwornie nie na miejscu, w dodatku chciała pytać o straszne wydarzenia.
Dana wydawała się dobrze bawić, jakby takie miejsca w ogóle nie nastręczały jej żadnych trudności.
-Przepraszam... nie chciałabym przeszkadzać, ale szukam informacji o tym strasznym zajściu sprzed kilku tygodni. - Zrobiła wstęp jeśli mężczyzna raczył na nią spojrzeć. Była sobą, mało pewną młodą kobietą, nieco zakłopotaną, że zaczepia obcego.
-Proszę mnie źle nie zrozumieć, ten młody człowiek, to prawdopodobnie mój kuzyn. Straciłam z nim kontakt jakiś czas temu... bardzo pragnę go znaleźć... a to co się stało... Pan rozumie... Potrafi Pan powiedzieć mi coś więcej o tym co się wydarzyło....? Albo wskazać jakiegoś świadka? Proszę mi pomóc.... - Kłamała. To było jasne... dla niej i dla Dany, ale z drugiej strony jej niepewność, zakłopotanie i nieco wystraszona i przepraszająca postawa, wszystko uwiarygodniały. Była grzeczna, prosiła nie żądała... często to sprawdza się lepiej niż twarde oczekiwania.

Re: Za tamtym Pariasem! (I)

-Mam tylko nadzieję, że to nie jest specjalne działanie KOGOKOLWIEK. - Westchnęła niepocieszona. Jeśli to był jakiś szczeniak, zostawiony samopas, to powinno nie być trudno... z drugiej strony czy takiego gagatka już by nie znaleziono? Policja go szukała. Szeryf... i nic. Przecież pod ziemię się nie zapadł.
Jeśli jednak to było kogoś celowe działanie. Wypuszczenie takiego by zamieszania narobił i czekanie na następstwa. Jeśli Sabat się brzydko bawił? Mogli go trzymać w zamknięciu i spuszczać ze smyczy jak psa, kiedy chcieli się zabawić. Albo ktoś pułapkę mógł stawiać i czekać na myśliwego, który zająć się tym zechce... a potem jego cap!
Diana bała się całości tej historii i jej strasznego potencjału. Nie była gotowa na nic dużego. Brakowało jej umiejętności i doświadczenia. Nie była obyta w kontaktach z ludźmi ani wampirami, z własnych mocy też uczyła się dopiero korzystać. dlatego miała nadzieję, że to zwykły dzieciak... błąd popełnił... zwykły wypadek...
-Agent... co...? - Mruknęła wyrwana z gonitwy myśli i skupienia. Rozejrzała się. W sumie to Dana mogła mieć rację. Diana tylko potwierdziła to jęknięciem.
Ona do baru!? Spojrzała na siostrę powątpiewająco.
-Wiesz, że moje zdolności kontaktów międzyludzkich są na opłakanym poziomie? - Zapytała tak dla upewnienia. -Ja tylko książki... więcej gadałam z duchami niż z żywymi. Wyobrażasz sobie mnie w jakimś szemranym nocnym klubie z alkoholem? - Nie podobał jej się pomysł wejścia do środka. Ta myśl sama budziła strach i wielkie wątpliwości.
Ani ona nie wyglądała na bywalczynię takich miejsc, a tym bardziej zachować się nie potrafiła.

To był wciąż jednak jedyny trop. Może ktoś ze stałych bywalców coś widział i zapamiętał? Może ktoś z pracowników? Tylko jak tu zagadać? Może dla niektórych to było proste. Podchodzisz i pytasz, wyciągasz informacje. Witam, dobry wieczór, czy może Pan coś widział i wie. Aż prychnęła na te myśli. To nie jej bajka i nie jej zabawki, ale może warto mimo wszystko się rozejrzeć.
-Dana, podpowiadaj mi co robić... w razie czego... - mruknęła idąc do wejścia. Wzięła głębszy wdech, jeszcze raz pokrzepiła się w myślach... przecież zawsze może wyjść... no nie... po czym weszła do klubu.

Re: Ostry pazur Harpii

Diana odpowiedziała skinieniem głowy. Cieszyła się, że Bella zaakceptowała jej słowa, na swój sposób, ale jednak. Dla bezpieczeństwa przemilczała uwagę o "przypadłości", bo pociągnięcie tego tematu, co autorka miała na myśli mógł się różnie skończyć. Nie zapominajmy, że Dana siedziała obok, a wyglądało na to, że jej wiele nie trzeba do złości. Dlatego lepiej niech sobie Bella uważa to za co chce, Diana nie będzie się sprzeczać, ani wyjaśniać... bo po co.
-Czegoś więcej? - Zapytała niepewnie, gdy tamta skończyła. Minę miała przepraszającą, co sugerowało, że nie bardzo rozumie co mogłaby jeszcze tutaj powiedzieć.
-Nie wiem dokładnie o co Pani chodzi. Moja siostra zginęła w tragicznym pożarze teatru, gdy miałyśmy 3 lata. To moja bliźniaczka. Zginęła razem z naszą mamą i wieloma innymi ofiarami tamtego wieczora. - Westchnęła ze smutkiem, obstawiając w ciemno, że może chodzić o nieco więcej szczegółów samej historii.
-Miałyśmy jednak silną więź, jak to bliźniaczki. Nie odeszła więc. Jej dusza czekała. Przebudziła się, gdy byłam w niebezpieczeństwie. - Zakończyła spokojnie, z lekką miękkością w głosie. Odzyskała siostrę po tylu latach, czy to się komuś podobało czy nie. Nie miała zamiaru za to szczęście przepraszać. Wyjaśnienia jednak się należały, więc na ile potrafiła, to starała się to przekazać.

Za tamtym Pariasem! (I)

Ostatnie noce zreflektowały Dianę do rozważań i przemyśleń. Zwłaszcza przemowa Harpii w Elizjum. Od swojej przemiany zdążyła już wiele razy myśleć nad słowami Percivala, nad jego naukami o Tradycjach i ich wadze i znaczeniu dla nieumarłego społeczeństwa. To była jednak tylko sucha teoria i przemyślenia, bez praktycznych doświadczeń czy zastosowania. Pomijając takie oczywistości jak zachowanie ostrożności na polowaniu, czy ukrywanie zmian ciała przed żyjącymi... chociaż o to Diana martwić się nie musiała, bo jej ciało jakoś dalej wolało prezentować żywe odruchy.
Teorię w praktykę dopiero zamieniło zajście na przyjęciu. Skadi i Primogen Ventrue. W innych okolicznościach raczej zrozumiała sytuacja... całe to wzburzenie i gniew podszyty rozpaczą. Ale przy ludziach? Świadkowie, jedni bardziej drudzy mniej pijani, jedni puści i tempi jak stary ołówek, ale pewnie byli tacy bardziej bystrzy i otwarci, którzy mogli wyciągnąć wnioski, zacząć węszyć, powiedzieć o zajściu to tu to tam... a w mieście Łowca... Do tego aparaty i tak niepasująca do miejsca aparycja Skadi. Całe to tuszowanie. A potem płomienne przemówienie Harpii Ventrue.
Diana wtedy dopiero uświadomiła sobie w pełni jak ważne są Tradycje, że to nie tylko puste prawa, jakiś archaiczny kodeks, który jest bo jest, a realne wartości i zasady, które działają i mają ich chronić przed uwagą śmiertelnych.
Kto jak to, ale dziewczyna potrafiła to zrozumieć w pełnej krasie. Nie ważne jak cywilizacja szła do przodu, jak pędził postęp i technologia, ludzie byli zacofanym społeczeństwem. Zazdrosnym i bojaźliwym. Nie potrafiącym akceptować inności i dostosowywać się do skrajności. Niewiele było osób tak otwartych jak Diana za życia. Rozumiejących, dostrzegających pewne rzeczy, potrafiących wyjść poza te okowy ogólności ludzkości i stadnych zachowań. A większość z takich ludzi na pewno prędzej czy później stawała się częścią społeczności Spokrewnionych... tak jak ona, dostrzeżeni i wybrani...

A po mieście ganiał jakiś nieodpowiedzialny Parias, zapewne jakiś młody, zostawiony samopas biedak, który nie radził sobie ze sobą i tym co się działo. O ile dotąd sprawę można było potraktować bardziej polubownie, z mniejszym priorytetem, wyciszać zajścia i zbijać tropy, o tyle teraz...
O przedstawieniu w posiadłości na pewno w pewnych kręgach wciąż się mówiło, a kto chciał słyszeć to usłyszał. A skoro w mieście był Łowca, to ten już pewnie wiedział gdzie patrzyć i czego słuchać. Parias więc stał się zagrożeniem, już nie tylko sam dla siebie, a dla wszystkich wampirów.

-Mam nadzieję, że to tylko jakiś nieogarnięty, porzucony młodzik, który nie wie co jest grane. - Westchnęła do Dany idąc ulicą. Do Central dojechały taksówką, a teraz po prostu szły. Diana nie miała większego pojęcia, jak i gdzie zacząć. Tyle co pisały gazety. Ostatnie miejsce napaści wampira w szale było jedynym tropem i jedynym sensownym miejscem, w które można było zajrzeć na początek.
-Jak to jakaś większa podpucha, to będzie niezłe zaskoczenie... i pewnie kolejna przemowa Harpii, że Starsi olali jak się okazuje ważny temat. - Dodała pół żartem pół serio. Słodko - gorzkie spostrzeżenie po ostatnich wtopach starszych i niby bardziej doświadczonych wampirów.
Dotarłszy w okolice ostatniego zajścia Diana zaczęła się bardziej rozglądać i nasłuchiwać. Nie bardzo wiedziała czego szukać, więc starała się otworzyć na wszystko. Zdarzenie miało miejsce już jakiś czas temu, ale jeśli było krwawe, brutalne, agresywne czy intensywne w inny sposób jeszcze, powinno zostawić trwalszy ślad na otoczeniu i rzeczach, niż zwykły nieistotny przechodzień czy bywalec klubów. Miejsca tragedii i traum potrafią zostawiać wyraźne ślady na lata. I to właśnie tych nienamacalnych odcisków i tropów głównie starała się odebrać i zlokalizować, bo przecież świadkowie się rozeszli, krew zmyto, brud posprzątano...

Wyszukiwanie zaawansowane