Szkło z resztkami krwi w magiczny sposób zniknęło z blatu. Felicity znała się na swojej robocie, wiedziała, czym grozi złamanie Maskarady, więc nie zamierzała tracić czasu i zbytnio ryzykować. Puściła nawet oczko do Michelle, by uspokoić młodą nieumarłą. Jej ruchy nie wyglądały podejrzanie - ot, barmanka sprzątała puste szklanki, kieliszki, kufle. Norma. Nikt by nie pomyślał, że w tej chwili Bóbr gości gromadę wampirów... ludzie byli zajęli meczem koszykówki. Słuchaniem głośnej muzyki, alkoholem i swoimi znajomymi. Tych kilka nieumarłych osób może i się wyróżniało, ale nie na tyle, by budzić wielkie podejrzenia.
Taka Elsie, na przykład.
Cmoknęła właśnie jakiegoś chłopaka w policzek i, podobnie jak Michelle, zapisała mu coś na podstawce pod piwo. Bo karteczki żadnej nie było w pobliżu. Toreadorka wstała, pożegnała się ze swoimi znajomymi i rzuciła kolejne spojrzenie w stronę albinoski - ot, kolejna zwykła, normalna rzecz. Atrakcyjna kobieta rozgląda się po pomieszczeniu zdominowanym przez mężczyzn, miłośników sportu. I powoli zmierza w stronę wyjścia. Dla wtajemniczonych były to jednak bardzo wymowne szczegóły i detale.
Młody Spokrewniony spoglądał na skrawek papieru przez kilka chwil. Studiował go uważnie, uczył się na pamięć, a potem wcisnął bezceremonialnie do kieszeni. Nie odzywał się jednak, pozwolił bowiem, by albinoska wszystko dokładnie mu wyjaśniła i wytłumaczyła - znała w końcu miasto. Nie tak dobrze, jak rodowici mieszkańcy czy ci, którzy spędzili tu trochę czasu, ale orientowała się. Wiedziała, jak się poruszać, na co zwracać uwagę i których terenów należy unikać, o czym zresztą sama napomknęła.
- Beaver jest otwarty dla każdego. - rzuciła lekkim tonem Felicity, pomiędzy nalewaniem jasnego, spienionego piwa do kufla a oleistego, rdzawego rumu do niskiego kieliszka. Barmanka miała naprawdę podzielną uwagę, ale nie mogła niestety poświęcić się w całości rozmowie. Zresztą, to było też podejrzane, gdyby cały lub prawie cały wieczór skupiała się tylko na paru osobach. Raul zaśmiał się krótko, słysząc jej słowa; była to całkiem naturalna reakcja. Michelle była stłamszona, milcząca, nieśmiała i wycofana, Raul przeciwnie. Czasem tylko się zmieszał, jak to każdy młodzik, ale przede wszystkim wyrzucał swoje emocje i odczucia na zewnątrz.
- Harbor... - powtórzył Raul. - No spoko, pogadamy następnym razem. Tu albo w Shadowland!