1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#1
  Stary pan Gray to w pewnym sensie ikona. Symbol, można powiedzieć. Nie ma chyba w całej dzielnicy osoby, która nie słyszałaby jego nazwiska i nie kojarzyła jego zakładu fryzjerskiego - nie jest też wykluczone, że w pozostałych częściach Seattle ludzie znają tego człowieka. Kilka razy zdarzyło się nawet, że ktoś z Queen Anne, Ballard czy nawet i samego serca Derlidge jechał przez pół miasta tylko po to, by usiąść w skrzypiącym fotelu Paula. Tak się buduje markę! Tak się zbiera klientów! Tak się trzyma na rynku przez... pięćdziesiąt kilka lat? Coś koło tego.

Paul Gray ma prawie siedemdziesiąt lat. To niezbyt wysoki, czarnoskóry mężczyzna z równo przyciętymi wąsami i dość wyraźnymi zakolami, odrobinę przy tuszy, ale nie jest przesadnie otyły. Można powiedzieć, że waży tyle, ile powinien ważyć ktoś w jego wieku i przy takim trybie życia - bo przecież przez większość dnia Paul stoi, a jedyny ruch to kilka kroków tu, kilka kroków tam i operowanie rękoma w powietrzu, tuż nad głową, szyją i brodą zarośniętego klienta. Mimo swojego wieku ręce mu się nie trzęsą, a to jak prowadzi brzytwę i nożyczki jest cudowne w swej prostocie.

Zakład fryzjerski pod tysiąc sto dwudziestym trzecim numerem na Trzydziestej Czwartej Alei nie wygląda imponująco. Jest mały, troszkę poniżej poziomu ulicy; schodzi się do niego po dwóch szerokich stopniach. Posadzka jest wyłożona dużymi, kwadratowymi kafelkami w dwóch kolorach, imitując szachownicę. Białe płytki są gładkie i błyszczące, czarne odwrotnie, są matowe i szorstkie i ich czyszczenie sprawia mnóstwo problemów. Paul wielokrotnie mówił, że "gdyby miał więcej czasu, to zerwałby to wszystko w cholerę i położył jakąś solidną wykładzinę".

A potem wyciąga z kieszeni dolara i wrzuca do dużego, pękatego słoika, na którym przylepiona została karteczka z odręcznie wykonanym napisem "przekleństwa". Tak, w zakładzie Paula nie wolno używać brzydkich słów i każdy, kto powie jakiekolwiek przekleństwo, wulgaryzm czy bluźnierstwo, musi zapłacić. Słoik zajmuje zaszczytne miejsce na niskim, drewnianym stoliku, tuż obok stosu gazet i czasopism, które mają na celu umilenie czasu spędzanego w oczekiwaniu na swoją kolej. Podobną role spełnia małe radio, ale odbiór stacji nie jest zbyt dobry i przeważnie zamiast muzyki słychać tylko trzaski. W rogu, pod sufitem, wisi nieduży telewizor, na którym najczęściej można zobaczyć mecze futbolu, zarówno te obecne, jak i znacznie starsze, będące retransmisjami (a kiedy grają Washington Huskies czy nawet i Seattle Seahawks emocje sięgają zenitu i słoik wypełnia się gotówką). To wszystko jest niezbędne, bo Paul ma tylko dwa stoiska, dwa stare, skórzane i rozkładane fotele, rozstawione przed wysokimi lustrami, przy których pracuje. Klienci muszą więc czekać, dlatego radio, telewizor i gazety mają im w tym pomóc.

Ale nikt nie narzeka. Przeciwnie, przebywanie w towarzystwie starego Gray'a jest cudowne, bo ten czarnoskóry staruszek walczył w Wietnamie i, jeśli wierzyć plotkom, to wie chyba wszystko na temat ten drugiej, ciemniejszej strony Seattle (a przynajmniej na temat ciemniejszej strony Madrony). Posiada nawet mały kajet, w którym ma zapisane wszelkie informacje, dzięki czemu wie, do kogo się udać w razie potrzeby i komu szepnąć odpowiednie słówko. Tak, stary fryzjer jest szanowany przez wszystkich...

Mało kto jednak wie, że to tylko maska. Paul Gray, jako weteran walk w Wietnamie, doświadczył prawdziwego piekła i praktycznie co noc budzi się z krzykiem, przeświadczony, że jakieś krwiożercze monstra o skośnych ślepiach chcą go dopaść.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#2
Michelle była z pozoru bardzo miłą, ułożoną, acz bardzo nieśmiałą i speszoną osobą. Gdy wychodziła z Foyer nie chciała się narzucać nikomu, jednak jej gesty wykonywane w stronę różnych osób znajdujących się w tym specyficznym miejscu zaowocowały w prawdziwą reakcję łańcuchową. Różne osoby, jeszcze niedawno zupełnie jej obce żegnały ją w różny sposób, a ona odpowiadała tym samym - skinieniem głowy, trochę zakłopotanym uśmiechem, i złożonymi przed sobą rękami. Skromny, wręcz pruderyjny obraz młodej spokrewnionej było jeszcze bardziej widać gdy zupełnie nieznajoma kobieta puściła do niej oczko - gdyby mogła to spłonęłaby rumieńcem, a jedynie spuściła oczy i dość pospiesznie pożegnała się w podobny sposób, co z każdym. Harpia, primogen, opiekun... Pozostali jednak nawet nie zauważyli jej zniknięcia. Może to i lepiej?
Wkrótce znalazła się w swoim aucie. Pomijając delikatne dźwięki w dużej mierze opuszczonej o tej porze ulicy była cicho. Bardzo... Pomimo czasu jaki spędziła jako spokrewniona dalej czasem czuła się nieswojo. Jej zmysły były z natury dość wyczulone - w końcu zajmowała się czymś, co wymagało dobrego słuchu - ale teraz gdy jej ciało nie wydawało prawie żadnych dźwięków... Może poza szumem powietrza wpływającego do wysuszonych płuc... Nic dziwnego, że słyszała lepiej. Nie była wystawiona na zakłócenia jej własnego ciała. Nie pracowało. Nie powinno.
Ciekawe jak to wygląda, gdy zapada w letarg... Może powinna poprosić o sprawdzenie Margaret? Pewnie znowu zapomni... Głupia...
Na swoje pytania Michelle szukała odpowiedzi w mapie. To jednak nie było aż takie proste - fakt, zorientowała się, że przejeżdżała przez tą okolicę nawet niedawno, o dziwo... Co wywołało pewne dziwne przemyślenia. Zdawało się, że za każdym razem gdy coś robiła, okazywało się, że mogła się tym zająć dużo wcześniej i nie traciłaby tyle czasu... Czy to był jedynie przypadek, czy też może już wpadła w sidła machinacji starszych? O ile już wcześniej, znacznie wcześniej... Naiwna...
Ale... Nie wiedziała, jak się tam poruszać. Jedynie gdy została pokierowana jakoś jej się udało, ale teraz... Jeżeli pojedzie tutaj, potem skręci... Pokieruje się w tamtą stronę... Margaret chyba będzie musiała zatankować... To w sumie... Była okolica Phillipa... Ale miał ponoć parę dni wolnego... Ale czy przypadkiem pojutrze nie miał pracować? Ale miał jakieś wolne dni, więc... Nie, nie będzie mu przeszkadzać, i tak ma dość duży mętlik... Ale... Może... Nie, nie powinna tak na to patrzeć. Ona go krzywdziła, tak straszliwie go okaleczyła próbując go ratować! Nie chciała rozpalać jego emocji, ale... By mieć pewność, że nie sprowadzi na siebie i ją zagłady, powinna... Poza tym, może jednak coś wiedział na ten temat?
Wodziła wzrokiem po mapie i fakt, znalazła ostatecznie to czego szukała, ale po drodze rzuciło jej się w oczy jeszcze inne miejsce... Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu. Nie miała żadnych podstaw by nawet przelotnie na nie spojrzeć, jednak nie tylko zatrzymała się tam wzrokiem dłużej... Z jakiegoś powodu wydawało jej się, że jest warte uwagi. Fakt, od czasu spokrewnienia czasami czuła takie przebłyski... Starała się je brać pod uwagę. Dlatego też... Pojechała najpierw tam. Do salonu fryzjerskiego pana Graya. Ale dlaczego? Pewnie będzie zamknięte, było już przecież późno. Ale chyba nie szkodziło tam podjechać. Zobaczyć czy się pali światło... Kto wie, może akurat coś będzie wiedział? Nie zaszkodzi zobaczyć, komisariat nie był przecież aż tak daleko. I tak jechała kawał drogi, to co jej szkodziło zobaczyć...
...Ciekawe, co sobie teraz myślała Selma. Może już spała... Co jej się w takim razie śniło. Jak się będzie czuła jutro, jak bardzo podekscytowana, przestraszona i niepewna będzie, zanim ją zobaczy... Musiała przeżyć tą noc. Być ostrożna... Może i była już przeklęta, ale świadomość, że zawiodła jeszcze jedną osobę która na nią tak bardzo liczyła... Nie wiedziała co czeka na nią w piekle, ale czy naprawdę musiała sobie dokładać grzechów?
KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge (02,15,1999)

#3
Michelle raz jeszcze ruszyła w noc, nieświadoma tego, co ją czeka.
Sunęła cichymi, opustoszałymi ulicami, wspierając się mapą gdy nie wiedziała którędy i jak należy jechać. Dopiero poznawała Seattle. Znała tylko maleńki skrawek miasta. Reszta stanowiła dla niej - i dla wielu innych tak po prawdzie - kompletnie nieznany teren. Wampirzyca przemknęła przez większe i szersze, a nade wszystko odśnieżone ulice i zaczęła zagłębiać się w istny labirynt mniejszych alejek i uliczek. Śniegu było tutaj znacznie więcej, musiała więc jechać ostrożniej i wolniej, by przypadkiem nie zawadzić w stojący na poboczu samochód, należący do mieszkańców okolicznych domostw bądź pracowników i klientów licznych sklepów, barów i knajp.
W końcu jednak zdołała wydostać się z tego śnieżnego, ciasnego piekła i, minąwszy masywne skrzyżowanie, wyjechała na równą, szeroką ulicę. Było tu mnóstwo mniejszych i większych domków, całkiem sporo drzew i tylko parę samochodów stojących na podjazdach i przy garażach. To faktycznie była okolica jej ghula. Mieszkał chyba dwie czy trzy ulice dalej. Był bak blisko, niemalże na wyciągnięcie ręki. Toyota jechała dalej. Prawie wszystko dokoła było pogrążone w mroku; pomarańczowy, trochę migotliwy blask ulicznych latarni z powodzeniem rozświetlał ciemność. Miękkie, ciepłe światło odbijało się od białych, śnieżnych zasp, nadając całej okolicy wyjątkowej barwy.
No, prawie.
Co prawda większość okien w mijanych przez nieumarłą domach była równie czarna jak pokryte grubymi chmurami nocne niebo, ale trzy lokale się wyróżniały. Pierwszym był monopolowy, z jaskrawym, czerwono-żółtym neonem w kształcie butelki nad drzwiami. Co kilka chwil migotał i Michelle mogła niemal słyszeć jak wydaje z siebie niskie, basowe buczenie. W zakratowanym oknie wystawowym, pełnym skrzynek z piwem w butelkach i puszkach. Coors, Budweiser, Corona, Pabst wisiała tabliczka z godzinami otwarciami. Głosiła "24/h".
Drugim, w oddali, tuż przy skrzyżowaniu, była jakaś knajpa. Podła speluna, sądząc po zaparkowanym przed wejściem starym pickupie i kilku czarnoskórych mężczyznach wychodzących z lokalu. Nazwy nie sposób było dostrzec; szyld, pozbawiony neonu bądź zwykłej żarówki, krył się pod grubą pierzynką śniegu. Z szeroko otwartych drzwi na jezdnię i chodnik padało jednak żółtawe, mdłe światło. Trzecim i ostatnim miejscem był właśnie fryzjer. Przyjemny lokal, znajdujący się troszeczkę poniżej poziomu ulicy, rozświetlony jak choinka. Chodnik i schodki prowadzące do lokalu odśnieżał stary, niski mężczyzna z wąsami i sporymi zakolami.
Na jego czarnej skórze, mimo późnej pory i niskiej temperatury, lśnił pot. Z nosa i ust unosiła się gęsta, biała para.
S U I C I D E
I S
P A I N L E S S

K o l e j k a | 
→ ?
 → ?
  → ?
   → ?
    → ?
     → ?
      → ?
       → ?
        → ?
         → ?

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#4
...Przynajmniej było spokojnie... Przestało tak wiać i padać... No i ulice tutaj były odśnieżane. Całe szczęście, mogła przynajmniej troszeczkę spokojniej kierować pojazdem bez obaw, że wpadnie w jakąś zaspę albo co gorsza - w poślizg. Mimo to nie spieszyła się. Może i była ograniczona czasowo, ale jeszcze trochę go miała. Wystarczająco by trochę powęszyć.
Życie spokrewnionego było pełne pokus. Duża część z nich kończyła się oddaniem kontroli bestii, która tylko czekała by zająć miejsce świadomości kierującej tą niezwykle potężną, ale jednak skorupą. Część z nich była jednak rozpaczliwym wołaniem o odzyskanie tego, co zostało utracone. Bywa jednak tak, że czasem się tęskni za tym, czego nigdy nie było dane zaznać w swoim życiu. Michelle... Jakoś za dużo myślała o tym, że jej ghoul był w pobliżu. Leżał w łóżku, siedział w kuchni... Może spał, a może nie. Ale była niemal pewna, że o niej myślał. Przecież sam mówił, że wczoraj całą noc mu się śniła! I mimo tych wszystkich wyrzutów sumienia, albo może wręcz właśnie przez nie zastanawiała się, czy na pewno powinna się zachowywać tak, jakby wcale go tu nie było. Jej umysł podsuwał obrazy których nigdy nie zaznała, i nie spodziewała się nigdy by tak się stało. Kto mógłby bowiem pokochać takie dziwadło, taką karykaturę człowieka, i niedorajdę jak ona? Tak było za życia... A teraz było jeszcze gorzej...
Tu jednak była pewna, że to uczucie istniało. Nawet jeśli przez jej krew, to nie chodziło tej osobie ani o profity, ani o to by ją... wykorzystać. Może myślał o niej... Na różne sposoby, ale to czuł... Ale dalej to nie było prawdziwe. Mimo to, ta pokusa istniała. Ktoś w końcu poza najbliższa rodziną... A i to nie było idealne...
I w dodatku był w takim miejscu. Co, jeśli w końcu stanie mu się krzywda? Albo jeżeli stanie się to przez to, że wtykała nos w nie swoje sprawy? Może jednak powinna przemyśleć tamtą sprawę... Ale to może później. Przecież nikt nie musi wiedzieć... Może uda się to załatwić dyskretnie...
Miała taką nadzieję, gdy już dojeżdżała do wybranego przez siebie miejsca. Nie było to łatwe, była w tej okolicy w końcu raz a była spora... Musiała się posiłkować mapą. Ale... Potrafiła jakoś odnieść to co widziała do tego co było na mapie. Większość była w takim stanie jakim spodziewała się zastać - cisza, ciemność, i spokój. Parę jednak... Co do dwóch to się nie zdziwiła. Całodobowy monopolowy, speluna... Uh, ktoś akurat wychodzi, musi uważać... Ale najbardziej się zdziwiła, paradoksalnie, miejscem do którego zmierzała.
Było późno. Zimno. Padało... I... Ten starszy Pan po prostu zamiatał. Niemożliwe, by to był pracownik, mało kto by się na to zgodził. Więc to był właściciel? Um... Dobrze... Chyba... Miała pomysł... Ale najpierw zaparkuje, tak...
Jak już znalazła miejsce odpowiednie by zostawić swoje auto, jeszcze chwilę się namyśliła. Gdzie on mieszkał... Moment, moment... Randolph Ave... dziewięćset osiem? Tak by się zgadzało przynajmniej na mapie... tak. Lepiej ją złoży, tylko tak by czasem ktoś nie zauważył. Raczej wątpliwe, padało tu dość mocno, ale... Lepiej nie kusić losu... Jakby też mogła mieć je na widoku, podczas gdy będzie rozmawiała z tym starszym panem... Albo chociaż blisko...
Poprawiła beret. Założyła rękawiczki, schowała mapę do schowka przy drzwiach, i po wyjściu sprawdziła dwa razy czy dobrze zamknęła auto. To była taka okolica, że... Lepiej nie kusić losu. Ale tak, miała plan... Zostawiła auto, jakkolwiek udało jej się zaparkować. Wyszła mrużąc oczy... Płatki śniegu... Nie, nie było tak źle, już przynajmniej nie wiało w twarz... Ale... Podeszła bliżej... Tak. Wiedziała jak zacząć...
-Ummm... Dobry wieczór... Jakbym... Nie chcę przeszkadzać... Ale... Um...-...A i tak wyszło jak zwykle. Nawet taka osoba... A może właśnie dlatego, że był starszy, i tak powodowała, że zapominała języka w gębie-...Randolph Ave... dziewięćset osiem... Znajomy mówił... Ale... Bardzo przepraszam... Nie jestem stąd... I... Nie jestem pewna...-Michelle cała się kryła w sobie, zawstydzona. Z wielu, naprawdę wielu powodów. Z których to można było by się domyślać - pyta o rzecz dość prozaiczną, od razu pokazując jak bardzo jest niezorientowana i gapowata. Nie pomagał fakt, że przecież tak naprawdę wiedziała gdzie to jest... Ale to był tylko pretekst... Ale... Mogła od tego zacząć... Musiała od czegoś zacząć. Opuściła wzrok ze wstydu, złożyła przed sobą ręce...
...kolejny grzech.
KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge (02,15,1999)

#5
Tak bliskie sąsiedztwo sklepu monopolowego, w dodatku czynnego przez całą dobę, nie nastrajało optymistycznie. Dodatkowym, acz fatalnym akcentem była znajdująca się kawałek dalej speluna; z chwilą, gdy Michelle opuściła bezpieczne wnętrze swego samochodu wampirzyca ta usłyszała tępą, głośną rąbankę którą tylko ktoś o spaczonym guście mógłby nazwać muzyką. Starszy człowiek, zajęty przerzucaniem śniegu z miejsca na miejsce, początkowo nie zwracał uwagi na albinoskę. Dopiero gdy nieumarła podeszła bliżej i zadawała grzeczne, uprzejme pytanie, czarnoskóry spojrzał na nią zaskoczony.
- Och, toż to jest bliziutko. - odparł, przerywając odśnieżanie i zamiatanie. - Pojedzie panienka o tędy, minie Spring, skręci w East Marion i pojedzie prosto, aż do parku. Randolph Avenue będzie po lewej stronie. Piąty... nie, nie piąty, szósty zjazd w lewo. - zrobił krok do przodu, zbliżając się do Michelle. Sprawnym ruchem wbił szuflę w zaspę, ale i tak musiał przy tym sapnąć. Dopiero potem, gdy otarł już pot z czarnego czoła, zaczął tłumaczyć dalszą drogę. Pomagał sobie przy tym rękoma; dość zawzięcie gestykulował, starając się jak tylko potrafił najlepiej wskazać właściwą drogę.
Ta zaś, jak Mould mogła się spodziewać, brzmiała przerażająco i wydawała się nad wyraz skomplikowana. W rzeczywistości pewnie będzie banalnie prosta, no ale...
- Panienka wybaczy, lata lecą, pamięć już nie ta co kiedyś... pewnych rzeczy nie sposób zapomnieć, inne zaś znikają, jak śnieg na wiosnę. - praktycznie od razu przeprosił też za drobną pomyłkę, tłumacząc się wiekiem oraz słabnąca z każdym kolejnym rokiem pamięcią. Oparł się na wysłużonej i trochę już wyszczerbionej, blaszanej szufli; drewniany trzonek był sękaty, suchy jak wiór i miał kilka mniejszych i większych pęknięć, ale podobnie jak właściciel, ciągle wykonywał swoje obowiązki.
Uśmiechnął się, ponownie przepraszając za swoją drobną pomyłkę. Kawałek dalej, z głośnej speluny, wytoczyło się trzech czarnoskórych młodzików. Byli pijani, hałaśliwi, ale nie wydawali się być jakoś szczególnie agresywni. Na całe szczęście. Starzec z szuflą zmrużył oczy, spoglądając w nich stronę i pokiwał zasmucony głową. Nic jednak nie powiedział.
S U I C I D E
I S
P A I N L E S S

K o l e j k a | 
→ ?
 → ?
  → ?
   → ?
    → ?
     → ?
      → ?
       → ?
        → ?
         → ?

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#6
Dopiero gdy wyszła usłyszała to w pełnej okazałości... Ugh... Dobrze, że nie planowała tam wchodzić. Już jedno wejście do miejsca z tak... Nieprzyjemnymi dźwiękami w zupełności jej wystarczało. Znaczy, jeżeli ktoś to lubił to nie zamierzała narzucać swojego zdania, zwłaszcza, że na pewno nikt nie chciałby jej wysłuchać. Ale gdyby było to na tyle cicho, by ona nie słyszała, to znacznie milej by jej się tutaj stało. Tylko i wyłącznie o to jej chodziło.
To zaskoczenie. Nie miała pojęcie czego dotyczy. Jej wyglądu, że podeszła z pytaniem, bo zapytała o coś takiego? Mogła się domyślać i zastanawiać, a i tak jeżeli nie zapyta to nie będzie miała szansy się dowiedzieć. Ale kto by coś takiego zrobił, jedynie ktoś bezczelny albo bardzo odważny! Ona to takich osób zdecydowanie nie należała, a przynajmniej nie chciała być postrzegana jako ta pierwsza... A ta druga... Może czasami lepiej kogoś nie rozczarować, jak prawda wyjdzie na jaw...
Słuchała wyjaśnień, które chyba jeszcze bardziej jej zamotały obraz tego jak powinna jechać niż wcześniej. A patrzyła przecież na mapę! Prosto, i by skręciła w ulicę... Starszy Pan miał jednak na tyle bogaty i zagmatwany sposób wyjaśnień, że zgubiła się w połowie. Próbowała jakoś to prześledzić i odtworzyć, ale brzmiało to całkiem strasznie...
-...Nie nie, to... Nie szkodzi, chyba... W East Marion, prosto do parku... szósty w lewo... Dziękuję-Powtórzyła sobie. W sumie, chyba nie uprościła tego za bardzo? Co też... Przecież wiedziała jak dojechać, tylko się upewniała! I to nie był cel jej pytania-Jeszcze... Jeszcze nie przywykłam...
Była poniekąd zmuszona przerwać. Parę osób wyszło... Acz to chyba określenie trochę na wyrost... Z lokalu...To chyba również... Podobnie jak tamci studenci. Pewnie byli w podobnym stanie. Dlaczego... Nie rozumiała. Rozumiała euforię, ale też ona... Musiała igrać z ogniem. Dlaczego oni przekraczali tą granicę dobrowolnie? Bała się, że ktoś ją zaczepi, zwłaszcza tutaj. Że... Zrobi komuś krzywdę... Dlatego patrzyła, jak się oddalali kawałek dalej. Z obawą i smutkiem.
-...Dlaczego wybrał to miejsce...-Michelle leciutko pokręciła głową. Ale właśnie wtedy do niej wpadł jej plan, który być może uda się wprowadzić w życie. Ale też... Chyba zabrzmiała dość nieprzyjemnie-P-przepraszam... Po prostu, mój... Przyjaciel się wprowadził i... Przyjechałam go... Odwiedzić...-Bardzo nie zmyślała. Może wyolbrzymiała, ale gdyby naciągnąć pewne fakty... Może faktycznie go odwiedzi... Jak już przestanie ją tak sumienie męczyć...
-...Proszę Pana... Czy ta okolica... N-nie chce urazić, oczywiście! Ale... Czy... Czy jest bezpieczna?-Oczywiście, zerkała w stronę lokalu który był dość mocno podejrzany. Ale faktycznie była to część pomysłu, który na bieżąco realizowała, a przede wszystkim modyfikowała. Na razie trudno powiedzieć jak szło, ale chyba nie aż tak źle...
KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge (02,15,1999)

#7
Słysząc uproszczone tłumaczenie trasy w wykonaniu wampirzycy fryzjer-sprzątacz kiwnął głową, zgadzając się z jej słowami. W najgorszym przypadku albinoska będzie krążyć po ulicach, szukając właściwego adresu, ale czy tak będzie naprawdę, tego już pan Gray - bo z pewnością ten czarnoskóry tak się nazywał - nie musiał wiedzieć. Grupka młodocianych pijaków, choć odeszła już spory kawałek, zaczęła właśnie śpiewać ochrypłymi głosami jakąś wulgarną przyśpiewkę o jakiejś dziewczynie.
- Ależ panienka nie przeprasza! Bój się Boga, dziecko, za co ty mnie przepraszasz? - znowu pokręcił głową, tym razem zasmucony zachowaniem Michelle. Na jego czarnej, starej twarzy, ozdobionej tylko niezliczonymi zmarszczkami i eleganckim wąsem malował się jednak delikatny uśmiech. Cieszył się, że rozmawiał z tak uprzejmą dziewczyną, ale też i smucił, że Mould była tak wycofana, nieśmiała i zamknięta w sobie. Wsparł się mocniej na szufli, którą kilka chwil temu odgarniał śnieg i sapnął ciężko.
- Powiem panience tak. Kiedyś, to znaczy tak z pięć, może dziesięć lat temu, to panienka mogłaby i na noc zostawić drzwi otwarte, a jakiś uczynny sąsiad by je zamknął. Teraz gdyby zostawić drzwi otwarte na calusieńką noc, to albo się zalęgnie hołota jakaś, albo wyniosą cały dobytek. No, ale i jeszcze dawniej to też za wesoło nie było, ale wtedy to inne czasy zupełnie były... - znów westchnął i pokręcił głową. Tak, to wszystko brzmiało jak typowe marudzenie starego człowieka, ale z drugiej strony... czyż właśnie nie ci starzy ludzi wiedzieli najwięcej? Żyli tak długo, widzieli tak wiele.
Plus sąsiedztwo monopolowego i tej speluny zdawało się potwierdzać smutne słowa tego czarnoskórego staruszka.
S U I C I D E
I S
P A I N L E S S

K o l e j k a | 
→ ?
 → ?
  → ?
   → ?
    → ?
     → ?
      → ?
       → ?
        → ?
         → ?

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#8
...Jak to się stało, że stworzenie które mogłoby w teorii złamać tego starszego pana niczym wykałaczkę teraz zwieszało głowę niczym kajany pies przez swojego pana? A nawet nie była to żadna sroga reprymenda - ot uwaga, że nie miała najmniejszego powodu by za cokolwiek przepraszać.
-Ja... Pan tu pracuje... Mieszka... To Pana dom... Nie ... Nie... chciałam być niemiła-Może to i lepiej, że miała rękawiczki. Paznokcie nie były w stanie przebić się przez nie do skóry, a rzeczywiście mocno się trzymała za dłonie. Głowa chyba trochę przestała pracować, albo też zafiksowała się na jedną myśl, bo stała i patrzyła się na punkt, który akurat wskazywał bądź patrzył się starszy mężczyzna. Ewentualnie na spelunę, która to zdawała się być punktem centralnym tego kawałka ulicy. Poza tym, chyba lepiej było obserwować kto i co stamtąd wychodzi.
-...tak... Teraz... Trudno zaufać ludziom...-Michelle objęła się za ramiona. Był to odruch spowodowany bardziej zdenerwowaniem, ale pełnił też dobrą rolę innych ludzkich odruchów. Był w końcu środek zimy, takiej drobnej dziewczynie mogło się przecież zrobić zimno! Ale stała dzielnie i kontynuowała rozmowę. Po to tutaj przyjechała, kierowana intuicją. Można wręcz powiedzieć - kobiecą!
-Bo... Jeżeli... Tak w sumie... Ja... Uh, miałam o to zapytać gdzieś indziej... Ale może...-Nagła zmiana planu. Nagła, ale... Może nawet lepsza? Po paru nie do końca prawdziwych słowach chyba zdecydowała, że lepiej wyjdzie na trochę bardziej szczerym podejściu. Ponownie opuściła wzrok-Bo... Słyszałam pewne rzeczy... I... Boję się o przyjaciela...-I to była prawda. Przecież po przemyśleniu tego wszystkiego miała pełne prawo. Nie było wiadomo, co strzeli do głowy takiej grupie. Kogo wezmą na celownik.
-...Proszę mi wybaczyć... Czy... Może lepiej w środku... Jeżeli to nie jest problem, oczywiście!-Gdy pojawiła się groźba, że zaczęła wychodzić trochę przed szereg momentalnie się ożywiła. Podniosła troszkę głos, co dalej trudno byłoby zakwalifikować nawet jako zawołanie. Bardziej nieco uniesiony głos, który przy jej cichej mowie wystarczająco się wyróżniał.
KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge (02,15,1999)

#9
- Och, teraz to ja przepraszam, panienko. - cofnął się o krok. - Starość nie radość, jak to mówią... już, proszę, zapraszam. Może herbaty? Kawy nie pijam, niestety, od lat nie przespałem całej nocy, nie widzę więc sensu w truciu ciała kofeiną... - dodał, zapraszając wampirzycę do środka. Szufla, która chwile temu służyła do przerzucenia sporych ilości śniegu, tkwiła teraz bezpiecznie w lewej ręce starego fryzjera. Drugą dłoń wcisnął do kieszeni, z której moment później wyciągnął dość masywny, stary klucz. Czarnoskóry staruszek odwrócił się jeszcze raz do Michelle i uśmiechem zachęcił ją, by poszła za nim, prosto do drzwi prowadzących do zakładu.
Miejsce pracy pana Gray'a faktycznie było poniżej poziomu ulicy; wszystko zostało jednak sprawnie odśnieżone. Został tylko chodnik, którego uprzątnięcie przerwało pojawienie się Mould.
- Panienka się nie martwi o przyjaciela. Jeśli ma skórę taką jak ja, to nic mu się nie stanie, może raz tylko dostanie w zęby jeśli kogoś wkurzy. Ale jeśli wygląda... bez urazy, panienko, tak jak ty... - westchnął głęboko i pokręcił smutno głową. Wsunął klucz do zamka, przekręcił go dwa razy i otworzył szeroko drzwi. Rozległ się cichy, melodyjny dźwięk dzwoneczka.
Zakład Paula Gray'a był małym, przytulnym salonikiem, utrzymanym w delikatnych odcieniach bieli i czerni. Po obu stronach od wejścia widniały niskie, skórzane sofy i stoliki; ten po lewej był biały, ten po prawej czarny. Na obu piętrzyły się stosy gazet i czasopism, niektóre nowe i aktualne, niektóre stare, postrzępione. Na wprost od wejścia były zamknięte drzwi prowadzące na zaplecze, z karteczką "Tylko dla Personelu". W lewym, górnym rogu było masywne radio, w prawym - telewizor. Całą prawą ścianę zajmowały metalowe i drewniane szafy i regały pełne sprzętów fryzjerskich. Lewa ściana to trzy stanowiska i trzy ogromne lustra.
S U I C I D E
I S
P A I N L E S S

K o l e j k a | 
→ ?
 → ?
  → ?
   → ?
    → ?
     → ?
      → ?
       → ?
        → ?
         → ?

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#10
Chyba powoli do czegoś to zmierzało. Chciała wejść do środka, by ktoś ich czasem nie podsłuchał albo nie zwrócił uwagi i osiągnęła to. Miała osiągnąć przynajmniej. Ale pojawił się drobny problem, który musiała jakoś obejść. Z pomocą przychodził jej własny charakter, który w połączeniu ze świadomością swoich ograniczeń... Może da radę?
Pokręciła głową na sugestię, tym razem trochę wyraźniej, szybciej. Może nie miała ochoty, może nie potrzebowała i jeszcze było jej ciepło, a być może nie chciała się narzucać. Nie musiała nic nawet mówić, to powinno wystarczyć, prawda? W najgorszym przypadku nic nie wypije ze szklanki, jeżeli fryzjer będzie nalegał. Lepsze to, niż jakby miała... To by było... Bardzo... Złe...
Przy okazji coś się zaczęło wyjaśniać jeżeli chodzi o samego fryzjera. Z jakiegoś powodu cierpiał na bezsenność, albo coś nie dawało mu spać. Czy to było związane z tą okolicą? Był chory? Może jeszcze o coś innego? Ale może dlatego zerwał się w środku nocy, by tutaj posprzątać... Niezależnie od powodu było to dość przykre. Był starszym człowiekiem i potrzebował odpoczynku, skoro zarabiał w dzień na swoje utrzymanie... Może i nie tylko swoje.
Potrafił jednak sprawić, że czuła się nie do końca komfortowo. Nie uraził jej, ale przypomnienie o swoim stanie... Powłoki, który jeszcze przecież istniał za życia wywołał u niej mało przyjemne emocje. Skórę... Przez chwilę, nie wiedzieć czemu, pomyślała o jej twardości. Że jest w stanie wytrzymać w takich warunkach, ale powód był przecież znacznie prozaiczny. Tutaj ludzie byli czarni, a ona... Odstawała jak pojedyncza gałąź żywopłotu, albo nitka z ubrania. Wiadomo, co się z takimi robiło... To by też tłumaczyło, dlaczego czarnoskóry Primogen Reeves mógł wiedzieć trochę na temat tego co się tu działo. Dlaczego więc akurat to zadanie zostało jej zaproponowane? Zwracała na siebie uwagę z definicji po prostu stojąc, nawet pomijając ten kontrast
Dopóki nie weszła do środka milczała. Skorzystała z zaproszenia i wślizgnęła się, oglądając wnętrze. Widać było, że z jakiegoś powodu jej się podobało. Przyjemne, skromne, zadbane... Nigdzie jednak nie usiadła. Była z osób, które wolały nie wychodzić przed szereg. Całość była rozświetlona przez światło... I... Było tu dość dziwnie. Jeszcze za życia takie miejsca kojarzyły jej się z dźwiękami, może nawet hałasem, ale do zniesienia. Teraz było tu tak cicho, jakby się tu włamała... Ale właściciel był obok. I była mile przyjęta. To uczucie było takie... Dziwne... I oczywiście, budziło wspomnienia, ale w nowym wydaniu. Niekoniecznie lepszym...
-...To... Ładne miejsce...-Stwierdziła w końcu, obracając się bardziej bokiem do właściciela. Już w oczach dziewczyny jawiła się wdzięczność, że zgodził się ją wpuścić i, przede wszystkim, chwilę porozmawiać-On... Tak... Nie wyróżnia się tak... Ale... Chyba... Chyba wolałabym, by był... Gdzieś indziej-Michelle zdjęła z głowy beret. Otrzepała go ze śniegu, który już zdążył się już trochę tam zgromadzić. Zaraz potem się spięła bo... Przecież robiła to na podłogę! Schowała go do kieszeni płaszcza, w sposób... Chyba najchętniej zapomniałaby, że coś takiego zrobiła.
-...Tak... Ale... Powiedział to Pan tak... Czy... Znaczy... Wiem, jak wyglądam...-Chwycenie się za łokieć... Wyrażało więcej niż trzeba na temat tego, jak komfortowo się z tym czuła-Czy to jest... Jedna z takich dzielnic?
Bardzo powoli ciągnęła temat. Próbowała to jakoś ugryźć, i powoli się do tego zbliżała. Krążyła, czekając na dobry moment by poruszyć to co było dla niej najważniejsze. Ale było jeszcze na to za wcześnie. Jeszcze nie teraz... Musi to wyjść w miarę płynnie i naturalnie...
KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge (02,15,1999)

#11
Głośna, obrzydliwa muzyka zniknęła, na całe szczęście. Pijana młodzież i dorośli tak samo. Monopolowy stanowił tylko wspomnienie.
Z kluczami w dłoni staruszek udał się na zaplecze - zamek w tamtejszych drzwiach również był duży, masywny i wiekowy, tak, jak sam właściciel. W przeciwieństwie do drzwi wejściowych, te trochę skrzypiały i Gray musiał pchnąć je całym ciałem, by ustąpiły. Moment później wrócił do Michelle, niosąc zszarzały kubeczek z zatartym już wizerunkiem jakiegoś ptaka, orła albo innego jastrzębia. W powietrzu unosiła się gęsta, szarawa para gorącej i czarnej jak skóra fryzjera kawy. Paul pozwolił sobie upić niewielki łyk, ot tak, by rozgrzać zziębnięte i co gorsza, spocone ciało.
- Jeśli pytasz, panienko, czy można dostać w zęby za wygląd, to tak, to jest jedna z takich dzielnic. - odparł cicho, ponuro. - Ale nie cała. Bóg mi świadkiem, że nie cała. Są tutaj jeszcze porządni ludzie, jak choćby pan Reeves, pan McManus, czy pani Fanning albo i nawet pan Weeks. Z roku na rok jest ich jednak coraz mniej, coraz mniej... młodzi zaczynają rządzić, moje dziecko. Znałem ich rodziców i dziadków! Widziałem, jak młody Calvin czy Larry chodzili co niedziela do Madrona Grace na mszę! Nie mam pojęcia, panienko, co w nich wstąpiło. Czemu zeszli na złą drogę. - uzupełnił, robiąc tylko jedną przerwę by znów napić się kawy. Tym razem wziął większy łyk.
Skrzywił się. Musiał oparzyć sobie usta i język. Albo i gardło nawet.
- Czarnych rzadko tykają. Jeżeli panienki przyjaciel nie będzie łaził po nocach, ani nie będzie wtykać nosa w nieswoje sprawy, to nic mu chyba nie zrobią. - ciągnął dalej, mówiąc całkiem sporo, ale ciągle nie mówiąc wprost tego, co Michelle chciałaby usłyszeć. Czegoż innego można się jednak było spodziewać po starym człowieku? Narzekał na młodzież. Marudził, że porządnych ludzi, w jego wieku rzecz jasna, już nie ma tak wielu. Wymienił nawet kilka osób, których uważał za godnych zaufania... o dziwo, jedną z nich był Primogen Reeves.
S U I C I D E
I S
P A I N L E S S

K o l e j k a | 
→ ?
 → ?
  → ?
   → ?
    → ?
     → ?
      → ?
       → ?
        → ?
         → ?

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#12
...Więc jednak wziął kawę... Dziwne. Przed chwilą mówił, że nie pije kawy bo i tak ma problemy ze snem. Do głowy wpadł jej jeden powód, że wcale nie chciał dzisiaj zasnąć. Jaki tylko był ku temu powód - mogła się jedynie domyślać. Okolica była taka, że sama pewnie by się bała zmrużyć oka, ale miała ten "komfort", że nawet za bardzo nie mogła. Sen przychodził przymusowo o pewnej porze dnia, i dopóki miała chociaż trochę krwi - będzie trwać. Inaczej tego nie mogła nazwać.
Dalej stała. Nie chciała siadać dopóki faktycznie nie będzie wiadome, że to nie jest jakimś problemem albo... Co najwyżej oprze się trochę o któryś z foteli. Nogi jej się nie męczyły, ale to trochę będzie dziwnie wyglądało jeżeli będzie stała jak kołek, nawet nie przestępując za bardzo z nogi na nogę, mimo poddenerwowania. Chyba... Nawet tak zrobi. Delikatnie, bardzo.
To, co mówił pan Gray było smutne. Ponure. Drgnęła lekko gdy usłyszała znajome już nazwisko - Reeves. Porządny człowiek... Słyszała podobne rzeczy od Williama, że jak na przedstawiciela klanu Gangrel był bardzo... W porządku. Tak... Dokładnie nie pamiętała, ale wypowiadał się pozytywnie. Tutaj słyszała to samo, ale reszta nazwisk niewiele jej mówiła. Przymknęła oczy... Może to był faktycznie starszy człowiek, ale miał rację. Tyle młodych ludzi robiło tyle głupich rzeczy...
Senior dał jej jeden punkt zaczepienia. Zamierzała z tego skorzystać. Uniosła powieki w momencie gdy było wspomniane łażenie po nocach.
-...Jest nocnym stróżem-Zacisnęła troszkę wargi. Nie oznaczało to, oczywiście, że z automatu będzie się pakował w kłopoty, ale dalej był osobą która regularnie się w niej poruszała-Ale... Młodzi... Ja... Wydaje mi się, że... Chcą akceptacji, a ktoś chce... Chce, by ktoś coś dla niego robił...-Michelle wysnuła jedną z mądrości zakrawającą o truizm. Młodymi umysłami łatwo manipulować. Nieakceptowanymi owszem. Jakie to było ironiczne, że wszystkie te cechy mogła przystawić do siebie samej i całkiem sporej grupie młodych spokrewnionych i pasowałoby to idealnie... Chyba naprawdę nie różniła się specjalnie od tych... Jak to było... Zwierząt?
Uniosła spojrzenie. Patrzyła się na starszego mężczyznę. Zgadzała się z nim, że świat wygląda coraz gorzej. Z jej perspektywy zdecydowanie tak to wyglądało, biorąc pod uwagę gdzie była przed, a gdzie po spokrewnieniu.
-...Dlatego... Dlatego się martwię. Może na wyrost, ale... Martwię się... Chciałabym wiedzieć, co... Bo... Słyszałam właśnie o młodych ludziach... West Side Street Mob. Myślałam, że... Może czegoś się dowiem... Zweryfikuje-Ciągnęła, przedstawiając swoją pozycję. Coraz bardziej się plącząc, myśląc o tym, co może pójść nie tak. A jeśli ją przegoni? A jeśli powie nieprawdę?-Czy... Mogłabym? Ja... Zrozumiem, jeśli...
Jeśli co? Jeśli odmówi? Jeśli będzie miał wątpliwości? Była zdenerwowana, i to bardzo odbijało się na jej mowie. Ale próbowała. Chociaż temat był... Napięty. I bliski, całkiem dosłownie bliski.

KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge (02,15,1999)

#13
Pił kawę, jak słusznie zauważyła Michelle. Ale, jak sam Paul wspominał, nie lubił kawy z powodu kofeiny, która "truła ciało". Może więc pił po prostu bezkofeinową? A może kłamał, chcąc sprawdzić, z kim naprawdę ma do czynienia? Albo, co wcale nie jest wykluczone, wampirzyca po prostu zbyt mocno szukała drugiego dnia? Fryzjer był w końcu starym człowiekiem, mieszkającym w niezbyt ciekawej dzielnicy...
Ta dzielnica była zresztą powodem, dla którego Mould w ogóle rozmawiała z tym mężczyzną. No, może nie tyle cała dzielnica, co część jej mieszkańców, i to część, o której wspominał Gray dosłownie przed chwilą.
- Stróż, powiadasz... - powtórzył cicho, całkiem zadowolony. - Znaczy porządny człowiek. Na chleb zarabia ciężką pracą i pilnuje dobytku innych, to się chwali, panienko, to się bardzo chwali. - stwierdził całkiem zadowolony, lecz gdy padła nazwa gangu, całe zadowolenie błyskawicznie gdzieś uleciało. Trwało to jednak tylko chwilę, krótką, ulotną chwilę, bo już moment później jego spojrzenie wyrażało coś zupełnie innego. Milczał, wpatrując się w Michelle. Raz tylko przeniósł wzrok na kawę, tak, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co trzyma w dłoni.
- Dobrze słyszałaś, panienko. - zaczął cicho. - Calvin, Ellis, Larry, Julio i Bunk to opoka tego gangu. Dzieciaki, które lata temu bawiły się na ulicach! Z rodzicami przychodzili, żebym ostrzygł jednego i drugiego. Może gdybym trzepnął każdego w tę pustą łepetynę, inaczej by się to wszystko skończyło... wpadli w szpony narkotyków. Niewiniątkiem nie jestem, ba, w Wietnamie to co drugi pił i palił, wciągał i wstrzykiwał sobie co tylko się da by przetrwać horror, ale znaliśmy umiar. Robiliśmy to, bo musieliśmy. Ale oni? Flaggstone i Greggs, czy Gilliam i Sohn to zwykłe ćpuny, który za działkę heroiny i kokainy gotowi są sprzedać własną matkę. Jeśli już tego nie zrobili... to zwykłe czarne bydło, do cholery. - wyrzucił z siebie na jednym wdechu, po czym sapnął głośno i potrząsnął głowa, zasmucony. Upił szybko, nerwowo kolejny łyk kawy i odstawił kubek na blat, po czym poszedł na zaplecze.
Gdy wrócił, trzymał zwyczajny, pękaty słoik z przyklejoną karteczką z napisem "przekleństwa". Z przepraszającym uśmiechem na twarzy Paul Grey wrzucił do słoika banknot o nominale pięciu dolarów.
S U I C I D E
I S
P A I N L E S S

K o l e j k a | 
→ ?
 → ?
  → ?
   → ?
    → ?
     → ?
      → ?
       → ?
        → ?
         → ?

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#14
Pokiwała głową. Stróż, rzeczywiście. Może nie pracował w tej dzielnicy... Chyba, ale fakt pozostaje faktem, że tak obecnie zarabia na życie. Nigdy nie myślała o tym w ten sposób w jaki zaprezentował jej to starszy człowiek, ale nie miała powodów by się z tym nie zgodzić. Wręcz przeciwnie, już miała dobrą opinię o Phillipie, więc czemu miałaby to podważać? Tylko by sobie narobiła problemów, a miała zupełnie inne zadania. To był tylko jeden z kroków, który miał ją doprowadzić do celu.
Ale następne były już o wiele bardziej śmiałe. Z pozoru reakcja była znikoma. Przyglądał się jej. Zastanawiała się czy aby na pewno postąpiła właściwie, czy to był odpowiedni moment by zrobić to co zrobiła. Zauważyła dysonans. To nie było dobre, i nie było nawet w połowie tak zgrabne jakby chciała by było. Niejmniej jednak... Udało się. Zrobiła to co zrobiła, i teraz należało się skupić. Została zalana informacjami. Calvin, Ellis, Larry, Julio, Bunk. Dzieciaki ściągnięte na złą drogę. Flaggstone i Greggs, czy Gilliam i Sohn... O nich wypowiadał się jeszcze gorzej. Oczywiście nie umknęło jej to co powiedział o Wietnamie. Nie mogła dać się teraz odciągnąć na inny tor rozmowy, ale było to interesujące. I smutne. Miał na pewno cały bagaż doświadczeń, który na nim ciążył. Słyszała, że wojna tam była naprawdę... Każda wojna była okropna, tak naprawdę. Ale co ona mogła na ten temat wiedzieć. Miała przed sobą kogoś, kto był tego nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem.
Przy okazji ten słoik był pewną osobliwością. Płacenie za przekleństwa? Ciekawe, na co potem idą te pieniądze, ale... Pięć dolarów. Całkiem sporo jak za jedno słowo, ale jeśli to potem szło na jakiś szczytny cel - jaki inaczej byłby tego sens? Przerwało to ciąg coraz dłuższej, smutniejszej miny albinoski. Dalej ten uśmiech był podszyty żalem, ale jakoś mile jej się kojarzyła cała ta scena. Grzech, i kara która prowadzi do czegoś dobrego. Do czego doprowadzi jej własna kara za to, czym była i co robiła?
-...może jakby moja mama coś takiego robiła, to bym nie chodziła boso po mieszkaniu...-Nawet skomentowała, a jak ładnie, płynnie! Fakt, że odeszła od tematu, ale takie drobne rozluźnienie... Chyba nie było złe, prawda? Była w końcu osobą zupełnie z ulicy, która miała tylko zapytać o parę rzeczy. I przypomniała sobie o tym. Nie był to miły temat...
-...Ale...Przykro mi... Ja... Nie wiem, sama chyba mogę być w tym wieku... Ale... To smutne... Czy jest więcej takich jak oni tam? Czy... jest ich dużo?-Michelle zacisnęła dłonie-Słyszałam... że najbardziej kłębią się blisko tutejszego kościoła... Czy to prawda?-Albinoska zacisnęła usta. Wydawała się być czymś niezadowolona. Ale fakt - jak tak można było! Tuż pod przybytkiem Bożym, urządzać sobie melinę, zbiegowisko narkomanów, przestępczości. Twarz jej trochę zelżała gdy zorientowała się, że aż za bardzo się zaczęła w środku unosić. Dobrze, że nic nie mówiła, bo naprawdę mogłoby jej się coś wymsknąć... Jeszcze by sama musiała dołożyć do słoika!
-Czy Policja nic nie może zrobić? Na pewno wiedzą... To boli, że... Młodych ludzi każe... A nie pomaga... Po paru latach w zamknięciu jest tylko gorzej...
Zapytała, ale niedługo potem odbiła. Dała jednak wystarczająco dużo czasu, by fryzjer mógł jej odpowiedzieć. A zarazem potem zaczęła inny temat by nie było, że tylko i wyłącznie tego chciała. To miało wychodzić w miarę naturalnie... O ile teraz się dało...
KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge (02,15,1999)

#15
Wampirzyca prowadziła rozmowę ostrożnie. Choć osiągnęła swój cel i zdołała wyciągnąć ze starego fryzjera informacje, to nie zamierzała spoczywać na laurach i cały czas poruszała się powoli, delikatnie, tak, jakby ten czarnoskóry weteran wojenny mógł nagle wybuchnąć i wyrzucić ją za drzwi. Nic oczywiście nie wskazywało, by taki rozwój sytuacji mógł mieć miejsce, ale nie szkodzi zachować trochę ostrożności, prawda? Zwłaszcza, że Michelle robiła po prostu to, o co została poproszona.
Paul Grey ponownie przechylił kubek, pijąc kolejny już łyk znienawidzonej przezeń kawy.
- Ano tak, panienko. - potwierdził jej słowa, gdy już przełknął gorący napar. - Skaranie boskie z tą bandą. Przez większość dnia jest z nimi spokój, ale już tak późnym popołudniem, wieczorem, to często można zauważyć kilkuosobowe grupki dzieciaków stojące na rogach ulic w sąsiedztwie kościoła i nawet dalej. To dzieciaki, panienko, tak z tuzin, może trochę więcej, ale dzieciaki. - powiedział cicho, kręcąc głową wyraźnie zasmucony. West Side Street Mob faktycznie miało swoją siedzibę przy kościele.
Nie było to jednak wszystko, co usłyszała Mould. Wedle fryzjera, który spędził w tej części Seattle kawał swego życia, sporą część gangu stanowili młodzi ludzie. Nastolatki, młodzież. Dzieci. Starsi i dorośli najwyraźniej byli kimś ważniejszym i, czego się można było już domyślać, stanowili mniejszość. To dobrze, czy źle? Gray dopił kawę i odstawił pusty kubek. Wierzchem dłoni otarł usta, sapnął kolejny raz i mówił dalej, dzieląc się ważnymi - przynajmniej z jego punktu widzenia - informacjami.
- Cóż policja może zrobić, panienko? Aresztują młodzików, zamkną ich, a dzień później na ulicy pojawią się nowi. Trzeba by przymknąć tych na szczycie. Flaggstone i Greggs tutaj rządzą, ciężko jednak ich dorwać... - zakończył ponuro, nieświadom jednak tego, co właśnie powiedział. Jeżeli dwie osoby stanowiły o istnieniu bądź nie całego gangu... to sprawa wydaje się być łatwiejsza i prostsza, niż można się było spodziewać. Chyba.
S U I C I D E
I S
P A I N L E S S

K o l e j k a | 
→ ?
 → ?
  → ?
   → ?
    → ?
     → ?
      → ?
       → ?
        → ?
         → ?

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#16
Przykro się tego słuchało. Młodzi ludzie którzy jeszcze niedawno byli normalnymi dzieciakami byli wykorzystywani przez kogoś do osiągnięcia swoich celów, a oni w nagrodę jeszcze bardziej się uzależniali - nie tylko od zwodniczej, niebezpiecznej używki, ale również osoby która ją oferowała. Nie tylko spokrewnieni potrafili tworzyć więzy, ale to ich właśnie są tymi szczególnie niebezpiecznymi. To co zrobiła Phillipowi... Nie bez powodu na lekarstwo i narkotyk mówi się tak samo... Na to wychodzi...
Dowiedziała się przypadkiem bardzo ważnej rzeczy. Jakieś szefostwo tego gangu jednak istniało i istniała możliwość, że po ich pochwyceniu przynajmniej jeden problem zniknie z ulic... Nie, to by było naiwne. Będzie bardziej zdezorganizowany, i albo ktoś inny ich pochwyci, albo chociaż część będzie dało się uratować... Tylko co się stanie, jeżeli o tym powie? Wątpiła, by się to skończyło dla tych śmiertelnych dobrze... Nie znała też motywacji zleceniodawcy. Ale... Teraz też nie było dobrze. Było tragicznie. Czy naprawdę mogło być gorzej?
-...Mówił Pan, że to też... Narkomani... Może ktoś siedzi jeszcze wyżej...-Tak Michelle przypuszczała, bo... Osobiście wątpiła, by osoba uzależniona była na pewnym etapie w stanie trzymać całą bandę. Staczała się na taki sam poziom jak oni. Może byli szczególnie bezwzględni czy okrutni... Nie wiedziała, co byłoby gorsze...
-Ta dwójka... Znaczy... Tak się kryją? Czy... Nie ma dojścia?-Istniały dwie możliwości. Albo trudniej ich było wykurzyć z ich nor niż nawet najbardziej nieudolnego Nosferatu, albo mieli zazwyczaj taką obstawę, że nie było ich jak ruszyć. Dwie opcje. Nie wiedziała, czy ten starszy pan coś na ten temat wiedział, ale już miała dość dużo informacji.
Ale tak. Coś należało z tym zrobić. Ta okolica była wystarczająco parszywa. I na pewno nie sprzyjało to interesom spokrewnionych. Może taki był cel Huntera - wkupić się w łaski poprzez poskromienie gangów. Kto wie... Ale co może wyniknąć z tego złego? Poza tym, to było jednak sąsiedztwo jej ghula. Oni stanowili dla niego niebezpieczeństwo, więc powinna tym bardziej się tym zająć!
Mężczyzna wypił kawę. Michelle wydawała się być dość zamyślona. Zbierająca myśli. Było cicho więc było to dla niej tym łatwiejsze. Nie była tak intensywnie rozpraszana.
-...To... zabrzmi chyba... dziwnie...-Tutaj było mniej wstydu. Bardziej ważyła słowa, badając które z nich byłyby tutaj lepsze. Nawet jej zdolności miały ograniczenia-...Czy... siedzą gdzieś konkretniej? Zajmują budynek... Czy... Są uzbrojeni?-Pytania stawały się coraz śmielsze, ale nie na tyle by się kompletnie zapomniała. Chcąc nie chcąc dalej się zastanawiała nad tą kawą... To było trochę dziwne...
-...To smutne... Jak się jest bezsilnym wobec takiego... zła-Tak... Jeżeli się tutaj czegoś dowie, to powinno wystarczyć. Nie miała zresztą pomysłów na inne pytania - bo co jeszcze pozostawało? Czym się zajmują? Narkotyki, rozboje, straszenie ludzi - to tylko parę przykładów. Jako, że to są dzieciaki... Poza tym, o to mogła zapytać w innym miejscu. Nie mogła też za bardzo go męczyć. Ale... By nie skończyć tego tak... Już sama była dość przybita tym, co słyszała. I jak słyszała - Pan Gray wyglądał na szczerze zasmuconego.
-...Mam nadzieję, że żadnego z nich nie spotkam-Mówiła jedno, ale przeczucie... Była na najlepszej drodze, by zwrócić na siebie ich uwagę. Wystarczy słowo, sugestia, że wiedziała cokolwiek więcej niż powinna, i już będzie mieć kłopoty. Ale to miejsce było lepsze niż komisariat. Tam ta szansa byłaby znacznie większa-...I... On też... Jeżeli... Ma Pan jakieś słowa przestrogi przed... Nimi...-Ostatnie pytanie, będące w pewnym stopniu ogólnym pytaniem, co powinna o nich wiedzieć. Była spięta, bo zastanawiała się na ile może sobie pozwolić, i czy nie zbliżała się, albo nie przekraczała granicy. Ale wiedziała już wystarczająco. Gdyby tylko jeszcze troszkę... Coś jeszcze wyciągnęła... O ile on wiedział. Mógł oczywiście nie wiedzieć. Ale może znał kogoś kto wiedział?
Oczy Michelle od jakiegoś czasu były skupione na śmiertelniku. Tylko co jakiś czas odchodziły gdzieś w bok, nie wytrzymując naporu własnej świadomości, że mogło to być uznane za gapienie się. Słuchała go jednak bardzo uważnie, mówiąc może cicho, ale z minimalnie większą pewnością. Nie za dużą, ale robiła postępy.
KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge (02,15,1999)

#17
Ulicą przemknął jakiś samochód. Jechał zbyt szybko, by można było mu się dokładniej przyjrzeć czy nawet zauważyć, jakiej był marki. Ot, duży, ciemny wóz, sunący ze zdecydowanie zbyt wielką prędkością jak na panujące warunki.
- Powiem tak, panienko. - odparł, przechadzając się po zakładzie tam i z powrotem, by ostatecznie zatrzymać się przy drzwiach. - Każdy wie, że Flaggstone i Greggs to najgrubsze z grubych ryb. Wystarczy posłuchać ulicy, ba, jak się spyta jednego z dzieciaków co to stoją na rogu, to też powiedzą, że Greggs ich tu przysłał i zaczną się śmiać, bo nie da się tego udowodnić. - czegoś takiego można się było spodziewać. Zuchwali, pod wpływem narkotyków, pewnie siebie, ale na tyle inteligentni, by nie zostawiać żadnych większych dowodów wskazujących na najważniejszych z ważnych. Cóż, szkoda. Ale nie jest aż tak źle, mogło być znacznie gorze.
- Skrzyżowanie przy Madrona Grace. Siedzą w którymś z trzech budynków, ale nie powiem panience w którym, bo sam tego nie wiem i tak po prawdzie, nie chcę wiedzieć. Wystarczy, że jak do kościoła chodzę, to widuję ich parszywe mordy... i... - urwał, zakłopotany. Ściągnął brwi, rozmyślając nad czymś głęboko; sposób, w jaki zerkał na słoik do którego wrzucił kilka chwil temu pięć dolców jasno mówił, że rozważa dorzucenie tam może nie kolejnej piątki, ale dolara albo dwóch. Tylko, czy "parszywe mordy" to przekleństwo? Brzydko brzmi, to prawda, zwłaszcza wypowiedziane gdy tuż obok stoi tak urocza dziewczyna, "panienka", jak Michelle.
Odwrócił się plecami, patrząc teraz na pogrążoną w mroku ulicę.
- Dzieciaki broni nie mają, Boże, strach myśleć co by się działo gdyby tym maluchom dać do ręki spluwę, panienko! Flaggstone ma żołnierzy, rzecz jasna, tak się oni nazywają, ale to muszą być bronie małego kalibru. Pistolety, rewolwery, tego typu rzeczy, może parę pistoletów maszynowych... coś, co jest małe i można szybko ukryć, a przy tym wygląda dość... jakby to powiedzieć... gangstersko, o. Ale czemu panienka o to pyta? Przecież wystarczy nie chodzić po zmroku po uliczkach i alejkach, to nikt nawet krzywo nie spojrzy. - powiedział nie spoglądając na albinoskę. Z tonu jego głosu Mould mogła jednak wywnioskować, że życzy nieumarłej jak najlepiej i zaczyna się martwić coraz to bardziej szczegółowymi pytaniami.
S U I C I D E
I S
P A I N L E S S

K o l e j k a | 
→ ?
 → ?
  → ?
   → ?
    → ?
     → ?
      → ?
       → ?
        → ?
         → ?

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#18
Jakby Michelle była psem to by położyła po sobie uszy. Miała zdecydowanie złe wspomnienia z takim prowadzeniem samochodu, a co gorsza były one całkiem świeże. Jeżeli niedługo potem usłyszy syreny karetki pogotowia ratunkowego to będzie wiedziała, że całkiem słusznie. Czemu lodziom się aż tak spieszyło w taką pogodę, to zakrawa o samobójstwo... Jedynie by to zrozumiała, gdyby nie utrzymanie danej prędkości skutkowałoby wcześniejszym zgonem. Czasem oglądała takie filmy...
Ktoś tak znany, nieuchwytny i "szanowany", że właściwie każdy mógłby sobie wytrzeć tym nazwiskiem twarz i jeżeli by bardzo się z tym nie chwalił to pewnie uszłoby mu to na sucho. Było to zapewne sporym problemem dla śmiertelnych by pochwycić takie osoby, w dodatku w niezbyt przyjemnym terytorium. Ale jak ta sprawa wyglądała dla kogoś, kto miał przed sobą niezliczone ilości nocy? Miała dowód tego co mogła osiągnąć właśnie teraz, gdy właściwie bez wysiłku otrzymywała coraz to nowe informacje.
Doskonale też widziała, iż prawdopodobnie kolejne parę dolarów zasili słoik. Ten drobny element był naprawdę dla niej przyjemny - ile osób walczyło ze swoimi przypadłościami, tak naprawdę? Wywołało to uśmiech na twarz, który zanikł gdy powiedziała co myśli o tej całej sprawie
-Prawdziwym bluźnierstwem jest to, co robią w sąsiedztwie tamtego miejsca-Mówiła z przekonaniem, wiarą. Marne to jednak pocieszenie w takiej sprawie, że samemu mniej się grzeszy podczas gdy ktoś inny... To żadne pocieszenie.
Broń... Nic dużego, całe szczęście. Broń palna dla spokrewnionego nie była przesadnie groźna, pod warunkiem iż nie był to duży kaliber który mógłby jednym strzałem wyrwać dużo mięsa i kości - na przykład z głowy. To, że była świadoma takich rzeczy było na swój sposób niepokojące, ale w tym przypadku trochę jej ulżyło.
Już zaczynała jednak wchodzić na to niebezpieczne terytorium. Już robiło się to podejrzane, i ta rosnąca swoboda znowu schowała się głęboko w skorupce. Nie na tyle, by kompletnie zapomniała języka w gębie, ale wystarczająco by się wycofała.
-...Niedawno... Niedawno zaczęłam... Żyć sama... Mam... Um... Pewne braki. W... Świadomości. Czy wiedzy-Czy jednak ten język był składny, to inna sprawa. Próbowała się czegoś uchwycić, ale zrobiło się to trudne. Musiała coś wymyślić szybko, by nie brzmiało kompletnie głupio. Zakłopotanie rosło-I... Tak chciałam wiedzieć... Pewne rzeczy... I martwię się... I... Gram trochę... Więc... Jakbym zrozumiała chociaż trochę... Ale bez kontaktu!-Machnęła parę razy rękoma. Nie chciała by została źle zrozumiana, i teraz było to bardzo widoczne. Ale... Wybrnęła! Chyba...
KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge (02,15,1999)

#19
Gray zdawał się nie przejmować pędzącym samochodem ani bezpieczeństwem kierowcy. Być może za sprawą towarzyszącej fryzjerowi nieumarłej albinoski wszyscy pozostali przestali się liczyć, albo po prostu nie miał ochoty i sił martwić się o kogoś, kto pędzi na złamanie karku w taką pogodę. Ze spokojem, acz również ze smutkiem wymalowanym na czarnej twarzy słuchał wszystkiego, co miała mu do przekazania dziewczyna.
- O tak, tutaj panienka ma rację. - pokiwał głową, patrząc teraz Michelle prosto w oczy. - Ojciec Adewale i ojciec Francis robią wszystko co w ich mocy, by naprowadzić zbłąkane owieczki na właściwą drogę, ale ich kościół jest daleko. Nie mogą być wszędzie i o każdej porze. Kilka dni temu Flynn, Ayala i Tucci, dzieciaki jakich tu pełno, wpadły do jego kościoła, ale więcej szczegółów nie znam. - kolejne, jakże ważne informacje. Pozornie nie miało to oczywiście żadnego większego sensu ani znaczenia, w końcu fryzjer wspominał o zupełnie innym kościele, ale imiona trzech małoletnich zbirów, którzy z pewnością mieli jakieś powiązania z West Side Street Mob, można było wykorzystać.
- Rozumiem, panienko, rozumiem. - dodał w końcu, uśmiechając się szeroko. Z kieszeni wyciągnął garść monet; przeliczył je i odłożył najdrobniejsze na bok, a resztę, czyli ćwierć i pół dolara wrzucił do słoika. Monety brzdęknęły cicho, jednakże w pustym zakładzie fryzjerskim ich dźwięk odbił się całkiem wyraźnym echem. Mould mogła sobie pogratulować; śmiertelnik był w jej mocy. Mogła chyba powiedzieć mu wszystko, a ten i tak nie będzie zbyt mocno kwestionował natury zadanego pytania bądź usłyszanej odpowiedzi.
Było to fascynujące, ale i smutne zarazem.
S U I C I D E
I S
P A I N L E S S

K o l e j k a | 
→ ?
 → ?
  → ?
   → ?
    → ?
     → ?
      → ?
       → ?
        → ?
         → ?

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#20
...Michelle naprawdę zastanawiała się, co właściwie zrobiła temu biednemu mężczyźnie. Dopóki faktycznie jej działania nie szkodziły mu bezpośrednio to był na jej łasce i niełasce. A przecież... Nic specjalnego nie robiła! Nie wychodziła z siebie byle tylko uzyskać informacje, tylko pytała. Nic ponadto. A zachowywał się jakby przynajmniej na razie w tym miejscu była tylko ich dwójka. Za każdym razem czuła się z tym... Nienajlepiej.
Trochę lepiej się poczuła gdy usłyszała o staraniach, by jednak zrehabilitować przynajmniej część z tych uzależnionych nieszczęśników. Zaraz musiało to być zmącone niepokojącą wieścią o tym, że przedstawiciele tego gangu zrobili... Coś. Nie było wiadomo co, ale stało się to w środku kościoła, i było to na tyle... Na tyle... W każdym razie, coś na ten temat słyszał. Nie wiedziała co to, ale może to i lepiej...
Ale tak. Nie miała już pomysłów na pytania, ale dowiedziała się całkiem dużej ilości informacji. Jej zleceniodawca powinien być zadowolony - mogła bowiem potwierdzić z... Chyba dość wiarygodnego źródła to co wiedział i dodać parę rzeczy. Prosił o opinie mieszkańców w końcu...
-Tak... Trochę dziwne... Ale... Tak...-Michelle pokiwała parę razy głową. Nie wiedziała co powiedzieć, wolała nie poruszać tematu... Wojny... I tak chyba wystarczająco mógł to roztrząsać. Kto wie, może to był powód tego, że dzisiaj wstał. Może ma koszmary... Albo... Trudno powiedzieć...
To chyba był na nią czas.
[indent-]Myślę... Że powinnam jechać... Zanim będzie naprawdę późno-Michelle uśmiechnęła się do Pana Graya. Skinęła głową-Bardzo Panu dziękuję... Będę uważać. Teraz wiem, że muszę-Jakie miała odczucia? Wypisane na twarzy. Mieszane, ale próbowała mimo to patrzeć na to optymistycznie. Próbowała...[/indent]
-...spokojnej nocy...-Michelle ukłoniła się lekko. Cóż innego mogła zrobić? Mogła dygnąć, ale na to... To nie była taka okolica. Wystarczy to...
To teraz do samochodu. Faktycznie może podjedzie do Phillipa... Tylko gdzie on mieszkał... Szlag. Pewnie też spał... Ale może w tamtej okolicy będzie budka telefoniczna, z której będzie mogła trochę bezpieczniej zadzwonić?
KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge (02,15,1999)

#21
- Nie będę panienki zatrzymywać. Noc to nie jest pora dla młodych i porządnych dziewcząt. - przystał na słowa wampirzycy i, co oczywiste w przypadku starego człowieka, podzielił się też całkiem sensowną, acz prostą filozofią. Nie wyganiał Michelle, skądże znowu, gdyby tylko mógł, to pewnie by zatrzymał albinoskę u siebie dla jej własnego bezpieczeństwa. Była w końcu biała jak śnieg, a Madrona była w jakimś stopniu zdominowana przez czarnoskórych... stojących po obu stronach prawa, niestety.
- Dobranoc, panienko! - kiwnął głową. - Szerokiej i bezpiecznej drogi. - dodał, uśmiechając się na pożegnanie. Pospieszył do drzwi i otworzył je szeroko; do wnętrza zakładu wiatr nawiał trochę śniegu, ale nie był to nic, co mogłoby szczególnie zabrudzić posadzkę czy nawet i zdenerwować starego fryzjera. Z daleka do uszu nieumarłej dziewczyny zaczęły napływać dźwięki śpiącego miasta. Przytłumiona muzyka ze speluny oraz czyjś śmiech i, co gorsza, donośny brzdęk tłuczonego szkła. Odległy i cichy dźwięk klaksonu. Syrena, bez wątpienia należąca do radiowozu, nadciągająca jednak z zupełnie innego kierunku niż w który pojechał pirat drogowy.
Do pełni szczęścia brakuje tylko wystrzałów z broni palnej... a biorąc pod uwagę to, co właśnie wampirzyca usłyszała, nie było to wykluczone.
S U I C I D E
I S
P A I N L E S S

K o l e j k a | 
→ ?
 → ?
  → ?
   → ?
    → ?
     → ?
      → ?
       → ?
        → ?
         → ?

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#22
Młodych... Porządnych... Co on też wygadywał, gdyby tylko wiedział... Ale dopóki nie wyjdzie z tego pomieszczenia, będzie tak mówił. Mogła rzeczywiście w momencie, gdy do niego podchodziła to zrobić, teraz będzie zapewne się zastanawiał co tak naprawdę się stało... Dlaczego akurat w tamtym momencie poczuł to, co czuł. Ale pewnie nie będzie aż tak bardzo tego roztrząsywał. Miał inne problemy, inne sprawy. Troski... Ale właśnie. Była za nią wdzięczna. Tak też zareagowała, ciesząc się na twarzy ze zrozumienia, nieśmiałym, ale miłym uśmiechem
-...Też tak myślę...-I faktycznie tak było. Ale ani nie była młoda, ani porządna. Nie można być młodym jak się jest już dawno martwym, a porządna... Mogła zaryzykować stwierdzenie, że obydwoje widzieli różne, dość ponure widoki.
-Dobranoc...-Ostatnia wymiana spojrzeń. Naprawdę bardzo się jej przydał. Dowiedziała się sporo rzeczy, i powinno to wystarczyć by zameldować się gdzie trzeba. Tylko czy faktycznie z tego skorzysta... To była inna sprawa.
Okolica jej się nie podobała, to na pewno. Już nawet nie widok, a dźwięki które zewsząd dochodziły do jej uszu. Zwłaszcza to tłuczone szkło działało jej na wyobraźnię. Nie powinna tu stać za długo - do auta.
...Ostatecznie rzeczywiście skorzysta z rad starego fryzjera. Kto by pomyślał...
KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge (02,15,1999)

#23
Stary fryzjer odprowadził wzrokiem młodą - w jego mniemaniu - dziewczynę. Drzwi jednak zamknął na klucz dopiero, gdy Michelle zniknęła mu z oczu; dopiero wtedy przekręcił zamek i powrócił do swych obowiązków. Najpewniej nie będzie już tej nocy odśnieżać chodnika i schodków przed wejściem, z pewnością jednak poświęci się doprowadzeni samego zakładu do porządku. W końcu i on, i ona nanieśli trochę śniegu i błota do środka, a taki brud jest dobrze widoczny na ciemnych i jasnych kafelkach.
Sama wampirzyca zmierzała do swego samochodu. Toyota była zaparkowana niedaleko i chociaż została przykryta warstewką białego śniegu, to nie została w żaden sposób uszkodzona, na całe szczęście. Dźwięk tłuczonego szkła, który Michelle usłyszała kilka chwil temu, pochodził z rozbitej butelki; kawałek dalej, przy latarni, można było zauważyć skrzące się w słabym świetle potrzaskane fragmenty zielonej butelki jakiegoś piwa. Oddaleni o kilka, kilkanaście metrów od latarni i resztek butelki szli dwaj, wyraźnie pijani młodzi ludzie. Mimo późnej pory i dalekich od idealnych warunków, Michelle bez trudu mogła dostrzec ich ciemną skórę i proste, acz krzykliwie wręcz kolorowe ubrania o parę numerów za duże.
Typowa młodzież, można powiedzieć. Nikt z nich nie patrzył jednak na albinoskę ani na jej samochód, Bogu dzięki.
Co więcej, już po chwili zniknęli za rogiem. Na ulicy została więc tylko wampirzyca, jej wóz, szkło z butelki i hałaśliwa, paskudna muzyka dobiegająca z podrzędnej knajpy. Nawet pan Gray, stary fryzjer, zajął się swoimi sprawami i nie interesował się już tym, co się działo dokoła (aczkolwiek raz czy dwa razy spoglądał przez szybę na najbliższy mu fragment jezdni i chodnika). Z okolicznych domostw również nikt nie wychodził; w coraz większej ilości okien gasły światła i pewnie za parę godzin wszędzie zapanuje ciemność. Seattle szykowało się do snu.
S U I C I D E
I S
P A I N L E S S

K o l e j k a | 
→ ?
 → ?
  → ?
   → ?
    → ?
     → ?
      → ?
       → ?
        → ?
         → ?

Re: 1123 34th Ave, Paul Gray's Barber Lounge

#24
Miła niespodzianka - jej auto było nietknięte, może poza płatkami śniegu które zdążyły już się nagromnadzić na dachu, masce i szybie. Dźwięk okazał się być spowodowany potłuczoną butelką dwóch pijanych, młodych ludzi. Mogło być chyba gorzej, ale... Gorzej, jeżeli ktoś w to nieopatrznie wejdzie... Jakaś inne pijana osoba, na przykład...
Ale właściwie była sama na ulicy. Nikt już na nią nie patrzył, nie zwracał uwagi, co było chyba najlepszą możliwą opcją z możliwych. Im mniej osób będzie wiedziało, że tu była tym lepiej. Gorzej, jeżeli nikogo nie zauważyła i zostanie kiedyś zaskoczona, ale chyba nie powinna się tym aż tak bardzo martwić? Chyba prędzej by taką osobę zauważyła niż na odwrót... Miała takie wrażenie... Nadzieję...
Przetarła przednią szybę ze śniegu. Tylnią zresztą też, na wszelki wypadek, zapewniając sobie niezbędną widoczną. Otrzepała biały puch z rękawiczek, który już zaczął topnieć przez temperaturę która panowała w pomieszczeniu. To chyba było... Najgorsze... Musiała pamiętać, że jej ciało miało w najlepszym wypadku temperaturę otoczenia. Można było to do pewnego stopnia wyjaśniać, ale każdy kto tylko ją dotknie na pewno zwróci uwagę jak bardzo jest chłodna. Zwłaszcza teraz, gdy pogoda jest taka jaka jest...
Przed wejściem do auta rozejrzała się. Dobrze... Mogła jechać... Zgodnie ze wskazówkami starego fryzjera. Robiło się coraz później, i szansa iż jej ghul spał rosła. Po co właściwie do niego jechała? To... To przecież oczywiste...
KARTA POSTACI: Michelle Mould
LEGENDA KOLORÓW JĘZYKA: Włoski
Opis Postaci | 
Albinoska z włosami sięgającymi do obojczyków i grzywką, o lekko chłodnej skórze. Ubrana w czarne jeansowe spodnie, rozpinaną z przodu kurtkę z kapturem w tym samym kolorze, i białą koszulą z kołnierzem pod spodem, której jednak nie było widać gdy się zapinała pod samą szyję. Na samych stopach miała wygodne buty sportowe

Zazwyczaj jednak nosi czarną spódniczkę, golf w biało-czarne pasy, oraz czerwonawą apaszkę. Pod golfem natomiast nosi lekką szarą lnianą podkoszulkę. Na nogach odzianych w czarne rajstopy ma buty na płaskim obcasie ze srebrnymi akcentami.
Odpowiedz

Wróć do „Madrona”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości

cron