Zaginiony Ghul (I)

Prolog | North Side | Lake Shore Park, Ingadacja Jima Calabresi

Zaginiony Ghul (I)

#1
Alfred Leneghan & Alexander Morri z Elizjum
Była chłodna i nieprzyjemna noc. Budka telefoniczna w głębi cichego bulwaru nie cieszyła się dużą popularnością. Dziś jednak stał w niej tajemniczy, bogato odziany mężczyzna, którego sylwetka niespokojnie wierciła się w kabinie. Wybrał numer, czekając w skupieniu na połączenie. Rozmówca po drugiej stronie odebrał słuchawkę, odzywając się zaspanym głosem. W odpowiedzi, w budce rozbrzmiał się beznamiętny głos eleganckiego jegomościa.
— Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się cieszę, że Cię słyszę, Jim. — Z ust rozmówcy dobyły się pierwsze, oziębłe słowa ochrypłym głosem. — Musimy się spotkać, potrzebuję informacji i Twoich kontaktów. Jestem w towarzystwie nieopodal Lake Shore Park, zaczekam na miejscu. O tej porze powinno być tam relatywnie mało osób, znajdziesz nas bez problemu.
Nie zwlekając na odpowiedź, jak gdyby właśnie wydał rozkaz, odłożył słuchawkę. Opuściwszy kabinę, skierował się do zaparkowanej w pobliżu limuzyny, w której znajdował się jego kompan. Postacie tych mężczyzn to dwóch oficjeli świata Spokrewnionych, działających z ramienia Primogen Toreador, Ogar Alfred Leneghan - figura z budki telefonicznej oraz Ancillae Alexander Howard Morri, wspólnik Ogara. Duet nie zwlekał zbyt długo i niemal od razu wyruszył w dalszą trasę automobilem, pozostawiając samochód nieopodal rzeczonego parku Lake Shore. Dalszą drogę przebyli na pieszo, podróżując alejami upstrzonymi w staromodnych latarniach i zmarzniętych, bezlistnych drzewach. Gdzieniegdzie okazjonalnie pojawiały się krokusy i krzewy wczesnych zimokwiatów. Alfred Leneghan był pierwszym, który przełamał ciszę podczas spaceru.
— Wspominałem, że posiadam przekonujące argumenty, którym oprze się niewiele osób. Ale czy wiedziałeś, że znam też kilka niebywałych sztuczek, które w połączeniu z moimi umiejętnościami potrafią stanowić kluczowe elementy mej perswazji? Dajmy na to, spójrz na te kwiaty. — Wskazał palcem na kwitnącą w przedwiośniu florę. — Zazwyczaj potrzebują czasu w surowych warunkach, aby zwiędnąć i pozostawić po sobie cierpki smak melancholii.
Kainita zboczył teraz z kursu, zbliżając się do rosnących krokusów. Sprawnym ruchem wyrwał jednego z nich z ziemi w skórzanej rękawiczce, absorbującej temperaturę jego ciała. Kiedy jednak powrócił do swego partnera, Alexandra Morri, pozbył się owej rękawiczki, obejmując łodygę pod kielichem rozpostartych płatków. Rozejrzał się uważnie, upewniając się, że wzrok osób postronnych nie dociera w ich zasięg i spokojnym ruchem zaprezentował mężczyźnie proces pożerania ciepła z kwiatu, który w mgnieniu oka umarł, pozostawiając po sobie wysuszone, zwiędłe płatki i wyblakłą barwę. Mężczyzna skruszył zlodowaciały kwiat, rozsypując pozostałości na ziemię.
— Oczywiście wszystko w granicach Maskarady, choć dysponuję odpowiednimi zdolnościami, które bez przelewu krwi potrafią wyratować mnie również w takiej sytuacji. Wobec tego śmiem twierdzić, że wszyscy przesłuchiwani przez nas świadkowie będą śpiewać niby słowiki na wiosnę, Alexandrze.
O tej porze doby niewiele osób zapuszczało się do parku, choć sporadycznie przed ich oczami pojawiały się parki na romantycznych tête-à-tête, zdające się być zapatrzone tylko w jeden punkt - w siebie nawzajem. Śledczy nie mieli więc problemu z odnalezieniem opustoszałego miejsca, które stanowić miało miejsce spotkania z Jimem Calabresi, ghulem Alfreda. Mężczyzna usiadł na ławce w parku, wyjął swą listę, spojrzał na nią w blasku latarni, wertując notatki i nazwiska poszukiwanych. Potrafił dostrzec wszystko, kiedy zwalniało tempo. Sprawa pozostawiała wiele tropów godnych sprawdzenia, co napawało Spokrewnionych względnym optymizmem. Alfred wiedział, że podstawą było dojrzeć wczoraj w jutrze. Pierwszym krokiem w śledztwie było więc założenie sideł - siatki szpicli gotowych przekazać informacje i śledzić wyznaczone obiekty na życzenie Kainitów rozwiązujących sprawę. Jim Calabresi i grupa, do której przynależał, miała posłużyć właśnie tym celom.
— Zaraz powinien dotrzeć. Nazywa się Jim Calabresi, jest powiązany z ugrupowaniem Chicago Outfit, formującą się italoamerykańską szajką przestępczą. Jest przydatnym zasobem w pełnieniu moich obowiązków. Liczę, że i tym razem się spisze, i będzie dyskretny - nie chciałbym dopuścić do zaginięcia drugiego ghula w związku z jedną sprawą. Staram się poukładać w głowie zebrane wskazówki, Alexandrze. — Przerzucił spojrzenie z kompana na pergamin. — Skupiając się na śmiertelnej warstwie, mamy do czynienia z zaginięciem biznesmena i filantropa, powiązanego z giełdą papierów wartościowych. Wiemy, że miał duże wpływy, ale i równie arogancki temperament. To czyni go osobą, która łatwo przysparza sobie wrogów. Możliwa jest więc interwencja konkurencji. Musimy sprawdzić, w jakich legalnych biznesach maczał palce i czy miał pośród nich wrogów. — Analitycznym wzrokiem błądził po zapisanym tuszu, w dalszym ciągu komentując na głos, acz subtelnie, by nikt poza rozmówcą go nie usłyszał. — Najbliższym tropem w tej chwili jest kasyno i powiązania hazardowe. Trzech znanych współgraczy, o których więcej informacji zasięgniemy od organizatora rozgrywek dedykowanych, Aarona Stoddarda. To do niego udamy się wspólnie w następnej kolejności, tuż po moim spotkaniu z Arystarchem Galatisem, Alexandrze. Posiadamy zarówno numer, jak i adres tego jegomościa, powinno pójść z górki. — Zlustrował faceta, kontynuując swój podsumowujący wywód. — Jeśli będziemy mieli szczęście, w toku śledztwa okaże się, że połowę z tropów będziemy mogli wykluczyć i przejść do kolejnych etapów. Tymczasem pozostaje nam również opinia artystów - to pozostaje w gestii Twojego Dziecka. Ufam, że Panny Jones i Harper podołają zadaniu. — Zaczekał na odpowiedź mężczyzny, informując go teraz o wcześniej niewspomnianej rzeczy. — Poprosiłem Pana Akwrighta o udostępnienie nam mieszkania i biura Causeya. Jeśli Primogen wyrazi zgodę, zostanie nam ono udostępnione. Prawdę mówiąc - im szybciej je przeszukamy, tym lepiej, dlatego przy najbliższej okazji, kiedy będziemy posiadali przynajmniej namiastkę informacji, jakimi możemy ją zadowolić - powinniśmy nadmienić ten temat. Pozostaje kwestia ciągoty Archibalda do narkotyków i silnych, kobiecych charakterów. Coś pominąłem, Alexandrze? — Zakończył podsumowanie, kiedy przed obliczem Spokrewnionych pojawiła się persona, na którą oczekiwali - Jim Calabresi.
— Witaj, Jim. — Alfred podniósł się z ławki i zwrócił do swego ghula. — Poznaj Pana Morriego, mojego współpracownika. — Przedstawił sobie mężczyzn, zostawiając im chwilę na zapoznanie. — Jak się masz i jak kręcą się moje interesy, Jimmy? Mam nadzieję, że odpowiednio zadbałeś o obroty na giełdzie. — Spokrewniony zakończył grzecznościowy wstęp, przechodząc teraz do konkretów. — Prowadzimy z Panem Morri śledztwo w sprawie zaginięcia znajomego naszej znajomej, Archibalda Causeya.
Mężczyźni wprowadzili ghula w sprawę, nakazując mu dochowanie absolutnej dyskrecji. Przedstawili mu ogólny zarys dotyczący jedynie śmiertelnego zaplecza poszukiwanej osoby, bez wdawania się w szczegóły z więzami krwi. Potrwało to niemałą chwilę, a gdy zakończyli, przeszli do przedstawiania swych oczekiwań.
— Po pierwsze, mówi Ci w ogóle coś nazwisko Archibald Causey? — Zwrócił się do ghula, a gdy odpowiedział, Alfie pozostawił pole do popisu dla swego kompana, by kontynuował przepytywanie informatora.

Re: Zaginiony Ghul (I)

#2
Czekał na Alfreda w samochodzie. Czas ten postanowił spożytkować na czytanie. Książę wydawał się bardzo interesujący szczególnie teraz. Przesuwał strony z taką dokładnością, a szybkość jego czytania wskazywała na maratońskie wręcz tempo w czytaniu książek. Co było o tyle wyjątkowe, że czytał na głos. Mówił więc teraz z prędkością karabinu Gatlinga (a może nawet szybciej!). Jego przyjemność przerwał jednak powrót Alfreda i dalsza podróż. Mieli jechać na spotkanie z Ghoulem Alfreda. Był ciekawy jak “młodzi” traktują teraz swoje sługi i czy nie jest zbyt liberalny wobec swojego poczciwego Franka? Może jest, ale co z tego prawda? Z przemyśleń wyrwał go komunikat o dotarciu na miejsce.
Spacer naprawdę był przyjemny, obserwował dokładnie miejsce które zwiedzali czując się jak perypatetyk, jeden z uczniów Arystotelesa kiedy usłyszał głos Alfreda, który naprawdę go zaintrygował. Kwiatek, pewnie krokus faktycznie na jego oczach tracił ciepło
- A to Ci “klątwa”...-powiedział dość cicho - badałeś to? zapytał ze szczerym zainteresowaniem- bo jeśli to kwestia jakiejś dyscypliny albo rytuału to… tu pojawił się słowotok szalonego naukowca, który był co prawda sensowny, ale nie wnosił wiele do sprawy. Jeśli chodzi o sprawę…
Panowie dotarli wreszcie do miejsca w którym mieli się spotkać z “Jimem” jak przedstawił go Alfred. Alexander nie chciał z nim rozmawiać, nie chciał urazić Alfreda, a wiedział jak reaguje na takich typów jak Jim. Dlatego siedział dosyć niespokojny na tyle, że na słowa Alfreda byl w stanie jedynie przytakiwać. Gdy usłyszał o Stwórcy swojego przyjaciela dodał tylko:
-Bardzo szanowana persona. Miałeś dużo szczęścia przy wejściu w następny stan ewolucji. Mój Stwórca no cóż...Przegrał polityczną walkę w Nowym Yorku - postanowił zarzucić osobistym wątkiem, nie był to dyskredytujący sekret, ale mimo wszystko powiedzenie czegoś takiego było próbą zjednania sobie Neonaty.
W końcu nadszedł Jim kiedy miało dojść do zapoznania Alexander nawet nie wstał, podał jedynie rękę mówiąc tonem podkreślającym jego wyższość i brytyjski akcent:
-DOKTOR Alexander Howard Morri, tak z tych Morrich,z Liverpoolskiego majątku, doktor oczywiście na Cambridge, a Pan jaką szkołę ukończył?
Dał Ghoulowi czas na odpowiedź po czym “oddał go” Alfredowi, jego uprzedzenia niestety znowu wzięły górę.

Re: Zaginiony Ghul (I)

#3
— Jasne, zgłosiłem się do egzorcysty, aby pomógł mi się jej pozbyć. — Zażenował się nieco, choć intencjonalnie słowa, które wybrzmiały z jego ust miały żartobliwy charakter. — Klątwa, która ma praktyczne zastosowanie nawet w światku Spokrewnionych, choć przyznam, że utrudnia mi pracę wśród śmiertelnych. Towarzyszy mi od chwili Spokrewnienia i nie jest jedynym defektem, ale to nie temat na dziś.
Wyraźnie nie chciał kontynuować tematu. Kiedy doszli do celu, a Alexander opowiedział o swoim Stwórcy, Alfred pociągnął nieco ten wątek.
— Owszem, mam wielkie szczęście mieć Arystarcha Galatisa za swego Stwórcę. — Odparł najpierw na pierwsze zagadnienie. — Przykro mi, Alexandrze, ale zdajesz się nie powtarzać błędów swojego Sire. Sprawiasz wrażenie osoby, która trzyma się na uboczu polityki, inaczej już dawno byłbyś w nią zamieszany i najprawdopodobniej wiedziałbym nieco więcej na Twój temat. A więc jesteś z Nowego Jorku? Od kiedy rezydujesz w Chicago?
Wyraził szczere zainteresowanie swym rozmówcą na tyle, na ile pozwolił mu czas. Chwilę później doszło do formalnego powitania Alexandra i Jima, Alfred przyglądał się w zdziwieniu, ale i nieukrywanym rozbawieniu tej sytuacji. Kontynuował więc zadawanie pytań samodzielnie, bez ingerencji swego kompana.
— Podałem Ci listę nazwisk. To śmietanka towarzyska, bogacze z różnorodnych środowisk. Zrzesza ich Palace Casino należące do Aarona Stoddarda z Lower West Side. Jeśli masz jakieś informacje na ich temat, potrzebuję wszystkiego. — Podkreślił, komunikując mężczyźnie, że jest to dla niego naprawdę ważna sprawa i nie powinien niczego pomijać. — Interesuje mnie również samo kasyno i koneksje z półświatkiem przestępczym. Siedzisz w tym, Jimmy i wcale nie jesteś nisko, więc powinieneś coś wiedzieć, prawda? — Spytał, jak gdyby chciał połechtać ego swojego ghula i przekazać, że na niego liczy. — Musimy również wytropić dostawcę koki, w którą zaopatrywał się Archibald. Liczy się sprawdzenie każdego tropu, Jim. Powiedz mi, co wiesz na ten temat i gdzie powinienem szukać wskazówek, wierzę, że nakierujesz mnie na właściwy trop.

Re: Zaginiony Ghul (I)

#4
Lojalny ghul Alfreda nie marnował czasu i przybył na wyznaczone miejsce w dość szybkim tempie, podczas gdy dwoje Spokrewnionych wymieniło ze sobą kilka zdań. Ghul Arystokraty poczekał cierpliwie na swoją kolej, a gdy Leneghan do niego przemówił i dopytał o informacje, które były mu niezbędne do kontynuowania śledztwa, Jim zastanowił się przez chwilę nad wymienionymi nazwiskami, pocierając dłonią podbródek.
Po dobrej chwili namysłu, Calabresi odpowiedział, choć nie posiadał żadnych konkretnych informacji, na jakie wampir liczył, ani nawet nie były one do końca pewne. To co Jim wiedział na ten temat, a wiedział niewiele, wychwycił głównie nasłuchując klienteli, która stołowała się w jego restauracji. Szczęściem nazwa tego kasyna akurat obiła mu się o uszy raz czy dwa. Jego domysłem było, z tego co zdołał wyłapać i poskładać do kupy, że Palace Casino znajduje się na terenie Irlandzkiego gangu. Niewiele mówiły mu jednak wspomniane przez Alfreda nazwiska, co znaczyło, że najpewniej ani nie byli to ludzie związani z Chicago Outfit, ani nie należeli oni do klienteli Calabresiego.

Re: Zaginiony Ghul (I)

#5
Jeszcze w czasie przyjacielskiej wymiany zdań kiedy Alexander był jeszcze spokojny odpowiedział Alfredowi swoim brytyjskim akcentem:
- Z Nowego Yorku? Gdzieżby znowu. Powiedzmy, że tam postawiono mi...Nagrobek, a jeśli to tak ważne to jestem z Liverpoolu. Co do twojego drugiego pytania Młody Przyjacielu to prawie od początku miasta. Nie byłem jedynie świadkiem jego założenia. W Nowym Yorku mieliśmy bardzo nieprofesjonalnego i niewykształconego szeryfa to też ja i mój Szanowny Stwórca Pan Pastor próbowaliśmy zawalczyć trochę o jego pozycję, ale na nieszczęście Pastor poniósł Ostateczną Śmierć, a ja ponieważ napsułem krwi Szeryfowi swoimi umiejętnościami ulotniłem się i tak trafiłem do Chicago. Byłem wtedy jeszcze Neonatą tak jak Ty teraz….Ach….Na szczęście Hrabia Kimbolton jest kompetentnym Szeryfem i ma kompetentnego Ogara, a i ja odsunąłem się od tamtego czasu od polityki Camarilii. Mówię Ci to jako przestrogę żeby za duża ambicja nie pożarła twoich talentów
Po usłyszeniu odpowiedzi Ghoula pokiwał tylko głową i powiedział z największą brytyjską pogardą i flegmą jaką tylko mógł:
-Cholerni Irlandczycy. Jakim prawem Oni obsługują kasyno? Nawet Ziemniaka nie potrafią sami wyhodować...Słuchaj Alfred sprawa jest dość poważna, już teraz chcemy iść razem do kasyna czy to pora na rozdzielenie się i szukanie wcześniej ustalonych celów?
Po tych słowach zaczął obserwować swojego rozmówcę, a po nim samym widać było jakieś uniesienie. Z jakiegoś powodu bardzo nie lubił Irlandczyków...Amerykanów wlaściwie też, ale do nich zdążył się już przyzwyczaić, poza tym oni dali wielkich naukowców, a Irlandczycy? Co takiego zrobili Irlandczycy? No właśnie starał się teraz w swojej głowie ułożyć całą historię Irlandii by znaleźć w niej coś ciekawego i wartego uwagi. Alfred mógł zauważyć, że po tym jak odpowiedział Alexandrowi na pytanie ten wręcz odpłynął tylko po to by nagle wycedzić:
-Celtyckie chrześcijaństwo...No tak celtyckie chrześcijaństwo, ale wątpię by Ci opici tanim whiskey buntownicy mieli cokolwiek wspólnego z celtyckim chrześcijaństwem. Zresztą stało ono na daleko niższym poziomie niż gnostycyzm, manicheizm czy nawet apologeci wschodni - dla kogoś kto słyszał to nie będąc zaznajomionym z teologią czy filozofią jak jakiś losowy bełkot, jednak Alexander miał w tym ukryty sens i zakorzenioną głęboko w jego wychowaniu niechęć do Irlandczyków

Re: Zaginiony Ghul (I)

#6
Alfred pokiwał głową z niezadowoleniem. Wiedział, że dzielnica Lower West Side jest zdominowana przez imigrantów z Włoch i Sycylii, a także ich krewnych amerykanów. Był niemal przekonany, że kasyno Aarona Stoddarda znajduje się w strefie ich wpływów. Włosi, choć dopiero budowali swoją pozycję w Chicago, charakteryzowali się żelaznymi zasadami i bezkonkurencyjnością. Alfred był skonsternowany obecnością irlandzkiego gangu w tej dzielnicy, aczkolwiek w tej sprawie zrobić mógł niewiele - teraz na jego barkach spoczywało podjęcie decyzji, od których będzie zależeć dalszy rozwój śledztwa.
— Jim, zdawało mi się, że kontrolujecie tę dzielnicę. — Odparł surowym tonem, wyrażając swój zawód przed ghulem. — Uruchomisz swoje kontakty i przyniesiesz mi satysfakcjonujące informacje na temat Aarona Stoddarda. Chcę wiedzieć, czy facet jest umoczony, robi lewe interesy czy odpala komuś procent zysków za ochronę. — Ton mężczyzny wyraźnie się zmienił; komunikuje się teraz z ghulem niczym ze swoim podwładnym. — Potrzebujemy przestrzeni do pracy - takiej, w której będziemy mogli swobodnie rozmawiać i planować kolejne ruchy bez wścibskich uszu, czy oczu. Na czas śledztwa będę opłacać wynajem skromnego lokum na uboczu. Zajmij się poszukiwaniami ogłoszeń w gazetach, rozdysponuj fundusze i odpowiednio je wyposaż. — Instynktownie podrapał się po podbródku i rozejrzał niespokojnie wokół. — Tylko się pospiesz, Jimmy. Miej baczenie na Palace Casino i bądź pod telefonem, mogę Cię jeszcze potrzebować, jeśli zrobi się gorąco. Informuj mnie, kiedy się czegoś dowiesz. — Kiedy ghul odszedł w swoją stronę, Alfred przerzucił wzrok na drugiego śledczego, by dopracować plan działania.
— Nie wiemy, czy Palace Casino jest pod kontrolą Irlandczyków. Równie dobrze mogą jedynie ściągać tak zwany haracz z właściciela, choć przyznam - nazwisko Stoddard brzmi wyspiarsko, niby z Twoich stron. Wobec tego pierwotny plan, który zakładał przybranie tożsamości prywatnych detektywów, raczej się tutaj nie spisze, Alexandrze. — Przyznał, zastanawiając się nad opracowaniem nowego planu. — Nie będziemy w takim razie konspirować, załatwimy to tradycjonalnie - pozwolimy mówić banknotom. A jeśli okażą się zbyt chciwi lub nierozmowni, znajdziemy inne argumenty, prawda? — W jego oczach wyraźnie błysnęła iskierka, która świadczyła o skłonności do realizacji najbardziej ryzykownego planu - tego, który zakłada przemoc. — Będziemy pozorować na zatroskanych, wpływowych przyjaciół Causeya. Udamy się tam razem, ale będziemy musieli popracować nad Twoim akcentem - lepiej, aby Twoja narodowość nie została odkryta przez Irlandczyków, czyż nie? Musisz mi obiecać, że powstrzymasz wszelkie uprzedzenia i będziesz umieć wczuć się w rolę. Mogę potrzebować wsparcia na miejscu, liczę na Ciebie, Alexandrze. — Faktycznie próbował uzyskać jego wsparcie podczas tego spotkania, słowami wyrażając jednak dozę obaw, szczególnie widząc jego reakcję przy spotkaniu z ghulem. — Udalibyśmy się tam w pierwszej kolejności. Nie ma sensu dłużej zwlekać z kluczowymi tropami, pora zabrać się za prawdziwą, terenową pracę.

Re: Zaginiony Ghul (I)

#7
Westchnął tylko cicho ni to ze złości ni to z żalu przysłuchując się rozmowie Alfreda i jego Sługi. Ewidentnie informacja go zmartwiła, ale chyba już wiedział co zrobić. Czekał tylko aż Ogar mu to zaproponuje:
-Ależ tak Przyjacielu raczej mamy nieprzyjemność z Zielonymi i jeśli o mnie chodzi to postaram się mówić jak najbardziej po "amerykańsku", ale nie wiem na ile podołam wszak moja mowa pamięta jeszcze czasy kiedy stolicą Ameryki był Londyn...- uśmiechnął się lekko, a następnie kontynuował- -Masz rację, banknoty będą tutaj dobrym wyjściem. Szczególnie, że pewnie żaden z nas biedny nie jest, a co do przyjaciół...Nie wiem czy to ruszy gangsterów, ale to już twoja decyzja. Damy radę nie jesteśmy przecież pierwszymi lepszymi Żółtodziobami...Jedźmy już do tego kasyna
Po tych słowach obaj panowie udali się w stronę Samochodu by dojechać do siedliska kolejnego grzechu. Stolicy hazardu...Kasyna co do którego uczeni od niepamiętnych czasów zastanawiają się czy lepiej radzą tam sobie szczęśliwi czy inteligentni, jedna wszak była wśród nich zgodność: "Najlepiej radzą sobie i Szczęśliwi i Inteligentni", ale nie to było kwestią rozmowy którą zapewne prowadzili Panowie po drodze. Zmierzali do celu, do pierwszej wielkiej poszlaki, a ta była właśnie tam... Na pewno nie rozwiążą już sprawy, ale przynajmniej zaczną już działać. Kto wie co przyniesie jeszcze dzisiejsza noc?
z/t

Re: Zaginiony Ghul (I)

#8
To prawda, Palace Casino znajdowało się w Lower West Side. To prawda też, że dzielnica ta była zdominowana przez Włochów. Jim w żadnym wypadku nie kłamał i chcąc nie chcąc musiał pogłębić niezadowolenie swego Pana. Zgodnie z tym, co usłyszał w swojej restauracji i jakie posiadał informacje w jego ocenie kasyno bezsprzecznie było pod wpływem Irlandczyków. Nieomal tu splunął na ziemię w myślach mówiąc “Iroli”, ale przed Leneghanem musiał zachować względną kulturę, toteż się powstrzymał.
Calabresi wysłuchał polecenia Alfreda, a następnie dopytał o kwestię dzielnicy — czy miało to być North Side czy jednak inna okolica oraz czy były jakieś niepożądane miejsca. Upewnił się także czy Alfred nie ma konkretniejszych wymagań co do lokalu — jakiej ma być wielkości, jakie ewentualnie rzeczy mają się w nim znaleźć, czy potrzeba pomieszczenia bardziej nie rzucającego się w oczy czy jednak mają być jakieś wygody. Tym samym chciał się wykazać kompetencją przed Ventrue. W kwestii dalszych instrukcji jedynie skinął głową, że przyjął je do wiadomości oraz, że wykona polecenie.

I Alexander Howard i Alfred Leneghan do tematu Zaginiony Ghul (II)

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości