Spacerkiem po Vitae

Akt I | North Side | Lincoln Park - ścieżki przy jeziorze

Spacerkiem po Vitae

#1
Wszystkie podstawowe rzeczy po przyjeździe miała już ogarnięte. Zajęło to co prawda kilka tygodni, ale dla Spokrewnionych czas leciał innym tempem niż dla śmiertelnych... zwłaszcza dla starych wampirów. Kto by liczył godziny czy dni, gdy za nim już pół wieczności, a następna przed? Kobieta działała metodycznie, bez większego pośpiechu, ale również bez zbędnej zwłoki.
Spotkanie z Księciem wciąż przed nią, musiała być choć minimalnie przygotowana... no i miasto na nowo trzeba było odkryć po nieobecności i zmianach.
Zaplecze więc miała już gotowe, zostało uzupełnić siły i wigoru nabrać i można było wykonać kolejny krok.

Po zachodzie słońce, gdy wstała już, a Emma wróciła ze swojej dziennej pracy, jak co wieczór umalowała ją, uczesała i pomogła się ubrać. Dziewczyna tego wieczoru miała już w zasadzie wolne, wampirzyca postanowiła wybrać się pieszo z Pitem na spacer. Nie był potrzebny jej szofer. Ubrana w czarną garsonkę ze spódnicą i pantofle na korkowym obcasie, nie szpilki, ruszyła w niespieszną podróż.
Kroki swoje skierowała nad jezioro Michigan. Swojego pupila wzięła raczej dla towarzystwa niż dla ochrony. Sama świetnie potrafiła sobie radzić, choć pozory grubo myliły. Emma nie potrzebowała obecnie stróża, nie miała nic specjalnego do wykonania. A pies lubił spacery, no bo był psem. No i kondycje też trzymać musiał.
Dama więc,w towarzystwie swojego czarnego towarzysza przemierzała park nocną porą. Nie kryła się, nie unikała przechodniów wcześniej na ulicy, teraz też szła z uniesioną głową i miną władcy, jakby Park należał do niej. Nie była z tych co wybrzydzają, nawet teraz... na szczęście. Jej ofiara mogła być kimkolwiek. Bezdomnym, który chrapał na ławce. Zakochana parą kradnącą w cieniu chwile szczęścia. Nieszczęśliwym mężem zmierzającym gdzieś do baru by topić smutki w kieliszku, czy dzieciakiem, który w pośpiechu, albo i nie wracał do domu, albo leciał na imprezę do kolegi. Liczyła się Vitae, a z kogo będzie wzięta, nie miało absolutnie żadnego znaczenia... co to ona jakiś Ventrue jest?! Pf!
W samym parku już, między połaciami trawników i drzew, zwolniła Pita od nogi. Mógł lecieć pobiegać, napić się wody, wykopać dziurę za kretem, czy zrobić klocka pod drzewem, albo obsikać krzaczek.
Nie przerywając spaceru, skrzyżowała ręce za plecami i wypatrywała "worków" na Vitae.

Re: Spacerkiem po Vitae

#2
Powrót do Wietrznego Miasta. Niby tak znajome, a jednak trochę inne od tego, jakim Erika je zapamiętała. Przez ten czas urbanizacja postąpiła dalej, budynki urosły, a na ulicach pojawiło się więcej automobili, to też na pierwszy rzut oka mogła nie poznać pewnych nawet często odwiedzanych dawniej miejsc. Ale nie przeszkadzało jej to w tej chwili, gdy poszukiwała pożywienia. Ostatnie, aktywne dość noce, zostawiły jej zapasy vitae nieco osłabione, to też musiała je uzupełnić jeszcze nim Bestia dobrze by się przebudziła.
Erika na miejsce łowów wybrała sobie przyjazną, zieloną okolicę. Park, w którym, jeszcze o tej porze, pod ciepłym światłem nielicznych, ciągnących się wzdłuż ścieżek latarni, można było znaleźć trochę ludzi z różnych sfer życia. Zarówno nieliczni spacerujący w parach bogacze, cieszący się wspólnym relaksem pośród zieleni, jak i przedstawiciele średniej i najniższej klasy społecznej, a więc i bezdomni. Mimo dość przyjemnej aparycji Spokrewnionej i stosunkowo dużej liczby śmiertelników, trudno jej jednak było znaleźć ofiarę. Jej czworonożny towarzysz, Pit, biegając gdzieś w pobliżu, chcąc, nie chcąc, skutecznie odstraszał ludzi, którzy dojrzeli pozbawioną łańcucha, czy kagańca, czarną, groźnie wyglądającą bestię między drzewami, powodując u nich przyspieszony krok. Nie marnowali czasu na przyglądanie się stworzeniu bliżej i upewnianiu się, że jest bezpiecznie. Widzieli coś, co w mroku mogło, równie dobrze, być dzikim, głodnym zwierzęciem.
Co gorsza, sam nieopodal biegający pies nie był jedynym problemem utrudniającym kontakt z nieco zdenerwowanymi przez jego obecność śmiertelnikami. Gdy już udało się nawiązać rozmowę, czy to z tamtym sympatycznym, samotnie podążającym, eleganckim, młodym mężczyzną, który był a pierwszej chwili zafascynowany Eriką, czy też tą uroczą, nieco nieśmiałą kobietą o jasnych włosach, bardzo szybko coś się psuło. Gdy nawiązany został bliższy kontakt wzrokowy, Spokrewniona zauważyła, że mimo początkowego, dobrego wrażenia jakie na nich wywarła, mogącego pozwolić jej w końcu na zbliżenie, coś sprawiało tym ludziom dyskomfort, a nawet powodowało u nich widoczny niepokój. To ostatecznie skutkowało większym dystansem i stosunkowo szybkim zakończeniem rozmowy.
Ten coraz mocniej zauważalny przez Erikę problem odwrócił od niej co najmniej kilkoro samotnie przemierzających park ludzi, których sobie upatrzyła. Powodowało to u niej wzmożoną irytację, gdyż zmarnowała sporo czasu rozglądając się po tym przeklętym parku za posiłkiem, mającym uzupełnić zapasy vitae. Wreszcie jednak, po długich, mozolnych próbach, trafiła na nieco starszego mężczyznę, który na szczęście nie zdążył dojrzeć Pita, ani też nie był szczególnie zainteresowany oczami nieumarłej. Intensywnie przyglądał się jej odzieniu i sylwetce, sprawiając wrażenie naprawdę prostego faceta, traktującego stojącą przed nim kobietę jak kawałek mięsa, nie szczędząc z resztą komplementów pod adresem jej aparycji. Na jego nieszczęście, to on okazał się być tym razem kawałkiem mięsa. Zbyt pochłonięty podziwianiem ciała Spokrewnionej i fantazjowaniem, by zwrócić uwagę na budzący pewną grozę wzrok kobiety, nie zorientował się, gdy ta, zabierając go na bok, z dala od ścieżek, wgryzła się w jego szyję i pochłonęła dość vitae, by niemalże pozbawić go przytomności z powodu ubytku krwi. (Uzyskano 3 Punkty Krwi).
Gdy zalizała ranę mężczyzny i zostawiła go gdzieś pod drzewem, omamionego i ledwo przytomnego, mogła zdecydować o kontynuowaniu polowania, które jak dotąd okazało się być tylko częściowym sukcesem, bądź opuszczeniu parku z Pitem i wykorzystaniu reszty nocy na inne produktywne zajęcia.

Re: Spacerkiem po Vitae

#3
Reakcje na Pita budziły w niej raczej satysfakcję niż irytację czy złość. Ten bydlak od tego był, by robić groźne wrażenie i odstraszać. Skoro nie znalazł się nikt, kto odważył się psem zainteresować, w jakikolwiek sposób, czy to jako miłośnik czy zwyczajnie zaniepokojony obywatel, nikt nie był interesujący więc dla niej.
Gorzej się robiło, gdy już jakiś śmiertelnik zyskał jej uwagę, albo ona zwróciła kogoś uwagę, po chwili kontaktu, kilku zdaniach, spojrzeniu... wszystko brało w łeb i białasy zwiewały jakby zobaczyli ducha. Może to głód... zdążyła już nawyknąć, że jej spojrzenie nie jest komfortowe dla ludzi, ale teraz strasznie ją to frustrowało. Powiedzmy sobie prawdę, no nie liczyła o tej godzinie w parku na jakieś inteligentne, twórcze czy jakiekolwiek inne sensowne rozmowy na poziomie, ale jej jedzenie dostawało nóg, nim zdążyła subtelnie je capnąć!
W końcu napatoczył się jeden facet, zainteresowany jednak tylko zerżnięciem jej dupy... zapewne stąd te żałosne podchody. Może w innym miejscu i przy innym humorze, sama by się z nim zabawiła, ale przeszło jej koło nosa za dużo Vitae, by się bawić.
Skończyła więc z subtelnościami.
Ten typ zachęcony jeszcze nieco skończył zaciągnięty za drzewo i wypity... oj wzięłaby jeszcze więcej, ale wolała nie ryzykować, że przesadzi i narobi kłopotów sobie jeszcze przed oficjalnymi spotkaniami. Zamroczyło go więc jedynie, a ona zalizała ranki po kłach i porzuciła go pod tym niewinnym drzewem.
Ruszyła dalej.
Była sfrustrowana i przestała się jebać w tańcu z bydłem. Wpaść w szał na polowaniu, bo ofiara wyślizguje Ci się głupio z rąk? Bo pierdolisz się w jakieś miłe gadki, uwodzonka i takie tam? W parku, w nocy... pieprzyć delikatność.
Nie wypatrywała szczególnych okazji, ani konkretnych osób, z konkretnych warstw społecznych. Równie dobrze nada się bezdomny śpiący pod drzewem czy na ławeczce, dzieciak, czy nawet spacerująca parka. Konkretnie i bezpośrednio. Jeśli trafił jej się samotny przechodzień, mijając go zwyczajnie go zatrzymywała, nie bacząc na żadne sprzeciwy brała w objęcia jak kochanka, po czym uciszała wszystko Pocałunkiem. Ktoś mógł się szarpać, stawiać opór, próbować się wyrwać... próbować mógł zawsze, ale żaden śmiertelny nigdy silniejszy nie będzie. Podobne podejście, jeśli trafi na parę, zacznie od kobiety, by faceta zaskoczyć samym tym zadawałoby się całowaniem jego kobiety przez inną kobietę. Żeby oboje utrzymać nawet wysiłku wkładać nie musiała. Nie brała jednak wiele krwi, taką parkę wolała zostawić w ich własnych objęciach, przytomnych i rozgrzanych jej Pocałunkiem.
Potrzebowała kilku żywicieli by mieć pewną kontrolę nad Bestią i móc działać dalej nie musząc martwić się o kolejny posiłek przez jakiś czas.

Re: Spacerkiem po Vitae

#4
Ten wieczór był, póki co, raczej mało udany dla Eriki. Dawniej nie miała takich problemów ze znalezieniem krwistego worka mięsa, a jednak teraz, pewne okoliczności sprawiły, że polowanie stało się diabelnie trudne. Być może gdyby wiedziała czego konkretnie szukała i miała jakiś określony plan działania, zamiast instynktownego, spontanicznego działania, wszystko potoczyłoby się znacznie płynniej. W obecnej jednak sytuacji, gdzie postępowała bez żadnego planu, po prostu licząc, że nawinie jej się jakiś apetyczny kąsek, który jej nie ucieknie, stawiała się w położeniu, gdzie po prostu marnowała ogromną ilość czasu, niewiele z tego mając.
Pozostawiony przez wampirzycę ledwo przytomny śmiertelnik nie był już dla niej zmartwieniem. Leżał za drzewem i regenerował siły po utracie stosunkowo dużej ilości krwi. Erika zaczęła szukać kolejnych ofiar, mogących zaspokoić jej wciąż obecny apetyt. Nie była zadowolona tym, co uzyskała, chciała więcej, pragnęła uzupełnić całkowicie swe zapasy vitae, to też kontynuowała polowanie.
Coraz bardziej traciła cierpliwość, co przekładało się na jej sukces w znalezieniu ofiary. Brak chęci angażowania się w dłuższe gierki socjalne powodowała, że rzeczywiście mogła liczyć na niewiele więcej jak prostych ludzi, którzy nie wymagali zabaw w uwodzenie. Niestety, nie wzięła poprawki na problemy powodujące trudności w zdobyciu ofiary, tak więc sytuacje się powtarzały. Grasująca po lesie bestia wciąż powodowała u przechodniów przyspieszenie kroku, a nawiązanie kontaktu wzrokowego nadal sprawiało pewien niepokój. Na szczęście, nieco bardziej bezpośrednia strategia Spokrewnionej wreszcie odniosła skutek. Samotnie przemierzający park mężczyzna o jasnych włosach, gładkiej twarzy i nieszczególnie tanim garniturze, był zbyt zamyślony, by zdążyć pomyśleć o obiekcjach w reakcji na niespodziewany 'atak' ze strony pięknej kobiety. Naturalnie jednak, nie mogła wyssać człowieka na środku chodnika do tego stopnia, by padł nieprzytomny. W związku z tym musiała wziąć mniej vitae i powtórzyć tę strategię jeszcze parokrotnie, znajdując kolejnych dwóch mężczyzn w różnym wieku i różnych warstw społecznych, dających się złapać w taki sposób. (Uzyskano 3 Punkty Krwi)
Wciąż jednak nieusatysfakcjonowana po tych przekąskach, znalazła jeszcze parę łatwych celów, jak chociażby pijaczek leżący na ławce. Z prawie już pełnym 'bakiem', mogła się wreszcie stamtąd zawinąć, biorąc z resztą pod uwagę, że jej otwarta aktywność zaczęła powoli zwracać uwagę postronnych. (Uzyskano 2 Punkty Krwi)

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości

cron