Spacerkiem po Vitae
: 28 lip 2021, 18:43
Wszystkie podstawowe rzeczy po przyjeździe miała już ogarnięte. Zajęło to co prawda kilka tygodni, ale dla Spokrewnionych czas leciał innym tempem niż dla śmiertelnych... zwłaszcza dla starych wampirów. Kto by liczył godziny czy dni, gdy za nim już pół wieczności, a następna przed? Kobieta działała metodycznie, bez większego pośpiechu, ale również bez zbędnej zwłoki.
Spotkanie z Księciem wciąż przed nią, musiała być choć minimalnie przygotowana... no i miasto na nowo trzeba było odkryć po nieobecności i zmianach.
Zaplecze więc miała już gotowe, zostało uzupełnić siły i wigoru nabrać i można było wykonać kolejny krok.
Po zachodzie słońce, gdy wstała już, a Emma wróciła ze swojej dziennej pracy, jak co wieczór umalowała ją, uczesała i pomogła się ubrać. Dziewczyna tego wieczoru miała już w zasadzie wolne, wampirzyca postanowiła wybrać się pieszo z Pitem na spacer. Nie był potrzebny jej szofer. Ubrana w czarną garsonkę ze spódnicą i pantofle na korkowym obcasie, nie szpilki, ruszyła w niespieszną podróż.
Kroki swoje skierowała nad jezioro Michigan. Swojego pupila wzięła raczej dla towarzystwa niż dla ochrony. Sama świetnie potrafiła sobie radzić, choć pozory grubo myliły. Emma nie potrzebowała obecnie stróża, nie miała nic specjalnego do wykonania. A pies lubił spacery, no bo był psem. No i kondycje też trzymać musiał.
Dama więc,w towarzystwie swojego czarnego towarzysza przemierzała park nocną porą. Nie kryła się, nie unikała przechodniów wcześniej na ulicy, teraz też szła z uniesioną głową i miną władcy, jakby Park należał do niej. Nie była z tych co wybrzydzają, nawet teraz... na szczęście. Jej ofiara mogła być kimkolwiek. Bezdomnym, który chrapał na ławce. Zakochana parą kradnącą w cieniu chwile szczęścia. Nieszczęśliwym mężem zmierzającym gdzieś do baru by topić smutki w kieliszku, czy dzieciakiem, który w pośpiechu, albo i nie wracał do domu, albo leciał na imprezę do kolegi. Liczyła się Vitae, a z kogo będzie wzięta, nie miało absolutnie żadnego znaczenia... co to ona jakiś Ventrue jest?! Pf!
W samym parku już, między połaciami trawników i drzew, zwolniła Pita od nogi. Mógł lecieć pobiegać, napić się wody, wykopać dziurę za kretem, czy zrobić klocka pod drzewem, albo obsikać krzaczek.
Nie przerywając spaceru, skrzyżowała ręce za plecami i wypatrywała "worków" na Vitae.
Spotkanie z Księciem wciąż przed nią, musiała być choć minimalnie przygotowana... no i miasto na nowo trzeba było odkryć po nieobecności i zmianach.
Zaplecze więc miała już gotowe, zostało uzupełnić siły i wigoru nabrać i można było wykonać kolejny krok.
Po zachodzie słońce, gdy wstała już, a Emma wróciła ze swojej dziennej pracy, jak co wieczór umalowała ją, uczesała i pomogła się ubrać. Dziewczyna tego wieczoru miała już w zasadzie wolne, wampirzyca postanowiła wybrać się pieszo z Pitem na spacer. Nie był potrzebny jej szofer. Ubrana w czarną garsonkę ze spódnicą i pantofle na korkowym obcasie, nie szpilki, ruszyła w niespieszną podróż.
Kroki swoje skierowała nad jezioro Michigan. Swojego pupila wzięła raczej dla towarzystwa niż dla ochrony. Sama świetnie potrafiła sobie radzić, choć pozory grubo myliły. Emma nie potrzebowała obecnie stróża, nie miała nic specjalnego do wykonania. A pies lubił spacery, no bo był psem. No i kondycje też trzymać musiał.
Dama więc,w towarzystwie swojego czarnego towarzysza przemierzała park nocną porą. Nie kryła się, nie unikała przechodniów wcześniej na ulicy, teraz też szła z uniesioną głową i miną władcy, jakby Park należał do niej. Nie była z tych co wybrzydzają, nawet teraz... na szczęście. Jej ofiara mogła być kimkolwiek. Bezdomnym, który chrapał na ławce. Zakochana parą kradnącą w cieniu chwile szczęścia. Nieszczęśliwym mężem zmierzającym gdzieś do baru by topić smutki w kieliszku, czy dzieciakiem, który w pośpiechu, albo i nie wracał do domu, albo leciał na imprezę do kolegi. Liczyła się Vitae, a z kogo będzie wzięta, nie miało absolutnie żadnego znaczenia... co to ona jakiś Ventrue jest?! Pf!
W samym parku już, między połaciami trawników i drzew, zwolniła Pita od nogi. Mógł lecieć pobiegać, napić się wody, wykopać dziurę za kretem, czy zrobić klocka pod drzewem, albo obsikać krzaczek.
Nie przerywając spaceru, skrzyżowała ręce za plecami i wypatrywała "worków" na Vitae.