Czarny, bogato zdobiony powóz zatrzymał się przy numerze 925 na S. Halsted St. Konie jeszcze przez chwilę postukały kopytami w miejscu, nieco niespokojne.
Woźnica prędko zeskoczył ze swojego miejsca, wyciągnął schodki, otworzył drzwi i utkwił spojrzenie w chodniku - wiedział, że jego mocodawca ma dość surowe kryteria w temacie tego, jak powinni się zachowywać służący.
Z powozu o grubych kotarach wyszedł mężczyzna w podeszłym wieku lecz bardzo bogato ubrany, wspomagając się kunsztownie wykończoną laską. Nosił on bogaty garnitur i gruby płaszcz, nieco za gruby na tę porę roku. Pewnie wiek odcisnął na nim swoje piętno, ponieważ pomimo grubego okrycia najpewniej doskwierał mu chłód, stąd pewna bladość twarzy.
Paolo Schiavone właśnie wstał od wieczerzy z żoną i synem, kiedy wyglądając przez okno dojrzał mężczyznę. W mgnieniu oka odwrócił się, złapał płaszcz po drodze i zbiegł po schodach. Przed otworzeniem drzwi frontowych zrobił jeden głęboki oddech, by nieco się uspokoić po czym wyszedł na zimno.
- Buona sera, Signore - powiedział, skłoniwszy się uprzejmie - czy Pan raczył nas odwiedzić? Biuro jest już zamknięte, ale oczywiście możemy otworzyć, albo - głos mu lekko zadrżał - jeśli Pan chce, poproszę Marię by nakryła do stołu...
Dobrze ubrany mężczyzna odwrócił się lekko w stronę Paola, i wydawałoby się że wykonuje tylko takie ruchy które są niezbędne i konieczne. Sięgnął do kapelusza by go uchylić, a gdy jego ręka przez chwilę przysłoniła twarz, jego skóra stała się nieco bardziej rumiana.
- Grazie, Paolo - powiedział mocnym, niskim głosem. Nie pasował on do głosu przeciętnego mieszkańca Little Italy, a jednak włoskim posługiwał się perfekcyjnie, ze śladem akcentu wskazującym nie na Amerykę, a na Europę - tym razem nie przyszedłem do Ciebie. Nasze spotkanie będzie miało miejsce za tydzień. Jeśli wszystko jest zgodne z tym co ustalaliśmy, będzie ono krótkie i owocne - powiedział, a z każdym z słów z jego ust uciekało trochę pary. Zdawałoby się, że to jej poświęca więcej uwagi niż swemu rozmówcy.
- Jestem umówiony. Możesz spać spokojnie, Paolo - powiedział, odchodząc.
Bankier, nie wiedzieć czemu, bardzo ucieszył się z tego, co wcale nie było ani pozwoleniem, ani poleceniem. Wiedział, że tej nocy zaśnie jak dziecko.
Laska od czasu do czasu stukała w chodnik. Mężczyzna zdawał się iść przez miasto z poczuciem celu - faktycznie tak było. To dziś był umówiony z członkami swojego plemienia, jako noc składania ofiary. Mieszkanie jednego z nich było niedaleko, a on dbał o to by czasem przejść się wczesną wieczorową porą. Tak w końcu robili ludzie.
Spoiler |