Smak domu

Prolog | West Side | Thy domain is thine own concern.

Smak domu

#1
Obrazek


Czarny, bogato zdobiony powóz zatrzymał się przy numerze 925 na S. Halsted St. Konie jeszcze przez chwilę postukały kopytami w miejscu, nieco niespokojne.
Woźnica prędko zeskoczył ze swojego miejsca, wyciągnął schodki, otworzył drzwi i utkwił spojrzenie w chodniku - wiedział, że jego mocodawca ma dość surowe kryteria w temacie tego, jak powinni się zachowywać służący.
Z powozu o grubych kotarach wyszedł mężczyzna w podeszłym wieku lecz bardzo bogato ubrany, wspomagając się kunsztownie wykończoną laską. Nosił on bogaty garnitur i gruby płaszcz, nieco za gruby na tę porę roku. Pewnie wiek odcisnął na nim swoje piętno, ponieważ pomimo grubego okrycia najpewniej doskwierał mu chłód, stąd pewna bladość twarzy.
Paolo Schiavone właśnie wstał od wieczerzy z żoną i synem, kiedy wyglądając przez okno dojrzał mężczyznę. W mgnieniu oka odwrócił się, złapał płaszcz po drodze i zbiegł po schodach. Przed otworzeniem drzwi frontowych zrobił jeden głęboki oddech, by nieco się uspokoić po czym wyszedł na zimno.
- Buona sera, Signore - powiedział, skłoniwszy się uprzejmie - czy Pan raczył nas odwiedzić? Biuro jest już zamknięte, ale oczywiście możemy otworzyć, albo - głos mu lekko zadrżał - jeśli Pan chce, poproszę Marię by nakryła do stołu...
Dobrze ubrany mężczyzna odwrócił się lekko w stronę Paola, i wydawałoby się że wykonuje tylko takie ruchy które są niezbędne i konieczne. Sięgnął do kapelusza by go uchylić, a gdy jego ręka przez chwilę przysłoniła twarz, jego skóra stała się nieco bardziej rumiana.
- Grazie, Paolo - powiedział mocnym, niskim głosem. Nie pasował on do głosu przeciętnego mieszkańca Little Italy, a jednak włoskim posługiwał się perfekcyjnie, ze śladem akcentu wskazującym nie na Amerykę, a na Europę - tym razem nie przyszedłem do Ciebie. Nasze spotkanie będzie miało miejsce za tydzień. Jeśli wszystko jest zgodne z tym co ustalaliśmy, będzie ono krótkie i owocne - powiedział, a z każdym z słów z jego ust uciekało trochę pary. Zdawałoby się, że to jej poświęca więcej uwagi niż swemu rozmówcy.
- Jestem umówiony. Możesz spać spokojnie, Paolo - powiedział, odchodząc.
Bankier, nie wiedzieć czemu, bardzo ucieszył się z tego, co wcale nie było ani pozwoleniem, ani poleceniem. Wiedział, że tej nocy zaśnie jak dziecko.

Laska od czasu do czasu stukała w chodnik. Mężczyzna zdawał się iść przez miasto z poczuciem celu - faktycznie tak było. To dziś był umówiony z członkami swojego plemienia, jako noc składania ofiary. Mieszkanie jednego z nich było niedaleko, a on dbał o to by czasem przejść się wczesną wieczorową porą. Tak w końcu robili ludzie.

Spoiler | 
Chciałbym zapolować, wykorzystując zarówno moją domenę jak i trzodę. Najchętniej tak, by to zamknąć w jednym rzucie, żeby potem jechać już do elizjum.

Re: Smak domu

#2
Widok powozu konnego na ulicach miasta, które zalewała coraz większa ilość nowoczesnych automobili była dla niektórych pewną niespodzianką. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu taka forma transportu była na porządku dziennym, jednak od tego czasu technologia znacząco się rozwinęła, właściwie eliminując potrzebę korzystania ze zwierząt pociągowych. Regent był jednak tradycjonalistą, któremu hałas tych maszyn był całkowicie zbędny.
Po krótkiej wymianie zdań, Rogerius udał się przed siebie. Nie marnował czasu, był on zbyt cenny, by go niepotrzebnie trwonić. Miał określone plany i ich się trzymał. Podążał więc w wyznaczonym celu, ku domowi członkowi klanu, o który Regent w pewien sposób dbał mimo upływu czasu.
Mimo iż tak naprawdę nie musiał zatrzymywać się tam w drodze na spotkanie, gdzie wiedział, iż grupa zagwarantuje mu dość vitae, by w pełni zaspokoić głód, udał się tam, jednak nie z racji rzeczywistego zainteresowania, lecz raczej by imitować ludzkie zachowania. Spędził tam krótką chwilę, by po niezbyt długiej rozmowie przyjąć od lojalnego indianina niedużą ilość krwi (uzyskano 3 punkty krwi).
Pozostawiwszy tymczasowo pozbawionego energii człowieka w jego mieszkaniu, Regent mógł udać się na umówione spotkanie z resztą plemienia. Dotarł tam na czas, by uczestniczyć w rytuale pod gołym niebem, gdzie miały miejsce tańce, śpiew i upuszczenie krwi do rytualnej misy, której zawartość wypił szaman, uzupełniając braki vitae (uzyskano 6 punktów krwi).
Gdy wszyscy uczestnicy zapadli w sen lub poddali się medytacji, Regent, teraz już w pełni nasycony, mógł udać się do Elizjum i realizować dalsze plany, jakie miał na ten i kolejne wieczory.

.Smak domu

#3
Rytuał wyszedł odpowiednio - Szaman czuł, że duchy sprzyjają i jemu, i plemieniu. Nadwyżkę krwi po rytuale rozlał i dał jej wsiąknąć w ziemię, w niemalże zapomnianym języku wznosząc żądania obfitych plonów i powodzenia dla plemienia w zamian za tę ofiarę.
- Kto krew przelewał i kto krew pił, ten krwią zapłaci. Duchu ognia i duchu wody, duchu ziemi i duchu życia, strzeżcie tych co pamiętają o Mocy przodków i Sile Łowów - zakończył odezwą tak samo głośno słyszalną w świecie duchów, jak i pośród plemienia.
Światło gwiazd odbijało się w jego płonących oczach, a ciało parowało od krążącej, przyśpieszonej Vitae. Szaman chłonął ten moment i smakował go, wiedział bowiem że już niedługo uczucie sytości i zaspokojenia zastąpi głuche echo głodnej Bestii.

---

Już nasycony i już ubrany jak na białego gentlemana przystało, mężczyzna jechał na południe, do domeny innej z jego gatunku. Pomimo mnogości wydarzeń i posiłkowi który powinien starczyć na jakiś czas, noc nadal była młoda, i należało zadbać o sprawy miasta.

>>> Elizjum

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość

cron