Posiadłość Francisca Belmonte

Prolog | West Side | Dzielnica Lower West Side | Opis dedykowany przyjęciu w lutym 1920 r.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#61
Alfred stał teraz przed starszym wampirem, zdając sobie sprawę z niewłaściwego doboru słów, który mógł wprowadzić rozmówcę w zniesmaczenie. Postanowił więc prędko wytłumaczyć Sullivanowi naturę tego dwuznacznego pytania, jednocześnie bojąc się skrycie, w jaki sposób mogłoby ono zostać odebrane. Niemniej odwaga jest definicją tego Spokrewnionego, toteż neonata nie zwlekał długo z wyjaśnieniami.
— Proszę mnie źle nie zrozumieć, śmierć Kuruka jest oczywistym faktem i zdarzyło mi się niejednokrotnie zamienić kilka słów z tym mężczyzną. To, co zachodzi mi w głowę, proszę Pana, to obecność Primogena w towarzystwie Stwórczyni Gospodarza na dzisiejszym przyjęciu, a także nietakt z jej strony. Oczywiście kryzys, jakby się wydawało, został już zażegnany i zebrani nie powinni zakrzątać sobie głowy tą sprawą, dzięki wielkiemu talentowi Panny Duclair i subtelnym działaniom pozostałych. Jeśli więc nie mogę przydać się w inny sposób, pozostaje mi cieszyć się jej występem, gościną i czekać na rozwój wydarzeń. — Spokrewniony spróbował zakończyć wrażliwy temat, mając nadzieje, jakoby nie zostanie źle osądzony przez podważenie działań Feng Longa. Powiązany z tym zajściem element dialogu nacechowany był tonacją sugerującą raczej ciekawość, niżeli insynuację. Za chwilę na jego twarzy pojawił się podobny wyraz uśmiechu, który rozpromieniał się u Zacharego. — Jak zatem bawi się Pan na przyjęciu, udało się Panu nawiązać ciekawe znajomości? Również rozglądam się za kontaktem biznesowym, planuję wkroczyć w przemysł zbrojeniowy i jestem dobrej myśli, że takowy uda mi się zawiązać jeszcze tego wieczoru.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#62
Ewidentnie obecność starszego Ventrue wprowadzała dużo do sytuacji, zwłaszcza gdy spojrzenie Skadi zdawało się absolutnie zignorować obecność jego Childe. Mimo dość brutalnie prezentowanego, bestialskiego wizerunku trudno jednak był odczytać wiele z jej zwierzęcych, żółtych ślepi. Chwile niepewności i przerażonych, utrudnionych oddechów trzymanego w szponach śmiertelnika zostało ostatecznie przerwane przez dźwięk jego upadającego ciała, gdy Gangrel odrzuciła na śnieg nieszczęśnika, prawie jak nieistotny worek kartofli.

- Uznaj to za wdzięczność w ramach dzisiejszej nocy. I popracuj nad guānxi swojego szczeniaka -

Dziewczyna warknęła, widocznie nawet nie starając się ukryć jak wielkiej irytacji przyprawiło jej to wydarzenie. Nie minął nawet moment gdy oddaliła się w kierunku mniej urbanistycznych części samego Chicago, poruszając bardziej jak łania - zostawiając ewentualne delikatne ślady pomiędzy sporymi susami, zanim całkowicie zlała się z cieniami nocy. Jeśli ktokolwiek chciały podążyć dalej za przebudzoną Starszą Gangrel, z pewnością ewentualnie spotkanie nie miałoby miejsca na terenach posiadłości.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#63
Cheng Wei wyczekiwał na to jaką decyzje ostatecznie podejmie Skadi, przyglądając się sytuacji w sztywno wyprostowanej pozycji. Napięte mięśnie jego twarzy rozluźniły się, w wyrazie ulgi.
- Dziękuję i ze swojej strony przepraszam za niedogodności i zabranie cennego czasu. - odpowiedział wampirzycy, wykonując głęboki tradycyjny, chiński ukłon.
Wyprostował się szybko, gdy Skadi zaczęła się oddalać. Nie chcąc tracić więcej czasu, podszedł w stronę śmiertelnika. Przyjrzał mu się przez chwilę oceniając jego stan, szukając ewentualnych obrażeń których mógł doznać w kontakcie z wampirzycą. Gdy skończył pobieżne oględziny, próbował złapać kontakt wzrokowy i wydać krótki i zdecydowany rozkaz: "Wstawaj!" Chwycił przerażonego śmiertelnika za ramię by w dość brutalny sposób przyspieszyć jego powrót do pionowej pozycji. Otrzepał pospiesznie jego marynarkę, by prezentował się jako tako przed obliczem Feng Longa, po czym przyprowadził go przed oblicze swojego Sire.
Cheng Wei, Wygląd | 
» Na pierwszy rzut oka jest to mężczyzna o nie szczególnie imponującym wzroście i raczej przeciętnej sylwetce. Kolor skóry oraz rysy twarzy jednoznacznie wskazują na azjatyckie pochodzenie. Ubiera się elegancko i schludnie, zgodnie z aktualną modą. Ewidentnie przywiązuje uwagę do detali takich jak spinki do koszuli czy krawatu, które posiadają orientalne, pozłacane ornamenty. Czarne włosy ma zaczesane i ulizane do tyłu, co podkreśla jego i tak już konserwatywny wizerunek. Jego twarz nosi na sobie znamiona czasu, cera utraciła gładkość, a na czole widoczne są zmarszczki. Brakuje jednak innych typowych cech starzenia się w postaci ubytków we włosach i siwych włosów. Jest oszczędny w ruchach i wyrażaniu emocji. Nawet jego czarne, szkliste oczy nie błądzą po otoczeniu i wydają się być zawsze skupione na jednym celu. Przemawia dość ciepłym głosem z lekkim, charakterystycznym chińskim akcentem.

Dodatkowe informacje | 
Prestizowy Stworca - Feng Long

Legenda Kolorów Języka | 
Mandaryński, Kantoński

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#64
Feng Long uważnie spoglądał w stronę Skadi, cały czas utrzymując z nią kontakt wzrokowy. Możliwe, że kamień z serca mu spadł, tak samo jak śmiertelnik na śnieg, ale nie widać było to po nim. Lekkie skinięcie powinno starczyć starej wampirzycy, która zniknęła pomiędzy alejami. Wtedy też Feng Long ponownie poprawił swoją marynarkę. - Zaprowadźmy go do samochodu. Tam też z nim zamienię kilka słów. - powiedział do swojego Dziecię, jak ten podnosił śmiertelnika z ziemi. Dla Starszego Ventrue było to poniżające, ale już w swoim długim życiu robił wiele gorszych rzeczy. Czasami trzeba pobrudzić swoje dłonie.
- Proszę zemną, musimy porozmawiać, panie? - grzeczność. Feng Longa absolutnie nie obchodziło imię a co dopiero życie tego śmiertelnika przed nimi. Ważne było jedynie co zapamiętał z konfrontacji, a to miał zamiar posprzątać bardzo szybko. - Tak. Musi pan zrozumieć cygańscy sztukmistrzowie są bardzo agresywni. - Cheng mógł już wyczuć wampirze moce. Skoncentrowany wzrok Feng Longa na oczach ofiary, pewny głos i jej monotonne odpowiedzi. - Trzeba uważać, źle pan podszedł do tej panny. Szybkie do kłótni oraz one nie kwapią przed uderzeniem mężczyzny. Musiał pan naprawdę zajść jej za skórę. Niech pan pójdzie zemną. - po tych słowach poprowadził śmiertelnika do wozu. Oczekując oczywiście, że Cheng otworzy mu drzwi, a w środku będzie mógł zamienić kilka dodatkowych słów. Celem było zmienić to co się wydarzyło, ale przecież to jakiś dziennikarz? Może ambicja to nie był jedyny jego cel w pobiegnięciu za dość groźną dziewczyną.
Feng Long, Wygląd | 
» Dostojnie ubrany. Feng Long sprawia mieszane wrażenie. Z jednej strony, ten dobrze ubrany Ventrue wydaje się trzymać z aktualna modą wysokopostawionych przędsierbiorców. A z drugiej strony, zdradza go minimalna gestykulacja, przerażające spojrzenie oraz chłodny głos. Jest bardzo starym wampirem, nawet najmłodszy neonata jest w stanie to rozpoznać. Nawet jeśli jego wygląd dałoby się datować na blisko czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, to dalej nie da się ukryć przeogromnego bagażu doświadczenia za nim. Mimo azjatyckich rysów twarzy, wskazujących na Chiny, to kiedy odzywa się w języku angielskim ma on perfekcyjną dykcję i brak jakiegokolwiek akcentu.

Dodatkowe informacje | 
Wokół Primogena można odczuć bryzę. Chłodna, ale miła w dotyku. Zapach, który niesie ze sobą przywodzi na myśl jeziora i rzeki górskie. Kiedy Feng Long wchodzi do pomieszczenia, to bryza się wzmaga, wtedy jest odczuwalna w całym pomieszczeniu przez chwile. Zapowiadając jego nadejście.

Legenda Kolorów Języka | 
Mandarin (Chinese), Ancient Chinese, French, Arabic

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#65
Diana w skupieniu zebrała uwagę tylu duchów ilu się dało, dokończyła rytuał darowania pożywienia i udobruchania tych niewidzialnych, niespokojnych gości. Szczęście sprzyjało, gdy rozbrzmiał głos śpiewu wampirzycy, duchy zaczęły tracić zainteresowanie śmiertelnikami, których nastroje zmieniały się w jednej chwili. Wszyscy zapominali o niepokojącej scenie, zaczynali wchodzić w zabawę, w dobry nastrój, rozmowy... przyjęcie wróciło na poprawne tory.
Diana odetchnęła jednak dopiero kiedy wszystkie duchy wyniosły się z posiadłości, a chociaż z tej głównej balowej sali, w której toczyła się główna biesiada.

Rozejrzała się wciąż jeszcze nieco oszołomiona po sali. Ludzie nie zdawali sobie sprawy kompletnie z niczego. Raz, że Starsza wampirzyca wpadła tutaj na granicy Szału i mogło dojść wręcz do katastrofy... potem duchy, które rozochociły się tym napięciem i zaczęły hulać.
Noc pełna wrażeń.
Dziewczyna w końcu poprawiła sukienkę, podciągnęła rękawiczki i na twarz przyzwała lekki uśmiech, po czym ruszyła wmieszać się w tłum by nacieszyć uszy piękną muzyką i ochłonąć.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#66
Uśmiech nie schodził z twarzy Alexandra kiedy odpowiadał spokojnie na pytania fotografa. Czuł, że tym razem mu się udało był spokojniejszy niż wcześniej
-Będę potrzebował dwóch dni, moi pracownicy zajmą się tym najlepiej jak potrafią wtedy też przekażę to co miałem zgodnie z umową- powiedział dość ciepło jak na siebie odbierając od śmiertelnika aparat. Nie zamierzał kłamać, miał już w głowie plan zlecenia tego zadania Ghoulowi. Ukłonił się swojemu rozmówcy mówiąc:
-Miłego wieczoru.- tylko po to by wrócić do głównej sali i zaobserwować czy cała sytuacja jest już opanowana. Śpiew chyba tym razem faktycznie złagodził obyczaje. Postanowił więc usiąść gdzieś z boku i czekać w formie pewnej medytacji, jego interesy zostały zachwiane, Starsi mieli teraz ważniejsze rzeczy na głowie, więc tylko wsłuchiwał się w śpiew lekko stukając palcami o parapet okna przez które właśnie patrzył. Zaczął szukać wzrokiem Belli czy też Szalonej mogła w tej sytuacji wpaść w ten swój dziecięcy amok, a jeśli tak się stało jest nowym zagrożeniem dla Maskarady.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#67
Sullivan słuchał słów Ogara, utrzymując swój delikatny uśmiech. Młody wampir mówił wiele, nie przekazując jednak swoimi słowami żadnej konkretnej treści, pomijając oczywiste fakty, których członek Zarządu był niewątpliwie w pełni świadomy. Jeśli był znudzony lub zirytowany, zdecydowanie nie dawał tego po sobie poznać. Był to wampir wyjątkowo trudny do czytania, który umiejętnie maskował swoje emocje i motywy. Alfred od razu otrzymał odpowiedź od swojego przełożonego.
ImagePanie Leneghan. Rzec muszę, że analizowanie aktywności Primogen Longa nie leży w zakresie Pana obowiązków. — Mówiąc o nietakcie, neonata mógł, mimo wciąż idącego w parze z uśmiechem przyjaznego tonu Spokrewnionego, odnieść bardzo wyraźne wrażenie, że popełnił właśnie faux pas. W końcu co innego rozprawiać na temat Primogena z innym neonatą, który zapewne dałby się wciągnąć w ten temat, gdybanie i rozważania o tym co, jak i kiedy zrobił wpływowy Arystokrata, a co innego z członkiem Zarządu, który przecież nie będzie z jednostką niemalże na dnie hierarchii dyskutować o tym, dlaczego głowa klanu Ventrue pojawiła się w takich okolicznościach w towarzystwie innego Starszego wampira.
ImageJeśli zaś chodzi o goszczącą tu Starszą klanu Gangrel, to utrata potomka, jak widać, jest w stanie pchnąć Spokrewnionego do różnych impulsywnych działań. — Jakkolwiek rażące było naruszenie Maskarady, tak spoglądając na to z pewnej perspektywy można było zrozumieć czemu do tego doszło. Szczęśliwie, zebrani na miejscu nieumarli sprawnie zneutralizowali problem zanim w ogóle się zdążył pojawić. Leneghan nie posiadał własnego potomka, jednak wiedział, że nie chciałby znaleźć się w podobnej sytuacji.
ImageMhm. Niech Pan tak właśnie zrobi. Noc wciąż młoda. — Ze skinięciem głowy poparł pomysł Alfreda, który przecież powinien korzystać. Uroczystości takie jak te nie zdarzały się często. Spotkania Spokrewnionych zazwyczaj ograniczały się do Elizjum, w którym przecież obowiązywały znacznie bardziej surowe zasady i nieco odmienna atmosfera.
ImageNie mogę powiedzieć złego słowa. Obecne jest tutaj doprawdy wspaniałe towarzystwo, jak i również wiele związanych z nim biznesowych możliwości. Rozwijająca się technologia otwiera niezliczone drogi, co jasno wskazuje, że warto inwestować w nowinki technologiczne. Przemysł zbrojeniowy także na tym zyskuje, tak więc życzę, aby Pańskie próby się powiodły. — Zachary zachwalał ludzi, i zapewne wampiry, a także pozytywnie spoglądał w stronę nowoczesnej technologii, która ułatwiała ludzką egzystencję, co z kolei sprawiało, że umoczenie palców w tym temacie mogło okazać się bardzo lukratywnym biznesem.

Kiedy Skadi rzuciła przerażonego mężczyznę, by następnie zniknąć w oddali, ten złapał się za swoją poranioną szponami twarz, szybko i nieregularnie oddychając, będąc zapewne w szoku i nie rozumiejąc w pełni co się właściwie stało. Minęła dobra chwila, nim biedak odzyskał kontakt z rzeczywistością i spojrzał na dwójkę stojących nad nim Azjatów. Jego miękkie w danej chwili nogi nie ułatwiały podciągnięcia go do pozycji stojącej, jednak wpływ mocy Dominacji ze strony Chenga pomógł rozwiązać ten problem.
Z ogromną trudnością wydukał z siebie imię, przedstawiając się jako Bradley Howell, a gdy Long wspomniał o dziewczynie, spocony ze strachu facet nie mógł się powstrzymać przed nerwowym rzuceniem komentarzem o nadludzko silnym potworze, który chciał go zjeść. Zanim jednak zaczął dobrze się rozkręcić w klekotaniu o tym co widział i przeżył, wpływ Dominacji zaserwowany przez potężnego wampira skutecznie go uspokoił, przynajmniej na tyle, by poddać wątpliwości to, czy faktycznie widział to co widział, czy po prostu miał pecha trafić na silną i charakterną dziewuchę, którą rozdrażnił czymś, co powiedział.
Teraz już rozkojarzony przez działanie Dominacji, niepewnie spoglądający po wampirach człowiek dał się zaprowadzić Feng Longowi do wozu. Próbował dociec co takiego zrobił, że dziewczyna tak go potraktowała. Miał nadzieję, że któryś z tej dwójki widział całe zajście i będzie w stanie powiedzieć mu co dokładnie robił. Czyżby aż tak się wstawił na tym balu? Do takich wniosków doszedł, analizując swój ból głowy i dziury w pamięci. Ventrue mogli w spokoju dokończyć swoją pracę i upewnić się, że śmiertelnik nie będzie stanowić żadnego problemu.

Wreszcie, po całym tym chaosie, gdzie wszystko mogło skończyć się zupełnie inaczej, gdyby nie sprawne działanie Spokrewnionych, Diana mogła odetchnąć i się jakkolwiek zrelaksować, póki uroczystość trwała, a w tle można było zasłyszeć znaną nieumarłym wokalistkę i jej cudowny, czarujący głos. Niewiele takich przyjemności zostało jej w nieżyciu, które było dla niej przede wszystkim ciągłą nauką i sprawdzaniem się przed swoim wymagającym stwórcą, jak i również przed samą sobą.

Marceau De Rosier wydawał się zadowolony z owocnej współpracy z Alexandrem. Pożegnał go z uśmiechem, życząc mu udanego wieczoru, samemu znikając gdzieś w tłumie. Morri zakończył najtrudniejszą część zadania, przejmując aparat fotograficzny wraz z filmem, którego zawartość mogła ujawnić obraz Skadi, i która nie mogła trafić w niepowołane ręce.

W międzyczasie. po zebraniu z radą Primogenu, Książę zakręcił się w głównej sali pomiędzy co bardziej wpływowymi wampirami, zamieniając raptem parę słów, po czym w towarzystwie Primogena Malkavian opuścił budynek, znikając w cieniu tuż za rogiem.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#68
Ton mężczyzny, wyrażającego swe zakłopotanie sugerował bardziej niewiedzę, niżeli oskarżenie w kierunku Feng Longa. Alfie miał nadzieję zyskać świadomość natury tych politycznych zagrywek, ucząc się od najlepszych. Niestety, zgodnie z przewidywaniami popełnił gafę i mógł mieć jedynie nadzieję, że zostanie ona zapomniana. Prawdę mówiąc, nigdy nie wysuwał się przed szereg w politycznych gierkach klanu. Choć zawdzięczał swemu Stwórcy ogromne pokłady wiedzy, był archetypem żołnierza, który inicjatywę wykazywał jedynie w metodyce działań. Polityka stanowiła dla niego grząski grunt, po którym dopiero uczył się stąpać. Cóż, ciężko winić neonatę za brak politycznego zacięcia - Ci, którzy go poznali, winni być świadomi, że próżno szukać u niego arystokrackiej subtelności. Ostatecznie całkiem nieźle sprawował się w roli Ogara, budując swoją pewność siebie na podstawie sukcesów i drogi, jaką przebył, by znaleźć się w tym miejscu. Choć brakowało mu ogłady, ciężko było mu zarzucić brak postępu na przestrzeni lat - mężczyzna przykładał się do poprawy zachowania, przeważnie stosując się do zasad etykiety.
Ventrue nie odczuwał potrzeby drążenia tematu, wszak wyciąganie na jaw swych słabości mogłoby mieć negatywny rezultat. Uprzejmie, ze skruchą na twarzy przytaknął na słowa Sullivana, a gdy skończyli dialog, za pozwoleniem odszedł od towarzysza dialogu, zgłębiając się w salonowe gierki w poszukiwaniach inwestorów projektu, w którym pokładał gromkie nadzieje umocnienia swej materialnej pozycji. Skromne plany, jakie przedstawiał potencjalnym kontaktom, zakładały otworzenie fabryki gumowych elementów do budowy komponentów stosowanych w okrętownictwie, a także poszerzenie tej działalności o produkcję militarnej klasy wyposażenia personalnego żołnierza. Mężczyzna miał nadzieję znaleźć choćby kilku zainteresowanych i umówić się z nimi na spotkania w niedalekiej przyszłości.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#69
Rogerius opuścił salę, którą zajęły na chwilę najważniejsze wampiry w mieście - a przynajmniej te, które angażowały się w politykę na tym szczeblu - z zachowaniem wszelkiej etykiety, ale też widocznie zmęczony i zasmucony. Na ile była to maska i poza - to wiedzieli tylko wybrani.
Nosił się z zamiarem opuszczenia przyjęcia - widział kilka zalet przebywania wśród osób śmiertelnych, jedną z nich było to, że pozostawało się w kontakcie z ich energią życiową, zmiennością, obawą śmierci i powietrza. Cechami charakteru, których nie da się wyciągnąć z ksiąg czy od innych, podobnych sobie. Pozwalało to przypomnieć sobie, naprawdę namacalnie i prawdziwie, czym się kiedyś było, i czym się po części nadal jest - w przeciwieństwie do wiecznie czyhającego głodu Bestii, chcącej polować na krew i zdobywać.
Teraz, ta społeczność, przynajmniej na razie, została skażona i odmieniona wampirzymi mocami - ich umysły były zamglone, reakcje nieszczere, a obcowanie z nimi - pozbawione smaku. Tym niemniej, zmienił zdanie chwilę po wyjściu - a jego uwagę zwróciło to, że duchy zdawały się być spokojne, rozwiane i zmienione. Nie miał czasu wcześniej by smagać je biczami tremerskiej magii - a nawet jeśliby mógł, pewnie wolałby unikać tego na spotkaniu pełnym śmiertelnych - jednak zdecydowanie zaszła w tym gronie pewna zmiana.
Szybko przeanalizował sytuację - uwzględnił kto jest na sali, co zaszło (w końcu nawet za zamkniętymi drzwiami słyszał śpiew) i to co Lucita de Aragón pisała w swych rozprawach na temat Dominacji w Encyclopaedia Vampirica. Nadal, zgodnie z jego wiedzą, wymagało to czyjejś interferencji. Znał większość Ancillów miasta, i nie sądził, by ktoś wykazywał się podobnymi zainteresowaniami czy poziomem - no, może Morri, ale to daleko idący wniosek. Logicznym wydawał się wniosek, że to któryś z neonatów.
Stojąc na podwyższeniu i operając się o balustradę, Rogerius de Tassis spoglądał w aury i dusze Diany i Alfreda, próbując wyczytać w nich ich emocje i skazy, ich duchowe więzi i lęki. A jeśli to nie zadziała, to cóż, obecnym śmiertelnikom i tak wiele wmówiono - po prostu zapyta jakiegoś ducha o to,co się tu działo.
Spoiler | 
Poproszę o dwa rzuty na 2 poziom Nadwrażliwości, pula 10 kostek ze specjalizacją

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#70
Stach i stres nieco zelżały, na pewno te wywołane całą sytuacją i hasającymi duchami. Mimo kojących tonów muzyki i niewątpliwie pięknego głosu wampirzycy, Diana wciąż była spięta i niepewna. Nie lubiła takich zgromadzeń. bywała czasami na podobnych bankietach, albo kolacjach biznesowych, ale zawsze z ojcem, który prowadził wszelkie rozmowy. Ona miała tylko być, uśmiechać się i ładnie wyglądać. Może czegoś się nauczy. Nauczyła się niewątpliwie... chociażby etykiety w takich miejscach, co i już przydało się nie raz i w Nocnym Nowym Życiu. Wcześniej nie bywała jednak na takich imprezach sama... tak jak teraz.
Każde słowo czy gest było tylko jej odpowiedzialnością i decyzją, co straszliwie jej ciążyło. Wolała książki, duchy i samotność swojego domku.
Czułaby się może trochę pewniej gdyby był przy niej jej Stwórca. Jego też jednak nie było obok. Mało tego, nie zdołała go dotąd wypatrzyć ani wyczuć wśród gości. Czyżby sam się nie zjawił mimo zaproszenia, a ją posłał? A może tak dobrze się krył?
Ciężko było orzec.
Na pewno uczucie, że jest obserwowana nie opuściło jej nawet na krótką chwilę. Często to czuła, a od przemiany niemal nieustannie. Teraz jakby się nasiliło. W sumie to raczej nic dziwnego, było tu mnóstwo osób, ktoś mógł na nią patrzeć z innego końca sali, albo stojąc całkiem niedaleko. Może to Percival dalej ją obserwował. Może to jeszcze jakiś niesforny duch wciąż wiercił ją swoją uwagą.
Nie była w stanie stwierdzić, jedyne co mogła, to poruszyć się, poprawić kreację, podciągnąć wygodniej rękawiczki i wysłuchać koncertu do końca. Potem może ucieknie do ogrodów albo biblioteki. Podobno całkiem niezła jest w posiadłości. Może znajdzie coś dla siebie, ciekawą pozycję, której jeszcze w łapkach nie miała... a może po prostu uda jej się trochę odetchnąć od tego dusznego tłumu.
Naprawdę wiele ją kosztowało trzymanie na wodzy wszystkich swoich zmysłów, reakcji i odruchów, by nie dać się zaskoczyć, ogłuszyć czymś, albo niepotrzebnie czegoś wywinąć.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#71
Ciemne wnętrze nowoczesnej karocy dawało Feng Longowi nadzwyczajną przewagę nad rozmową, a przecież skupienie uwagi ofiary to najważniejsza rzecz podczas Dominowania jej umysłu. Przerażający spokój w głosie Starszego wampira jedynie dodawał grozy do sceny odbywającej się w środku. Cheng mógł usłyszeć swego Stwórcę jak opowiada śmiertelnikowi całkowicie inną sytuację, która zaszła. - Ależ nie, proszę pana. - Feng Long poznał jego imię, ale nie miał zamiaru go adresować więcej niż per pan. - Wszystko się stało tak nagle i niespodziewanie, że źle zapamiętaliście wydarzenie. Wraz z moim wspólnikiem przybyliśmy na bal, zaproszeni wcześniej. Postanowiłem przyprowadzić prezenterkę. Cygankę. Niestety, efekt był całkowicie inny niż sądziłem. Szkoda, wielka szkoda. Pobiegł pan za wynajętą przeze mnie kobietą, a ja wręcz słyszałem pana na odległość. Natarczywość nie godzi w charakter dżentelmena, proszę pana. Szczególnie wobec takich kobiet jak tamta. Kiedy pan złapał za jej ramie, ona wyciągnęła ostry nóż. A reszta? Niech pan sam zobaczy. - wyciągnął dłoń przez okno wozu. Cheng podał mu chusteczkę. Dziecię wiedziało dokładnie co jego Stwórca potrzebował. Po czym Feng Long wyciągnął ją w stronę mężczyzny. Nie miał zamiaru dotykać go własnymi dłońmi, w żadnym wypadku. - Pańska twarz została raniona. Przeraził się pan, stracił siły, kobieta dalej panu groziła nożem i z niewielkim trudem mogła pana trzymać za gardło, jak pańska posoka spływała na oczy. - Feng Long pozwolił mu wytrzeć większość twarzy chusteczką. - Niech pan sobie ją zostawi. Może pan także wypocząć na moment w wozie, nie ma problemu. Prosiłbym jedynie nie rozpowiadać o tym co się wydarzyło. Byłaby to ujma na honorze dżentelmena. Nie możemy sobie na to pozwolić, prawda? Moje usta tażke będą zamknięte, nie powiemy co zaszło. - nawet jeśli wydarzenia śmiertelnika były zmienione w jego umyśle, Feng Long widział potrzebę zabezpieczyć się jeszcze bardziej - zapewniając Dominacją jego milczenie, a przynajmniej na jakiś czas. Ventrue po tym wyszedł z pojazdu.
Cheng mógł bez większego problemu zauważyć niezadowolenie na twarzy swojego Stwórcy. Primogen Ventrue musiał zająć się brudną robotą, jakimś śmiertelnym śmieciem, a przynajmniej tak by się wydawało. Cheng zobaczył, że Feng Long po raz kolejny wyciągnął dłoń. Podając chusteczkę musiał go człowiek dotknąć swoimi zakrwawionymi dłońmi. Bez problemu mógł się domyślić, że prosi o kolejną. W tym czasie Feng Long przedstawił sytuację. - Imię i nazwisko musiałeś usłyszeć. Odszukaj informacji o nim, może któryś z Spokrewnionych wie kim on jest. Mało który śmiertelnik jest na tyle odważny, żeby ścigać naszą towarzyszkę. Może ktoś go nakłonił podczas zamieszania? Ja jeszcze muszę omówić sprawę z Księciem, ale to na osobności. Poczekam jeszcze chwilę, aż ten śmiertelnik odejdzie i ruszam, nie musicie mi towarzyszyć. - Primogen Ventrue miał zamiar odszukać pana domeny Chicago i zamienić kilka słów z nim. Prawdopodobnie raport o tym co zaszło? Któż to wie.
Feng Long, Wygląd | 
» Dostojnie ubrany. Feng Long sprawia mieszane wrażenie. Z jednej strony, ten dobrze ubrany Ventrue wydaje się trzymać z aktualna modą wysokopostawionych przędsierbiorców. A z drugiej strony, zdradza go minimalna gestykulacja, przerażające spojrzenie oraz chłodny głos. Jest bardzo starym wampirem, nawet najmłodszy neonata jest w stanie to rozpoznać. Nawet jeśli jego wygląd dałoby się datować na blisko czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, to dalej nie da się ukryć przeogromnego bagażu doświadczenia za nim. Mimo azjatyckich rysów twarzy, wskazujących na Chiny, to kiedy odzywa się w języku angielskim ma on perfekcyjną dykcję i brak jakiegokolwiek akcentu.

Dodatkowe informacje | 
Wokół Primogena można odczuć bryzę. Chłodna, ale miła w dotyku. Zapach, który niesie ze sobą przywodzi na myśl jeziora i rzeki górskie. Kiedy Feng Long wchodzi do pomieszczenia, to bryza się wzmaga, wtedy jest odczuwalna w całym pomieszczeniu przez chwile. Zapowiadając jego nadejście.

Legenda Kolorów Języka | 
Mandarin (Chinese), Ancient Chinese, French, Arabic

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#72
Cheng po zaprowadzeniu śmiertelnika na miejsce przesłuchania, stanął tuż przy drzwiach wozu należącego do swojego Sire. Zaplótł ręce na brzuchu i obserwował otoczenie wypatrując potencjalnych problemów. Jego uwaga była jednak skupiona na rozmowie Feng Longa ze śmiertelnikiem. Cheng Wei wielokrotnie miał okazje zobaczyć działanie dominacji na własne oczy. Mimo tego, że ów widok nie był mu obcy to było w tym coś co zawsze wywoływało u niego niepokój, zwłaszcza gdy tej mocy używał jego Sire lub inny potężny wampir. Lata bycia nieumarłym nauczyły go jak przynajmniej nie okazywać ów emocji. Podawał chusteczki z dużą dozą automatyzmu, niczym doświadczony pracownik na linii produkcyjnej. Ewidentnie nie po raz pierwszy był w podobnej sytuacji. Gdy Feng Long zwrócił się do niego, nachylił się nieco w stronę okna od drzwi automobilu.
- Zobaczę czego uda mi się dowiedzieć. - rzucił bardzo krótkie, ukradkowe spojrzenie w stronę mężczyzny - Z pewnością ktoś na przyjęciu będzie miał informacje na jego temat.
Skłonił się lekko na pożegnanie swojemu Sire i ponownie ruszył w stronę posiadłości. Przed wejściem w towarzystwo, odszukał jakieś lustro by upewnić się że krew podtrzymuje jego ludzki wygląd oraz czy jego fryzura, garnitur i buty są w należytym porządku ewentualnie poprawiając swój wizerunek na tyle na ile pozwalał mu na to czas i możliwości. Kiedy uznał, że jest gotowy wyruszył w stronę sali gdzie zgromadzeni byli goście z zamiarem wypytania o niejakiego Bradley'a Howella.
Cheng Wei, Wygląd | 
» Na pierwszy rzut oka jest to mężczyzna o nie szczególnie imponującym wzroście i raczej przeciętnej sylwetce. Kolor skóry oraz rysy twarzy jednoznacznie wskazują na azjatyckie pochodzenie. Ubiera się elegancko i schludnie, zgodnie z aktualną modą. Ewidentnie przywiązuje uwagę do detali takich jak spinki do koszuli czy krawatu, które posiadają orientalne, pozłacane ornamenty. Czarne włosy ma zaczesane i ulizane do tyłu, co podkreśla jego i tak już konserwatywny wizerunek. Jego twarz nosi na sobie znamiona czasu, cera utraciła gładkość, a na czole widoczne są zmarszczki. Brakuje jednak innych typowych cech starzenia się w postaci ubytków we włosach i siwych włosów. Jest oszczędny w ruchach i wyrażaniu emocji. Nawet jego czarne, szkliste oczy nie błądzą po otoczeniu i wydają się być zawsze skupione na jednym celu. Przemawia dość ciepłym głosem z lekkim, charakterystycznym chińskim akcentem.

Dodatkowe informacje | 
Prestizowy Stworca - Feng Long

Legenda Kolorów Języka | 
Mandaryński, Kantoński

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#73
Pomijając uwagę odnośnie niezdrowego zainteresowania ruchami Primogena Ventrue, Alfred nie miał nieprzyjemności odczuć niechęci ze strony Sullivana. Mimo wszystko był to dość tolerancyjny i otwarty osobnik, w odróżnieniu od pozostałej dwójki, przy której najmniejszy błąd mógłby skutkować odnotowaną czerwoną krechą. O nich jednak Ogar nie musiał się martwić, gdyż chociażby LeBlanc nie miała w zwyczaju w ogóle wdawać się w dyskusje z Arystokratami jego szczebla, chyba że byli w posiadaniu czegoś dla niej wartościowego.
Po zakończeniu krótkiej wymiany zdań z członkiem Zarządu, Leneghan postanowił zaczepić co poniektórych gości, mając nadzieję na nawiązanie współpracy z którymś z obecnych tu możnych, zainteresowanych rozwojem technologii jednostek. Podczas gdy udało mu się utrzymać dyskusję, Alfred nie mógł nie odnieść wrażenia, że gdyby nie jego nadzwyczajnie przyciągająca osobowość, to zapewne nie miałby czym zainteresować tych ludzi. Nie tylko nie miał właściwie żadnego realnego zrozumienia współczesnej technologii, ale również nie posiadał zacięcia do finansów i biznesu. Jedynie jego wiedza o broni palnej utrzymywała zainteresowanie śmiertelników. I tak, gdy docierał do sedna sprawy w dyskusjach na temat fabryki, jedyne co był w stanie zrobić, to sprawnie stworzyć iluzję, jakoby wiedział o czym mówi i miał ciekawy pomysł na biznes, jednak nie będąc w stanie przedstawić żadnych szczegółów. Podczas gdy zyskał zainteresowanie przynajmniej paru biznesmenów, którzy maczali palce w militariach, to nie mogli oni działać w ciemno. Ventrue otrzymał parę wizytówek w toku rozmów i został poproszony o kontakt, gdy będzie w stanie przedstawić konkretny plan na swój biznes.

Tymczasem Regent Tremere dumał nad ludzkością i człowieczeństwem, spoglądając z boku na to, od czego stopniowo oddalał się z każdym mijającym stuleciem. Rogerius mimo upływu wieków wciąż trzymał się swojego człowieczeństwa, wciąż trzymał Bestię w ryzach. Przebywanie w otoczeniu ludzi z pewnością w tym pomagało. Przynajmniej w otoczeniu tych, którzy zachowywali swą względną wolność emocjonalną i duchową, pozostając poza bezpośrednią kontrolą wampirów, czego nie można było powiedzieć o wielu gościach na tym przyjęciu, będących pod wpływem dyscyplin Spokrewnionych.
Widok uspokojonych, oddalających się w różne strony duchów było tym, co przykuło teraz uwagę Regenta. Odmieniona za sprawą śpiewu Spokrewnionej atmosfera niewątpliwie wpłynęła na zachowanie gniewnych dusz, jednak doświadczony taumaturg wiedział, że to nie było wszystko. Pośród obecnych musiał być ktoś jeszcze, kto miał kontakt ze światem duchów.
Używając dyscypliny Nadwrażliwości, znajdując się ponad tłumem, de Tassis był w stanie wyraźnie zobaczyć zmieniające, mieszające się kolory i wzory w aurach dwójki wampirów, które w tej chwili nie miały przed starym wampirem żadnych tajemnic. Ogar Ventrue wykazywał względny spokój, zmieszany przez krótką chwilę z lekkim zakłopotaniem w toku dyskusji z członkiem zarządu Ventrue, a później pewną dozą nadziei, gdy rozmawiał ze śmiertelnikami. Ten wampir był, zdawało się, zupełnie zaabsorbowany przez swoje interesy. Zupełnie inny zestaw kolorów dojrzał jednak u młodej, zachowującej pozory Malkavianki, której aura zdradzała taumaturgowi jej, słabnący już, wewnętrzny niepokój, stres, strach i niepewność, czego nie było widać po jej twarzy i ruchach. Sposób w jaki lustrowała salę, jednakże, wprawnemu obserwatorowi jasno pokazywał, że mogła szukać, lub spoglądać na coś dla większości nieuchwytnego. Z tej dwójki nieumarłych, to ta dziewczyna zdawała się być najbardziej prawdopodobnym kandydatem.

Odzyskująca spokój, wampirzyca mogła jeszcze trochę nacieszyć się przyjemną atmosferą na balu. Diana robiła co mogła, by spełnić oczekiwania swojego stwórcy, którego mogła by przysiąc, przez ułamek sekundy widziała gdzieś w tłumie, spoglądającego w jej stronę ze swym charakterystycznym uśmiechem. Szybko zniknął z zasięgu wzroku Spokrewnionej, która mogła się jedynie głowić nad tym, co chodziło po głowie Percivala, mając nadzieję, że spoglądał na nią z aprobatą.
Dziewczyna stopniowo przyzwyczajała się do uczucia bycia obserwowaną, aczkolwiek w pewnym momencie to uczucie stało się nieco intensywniejsze niż zwykle. Nie sposób było powiedzieć, czy to znów on dręczył jej umysł, czy też ktoś inny zainteresował się jej osobą. Nie widziała pośród tłumu dookoła nikogo, kogo oczy mogłyby być skierowane w jej kierunku.
Publicznie dostępna biblioteka oferowała wiele ciekawych tytułów z różnych gatunków literackich i dziedzin wiedzy, pośród których były tytuły rzadkie i dość stare, jednak właściwie nic o nadnaturalej tematyce, co mogłoby przykuć uwagę Malkavianki.
Ogrody z kolei oferowały nieco swobody i przestrzeni. Znajdowało się tam znacznie mniej ludzi. Jedynie garstka, w porównaniu z tłumem w sali głównej, gdzie odbywał się występ Toreadorki, prowadziła tutaj swobodne dyskusje na świeżym powietrzu. Nie sposób było niezauważyć tutaj flirtującej, eleganckiej pary stojącej przy fontannie, której atmosfera tych pięknych ogrodów zdecydowanie pomagała zbliżyć się do siebie. Tutaj można było odetchnąć, pomyśleć, znaleźć siebie. Było to widać po jednym czy dwóch samotnie spędzających tu czas osobnikach, którzy albo spoglądali w niebo, albo podziwiali zieleń, popijając wino z kieliszków. Oczywiście to również było miejsce dobre do rozmów biznesowych, które odbywały się z dala od postronnych.

Śmiertelnik całkowicie nieświadomy tego, że nadnaturalna istota manipuluje jego umysłem po prostu kiwał głową, przyjmując niemalże za pewnik to, co opowiadał mu wampir. Na jego twarzy malowało się zażenowanie całą sytuacją. Feng Long bez problemu poradził sobie z zaimplementowaniem nowych wspomnień mężczyźnie, który nerwowo pocierał czoło i policzki, nie wiedząc jak właściwie odpowiedzieć. Nie był zadowolony z tego, jak wedle słów nieumarłego potoczyła się ta noc. Z jednej strony był zażenowany przez to co zrobił, a z drugiej zdenerwowany przez niebezpieczeństwo, w jakim się znalazł w obliczu cyganki z nożem, którym go z resztą poraniła. Był wdzięczny nieznajomym za pomoc i wyciągnięcie go z tarapatów, a przy tym przeprosił za całą sytuację i zarzekał się, że już nigdy więcej nie pozwoli sobie na takie zachowanie. Zapewniał z resztą, że nie był typem człowieka, który tak natarczywie ugania się za kobietami. Podziękował za milczenie i obwieścił, że nie będzie więcej zabierać dwójce mężczyzn czasu i wróci do domu, bo na bal w tym stanie na pewno nie będzie mógł się już udać.
Jeden problem z głowy. Ventrue zadbał o to, by osobnik, który chwilę temu był krok od śmierci z rąk Gangrelki Skadi, nie zachował wspomnień tego, co naprawdę się wydarzyło. Maskarada była bezpieczena. W tej sytuacji raczej nie trzeba było się obawiać o innych śmiertelników z tego balu, którzy mogliby się za nią udać. Wyglądało na to, że tylko jeden nazbyt zaciekawiony głupiec wpadł na taki pomysł. Ten jednak był teraz w drodze do swojego domostwa, pozbawiony pamięci o wampirzycy, która niemalże go rozszarpała.

Potomek Primogena, Cheng Wei, cierpliwie obserwował cały proces, wykonując przy tym ciche polecenie swojego mentora. Mógł się spodziewać, że w przyszłości będą momenty, gdzie sam będzie musiał niejednokrotnie użyć swych mocy w taki właśnie sposób, bez obecności i wsparcia swego Sire, który tym razem osobiście zajął się sprawą.
Otrzymując instrukcje nie miał zamiaru zwlekać. Oddalił się w stronę posiadłości, gdzie zasięgnął języka pośród gości. Pytając o Bradleya Howell'a spotkał się zarówno z wzruszeniem ramion ludzi, którzy nie mieli pojęcia kim jest wspomniany człowiek, jak i również potwierdzeniem z ust kilku śmiertelników, że był to ambitny dziennikarzyna gotowy złapać każdą okazję, byle by wybić się z jakimś ciekawym artykułem w gazecie. To, czy z kimkolwiek rozmawiał przed opuszczeniem posesji pozostawało niewiadome. Impulsy ludzi pracujących w tym fachu były jednak zrozumiałe. Scenariusz, w którym jego ciekawość była powodowana pogonią za pieniądzem i sławą, zdawał się być cokolwiek prawdopodobny. Po działaniu Primogena Longa nie było oczywiście szans na to, by kiedykolwiek, gdziekolwiek, pan Howell wspomniał o jakiejkolwiek wersji tego zdarzenia. Najpewniej będzie chciał wyrzucić z głowy to żenujące dla niego, zaimplementowane przez wampira wspomnienie. Tak czy inaczej, problem zdawał się być rozwiązany.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#74
Widziała go?! Zauważyła!? Tak, mignął jej w tłumie, jakby tylko okiem rzucił, ale nie zatrzymał się i szedł dalej w sobie tylko znanym kierunku i za tylko sobie znanym celem. To by do niego pasowało. Rozglądając się jednak, za nim konkretnie, nie dostrzegła tego charakterystycznego, jasnowłosego mężczyzny. A naprawdę trudno było go przeoczyć nawet w największym tłumie... a ona potrafiła dostrzec różne rzeczy w różnych sytuacjach.
Więc to kolejne... zdawało mi się... ? Trochę ich wiele ostatnio. Nawet teraz, to nasilające się uczucie, że jest obserwowana... nie mogła mieć pewności, że faktycznie. Była w tłumie, ale to co czuła było konkretne, a nie powodowane wzrokiem przypadkowych balowiczów. Ukrywa się więc... nawet przed nią, a może zwłaszcza przed nią?
Westchnęła. Nie szukała więcej. Percival jeśli nie chciał by go znalazła, to nie miała najmniejszych szans. Nie miała jednak sobie nic do zarzucenia tego wieczoru. Dotrzymała wszelkich grzeczności, fomalności, uprzejmości i całej tej sztywniackiej etykiety... zarówno ludzkiej jak i wampirzej. Niczym, nikomu nie podpadła. Nie zabłysła też niczym... ale po prawdzie nie po to tu przyszła. Było za wcześnie na wychylanie się... nigdy nie starała się przodować czy błyszczeć w czymkolwiek i to się nie zmieniło.
Dręczące jej zmysły spojrzenie jednak nie ustępowało, a ona nie miała szans go zlokalizować... nawet nie była pewna czy chciała, w końcu najprawdopodobniej to Percival znowu sobie igrał, robił jakiś sprawdzian czy inny test, nie wiadomo na co i po co.
Korzystając z przerwy między utworami skierowała swoje kroki na ogród.

Przyjemnie chłodno i cicho, w porównaniu do atmosfery wewnątrz.
Nie zamierzała nikomu przeszkadzać w rozmowach, biznesie czy zwyczajnym odpoczynku na osobności. Udała się więc kawałek dalej, by i jej nikt w tej chwili oddechu nie przeszkadzał. Dała też szansę, temu kto wywoływał to natarczywe uczucie, by przestał chować się w tłumie. A jeśli to tylko wytwór jej umysłu, to miała nadzieję, że uczucie zniknie, albo chociaż zelżeje, bo aż swędziała ją od tego głowa.
Zatrzymała się na ścieżce przy żywopłocie.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#75
Podczas spotkania Primogenów, w niepełnym składzie trzeba rzec, Irène zamknęła za nimi drzwi, a następnie usiadła w jednym z foteli. Założyła nogę na nogę, ręce kładąc na podłokietnikach. Zamyślone spojrzenie skierowała ku oknu. Zdawać by się mogło, że skoro mało kto cokolwiek powiedział, a Elderzy najprawdopodobniej o niczym nie mieli pojęcia, to z tego spotkania nic nie wynika. Wręcz przeciwnie. Starsi byli wyjątkowo potężni, a podejrzliwość, nieufność i nierzadko wzajemna niechęć wymuszały wzajemne sprawdzanie się. Celeste przez całą naradę milczała odwracając twarz ku Księciu lub wybranej personie gdy sprawa ją interesowała lub gdy wymagała tego kultura.
Kuruk.
Musiała znaleźć nowego Opiekuna Elizjum, natenczas samemu pełniąc tę rolę.
Po spotkaniu Primogenu nakazała Thomasowi Akwrightowi i Louvenii Duclair dopilnować przyjęcia, a sama zeń wyszła opuszczając przyjęcie.

| z tematu do: Damnant, quod non intellegunt

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości

cron