Posiadłość Francisca Belmonte

Prolog | West Side | Dzielnica Lower West Side | Opis dedykowany przyjęciu w lutym 1920 r.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#31
Alexander milczał gdy Primogen do niego mówił, nie chciał wyjść na jeszcze bardziej nieokrzesanego jedynie na komentarz u umiejętnościach społecznych uśmiechnął się lekko i nieśmiało po czym powiedział:
-Tak proszę Pana, ale tak to jest jak całe życie spędza się w książkach
Jego oczy lekko posmutniały gdy Alistair próbował przywołać Haysa, ale ucieszył się gdy okazało się, że tamten gdzieś zniknął. W momencie gdy padła propozycja porozmawiania z Regentem Tremere na twarzy Malkavianina pojawiły się mieszane odczucia. Regent uchodził za osobę dziwaczną i bezwzględną, ale z drugiej strony Alexander i tak chciał z nim porozmawiać. Gdy padło kwestia tego by nie wkurzyć Rogeriusa Alexander momentalnie spokorniał, i schował głowę niczym mysz która właśnie zobaczyła kota:
-Oczywiście Proszę Pana...Czy to wszystko?- zapytał czekając odpowiedzi. Jeśli Primogen pozwolił mu odejść zaczął rozglądać się za Regentem, jeśli nie dalej grzecznie czekał i rozmawiał.
Jeśli został wypuszczony zapewne znalazł Regenta w Ogrodzie rozmawiającego z "Kaznodzieją" znał obu Panów przynajmniej z widzenia. Niechcąc więc im przeszkadzać zbliżył się nieśmiało. Zdjął cylinder i obu ukłonił się z brytyjską arystokratyczną manierą sprzed co najmniej stulecia. Milczał, nie rozumiał ani słowa z ich rozmowy, a niegrzeczne byłoby im przerywać. Dlatego też czekał, trwał aż regent udzieli mu prawa głosu, lub przejdą na język w którym będzie mógł coś odpowiedzieć.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#32
Było można poczuć ciężar w powietrzu. Pierwszy poczuli to mieszkańcy, którzy musieli wracać późnym wieczorem do domu. Coś szło pomiędzy budynkami, zbliżało się dość szybko do pewnej posiadłości. Przymarznięci strażnicy na wejściu nie musieli nic mówić, zrobił to za nich nowy gość. Żadna para nie wyleciała z jego ust, a słowa były dość gorące w myślach ochrony, że musieli ich przepuścić. Uczucie, że coś się zbliża, rosło. Te nieprzyjemne wrażenie mogli odczuć już wyczuleni Spokrewnieni, a nawet niektórzy śmiertelnicy wewnątrz posiadłości. Kiedy klamka została naciśnięta było już za późno.
Zimny wicher wdarł się do holu, jakby na zewnątrz miała pogoda szaleć. Jednak było w tym mroźnym wietrze coś więcej, ucieleśnienie czegoś pierwotnego, jakby nabrał on animalistycznych właściwości stając się niczym głodny wilk. Szukał. Biegał od pomieszczenia do pomieszczenia. Jedynie zatrzymując się przy zamkniętych drzwiach. Znajome uczucie. Zimny dotyk wiatru z daleka. Mógł to spowodować tylko jeden znany im wampir, lecz wciąż nie było to do końca pewne. Kiedy oczy osób w holu spojrzały w stronę wejścia, zobaczyli tylko dwie postacie stojące przy otwartych drzwiach. Jednym z nich był, jak zawsze w swoim białym garniturze, Primogen Ventrue. Z pewnością siebie, poważną miną, przyglądał się zebranym. Śnieg próbował jak mógł, żreć jego buty i nogawki. Czemu jednak Primogen Ventrue przyszedł w takim stanie? Czyż nie byłoby to "fo pa" przyjść w tak? Starsze wampiry bardzo szybko zauważyły i zrozumiały powód, istota stojąca obok niego.
- Dobry wieczór, wszystkim. - odezwał się równie chłodno jak jego zimny wiatr Feng Long. Stał przy boku kolejnego Spokrewnionego. Skadi.
Feng Long, Wygląd | 
» Dostojnie ubrany. Feng Long sprawia mieszane wrażenie. Z jednej strony, ten dobrze ubrany Ventrue wydaje się trzymać z aktualna modą wysokopostawionych przędsierbiorców. A z drugiej strony, zdradza go minimalna gestykulacja, przerażające spojrzenie oraz chłodny głos. Jest bardzo starym wampirem, nawet najmłodszy neonata jest w stanie to rozpoznać. Nawet jeśli jego wygląd dałoby się datować na blisko czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, to dalej nie da się ukryć przeogromnego bagażu doświadczenia za nim. Mimo azjatyckich rysów twarzy, wskazujących na Chiny, to kiedy odzywa się w języku angielskim ma on perfekcyjną dykcję i brak jakiegokolwiek akcentu.

Dodatkowe informacje | 
Wokół Primogena można odczuć bryzę. Chłodna, ale miła w dotyku. Zapach, który niesie ze sobą przywodzi na myśl jeziora i rzeki górskie. Kiedy Feng Long wchodzi do pomieszczenia, to bryza się wzmaga, wtedy jest odczuwalna w całym pomieszczeniu przez chwile. Zapowiadając jego nadejście.

Legenda Kolorów Języka | 
Mandarin (Chinese), Ancient Chinese, French, Arabic

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#33
W teorii, nie byłoby nic obraźliwego nazwać istotę stojąca obok Primogen Ventrue dzikim zwierzęciem. Mimo raczej niskiego wzrostu oraz szczupłej, całkiem dziecięcej budowy ciała, jedno spojrzenie świecących, przenikliwych i chłodnych, zwierzęcych żółtych ślepi z wystarczyło, by odsunąć na bok wszelką szansę by szukać innego wytłumaczenia dla stanu w jakim znajdowała się ta osoba. Umorusana w miarę świeżą krwią twarz, oraz brudna od ziemi i pyłu, martwa skóra, ledwie ukryta pod płaszczem z smolistych, czarnych kruczych piór jedynie wspierała ten obraz. Zwłaszcza gdy w zasięg wzroku trafiła para dłoni, przypominających bardziej zakrzywione szpony drapieżnego ptaka niż drobne, dziewczęce dłonie.

Sama Starsza była sztywna, można by bez problemu powiedzieć, że napięta niczym struna. Drobne drgania pojedynczych szponów jedynie mocniej potwierdzały takie obserwacje, gdy spojrzenie tych znajdujących się na granicy szału, świecących ślepi przeciągnęły się prawdopodobnie po każdym, Spokrewnionym lub nie, znajdującym się w tej sali.

Cześć śmiertelnej trzody z pewnością poczuła to ciche ostrzeżenie swojego dawno wymarłego instynktu samozachowawczego, przerywając swoje rozmowy bądź spożywanie przekąsek i zmieniając hałas balu w parę cichych szeptów, lub całkowite milczenie. Kilkoro bardziej upitych bądź w innych sposób odurzonych gości rzucając głośne, poirytowane pytania, domagając się odpowiedzi kto wpuścił brudne dziecko oraz “żółtka” na przyjęcie, szybko zostało uciszonych przez swoich towarzyszy.

Ostatecznie, gdy otworzyła brudne od posoki usta, w połowie szczerząc wciąż delikatnie zaróżowione kły, Skadi odezwała się dźwiękiem, który w groteskowej mieszance łączył ze sobą dziewczęcy głos, oraz niski warkot mniej określonej bestii, gotowej w mgnieniu oka zamienić uroczysty bal w krwawą łaźnię.

Kto z was? Kto z was go zabił?

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#34
Ciężko powiedzieć jak szybko Szeryf pojawił się pomiędzy wszystkimi zebranymi, a primogenem Ventrue oraz Skadi. Pewnym jest, że Ci którzy skupili wzrok na nowo przybyłej dwójce, zaledwie w chwili mrugnięcia okiem mogli zauważyć, że Kimbolton - stojący wcześniej na drugim końcu pomieszczenia - stał już teraz i odgradzał przejście obu wampirom. Toreador z uniesioną jak zwykle butnie wysoko głową obserwował dwójkę z pytającą cisza i wyczekującą odpowiedzią.
W świetle rozjaśnianych blaskiem lamp sufitowych i żyrandoli pomieszczenia widoczny był delikatny połysk. Zgrabna, wykonana z ciemnego drewna laska trzymana przez Percivala w jednym ruchu zaczęła emanować srebrzystą stalą, gdy wyłaniające się powoli ostrze wychodziło naprzeciw przybyłej dwójce. Wielu, znających obycie i groteskową pewność siebie samozwańczego Hrabiego uznałoby, że przyjmie wyzwanie z charakterystycznym dla siebie pół uśmieszkiem i bagatelizacją. Nie tym razem. Kimbolton wzmocnił zgryz i zacisnął dłoń na rękojeści ukrytego ostrza. Skupiając wzrok na osobliwości czegoś co kiedyś było niewątpliwie dziewczynką - oblizał delikatnie wargi koniuszkiem języka. Wypuścił powietrze ze świstem, dając upust pełni nachodzącego przypływu zaintrygowania.
Wytyczył mur. Rozrysował go samym sobą stając pomiędzy salą, a przybyłą dwójką. Czekał. Czekał na jedno słowo. Wsłuchiwał się w szept Archibalda. Czekał na słowo aprobaty. Na skinienie.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#35
Rogerius przerwał rozmowę którą akurat prowadził i ruszył w stronę miejsca akcji, bez słowa zostawiając swojego rozmówcę. Szedł spokojnie, a pewnego rodzaju zaniepokojenie objawiało się - czy się objawiało? - w nieco mocniejszym ściśnięciu ręki na swojej lasce. Od niechcenia poprawił niebieski krawat.
Kiedy szedł, jego oczy bystro oceniały sytuację, ale doświadczony obserwator zauważyłby, że patrzy też w miejsca w których nic nie było. Liczył też ludzi, zależnych od nich i zwykłych gości, liczył kim trzeba będzie się zająć, gdy już sytuacja przeminie.
Powolne kroki doprowadziły go do balustrady, przy której stanął, by całą sytuację obserwował z góry. Kiedy zobaczył Skadi stojącą naprzeciwko Kimboltona, świadomie powstrzymał uśmiech. Znał sposoby na uspokojenie nawet tak starych wampirów, ale korzystanie z nich tutaj byłoby bardzo nieuprzejme i mogłoby, paradoksalnie, zeskalować sytuację.
Więc nie eskalował, słuchał. Tego co widzialne i tego, co niewidzialne. A duchy snuły swoją opowieść.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#36
Alfred przemieszczał się swobodnie pośród salonowców, świadom obserwacji jego poczynań przez reprezentanta zarządu jego klanu. Choć pierwotnie przybył tu w innych celach, żadnego z nich nie udało się zrealizować, wobec czego mężczyzna postanowił wykorzystać uroczystość na zasięgnięcie kontaktów przydatnych w realizacji projektu, którego założeniem było poszerzenie źródeł dochodu Spokrewnionego. Wśród gości rozeszły się więc pogłoski o poszukiwaniu inwestorów do przyszłościowego projektu fabryki pomniejszych komponentów wykorzystywanych w morskim przemyśle zbrojeniowym.
Kolejny plan mężczyzny legł w gruzach, kiedy na przyjęciu pojawiła się sylwetka jednego z najbardziej wpływowych wampirów w mieście i Skadi, z którą młody Ventrue nie miał okazji widzieć się więcej niż kilka razy w (nie)życiu. Napięcie sięgało zenitu, kiedy do akcji wkroczył Kimbolton - de facto zwierzchnik Ogara, ochoczo gotując się do potyczki z przyboczną głowy klanu Ventrue. Leneghan nie mógł być w tym wypadku lojalny wobec obu stron konfliktu.
Skrócił dystans do nowoprzybyłych, utrzymując swą gotowość do interwencji na uboczu. Błądził wzrokiem po twarzach wszystkich współklanowiczów, szukając kontaktu wzrokowego wyraźnie skonsternowanym spojrzeniem, które domagało się wyjaśnień, sugestii. Najwięcej jego uwagi absorbowało jednak centrum wydarzeń dzisiejszego wieczoru. Miał nadzieję, że sytuacja nie zmusi go, by wyjść przed szereg i dokonać wyboru w patowej sytuacji.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#37
Wraz z nagłym pojawieniem się dwójki spokrewnionych pod posiadłość podjechał czarny automobil marki Ford, w którym poza kierowcą zasiadał Cheng Wei. Gdy tylko pojazd zatrzymał się w miejscu, pospiesznie wyszedł z jego wnętrza nie czekając aż jego podwładny sam wysiądzie i otworzy mu drzwi. Bez zwlekania ruszył śladem swojego Sire, zatrzymując się jedynie przy wejściu by pozbyć się płaszcza i kapelusza.
Zjawił się w na miejscu chwilę po tym, gdy w powietrzu zawisło zadane przez filigranową wampirzycę pytanie. Gdy ktoś zwrócił na niego uwagę skinął tylko głową posyłając delikatny uprzejmy uśmiech. Większość uwagi była przyciągnięta przez dwójkę, która wparowała do środka niczym burza, korzystając z tego faktu Cheng Wei przeszedł jak gdyby nigdy nic stając nieopodal Feng Longa w stosownej odległości.
Gdy dostrzegł, że Leneghan posłał mu spojrzenie odwzajemnił je jedynie na, krótką chwilę, po czym wrócił do obserwacji zamieszania. Wyraz twarzy Cheng Weia jeśli miałby cokolwiek zdradzać, to fakt że sam prawdopodobnie nie wie o co chodzi. Założył ręce za plecy, stanął wyprostowany i zaczął przyglądając się rozwojowi wydarzeń, jedynie od czasu do czasu błądząc wzrokiem po osobach, które akurat w danej chwili się poruszyły.
Cheng Wei, Wygląd | 
» Na pierwszy rzut oka jest to mężczyzna o nie szczególnie imponującym wzroście i raczej przeciętnej sylwetce. Kolor skóry oraz rysy twarzy jednoznacznie wskazują na azjatyckie pochodzenie. Ubiera się elegancko i schludnie, zgodnie z aktualną modą. Ewidentnie przywiązuje uwagę do detali takich jak spinki do koszuli czy krawatu, które posiadają orientalne, pozłacane ornamenty. Czarne włosy ma zaczesane i ulizane do tyłu, co podkreśla jego i tak już konserwatywny wizerunek. Jego twarz nosi na sobie znamiona czasu, cera utraciła gładkość, a na czole widoczne są zmarszczki. Brakuje jednak innych typowych cech starzenia się w postaci ubytków we włosach i siwych włosów. Jest oszczędny w ruchach i wyrażaniu emocji. Nawet jego czarne, szkliste oczy nie błądzą po otoczeniu i wydają się być zawsze skupione na jednym celu. Przemawia dość ciepłym głosem z lekkim, charakterystycznym chińskim akcentem.

Dodatkowe informacje | 
Prestizowy Stworca - Feng Long

Legenda Kolorów Języka | 
Mandaryński, Kantoński

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#38
Przechadzając się po wielkiej sali wymieniała uprzejmości i komplementy z tym czy tamtym śmiertelnikiem, który akurat się jej nawinął. Niezobowiązujące zdanka i uśmiechy. Płynęła z nurtem ludzkiej fali, która jak spójny organizm, subtelnie i nieustannie się przemieszczała. Nie wchodziła w poważne dyskusje, wręcz unikała największych prominentów, bo gdzież jej tam do nich. Nie miała do zaoferowania nic, a i ich wsparcia czy kasy nie potrzebowała.
Nie potrafiła patrzeć jeszcze tak długofalowo jak Starsi z jej gatunku. Miało to zapewne swoje plusy i minusy.
Kiedy po jej plecach przeszedł lodowaty dreszcz ostrzeżenia, rozejrzała się. Nie trzeba było być wampirem, żeby zobaczyć gęstniejące nieopodal wejścia towarzystwo.
Jej przeczucia ostrzegały ją, żeby miała się na baczności cokolwiek by się nie działo.
Usłyszała słowa niskiej, dziko wyglądającej kobiety. Poczuła świeżą krew na jej twarzy. Atmosfera zgęstniała na tyle, że zaraz siekierę będzie można powiesić, choć śmiertelnicy raczej do końca natury tego incydenty świadomi nie byli.
O co chodziło? Ktoś zginął? Gangrelka wyglądała jakby naprawdę miała zamiar rozpętać tu piekło jeśli nie uzyska odpowiedzi... tylko co robiła w towarzystwie Ventrue w białym garniaku... to był ich Primogen...
Nie zbliżała się, ale cała jej uwaga została skupiona na tamtej scenie, mimo woli niemal, by słyszeć co mówią, by czuć... być otwartą na wszelkie możliwe ostrzeżenia i przeczucia jakie może odebrać. Nie była bohaterem ani wojownikiem... jeśli ma się tu rozpętać krwawa jatka, to ona woli być poza tymi murami...

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#39
Skoro Regent minął go bez słowa zostawiając Kaznodzieję bez odpowiedzi, zrobił to samo. Ruszył na miejsce akcji, mocno zaciskając rękę na swojej laseczce, gotowy wykorzystać ją jako broń. Szedł szybkim krokiem nie będąc pewnym tego co się właściwie stało. Poczuł lekką ulgę wiedząc, że nie będzie musiał rozmawiać teraz z Regentem, ale z drugiej strony cała sytuacja go zainteresowała. Szedł szybciej i szybciej obserwując całe zbiegowisko. Wciąż nie był pewny co się właściwie stało, ale pięść była coraz mocniej zaciśnięta. Stanął w tłumie i wyszeptał:
-Na Demona Zwodziciela. Co się stało?- stał jak wryty obserwując to co widział, starał się wychwycić jakieś szczegóły, ale walczyły w nim teraz dwa zwierzęta: rządny informacji wilk i przestraszony królik. Pytanie który weźmie górę... Z czasem jednak górę wziął "wilk" i zaczął starać się wyłapywać każdy najmniejszy szczególik konwersacji jaką miał przed sobą.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#40
Niepokój.
Strach.
Konsternacja.
Osłupienie.
Szok.
Te — przede wszystkim właśnie te — emocje tliły się w ludziach, na których spojrzała Primogen Lévêque. Nie bez powodu zresztą. Jedno spojrzenie Celeste na przybycie dwójki Spokrewnionych wystarczyło, by wiedziała, że Maskarada już została częściowo naruszona. Możnaby się spierać, że wyglądająca na dziecko Gangrelka przyodziała sztuczne pióra czy stylizowane na pazury akcesoria. Niektórzy mogliby uznać ten widok za omamy lub wspaniałą stylizację teatralną. Irène dobrze wiedziała, że takie sytuacje są wielką niewiadomą — zwłaszcza wśród takiego tłumu, takiej ilości ludzi. Nie sposób będzie dokładnie określić skalę szkód.
W takich chwilach bezczynność to ostatnia rzecz na jaką można sobie pozwolić. Jednakże, nie wszyscy podjęli się jedynie oczekiwania; niektórzy, jak Regent Tremere czy Szeryf Kimbolton, przedsięwzięli działania. Jedni decydowali się na otwarte postępowanie, inni zaś zupełnie odwrotnie.
Primogen Toreadorów należała do pierwszej grupy.
W przeciwieństwie do tych, którzy kierowali się na przód holu, by dowiedzieć się co się stało, Starsza zareagowała inaczej. Szybkim krokiem podeszła pierwej do najbliższego strażnika mocą rozkazu nakazując mu zamknięcie drzwi na ogród. Ci, którzy zostali na zewnątrz będą musieli sobie poradzić idąc naokoło. Następnie, równie szybkim krokiem co poprzednio, skierowała się w stronę kolejnego upatrzonego strażnika; szczęściem trafiła na dwóch na raz. Ponownie mocą rozkazu nakazała im skierować się na schody. Nie było żadnych tłumaczeń, żadnych nadmiernych gestów czy słów. Mężczyźni, choć najpewniej nieświadomi zaistniałej sytuacji, rozkaz kobiety wykonali.
Dopiero wtedy bezpośrednio skierowała się w stronę holu. Papieros w cygarniczce przygasł. Nie odpalała go; jej uwaga ani trochę nie była skupiona na tak przyziemnych rzeczach. Stukot obcasów Irène zdawał się w być nieco zbyt głośny w stosunku do cichych szeptów i przeróżnych reakcji.
— Kto został zabity? — Padło krótkie pytanie. Niczym echo rozbijające ciszę.
Spojrzenie Primogen Lévêque utkwiło bezpośrednio w postaci Skadi. Miała nadzieję, że nie jest to osoba, o której myślała, a której nieobecność dawała się teraz we znaki. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej uwaga może zostać skierowana na nią samą, jednakże ktoś musiał podjąć to ryzyko.
Gangrele nie należeli do nazbyt cierpliwych.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#41

Nagłe wtargnięcie nieludzko wyglądającej, Starszej klanu Gangrel, zaburzyło spokojny przebieg rozmów i interesów w głównej sali, której goście zwrócili uwagę ku przybyłym. Zarówno nieumarli jak i śmiertelnicy spoglądali z zainteresowaniem, szepcząc między sobą, snując teorie co do sensu całego tego zajścia i nietypowej aparycji dziewczyny. Rzeczywiście, było to naruszenie Maskarady, ale wciąż możliwe do skorygowania. Sytuacja była jednak na tyle specyficzna, biorąc pod uwagę status Spokrewnionej, że wymagała ona uwagi Księcia.
Szeryf oraz paru członków Primogenu wymieniło spojrzenia z Księciem Archibaldem, który zwrócił się do Primogena Malkavian, szepnął mu kilka słów, a następnie we dwójkę, spokojnym krokiem, przemieścili się między gośćmi w stronę przybyłych. Zbliżając się do zebranych Starszych, Hawthorne wcisnął laskę pod pachę i zaczął klaskać, spoglądając przez chwilę na Gangrelkę.
ImageHa! Zawsze lubiłem te twoje spontaniczne pokazy! Świetnie wyglądasz! — Rzekł głośno do Starszej, kiwając przy tym głową, by następnie zwrócić się w stronę niepewnie przyglądających się śmiertelników.
ImageBez obaw, proszę państwa. Wbrew pozorom, jest to bardzo sympatyczna istota. Bardzo więc proszę o docenienie tego młodego talentu oklaskami. Aktorstwo dramatyczne ma we krwi. — Rozłożył na moment ręce, wymownie i wyczekująco spoglądając po zebranych, by po chwili znów zacząć klaskać. Śmiertelnicy myśleli przez chwilę, spojrzeli po sobie, niektórzy wymienili parę słów, aż w końcu pierwsza para śmiertelnych rąk zaczęła uderzać dłonią o dłoń, by kolejne poszły w ich ślady. W kilka sekund, nim ktokolwiek zdążył pomyśleć, by zakwestionować tę sytuację i słowa wampira, cała sala rozebrzmiała od oklasków kierowanych w stronę Skadi. Primogen Malkavian na krótką chwilę rozbroił sytuację, dając przy tym czas Księciu, by pośród odgłosu oklasków mógł wejść w interakcję z przybyłymi Kainitami. Archibald stanął przed Skadi i Feng Longiem, spoglądając na nich surowym wzrokiem i wykrzywiając usta w grymasie widocznego niezadowolenia, kręcąc przy tym głową.
ImageCokolwiek pchnęło cię, by się tutaj zjawić, to nie jest właściwe do tego miejsce. — Zwrócił się do Spokrewnionej. Trudno było wyjaśnić obecność jej obecność w takim miejscu, w takim czasie, gdzie każdy z pozostałych, obecnych tutaj nieumarłych, dbał o zachowanie Maskarady. Powód musiał być naprawdę dobry, a z jej słów można było wywnioskować, że ktoś dla niej istotny spotkał mroczny los.
ImageNie będziemy kontynuować tej rozmowy tutaj. Szeryfie, zabierz nas wszystkich proszę do któregoś z wolnych pomieszczeń, gdzie będziemy mogli podjąć dyskusję w spokoju. — Stanie w wejściu nie wchodziło w grę. To co stało za tym niespodziewanym przybyciem Skadi musiało być poważne, tak więc Książę nie chciał, by niepożądane jednostki, a w szczególności śmiertelnicy, nasłuchiwały tej rozmowy. Książę, mówiąc do Szeryfa Kimboltona, miał rzecz jasna na myśli, oprócz Skadi i siebie samego, całą radę Primogenu. Gdy Hawthorne dołączył do grupy, Archibald kiwnął w jego kierunku głową w geście podziękowania za jego skuteczną interwencję, podobnie czyniąc również w kierunku Irene. Teraz oczekiwano aż Szeryf poprowadzi grupę w kierunku jakiegoś pustego pomieszczenia, za którego drzwiami będzie możliwość poważnie i otwarcie porozmawiać na temat tego, co przywiodło tu Starszą Gangreli.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#42
Spojrzenie jakim Gangrelka osaczyła Primogen klanu szaleńców mogło być niemalże namacalne, tak samo jak długie szpony które z słyszalnym trzaskiem napiętego stawu drgnęły raz kolejny na jego słowa. Jej zwierzęce ślepia wciąż spoglądały prosto w kierunku oczu Hawthorne’a, kiedy poruszyła ubrudzone ciemną krwią usta w odpowiedzi dla Księcia Chicago.

– Nie obchodzą mnie wasze bale i uczty, oraz wasze tłuste bydło. –

Dopiero po tych słowach Skadi przeniosła wzrok na postać Archibalda, krzywiąc się widocznie na ton jego głosu, bądź coś innego co mogło być zawarte w jego wypowiedzi a widocznie nie spodobało się Starszej. – Kuruk został zniszczony. Z wyrazu szacunku daje ci możliwość znaleźć istotę która to zrobiła. Jeśli nie zostanie dostarczona w moje ręce, zacznę poszukiwania na swój sposób. – Każde słowo śledzone było przez ten gardło warkot, który w połączeniu z dość archaicznym akcentem język angielskiego z pewnością nie pomagało w słuchaniu słów Gangrelki.

– Nie zapominaj dlaczego trzymasz ten tytuł. – Odwarkneła na sam koniec, kierując krótkie spojrzenie w stronę Kimboltona i jego obnażonej stali. Postaci Szeryfa Skadi poświeciła najmniej uwagi, albo przynajmniej tak mogło się wydawać dla większości obserwatorów. Po tych słowach zwyczajnie obróciła się ponownie w kierunku drzwi z których wkroczyła wraz z Primogenem klanu Ventrue. Feng Long był jedyną osobą której zaoferowała krótkie, sztywne skinienie, zanim na wyjątkowo cichych krokach opuściła budynek, całkiem sprawnie zlewając się z cieniami nocy na zewnątrz.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#43
Feng Long bez słów, niczym posąg stał podczas zamieszania. Jego wzrok szukał tylko jednej osoby - Księcia. Nie interesował się niczym innym, co mogłoby pozwolić jego Childe wmieszać się w tłum, w czasie kiedy on zajmował się ważniejszymi sprawami. Prostymi słowami przywitał zbliżającego się Księcia - Dobry wieczór. - neutralna postawa była fałszem Feng Longa. Wiedział bardzo dobrze co uczynił przyprowadzając Gangrelkę tutaj, ale to było najlepsze wyjście. Szczerze, to był zadowolony w głębi duszy - sądził, że dramat się zagłębi.
- Oto sedno sprawy, Książę. - odezwał się Feng Long, po słowach Skadi. Odwzajemnił skinięcie. Drobne. Głównie zauważalne przez nią samą. Jego wzrok i gestykulacja, jakże minimalistyczna, była skierowana w stronę Archibalda. - Nie jest to sprawa na zamknięte drzwi. - powiedział z całkowitą powagą. W tym momencie jego wzrok sięgnął inne osoby, ale na żadnej nie skupił dłuższej uwagi. - Posprzątać będzie łatwo, tutaj nie będzie kłopotów.
Feng Long, Wygląd | 
» Dostojnie ubrany. Feng Long sprawia mieszane wrażenie. Z jednej strony, ten dobrze ubrany Ventrue wydaje się trzymać z aktualna modą wysokopostawionych przędsierbiorców. A z drugiej strony, zdradza go minimalna gestykulacja, przerażające spojrzenie oraz chłodny głos. Jest bardzo starym wampirem, nawet najmłodszy neonata jest w stanie to rozpoznać. Nawet jeśli jego wygląd dałoby się datować na blisko czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, to dalej nie da się ukryć przeogromnego bagażu doświadczenia za nim. Mimo azjatyckich rysów twarzy, wskazujących na Chiny, to kiedy odzywa się w języku angielskim ma on perfekcyjną dykcję i brak jakiegokolwiek akcentu.

Dodatkowe informacje | 
Wokół Primogena można odczuć bryzę. Chłodna, ale miła w dotyku. Zapach, który niesie ze sobą przywodzi na myśl jeziora i rzeki górskie. Kiedy Feng Long wchodzi do pomieszczenia, to bryza się wzmaga, wtedy jest odczuwalna w całym pomieszczeniu przez chwile. Zapowiadając jego nadejście.

Legenda Kolorów Języka | 
Mandarin (Chinese), Ancient Chinese, French, Arabic

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#44
Diana zesztywniała na swoim miejscu, oczy wlepiając w wampiry przy wejściu. Nie stała jakoś bezpośrednio blisko, ale jednym z jej przekleństw lub błogosławieństw były cholernie wyostrzone zmysły. Słyszała każde zdanie, każde słowo. Kuruk został zniszczony... te słowa ją zamurowały. Nie znała wampira szczególnie, może kilka grzecznościowych zdań z nim zdążyła zamienić. Był jednak poważną figurą. Nawet taki jak ona żółtodziób wiedział, o nim tyle, by teraz być wstrząśniętym...
To byle dzieciak, którego zniknięcie nikogo by nie obeszło. Zachowanie kobiety w jednej chwili przestało dziwić Dianę. To było straszne... usprawiedliwiało nawet wtargnięcie tutaj. A skoro i Primogen Ventrue twierdził, że śmiertelnicy i Maskarada to nie problem, to chyba nie było się czego obawiać.
Ostatecznie faktycznie można puścić to na przedstawienie aktorskie ku uciesze zgromadzonych.
Jakakolwiek decyzja w tym temacie nie leżała w jej mocy... chęciach też nie.

Kiedy Gangrelka wyszła, napięcie nieco opadło... chyba ze wszystkich. Dziewczyna wypuściła powietrze nosem i przywołała na twarz lekki, zakłopotany jakby sytuacją uśmiech. Rozejrzała się po gościach, czy ktoś nie wykazuje jakiś szczególnie kłopotliwych zainteresowań nieswoją sprawą, albo czy rozmowy w którymś towarzystwie nie schodzą na jakiś niby abstrakcyjny, a jednak dla nieśmiertelnych, niebezpieczny tor.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#45
Image
Dźwięk oklasków wyciszył się, gdy Skadi przemawiała. Po opuszczeniu przez nią budynku wszyscy zdawali się wrócić do swoich rozmów, gdzie nie było wątpliwości, że niespodziewany gość stał się, przynajmniej na chwilę, tematem prowadzonych dyskusji. Wieści, jakie Starsza przyniosła, dla wtajemniczonych były niepokojące. Kuruk był wszakże wpływowym Spokrewnionym, nieoficjalną głową lokalnych Gangreli, który został unicestwiony w nieznanych okolicznościach.
Wyraz twarzy Księcia wciąż ukazywał wyraźne niezadowolenie. Tym większe teraz, gdy spoglądał w chłodne oczy Primogena Ventrue marszcząc przy tym brwi. Odpowiedział mu stanowczo, aczkolwiek na tyle cicho, by nie usłyszeli go śmiertelnicy znajdujący w pobliżu.
ImageLokalny przywódca Gangreli spotkał ostateczną śmierć. Nie mam zamiaru dyskutować na ten temat w sali pełnej bydła i neonatów. A skoro jesteśmy przy temacie sprzątania, Panie Long, to biorąc pod uwagę twój wkład w ryzyko potencjalnego naruszenia Maskarady tej nocy, możesz zacząć od zajęcia się osobnikiem, który ruszył za Skadi, gdy tylko stąd wyszła, a co najwyraźniej umknęło twej uwadze. — Mimo opuszczenia przez Skadi posiadłości, atmosfera wciąż była nieco napięta. Archibald nie krył swojego niezadowolenia z obrotu spraw, zwłaszcza biorąc pod uwagę jak niewiele brakowało, by zebrani śmiertelnicy nabrali podejrzeń. Rzeczywiście, na chwilę po wyjściu wampirzycy, pewien widocznie jej osobą zainteresowany, odziany w wiśniowy garnitur mężczyzna po trzydziestce, charakteryzujący się smukłą, gładko ogoloną twarzą, mogący równie dobrze być dziennikarzem, ruszył jej tropem, czego odwróceni plecami w stronę drzwi, w tym Feng Long, rzeczywiście mogli nie zauważyć. Człowiek, który ruszył za Starszą, ryzykował swoim życiem, a także naruszeniem Maskarady. Ktoś musiał powstrzymać tego osobnika, nim ten zrobi coś nierozważnego.
ImageSugeruję, by zająć się tym zanim dojdzie do tragedii. — Dla zebranych wokół Księcia nie było wątpliwości, że jego sugestia wcale sugestią nie była, a wyraźną instrukcją. Na szczęście lokalni naczelni Camarilli nie byli jedynymi Spokrewnionymi na tym przyjęciu. Mogli wykorzystać młodych Kainitów do celu zamiecenia pod dywan tego, co tego wieczoru wciąż mogło stać się dla nieumarłych problemem. Książę spojrzał wymownie po zebranych, dodając.
ImageW razie, jeśli z jakiegoś powodu nie jest to rażąco oczywiste, to samo dotyczy człowieka na schodach, który robił zdjęcia. — Wykonał przy tym subtelny gest głową do tyłu, zwracający uwagę zebranych na fotografa z eleganckim, ciemnym zarostem, który niewątpliwie uwiecznił postać Skadi w trakcie jej krótkiej wizyty, co było zdecydowanie niepożądane.
ImageA teraz, o ile nie ma dalszych obiekcji, czas udać się w nieco bardziej zaciszne miejsce celem omówienia zaistniałej sytuacji. Szeryfie, Primogen Lévêque, któreś z was raczy znaleźć dobre do tego miejsce. Ci z was, którzy zostaną, by upewnić się, że nie mamy żadnych dodatkowych powodów do zmartwień, proszę abyście jak najszybciej dołączyli. — Książę nie miał zamiaru dłużej czekać, chciał jak najszybciej oddalić się do odosobnionego pomieszczenia. Starsi mogli w tym czasie zająć się problemem osobiście, bądź nie marnować na to czasu i zlecić sprzątanie młodszym, żeby samemu dołączyć czym prędzej do Archibalda i włączyć się w dyskusję.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#46
Feng Long wsłuchiwał się w słowa Księcia uważnie, ale jego mimika ani na moment nie drgnęła. Jedyna reakcja jaką wyciągnął od niego było na samym końcu. - Oczywiście. - powiedział Primogen, robiąc małe skinięcie głową. Nie sprawiał wrażenia przejętym tymi problemami, jakby były tak nieistotne niczym śnieg na jego butach. Śmiertelnicy co pozostali byli równie mało istotni, ale był gotów dokonać "porządków." Bez wahania odwrócił się w stronę swojego Childe, który nadal stał nieopodal. Czekał spokojnie, aż ten pospieszne podejdzie. - Cheng, rusz za tym śmiertelnikiem i sprowadź go do mnie. - proste polecenie, po czym bez słowa Feng Long wyszedł z posiadłości. Skoro Książę nalegał, to postanowił się zająć się bydłem pierw, zanim pójdzie pogadać za zamkniętymi drzwiami.
Feng Long, Wygląd | 
» Dostojnie ubrany. Feng Long sprawia mieszane wrażenie. Z jednej strony, ten dobrze ubrany Ventrue wydaje się trzymać z aktualna modą wysokopostawionych przędsierbiorców. A z drugiej strony, zdradza go minimalna gestykulacja, przerażające spojrzenie oraz chłodny głos. Jest bardzo starym wampirem, nawet najmłodszy neonata jest w stanie to rozpoznać. Nawet jeśli jego wygląd dałoby się datować na blisko czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, to dalej nie da się ukryć przeogromnego bagażu doświadczenia za nim. Mimo azjatyckich rysów twarzy, wskazujących na Chiny, to kiedy odzywa się w języku angielskim ma on perfekcyjną dykcję i brak jakiegokolwiek akcentu.

Dodatkowe informacje | 
Wokół Primogena można odczuć bryzę. Chłodna, ale miła w dotyku. Zapach, który niesie ze sobą przywodzi na myśl jeziora i rzeki górskie. Kiedy Feng Long wchodzi do pomieszczenia, to bryza się wzmaga, wtedy jest odczuwalna w całym pomieszczeniu przez chwile. Zapowiadając jego nadejście.

Legenda Kolorów Języka | 
Mandarin (Chinese), Ancient Chinese, French, Arabic

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#47
Kiedy tylko Skadi opuściła budynek, Leneghan stracił zainteresowanie centrum akcji. Kontrola tłumu zdawała się mieć teraz priorytetowe znaczenie. Najlepszym sposobem, by odwieść śmiertelnych od drążenia tematu było odwrócenie ich uwagi. Alfred wertował wzrokiem twarze zebrane po sali, kiedy w oddali dostrzegł sylwetkę Louveni Duclair, niezwykle utalentowanej Spokrewnionej, znanej ze swych absorbujących, porywających występów.
— Dobry wieczór, Panno Duclair. — Rzekł, kiedy skrócił do niej dystans, później ściszył nieco głos. — Bardzo mi przykro z powodu tego, co zaszło. Zdaje się, że znała Pani Kuruka lepiej niż ja. Wydarzenia sprzed chwili przyciągnęły niepożądaną uwagę wielu osób i najlepszym rozwiązaniem, by naprawić szkody, jest podsunięcie im zastępczego tematu. A kiedy mowa o magnetycznym obiekcie zainteresowań i westchnień, do głowy przychodzi mi tylko Pani, ze swoimi czarującymi występami. Sugerowałbym zebrać atencję audytorium czym prędzej. Jeśli czuje się Pani gotowa, zapowiem występ.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#48
Cheng Wei mimo sztywnej i statycznej postawy zdawał się być gotowy do działania. Kiedy Feng Long spojrzał w jego stronę zbliżył się o kilka kroków i skinął głową po jego słowach.
- Już się tym zajmuję. - odparł krótko i ruszył w stronę drzwi.
Bezceremonialnie wyszedł z sali szybkim krokiem. Podczas całego tego zamieszania, nie zwrócił szczególnej uwagi na wychodzącego śmiertelnika. W tej sytuacji nie było czasu by zadawać dodatkowe pytania by upewnić się jak dokładnie wyglądał. Liczyła się każda chwila. Ruszył w stronę wyjścia z posiadłości, rozglądając się po drodze za ciekawskim osobnikiem.
Cheng Wei, Wygląd | 
» Na pierwszy rzut oka jest to mężczyzna o nie szczególnie imponującym wzroście i raczej przeciętnej sylwetce. Kolor skóry oraz rysy twarzy jednoznacznie wskazują na azjatyckie pochodzenie. Ubiera się elegancko i schludnie, zgodnie z aktualną modą. Ewidentnie przywiązuje uwagę do detali takich jak spinki do koszuli czy krawatu, które posiadają orientalne, pozłacane ornamenty. Czarne włosy ma zaczesane i ulizane do tyłu, co podkreśla jego i tak już konserwatywny wizerunek. Jego twarz nosi na sobie znamiona czasu, cera utraciła gładkość, a na czole widoczne są zmarszczki. Brakuje jednak innych typowych cech starzenia się w postaci ubytków we włosach i siwych włosów. Jest oszczędny w ruchach i wyrażaniu emocji. Nawet jego czarne, szkliste oczy nie błądzą po otoczeniu i wydają się być zawsze skupione na jednym celu. Przemawia dość ciepłym głosem z lekkim, charakterystycznym chińskim akcentem.

Dodatkowe informacje | 
Prestizowy Stworca - Feng Long

Legenda Kolorów Języka | 
Mandaryński, Kantoński

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#49
Toreadorka nie poczuła się urażona brakiem uwagi i odpowiedzi ze strony Skadi. Uważnie przysłuchiwała się temu, co każdy ma do powiedzenia. Krótki, acz wymowny występ Alistaira idealnie wręcz odwrócił uwagę od wyglądu Starszej. Choć Celeste nie lubiła klaskać w takt tłumowi, tak uczyniła jak reszta sali. Maskarada musiała trwać.
Miała przy tym posągową, wręcz bezemocjonalną twarz. Zniknęły wesołe iskierki w oczach, zniknął uśmiech, zniknęła swoboda ruchów. Irène wysłuchała co ma do powiedzenia Gangrelka, usłyszała również — i zapewne nie tylko ona — wymianę zdań pomiędzy Feng Longiem, a Archibaldem. Ku jej myślom powiodło wspomnienie o Starszym w białym garniturze, który przecież mógł zostać Księciem tego miasta.
Spokrewnieni podjęli działania. Lévêque spojrzała po twarzach niektórych Kainitów. — Niech któryś z Was dyskretnie zajmie się fotografem. — Powiedziała, aczkolwiek nie na tyle głośno, by usłyszeli ją śmiertelnicy. Te słowa miały trafić bezpośrednio do uszu wampirów. Nie wskazywała konkretnej osoby do tego zadania. Mówiła, podobnie jak Archibald, że jest to rzecz do zrobienia. I to od młodszych zależało, który z nich się tego podejmie.
Następnie, już nie zawracając sobie tą sprawą głowy, spojrzała na Archibalda i Szeryfa, resztę Rady traktując przelotnym spojrzeniem. — Proszę za mną. Pokój audiencyjny będzie idealnym. — Powiedziała, a następnie skierowała swe kroki w stronę schodów prowadząc Elderów do wspomnianego pomieszczenia.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#50
Słowa Primogen klanu Artystów wybiły go z letargu, od razu ruszył w stronę fotografa ciągle klaszcząc patrzył mu w oczy.
-Piękny występ nieprawdaż?-uśmiechnął się, a następnie wystawił do niego rękę-Doktor Morri. Miło mi Pana poznać, jestem właścicielem wydawnictwa "Memento Morri" i chciałbym zawiązać z Panem swego rodzaju...Spółkę. Widzę, że Pan odpowiedni zmysł fotograficzny, a zaczynamy pracę nad pewnym albumem...Dobrze płacę- uśmiechnął się z typowym dla siebie wyrazem twarzy społecznego wyrzutka. Morri starał się ugrać coś na ratowaniu Maskarady dla siebie, pytanie czy uda mu się osiągnąć swój cel, najważniejsza była teraz Największa z Tradycji, ale przecież nie ma nic złego w zdobywaniu czegoś dla siebie, prawda? Uśmiechał się teraz nieśmiało do mężczyzny, ale nie był przecież biednie ubrany w tym momencie stwierdził, że trzeba zwiększyć swoją szansę. Spojrzał mu dokładnie w oczy i powiedział :
-To przejdźmy na stronę (Dominacja,rozkaz)- jego oczy zaczęły świdrować duszę śmiertelnika, konsekwencja Wielkiego Pranku wypełniła teraz krew Malkavianina który postanowił zaryzykować wykorzystanie swoich krwawych mocy. Miał plan, zdobyć to zdjęcie dla siebie i zniszczyć, ale przy okazji zdobyć dobrego fotografa do wydawanych przez niego albumów. Pytanie czy tym razem jego plan się uda?

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#51
Rogerius de Tassis z niejakim zainteresowaniem, po raz pierwszy od dłuższego czasu widocznym na twarzy wampira, obserwował deeskalację sytuacji. Śmiertelni, nawet jeśli nie do końca przekonani, zdawali się wracać do normalnego trybu, a tymi, którzy mogli być największymi zarożeniami dla Maskarady już się zajęto.
Inaczej, och, zupełnie inaczej było po drugiej stronie światła księżyca. Duchy wciąż były przejęte, a pojawienie się tak potężnych istot, do niedawna pogrążonych w długim śnie, wzbudziło w nich popłoch. Chodź nikt z obecnych tego nie widział, duchy strachu i niepokoju, raz obudzone w pomieszczeniu, nie dały ugłaskać się nieszczerym oklaskom - prowadziły teraz wyniszczającą wojnę, pożerając się wzajemnie i wyniszczając, łącząc i zmieniając, by kontrolować i żywić się emocjami obecnych.
- Precz - łaknący, niszczący. Precz, szara zarazo - szeptał pod nosem te wykleństwa jak i wiele innych - Wyganiam Was z Manitou, na klucz Dziesiąty i Dwudziesty, za bramę drugą i trzecią. Odejdźdzcie, albo pożrę waszą esencję i ucztował będę na popiołach z idei waszych.
Dla innych - Regent mamrotał coś do siebie, w językach którymi mówiono na tych ziemiach wieki temu, jak i w tych, którymi mówiła co najwyżej garstka ludzi. On jednak wiedział i czuwał, patrzył i obserwował. I nie miało dla niego znaczenia, to co widzieli pomniejsi jemu.
Powoli przesuwał się po głównym holu, gdzie cała akcja miała miejsce, baczniej patrząc na co bardziej wyrywne duchy. Nim wszedł do pomieszczenia, sięgnął do kieszeni fraka i wyciągnął z niego mały łapacz snów. Nim wszedł do środka, zawiesił go na klamce, tak, by zakrywał dziurkę od klucza.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#52
Nie trzeba było czekać na reakcję Primogena Ventrue. Błyskawicznie przeszedł do działania, przekazując instrukcję swemu podopiecznemu i potomkowi. Cheng Wei momentalnie ruszył w poszukiwaniu osobnika, który udał się śladem Starszej, a Feng Long był niedaleko za nim. Trudno było stwierdzić z całą pewnością, jakie mogły być potencjalne skutki tego zainteresowania wampirzycą, ale z pewnością nie mogły być dobre.
Opuściwszy posiadłość, Wei mógł mieć wątpliwości co do tego, czy uda mu się tego człowieka zlokalizować wziąwszy pod uwagę nieznajomość jego aparycji. Po przejściu kilku, może kilkunastu metrów, wątpliwości te zostały, na szczęście, rozwiane, gdy nieopodal posiadłości Belmonte, niedaleko chodnika, znalazł nieszczęśnika, który znajdował się w fatalnej sytuacji. Niedużej postury, rozgniewana bestia trzymała mocno jego twarz, nie pozwalając mu się wyrwać ani wydać z siebie nawet pisknięcia. Świecące ślepia Skadi zdradzały głód, który zamierzała zaspokoić tym właśnie przerażonym teraz głupcem, który za nią podążał. W tym momencie zdawało się, że dosłownie sekundy dzieliły człowieka od śmierci, a jedyną osobą, która mogła zapobiec tej tragedii była dwójka Ventrue.

Alfred wpadł na pomysł jak całkowicie oderwać uwagę zebranego bydła od całej tej sytuacji i porządków, jakich musieli podjąć się Spokrewnieni. Louvenia była wyraźnie zasmucona, tym bardziej, gdy Ogar napomknął o Kuruku.
ImageTak, on był wyjątkowy i miał wielkie plany. To przykre, że nie przyszło mu ich zrealizować. Mógł zrobić tak wiele dobrego dla swojego klanu. — Kobieta nie spuszczała jednak wzroku, starała się nie dać pochłonąć przez te negatywne emocje. Podziwiała Kuruka i miała ku temu dobre powody. Niewielu Gangreli posiadało taką charyzmę i siłę charakteru, która pozwalała na zjednanie klanu składającego się z samodzielnych samotników oderwanych od społeczności nieumarłych.
Duclair natychmiast rozpromieniała słysząc komplement oraz pomysł Alfreda. Wszyscy wiedzieli, jak kocha występować i jak potrafiła wpłynąć na publiczność, która ją zawsze wielbiła.
ImageOch, panie Leneghan! To wspaniały pomysł! Potrzebuję jedynie krótką chwilę, by się przygotować, ale jak tylko wrócę, będzie mógł mnie pan zapowiedzieć. — Spokrewniona z uśmiechem skinęła głową na odchodne, znikając na kilka chwil z sali głównej, by wrócić kilka minut później, uśmiechnięta, pewna siebie, gotowa, by oczarować publikę.

W tym czasie Irène wydała jasne polecenie młodszym Spokrewnionym, by ci zajęli się problemem znajdującym się tu, na miejscu. Fotograf, który niewątpliwie na swoim filmie miał zapisany wizerunek Gangrelki stanowił potencjalne zagrożenie dla Maskarady. Następnie poprowadziła Księcia, Szeryfa i pozostałych członków rady Primogenu do osobnego pomieszczenia w posiadłości.

Tym, który momentalnie przejął inicjatywę i ruszył w stronę fotografia był Alexander, nie marnując czasu i próbując owinąć sobie śmiertelnika wokół palca, celem uzyskania filmu z jego aparatu. Człowiek ten wysłuchał z uwagą nieznajomego, po czym odpowiedział z silnym, francuskim akcentem.
ImageW istocie! Pan Belmonte zawsze potrafił zorganizować piękne przyjęcia. Czuję się zaszczycony, że znów mam przyjemność skomponować dla niego album uwieczniający jedno z nich. Miło mi, Panie Morri. Marceau De Rosier, do usług. — Z uśmiechem na ustach, uprzejmie odpowiedział Morriemu, nie ukrywając swojej radości z tego wydarzenia i obecności na nim.
ImageSchlebia mi pan bardzo, panie Morri, ale mam wiele zleceń i trudno mi powiedzieć, kiedy będę mieć dość wolnego czasu, by móc podjąć się współpracy z nowym klientem. — Marceau nie zdawał się chcieć odmówić propozycji, ale z drugiej strony wszystko wskazywało na to, że był, prosto mówiąc, zaklepany, zapewne, przez możnych o podobnym statusie co Francisco Belmonte.
ImageJeśli zapisze mi pan numer, pod jakim mogę się skontaktować z pana wydawnictwem, to nie omieszkam zadzwonić, gdy znajdę wolny termin. — Fotograf mimowolnie dał się póki co poprowadzić Alexandrowi za sprawą wpływu jego dyscypliny Dominacji, niosąc ze sobą urządzenie do pochwytywania obrazów.

Tymczasem Rogerius starał się przegnać toczące ze sobą batalię duchy. Były nieposłuszne, oporne, nie zamierzające zrezygnować z apetycznych kąsków. Gniewnie zareagowały na jego prezencję i wpływ, stając się świadomymi jego łączności z drugą stroną. Nie stał się jednak obiektem ich zainteresowania na zbyt długo. Regent nie mógł wiele zdziałać w tej chwili swoimi pomrukami w pradawnych językach, nie bez użycia rytuałów, które pozwoliłyby mu na przegnanie tych dusz. Nie musiał jednak martwić się o ich obecność w pokoju audiencyjnym, gdyż nie było tam nic wartego zainteresowania dla niespokojnych duchów.

Gdy cała grupa, na którą składał się Alistair, Irène, Rogerius oraz Percival Kimbolton, podążyła za Księciem i zamknęła się w pokoju audiencyjnym, do którego poprowadziła ich Primogen Toreador, wreszcie można było kontynuować swobodną dyskusję. Archibald, trzymając dłonie złączone za swoimi plecami, zlustrował zebranych, analizując każdego po kolei, jakby szukając odpowiedzi na nurtujące go pytania, których nie mógł tam znaleźć. Po kilku sekundach zwrócił się nieco uniesionym tonem do nieumarłych, marszcząc brwi.
ImageCzy ktokolwiek ma jakiekolwiek pojęcie jak do tego doszło? — Równie dobrze pod tym pytaniem można było się doszukiwać innego, ale niekoniecznie musiało być tam drugie dno. Członkowie Primogenu i Szeryf byli świadomi tego, jak to zdarzenie może wpłynąć na relacje z klanem Gangrel. Wszystko wskazywało na to, że Kuruk miał wkrótce przestać być tylko nieoficjalnym ich liderem. Mimo iż nie mówiło się o tym otwarcie, było kwestią czasu, nim usiadłby z pozostałymi przy stole jako członek rady Primogenu, czemu skutecznie zapobiegła jego przedwczesna śmierć. Można było się spodziewać, że bez twardej ręki i mądrości Kuruka, Gangrele znów się rozproszą. Dopóki nimi kierował, Gangrele stanowiły niemalże zwartą, zjednoczoną grupę, co było właściwie dość niebezpieczne.
Będąc tego świadomymi, Spokrewnieni zebrani wokół Księcia mogli się zastanawiać, czy to nie pozycja niedawnego, powszechnie szanowanego gospodarza Elizjum była tym, co skutkowało jego unicestwieniem. Kto jednak mógłby to uczynić, oraz w jaki sposób? Kuruk jako potomek Skadi był z silnej krwi i dysponował nadzwyczajnym sprytem oraz siłą, w związku z czym można było się rzeczywiście zastanawiać w jaki sposób do tego doszło.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#53
Alfred mimo niebywałej charyzmy nie był najlepszą osobą w roli konferansjera pośród zebranych. Występy publiczne, w których musiał kupić serce i atencję publiczności, nie były jego mocną stroną. Inicjatywa jednak została już podjęta, a mężczyzna oczekiwał na wokalistkę, która entuzjastycznie zapaliła się na propozycję rozegrania muzycznego spektaklu. Choć jego przemówienie miało iście symboliczny charakter, bowiem Louvenia samodzielnie zyskałaby uwagę wszystkich zebranych, kiedy tylko w sali rozbrzmiałby jej wokal, Alfie odczuwał dozę niespotykanego u niego na codzień uczucia niepewności, lęku - tremy. Pewność siebie i kosmiczne ego młodego Ventrue nie zdały się na nic, kiedy wszystkie oczy - zarówno bydła, jak i Spokrewnionych, przez te kilka sekund miały być skierowane na niego. Musiał dobrze wypaść, nie było innej opcji.
Louvenia powróciła do sali, w pełnej gotowości, by zachwycić wszystkich salonowców.
— Jak mniemam, jest Pani już gotowa do występu. Jestem rad, że tak ochoczo zgodziła się Pani na to przedstawienie. Mam pewność, że po Pani występie niepożądani zapomną o kiepskim występie teatralnym, a to właśnie Pani znajdzie się na językach wszystkich tu zebranych. — Rozejrzał się i wybrał dogodny punkt w sali balowej, poprosił gestem dłoni, by kobieta zaczekała na uboczu i odchrząknął głośno, by zebrać na sobie spojrzenia ludzi się tu znajdujących.
— Proszę o uwagę. — Powiedział głośno i wyraźnie oczekując, aż wszelkie głosy ucichną. — Na wstępie jeszcze raz chciałbym złożyć najszczersze życzenia Panu Franciscowi Belmonte, gospodarzowi tego fenomenalnego balu. Uczestniczenie w tym wydarzeniu jest dla mnie wielkim honorem, życzę wielu sukcesów i dobrej passy w biznesie. — Zwracając się do mężczyzny, wyraźnie kierował na niego wzrok, następnie zaczął klaskać w dłonie, starając się wywołać aplauz dla solenizanta. — Wystąpienie teatralne, jakie mieliśmy okazję przed chwilą obserwować, było iście fantazyjne i rozumiem Państwa konsternację, nowoczesna sztuka również jest dla mnie zagadką. Niemniej to nie jedyna atrakcja dzisiejszego wieczoru. Na sali znajduje się moja serdeczna przyjaciółka, która przygotowała dla Państwa coś specjalnego. — Posłał w kierunku Louvenii porozumiewawcze spojrzenie, zapraszając ją gestem na scenę. Aby wzmocnić wrażenie u publiki, przyjacielsko i powitalnie objął kobietę, która samym swoim wejściem musiała przyciągnąć ogromną uwagę. — Louvenia Duclair, utalentowana artystka, ciesząca się wielkim uznaniem w muzycznym światku i jej nieziemski spektakl będą Państwu umilać dzisiejszy wieczór. Proszę o gromkie, pokrzepiające brawa dla tej damy, bo gwarantuję, że skradnie Państwa serca. — Wyraźnie i o dziwo szczerze się uśmiechnął, rozpoczynając głośny oklask dla wokalistki; zaraz to usunął się w cień, ustępując jej miejsca na scenie.
Alfred sprawnie przemieszczał się pośród istot zgromadzonych na przyjęciu. Podczas życzliwych pogaduszek podsycał zainteresowanie Panną Duclair. Przedzierając się przez tłumnie balujących gości poszukiwał wzrokiem Zacharego Sullivan, jedynego przedstawiciela Zarządu klanu, którego choćby szczątkowe zainteresowanie osobą Alfreda zostało przez niego odnotowane. Ważył się mu przeszkodzić jedynie, kiedy dostrzegł aprobatę w ponownym spojrzeniu. Wówczas skrócił dystans do celu i powitał go skromnie, wyciągając doń dłoń, nawiązał również kontakt wzrokowy ze starszym Ventrue. Odezwał się dopiero za pozwoleniem.
— Dobry wieczór, Panie Sullivan. — Celowo zwrócił się do niego z nazwiska, nie zaś z tytułu, biorąc pod uwagę obecność bydła. Mężczyzna mógł zrozumieć jego intencję, albowiem Alfred dotychczas stosował się do klanowej etykiety. Alfred ściszył ton. — Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, jednak jestem skonsternowany całym tym zajściem i próbuję dociec, co właściwie się wydarzyło. Ufam, że jest Pan osobą lepiej poinformowaną i mógłby mi udzielić jakichś wskazówek, co czynić, by zapobiec negatywnym skutkom tej nieoczekiwanej wizyty.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#54
Sytuacja zdawała się zostać opanowana. Ale czy na pewno? Głowy Klanów z Księciem odeszli w jakieś ustronne miejsce, by w spokoju porozmawiać, zajęto się pierwszymi, widocznymi problemami w postaci nadgorliwych śmiertelników. Ogar zaś bardzo przytomnie zorganizował szybko występ gwiazdy wieczoru.
Ludzie zaczynali znowu dawać wciągać się w nurt muzyki, niegroźnych ploteczek i załatwiania interesów.
Coś jednak zostało niepokojącego.
Regent Klanu Magów odchodząc wraz z pozostałymi liderami mruczał coś w niezrozumiałym dla Diany języku. Ciężko było nawet określić czy to po prostu jakiś rzadki, odległy dialekt, czy już dawno zapomniany język. Nie miała się jednak zamiaru nad tym zastanawiać, a nawet gdyby to i tak nie było jej to dane. Reakcja otoczenia była natychmiastowa.
Młodej aż zakręciło się w głowie. Zasłona w tym miejscu nie była w jakiś szczególny sposób cienka, narażona czy w inny sposób ułomna. Takie skupiska śmiertelnych i nieśmiertelnych w jednym miejscu przykuwały jednak uwagę... nie tylko prasy jak się okazuje, ale także tych bytów dla oka niewidocznych i niekoniecznie dobrych. Wtargnięcie Starszej z tak poważnymi wieściami, z aurą gniewu, agresji i zagrożenia pobudziły złe duchy.
Te zaś odpowiedziały jeszcze większą złością, jakby po słowach wampira... albo było to zbiegiem okoliczności... w co raczyła wątpić.

Niespokojne, zażarte... w takim tłumie mogły raczyć się do woli, ale dla nikogo dobrze się to skończyć nie mogło. Regent zniknął za drzwiami, a duchy powróciły do swoich hulanek.
Co mogła zrobić ona? Miała nikłe doświadczenie, ale wyraźnie czuła obecność tych krnąbrnych duchów. Ludzie nie, na ich szczęście, ale to też mogło ulec zmianie przy sprzyjających warunkach. Szczęście jednak było w tym, że Toreadorka zaczęła swój występ i ludzi jęli słuchać z podziwem i zachwytem zapominając w znacznej mierze o niedawnym "teatralnym" wtargnięciu, strachu i gniewie, które ono przyniosło. Dusze więc traciły to czym się żywiły, strachem... nie miały też jak go zasiać, gdy skupiona widownia słuchała.
Tak czy siak trzeba było się ich pozbyć... siłowe jednak rozwiązania często bywały zawodne, a Dian też nie miała takiego autorytetu żeby próbować duchy wygnać czy zastraszać. Postanowiła więc zadziałać zgoła w odwrotny sposób. Ugłaskać duchy... najprościej mówiąc.
Nie miała tu wielkiego pola manewru, ale warto było spróbować.
Odcinając się od gwaru i muzyki obeszła niemal całą głową salę mrucząc pod nosem zaproszenia...
-Dusze światłe, gniewne, lękliwe i złe. Widzę was i czuję wasz głód. Zapraszam więc na strawę godną was, zostawcie nieświadomych ludzi, którzy nie zapewnią wam więcej pokarmu. - Nim obeszła salę zapewne kilkukrotnie zdążyła wyszeptać skierowane do duchów wezwanie. Odcięta od tej części świata, skupiła się całkiem na tym po drugiej stronie.
Jeśli duchy ją usłyszały, zainteresowały się, to swój pochód chciała zakończyć przy szwedzkim stole, na dziale przekąsek i owoców, po drodze zgarniając butelkę jakiegoś dobrego alkoholu...

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#55
Nie po raz pierwszy podczas swojej egzystencji Cheng Wei znalazł się w przysłowiowej sytuacji między młotem a kowadłem. Szybko ocenił sytuacje, spoglądając na wampirzyce i jej ofiarę. Nie było czasu na planowanie. Zbliżył się na tyle ile mógł i starając się nie robić gwałtownych ruchów. Jeśli nie chciał stać się obiektem gniewu wampirzycy, musiał dobrze dobrać swoje słowa.
- Jeśli pani będzie tak łaskawa i zechce puścić tego mężczyznę. - odparł, starając się być uprzejmy ale również i stanowczy.
Spoglądał cały czas w stronę Skadi, wyczekując jej reakcji. Miał nadzieję, że chociaż uda mu się zwrócić uwagę gangrelki i zyskać trochę na czasie. Biorąc pod uwagę okoliczności, zupełnie nie liczył na to, że uda mu się tak łatwo mu się skłonić ją do współpracy.

- Współpracuje z mężczyzną, z którym tu pani przybyła... - korzystając z momentu rozejrzał się po okolicy, czy nie są obserwowani lub podsłuchiwani i ciągnął dalej - Musimy zamienić z nim kilka słów. - dokończył, wskazując w stronę przerażonego śmiertelnika.
Chociaż jego wzrok był skupiony na Skadi, to starał się mieć na oku też człowieka. Był gotowy by zdominować go szybkim rozkazem, gdyby wampirzyca go puściła i zaczął uciekać.
Cheng Wei, Wygląd | 
» Na pierwszy rzut oka jest to mężczyzna o nie szczególnie imponującym wzroście i raczej przeciętnej sylwetce. Kolor skóry oraz rysy twarzy jednoznacznie wskazują na azjatyckie pochodzenie. Ubiera się elegancko i schludnie, zgodnie z aktualną modą. Ewidentnie przywiązuje uwagę do detali takich jak spinki do koszuli czy krawatu, które posiadają orientalne, pozłacane ornamenty. Czarne włosy ma zaczesane i ulizane do tyłu, co podkreśla jego i tak już konserwatywny wizerunek. Jego twarz nosi na sobie znamiona czasu, cera utraciła gładkość, a na czole widoczne są zmarszczki. Brakuje jednak innych typowych cech starzenia się w postaci ubytków we włosach i siwych włosów. Jest oszczędny w ruchach i wyrażaniu emocji. Nawet jego czarne, szkliste oczy nie błądzą po otoczeniu i wydają się być zawsze skupione na jednym celu. Przemawia dość ciepłym głosem z lekkim, charakterystycznym chińskim akcentem.

Dodatkowe informacje | 
Prestizowy Stworca - Feng Long

Legenda Kolorów Języka | 
Mandaryński, Kantoński

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#56
Regent zaklął pod nosem w języku, którego nawet on nie pamiętał.
Obecne na przyjęciu duchy były młode i głupie - zrodzone z ludzkiej nieświadomości i - być może przez całą tę sytuację i to jak została poprowadzona - łatwe do omamienia, ale zupełnie nie zdające sobie sprawy z sytuacji w której się znalazły. Dodatkowo - obecność, którą wyczuwał wokół siebie od pewnego czasu znowu się pojawiła. Jakiś duch, krnąbrny i nieuchwytny, mącił jego plany i wkradał się w uszy innych istot z drugiej strony Zasłony. Regent klanu Tremere stłumił w sobie gniew i powstrzymał chęć przywołania ducha zbrodni ulicznej czy przemocy portowej. Będzie na to czas, póki co są sprawy ważniejsze. Kto i dlaczego zabił niemalże jednego z nich? Jego towarzysza rozmów i polowań?
W zamkniętym pokoju rozgościł się nieco, ukrywając swoje emocje za wypracowaną, praktykowaną od lat maską. Jeśli można mówić "maska" o czymś, co było wersją docelową.
- Zapewniam Księcia, że dorwanie winowajcy to tylko kwestia czasu. Wystarczy choć znalezienie miejsca, gdzie miało to miejsce, by ułatwić dochodzenie. W tym też odpowiedź na pytanie "jak".

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#57
Alexander upewnił się, że biblioteka do której prowadzi mężczyznę jest pusta, jeśli nie była poszukał innego odosobnionego miejsca. Cały czas z nim rozmawiał, ale sprawy były na tyle błahe, że nie warte poruszenia: pytał fotografa o pogodę, o samopoczucie i o to jak bawi się na przyjęciu. Gdy doszli już do odosobnionego miejsca Alexander musiał upewnić się, że nikt ich nie usłyszy (Niewidoczność, Cisza Śmierci). Postanowił wyciszyć mały obszar między nim, a jego rozmówcą tak by na pewno żadne nieproszone uszy nie usłyszały tego co teraz zrobi. Po tej akcji Alexander spojrzał głęboko w oczy mężczyzny i zaczął mówić:
-Dobrze to pamiętasz, prawda? Byliśmy razem u Pana Belmonte. Ty jako fotograf i ja jako wydawca albumu, który ma się ukazać po tym przyjęciu. Pan Belmonte był bardzo spokojny i zapytał nas grzecznie czy chcemy coś do picia. Odmówiłeś. Byłeś strasznie zdenerwowany. Mówiłeś o jakimś "ciężkim dniu", ale nie chciałeś się podzielić o co dokładnie chodziło. Ustaliliśmy z Panem Belmontem, że przekażesz mi aparat po wykonanej pracy bym mógł zaakceptować zrobione zdjęcia, a następnie je wywowałać. Po spotkaniu poszliśmy razem do jednego z Kasyn, a dokładnie do kasyna "Palace Casino". Pamiętasz, ze było strasznie zimno więc chciałeś się czymś rozgrzać więc pouśmiechałeś się do gangusów...Wiesz tych irlandzkich i załatwili Ci trochę whiskey. Ja poszedłem wtedy grać, a Ty bawiłeś się w najlepsze. Potem złapałeś się z jakąś młodą dziewczyną. Blondynką o różowej cerze i zielonych oczach, ale Ty głównie pamiętasz jej korpus, bo oczywiście patrzyłeś się jej tylko w biust...Rozmiaru sportowego co też doskonale pamiętasz. Pożegnałeś się ze mną mówiąc, że "zdjęcia będą najlepsze na świecie". Potem pamiętasz już tylko usta kobiety na swoich ustach w pomieszczeniu ze zgaszonym światłem. Byłeś bardzo pobudzony, ale niestety zbyt duża ilość alkoholu urwała twój film. (Dominacja,zapomnienie)
-W takim razie czy mogę prosić pański aparat do sprawdzenia zdjęć zgodnie z umową? Niech Pan się ze mną skontaktuje. Biblioteka Memento Mori w North Center tam powie Pan bibliotekarzowi, że w sprawie albumu.- Alexander miał szczerą nadzieję, że tym razem jego umiejętności dominacji się udały i mógł uratować Maskaradę, a przy okazji pozyskać nowy kontakt

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#58
Szponiasta łapa zaciśnięta była wokół twarzy śmiertelnika niczym imadło, a mimo widocznej różnicy między posturą Skadi a niefortunnie ciekawskiego mężczyzny, Starszy gangrel ledwie co drgał od spanikowanych szarpnięć swojej ofiary. Słowa Chenga sprawiły że bestialsko wyglądające kły dziewczyny zatrzymały się tuż nad szyją odchylonej głowy śmiertelnika, w czasie gdy zwierzęce ślepia Starszej momentalnie osaczyły młodego Ventrue.

Powoli odsuwając się o parę centymetrów od źródła ciepłej, świeżej krwi, prawie wysyczała kolejne słowa w stronę Chenga. - Gdybyś nie był z Jego krwi, w tym momencie rozwinęłabym twoje skrzydła. Znajdźcie sobie inną świnie, ta jest moja.- Gardłowy warkot tak jak wcześniej podążał za jej każdym słowem, być może nawet bardziej niż we wnętrzu posiadłości. A jedno spojrzenie na zakrzywione szpony oraz sposób w jaki z łatwością ta drobna istota trzymała o wiele większego mężczyzna wystarczyło, by zrozumieć jak blisko znajdował się od paskudnego losu.

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#59
Feng Long wyszedł z posiadłości powolnym krokiem. W czasie kiedy jego Dziecię nie mogło sobie pozwolić na moment zwłoki, Starszy Ventrue miał czas nawet skinąć strażnikom przy drzwiach frontowych. Robiąc następnie kilka kroków zatrzymał się, jego wzrok całkowicie skupiony na czymś, co było bardzo nisko. Jego buty. Zabrudzone. Nie tylko przez ten śnieg, a przez łażenie po mieście wraz z Starszą Gangrel. Zniesmaczenie malowało się na twarzy Primogena Ventrue. Czy nie podobało mu się, że wszedł do posiadłości w takim stanie? Czy może obrót spraw i słowa rzucone w jego stronę? Trudno było określić. Najwidoczniej się nie przejął chaosem wokół niego, ponieważ pozwolił sobie na stuknięcie butami, aby większy brud spadł z podeszwy. Na dodatek, pociągnął za marynarkę, poprawiając swój ubiór strzepnięciem wszelkiego śniegu z jego ramion. Czuł się pewny, że jego Dziecię sobie poradzi.
Widok głodnej wampirzycy, a raczej wściekłej, nie dziwił Primogen Ventrue. Malowała się na nim mina smutku. Wspomnienia z przeszłości niczym fala przechodziły przez niego, kiedy widział Skadię. Będąc zaledwie kawałek, na tyle, że mogliby go usłyszeć, a przynajmniej dobrze wyczulona Gangrelka, odezwał się spokojnym tonem. - Archibald wolałby nie, Skadio. - wręcz nacisnął na imię, można rzec zgłaszając, że gdyby to od niego zależało, to by się śmiertelnikiem nie przejął. - Ewidentnie jest wystarczająco ważny. Na pewno znajdziesz lepszą ofiarę. Mogę też cię nakierować na idealne miejsce. - czuł, że ostatnie słowa Gangrelka nie przyjmie, ale przynajmniej je zaoferował alternatywę. Primogen Ventrue nie miał zamiaru podnieść palca wyżej niż to już zrobił, dlatego też stanął kilka kroków za Cheng Wei'em, mając ręce za plecami.
Feng Long, Wygląd | 
» Dostojnie ubrany. Feng Long sprawia mieszane wrażenie. Z jednej strony, ten dobrze ubrany Ventrue wydaje się trzymać z aktualna modą wysokopostawionych przędsierbiorców. A z drugiej strony, zdradza go minimalna gestykulacja, przerażające spojrzenie oraz chłodny głos. Jest bardzo starym wampirem, nawet najmłodszy neonata jest w stanie to rozpoznać. Nawet jeśli jego wygląd dałoby się datować na blisko czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, to dalej nie da się ukryć przeogromnego bagażu doświadczenia za nim. Mimo azjatyckich rysów twarzy, wskazujących na Chiny, to kiedy odzywa się w języku angielskim ma on perfekcyjną dykcję i brak jakiegokolwiek akcentu.

Dodatkowe informacje | 
Wokół Primogena można odczuć bryzę. Chłodna, ale miła w dotyku. Zapach, który niesie ze sobą przywodzi na myśl jeziora i rzeki górskie. Kiedy Feng Long wchodzi do pomieszczenia, to bryza się wzmaga, wtedy jest odczuwalna w całym pomieszczeniu przez chwile. Zapowiadając jego nadejście.

Legenda Kolorów Języka | 
Mandarin (Chinese), Ancient Chinese, French, Arabic

Re: Posiadłość Francisca Belmonte

#60
Za sprawą interwencji Alfreda, zebrana publika miała wkrótce skupić swą uwagę na wokalu zapowiedzianej przez niego wokalistki. Louvenia była gotowa i oczekiwała, stojąc ze złączonymi powyżej pasa dłońmi, skinąwszy w odpowiedzi na słowa Alfreda, jednocześnie potwierdzając i mu dziękując. Wreszcie przemówił głośno, zwracając uwagę zebranych w sali ludzi, którzy przerwali, bądź przynajmniej wyciszyli swoje dyskusje, zastanawiając się co nieumarły ma do powiedzenia i wsłuchując się w jego słowa. Co najmniej kilka osób pewnie pokiwało głowami i uniosło kieliszki do góry w reakcji skierowane w strone gospodarza tej uroczystości. Na kilku twarzach poszerzył się przy tym uśmiech. Pośród obecnych twarzy można było dojrzeć zgodę w odniesieniu do pojawienia się wspomnianej aktorki i wyraźne zainteresowanie na wspomnienie o Louveni i jej talencie. Po zapowiedzi jej występu, sala rozebrzmiała głośnymi, znacznie żywszymi niż wcześniej oklaskami, które stopniowo się wyciszyły, a Toreadorka oczarowała publiczność swoim głosem. Atmosfera całkowicie się zmieniła, ludzie się zrelaksowali, uśmiechnęli i cicho szeptali między sobą, popijając przy tym wino. Duclair była w swoim żywiole, wlewając całe swe martwe serce w sztukę wokalu.
Alfred wykonał swoje zadanie udał się w stronę swego współklanowca, będącego również jego przełożonym, członkiem Zarządu Ventrue. Uprzejmość neonaty, którą otwarł dyskusję z pewnością zaplusowała, gdyż Sullivan uprzejmie przeprosił swoich rozmówców, zostając, przynajmniej na niewielkim skrawku pomieszczenia, sam na sam z ogarem.
ImageWitam, Panie Leneghan. — Odwrócił się do młodego wampira, stając przed nim wyprostowany, z czarującym uśmiechem i głową uniesioną dumnie do góry, spoglądając w oczy Alfreda. Mruknął pod nosem, jakby zawiedziony niezrozumieniem przez Leneghana obecnej sytuacji, która, przynajmniej dla Zacharego, wydawała się być bardzo klarowna.
ImageHmm, zdawałoby się, że było to oczywiste. Wpływowy Spokrewniony z klanu Gangrel, Gospodarz Elizjum, którego niewątpliwie miałeś niejednokrotnie okazję spotkać, najwyraźniej został unicestwiony. — Westchnął ciężko, pozbywając się uśmiechu z twarzy. Nie wydawał się zadowolony z tego obrotu spraw, choć z drugiej strony nie był też nazbyt przejęty. Ventrue i Gangrele wszakże nie byli przyjaciółmi, więc nie było się co spodziewać krwawych łez.
ImageTo dość niespodziewane wieści, żeby nie powiedzieć niepokojące, szczególnie dla jego klanu, który tak silnie na nim polegał. — Nie było tajemnicą, że Kuruk był charyzmatycznym osobnikiem, pod którym Gangrele miały szansę zaistnieć na scenie politycznej Chicago.
ImageNiewątpliwie sprawca zostanie, prędzej czy później, odnaleziony i ukarany. — Nie było to życzenie, a raczej chłodne stwierdzenie faktu. Śmierć tak rozpoznawanej figury nie mogła pozostać bez odpowiedzi. Można było się domyślać, że Książę i rada Primogenu właśnie dyskutowali o krokach jakie podejmą w tej sprawie.

Tymczasem Diana zdawała się być, przynajmniej przez chwilę, nieco przytłoczona obecnością karmiących się negatywnymi emocjami gniewnych zjaw. Jednak w chwili, gdy Louvenia rozpoczęła swój występ, a śmiertelnicy zostali pozytywnie podbudowani niezwykłym wokalem kobiety, duchom rzeczywiście nie zostało zbyt wiele. Niepewność, strach i konsternacja ustąpiły. Pochłonięci przez dźwięczny głos Toreadorki ludzie nie stanowili już dla zjaw atrakcyjnych kąsków i nie miały o co walczyć. W tej sytuacji nie trzeba było wiele, by przekonać duchy do opuszczenia tego miejsca. Wcześniejsze, jakkolwiek w tamtej chwili nieskuteczne inkantacje Regenta, mogło by się zdawać, że przygotowały pewne podwaliny, a pozytywna atmosfera w sali dodatkowo osłabiła gniewną aurę duchów. Gdy zjawy zaczęły się uspokajać i powoli odlatywać w różnych kierunkach, młoda Malkavianka mogła wierzyć, że jej działania w jakimś stopniu pomogły i przyniosły skutek. Na ile był to jej wpływ i Regenta, a na ile odcięcie od pożywienia, tego nie sposób było określić.

W tym samym czasie, za zamkniętymi drzwiami, Książę wysłuchał Rogeriusa i z pewną krytyką spojrzał po milczących członkach tego zgromadzenia. Nikt nie zdawał się posiadać w danym momencie dobrych odpowiedzi. Nikt nic nie wiedział. Unicestwienie Kuruka było nieprzyjemną niespodzianką, a jego następstwem realne zagrożenie ze strony jego rozgniewanego stwórcy. Można było się głowić jaka będzie oprócz tego reakcja pozostałych z klanu Gangrel na wieści o śmierci tak ważnej dla nich figury. Sytuacja wymagała działania.
ImageW takim razie chyba wiecie co macie robić. Zbadajcie wszelkie możliwe tropy, znajdźcie sprawcę i sprowadźcie go do mnie zdolnego do mówienia. — Nie było sensu marnować czasu w sytuacji, gdzie nikt nie posiadał żadnych użytecznych informacji, poszlak ani nawet teorii, które mogłyby rzucić nieco światła na tę zbrodnię.
ImageO ile nikt więcej nie ma nic do powiedzenia, nie widzę potrzeby, by to przeciągać. Zajmijcie się tym i informujcie mnie na bieżąco o tym co znajdziecie. — Zebranie to okazało się krótkie, choć te chwile milczenia i gniewny wzrok Księcia lustrującego każdego po kolei powodowały uczucie, jakby trwało wieczność. Szeryf i obecni członkowie Primogenu wiedzieli co mieli robić, aczkolwiek inna była kwestia zabrania się za to z racji braku jakichkolwiek tropów chociażby co do miejsca zdarzenia. Póki co, wszystko wskazywało na to, że to śledztwo miało być niemałym wyzwaniem. Stare wampiry miały jednak do dyspozycji szeroką sieć złożoną z neonatów i ancilla chętnych i gotowych, by się sprawdzić i zyskać w oczach swych przełożonych.

Podczas gdy Ventrue zajmowali się porządkami na zewnątrz, Alexander pracował nad fotografem, chcąc zdobyć zdjęcia z tego przyjęcia. Skutecznie zagadał pana Marceau De Rosier, korzystając przy tym z dyscypliny Niewidoczności, tworząc wokół siebie i śmiertelnika bańkę, przez którą nie przedostawały się żadne dźwięki i nikt z zewnątrz nie mógł usłyszeć zmieniającej wspomnienia nieszczęśnika komendy Morriego, przekazywanej przy utrzymywanym cały ten czas kontakcie wzrokowym. Potem nastała chwila niepewności i ciszy, gdy umysł Marceau trawił słowa wampira. Wreszcie odpowiedział, uśmiechając się przy tym.
ImageTak, oczywiście! Proszę bardzo, gwarantuję, że będzie pan zadowolony. — Wszystko wskazywało na to, że użycie Dominacji na fotografie się udało i wspomnienia zostały pomyślnie zaszczepione. Po tym działaniu mężczyzna nawet nie kwestionował prośby Alexandra, tylko momentalnie wręczył mu urządzenie zadowolony, niewątpliwie ufając, że zdjęcia ostatecznie trafią do Francisca Belmonte.
ImageW jakim terminie mogę stawić się po odbiór fotografii? Jak pan niewątpliwie pamięta, w przyszłym tygodniu pan Belmonte będzie chce zobaczyć gotowy album. — Posiadając informacje o lokalizacji pozostała jedynie kwestia tego kiedy Marceau będzie mógł się tam udać. Zdjęcia miały być dostarczone jego pracodawcy w określonym terminie, więc prędzej czy później rzeczywiście musiał tam przybyć.

Uprzejme prośby Chenga okazały się nie mieć żadnego skutku. Skadi była głodna i traktowała śmiertelnika jako swoją zdobycz, której w żadnym wypadku nie miała zamiaru oddawać. Biedak był absolutnie przerażony. Jęczał i szarpał się jak mógł, próbując oderwać od siebie łapę przynajmniej o głowę mniejszej od niego bestii, która pragnęła go pożreć. Feng Long próbował ugłaskać Starszą, trzymając dystans i starając się jej nie prowokować. Mężczyzna w potrzasku mógł jedynie nasłuchiwać dyskusji, z której nic nie rozumiał, i mieć nadzieję, że wróci tej nocy żywy do swojego domu. Leżało to wyłącznie w gestii dwójki dyplomatów poniekąd walczących o jego życie.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość

cron