Palace Casino
z tematu Zaginiony Ghul (I)
Po przesłuchaniu oraz nakazaniu zdobycia informacji i lokalu przez ghula Alfreda Leneghana, Jima Calabresiego, panowie Leneghan i Morri udali się do jednego z największych kasyn w Lower West Side — Palace Casino. Nazwa miejsca mogłaby być mniej patetyczna, ale bezsprzecznie było to jedno z niewielu większych, bogatszych i bardziej renomowanych kasyn w Chicago. Zawdzięczało to przede wszystkim lokalizacji oraz faktu, że kasyno nie było tylko częścią budynku — nad nim znajdował się również hotel. Żywo oświetlone już z daleka zwracało na siebie uwagę, choć trudno powiedzieć czy słusznie. Trudno byłoby jednak obojętnie przejść od budynku.
Gdy tylko Alfred i Alexander przekroczyli próg ich oczom ukazał się tylko niewielki skrawek bogactwa jaki ten lokal mógł skrywać. Pierwszą rzeczą jaką mogli zrobić było przekazanie okrycia w szatni. Rolę szatniarza pełnił niezbyt wysoki, ale muskularny murzyn w mundurze obsługi kasyna. Pozostawienie odzienia było bezpłatne. Dalej już jednak nie było tak kolorowo, bowiem drugą rzeczą — tutaj już niestety musieli — uczynić, była opłata wpisowego od osoby. Sto pięćdziesiąt dolarów — dla Spokrewnionych nie powinna to być wielka kwota, jednak dla przeciętnego mieszkańca Chicago to co najwyżej połowa, a niekiedy nawet i jedna trzecia rocznych dochodów.
Za nimi w kolejce ustawiła się para — rozchichotana blondynka o kremowej sukience z białym futerkiem oraz przewyższający wzrostem Alexandra mężczyzna, który nawet nie zwrócił na nich uwagi będąc absolutnie skupionym na swej towarzyszce. Po jego zachowaniu bezsprzecznie można było odnieść wrażenie, że najpewniej zechce ją potem zabrać do pokoju hotelowego.
____________________________________
z tematu Zaginiony Ghul (I)
Po przesłuchaniu oraz nakazaniu zdobycia informacji i lokalu przez ghula Alfreda Leneghana, Jima Calabresiego, panowie Leneghan i Morri udali się do jednego z największych kasyn w Lower West Side — Palace Casino. Nazwa miejsca mogłaby być mniej patetyczna, ale bezsprzecznie było to jedno z niewielu większych, bogatszych i bardziej renomowanych kasyn w Chicago. Zawdzięczało to przede wszystkim lokalizacji oraz faktu, że kasyno nie było tylko częścią budynku — nad nim znajdował się również hotel. Żywo oświetlone już z daleka zwracało na siebie uwagę, choć trudno powiedzieć czy słusznie. Trudno byłoby jednak obojętnie przejść od budynku.
Gdy tylko Alfred i Alexander przekroczyli próg ich oczom ukazał się tylko niewielki skrawek bogactwa jaki ten lokal mógł skrywać. Pierwszą rzeczą jaką mogli zrobić było przekazanie okrycia w szatni. Rolę szatniarza pełnił niezbyt wysoki, ale muskularny murzyn w mundurze obsługi kasyna. Pozostawienie odzienia było bezpłatne. Dalej już jednak nie było tak kolorowo, bowiem drugą rzeczą — tutaj już niestety musieli — uczynić, była opłata wpisowego od osoby. Sto pięćdziesiąt dolarów — dla Spokrewnionych nie powinna to być wielka kwota, jednak dla przeciętnego mieszkańca Chicago to co najwyżej połowa, a niekiedy nawet i jedna trzecia rocznych dochodów.
Za nimi w kolejce ustawiła się para — rozchichotana blondynka o kremowej sukience z białym futerkiem oraz przewyższający wzrostem Alexandra mężczyzna, który nawet nie zwrócił na nich uwagi będąc absolutnie skupionym na swej towarzyszce. Po jego zachowaniu bezsprzecznie można było odnieść wrażenie, że najpewniej zechce ją potem zabrać do pokoju hotelowego.
____________________________________
Kolejność wątków |