Otoczenie natury i zwierząt, z dala od zgiełku miasta, tłumów i smrodu, a także polityki Spokrewnionych, było preferowane przez Dzikusów. Zwłaszcza teraz, gdy wszystko wróciło do "normalności" po unicestwieniu charyzmatycznego lidera Gangreli, który próbował zmienić pozycję i oblicze klanu, mieszając się z elitą na czerwonym dywanie. Jednak nawet w minionym okresie przywództwa Indianina, ta więź z naturą u Gangreli wcale nie wygasła, nie została wytłumiona, więc powrót do korzeni był dla przedstawicieli tego klanu bardzo prosty, a z całą pewnością upragniony, niczym powrót do ukochanego domu.
Elias w odpowiedzi na słowa dziewczyny mruknął z uśmiechem potwierdzająco, spokojnie podążając wraz z młodą Spokrewnioną, dając się, przynajmniej w tym momencie, poprowadzić w wyznaczonym przez nią kierunku.
Ostatnimi czasy lubię spędzać jak najwięcej czasu w takich miejscach. Miasto stale się rozrasta i nie wiadomo jak długo będziemy mogli się tą zielenią tutaj nacieszyć, zwłaszcza tymi mniejszymi pasmami leśnymi i parkami, które mogą być bardzo szybko pochłonięte przez tę postępującą urbanizację. — Odpowiedział pewnym, ale zawiedzionym tonem, jakby podrażniony opisanym przez niego stanem rzeczy. Było w tym sporo prawdy. Takie zielone skrawki stopniowo, na przestrzeni lat, zanikały, drzewa wycinano, a na ich miejscach pojawiały się kolejne betonowe place i budynki. Nic więc dziwnego, że Elias miał do nich taki sentyment. Nie był w tym z resztą osamotniony. To samo musiała czuć znaczna większość jego współklanowiczów.
Problemy Rodziny to już nie nasze problemy. Nie ma sensu marnować czasu na tych Spokrewnionych i ich machinacje. — Westchnął ciężko, widocznie zdystansowany od wampirów spoza krwi Gangrel, tak jak większość z resztą. Pośród Dzikusów byli zarówno ci, którzy winili Camarillę za zaistniałą tragedię, jak i ci, którzy z natury pogardzali tą strukturą władzy. Ciężko było powiedzieć których było więcej. Nie mniej, wszyscy oni byli zjednoczeni w tej pogardzie do Sekty, która kreowała jedynie iluzję ochrony swojego gatunku, podczas gdy w rzeczywistości broniła przede wszystkim interesów tych na szczycie Wieży z Kości Słoniowej.
Kuruk dobrze traktował swych pobratymców, być może Nel rzeczywiście zyskałaby u niego kilka punktów, gdyby ujawniła swoją prawdziwą naturę. Ale ten Indianin był w porządku również wobec bezklanowców, przynajmniej tych, którzy mu w żaden sposób nie podpadli. Był to jednak osobnik, który mógł mieć równie dużo wrogów, co sprzymierzeńców, a potencjalne powody chęci jego destrukcji mogły być równie liczne.
Już zmieniło, i to całkiem sporo, jak sama pewnie widzisz. Wszyscy wróciliśmy do naszego dawnego trybu nieżycia, z dala od salonów, intryg i polityki. Tak z resztą jest pewnie najlepiej. Przynajmniej nikt z nas już nie ucierpi tak jak Kuruk. — Wampir podsumował, poniekąd wyrażając aprobatę dla obecnego stanu rzeczy, wierząc że nie pojawi się więcej ofiar polityki Rodziny.
Jak nam wszystkim. Ale Camarilla praktycznie nie ruszyła palcem żeby odnaleźć sprawcę, co świadczy albo o ich nieudolności albo przyłożeniu ręki do tego. Nie wiem co gorsze. — Faktem było, że Gangrele wciąż pragnęły odkrycia tożsamości osobnika, który unicestwił ich lidera. Samotnie jednak trudno było tego dokonać, a skoro nawet Książę i jego agenci Nosferatu napotykali przeszkody w dotarciu do prawdy, to coś było na rzeczy.
Jakie mogą być nastroje, moja droga? Wszyscy się rozpełzli. Ostatnie zgromadzenie, tuż po wieści o śmierci Kuruka, pokazało że wszyscy są po prostu wkurwieni i chcą urwać łeb temu, kto za tym stoi oraz wrócić do starych porządków. To drugie udało się zrealizować, a jeśli chodzi o to pierwsze... cóż, żadnych konkretnych tropów jak na razie nie ma. Chyba że Bernard albo Zora coś znaleźli w międzyczasie, ale pewnie zwołaliby zgromadzenie i by nam o tym powiedzieli. Cała ta sprawa jest cholernie dziwna. Mamy pośród nas najlepszych tropicieli, a mimo to nadal nic nie znaleźliśmy. — Krótko podsumował oczywistą sytuację w klanie oraz niepokojący, dalszy brak postępów w tej sprawie. Wspomniał również o najbardziej zaufanych przybocznych Kuruka, jego prawą i lewą rękę, którzy na tę chwilę zdawali się znajdować na szczycie hierarchii. Można było się zastanawiać czy z biegiem czasu któreś z nich nie zapragnie stać się nowym alfą i zająć miejsce dawnego lidera. Nie należało się tego jednak spodziewać przed wymierzeniem sprawiedliwości zabójcy Kuruka. Irytacja, jaka budziła się w Eliasie w związku z brakiem jakichkolwiek tropów, była widoczna i mocno odczuwalna. Można było się domyślić, że właśnie taki nastrój panował w klanie. To naturalne, że ta nader powszechna niemoc budziła tyle negatywnych emocji.
Ostrożna? To może nie wystarczyć. Ktoś kto miał dość siły, a także sprytu lub wpływów, by po wszystkim tak skutecznie zatrzeć za sobą ślady, musi być cholernie niebezpieczny, a ty jesteś wciąż młoda i niedoświadczona. — Odrzekł z pewną ojcowską troską w głosie, która brzmiała również jak śmiertelnie poważne ostrzeżenie. To naturalne, że chciał chronić swoją Childe przed potencjalną krzywdą z rąk kogoś o wiele silniejszego i bardziej doświadczonego.
Kuruk był twardym skurwielem, może nawet najtwardszym z nas, i jak widać nie powstrzymało to jego napastnika - lub napastników - przed zamienieniem go w kupkę popiołu. Sama nic nie zdziałasz. Jeśli już chcesz się w tym babrać to znajdź kogoś, kto ci pomoże. — Silne ramię i ostry pazur tego Gangrela Indiańskiej krwi były pośród wampirów dość powszechnie znane. W końcu to nie tylko charyzma ustanowiła go alfą Gangreli w Wietrznym Mieście. Nikt nie kwestionował jego siły. Nel z pewnością nie miała wielkich szans w pojedynkę z kimś, kto zdołał pokonać tego Spokrewnionego i musiała zdawać sobie sprawę, że musi najpierw znaleźć wsparcie, by na poważnie zabrać się za to niebezpieczne śledztwo.