Głód wolności i krwi

Prolog | Central | The Loop, spalona kamienica

Głód wolności i krwi

#1
Zbudowany z cegły i kamienia budynek był ofiarą pożaru, a także zapomnienia. Dawniej pomieszkiwali tutaj robotnicy, gospodarując każdą z czterech kondygnacji - biedniejsi nawet zajmowali miejsce na poddaszu. Języki ognia Wielkiego Pożaru dotarły i tutaj, spopieliły częściowo kamienicę, ale nie doprowadziły jej do całkowitej ruiny. Strażacy w ostatnim momencie ujarzmili dziki żywioł, jednak nim ugasł, zwęglił znakomitą część pomieszczeń oraz ludzi.
Kamienicy przygotowano plan naprawy, a także modernizacji podnoszącej poziom komfortu mieszkalnego oraz bezpieczeństwa. Udogodnienia wpłynęłyby wzrostowo na ceny czynszów. Ogień odebrał starym domownikom dach nad głową, natomiast nadzieję na powrót zabrały im zaporowe koszty. Wyglądało na to, że pod przykrywką pomysłu odbudowany mieszkań, miasto uknuło wykurzenie biedoty, aby przygotować lokum bogatszym. Przedstawiciele klasy niższej nie zamierzali potulnie dostosować się do nowej perspektywy. Pomimo zakazów, zajęli spaloną kamienicę, przemocą wyganiając budowlańców, uniemożliwiając rekonstrukcję. Ostatecznie policja przepędziła rozwścieczonych ludzi walczących o swój dom, kilku z obrońców zginęło od postrzałów. Konsekwencje tych wydarzeń nie przyniosły niczego dobrego żadnej ze stron - miasto straciło potencjalnych lokatorów a inwestorzy wycofali swoje wsparcie finansowe, natomiast pierwotni mieszkańcy zasiedlili slumsy lub stali się bezdomni. A kamienica trwała dalej, z przylegającymi do niej rusztowaniami kojarzącymi się z prętami celi skazańca.
Fasadę kamienicy szpeciły rozległe ślady zwęglenia, w niektórych miejscach ściany nosiły spore przedarcia powstałe od uderzeń młotów wyburzeniowych. Główne wejście było częściowo zablokowane gruzem, sensowniejszą drogę do wnętrza stanowiły rusztowania, z ich poziomu dało się przeskoczyć otwory po oknach, aby znaleźć się w środku. Korytarze prowadzące do opuszczonych mieszkań przypominały muzeum, bowiem kroczący po zgliszczach miałby okazję przyjrzenia się rzeczom pozostawionych przez lokatorów, których ogień strawił połowicznie. Resztki nadpalonych mebli, stopione lalki, groteskowo omglone fotografie, spalone książki, okopcone cegły i przeżarte deski. Być może nawet ciała. Każdy krok tutaj stanowił niebezpieczeństwo, w szczególności na wyższych piętrach, gdyż osłabiona konstrukcja groziła zawaleniem. Fragmenty zerwanego dachu pogrzebały poddasze. Najlepiej zachowała się piwnica pod postacią ciasnych przejść do składzików mieszkańców, zamykanych drzwiami utworzonych z drewnianych belek. Największym pomieszczeniem była niedziałająca kotłownia, w której ulokowano tapczan i prowizorycznie zmajstrowane biurko.
Sporadycznie gnieździli się tutaj bezdomni, nie tylko pod postacią trzody, ale również bezklanowców. To oni głównie tutaj rezydowali, traktując to miejsce jako tymczasową kryjówkę. Bydło omijało to miejsce, ponieważ cieszyło się ono wyjątkowo ponurą renomą. Najbardziej zdesperowani nędzarze decydujący się na nocowanie tutaj zazwyczaj stawali się kolację Pariasów.




Johnston spędził w piwnicy ruiny tydzień i kilka nocy. Przyprowadził go tutaj James Greer, który zamknął żółtodzioba pod kluczem jak zwierzę i okazjonalnie wyprowadzał na spacery, bo inaczej nie dało się nazwać nadzorowanych przechadzek. Przynajmniej wnosiły one coś do zagmatwanej egzystencji Noaha, ponieważ dzięki nim uczył się darów, jakie oferowała Bestia. Ani nadprzyrodzone moce, ani wizja nieśmiertelności czy nadzwyczajnej przewagi nad śmiertelnikami nie przekonała balsamistę do zaakceptowania swojego stanu. Gardził on sobą, innymi wampirami i modlił się o ratunek.
Który nigdy nie nastąpił.
Głód krwi był znacznie gorszy od postępującego zamarzania wywołanego odmawianiem przyjęcia pokarmu. Pragnienie krwi przynosiło szaleństwo pod postacią niekontrolowanych zrywów ciała, jakoby zmuszających do rzucenia się na potencjalnego żywiciela. Towarzyszące temu natarczywe, dzikie myśli podsuwające wizje rozkoszy w akcie spożywania vitae jedynie zachęcały do skrzywdzenia żywych. Noahowi trudno było się opanować, wiedział, że przegrywał walkę z wewnętrznym potworem i musiał wypić krew. Zdesperowany polował na szczury, jednak gryzonie skutecznie czmychały przed nim, a te upolowane przynosiły tylko chwilową ulgę.
Fantazjował o krwi, jednocześnie bojąc się tego, co nastąpiłoby z pierwszym łykiem.
Mężczyzna przeżywał również inny rodzaj katuszy. Zamartwiał się o swoją rodzinę, która mogła zgłosić jego zaginięcie. Bał się również faktu, że James, egzekwujący bezdusznie sformułowane Tradycje, uśmierciłby najbliższych swego wychowanka w celu dochowanie tajemnicy istnienia nieumarłych.
Musiał się wydostać. Natychmiast. Zaraz.
Czekanie urozmaicał modlitwą do boga, rysowaniem węglem po w miarę czystych powierzchniach, zbudowaniem biurka ze złomu, rozmyślaniem naukowym, lecz była to czynność rozpraszająca uwagę od faktu bycia uwięzionym. Noah wiedział, że jeżeli jego mistrz się wkrótce nie pojawi, rzuci wyzwanie temu miejscu i spróbuje uciec. Czekał, tracąc cierpliwość.

Re: .Głód wolności i krwi

#2
Image
Sytuacja, w jakiej znajdował się Noah, była mniej niż niekomfortowa. Co prawda było to lepsze, znacznie lepsze, niż koszmar, jaki przetrwał na początku swej drogi jako nieumarły, ale patrząc na szerszy obraz, była to marna pociecha w obliczu tego, czym się stał i jak przyszło mu teraz egzystować. Był na łasce innego, starszego i doświadczonego Spokrewnionego, który starał się przygotować i przystosować Johnstona do nieżycia. Jakkolwiek brutalne były metody Jamesa, służyły one temu, by młody żółtodziób ostatecznie mógł zacząć samodzielnie kroczyć przez mrok. Było to oczywiście trudne, gdy ten stale się opierał i nie potrafił się pogodzić ze swoim losem. Fakt, że ten był wciąż przywiązany do swojej śmiertelnej rodziny tylko utrudniał cały proces.
Noce dłużyły się, a rosnący głód sprawiał, że każde kolejne godziny były coraz trudniejsza do zniesienia. Bycie zamkniętym w piwnicy niczym zwierzę było upodlające i budziło wiele wątpliwości w umyśle młodego wampira. Mógł się zastanawiać, czy rzeczywiście to wszystko było to dla jego dobra, czy raczej przede wszystkim dla dobra jego przybranego mentora i innych jemu podobnych. Jakby nad tym głębiej pomyśleć, to łatwiejsze byłoby jego unicestwienie, więc fakt, że ktoś wziął go pod swoje skrzydła i wkłada wysiłek w jego przystosowanie do egzystencji jako drapieżnik.
Burzę myśli rozdrażnionego, niecierpliwego żółtodzioba w którymś momencie zaburzył dźwięk kroków za drzwiami. Jego modlitwa została wysłuchana. Drzwi do piwnicy otworzyły się, a do środka wkroczył James Greer. Przeciągnął dłonią po swoich włosach podchodząc do Noaha. Wcisnął obie ręce w kieszenie swojej marynarki i, mrużąc oczy, przyjrzał mu się dokładnie.
ImageChujowo wyglądasz, stary. Kiedy ostatnio jadłeś? — Spojrzał z politowaniem na swojego ucznia, po czym wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapałki. Płynnym ruchem wysunął jednego i objął go ustami, po czym go odpalił, natychmiast po tym wygaszając zapałkę szybkim ruchem ręki. To nie był pierwszy raz, kiedy Johnston widział swojego mentora palącego papierosy, ale wciąż nie rozumiał czemu to robi, skoro według tego co mówił, wewnętrzne organy wampira były martwe. Nie miał wcześniej odwagi spytać. Na widok płomienia poczuł delikatne, nieprzyjemne ukłucie gdzieś w środku.
ImageGłodem ci z oczu patrzy. Chyba czas żebyś wreszcie pokazał, że potrafisz się samodzielnie pożywić. Od tego zależy twoje być albo nie być. Im dłużej będziesz się opierał, tym gorzej będzie dla ciebie, bo póki nie udowodnisz, że jesteś w stanie o siebie zadbać, będziesz tu siedział i żarł szczury. — Kontynuował, gestykulując przy tym, wymownie wskazując palcem na mężczyznę. Jakkolwiek perspektywa żywienia się ludźmi nie podobała się Noahowi, tak prędzej czy później musiał się przełamać chcąc uzyskać jakąkolwiek swobodę. Stałe przebywanie w tej piwnicy mu nie służyło i wiedział, że długo w taki sposób nie wytrzyma. Greer poprawił swoją marynarkę, przyglądając się swojemu podopiecznemu.

Re: .Głód wolności i krwi

#3
Jamesowi pierw towarzyszył dźwięk. Odgłos kroków wzmacniał się z każdym następnym postawionym na spopielonej podłodze, rozbrzmiewał niczym zapowiedź okropnych wieści. Przedzierających się przez zgliszcza z bezwzględną skutecznością, których nadejście poprzedzało parzące napięcie. Noah wzdrygnął się. Chociaż chciał spotkać się z mistrzem, to jednocześnie bał się rozmowy z nim, gdyż wiedział, że to paktowanie z diabłem. Greer otworzywszy drzwi i przemówiwszy, odpalił papierosa, zarazem przez ułamek sekundy pokonując ciemność piwnicy. Za każdym razem, gdy zaciągał się dymem, potęgował żar, a wraz z nim wzmagało się mdłe światło. Przypominało to siłowanie się z mrokiem.
Noah zanim odpowiedział, siłował się z własnym złem pod postacią Bestii. Wulgarny ton wypowiedzi mentora wzburzał młodego spokrewnionego, prowokowała go bezczelność mistrza i drażniąca przepaść pomiędzy nimi. Jeden panował, zaś drugi musiał się podporządkować. Taka kolej rzeczy podsycała żar, który spopielał cierpliwość żółtodzioba w taki sam sposób, jak nauczyciel spalał papierosa.
— Boże, dziękuję ci za te próby wiary. Naprawdę mnie miłujesz, skoro stawiasz mnie przed nimi! — Johnston odrzekł rozjuszonym głosem, otwartą dłonią wskazał na otoczenie w geście pokazania niedogodności, do których również wliczał się James. Młody wampir w nieoczywisty sposób zażartował sobie ze starszego, by podnieść siebie na duchu.
Istotnie, głód patrzył oczami Noaha. Ich spojrzenie skupiło się na gangsterze, bowiem spoglądała na niego również spragniona Bestia. Dwie istoty obserwowały uważnie przybysza, który przedstawił surowe warunki wyjścia z odmętów piwnicy spalonej kamienicy. Parias musiał udowodnić, iż potrafił samodzielnie zapolować.
— Rozumiem. — odpowiedział po chwili zastanowienia. Po wypowiedzeniu szorstkiego potwierdzenia, wstał, otrzepał ubranie z kurzu. Zaczął mozolnie zamykać guziki płaszcza. W czasie tej czynności przemówił:
— Ale wiesz, co się ze mną dzieje, gdy spożywam z ludzi. — zawahał się. Perspektywa przyjmowania vitae śmiertelników dalej go przerażała. Nie chciał krzywdzić, aby egzystować.
Zbliżył się do mentora.
— Przeklęte wizje wypełniają moją głowę. Wraz z krwią pochłaniam coś jeszcze. Przedostają się cudze myśli, wspomnienia, James. Pamiętasz, co się stało ostatnim razem? — zapytał retorycznie, ton zdradzał strach. — Błagam, James, nie każ mi pić z ludzi samodzielnie. Jestem wtedy nieobliczalny, ktoś musi mnie pilnować, inaczej mogę przekroczyć granicę, z której już nie będzie powrotu.

Re: .Głód wolności i krwi

#4
Image
Wampir prychnął i zaśmiał się lekko, kręcąc przy tym głową z uśmiechem, gdy żółtodziób skierował modły do swojego bóstwa, strącając jednocześnie popiół wiszący na końcu papierosa, który lada moment oderwałby się samodzielnie.
ImageNie żebym zabraniał ci wierzyć w twojego Boga, ale rozejrzyj się dookoła, spójrz na siebie, przypomnij sobie z czego cię wyciągnąłem. Naprawdę uważasz, że to on zgotował ci taki los? — Znów prychnął, tym razem nieco pogardliwie, unosząc wzrok i patrząc po ścianach przez chwilę, by w końcu znów nawiązać kontakt wzrokowy.
ImageMusiałby być niezłym sadystą, żeby skazywać ludzi na coś takiego. Nie, to nie Bóg przemienił cię w potwora i zagwarantował ci egzystencję w wiecznym mroku, tylko ten psychopata, z którego stołu cię ściągnąłem. — Jakkolwiek brutalnie to brzmiało, to było trochę sensu w tym, co mówił nauczyciel Noaha. Każdy jednak musiał w coś wierzyć, zwłaszcza gdy zanikała nadzieja i pozostawała tylko ciemność. Młody wampir trzymał się tego, co dawało mu nadzieję i pomagało mu zachować, przynajmniej w pewnym stopniu, zdrowe zmysły.
Greer przyglądał się jak jego podopieczny wstaje i poprawia swoją nieco wynędzniałą aparycję przez pozbycie się przynajmniej części pokrywającego jego ubranie brudu. Wysłuchał go z uwagą i pewnie odpowiedział.
ImageMówię ci po raz kolejny, każdy Spokrewniony musi nauczyć się korzystać ze zdolności, jakie otrzymał wraz z Przemianą. To co ty nazywasz przekleństwem będzie nim tylko tak długo, jak nie nauczysz się kontrolować i robić z niego użytku. — Ta rozmowa miała miejsce wcześniej przynajmniej parę razy, jednak Noah wciąż był zbyt oporny, by dać się przekonać. Wciąż pełen obaw przed obcymi wizjami i własnymi reakcjami na nie, opierał się pożywianiu ze śmiertelników.
ImageJeśli chcesz przetrwać, musisz przede wszystkim zaakceptować to czym jesteś i zrobić coś pożytecznego z talentami, jakie uzyskałeś, zamiast wzbraniać się przed nimi. Ta nędza do niczego cię nie zaprowadzi, a może jedynie ukrócić twoją nieśmiertelną egzystencję. — Akceptacja tej nowej, nieumarłej natury nie była łatwa. Wszakże Johnston był teraz potworem, krwiopijcą, drapieżnikiem. Nie był to jednak zły sen, z którego miał się przebudzić, a rzeczywistość, jego rzeczywistość, jego życie, czy raczej nieżycie.
ImageTakże weź się w garść, bo wciąż masz coś, czego wielu podobnych tobie straceńców nie ma; szansę, by zdobyć w tym mieście reputację. Wciąż jesteś świeży, prawie nikt cię tu nie zna, a to daje ci pewne możliwości. Twoja egzystencja stanie się nieco łatwiejsza, jeśli zyskasz przychylność lokalnych ważniaków. No ale zanim będziesz miał do tego okazję, musisz wziąć się za siebie i porzucić strach przed tym, co będzie dla ciebie codziennością. — Żółtodziób mógł łatwo wywnioskować, że James mówiąc o ważniakach miał na myśli wpływowych Spokrewnionych. Perspektywa współpracy z potworami, które egzystowały dziesiątki, jak nie setki lat, które kto wie, czy zachowały jeszcze cokolwiek z człowieczeństwa, nieszczególnie napawała optymizmem. Z drugiej jednak strony, skoro miał przed sobą potencjalnie wieczność, to wypadałoby coś z nią zrobić. W pierwszej kolejności musiał wpierw pogodzić się z dręczącymi go przy żywieniu wizjami. James dość dosadnie wyjaśnił mu w końcu wcześniej, że wampiry żywiące się wyłącznie zwierzętami są traktowane z pewną pogardą. Oprócz tego była też oczywista spora niedogodność dla polującego drapieżcy.
ImageTa twoja przypadłość, te wizje... To się może naprawdę przydać. — Spokrewniony pokiwał głową z pewną aprobatą.
ImageJeśli jesteś w stanie coś konkretnego z nich wyciągnąć, to mógłbyś okazać się użyteczny dla niejednego Spokrewnionego w mieście. Przynajmniej dla tych z nich, którzy nie potrafią manipulować umysłami. Mhm. — Greer widział klątwę Johnstona jako narzędzie, użyteczne narzędzie, które ten mógł wykorzystać na swoją korzyść, jednak dopiero gdy zdoła je zrozumieć i zapanować nad sobą.
ImagePowinniśmy to przetestować. Będzie dwa w jednym; najesz się i przestaniesz wyglądać jak nędza, a przy okazji może opanujesz te swoje zdolności i zobaczy się co można z nich wykrzesać. Masz do wyboru to, albo siedzenie tu i gnicie w syfie jak niedołęga. — Mimo iż strach wciąż targał młodym wampirem, tak doskonale wiedział, że nie chciał spędzić w tym miejscu ani minuty dłużej. Może jednak warto było posłuchać rad swojego mentora? Każda droga wydawała się lepsza od siedzenia w piwnicy i żywienia się gryzoniami.

Re: .Głód wolności i krwi

#5
Uczeń nie spodziewał się reakcji nauczyciela, gdy został poruszony Bóg. Starszy kpił sobie z wiary żółtodzioba, zduszał w zarodku koncepcję nadrzędnej mocy panującej nad rzędami duch, sprowadzając nieszczęścia młodego wampira do brutalnie przyziemnego pragmatyzmu. Noah odniósł wrażenie, iż James zawiódł się na wierze, zapewne traktując ją jako przejaw naiwności. Coś musiało złamać jego ducha, skoro porzucił drogę do zbawienia.
— Hiob przeżywał męki, ale ostatecznie wytrwał w wierze. Zamierzam pójść w jego ślady — stwierdził krótko, ale szczerze. Nie miał sił na rozstrzyganie dylematu czy Bóg istniał, poza tym nie zamierzał na siłę wmawiać gangsterowi, że zbłądził.
Balsamista żwawiej poprawiał swój wygląd, pozbywając się brudu z ubrania i odsłoniętej skóry. Wyglądał tragicznie, długie przesiadywanie tutaj w żaden sposób mu nie służyło. Balansował na cienkiej linie, utrzymywanie równowagi stawało się trudniejsze, a podszepty Bestii intensywniejsze. Nawet teraz, pomimo nieakceptowania nowej formy egzystencji i uważanie jej za przejaw woli szatańskiej, mężczyznę kusiło, aby rzucić się na mentora. Zaspokojenie osobistych żądz, w szczególności głodu, zdawało się właściwym postępowaniem z perspektywy podszeptów wewnętrznego potwora, gnieżdżącego się w dotkniętym klątwą jestestwie. Noah nie musiał przeżyć wieku, żeby uzmysłowić sobie szkodliwość takiego postępowania, a James gadał o kontrolowaniu tego. Najgorsze, że miał słuszność, ponieważ wampiryzm wymagał przebierania w decyzjach wątpliwych moralnie, aby wyłonić taką, która i tak zaszkodzi, lecz przynajmniej minimalnie. Chora perspektywa.
— Rozumiem. Racjonalizacja. Jeśli chcemy utrzymać zdrowe zmysły i nie oszaleć z powodu krzywdzenia niewinnych, musimy sobie wmówić, że to ma jakiś zasadny cel. Kontrolowanie brzmi górnolotnie, właściwie lepszym słowem byłoby hamowanie popędów. Bo to właśnie czuję, popęd do przebudzenia mych złowrogich mocy i pożywienia się — nieświadomie uniósł głos, kiedy mówił o zwierzęcej naturze spokrewnionych. Nie podobała mu się ta perspektywa i dalej był oporny. — A dowcip polega na tym, że i tak muszę pić krew ludzi, aby powstrzymać się od uczynienia im większej krzywdy. Stać się wyrachowanym i metodycznym, jak wy to nazywacie, łowcą. Istotnie, bez wmawiania sobie powodów do zbrodni, można oszaleć. Alienista z wypiekami na twarzy zbadałby nasz gatunek, nie ma co do tego wątpliwości. — Zakończył pochmurnie, jedocześnie kończąc doprowadzanie się do względnego porządku.
— Załóżmy, że masz rację. Mam szansę zdobyć reputację, lecz i tutaj pojawia się problem — na temat dotyczący przetrwania w politycznym środowisku Noah zareagował na tyle trzeźwo, na ile pozwalał mu głód. — Te Tradycje, o których mi mówiłeś w poprzednich nocach, zakładają, że należy mnie uśmiercić, gdyż stałem się wampirem wbrew woli jakiegoś, jak to określiłeś, ważniaka. Od samego początku jestem skazany na zagładę — ostatnie zdanie wywołało smutek na twarzy żółtodzioba. Jego słowa były emocjonalne, bał się śmierci. — Jestem na twojej łasce... — podsumował gorzko.
Balsamista pojął, że znalazł się w grze, której reguły ustalono wieki temu. Przetrwanie wymagało od niego wzięcia udziału w teatrze grozy, założenia maski śmiertelnika, by jak wilk wybierać owcę na pożarcie. Ale które życie było wartościowsze od innego? Noah nie był sędzią, a jednak musiał wytypować ofiarę, uznać, że to właśnie ona zasili jego egzystencję na kolejne noce, a także przekaże część siebie. Przypadłość Noaha pochłaniała ducha żywiciela, każdy łyk krwi odbierał jego cząstkę oraz scalał ją z krwiopijcą. Co, jeżeli wampir nie tylko pij vitae, ale istotnie pochłaniał także dusze? Potworność. Albo, po prostu, oszalał.
— Mój wybór jest oczywisty i jedyny: zapoluję, bo nie ma innej opcji. Bezczynność metodycznie mnie pożera, kawałek po kawałku. Nie chcę więcej zatracać się w szale, to okropne — wspomnienia o furii zmroziły krew w żyłach Johnstona. — Muszę wziąć udział w tej zbrodni, zapewne inaczej nie odzyskam wolności.
Przez moment zamyślił się.
— No i jestem ci dłużny, jakkolwiek trudno jest mi to przyznać. Inspirując się twoim zimnym tokiem rozumowania, pewnego dnia będę musiał się spłacić. Niech będzie, ruszajmy na polowanie. Tylko jak mam się za to zabrać? Skąd mam wiedzieć, który człowiek ma stać się moim dawcą?

Re: .Głód wolności i krwi

#6
Image
Jakby się głębiej zastanowić, to egzystowanie przez dziesiątki lat jako nieumarły, żywiący się ludzką krwią potwór może skutecznie odebrać wiarę w jakiekolwiek bóstwa. Chociaż możliwym jest również to, że to kwestia oddalania się od człowieczeństwa i tego, co wiązało wampira z jego śmiertelnym życiem. Greer był jednym z tych, którzy żyli znacznie dłużej, niż przeciętny człowiek, więc z pewnością sporo widział i sporo przeżył, zwłaszcza jako Parias.
ImageAlbo opanujesz te popędy, albo zginiesz. Jeśli nie wykształcisz w sobie tej silnej woli, to prędzej czy później zrobisz coś głupiego, od czego nie będzie odwrotu, a szeryf utnie ci łeb, zanim zdążysz się wytłumaczyć i błagać o drugą szansę. — James się nie cackał i przedstawiał młodemu rzeczywistość taka, jaką była, bez ubierania tego w ładne słowa. Wampirza egzystencja była brutalna i niebezpieczna, gdzie każdy musiał dostosować się do obowiązujących reguł, by przetrwać i móc korzystać ze swojego daru nieśmiertelności.
ImageJesteś pod moją opieką i protekcją. Tak długo jak będziesz robić co się do ciebie mówi i pokażesz, że - w najgorszym przypadku - jesteś nieszkodliwym pomiotem trzymającym się na uboczu, lub - w najlepszym - udowodnisz swoją przydatność w ten czy inny sposób i pokażesz, że warto dać ci szansę na rozwój, wszystko będzie w porządku. Jasne? — Niezależnie od tego jak bardzo Noah mógł nie lubić swojego mentora i jemu podobnych, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to dzięki niemu w ogóle może zaistnieć, lub przynajmniej istnieć we względnym spokoju. Oczywiście, zagrożenie istniało, gdyż każde jego potknięcie mogło oznaczać koniec. Był świadomy jak bardzo musi uważać, jeśli chce kontynuować swoją egzystencję.
ImageŚwietnie, to chciałem usłyszeć. — Odpowiedział z aprobatą na wybór żółtodzioba, kiwając nieznacznie głową i powoli kończąc swojego papierosa.
ImageO ile jakimś dziwnym trafem nie odziedziczyłeś ułomności Arystokratów, a jest to raczej mało prawdopodobne, to kwestia wyboru ofiary zależy całkowicie od ciebie, tak jak i forma polowania. — Dopalił papierosa, rzucił go na ziemię i zdepnął, by wygasić go całkowicie. Teraz jego ręce były wolne, więc wcisnął jedną w kieszeń spodni, by prawą gestykulować w trakcie dalszej przemowy.
ImageMusisz zastanowić się co jest twoją mocną stroną. Możesz zrobić to siłowo, znajdując jakiegoś samotnika na uboczu, możesz człowieka zagadać, czy nawet uwieść, a potem odciągnąć na bok, gdzieś w bezpieczne miejsce i do dzieła. — Kończąc zdanie rozłożył ręce w geście, jakby było to tak proste jak posmarowanie i zjedzenie kromki chleba. Być może brzmiało to prosto, ale w umyśle Johnstona wcale takie nie było. Musiał jednak pomyśleć nad tym jaką strategię obierze, gdyż leżało to w jego gestii. Wiedział, że James go nakieruje na właściwą drogę, ale nie będzie prowadzić go za rękę. Oczekiwał od młodego samodzielności, więc musiał się nią wykazać.

Re: .Głód wolności i krwi

#7
Noahowi wydawało się, że wyczerpał tematy do rozmowy i aktualnie większość spraw została przedyskutowana. Jedynie, co go ciekawiło to historia Jamesa, który sprawiał wrażenie wpływowego członka Camarilli. W jaki sposób osiągnął wysoki poziom w hierarchii, skoro sam należał do klanu Straceńców? Być może tylko stwarzał wrażenie respektowanego, a tak naprawdę był psem na posyłki silniejszych od siebie? Chociaż, jeżeli byłoby tak, z taką pewnością nie stwierdziłby o immunitecie do Trzeciej Tradycji. Dlaczego Pariasi, jako wyrzutki w społeczeństwie nieumarłych, mieli aż taki przywilej? Coś się tutaj kupy nie trzymało i gdzieś był haczyk.
Johnston przez zmrużone oczy lustrował mistrza, nie potrafiąc ukryć podejrzliwości. Wyglądało to komicznie, otyły tanatopraktor zupełnie nie potrafił zamaskować swoich intencji, które odciskały piętno na mimice twarzy. Przebiegłość nie była mocną stroną żółtodzioba, czytało się z niego jak z otwartej książki. James bez trudu mógłby stwierdzić, że jego uczeń nie kupił wszystkiego, co zostało powiedziane o protekcji.
Podejrzliwa mina stała się zestresowaną miną, kiedy Greer wymienił z lekkością sposoby polowania, żaden z nich nie przypadł do gustu uczonego. Rozwiązanie siłowe było niemoralne, krzywdzące i ryzykowne. Zagadanie do człowieka także zdawało się przedziwne, nawet głupie. Kto zaczepia człowieka na ulicy o tak późnej porze? Chyba tylko bandyta. To nie czas o pogawędkę, kiedy każdy zapewne śpieszył się do domu. Uwodzenie? Przecież Noah miał żonę! Każda propozycja pogwałcała styl bycia Noaha. Postanowił wybrać coś paskudnego, obrzydliwego, ale zarazem najmniej ryzykownego.
Aktywował dyscyplinę wyostrzającą zmysł dotyku, sprawnym ruchem wyciągnął portfel. Pstryknięciem palca strzepał robaczka pełzającego po materiale, a następnie zręcznie przeliczył pieniądze. Było ciemno, więc postanowił posłużyć się mocą, która nie wzmagała w nim głodu, a ułatwiała życie.
Sądzę, że — jego ton stał się wstydliwy, sprawa go niesamowicie krępowała — można podejść do sprawy humanitarnie. Wydaje mi się, że najlepszym sposobem na bezpieczne żywienie jest skorzystanie z usług... Profesjonalistki — długo szukał słowa, ażeby nie powiedzieć: kurwa. — Ja jej zapłacę, udając, że chcę odbyć stosunek seksualny — nieświadomie zaczął bawić się obrączką. — Podgryzanie byłoby wtedy... Częścią zabawy. Miałbym okazję, no wiesz... — zakończył zdenerwowanym jąkaniem.
— Nie wiem tylko, gdzie się znajdują takie przybytki. Wskażesz drogę, James? — Natychmiast uznał, że ktoś taki, jaki Greer znał lokalizacje burdeli w mieście.

Re: .Głód wolności i krwi

#8
Image
Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Istniała możliwość, że na rozwianie mgły tajemnicy przyjdzie kiedyś czas, ale w tej chwili najważniejszym było postępować według instrukcji i nie zadawać zbyt wielu pytań. A może właśnie należałoby pytać? Noah był w sytuacji, gdzie nie wiedział do końca jak się zachować, na ile mógł sobie pozwolić.
ImageHmm. — James mruknął w odpowiedzi na pomysł młodego Spokrewnionego, myśląc przez kilka sekund, by następnie pokiwać głową. Wszystko wskazywało na to, że mentor młodego Pariasa zaakceptował jego pomysł, a to był dobry znak.
ImageJeśli cię stać, to czemu nie, jest to jakaś opcja. — Chwała. Johnston miał swobodę w tej decyzji i mógł uniknąć pogwałcenia własnych zasad, czy w ogóle uczynienia czegoś nieludzkiego. Na szczęście wciąż miał ze sobą gotówkę i mógł bez problemu za takie usługi zapłacić.
ImageNa dobrą sprawę nie ma potrzeby latać do burdelu. Sam znam kilka dziewczyn w okolicy, które mogą się nadać. — Spojrzał na zegarek, a następnie na Noaha, wskazując na niego palcem.
ImageDobra, ty, ja, idziemy. Muszę tylko zahaczyć o budkę telefoniczną. — James ruszył do wyjścia, a Johnston podążył za nim, nie mogąc doczekać się, by znów zobaczyć miasto i ludzi.
...
Po chwili Johnston znów mógł zobaczyć cywilizację. Nareszcie, powierzchnia. Ulice, budynki, światło latarni, a także zajmujący się swoimi sprawami śmiertelnicy, podążający uliczkami, czy jadący automobilami wzdłuż drogi. Czas spędzony w piwnicy zawsze zdawał się być wiecznością, a otoczenie po wyjściu wydawało się czasami obce. Jednak to uczucie z czasem coraz szybciej mijało, gdy Noah zaczął przyzwyczajać się do tego trybu nieżycia, będąc wyprowadzanym raz na jakiś czas.
ImageWszystko dobrze tam z tyłu? Jeszcze kawałek. Zaraz za rogiem jest knajpa, stamtąd zadzwonię. — Greer, idąc cały czas przodem, odezwał się po przejściu ze swoim podopiecznym paru przecznic, kiedy ten mógł się nacieszyć znów tą namiastką wolności, obserwując oświetlone ulice, po których co jakiś czas przejeżdżał jakiś automobil. Minęli razem kilka budynków mieszkalnych, gdzie w większości okien było ciemno, oraz sklepów, które o tej godzinie były dawno zamknięte, a po drodze również kilkoro przechodniów, którzy raczej nie sprawiali wrażenia takich, co mieli zapisać się w pamięci.
ImageJeśli sobie dzisiaj poradzisz, to może piwnica przestanie być konieczna. — Rzucił, dając młodemu iskrę nadziei na rzeczywistą swobodę. Nawet jeśli miałby przesiadywać z pozostałą bandą Pariasów, to byłoby to lepsze, niż odosobniona egzystencja pod ziemią.
ImageWszystko zależy od ciebie. — Dodał, dając jasno do zrozumienia żółtodziobowi, że od tego jak wypadnie zależy jak mocno popuści mu łańcucha. W jego interesie było tego nie schrzanić.

Re: .Głód wolności i krwi

#9
Marsz ulicami miasta wydawał się niezwykły. Nadprzyrodzona powłoka Noaha nie reagowała na warunki pogodowe jak żywe ciało, a zmysły przyciągały odmienne bodźce. Ludzkie. Każdy mijany przechodzień sprawiał, że Noah skupiał na nim swój wzrok, instynktownie oceniając jego przydatność. Jeżeli była ona zdatna, jeśli osobnik wydawał się zdrowy, młodemu spokrewnionemu wysuwały się kły nieznośnie drażniące język. Dźwięk, jakże był on irytujący! W tym krótkim momencie, kiedy śmiertelnik przechodził obok niego, wychwytywał uchem tętno. Rytmiczne brzmienie wypalało się w jaźni niczym majaki. Noah słyszał je ciągle, tak jakby samo serce Chicago biło przy jego uchu. Zaskakujące było to, jak trudnym zadaniem okazywało się skupiać na elementach otoczenia: ulicach, automobilach, kamienicach. Tak jakby świat przeistoczył się w ogromny rozpraszacz uwagi, irytujące tło blokującym przed jedynym sensem: krwią. Chicago zalatywało juchą, zaś Noah fantazjował o wgryzieniu się w zdrową tkankę i pasożytowania na niej do chwili wyżłobienia ostatniej kropli. Był rakiem przemieszczającym się po arteriach organizmu metropolii.
Zepsuciem.
Dopiero pytanie Jamesa obudziło Noaha z niebezpiecznego stanu. Głód doskwierał, nie było łatwo.
— Jakoś się trzymam — odpowiadając, mocno przetarł oczy. — Powiedz mi proszę, co dzieje na mieście? Dawno nie trzymałem w rękach gazety.
Zagaił przyziemny temat. Przez ostatni tydzień mężczyźni rozmawiali wyłącznie o konsekwencjach Spokrewnienia, bycia członkiem Rodziny oraz nauce drogi wampiryzmu. Nie mieli okazji poznać się jak ludzie. Poza tym Noah chciał odciągnąć myśli od krwiożerczych popędów.
— Muszę sobie poradzić — stwierdził zmartwionym głosem. — Mam obowiązki rodzicielskie i muszę wrócić do pracy. Odpowiadam za dom pogrzebowy, a także personel. Prowadzę również szkolenia, mam za dużo do stracenia, żeby teraz się poddać. James, ja mam życie i nie zamierzam z niego rezygnować — dokończył z większą pewnością siebie.
Mocne zakorzenienie w codzienność przywracało ład psychiczny w Johnstonie. Ciążyły na nim powinności, nie mógł tak po prostu odpuścić, nie chciał. Dalej traktował siebie jak człowieka rodziny, dalej wierzył w przyszłość, że byłby w stanie wszystko wyprostować. To zapalało w nim wolę walki przeciw Bestii i alienacji.
Żywił nadzieję.
— Od ciebie również. Rozdajesz karty, mój drogi. — Zaznaczył, gdyż tylko ślepiec nie zauważyłby patologicznej relacji pomiędzy wampirami.
— A tak, poza tym, nie wspominałeś jak zarabiasz na życie. Co robisz, kiedy nie musisz pojedynkować się z własnymi demonami? — zapytał z ciekawością, wracając do przyjemniejszych tematów.

Re: .Głód wolności i krwi

#10
Image
Jakkolwiek niewarci uwagi, mijani śmiertelnicy, a przynajmniej kilkoro z nich, z pewnością byłoby doskonałą przekąską. Noah wybrał jednak inną drogę, która nie wymagała agresywnego targnięcia na ludzką cielesność. Nie oznaczało to jednak, że nie miał kłopotów z hamowaniem swoich instynktów. Bijące serca i pulsujące żyły zwracały jego uwagę. Na szczęście, mimo trudności, mimo pokusy, wciąż mógł się kontrolować.
ImageCo się dzieje? To co zwykle. Potyczki; mężczyźni przeciw kobietom, kapitaliści przeciwko robotnikom, biali przeciwko czarnym, włosi przeciwko irlandczykom, i tak dalej. Nie ma co się spodziewać, że wiele się zmieni w najbliższym czasie. Mamy nadal sufrażystki, Ku Klux Klan, ruchy robotnicze i co nie tylko. Ciągle coś się dzieje. A, zapomniałbym, jest jeszcze prohibicja. Ktoś kręci na tym niezły interes. — Idąc wzdłuż ulicy spokojnym krokiem, James udzielił swojemu podopiecznemu wyczerpującej odpowiedzi. Rzeczywiście, nie zmieniło się wiele, o ile w ogóle doszło do jakiś zmian. Wciąż ten sam syf.
Na kolejne słowa Noaha, wampir pokręcił wymownie głową i parsknął pod nosem. Trudno było powiedzieć, czy coś go bawiło, czy był jakkolwiek zawiedziony. Może było to jedno i drugie.
ImageBłąd. Miałeś życie. Nie wrócisz do niego, chyba że chcesz ryzykować egzystencję swoją oraz ludzi, którzy byli twoją rodziną. Nie ukryjesz przed nimi tego, czym jesteś, a prędzej czy później któryś z ogarów Szeryfa, lub nawet on sam, wpadnie na twój trop. Możesz mi wierzyć, że nie chcesz, by ten trop zaprowadził go do śmiertelników, do których jesteś przywiązany. No ale, zrobisz jak uważasz. Okaże się, czy masz trochę rozsądku, czy wolisz uczyć się na własnych błędach. — Gdy Greer wspomniał o Szeryfie, który ponoć nie pałał sympatią do pariasów, zabrzmiało to jak poważne i śmiertelne ostrzeżenie. Odnowienie kontaktów ze śmiertelną rodziną Johnstona, po słowach Jamesa, zdawało się bardzo ryzykowne, aczkolwiek nawet mimo realnego zagrożenia, jakie Tradycje Camarilli tworzyły dla planów Noaha, ten póki co mógł mieć problem z zaakceptowaniem faktu, że nie będzie mógł do nich wrócić. Co z jego życiem? Pracą? Rodziną? Miałby to wszystko po prostu porzucić?
ImageMam swój biznes, i tyle ci powinno na razie starczyć. — Opiekun pariasów odpowiedział chłodno na próbę zajrzenia do jego kieszeni przez żółtodzioba. Nie minęła dłuższa chwila, a Greer wyciągnął i odpalił kolejnego papierosa. Był to dość nietypowy nałóg, jeśli w ogóle można to nim nazwać, dla kogoś, kto był chodzącym trupem. Czyżby kwestia przyzwyczajenia? A może jakiś rytuał?
Wreszcie dwójka dotarła do niedużej knajpy, która znajdowała się nieco na uboczu i wciąż serwowała alkohol wbrew obowiązującemu od stycznia prawu. W środku znajdowali się głównie mężczyźni w różnym wieku, o w miarę zbliżonym statusie finansowym, a przynajmniej na takich wyglądali, aczkolwiek znajdowało się tam i parę kobiet, które towarzyszyły swoim lubym. James na wejściu uniósł dłoń w kierunku barmana, który kiwnął do niego głową w geście powitania. Wszystko wskazywało na to, że się znali. Podszedł do budki, która znajdowała się w rogu pomieszczenia, z dala od centrum hałasu, i wykonał telefon, cały czas paląc papierosa.
ImageHej Sally, co u ciebie? ... To świetnie ... Masz dzisiaj jakieś wolne dziewczyny? ... Ta, mam klienta. Dobrze płaci ... Fantastycznie, daj namiary ... Dzięki, trzymaj się, Sally. Do następnego. — Rozmowa nie trwała zbyt długo. Po wymianie kilku krótkich zdań i zanotowaniu informacji na kartce papieru, wampir pożegnał się i odłożył słuchawkę. Złożył kawałek papieru na pół i podał podopiecznemu. Był to adres hotelu wraz z numerem pokoju.
ImageIdziemy. Pewnie nie wiesz gdzie to jest. — Na szczęście Johnston nie musiał szukać tego miejsca na własną rękę. Greer znał to miasto, i zapewne znał je bardzo dobrze. Póki co mógł liczyć na to, że poprowadzi go do celu podróży.
ImageTo kilka przecznic stąd. — Zdawało się, że Noah miał jeszcze trochę czasu, by podczas drogi do celu kontynuować rozmowę ze swoim przybranym mentorem nim dojdą na miejsce.

Re: .Głód wolności i krwi

#11
Obecne sprawy, jakimi żyło Chicago ukazywały istotę konfliktu i opresji. Klasa robotnicza była pod butem zbyt długo, stosowany względem jej wyzysk osiągnął poziom krytyczny. Ludzie przestali się godzić na pełne podporządkowanie wobec przedsiębiorców, pracownicy fabryk słusznie domagali się regulacji, dzięki którym przestaliby funkcjonować niczym niewolnicy. Noah widział, jak kończyła się kariera robotnika. Zazwyczaj taki człowiek ulegał wypadkowi skazującego go na kalectwo do końca życia. Pozostałe kwestie były pokrewne, walka o ludzkie prawa. Balsamista popierał działania robotników, sufrażystek oraz czarnych, gdyż uważał, że państwo winno dawać każdemu równą szansę na rozwój, w godnych i uczciwych warunkach pracy, a także każdy obywatel winien móc decydować o losie USA, niezależnie od płci i koloru skóry. Noah jeszcze nie wyrobił sobie zdania na temat prohibicji, gdyż dopiero przyszło mu funkcjonować w jej regulacjach.
— Strajki od dwudziestu lat są powszechne i się nie dziwię, dlaczego związki zawodowe zdobywają coraz większe poparcie. O ile nasz kraj stał się przemysłowym hegemonem, to w konsekwencji tego przybyło do nas wielu migrantów. Oznaczało to pojawienie się taniej siły roboczej. To stwarza idealne warunki pod wyzysk. Przed śmiercią Pullman przebił wszystkich w dojeniu biednych ludzi. W dziewięćdziesiątym czwartym obniżył stawki swoim pracownikom. To normalne w dobie kryzysu. Ale nie zmniejszył proporcjonalnie czynszu na swoim osiedlu, ani cen w sklepach zakładowych. Mam nadzieję, że istnieje specjalnie miejsce w piekle dla takich drani i niech się tam on smaży. — Wypowiedź dawnego lekarza była bogata w różne tony. Na początku przedstawiał spokojnie jeden z głównych powodów niedoli robotników. Kiedy zaznaczył sprawę Mortimera Pullmana barwa głosu stała się podirytowana, a na końcu nawet gniewna. Wyglądało na to, że Johnston w jakiś pośredni sposób miał dotyczenia z brutalnymi konfliktami pomiędzy miastem Chicago a pracownikami kolei.
Temat rodziny wbił zimną stal wprost w martwe serce wampira. Żółtodzioba już drugi raz w przeciągu tej nocy wytrącił z równowagi sposób mówienia mentora. Sprowadzał on sprawę śmiertelnej familii Johnstonów do prostej kalkulacji przyczyn i skutków. Brak jakiejkolwiek dozy delikatności, pewnego wyczucia w poruszaniu wrażliwej kwestii wywołało frustrację w wychowanku. Nie potrafił on pojąć, dlaczego James musiał zachowywać się jak zimny kawał sukinsyna. Przynajmniej stwarzał pozory wolności dla ucznia, ponieważ wydawałoby się, że dawał mu wolną rękę. O ile przejdzie próbę. Noah nie zamierzał dłużej podejmować dyskusji o swych najbliższych przy Greerze, było to zbyt bolesne.
Knajpa nie mogła być po prostu Knajpą. Rozdrażniony niedawną rozmową żółtodziób zachował milczenie, kiedy wchodził do przybytku. Postanowił uspokoić się, a uczynił to poprzez obserwację nowego miejsca. Jaką posiadało nazwę? Jacy byli tam ludzie? Co przyciągało uwagę i było warte zapamiętania? Czy goście spoglądali na Jamesa? A jeśli tak, to jaki sposób patrzyli na niego? Kiedy starszy Parias załatwiał prostytutkę, młodszy intensywnie i świadomie lustrował otoczenie, aby przyswoić świeżą dawkę informacji. Przy okazji zainteresowało go, jakie fajki palił mentor. Pobudził dyscyplinę nadwrażliwości w celu wzmocnienia oczów, aby podjąć się wyzwaniu przeczytania nazwy marki przy filtrze papierosa lub poznania jej w momencie wyciągnięcia przez moment paczki.
Przebywanie w barze zaczęło przypominać stanie przy kotle, w którym gotowała się aromatyczna potrawka. Wampir w pewnym momencie zamiast wychwytywać rzucające się w oczy szczegóły, wychwytywał rzucające się w oczy smakowite części ciała, z których krew płynęłaby strumieniami. Zrobiło mu się gorąco, zarazem duszno i paradoksalnie podniecająco. Pragnienie krwi nie odpuszczało niczym głód narkotykowy. Wyjście stąd przyniosło krótką ulgę.
— A może wiem? Urodziłem się w tym mieście. — Stwierdził podirytowany i przeczytał adres. Jeżeli wiedział, postanowił przejąć prowadzenie w podróży. Tak czy siak kartkę zgniótłby i schowałby do kieszeni.
— Kim jest Szeryf i co powinienem o nim wiedzieć, poza oczywistym faktem, że mam się przy nim pilnować?
Zaczął kolejny wątek, który wydawał się bardzo ważny. Brzmienie głosu Jamesa zmieniło się w chwili, w której wspomniał o szeryfie. Noah odnotował to, więc zdecydował się na poznanie osobistości zajmującej stanowisko egzekutora Tradycji.

Re: .Głód wolności i krwi

#12
Image
Znajomość sytuacji gospodarczej i politycznej miasta nie była zaskakująca u Noaha. Podczas gdy to co działo się w świecie śmiertelników było dla niego jasne, tak polityka prowadzona przez stare, potężne wampiry była mu zupełnie obca. Nie wiedział jeszcze z czym dokładnie ma i będzie miał do czynienia. Wiedział, mniej więcej, o budowie hierarchii Spokrewnionych, i że na jej szczycie stoją właśnie te stare wampiry kontrolujące całą resztę. Był świadom konfliktów między nieumarłymi i tego, że toczą się one od setek lat.
Żółtodziób badając knajpę, do której poprowadził go mentor, dojrzał szyld z nazwą "Leon's Haven". Mogło to prawdopodobnie oznaczać, że właściciel tego przybytku nosił imię Leon. Towarzystwo wewnątrz nie wyróżniało się niczym specjalnym. Przy barze było paru rozgadanych facetów, którzy jedynie na moment się odwrócili, widząc reakcję barmana, patrząc po prostu kto przyszedł, by prędko wrócić do zagłębiania się w swoje szklanki z alkoholem. Większość ludzi była zbyt podchmielona, by zwrócić uwagę na bledszy kolor skóry obu wampirów, który nie był nawet aż tak widoczny w tym świetle. Wszyscy byli skupieni na sobie, swoich trunkach i swoich rozmówcach. Tylko jeden osobnik siedzący samotnie w rogu, pod oknem, z nieruszonym kieliszkiem przyglądał się z uwagą obojgu.
Rosnący głód sprawił jednak, że Noah nie skupił na nim większej uwagi. Jego myśli coraz mocniej pochłaniała myśl o pożywieniu się, czy nawet obawa przed wizjami, jakie tej nocy zobaczy. Nic oprócz przejścia przez ten etap nie mogło zmyć z niego tych obaw. Był jednak gotowy, a przynajmniej chciał być i pokazać, że jest w stanie sobie z tym poradzić, chociażby po to, by nie musieć wracać do piwnicy.
Johnston w momencie przypatrywania się papierosowi, zdał sobie sprawę, że już wcześniej dojrzał paczkę Greera, na której widniał charakterystyczny, czerwony krąg, wskazujący na bardzo popularną markę Lucky Strike.
James nie odpowiedział, a jedynie wzruszył ramionami wymownie. Jego podopieczny co prawda poniekąd kojarzył ten rejon, ale nie rozpoznawał dokładnie adresu, co znaczyło, że pewnie nie miał okazji odwiedzić tego miejsca za życia. Były to mimo wszystko obrzeża Central, prawie graniczące z mniej bogatymi rejonami miasta.
ImageLokalnym Szeryfem jest Percival Kimbolton. Hrabia. — Parsknął pogardliwie, wspominając o tytule Kimboltona.
ImageNie chcesz wchodzić mu w drogę, gwarantuję. Stwierdzenie, że nie przepada za naszym rodzajem, byłoby łagodnie powiedziane. — Noah był dość rozumny i wiedział już dość, by dojść do tego, iż Greer mówił tu o Pariasach jako całości. Nie pobudzało to optymizmu. Jeden z, zdawało się, najbardziej wpływowych jak i niebezpiecznych Spokrewnionych w mieście pogardzał bezklanowcami, co dla takiego świeżaka jak Johnston mogło stanowić sporą przeszkodę i budzić wątpliwości co do angażowania się w sprawy nieumarłych.
ImageJedno co ci mogę doradzić, to jeśli przyjdzie ci stanąć z nim twarzą w twarz, nie okazuj przed nim słabości. Prędzej czy później do tego spotkania dojdzie, aczkolwiek lepiej, żeby było to później. — Ostrzeżenie, jakie otrzymał młody wampir, było warte zapamiętania. Noah wiedział, że każda szczypta informacji o społeczności krwiopijców może mu pomóc przetrwać, zwłaszcza w obliczu egzekutora działającego z ramienia samego Księcia.
Spokrewnieni byli prawie na miejscu. Znajdowali się niemalże pod hotelem, który zdawał się być celem podróży. Jeszcze chwila i Noah będzie mieć okazję pozyskać świeżą krew i stłumić uczucie głodu. Po wejściu do budynku, którego hol był cokolwiek biedny, aczkolwiek w miarę zadbany i dobrze oświetlony, James kompletnie zignorował recepcjonistę i skierował się prosto na schody, co sugerowało, że wiedział do którego pokoju się udać. Siedzący w recepcji ciemnowłosy mężczyzna z oznakami siwizny słuchał radia i czytał gazetę. Jedynie na moment odwrócił się w stronę gości, mierząc ich od stóp do głów, a widząc, że żaden z nich nie zamierzał do niego zagadać, zwrócił wzrok ku treści na papierze trzymanej w rękach gazety.
ImageZaraz będzie twoja chwila prawdy. Pamiętaj o zachowaniu pozorów i o tym, żeby dziewczyny nie wysłać do szpitala, ani gorzej, do kostnicy. Nie chciałbym stracić przez ciebie tego kontaktu. — Greer przekazał młodemu jasne instrukcje, wyraźnie licząc na to, że nie tego nie spieprzy. Nie do końca mu z tym ufał, i można było łatwo zrozumieć, że zależało mu na dojściu do tych dziewczyn. Skoro był poleconym klientem z jego ramienia, to dokonanie jakichkolwiek szkód niewątpliwie odbiłoby się bezpośrednio na jego relacji z kobietą, która zarządzała dziewczynami i dawała mu do nich dostęp.

Re: .Głód wolności i krwi

#13
Zamglony umysł utrudniał Noahowi przyswajanie informacji, ale jeszcze go nie zawiódł. Udało się wampirowi wyłapać kilka niuansów baru Leon's Haven, a także przypomnieć sobie, jakie papierosy palił James. Działanie Johnstona przypominało nieistotną zabawę, lecz pomagała mu utrzymywać chwilową koncentrację na tu i teraz, tym samym przeciwdziałając zakusom Bestii.
Tanatopraktor zauważył nieznajomego siedzącego przy oknie. Wyglądał on groźnie, wpatrywał się w tłum jak drapieżnik. Żółtodziób spróbował skupić się na tym osobniku, przejrzeć jego tajemniczą otoczkę, jednak w pewnym momencie uważne patrzenie ustąpiło złowrogiej wizji zrodzonej z głodu. Noah oczami wyobraźni przejrzał jegomościa, ujrzał w nim siebie. Twarz skąpaną w półmroku, zaczerwienione oczy, wysunięte kły z ust zbrudzonych starą krwią. Postać nieludzkiego przeciwieństwa spokrewnionego pożerała go wzrokiem. W rzeczy samej, ten przybytek był przystanią lwa.
Na szczęście James wyprowadził ucznia z siedliska grozy. Mężczyźni w czasie podróży zdążyli jeszcze porozmawiać zanim trafili do hotelu. Nareszcie Parias poznał imię Nemezis, która żywiła wrogość do bezklanowców. Hrabia Percival Kimbolton, potwór, o którym Noah nie wiedział nic, poza faktem unikania go za wszelką cenę, przynajmniej do czasu, kiedy przygotowałby się na spotkanie. Czy byłoby to wykonalne? Dawny lekarz z całą pewnością nie należał do wojowniczych osób, był wrażliwcem, przejmował się światem, a jego zaletą było to, iż potrafił wiele znieść. W jaki sposób miał uniknąć pokazywania słabości, kiedy sama istota jego charakteru była krucha? Johnston powtarzał w myślach imię Szeryfa, z każdym powtórzeniem wzmagając w sobie strach do egzekutora Camarilli.
Flegmatyk zupełnie odpłynął w wizji domniemanego natrafienia na Kimboltona, dlatego też bezmyślnie podążył za mentorem, zupełnie ignorując recepcjonistę. Kiedy James się zatrzymał, Noah wpadł na niego, lekko się z nim zderzając. To przebudziło go z letargu, wprowadzając go do kolejnej stresującej sytuacji.
— Przepraszam, zamyśliłem się. Czy mógłbyś proszę powtórzyć, co powiedziałeś? — zapytał bardzo zakłopotany, niepewny siebie i zdenerwowany.
Postawa żółtodzioba zdradzała napięcie, gdyż mężczyzna opuścił barki, nieco się skulił, zaczął nerwowo bawić się rękoma. Nie wyglądał dobrze. Nie podchodził do polowania bezemocjonalnie jak mentor. Nie śmiałby nawet nazwać tego polowaniem, w jego rozumowaniu była to po prostu napaść zamaskowana haniebną transakcją usługi seksualnej. Noah źle się poczuł. Korzystał z prostytutki pomimo faktu bycia żonatym i na dodatek musiał ją w jakimś stopniu skrzywdzić.
Jeśli Greer łaskawie powtórzyłby swoje słowa, Johnston kiwnąłby głową na znak zrozumienia i zacząłby przygotowywać się do popełnienia grzechu. Zamknąłby oczy, by zagłębić się we własną duszę. Poszukiwałby w niej esencji tego, co czyniło go ludzkim, pozwalając zaczerpnąć namiastki życia. Następnie rozprowadził ciepłą energię po swoim ciele, sprawiając, że znów począł oddychać. Z pierwszym wdechem powróciła rumianość skóry, z kolejnym zabiło serce. Wampir wyglądał prawie jak człowiek.
— Proszę, pilnuj mnie, kiedy zacznę szaleć przez krew — wyszeptał.
Strategią łowów w przypadku Noaha byłby akt korzystania z oferty prostytutki. Nie ukrywałby własnego zażenowania i zdenerwowania, szczerze wyznałby przed panią lekkich obyczajów, że pierwszy raz przyszło mu skorzystać z takiej oferty. Potem zapłaciłby wyznaczoną cenę. Kolejnym krokiem już byłby podstęp. Mężczyzna stwierdziłby, iż żywił słabość do kobiecych rąk i myślał o nich perwersyjnie. Jeżeli otrzymałby zgodę, zacząłby udawać pieszczenie, lecz w istocie z lekarską precyzją starałby się zlokalizować najlepszą żyłę na rękach prostytutki, żeby proces pobierania krwi był najskuteczniejszy. Po odnalezieniu dobrej żyły wcałowałby się w skórę, aby potem przebić ją kłami. Zamierzał się kontrolować, ale czy zdoła?
Czy wytrzyma piekło, które za chwilę nastąpi?

Re: .Głód wolności i krwi

#14
Młody parias zastanawiając się nad rytuałem swojego mentora, mógł dojść do wniosku, że zapewne z czasem i on będzie musiał znaleźć kotwicę, która pomoże mu z codziennością. Aczkolwiek może nie musiał szukać. Miał w końcu swoją pracę i swoją rodzinę. Problem tkwił jedynie w tym, że był teraz nieumarłym potworem i nie mógł tak po prostu wrócić do swojego życia jakby nic się nie stało. Nie tylko ze względu na sam fakt, czym się stał, ale również ze względu na potencjalne zagrożenie, jakie to ze sobą niosło dla jego bliskich.
Johnston na moment stracił kontakt z rzeczywistością, zatapiając się w wyobrażeniu spotkania z Szeryfem, które powodowało bardzo nieprzyjemne uczucia. Ta wizja niemalże paraliżowała Noaha ze strachu, więc trudno sobie wyobrazić co by się stało, gdyby do tego spotkania rzeczywiście doszło. I tutaj właśnie kryło się sedno problemu, z czego Noah zdał sobie sprawę, gdy Greer odwrócił się, spojrzał na niego z politowaniem, ciężko wzdychając i odpowiadając na jego pytanie.
ImageCholera, chłopie, weź się w garść. O tym właśnie mówiłem, żebyś nie okazywał przed nim słabości. Jeśli staniesz przed nim roztrzęsiony niczym bezradna panienka, tak jak teraz, to nie wróżę ci świetlanej przyszłości. Do diabła, każdy młody ancilla cię wyśmieje, lub pośle na śmierć, żeby mieć cię z głowy. — Parsknął na sam koniec, wymownie kręcąc głową. Nie tylko z jego słów, ale i z jego twarzy można było wyczytać, że prawdopodobnie nie dawał swojemu podopiecznemu dużych szans na przetrwanie w wampirzej społeczności. Trudno było mu się dziwić. Minął prawie miesiąc, a Johnston, przez swój opór, dopiero teraz zaczynał robić pierwsze kroki.
Dwójka stała pod drzwiami kobiety. Noah przybrał nieco ludzkiego koloru, tworząc iluzję, jakoby był żywym człowiekiem.
ImageNie, stary. Nie będzie mnie tu, gdy będziesz się pożywiać. Albo sam nauczysz się kontrolować, albo nie nauczysz się wcale. — Jakkolwiek pomocny był James, nie miał on zamiaru trzymać młodego za rączkę. W jego gestii leżało to, by nie stracić nad sobą panowania, gdy uaktywnia się jego przypadłość. Prędzej czy później musiał stać się tego świadomy, i tego, że nikt nie będzie mu z tym pomagać.
James zostawił podopiecznego samego, by ten mógł zrobić to, na co powinien być już gotowy od dawna. To był jego osobisty test. Jeden z wielu kroków ku adaptacji. Jako wampir, drapieżnik, musiał to zrobić.
Gdy zdobył się na to, by zapukać do drzwi, otworzyła mu piękna, ponętna brunetka przed trzydziestką o kręconych włosach. Przedstawiła mu się, z uśmiechem na ustach, jako Mary. Bardzo szybko dojrzała jak nerwowy i niepewny był Noah, okazując zrozumienie, gdy wyjawił jej powód. Gdy przekazał jej pieniądze, miał ją całą dla siebie na najbliższą godzinę. Oczywiście nie potrzebował aż tyle czasu. Krótka rozmowa doprowadziła go do dłoni kobiety i do jej nadgarstków. Nie opierała się, a wręcz przeciwnie. Było jej przyjemnie, i to jeszcze nawet zanim zatopił w niej swoje kły. Kto wie, czy nie była to przypadkiem miła odmiana obok tego, co zapewne znosiła z innymi klientami.
Chwila muskania ustami dłoni kobiety i te drobne pieszczoty wreszcie skutkowały zasmakowaniem przez Johnstona jej krwi. Stęknęła. Odpłynęła. Noah spożywał czerwoną posokę przez krótką chwilę spokoju, zanim pierwsze halucynacje zaatakowały jego umysł. Gdy wreszcie do tego doszło, ku zdziwieniu Spokrewnionego nie były one tak inwazyjne jak za pierwszym razem. Tak naprawdę dopiero, gdy skończył się pożywiać, a kobieta w transie, niemalże nieprzytomna, leżała na łóżku, Johnston poczuł rzeczywisty napływ tych dźwięków, w których mógł rozpoznać głos Mary. Echem w jego głowie odbijały się niepełne, urwane zdania, parę momentów radości i śmiechu, rozmowę z kimś, kto zapewne był dla niej rodziną. Oprócz tego były i gorzkie momenty smutku, żalu i bólu. Wampir mógł jedynie spekulować co do powodów, słysząc jedynie skrawki dialogów. Może była to utrata kogoś bliskiego, albo utrata pracy i jedyna droga zarobku właśnie przez prostytucję. (pozyskano 3 punkty krwi). Siedząc tak przez dłuższą chwilę, a nawet podążając korytarzem w drodze do wyjścia mógł wciąż słyszeć echo głosu kobiety i te niezrozumiałe urywki rozmów.
Żółtodziób nie miał jednak pewności, czy były to rzeczywiste wspomnienia kobiety, odbicie jej duszy, czy być może zwykłe halucynacje, będące uzewnętrznieniem jego własnego poczucia winy w związku z tym grzesznym, wciąż trudnym do zaakceptowania przez niego czynem. Trudnym, ale wciąż łatwiejszym ze świadomością, że nie stracił nad sobą kontroli tak jak ostatnio. Nikt nie ucierpiał, ani on, ani jego ofiara. Mógł nawet poczuć pewną ulgę, że poszło to tak gładko i bez problemów. Jedyne, z czym musiał się teraz borykać, były głosy, przez które zdawały się dobiegać zza jego pleców, przez co Noah przynajmniej parę razy spojrzał za siebie, żeby się upewnić, że nikogo za nim nie ma.
Gdy dotarł do drzwi wyjściowych i rozejrzał się dookoła, dojrzał Jamesa opierającego się plecami o ścianę budynku, rozglądającego się po ulicy i spoglądającego na sporadycznie przemieszczających się po nim automobile. W pewnym momencie zauważył żółtodzioba i spojrzał na niego wymownie, z lekkim uśmiechem, widząc po nim, że jest w dobrym stanie i niesie raczej dobre nowiny. Odepchnął się od ściany i zaczął podążać w kierunku swego podopiecznego z jedną ręką w kieszeni spodni.
ImageNie słyszałem krzyków ani rozbijanych mebli, więc rozumiem, że poszło dobrze? — Spojrzał na Johnstona pytająco, unosząc brwi. Ten mógł jednak nie dosłyszeć całości, gdyż głos Mary dobiegający akurat z ulicy, na moment rozproszył jego uwagę.

Re: .Głód wolności i krwi

#15
Niemal się zatracił w rozkosznym smaku vitae. Pił pożądliwie z życiodajnego źródła. Pochłaniał erytrocyty, fluidy, humory. Przyjmował krwawe dukaty, porywał łyk za łykiem fragmenty duszy Mary. Instynkt nakazywał wziąć wszystko, żałosna śmiertelniczka wpadła w szpony drapieżnika, jej los zrównywał się z przeznaczeniem sarny upolowanej przez wilka.
Zjeść. Rozszarpać mięso. Wyssać juchę. Przetrwać.
Noah opamiętał się w dobrym momencie, gdy wyczuł słabnący puls dziewczyny i doświadczył pierwszych omamów dźwiękowych. Zlizawszy ranę, gwałtownie odsunął się od otumanionej ofiary, zatrzymując się przy ścianie, aby się na niej oprzeć. Był w szoku, iż zdołał przezwyciężyć pokusę uśmiercenia kobiety, bo perspektywa wypicia ostatniej kropelki wydawała się nieunikniona, jednak powstrzymał zakusy Bestii. Tym razem.
Johnston zjechał po ścianie do przykucniętej pozycji, kiedy z pełną mocą objawiły się przed nim wizje. Nie były one agresywne, wwiercające się w umysł, infekujące jaźń wampira i przyjmujące nad nią kontrolę. Esencja Mary były intensywna, chaotyczna, ale nie wroga. Wielobarwna kakofonia radości i smutku, tysiące dialogów budujących ścieżkę ku pohańbieniu, setki zbiorów zawierających aprobaty oraz dezaprobaty, życiowe wybory podejmowane z rozsądku czy w wyniku burzliwych emocji. Chaos życia Mary towarzyszył Noahowi jak cień.
Z ledwością sprawdził stan zdrowia śpiącej, głosy skutecznie rozpraszały jego uwagę. Następnie mężczyzna opuścił lokum, a potem budynek. Często podążał wzrokiem za źródłami wyimaginowanych dźwięków, przypominając przy tym obłąkańca. Nie potrafił odizolować się od przeżywanych doznań, były mocno z nim zintegrowane, więc nie mógł łatwo powstrzymać niekontrolowanych odruchów. Zapewne portier miałby o czym gadać po zmianie z kolegami, o ile raczyłby skupić się na wychodzącym.
Żółtodziób zupełnie nie zrozumiał wypowiedzi opiekuna Pariasów, zlała się z urojeniami, tworząc intensywną mieszankę. Przez moment wychowanek przymrużonymi oczami patrzył na mentora, z widocznym wysiłkiem koncentrował się.
— Jest dobrze... Tak... Co? Ale jak to...? — pierwsze słowa powiedział Noah z trudem zachowaną poczytalnością, która prysła.
Nagle odwrócił się w stronę ulicy, jakby słyszał stamtąd istne rewelacje. Potem opamiętał się, zaczął masować skronie.
— To te wizje. Dopadły mnie. Nie jest tak źle jak ostatnio — mówił głośno, zupełnie tak, jakby starał się przekrzyczeć tłum.

Re: .Głód wolności i krwi

#16
Image
Greer przyglądał się z lekkim zaniepokojeniem żółtodziobowi, który wyglądał w tym momencie, jakby nie w pełni kontaktował z rzeczywistością. Omamy dręczące umysł młodego wampira nie ustępowały, jednak ten odzyskiwał powoli rozeznanie w tu i teraz. Wciąż jednak będąc odrobinę rozkojarzony przez swój obecny stan, ale był przynajmniej w stanie się komunikować. Dla postronnych mógł on zdawać się po prostu wstawiony, co patrząc z pewnej perspektywy nie było koniecznie dalekie od prawdy.
ImageCholera, co z tobą gościu? — Wampir wyraził swoje zaniepokojenie stanem podopiecznego, gdy ten się odezwał.
ImageDobra, wizje wizjami, ale nie gadaj tak głośno jeśli nie chcesz, żeby ktoś zadzwonił po białe kaftany. — Odpowiedział, rozglądając się dookoła, mając nadzieję, że nie ma żadnych uszu w zasięgu tej dyskusji. Rzeczywiście, zasłyszawszy człowieka dręczonego wizjami, pierwszym odruchem byłby pewnie kontakt z zakładem psychiatrycznym..
ImageChodźmy gdzieś, gdzie będziesz mógł trochę odsapnąć. Kilka przecznic stąd jest park. Posiedzisz tam to ci może przejdzie. — Nie czekał zbyt długo na reakcję Johnstona, tylko poprowadził go wzdłuż chodnika do najbliższego zielonego skweru, gdzie można było usiąść na ławce, pomyśleć, pogadać w spokoju. W trakcie drogi, kilku z mijanych przychodniów zwróciło uwagę na wampira, który dla postronnych zdawał się kiepsko trzymać i wymagał raczej ciepłej herbaty i porządnego wypoczynku w ciepłym łóżku.
W trakcie tej podróży do parku, stan żółtodzioba powoli się poprawiał. Halucynacje stopniowo ustępowały, a gdy dotarł na miejsce, częstotliwość echa głosu Mary nie była już tak drażniąca i pozbawiająca koncentracji. Usiadłszy na ławce z Jamesem, mógł wreszcie normalnie poprowadzić dyskusję, jedynie sporadycznie słysząc omamy dźwiękowe dobiegające z różnych kierunków.
Opiekun Johnstona siedział obok niego w ciszy, chyba również korzystając z okazji do chwilowego relaksu w otoczeniu natury, z dala od miastowego zgiełku. Czy wampiry mogą rzeczywiście wciąż docenić takie rzeczy? Przyrodę, ciszę i spokój? Czy ukojenie znajdują wyłącznie w spożywanej krwi? Ile człowieka po dziesiątkach lat może wciąż być w tej nieumarłej skorupie? Noah był dopiero na początku tej krętej, wyboistej drogi. Przed nim, niewątpliwie, były kolejne testy przetrwania, i nie wiedział jeszcze co go czeka, ani ile jego prawdziwego ja zostanie w nim, gdy przetrwa ten ciężki bój, o ile w ogóle go przetrwa.
Greer nie zamierzał, póki co, przerywać tej ciszy i możliwych przemyśleń. Postanowił dać sobie i swojemu towarzyszowi chwilę spokoju. Trudno było powiedzieć, kiedy miała być kolejna okazja, by po prostu usiąść i pomyśleć.

Re: .Głód wolności i krwi

#17
Spacer do parku dał czas żółtodziobowi na wytrwanie najintensywniejszej fazy urojeń mącącej jego umysł. Nie zwracał uwagi na przechodniów, którzy z nieukrywanym zakłopotaniem mijali go na ulicy, niektórzy z nich przejawiali niezdrowe zainteresowanie. Na szczęście obecność Greera i jego sprawna nawigacja w mieście szybko zaprowadziła ich do relatywnie bezpiecznego miejsca, gdzie mogli posiedzieć w spokoju.
Zasiadłszy na ławce, Noah pozwolił sobie na moment odprężenia. Wizje dźwiękowe uległy osłabieniu, nie drażniły już mężczyzny, który wreszcie otrzymał sposobność na skoncentrowanie się. Głód nie kusił go już do popełnienia krwiożerczych występków, a chociaż myślenie o spożyciu krwi budziło potworne instynkty z tyłu głowy, wampir był w stanie trzymać się w garści. W rzeczy samej, mógł pomyśleć.
Ta scena była w pewien sposób zabawna, być może nawet i pouczająca, bowiem Pariasi byli jak ogień i woda. Treść ich rozmów w przeciągu nocy wprowadzała ich w ambiwalentne postawy, gdzie James szydził z naiwności ucznia, gardził jego słabością i niemocą, z cynizmem i brutalną przyziemnością sprowadzał do parteru to, co balsamista kochał: rodzinę, pracę, Boga. Na przeciwstawnym biegunie młody Spokrewniony widział w Greerze zimnego sukinsyna, który w pokręcony sposób wprowadzał wychowanka w wieczne noce. Opiekun, zdawałoby się, że zatarł w sobie zahamowania względem zrobienia komuś krzywdy, wypicia krwi czy wykorzystania kogoś, jeżeli kryła się za tym potrzeba przetrwania czy zysku. James prezentował zasadę celu uświęcającego środki. Noah brzydził się takim podejściem. A jednak w milczeniu, w chwili, kiedy panowie po prostu siedzieli obok siebie zatopieni w swych rozważaniach, wydawali się przedziwnie bliscy sobie. Uczniowi nie przeszkadzała obecność mentora, chociaż nie przepadał za nim, tolerował go. Dzieliła ich przepaść doświadczeń, lecz przynajmniej teraz, na terenie miejskiego parku, wpatrywali się razem w naturę, starszą od jakiejkolwiek istoty na Ziemi. I musieli przetrwać na tej okrutnej skale, znając reguły gry czy też nie.
— Zamykamy rozdział z piwnicą? — przerwał milczenie po bardzo długiej chwili. Tym razem Noah wyraził swoje pytanie spokojnie, bez większego przejęcia, wydawałoby się pogodzony z losem.

Re: .Głód wolności i krwi

#18
Image
Oboje potrzebowali tej chwili ciszy i relaksu. Spędzili w milczeniu dobre kilka chwil, zatapiając się we własnych myślach. O tak późnej porze niewielu ludzi przewijało się przez ten teren, tak więc elementów rozpraszających uwagę właściwie tam nie było. Pozwalało to na zebranie myśli i poukładanie wszystkiego w głowie.
Gdy Noah przerwał ciszę swoim pytaniem, Greer nieznacznie uniósł kącik ust i cicho prychnął pod nosem. Następstwem tego było zwrócenie jego wzroku w stronę swojego podopiecznego.
ImageA jak myślisz? — Potrzymał w niepewności żółtodzioba przez krótką chwilę, nim kontynuował.
ImagePokazałeś, że jesteś w stanie sobie poradzić i nie narobić przy tym szumu. O ile nagle ci nie odwali, to nie widzę powodu, by trzymać cię dalej w zamknięciu. — Skinął głową, ponownie spoglądając przed siebie. Noah mógł odetchnąć z ulgą, wiedząc że po tym udanym teście nieżycia może wreszcie skosztować trochę wolności.
ImageTrzeba będzie ci znaleźć jakąś miejscówkę do czasu, aż nie staniesz dobrze na nogi. — Powoli podciągnął się z ławy i odpalił kolejnego papierosa, rozglądając się dookoła.
ImageZnam gościa, który może coś załatwić. — Podciągnął rękaw i spojrzał na swój zegarek.
ImageMieszka niedaleko. Wstawaj i chodź. — Johnston spędził dobre parę tygodni w piwnicy. Nie mógł wrócić do swojego dawnego domu, ani do pracy. Pojawiłoby się zbyt wiele pytań i ktoś mógłby odkryć niebezpieczną prawdę. Można się było łatwo domyślić, że było to powodem, dla którego James chciał załatwić młodemu jakieś nowe lokum.
Kolejny dłuższy spacer zabrał dwójkę wampirów kolejne kilka przecznic dalej wzdłuż głównych ulic. Dopiero u końca podróży zeszli na boczną ścieżkę, przebiegającą pomiędzy kilkupiętrowymi budynkami, gdzie drewniany płot oddzielał stojące obok siebie obiekty. Panował tu półmrok za sprawą nikłego oświetlenia. Jedynie w nielicznych oknach tliło się światło za zasłonami. Noah przez całą drogę z parku miał wrażenie, jakby ktoś go obserwował, ale rozejrzawszy się dookoła nie był w stanie dojrzeć niczego ani nikogo podejrzanego.
Rozkojarzony przez nieprzyjemne uczucie żółtodziób zwiększał dystans od Greera. Mógłby przysiąc, że ktoś za nim podąża, ale wciąż nie było w zasięgu jego wzroku nic, poza pustą, ciemną uliczką. W tym czasie jego mentor dotarł do celu przeznaczenia i odwrócił się w stronę Johnstona, upewniając się, że wciąż za nim idzie, dodatkowo sygnalizując mu ruchem głowy, by się pospieszył i do niego dołączył. Chwilę po tym, gdy ten otworzył drzwi i wszedł do środka, ktoś zaszedł Noaha od tyłu, złapał mocno za usta i przystawił zimną lufę pistoletu do skroni.
ImageĆśśśś, ani stęknij. Ruszaj się. — Obcy, niski, nieco zachrypnięty głos zabrzmiał cicho obok ucha wampira. Osobnik był silny i nie pozwalał Spokrewnionemu się wyrwać z jego uchwytu. Prowadził go gdzieś w bok, w ciasny skwer między dwoma budynkami z dala od okien i światła. Nie mógł krzyczeć, a nawet gdyby mógł, to gnat przy jego skroni był wystarczającym środkiem perswazji, skutecznie wybijającym takie pomysły z głowy. Był wampirem, ale wiedział od swojego mentora, że może zostać zniszczony.
Agresor przycisnął nieumarłego do ściany budynku i, cały czas trzymając lufę przy jego głowie, zaczął go obwąchiwać. Po chwili gwałtownie obrócił go do siebie, teraz mierząc mu prosto w twarz, drugą ręką trzymając za szyję. Przed twarzą Noaha ukazała się nieprzyjemna, nieco zarośnięta gęba osobnika, którego dojrzał wcześniej w rogu knajpy, z której James wykonał telefon. Z bliska wyglądał niemalże nieludzko. Blada skóra, niemalże świecące ślepia, a nawet kły, wyłaniające się spod jego uniesionej wargi.
ImageKurwa, ani nie wyglądasz ani nawet nie pachniesz jak jego dzieciak. — Facet był zdegustowany, zawiedziony i wkurzony. Przyglądał się zwierzęcymi ślepiami oczom żółtodzioba, znajdując się nie dalej jak ćwierć metra od jego twarzy.
ImageŻałosne. Cuchniesz strachem. Nie jesteś tym czym miałeś być, ale my cię kurwa naprawimy. — Wycharczał agresywnie, odsuwając swoją twarz od niego. W obrzydliwy sposób oblizał swoje wyłaniające się spod zarostu usta. Z kolejnymi słowami obcego, coraz bardziej na myśl przychodził stwórca Johnstona i cierpienie, jakiego pod nim zaznał. Czy ten osobnik był z nim w jakiś sposób powiązany? Czyżby chciał kontynuować dzieło tamtego potwora?
ImageDobra, teraz grzecznie ze mną pójdziesz albo cię zawlokę. — Johnston niewątpliwie nie chciał powtórki z rozrywki, a bestialskie oczy tego osobnika przypominały mu jego stwórcę i kata. Na dobrą sprawę wiele się od siebie nie różnili. Ten zdawał się być równie nieludzki i zdawał się mieć podobne intencje. Co gorsza jednak, powiedział "my", co znaczyło, że jemu podobnych mogło być więcej. Puścił gardło młodego wampira i trzymał go cały czas na muszce, co kilka chwil rozglądając się, najpewniej by upewnić się, że teren jest czysty.
ImageNo? Na co kurwa czekasz? — Był nerwowy i niecierpliwy. Greer nie przybył z odsieczą, co znaczyło, że najpewniej nie wiedział o tym, co właśnie miało miejsce. Noah był zdany na siebie i jeśli nie chciał być zdany na łaskę potwora, musiał coś zrobić, i to szybko.

Re: .Głód wolności i krwi

#19
Egzystencja Noaha Johnstona stała się piekłem, entropią anihilującą promyki nadziei. Przez chwilę zasmakował smaku wolności, za którą zapłacił grzesznym czynem, aby następnie wpaść w szpony kolejnego potwora. Rozpoznał oprawcę, był on drapieżnym lwem z pubu, w którym Johnston ujrzał swoje bestialskie przeciwieństwo.
Zniszczenie byłoby ratunkiem dla niego, bowiem antagonista zamierzał porwać go i ponowić tortury inicjacyjne otwierające jestestwo na wstąpienie Bestii. Noah wiedział to, chociaż nie miał żadnego dowodu na to, że napastnik miał związek z jego szatańskim Stwórcą. Czuł to całym sobą, wizja kaźni przybyła wraz z terrorem, przerażająca prawda owładnęła nim jak pętla zaciskająca się na szyi. Pierwotny strach przed śmiercią sparaliżował biednego Noaha, niezdolnego do niczego poza bierną obserwacją wroga, jego broni oraz wysłuchiwania słów uwalnianych z obrzydliwych ust.
— Nie, błagam, nie. Nie, nie, nie... Proszę — potok rozpaczliwej wiązanki wcinał się pomiędzy zdania wrogiego wampira.
Terror w Noahu odebrał mu godność, w tym momencie gotowy był uczynić absolutnie wszystko, żeby przetrwać, nawet jeżeli miałby paść na kolana i lizać buty wrogiego wampira, zrobiłby to bez wahania.
Jednak kat chciał przemieścić się wraz z pastwą, a nie bawić się nią w ciasnej uliczce. To przyniosło trzeźwe wnioski, udanie się do drugiego miejsca zdarzenia zminimalizowałoby szansę do zera na przeżycie. To z kolei wzmogło emocje w żółtodziobie, w którym pojawila się desperacja.
— NIE!!! — Ryknął szaleńczo. Wolał zginąć tutaj, niż w mękach zdychać.
Natychmiast pojął, iż nie miał szans na zwycięstwo, ale musiał zrobić to, co robił najlepiej w życiu: wytrwać ból. Znieść tyle razów, aż James po niego przybędzie lub opraca się znudzi, lub Noah zginie. Przy okazji zrobić tyle hałasu, ile się tylko dało, nawet jeśli oznaczałoby obudzenie całej dzielnicy.
Podniecenie wstąpiło w młodego Spokrewnionego, w nerwach nawet nie poczuł jak wysunęły mu się kły, a oczy przybrały obłąkanego wyrazu. W mgnieniu oka zacząl poświęcać własną vitae na aktywowanie dyscypliny odporności i utrzymywanie jej.
Potem rzuciłby się na wyciągniętą rękę ze spluwą. Niech drań wystrzeli, niech spróbuje, niech zniszczy dziecię nocy tutaj i teraz. Noah, jak wściekły pies, w akcie desperacji i furii emocji chciałby odebrać wrogowi broń. Nawet spróbowałby rozgryźć własnymi kłami dłoń adwersarza, gdyby nie dało się inaczej.
Noah nie działał racjonalnie, każdy jego ruch był podyktowany gniewem. Nie było pewnym czy u sterów nieumarłej skorupy stał Noah czy Bestia w szale.

Re: .Głód wolności i krwi

#20
Wystarczyło kilka chwil, by spokojny już wieczór został zaburzony i zamieniony w koszmar. Młody parias znajdował się w potrzasku, pozbawiony w tej danej chwili protekcji swojego mentora, gdyż napastnik czekał na dogodny moment, by przystąpić do ataku.
Rozpaczliwe wołanie i łkanie zdesperowanego żółtodzioba jedynie rozjuszyło wrogiego nieumarłego, którego gęba i tak wyglądała już dostatecznie nieprzyjaźnie, nie mówiąc już o jego nazbyt oczywistych zamiarach. Był gotów na siłę porwać przestraszonego pariasa, jeśli była taka konieczność, a nic nie wskazywało na to, by ten miał udać się z nim po dobroci.
W końcu jednak strach i bezsilność ustąpiły gniewowi, który rozpalił się wewnątrz Johnstona, gotowego walczyć o swoje istnienie tu i teraz, w tej ciemnej uliczce, niezależnie od tego jakie były na to szanse. Zagrożona Bestia wierzgała i pobudziła zwierzęcą, dziką naturę, której Noah nie znał, a która dała mu siłę, by przeciwstawić się zagrożeniu.
Wściekły, pozbawiony hamulców, ruszył na napastnika, który zdążył wystrzelić w stronę Noaha tylko raz, nim ten się do niego zbliżył, trafiając go w ramię. Na szczęście, za sprawą pobudzonej vitae aktywującej wampirzą dyscyplinę, strzał okazał się nie stworzyć dla pariasa zagrożenia. W bezpośrednim starciu siłujących się nieumarłych, lufa pistoletu została skierowana ku górze. Podczas tej siłowej walki, agresor oddał jeszcze parę strzałów, jeden w górę, a drugi gdzieś w bok. Hałas, jaki rozlegał się od strzałów był niemały i niewątpliwie zwrócił uwagę śmiertelników. Obcy nie pozwalał jednak młodemu wampirowi na odebranie mu broni, więc Noah wbił swoje kły w jego dłoń, gdy tylko nadarzyła się okazja. Ten zawył głośno, upuszczając w końcu pistolet, by następnie zacząć uderzać pięścią w głowę rozjuszonego, desperacko atakującego pariasa, a nawet próbując szarpnąć go za włosy i oderwać od jego martwego ciała, niczym wściekłego psa, który zacisnął na nim swoje szczęki i ani myślał puścić.
Wreszcie udało mu się odepchnąć wściekłego Johnstona i momentalnie sięgnął po swoją leżącą na ziemi broń. Jednak nim zdążył dobrze wycelować w swojego przeciwnika i oddać kolejny strzał, za jego plecami niespodziewanie pojawił się Greer, który wbił w gardziel wrogiego wampira metalowy nożyk, przejeżdżając nim przez prawie połowę gardła. Szybko udało mu się jednak uwolnić i na krótką chwilę ogłuszyć gangastera, by następnie wyciągnąć tkwiące w gardzieli ostrze i rzucić je na ziemię.
Nieprzyjaciel, widząc że stoi teraz na przeciwko dwójki Spokrewnionych, zgarbiony, osłabiony, ale zdecydowanie rozdrażniony, trzymając się za rozcięte gardło, postanowił się wycofać i czym prędzej uciekł z miejsca zdarzenia, nie chcąc dawać Jamesowi szansy, by ten go dobił.
Poraniony przez Noaha i Jamesa agresor zniknął za rogiem. Młody żółtodziób był bezpieczny. Trudno powiedzieć w jakiej byłby teraz sytuacji, gdyby się z nim udał tak jak żądał. Na pewno nie mógłby liczyć na pomoc swojego mentora, który pomógł mu wyjść z tego starcia bez szwanku. Choć tak naprawdę jego instynkt przetrwania wykonał tutaj pół roboty.
ImageCholera, spuścić cię z oczu na krótką chwilę, i od razu znajdujesz kłopoty. Co to był, kurwa, za typ, i czego chciał? — Opiekun Johnstona połowicznie zażartował, podnosząc swój nożyk, by następnie, pomagając Noahowi, z pełną powagą, zadać mu pytanie. Jednak nim pozwolił mu odpowiedzieć, rozejrzał się dookoła i rzucił.
ImageWiesz co, powiesz mi po drodze. Lepiej żebyśmy tu nie zostali. Narobiliście niezłego hałasu i gliniarze mogą się zjawić w każdej chwili. — Nie dało się zaprzeczyć, że te kilka strzałów słyszeli pewnie ludzie w obrębie paru przecznic. Ktoś musiał wezwać policję, a Spokrewnieni nie mogli czekać na ich przybycie. Musieli się ulotnić. Greer poprowadził młodego bocznymi, ciemnymi uliczkami z dala od miejsca zdarzenia, dając mu czas, by wyjaśnił co się właściwie stało.

Re: .Głód wolności i krwi

#21
Wystrzelony nabój trafił w ciało balsamisty, wyzwalając w nim sensację bólu. To wystarczyło, żeby mężczyzna wyłączył myślenie i oddał się odruchom, które zbliżyłyby go do wygranej w walce o przetrwanie. Szarpanina, kolejne wystrzały, smak ohydnego mięsa oraz wrzaski. Gniew, instynkt, podszepty Bestii. Akcja i reakcja. Każda sekunda starcia potęgowała w Noahu furię obdarzającą wewnętrznego potwora potęgą, luzował łańcuchy ją unieruchamiające, zatapiał się w jej majestacie.
Nagle dołączył do walki James. Zaatakował z ukrycia, podrzynając gardło napastnikowi. Widok mentora oswobodził ucznia z karminowej mgły przysłaniającej jego umysł, bowiem w tym właśnie momencie wiedział, że wyjdzie cało z opresji. Widok śmiertelnie zranionego wampira również zadziałał otrzeźwiająco na Johnstona, gdyż zauważywszy ranę na szyi, zszokował się dobitnie. Na jego twarzy pojawiła się konsternacja, zaś oczy niemo wyraziły: „Boże, jak?” Żółtodziób, myśląc o niewrażliwości Spokrewnionych na wykrwawienie się, odruchowo złapał za swoje postrzelone ramię. Palcami spróbował wymacać dziurę, lecz nie wykrył jej. Zapomniał, iż jako wampir przeklęty mroczną klątwą oraz napędzany potencjałem vitae, stał się nieludzko odporny. W takich rzadkich momentach widział, na poziomie biologicznym, jaka była niezaprzeczalna przepaść pomiędzy ludźmi a Spokrewnionymi. Ta świadomość napełniała go otuchą a lękiem zarazem.
Zarośnięty napastnik postanowił uciec. Kiedy czmychał, w tym samym czasie Noah trzymał się za ramię, jakby uciskał fantomową ranę. James nakazał żwawe wycofanie się, jego wychowanek nie zamierzał ociągać się, energicznie kierując się za nim. Świadomość tego, iż Johnston został napadnięty wywołała w nim wzmożoną ostrożność. Kiedy szedł, obserwował. Nasłuchiwał. Bał się następnej potyczki, więc był czujny jak lis.
— Ten bękart szatana już nas wypatrzył w „Leon's Haven”. Mój Boże, James, on ma związek z gnojem, który mnie torturował! — Wyrażał się energicznie, ale emocjonalnie. Tym razem próbował panować nad swoimi emocjami, lecz robił to z trudem, przez co dalej James był w stanie wyczuć strach i napięcie w głosie nowego dzieciaka nocy.
Powiedział, że jest ich więcej i chcą mnie naprawić, cokolwiek to znaczy — stwierdził z wypowiedzianą grozą — Jezusie Nazareński, kim są ci pomyleńcy, James? — zadał pytanie z ożywieniem w tonie.
— Będą mnie szukać. Jak nie z powodu dokończenia działa, które rozpoczęli w moim domu pogrzebowym, to z potrzeby zemsty. Stałem się celem ich polowania — zaczął łączyć fakty i snuć hipotezę o konsekwencjach walki z włochatą poczwarą. — Potrzebuję broni. — Nie potrafił bić się ani strzelać z broni palnej, jednak potrzebował czegoś, co dałoby mu poczucie bezpieczeństwa, a porządna spluwa za pazuchą załatwiłaby sprawę.

Re: .Głód wolności i krwi

#22
Oddalając się od miejsca napaści, James oglądał się przez ramię i podejrzliwie lustrował otoczenie. Jego krok był przyspieszony. Nie zdawał się być jednak przejęty, a raczej silnie zirytowany. Nie marnował jednak czasu i nie miał zamiaru ryzykować istnienia swojego podopiecznego. Poprowadził go bocznymi alejkami w stronę bardziej cywilizowanej części miasta.
ImagePomyleńcy, mhm. — Parsknął pod nosem reagując na pytanie Noaha, po czym rzucił odpowiedzią.
ImageTo najpewniej Sabbat. Gratuluję pierwszego przetrwanego starcia. — W jego głosie była jakby nuta aprobaty. Żółtodziób nie poddał się w końcu napastnikowi i walczył zaciekle o swoje istnienie. Instynkt przetrwania był w Johnstonie silny, nie było co do tego wątpliwości. Kolejny dowód na to, że młody wampir miał szansę sobie poradzić w tym brutalnym świecie mroku.
ImagePodejrzewam, że od tego momentu będą bardziej zainteresowani mną, niż tobą. W końcu dwukrotnie im już przeszkodziłem. — Rzeczywiście, wpierw Greer powstrzymał stwórcę Noaha przed dalszymi torturami, które miały na celu niewątpliwie złamanie jego psychiki, a teraz niemalże zniszczył innego wampira, który zapewne był z jego bandy. Musiał więc być na celowniku tych nieumarłych.
ImageA gdy przyjdzie co do czego, to raczej będą z tobą bardziej uważać, wiedząc jaki z ciebie bojownik. — Kolejny fakt. Nie był to scenariusz z nękaniem słabego, bezradnego człowieka. Tutaj do czynienia się miało z wampirem, jakkolwiek młodym, który będzie walczyć do końca z całych sił, i który prędzej zginie niż się ugnie.
ImageLepiej jednak, żebyś następnym razem był lepiej przygotowany, bo nie zawsze będziesz miał takiego farta, żeby zbliżyć się do przeciwnika ze swoimi kłami. — Tym razem faktycznie Johnston miał szczęście. Co jednak gdy trafi na kogoś, kto będzie bardziej wprawiony w boju, albo będzie trzymać żółtodzioba na dystans?
Po prawie godzinie pieszej wędrówki między budynkami, a potem już wzdłuż oświetlonych ulic, dwójka Spokrewnionych trafiła pod budynek innego hotelu. Była to lokacja wciąż daleko od serca Central, ale zdecydowanie bliżej bardziej zaludnionej części. Prosta architektura czteropiętrowego budynku z czerwonej cegły sprawiała, że był on odrobinę zachęcający, ale jednocześnie łatwy do przeoczenia i zapomnienia. Zdawało się to być idealnym miejscem dla kogoś, kto wolał nie zwracać na siebie uwagi.
ImageNo, to tutaj. — Nie marnując czasu, Greer wszedł do środka. Noah, podążając za nim stanąłby w obliczu niedużego, ale zadbanego holu utrzymanego w jasnych barwach. Spokrewniony podszedł do na wpół śpiącego, krótko ściętego recepcjonisty z lekkim zarostem, który podniósł mętny wzrok, spoglądając na gościa.
ImageMarcos dał ci znać? — Wampir spytał zmęczonego pracownika hotelu.
ImageTa, Pokój dwieście cztery. Tylko bez syfu. — Niechętnie sięgnął po klucz i położył go na ladzie, by James mógł go odebrać.
ImageDzięki. I bez obaw. — Zapewniwszy śmiertelnika, że obędzie się bez problemów, spojrzał na Noaha i kiwnął głową w stronę schodów, sygnalizując, by podążył za nim do góry.
Wampiry weszły po drewnianych, skrzypiących schodach i udali się wyznaczonego pomieszczenia. James włożył i przekręcił klucz, otwierając drzwi. Wnętrze nie było okazałe, ale zawierało wszystko, czego przeciętny człowiek mógł potrzebować. Niewielką kuchnię, łazienkę oraz sypialnię. Brakowało na wyposażeniu, co prawda, telewizora, czy chociażby gramofonu, ale były za to solidne zasłony, które za dnia mogły skutecznie blokować światło słoneczne. Było to schronienie dość ciasne i mało stylowe, pozbawione wielu współczesnych wygód, ale zapewniało wampirowi w jakimś stopniu bezpieczeństwo, i wiele więcej nie było tutaj potrzeba. Ancilla obszedł mieszkanie i rozsiadł się na krześle w kuchni, po raz kolejny zapalając papierosa.
ImageWygląda w porządku. Powinno ci to wystarczyć póki co. — Jakkolwiek nieciekawie się to miejsce prezentowało, przebijało po tysiąckroć przebywanie w piwnicy. W porównaniu z warunkami, w jakich przyszło mu egzystować przez ostatnie tygodnie, nawet to mieszkanie stanowiło luksus, choć w rzeczywistości daleko mu było do tego.
Nie minęlo więcej, jak dziesięć, minut, a nieumarli usłyszeli pukanie do drzwi. Z racji godziny i faktu, że zasadniczo nikt nie powinien był wiedzieć o zajmującym go nowym lokatorze, było to szczególnie podejrzane. Greer szybko uniósł się z krzesła klnąc pod nosem i ruszył powolnym krokiem w stronę drzwi wejściowych, sygnalizując ruchem ręki Johnstonowi, by trzymał się z tyłu.
Spokrewniony uchylił drzwi, a w nich stanął niespodziewany gość.

Re: .Głód wolności i krwi

#23
Stukot laski wykonanej z ciemnego dębu odbijał się echem po starych odrzwiach wampirzego schronu. Otwarcie drzwi wyjawiło stojącą przed wejściem postać: ubranego w oliwkowy płaszcz wysokiego mężczyzny, noszącego na głowie charakterystyczne nakryciem głowy w stylu miękiszowego kapelusza. Uśmiechnął się wyraźnie, wchodząc do środka bez żadnych ceregieli. Jego ruchy i spojrzenie, ciągle ostrożne i podejrzliwie, wyrażały w swej groteskowości animalistyczne nacechowanie podobne do szybkich drygów drapieżnika który upewnia się, że jest bezpieczny. Ciężko powiedzieć jak szybko pracowały jego gałki oczne, pewnym jest jednak, że w zaledwie trzy sekundy omiótł zimnym wzrokiem całe pomieszczenie.
- Witaj James... Domniemam, że nie przeszkadzam, hm...? - odwracając się na pięcie, ściągnął nakrycie głowy i uśmiechnął drapieżnie do gospodarza. Na jego pociągłej twarzy widoczne były wszystkie mięśnie, które przymuszały się do nie otwarcia ust za szeroko - ujawnienia ostrych kłów.

Re: .Głód wolności i krwi

#24
Gdyby Noah był człowiekiem zapewne narzekałby na ból nóg, bowiem wraz z Jamesem nieustannie się przemieszczali, pokonując z całą pewnością kilka kilometrów. Gdyby jego mięśnie byłyby wciąż żywe, żwawy marsz przysporzyłby mu powód do narzekania. Jednak umarł, aby przemierzać świat nocą, już nigdy jak ludzie — fizyczny wysiłek wkładany w drogę stał mu się obcy, chodzenie nie dawało już jakiejkolwiek satysfakcji, ponieważ wampir nie odczuwał niczego. Po prostu szedł. Ten drobiazg zwrócił jego uwagę, być może błahy, jednak niepokojący. Zło, które powoli przyjmowało nad nim władzę, rozpoczęło ekspansję od najdrobniejszych aspektów człowieczeństwa: odebrało znaczenie wysiłkowi. Co jeszcze pochłonie Bestia? Czy klątwa Kaina odbierze przyjemność z egzystowania, czyniąc Johnstona zupełnie obojętnym na prozaiczne trudności?
Tym razem żółtodziób nie zgodził się z opinią mentora, jednak powstrzymał się przed wypowiedzeniem na głos niezgody. Ewidentnie wrogi Spokrewniony obrał sobie za cel młodszego Pariasa. Antagonista wykonywał konkretny plan, zamierzał porwać Noaha, jego działania nie były skoncentrowane na Greerze. Być może teraz ich priorytety się zmienią, ale Noahowi wydawało się, iż Sabat dalej skupi uwagę na nim. Niestety, palacz Lucky Strike'ów pominął wątek dozbrojenia niedoświadczonego wampira, jedynie przypominając mu, iż powinien nauczyć się walczyć. Cóż, zapewne nie można było mieć wszystkiego. Najważniejsze, iż James załatwił miejsce do spania.
Mężczyźni dotarli do hotelu. Recepcjonista i ulicznik znali się, spodziewali się spotkania, więc bez problemów Ancilla zdobył klucze do pokoju hotelowego. Zdziwiło Naoha, iż w ruch nie poszła gotówka, może panowie czerpali inne korzyści ze swojej współpracy? W oczach balsamisty James Greer wydawał się kimś, kto potrafił wszystko załatwić na mieście, jakby sieć jego kontaktów obejmowała dzielnicę, a może nawet całe Chicago. Czym ten sukinsyn się zajmował? Podrzynanie gardeł przychodziło mu z łatwością, nawet nie mrugnął, kiedy rozciął szyję Sabatnika. Mobster? Zabójca? Socjopata? Noah wziął sobie za punkt honoru odkrycie profesji nauczyciela.
Pariasi wkroczyli do pokoju. Upragniona chwila relaksu
Żółtodziób z wolna przechadzał się po pomieszczeniu zupełnie tak, jak to robili potencjalni najemcy. Patrzył z ciekawością na każdy kąt, sprawdził rozlokowanie okien, już zamierzał wejść do łazienki, kiedy niespodziewanie usłyszał pukanie do drzwi. Podejrzewał, że portier zapomniał czegoś, więc Noah kolejny raz tej nocy pobudził moc swojej krwi, aby symulować istotę żywą. Od tej chwili przypominał raczej nieco bladego śmiertelnika, niżeli krwiopijcę.
Przybysz był wyjątkowo dziwnym, wręcz niepokojącym i wzbudzającym zagrożenie osobnikiem. Z jednej strony jego ubiór zdradzał zamożność, wysoki status, ale każdy byłby w stanie przywdziać złote szaty. To manieryzmy nieznajomego uchyliły rąbka tajemnicy, jaką pozycję społeczną mógłby zajmować. Jednak z drugiej strony gość wykonywał osobliwe ruchy, gwałtowne zrywy i poruszenia gałek ocznych niczym u szaleńca. Noah instynktownie zrozumiał, że coś z tym dżentelmenem było zupełnie nie w porządku.
Wampir? Sabatnik? Przyjaciel? Znajomek Jamesa? Wiele pytań pojawiło się w głowie żółtodzioba, jednak nie zamierzał stać bezczynnie. Zwrócił uwagę, że pan z laską na razie zignorował jego obecność. Noah skinął głową w geście przywitania gościa, a potem powoli, jakby z zamiarem zrobienia sobie herbaty, przemieścił się do kuchni. Powód był prosty.
Były tam noże.

Re: .Głód wolności i krwi

#25
Image
W momencie, gdy w otwartych drzwiach stanął drapieżnie wyglądający osobnik, James jakby stał się bardziej spięty, a nie tak spokojny i wyluzowany jak zazwyczaj. Momentalnie wyprostował się przed gościem, który przez samą swoją postawę, i poniekąd aurę, mieszane uczucia szacunku i strachu. Musiał być niebezpieczną, bądź też ważną personą - a może jedno i drugie - skoro tak wpływał nawet na nieustraszonego opiekuna pariasów.
ImageSzeryfie. Oczywiście, że nie. — Odpowiedział egzekutorowi, nie wydając się szczególnie zaskoczonym, spoglądając prosto w jego ślepia z uniesioną głową i poważnym wyrazem twarzy, jakby mierząc wzrok z groźnym drapieżnikiem. Nie pytał o powód jego przybycia, ani jak dotarł do tego pokoju hotelowego. Oboje dobrze wiedzieli dlaczego Szeryf się tam zjawił, to też James po prostu wymownie skinął głową i otworzył szerzej drzwi, po czym zszedł z drogi, pozwalając hrabiemu wejść do środka.
Podczas gdy Noah miał powód do rzeczywistych obaw ze strony wampira Sabbatu, z którego szponów cudem udało mu się ujść cało, dopiero w tej chwili, w obecności lokalnego egzekutora Camarilli, mógł rzeczywiście zacząć się bać. Wciąż nieznany społeczności wampirów, dopiero będący przygotowanym do przedstawienia Księciu, Noah był tak naprawdę wielką niewiadomą, choć Kimbolton musiał przynajmniej wiedzieć o jego egzystencji, skoro zdołał wyśledzić dwójkę pariasów w takim miejscu.
Co młody wampir mógł teraz zrobić? Próbować uciekać? Znów walczyć? Nic z tego tak naprawdę nie wychodziło w grę. Pozostało mu jedynie czekać oraz mieć nadzieję, że wszystko dobrze się skończy i nie spotka go ostateczna śmierć z ręki Szeryfa.
Greer nie rzucał żartami, ani nie marnował czasu Percivala na nic nie wnoszące pogaduszki. Czekał w milczeniu, aż łowca zacznie rozmowę i na głos wyjawi cel swojej wizyty. W tej sytuacji sam zapewne nie wiedział jaki los w tej chwili czekał Johnstona. Był on jednak jego podopiecznym, i skoro dwa razy zawalczył o jego byt, można było się spodziewać, a przynajmniej mieć nadzieję, że ancilla wstawi się za młodym wampirem i postara się ochronić go przed silnym ramieniem Camarilli.

Re: .Głód wolności i krwi

#26
Za oknami mieszkania rozrastała się grzybnia uliczek, kłęby dymu i rozbłyski świateł. Poruszane w zrywach nocnego życia miasto zdawało się tętnić mimo tak późnej godziny - gdzieś zakwiliło przytłumionych dźwiękiem przez ściany dziecko, gdzieś poruszył się cień widoczny w blasku lamp z okien ogniska domowego. Nieznajomy spokrewniony uśmiechnął się tylko, pokazując szereg uzębienia i pociągnął teatralnie rękawiczkę za jeden palec, wysuwając ją powoli z długiej, mocnej i twardej dłoni. Przyległa błyszcząca brązem skóra - materiał ściąganej mityny zdawał się lekko skrzypieć w chwili schodzenia z ciała osobnika. Wzrok, wcześniej skupiony całkowicie na twarzy gospodarza jakby zastygł w nieruchomej pozie. Słowa, wypowiedziane wcześniej z odrobiną dżentelmeńskiej uprzejmości, znikły tak szybko jak runęła fasada wyrafinowania. Pozostał wyłącznie nakaz.
- No co tak stoisz Greer? Ile razy chcesz to jeszcze przerabiać? Nie mamy całej nocy. Sprowadź go tutaj - nie czekając na reakcję, uśmiechnął się tylko i zasiadł bez zgody na pobliskim fotelu. Popędzając tylko pariasa ruchem dłoni i odprowadzając wzrokiem.

Re: .Głód wolności i krwi

#27
Szeryfem jest Percival Kimbolton. Hrabia.
Noah, kiedy usłyszał tytuł przybysza, zastygnął w miejscu jak posąg. Pojawienie się szeryfa przeraziło młodego wampira, który wmówił sobie, iż ich spotkanie było oddalone w czasie. Wydawało mu się, że James sam zorganizowałby wizytę żółtodzioba z kluczowymi przedstawicielami Wieży, popychając go w najlepszym momencie, gotowym na pertraktacje z wiekowymi potworami. Niestety, naiwne myślenie Johnstona zaprowadziło go donikąd. W świecie krwiożerczych monstrum nie istniała nadzieja.
Co właściwie miało się teraz wydarzyć? Czy balsamista winien w tym właśnie momencie być absolutnie posłuszny? Czy istniał cień szansy na przetrwanie wielkiej niewiadomej? Pytania rozwijały się w głowie wampira niczym toksyczny grzyb infekujący jaźń, brak odpowiedzi wzmacniał poczucie niepewności i beznadziei.
Nie chcesz wchodzić mu w drogę.
Podjął decyzję. Musiał poznać karty na ręce Szeryfa, aby przejrzeć jego zamiary. Bez wiedzy o motywacjach Starszego, Johnston błądziłby jak we mgle. Bał się rozmowy twarzą w twarz z kimś, kto nienawidził Pariasów. Co takiego uczynili, że Hrabia gardził nimi? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Noah chwycił za nóż i ukrył go pod ubraniem.
Nie okazuj przed nim słabości.
Noah, pomimo kilku kroków dzielących go od naczelnego drapieżnika, oczekiwał na przyjście Jamesa, który pomógłby mu pokonać zieloną milę. W interwale kilku sekund, kiedy spojrzenia Pariasów zetknęłyby się, Johnston spojrzałby pytająco na mistrza. Próbowałby odczytać z niemych znaków Greera jakiekolwiek wskazówki. Żółtodziób raz skierowałby wzrok na okno, a potem na mentora, w ciszy proponując mu sugestię wyskoczenia z okna. Jeśli tylko James wyraziłby zgodę, Johnston wyskoczyłby bez wahania. Powinien przetrwać upadek.
Jeśli młodemu wampirowi przyszłoby stanąć przed upiornym majestatem Szeryfa, z całych sił toczyłby batalię z samym sobą. Całe jego ciało momentalnie spięłoby się, myśli ukazujące własną zagładę odbijałyby się po czaszce jak rykoszet zabójczych nabojów, a wzrok zdradzałby wielkie zdenerwowanie. Musiał wytrwać raz jeszcze.
Pierwsza wskazówka. Hrabia. Naoh zamierzał wykorzystać swoją wiedzę o etykiecie, żeby poprawnie przywitać się z kimś, kto stał wyżej w hierarchii.
— Panie Hrabio... — Wypowiedział słowa na granicy szeptu, a potem ukłonił się przed potworem.

Re: .Głód wolności i krwi

#28
Image
Słowa starego Toreadora wskazywały na to, że podobne scenariusze miały już miejsce. Zapewne przynajmniej niektórzy z pariasów, nad którymi pieczę trzymał Greer, spotkali Szeryfa w podobnych okolicznościach. Nie było więcej czasu na przygotowania młodego Spokrewnionego na nieuniknione spotkanie z lokalnymi władzami Camarilli. Wyraźnie niezadowolony z zaistniałej sytuacji ancilla skinął jedynie głową w odpowiedzi na rozkaz Szeryfa, krzywiąc przy tym twarz, po czym ruszył do kuchni, by sprowadzić swojego podopiecznego przed oblicze egzekutora.
Odczytując intencje Johnstona, wampir wyraźnie pokręcił głową, dając mu do zrozumienia, że ucieczka odpada. Zastanowiwszy się z resztą, analizując to, czego dowiedział się o Szeryfie, jak i również tę sytuację, gdzie sprawnie i szybko do niego dotarł, mógłby dojść do wniosku, że zapewne nie uciekłby daleko, gdyby spróbował, a najpewniej i szybko odczułby konsekwencje takiego działania.
ImageDobra, stary. Miałem nadzieję, że będzie więcej czasu na przygotowanie cię na to, ale niestety nic z tego. — Wzruszył ramionami nieco zrezygnowany, widocznie pozbawiony opcji, tak jak i Noah. Teraz droga była tylko jedna i prowadziła przez pokój, w którym Kimbolton oczekiwał na dwójkę pariasów.
ImageChodź. Czas żebyś poznał Szeryfa. — Powoli ruszył wraz podopiecznym w stronę pokoju, jednak nim przekroczyli próg, Greer zatrzymał się, odwrócił do Johnstona i wyszeptał, spoglądając mu w oczy.
ImagePamiętaj co ci mówiłem i nic nie kombinuj, to może przetrwasz tą i kolejne noce. — Z jednej strony ostrzeżenie, z drugiej perspektywa dalszej egzystencji. Noah musiał się należycie zachować i zadbać o to, by wypaść przed Toreadorem przynajmniej przeciętnie i nie dać mu powodu, do usunięcia tego, co w jego oczach mogło być zwykłym chwastem.
James przekroczył próg pokoju jako pierwszy, a tuż za nim wyłonił się brodaty dżentelmen, młody żółtodziób, jeden z pariasów, którym był w danej chwili zainteresowany Percival.
ImageTo mój podopieczny, Szeryfie. Noah Johnston. — James przemówił, gdy we dwójkę zbliżyli się do siedzącego w fotelu Toreadora, przedstawiając mu młodego Spokrewnionego, w następstwie czego ten ukłonił się przed egzekutorem.

Re: .Głód wolności i krwi

#29
Spojrzenie całkowicie skupione na starszym stażem spokrewnionym, zdawało się raczyć go odrobiną nikłego szacunku. Kimbolton nonszelancko patrzył na Jamesa od stóp do głów, podpierając się palcami dłoni w iście teatralnej pozie. Sprawiał wrażenie rozbawionego całą sytuacją, jednocześnie przekręcając głową z niedowierzaniem na znak swojej dezaprobaty i zmęczenia.
Oczy nie przeniosły się w stronę aspirującego pariasa nawet na moment, nie racząc go wyraźną krytyką która i tak była nader odczuwalna z jego strony. Samozwańczy Hrabia słuchając przedstawienia Greer'a oraz słów Noaha odpowiedział wyłącznie ciszą. Długą. Trwającą tak długą, jak szybko można było poczuć się z tym niezręcznie. Przygłuszający zastój zdawał się wyrywać jedynie w rytmice tykotu wiszącego opodal zegara. Zupełnie tak, jakby miał naznaczyć wybijającą inercje niewygodnego i niespodziewanego spotkania stróża prawa.

Tik, tak... Tik, tak...

Dłonie Kimboltona zacisnęły się na trzymanej lasce. Wykonane dębowe drewno zdawało się lekko zaskrzypieć, jakby kwiląc pod skrętem rąk wokół polerowanego drzewca. Nawet postawa Szeryfa, wcześniej rozluźniona, jakby stężała i wzrosła się z cieniem pomieszczenia. Długi uśmiech jakby pociągnął się wśród półmroku, nadając jeszcze bardziej obcego, dzikiego i wilczego oblicza.

- Ahahaha! - nagły rechot, niespodziewany i nawet rubaszny w swym tenorze. Całkowite odbicie charakteru toreadora, nie wpasowujące się w budzącą pozę autorytetu. Szeryf puścił swoją laskę i klasnął w dłonie, pierwszy raz, po nim drugi. W końcu by zaprzestać za trzecim razem. Patrząc dalej na Greera skierował słowa w jego kierunku - ewidentnie jednak adresując je do obu rozmówców.
- Podziwiam! Podziwiam! Naprawdę... Podziwiam za odwagę! Nie uciekłeś! Ha! Nie zająknąłeś się nawet przy przedstawieniu! Ty umiesz mówić! Jamesie Mój Drogi! On mówi! Co więcej ten ukłon! Równie sprawny, co oczekiwany! Podstawa właściwej etykiety! Pięknie! - zarechotał życzliwie, patrząc na Greera, później przenosząc wzrok na Noaha, po raz pierwszy - Pięknie! Dobre maniery należy nagradzać! Zatem oto nagroda Mój Drogi! Twoją bezczelność puszczę mimo uszu. Ten jeden raz, pijawko. Jeszcze raz odezwiesz się niepytany, powiesz coś bez mojej zgody, przedstawisz się bez mojego skinienia, a Twój opiekun zadba o to byś już go więcej nie potrzebował. Rozumiemy się? Hm? Oh... Rozumiemy się z tego co widzę... Świetnie.

Słowa te, niczym syk, wyrażone były widocznie ewidentnym uśmiechem i grzecznym skinieniem głowy. Wyraźna groźba, usłana etykietalnym wyrafinowaniem. Szeryf przeniósł wzrok na pierwszego ancille
- Zatem Jamesie, skoro już przedstawiłaś mi nowego pupila, może powiesz mi co się stało kilka alejek dalej? Musiałem naprawdę zadbać o to by zatrzeć wasze ślady. TWOJE ślady.

Re: .Głód wolności i krwi

#30
Tik, tak... Tik, tak.
Czas i przestrzeń została brutalnie przedarta przez każde poruszenie wskazówek zegara, podzielona na serię klisz, w której każdej następnej Noah poddawał się nieubłaganej torturze ciszy. Najpierw cisza przyniosła ulgę młodemu wampirowi, jednak zmieniające zachowanie Szeryfa wraz z bezlitosnym nurtem przemijanych chwil wystawiło balsamistę na próbę. Starszy wtopiwszy się w mrok, począł przechodzić jakąś zmianę. Jakby walczył wewnętrznie z krwiożerczą pokusą, złowieszczym impulsem, a napędzane wiekową klątwą jego ciało zdradzało zmagania gwałtownymi odruchami. W reakcji na to żółtodziobowi zadrgała powieka, a czym dłużej trwało widowisko przemijającej ciszy oraz walki hrabiego z samym sobą, tym bardziej Noah zapadał się w przerażeniu. Kiedy domniemany szlachcic zacisnął rękę na swej lasce tak, aż drewno zatrzaskało, Johnston zamknął oczy w oczekiwaniu na nieuniknione.
Rubaszny śmiech przebudził wychowanka Jamesa z koszmaru. Noah pierwszy raz w swoim nowym życiu słuchał słów drugiej osoby tak uważnie, że mógłby wręcz zasmakować w ustach sensacje dźwiękowe, poczuć na skórze zawibrowane powietrze. Pijawka, jaką został nazwany Parias, wysysała każde słówko Szeryfa, jego majestat. Upiorną, przedwieczną prawdę władzy silniejszych nad słabszymi.
Na znak zrozumienia Johnston pochylił tors wraz z głową niczym sługa w geście uniżonej akceptacji woli potężnego możnego. Twarz balsamisty stała się kamienna, gdyż natychmiast zrozumiał, że wszelkie uśmiechy, gierki słowne, popisy elokwencji należały teraz do Kimboltona i Greera, gdyż przede wszystkim posiadali twarz w organizacji, którą reprezentowali. Następnie status określał warunki interakcji. Noah Johnston był nikim, zatem stał się niczym: wyprostowanym słupem oczekującym na jakiekolwiek polecenie Szeryfa, aby okazywać niewolniczą użyteczność. Noah robił, co mógł, aby wypaść najlepiej w narzuconej roli przez sadystycznego i zwierzęcego szlachcica.
Niemniej Pariasa nie wyproszono z pokoju, nie przepędzono go, więc wsłuchał się w rozmowę i uczył się. Poznawał karty Szeryfa i obserwował nową twarz Jamesa, a on sam oczekiwał na rozwój sytuacji, trwając w masce sługi oddanego woli przybysza.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości

cron