Re: Starzy znajomi
: 15 sie 2021, 8:48
Młody Parias przez długi czas zupełnie się nie odzywał. Od mówienia wolał wsłuchiwać się w wypowiedziane zdania Jamesa i Ridera, wyciągać od nich informacje, które ujawniały mgłę tajemnicy, kto jest kim na planszy politycznej. Później panowie przedstawili nieznane Noahowi osobistości, Huntera i kogoś niosącego miano „starego Ridera”.
— Chwileczkę — przemówił z uniesionym palcem wskazującym prawej dłoni, przerywając rozmowę pomiędzy ulicznikami. — Kim jest twój ojciec, Rider? Hunter i on to ta sama osoba? Skoro angażujemy kolejnych dżentelmenów do tej sprawy, chcę wiedzieć, z kim będę miał przyjemność obcować — o ile początek zdania był w jego stylu, czyli mowa była spokojna, flegmatyczna to dokończył z wyczuwalną stanowczością.
Później poruszono wątek ewentualnej walki, balsamista analizował tę kwestię z widoczną sceptycznością. Gładził brodę, kręcił wąsem w geście dumania, jakoby oszacowywał wartość tego pomysłu.
— Jeszcze nie wiemy, co wykazała sekcja. Lokalizacja lupinów dalej jest w sferze plotek i domysłów. Nie posiadamy armii, a skoro nawet ja jestem w stanie bez większych problemów skrzywdzić zwykłego człowieka, to wątpię, aby domniemany oddział był złożony z ciepłokrwistych — niespodziewanie przerwał, sam się zaskoczył sformułowaniem ciepłokrwiści w kontekście potocznego nazewnictwa ludzi. Pokręcił głową, zapewne aura cwaniactwa i bandytyzmu, którą emanowali ulicznicy, również mu się udzielała. — Moim zdaniem jakakolwiek walka jest zupełnym nieporozumieniem, panowie. Zabijanie zostawia ślady, a skoro Galatis trąbił na temat Maskarady, to jak coś, za przeproszeniem, spierdolimy to nas powieszą za jaja — wyraził sprzeciw, ale w humorystyczny sposób, żeby nie zrażać wrażliwego Ridera, który łatwo się denerwował. — Dowiedzmy się wszystkiego, czego możemy się wywiedzieć, a potem zróbmy to w stylu Camarilli, pociągając za sznurki instytucji i organizacji ludzi. Kto wie, jak w gazetach pojawi się mistyfikacja pod postacią morderczych sekt Irlandczyków ukrywających się w lesie, to kupi to opinia publiczna i nagle służby zamkną okolicę kordonem i sprawa zamknięta. Żeby nie było, nie mam nic do Irlandczyków, to był przykład tego, jak można to zrobić — uzasadnienie przedstawił dość zemocjonowanym tonem, który podkreślał ogromne ryzyko złamania Maskarady i dobitnie negatywnych konsekwencji. Wykorzystanie ludzi jako zbiorowości wdrożonej w system zarządzającym Wietrznym Miastem wydawało się lepszym rozwiązaniem, niż tępa walka.
— Rider, dlaczego zależy ci na tym, żeby to właśnie protegowani Jamesa walczyli w twoich łowach, hm? — Tutaj już Noah ewidentnie się wkurwił. Sprawa z sadystycznymi próbami Szeryfa wciąż była świeżą raną i nawet jeżeli balsamista nie znał osobiście innych szczęściarzy, to odczuwał pewne połączenie. Irytowało go podejście do Pariasów jako mięsa armatniego, a nawet jeżeli Rider chował swoje intencje za pięknymi słówkami, to fakt był nadal taki sam: chciał wykorzystać bezklanowców.
— Rider pokazałeś dzisiaj, że zarządzanie ludźmi stanowi dla ciebie pewną trudność. Skoro nie panujesz nad gangiem pospolitych bandytów, to w jaki sposób zorganizujesz skuteczną walkę z wilkołakami, żeby straty w Pariasach nie były duże? Zważ, że każdy z nas posiada inny potencjał, nikt z nas nie jest taki sam — mówił dość prowokacyjne, kwestionował użyteczność Ridera. Noaha sprowokowała kwestia wykorzystania bezklanowców jak narzędzia, jak psy. — Pomogę ci jak najlepiej potrafię, ale walkę zostawiam tobie. A cne pierdolenie na temat wartości i wyjątkowości Jamesa zostaw na mętne pogawędki w Elizjum, bo to brzmi jak tanie próby urabiania. Czyli co? Ja mogę dostać po dupie, bo moja wartość nie jest taka, jak Jamesa? Czyli dwudziestu takich jak ja prowadzimy na szafot, bo ich można poświęcić? Cut the bullshit, Rider
— A jak potrzebujesz srebra, to sobie kup granulat srebra z mennicy. To się wykorzystuje do robienia wartościowych monet, ale sam granulat można wsypać, na przykład do loftki do strzelby. To jest najszybszy sposób, bo nie potrzebujesz do tego żadnego warsztatu.
— Chwileczkę — przemówił z uniesionym palcem wskazującym prawej dłoni, przerywając rozmowę pomiędzy ulicznikami. — Kim jest twój ojciec, Rider? Hunter i on to ta sama osoba? Skoro angażujemy kolejnych dżentelmenów do tej sprawy, chcę wiedzieć, z kim będę miał przyjemność obcować — o ile początek zdania był w jego stylu, czyli mowa była spokojna, flegmatyczna to dokończył z wyczuwalną stanowczością.
Później poruszono wątek ewentualnej walki, balsamista analizował tę kwestię z widoczną sceptycznością. Gładził brodę, kręcił wąsem w geście dumania, jakoby oszacowywał wartość tego pomysłu.
— Jeszcze nie wiemy, co wykazała sekcja. Lokalizacja lupinów dalej jest w sferze plotek i domysłów. Nie posiadamy armii, a skoro nawet ja jestem w stanie bez większych problemów skrzywdzić zwykłego człowieka, to wątpię, aby domniemany oddział był złożony z ciepłokrwistych — niespodziewanie przerwał, sam się zaskoczył sformułowaniem ciepłokrwiści w kontekście potocznego nazewnictwa ludzi. Pokręcił głową, zapewne aura cwaniactwa i bandytyzmu, którą emanowali ulicznicy, również mu się udzielała. — Moim zdaniem jakakolwiek walka jest zupełnym nieporozumieniem, panowie. Zabijanie zostawia ślady, a skoro Galatis trąbił na temat Maskarady, to jak coś, za przeproszeniem, spierdolimy to nas powieszą za jaja — wyraził sprzeciw, ale w humorystyczny sposób, żeby nie zrażać wrażliwego Ridera, który łatwo się denerwował. — Dowiedzmy się wszystkiego, czego możemy się wywiedzieć, a potem zróbmy to w stylu Camarilli, pociągając za sznurki instytucji i organizacji ludzi. Kto wie, jak w gazetach pojawi się mistyfikacja pod postacią morderczych sekt Irlandczyków ukrywających się w lesie, to kupi to opinia publiczna i nagle służby zamkną okolicę kordonem i sprawa zamknięta. Żeby nie było, nie mam nic do Irlandczyków, to był przykład tego, jak można to zrobić — uzasadnienie przedstawił dość zemocjonowanym tonem, który podkreślał ogromne ryzyko złamania Maskarady i dobitnie negatywnych konsekwencji. Wykorzystanie ludzi jako zbiorowości wdrożonej w system zarządzającym Wietrznym Miastem wydawało się lepszym rozwiązaniem, niż tępa walka.
— Rider, dlaczego zależy ci na tym, żeby to właśnie protegowani Jamesa walczyli w twoich łowach, hm? — Tutaj już Noah ewidentnie się wkurwił. Sprawa z sadystycznymi próbami Szeryfa wciąż była świeżą raną i nawet jeżeli balsamista nie znał osobiście innych szczęściarzy, to odczuwał pewne połączenie. Irytowało go podejście do Pariasów jako mięsa armatniego, a nawet jeżeli Rider chował swoje intencje za pięknymi słówkami, to fakt był nadal taki sam: chciał wykorzystać bezklanowców.
— Rider pokazałeś dzisiaj, że zarządzanie ludźmi stanowi dla ciebie pewną trudność. Skoro nie panujesz nad gangiem pospolitych bandytów, to w jaki sposób zorganizujesz skuteczną walkę z wilkołakami, żeby straty w Pariasach nie były duże? Zważ, że każdy z nas posiada inny potencjał, nikt z nas nie jest taki sam — mówił dość prowokacyjne, kwestionował użyteczność Ridera. Noaha sprowokowała kwestia wykorzystania bezklanowców jak narzędzia, jak psy. — Pomogę ci jak najlepiej potrafię, ale walkę zostawiam tobie. A cne pierdolenie na temat wartości i wyjątkowości Jamesa zostaw na mętne pogawędki w Elizjum, bo to brzmi jak tanie próby urabiania. Czyli co? Ja mogę dostać po dupie, bo moja wartość nie jest taka, jak Jamesa? Czyli dwudziestu takich jak ja prowadzimy na szafot, bo ich można poświęcić? Cut the bullshit, Rider
— A jak potrzebujesz srebra, to sobie kup granulat srebra z mennicy. To się wykorzystuje do robienia wartościowych monet, ale sam granulat można wsypać, na przykład do loftki do strzelby. To jest najszybszy sposób, bo nie potrzebujesz do tego żadnego warsztatu.