Alexander Howard Morri
Ogromne zainteresowanie Alexandra sprawą skradzionego przedmiotu było, zdawałoby się, odczuwalne przez Primogena, który stale mu się przyglądał spod swego cylindra w trakcie wymiany szeptów.
Czego masz się spodziewać? Heh, kłopotów. — Krótko skwitował, unosząc kącik ust, niemalże formując lekki uśmiech, utrzymujący się nie dłużej niż sekundę, nim zastąpił go jego zwyczajowy, poważny grymas.
Nie widziałem go osobiście, więc niestety nie mam dla ciebie bardziej szczegółowych informacji. Może mój człowiek w magazynie będzie w stanie rzec coś więcej. — Obiekt był transportowany do miasta cholera wie skąd. Możliwe, że niewielu w ogóle miało okazję rzucić na niego okiem, jeśli był dobrze zabezpieczony. Ktoś jednak o nim wiedział, aczkolwiek to, że kradzież ta była dziełem przypadku, było również prawdopodobne. Miało się to dopiero okazać jasne po zbadaniu przez Malkaviana tropów w magazynie Primogena.
Jeśli okaże się to niewystarczające i będziesz potrzebować gnata, to pogadaj z Haysem. — Było dość powszechną wiedzą, że Otto był w stanie załatwić różne fanty, w tym również krótką broń palną. Nie był to co prawda facet o przyjemnym charakterze, ale nie dało się zaprzeczyć, że ten sprytny przemytnik znał się na swoim fachu.
Jeśli uda ci się odzyskać ładunek, dostarczysz go pod adres wskazany przez mojego człowieka. — Miejsce, do którego miał trafić odzyskany przedmiot, znajdowało się gdzie indziej. Być może miał to być ostateczny cel podróży, do którego ładunek nie dotarł. Magazyn, mający być tylko chwilowym przystankiem dla artefaktu, został okradziony raz, więc nie było sensu ponownie ryzykować.
Hawthorne, nieco zdziwiony, uniósł brwi w reakcji na pytanie o zapewnienie Morriemu pojazdu. Brak konia, powozu, czy automobilu w przypadku tego dość majętnego, stosunkowo często poruszającego się po mieście nieumarłego, mogło budzić pewne pytania.
Wygląda na to, że przyszedł dla ciebie czas na zakup jakiegoś automobilu, eh? Chłopcy Haysa mogą coś mieć. — Jakkolwiek paląca była sprawa, Starszy nie zamierzał, lub nie miał możliwości, posłużyć młodemu za wypożyczalnię. Po raz kolejny Ancillae usłyszał skierowanie do tego nerwowego Malkaviana, i choć nie była to szczególnie komfortowa sytuacja, to przynajmniej była szansa, że Alexander nie będzie musiał płacić jak za nówkę. Dość długi czas spędził korzystając z usług przewoźników. Może zbyt długi. Warto było wreszcie się nieco uniezależnić, nawet jeśli miało to uszczuplić zasoby Morriego. Warto było wziąć też pod uwagę fakt, że przy okazji mógłby także nabyć na miejscu broń palną, jeśli oczywiście uznałby to za konieczność. Alistair opuścił wreszcie ramiona i, opierając się jedną ręką o laskę, drugą wyciągnął zegarek kieszonkowy, któremu przyjrzał się przez chwilę i schował z powrotem do kieszeni swej kamizelki, by na powrót zwrócić się ku Alexandrowi.
Gdy Primogen Toreador przeszła obok, wspominając o sposobności oddaniu Malkavianowi automobilu, z jednej strony mógł poczuć pewną ulgę, z drugiej jednak dobrze wiedział co to oznaczało. Nieumarli, zwłaszcza ci starsi, o silnej pozycj i szerokich wpływach, nie działają bezinteresownie. Dając coś innemu Kainicie zawsze oczekiwali czegoś w zamian. Między innymi w taki sposób młodzi Spokrewnieni od setek lat wpadali w pułapki starszych, stając się ich pionkami, przez dekady odpłacając im się za pomoc i 'dobroczynność'. Nie ma nic za darmo i Morri doskonale o tym wiedział. Nie musiał grać w tę grę i uzależniać się od kolejnego, wpływowego Spokrewnionego, skoro miał środki, przynajmniej na tę chwilę, by samemu o siebie zadbać.
Wszystko już wiesz. Ruszaj, mój chłopcze. Przynieś mi dobre nowiny. — Gdy Morri się pożegnał, Primogen skinął pożegnalnie głową w jego stronę, nim oddalił się w kierunku innych rozmówców.
Malkavian wiedział, gdzie znajdowało się 'biuro' Haysa. Budynek, z którego prowadził swoje operacje, położony był niedaleko serca Logan Square. Jeśli Alexander chciał szybko zdobyć środek transportu, to tam miał największe szanse. W przeciwnym razie mógł wykorzystać znajomości swojego ghula, by znaleźć innego sprzedawcę funkcjonującego o tej porze.
Cornelia von Metternich
Członkini domu Tremere zwróciła uwagę co najmniej kilku nieumarłych w Elizjum. Jej reputacja była powszechnie znana, więc zapewne wielu Spokrewnionych spodziewało się, że kobieta przyszła, by węszyć i nasłuchiwać, a potem wrócić do bezpiecznych murów Fundacji, gdzie przekazałaby swym przełożonym to, co zasłyszała i miała okazję zobaczyć. Podczas gdy niektórzy, przez grzeczność i celem zachowania pozorów, wdawali się z nią w dyskusje, zważając przy tym na swoje słowa, które równie dobrze mogłyby być wypowiedziane w obecności całego domu Tremere, inni starali się unikać interakcji z nią, o ile nie potrzebowali pomocy jej szerokiej wiedzy okultystycznej. Relacje Spokrewnionych z tym Czarownikiem w pewnym sensie dobrze oddawały ogólne postrzeganie klanu Tremere przez inne klany.
Wampirzyca z uwagą wysłuchała tego, co miał do powiedzenia Harpia z klanu Ventrue, dowiedziawszy się przy tym o smaczkach minionych nocy, które, jak wielu innych Kainitów, mogła przegapić nie pojawiwszy się na balu zorganizowanym niedawno przez Primogen Toreador. To, czego się dowiedziała, było cokolwiek użyteczną wiedzą, choć, niestety, teraz już publiczną. Wciąż jednak było to coś, co jeśli umiejętnie wykorzystane, mogło pomóc Czarownikom.
Ale von Metternich nie była jedyną Tremere obecną tej nocy w Elizjum. Swoimi bystrymi oczyma wypatrzyła Wysokiego Magistra, Williama Augustusa Thorntona, pełniącego rolę prawej ręki Regenta. Ten surowy nieumarły, odziany w swój elegancki, czarny garnitur z subtelnymi, ledwo widocznymi dla postronnych zdobieniami, stał, jak zwykle, z boku, samotnie, bacznie obserwując otoczenie i słuchając przemowy Arystarcha. Gdy rozległy się oklaski, Wysoki Magister wciąż stał niewzruszony, niczym posąg, z rękoma trzymanymi za plecami, do momentu, aż kątem oka dostrzegł młodszą Magister. Wtedy też zdecydował się udać w jej kierunku. Powolnym krokiem, wyprostowany, zbliżył się do niej.
Magister von Metternich. We właściwym miejscu, we właściwym czasie. — Chłodne, pozbawione zbędnych grzeczności powitanie było bardziej stwierdzeniem faktu, niż czymkolwiek innym. Cornelia rzeczywiście trafiła w dobry moment, choć oczywiście, z racji wcześniejszych zapowiedzi, nie było to dziełem przypadku.
Interesujący obrót zdarzeń. Jaka jest twoja opinia o zaistniałej sytuacji? — Thornton nie miał w zwyczaju marnować czasu. Był zainteresowany spojrzeniem młodszej Magister na sprawę Longa i Skadi. Stale testował stojących pod nim Czarowników, zmuszając ich ciągle do przemyśleń i analiz. Tak samo postąpił i teraz wobec Cornelii. Sam miał już na pewno nakreślone w głowie motywy i scenariusze tego, co mogło być potencjalnie wynikiem występu Galatisa, jak i również kroki, jakie klan mógł podjąć, by na tym zyskać.
Rider | Arystarch Galatis | Noah Johnston | Irène Celeste Lévêque
| przejście do Polowanie na Wilki (I)
Ogromne zainteresowanie Alexandra sprawą skradzionego przedmiotu było, zdawałoby się, odczuwalne przez Primogena, który stale mu się przyglądał spod swego cylindra w trakcie wymiany szeptów.
Czego masz się spodziewać? Heh, kłopotów. — Krótko skwitował, unosząc kącik ust, niemalże formując lekki uśmiech, utrzymujący się nie dłużej niż sekundę, nim zastąpił go jego zwyczajowy, poważny grymas.
Nie widziałem go osobiście, więc niestety nie mam dla ciebie bardziej szczegółowych informacji. Może mój człowiek w magazynie będzie w stanie rzec coś więcej. — Obiekt był transportowany do miasta cholera wie skąd. Możliwe, że niewielu w ogóle miało okazję rzucić na niego okiem, jeśli był dobrze zabezpieczony. Ktoś jednak o nim wiedział, aczkolwiek to, że kradzież ta była dziełem przypadku, było również prawdopodobne. Miało się to dopiero okazać jasne po zbadaniu przez Malkaviana tropów w magazynie Primogena.
Jeśli okaże się to niewystarczające i będziesz potrzebować gnata, to pogadaj z Haysem. — Było dość powszechną wiedzą, że Otto był w stanie załatwić różne fanty, w tym również krótką broń palną. Nie był to co prawda facet o przyjemnym charakterze, ale nie dało się zaprzeczyć, że ten sprytny przemytnik znał się na swoim fachu.
Jeśli uda ci się odzyskać ładunek, dostarczysz go pod adres wskazany przez mojego człowieka. — Miejsce, do którego miał trafić odzyskany przedmiot, znajdowało się gdzie indziej. Być może miał to być ostateczny cel podróży, do którego ładunek nie dotarł. Magazyn, mający być tylko chwilowym przystankiem dla artefaktu, został okradziony raz, więc nie było sensu ponownie ryzykować.
Hawthorne, nieco zdziwiony, uniósł brwi w reakcji na pytanie o zapewnienie Morriemu pojazdu. Brak konia, powozu, czy automobilu w przypadku tego dość majętnego, stosunkowo często poruszającego się po mieście nieumarłego, mogło budzić pewne pytania.
Wygląda na to, że przyszedł dla ciebie czas na zakup jakiegoś automobilu, eh? Chłopcy Haysa mogą coś mieć. — Jakkolwiek paląca była sprawa, Starszy nie zamierzał, lub nie miał możliwości, posłużyć młodemu za wypożyczalnię. Po raz kolejny Ancillae usłyszał skierowanie do tego nerwowego Malkaviana, i choć nie była to szczególnie komfortowa sytuacja, to przynajmniej była szansa, że Alexander nie będzie musiał płacić jak za nówkę. Dość długi czas spędził korzystając z usług przewoźników. Może zbyt długi. Warto było wreszcie się nieco uniezależnić, nawet jeśli miało to uszczuplić zasoby Morriego. Warto było wziąć też pod uwagę fakt, że przy okazji mógłby także nabyć na miejscu broń palną, jeśli oczywiście uznałby to za konieczność. Alistair opuścił wreszcie ramiona i, opierając się jedną ręką o laskę, drugą wyciągnął zegarek kieszonkowy, któremu przyjrzał się przez chwilę i schował z powrotem do kieszeni swej kamizelki, by na powrót zwrócić się ku Alexandrowi.
Gdy Primogen Toreador przeszła obok, wspominając o sposobności oddaniu Malkavianowi automobilu, z jednej strony mógł poczuć pewną ulgę, z drugiej jednak dobrze wiedział co to oznaczało. Nieumarli, zwłaszcza ci starsi, o silnej pozycj i szerokich wpływach, nie działają bezinteresownie. Dając coś innemu Kainicie zawsze oczekiwali czegoś w zamian. Między innymi w taki sposób młodzi Spokrewnieni od setek lat wpadali w pułapki starszych, stając się ich pionkami, przez dekady odpłacając im się za pomoc i 'dobroczynność'. Nie ma nic za darmo i Morri doskonale o tym wiedział. Nie musiał grać w tę grę i uzależniać się od kolejnego, wpływowego Spokrewnionego, skoro miał środki, przynajmniej na tę chwilę, by samemu o siebie zadbać.
Wszystko już wiesz. Ruszaj, mój chłopcze. Przynieś mi dobre nowiny. — Gdy Morri się pożegnał, Primogen skinął pożegnalnie głową w jego stronę, nim oddalił się w kierunku innych rozmówców.
Malkavian wiedział, gdzie znajdowało się 'biuro' Haysa. Budynek, z którego prowadził swoje operacje, położony był niedaleko serca Logan Square. Jeśli Alexander chciał szybko zdobyć środek transportu, to tam miał największe szanse. W przeciwnym razie mógł wykorzystać znajomości swojego ghula, by znaleźć innego sprzedawcę funkcjonującego o tej porze.
Cornelia von Metternich
Członkini domu Tremere zwróciła uwagę co najmniej kilku nieumarłych w Elizjum. Jej reputacja była powszechnie znana, więc zapewne wielu Spokrewnionych spodziewało się, że kobieta przyszła, by węszyć i nasłuchiwać, a potem wrócić do bezpiecznych murów Fundacji, gdzie przekazałaby swym przełożonym to, co zasłyszała i miała okazję zobaczyć. Podczas gdy niektórzy, przez grzeczność i celem zachowania pozorów, wdawali się z nią w dyskusje, zważając przy tym na swoje słowa, które równie dobrze mogłyby być wypowiedziane w obecności całego domu Tremere, inni starali się unikać interakcji z nią, o ile nie potrzebowali pomocy jej szerokiej wiedzy okultystycznej. Relacje Spokrewnionych z tym Czarownikiem w pewnym sensie dobrze oddawały ogólne postrzeganie klanu Tremere przez inne klany.
Wampirzyca z uwagą wysłuchała tego, co miał do powiedzenia Harpia z klanu Ventrue, dowiedziawszy się przy tym o smaczkach minionych nocy, które, jak wielu innych Kainitów, mogła przegapić nie pojawiwszy się na balu zorganizowanym niedawno przez Primogen Toreador. To, czego się dowiedziała, było cokolwiek użyteczną wiedzą, choć, niestety, teraz już publiczną. Wciąż jednak było to coś, co jeśli umiejętnie wykorzystane, mogło pomóc Czarownikom.
Ale von Metternich nie była jedyną Tremere obecną tej nocy w Elizjum. Swoimi bystrymi oczyma wypatrzyła Wysokiego Magistra, Williama Augustusa Thorntona, pełniącego rolę prawej ręki Regenta. Ten surowy nieumarły, odziany w swój elegancki, czarny garnitur z subtelnymi, ledwo widocznymi dla postronnych zdobieniami, stał, jak zwykle, z boku, samotnie, bacznie obserwując otoczenie i słuchając przemowy Arystarcha. Gdy rozległy się oklaski, Wysoki Magister wciąż stał niewzruszony, niczym posąg, z rękoma trzymanymi za plecami, do momentu, aż kątem oka dostrzegł młodszą Magister. Wtedy też zdecydował się udać w jej kierunku. Powolnym krokiem, wyprostowany, zbliżył się do niej.
Magister von Metternich. We właściwym miejscu, we właściwym czasie. — Chłodne, pozbawione zbędnych grzeczności powitanie było bardziej stwierdzeniem faktu, niż czymkolwiek innym. Cornelia rzeczywiście trafiła w dobry moment, choć oczywiście, z racji wcześniejszych zapowiedzi, nie było to dziełem przypadku.
Interesujący obrót zdarzeń. Jaka jest twoja opinia o zaistniałej sytuacji? — Thornton nie miał w zwyczaju marnować czasu. Był zainteresowany spojrzeniem młodszej Magister na sprawę Longa i Skadi. Stale testował stojących pod nim Czarowników, zmuszając ich ciągle do przemyśleń i analiz. Tak samo postąpił i teraz wobec Cornelii. Sam miał już na pewno nakreślone w głowie motywy i scenariusze tego, co mogło być potencjalnie wynikiem występu Galatisa, jak i również kroki, jakie klan mógł podjąć, by na tym zyskać.
Rider | Arystarch Galatis | Noah Johnston | Irène Celeste Lévêque
| przejście do Polowanie na Wilki (I)