Apetyt rośnie w miarę jedzenia

Akt I | Central | Monroe St, Rowland Business Group

Apetyt rośnie w miarę jedzenia

#1
Spowite mrokiem ulice Chicago nigdy nie wzbudzały złudnego poczucia bezpieczeństwa. Nie miało znaczenia, czy mówiono o przedmieściach usłanych szczątkami ciał przemielonych na krwawą pulpę, obfitych w fabryki przemysłowe dzielnicach robotniczych w South Side czy centrum tej pieprzonej metropolii - w każdym z tych miejsc czyhali egoistyczni drapieżcy o złowrogich intencjach. Nie tylko Spokrewnieni mieli pożywkę z tak zwanej trzody, jaką zwykli określać śmiertelnych. Ci drudzy karmili się bowiem strachem i przemocą, potęgując ponure postrzeganie lokalnej rzeczywistości odwieczną, bratobójczą wojną. Wojną o wpływy. O pieniądze. O poglądy i ideały. Jakie to było kurwa żałosne; gdyby tylko wiedzieli, że Świat Mroku od tysiącleci spoglądał na te istoty ze skrytą pogardą, pociągając za sznurki ich ulotnej egzystencji, te marne życia - dla nich samych - całkowicie straciłyby na znaczeniu. Kainici mieliby na ten temat inną opinię; dla nich wciąż byliby pokarmem.
Prawdziwa wojna toczyła się w świecie nieumarłych i miała wiele więcej zawiłości. Zrodzony z cieni uczestniczył w tejże skrycie i z niebywałą gracją, lecz wystarczył jeden błąd - bynajmniej nie jego, pojawiło się w myślach - ażeby jego angaż ujrzał światło dzienne, niwecząc wszelkie zasługi nagłymi wątpliwościami. Dotychczas skrzętnie zachowana w tajemnicy obecność odszczepieńca Lasombra na Domenie Archibalda nie dotarła uszu Ostrza Kaina, które obróciłoby to miasto w pył, gdyby tylko wiedziało o jego istnieniu. Nie stanowiło to jednak przeszkody dla klanu Brujah, by zesłać na niego uwagę pieprzonych Sabbatników przez głośne memłanie jęzorem o poufnych sprawach Camarilli. Jego dalsza egzystencja w Chicago jawiła się pod znakiem zapytania, a tychże było mnóstwo; czy powinien opuścić Domenę, nim wróg odkryje jego przynależność? Uzyska wsparcie Spokrewnionych w nadchodzącej wojnie, czy zostanie rzucony na pastwę losu, aby tylko mieć to już za sobą? Czy Książę pozwoli mu pozostać w tym zapomnianym przez Boga mieście?
Ostrożność, dyskrecja, instynkt przetrwania. Pozbawiony opcji długoterminowego planowania, w obliczu gęstej atmosfery musiał zdawać się na elastyczną improwizację swych działań. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutrzejsza Noc, co więcej - trudno przewidzieć przetrwanie obecnej. Sabbat mógł uderzyć w każdej chwili, podobnie jak czarne dupki Brujah, którym się wydawało, że Rowland - to jest, Niklas Drakenberg - rzeczywiście wyznaje rasową supremację, z której zasłynął wśród śmiertelnych. Jak gdyby na świecie nie było spraw ważniejszych, niż trzoda i jej poglądy. Oczywiste było, że cała jego działalność to w istocie środek do celu, ale czego się spodziewać po drugim, najbardziej zdziczałym - zaraz po Gangrelach - klanie Krzykaczy, którzy myślą, że przemocą i ostrym słowem naprawią ten świat? Uwłaczające. Tym niemniej musiał teraz dźwigać ciężar własnych pomyłek, do których nie chciał przyznać się przed samym sobą, z sytuacji podświadomie wyciągnął jednak cenną lekcję - jeśli na jego ciemny kącik rzucono światło, sam musiał je zgasić i przywrócić cień.
Głód zmuszał jednak, aby opuścić bezpieczną strefę komfortu.
Tym razem nie przyjechał swym najdroższym automobilem. Rolls Royce Silver Ghost pozostał w jednym z garażów posiadanych nieruchomości, a Lasombra pod biurowcem Rowland Business Group zjawił się w pojeździe średniej klasy, który nie wyróżniał się nazbyt spośród parkowanych w pobliżu samochodów. Naprędce wszedł do budynku wejściem dla personelu, dając jeszcze sygnał swemu ghulowi - Tristanowi Callaghan, aby pozostał w pobliżu. Ciemnym korytarzem, w którym nie było teraz krzty światła, pokierował się ku schodom, aby wspiąć się piętro wyżej i trafić do biura drugiego sługi.
Madelaine, Concordia, Aurora - wykonaj telefon i sprawdź, czy są dostępne. Mam dziś wyjątkowo łasy apetyt, Mallory, chcę widzieć tu każdą. — w poleceniu nie było krzty prośby, on domagał się jego wykonania. Z jakiegoś powodu miał ochotę pożywić się kobietą, więc lepiej, aby wszystkie z nich były dostępne - ryzyko polowania na obce ofiary było ostatnio zbyt duże, by rezygnować z bezpieczniejszych rozwiązań.

Re: Apetyt rośnie w miarę jedzenia

#2
Za mroczną zasłoną, w istocie, od setek lat toczyły się rozgrywki nieumarłych potworów manipulujących śmiertelnymi, jak i również sobą nawzajem. Wszystko to w jednym celu - by przetrwać. Niektórzy krwiopijcy, na przestrzeni wieków, budowali swoje imperia i armie, chroniące ich byt przed tymi, którzy chcieliby zasmakować ich władzy i wpływów. Inni z kolei borykali się z conocną egzystencją, walcząc o przetrwanie, unikając mrocznego losu mogącego czaić się tuż za rogiem. Niklas Theodor Drakenberg, mimo dumnego pochodzenia, okazał się znaleźć w szczególnie niekomfortowej pozycji na tej gigantycznej planszy. Dla Sabbatu, był on jednostką, którą należało wyeliminować, odesłać w niebyt i zapomnienie. Dla Camarilli był - tymczasowo - użytecznym elementem, tak jak inni jemu podobni, zaakceptowani przez Wieżę z Kości Słoniowej. Dla Niklasa tu właśnie pojawiał się zgrzyt, bowiem jego użyteczność mogła zostać potencjalnie przyćmiona przez zagrożenie, jakie wiązało się z jego potencjalnym wykryciem przez Ostrze Kaina. Nie sposób było wyzbyć się obaw, jakie się z tym wiązały, to też jego istnienie opierało się w dużej mierze na trzymaniu głowy nisko, nie zwracając zbędnej uwagi tych, którzy zechcieliby odciąć ją od reszty jego tułowia. Jego bogactwo zapewniało mu pewien poziom komfortu i bezpieczeństwa, ale na jak długo? Wrogowie, których zdołał sobie narobić obok ścigających go wampirów Sabbatu, wcale nie ułatwiali jego i tak utrudnionej już egzystencji.
Dotarł do wieżowca mniej rzucającym się w oczy automobilem, zostawiając go pod czujnym okiem pana Callaghana, udając się do wnętrza budynku, prosto do biura Josepha Mallory'ego. Ghul, widząc swojego pana, pochylił głowę w geście powitania i szacunku, wysłuchując otrzymanej przez niego komendy i potwierdzając jej otrzymanie. Natychmiast pochwycił za telefon i wybrał numer, kontaktując się wpierw z jedną, potem z drugą i kolejną osobą, wykonując w trakcie rozmowy notatki na leżącej przed nim kartce papieru. Jeśli Niklas pozostał w pobliżu, to Joseph wkrótce, po zakończeniu rozmów telefonicznych, zwrócił się w kierunku swego pana.
ImageCała trójka zjawi się tutaj w ciągu najbliższej godziny. — Przekazał dobre wieści i wysłuchał co jego Drakenberg mógł mieć jeszcze do powiedzenia.
Tak jak zapewnił Spokrewnionego jego sługus, trzy śmiertelne kobiety zawitały na teren budynku w pewnych odstępach czasowych, kierując się prosto do wyznaczonego im pomieszczenia, gdzie miał na nie czekać nieumarły. Bogate, piękne damy z przyjemnością mu się oddały, zaspokajając płynącą w ich żyłach wysokiej jakości karmazynową cieczą apetyt wampira i całkowicie uzupełniając jego braki vitae. (Uzyskano 7 Punktów Krwi)
Resztę wieczoru, trzoda Niklasa musiała spędzić w budynku, chyba że zorganizowano im transport z powrotem, choć z racji ich stanu po pożywieniu się na nich, mogłoby to być nieszczególnie rozsądne. Nie mniej, Drakenberg zdołał uzupełnić zapasy pośród bezpiecznych murów swojej pokaźnej posiadłości, bez potrzeby udawania się w 'dzicz' by zapolować osobiście.

Re: Apetyt rośnie w miarę jedzenia

#3
Spokrewnienie blisko dwieście lat temu odebrało mu komfort wyrażania emocji w zwyczajnych, ludzkich odruchach. Ostały się po śmierci w iście metaforycznym wydźwięku, toteż wampir - wciąż przysłowiowo - odetchnął z ulgą na złożoną obietnicę, a na surowej twarzy zagościł drapieżny uśmiech. Szczęście ostatnimi czasy chyba przestało mu sprzyjać, jakże bowiem wytłumaczyć nawałnicę problemów w tym miesiącu, gdy całe dziesięciolecia pielęgnowanej egzystencji w Chicago usłane były pasmem sukcesów? Popełnił wiele błędów, które uszły jego uwadze, a wróg to wykorzystał. Nadeszła pora, by położyć temu kres, nim całe miasto obróci się przeciwko niemu, a Lasombra zatraci swą szansę na ratunek.
Żyły w istocie przybyły w samą porę. To zabawne, jak kiepskie mniemanie o śmiertelnych przyćmiewały szarmanckie gesty i puste słowa. Jako Arthur Rowland bez wątpienia musiał prezentować światu inne, łagodniejsze oblicze, mamić swą trzodę obietnicami i przykazaniami, reprezentować prominentną społeczność w sposób godny, lecz zbliżony do ich obyczajów. Dawno temu zatracił się w roli nieumarłego, wywyższając ponad śmiertelne sprawki, te zaś były środkiem do celu. Okazał się jednak bronią obosieczną i jeszcze tego wieczoru zamierzał poinformować o tym przybyłe kobiety; pełne gracji, seksapilu, obrzydliwego przepychu. Wpływowe kobiety z wyższych sfer.
Drogie Panie. Nim przejdziemy dalej, muszę obwieścić Wam smutną nowinę. — zlustrował je przenikliwie, nie unikając kontaktu wzrokowego, to one go unikały. W cienistym spojrzeniu nie było widać jego duszy, tam mrok kłębił się niby najczarniejszy dym w pożodze.
Istnieją ludzie, którzy chcą zaszkodzić naszej politycznej działalności i obrali mnie na celownik. Być może nasze spotkania w nadchodzących dniach nie będą mogły się odbyć, gdyż winienem usunąć się w cień. Będę potrzebować sił, których bez wątpienia dostarcza mi nasza jedność, dlatego oczekuję od Was dyspozycji. Razem podejmiemy rękawicę rzuconą nam przez wroga i zdmuchniemy go z planszy. — te kobiety wiedziały wiele więcej o jego działalności, niż wielu z jego współpracowników. Mężatki wpływowych prominentów dysponowały kanałami, do jakich on nie miał dostępu, co planował skrzętnie wykorzystać. — Nie da się zwyciężyć wojny bez wygranych bitew. Musimy zyskać przewagę, a tę zapewnia rozpoznanie. Kiedy skończymy nasze rytualne spotkanie, Joseph przekaże Wam posiadane informacje o przeciwnikach naszej organizacji, a Wy, drogie Panie, zasięgniecie języka na ich temat. Nie chciałybyście chyba sprawić, żeby niekompetencja sprowadziła na nas klęskę, czyż nie? Dlatego wykonacie zadanie zgodnie z moją wolą. — w słowach wybrzmiała groźba i manipulacja. Chciał zaszczepić w tych kobietach świadomość, że jeśli nie zdobędą dla niego żadnych informacji, a odniosą porażkę w tej bitwie - to one zostaną obarczone winą, wręcz same się do niej przyznają. Taka była jego wola.
Czas pełen erotyzmu, niebagatelnych wrażeń i obustronnej ekstazy pozwolił mu posilić się w klasycznej, rytualnej i jakże zwierzęcej konwencji. Czerpał przyjemność z każdego picia, bo nie nawykł traktować go jak rutynę, którą należało odbębnić, żeby ukoić pragnienie. Delektował się każdą z tych chwil, potęgując przyjemność elementem złudnej namiętności i swoistego pastwienia się nad tymi kobietami. Doznawały uniesień nieporównywalnie silniejszych, niż najpotężniejsze, seksualne orgazmy, kiedy ziszczał się wampirzy pocałunek, ale chwile żywienia dla tego Spokrewnionego, którego Bestia coraz mocniej obejmowała w swe zgubne szpony, były czymś więcej. Bo w oczach tych istot nie wybrzmiewała jedynie ekstaza. Kiedy spoglądał im głęboko w oczy, dostrzegał rozkoszny strach. Krew stanowiła zwieńczenie dzieła jak wisienka na torcie, więc kiedy tylko mógł pozwolić sobie, by spędzić z nimi więcej czasu, poświęcał go bez wahania. Nie inaczej było i tym razem. W pełni posilony zaspokoił swój apetyt na vitae, lecz głód zemsty i przetrwania wciąż narastał.
Wyszedł z tak zwanego pokoju rozkoszy po upływie pewnego czasu i zwrócił się do swego ghula.
Na wyjściu przekażesz im informacje na temat czarnych Krzykaczy i wszystkiego, co wiadomo na temat ugrupowań, do których przynależą. Potrzebuję informacji, żeby stawić im czoła, Josephie. Jeśli więc pragniesz przetrwać równie mocno co ja, zacznij działać. Arthur Rowland ma zniknąć z mapy Chicago. Zorganizuj konferencję dla prasy, opowiedz o delegacji, poślij fałszywy trop. Wciąż nie wiem, czy Sabbat ściga jedynie Rowlanda, czy przede wszystkim Drakenberga. — przyznał zgodnie z prawdą. Brujah uderzali przede wszystkim w śmiertelny aspekt jego egzystencji, a w oczach Ostrza Kaina, kimkolwiek był Arthur Rowland - szkodził ich interesom. Ale ich aktywność wciąż nie była tak natężona, jak byłaby, gdyby byli świadomi natury jego jestestwa. Gdyby wiedzieli, że przynależy do Lasombra.
— Nie mogę spędzić tu więcej czasu, Mallory. Zadbaj o przepływ finansów, będę ich teraz niezmiernie potrzebował. Spróbuję dowiedzieć się więcej od Callaghana, a Ty zainwestuj w nowe schronienie, które nie jest sygnowane znanym im nazwiskiem. — nakazał. Nikt właściwie nie był świadom, że nieruchomości stanowiące własność Arthura Rowland to także jego schronienie, gdyż nie nawykł pokazywać się w nich publicznie. Wyjątkiem była jego Domena, ta zaś była przecież strzeżona wpływami Camarilli - trudno orzec, czy Sabbat by się tutaj zapuścił, ale jeśli tak, atak byłby iście widowiskowy. I niebezpieczny.
Chwilę później, jeśli nic nie zatrzymało go po drodze, znalazł się już przed budynkiem. Wyczekiwał na powrót Tristana Callaghan, który po chwili zjawił się na parkingu, wciąż prowadząc automobil średniej klasy. Ghul tym razem nie otworzył drzwi Spokrewnionemu, jak miał w zwyczaju, to przyciągnęłoby zbyt wiele uwagi.
— Tristanie, sytuacja robi się coraz bardziej napięta. Udało Ci się coś ustalić w ostatnie dni? — zapytał w środku, licząc, że wreszcie uzyska jakąś przewagę. Przecież kurwa nie pracowali nad nimi od dziś. Dwójka Brujah stanowiła teraz większe zagrożenie, niż największe nawet hordy wrogiej Sekty. Nie dlatego, że szargała jego reputację; ci ludzie wciąż nawigowali jego położenie i zdradzali coraz więcej wrażliwych informacji. Należało ich powstrzymać wszelkimi środkami, nim Ostrze Kaina dowie się, kim naprawdę jest.

Re: Apetyt rośnie w miarę jedzenia

#4
Drakenberg miał sporo do zrobienia, chcąc wzmocnić swoją pozycję i zapewnić przetrwanie przede wszystkim swoje, choć również swych lojalnych podwładnych, będących skutecznymi narzędziami wampira. Związani z nim krwią słudzy byli na każde jego zawołanie, gotowi by działać w imieniu swojego pana i chronić go za wszelką cenę. Nie było to łatwe zadanie, zwłaszcza w obliczu obecnego zagrożenia, ale to tylko zapewniało ghulom nowe okazje, by udowodnić swą użyteczność w oczach Niklasa.
Nieumarły posiadał jednak nie tylko tę garść lojalnych sługusów, a również swój mały kult. Ci śmiertelnicy, jednakże, w odróżnieniu od przybocznych Spokrewnionego, nie byli związani z nim niczym więcej, jak przyjemnością i interesami. Wiedział doskonale, że ich lojalność była nie wobec niego samego, a wobec zysków, jakie przynosiła im współpraca z wampirem. Z tego też powodu, wyjawianie im bardziej niż poufnych informacji było wyjątkowo niebezpieczne. Niezwiązani przez siłę vitae śmiertelnicy mogli być przekupieni, zastraszeni, czy jakkolwiek inaczej przekonani przez wrogie jednostki do współpracy przeciwko głowie ich organizacji. Mając wolną wolę mogli nawet sami dojść do pewnych wniosków. Groźba tego stała się o tyle większa w momencie, gdy Lasombra zdradził członkom swej trzody, iż jest w momencie słabości. Ktoś chciał mu zaszkodzić, a to stanowiło kłopoty dla interesów tych, którzy z nim współpracowali. Byli to ludzie egoistyczni, dbający przede wszystkim o własne dobro, majątek i sukces, co sprawiało, iż trudne, o ile nie niemożliwe, było trzymanie ich blisko. Można było się spodziewać, że szybko rozpierzchną się w momencie, gdy pojawi się realne dla ich egzystencji zagrożenie, bądź lepsza oferta współpracy.
Kobiety przyjęły do wiadomości to, co przekazał im nieumarły, przyjmując służalczą postawę i pochylając głowy, zapewniając że zrobią co w ich mocy. Czy jednak Drakenberg zrobił dobrze, powierzając zaufanie ludziom będącym prawie tak chłodnymi, pozbawionymi skrupułów i wyrachowanymi jak wampiry? Kolejne noce miały okazać się tego testem i pokazać, czy mimo momentu słabości, utrzymywał nad tymi śmiertelnikami dość silny wpływ. Strach potrafi być doskonałym motywatorem, pchającym ludzi do działania i stawiania czoła niemożliwemu. To jednak obosieczny miecz, mogący w równie skuteczny sposób odepchnąć ludzi.
Wreszcie doszło do zaspokojenia nieumarłego ciała Niklasa. Ach, cóż za ulga. Kobiety, które doznały z nim tych niezwykłych uniesień, pozostały w pomieszczeniu, odpoczywając. Uzupełniwszy zapasy vitae, władca mroku mógł kontynuować przygotowania do walki z nieprzyjacielem, zarówno tym spoza Camarilli, jak i wewnątrz jej szeregów. W tym celu rozmówił się ze swoją prawą ręką, zlecając mu zdobycie informacji o lokalnych wrogach, którzy starali się osłabić interesy Drakenberga, a co za tym idzie, jego samego. Im szybciej upora się z tym problemem, tym lepiej, gdyż będzie mógł wtedy w pełni skupić się na swoim głównym problemie i skierować przeciwko niemu wszystkie swoje zasoby, będące obecnie podzielone do walki na dwóch frontach.
Gdy przyszło mówić o temacie Arthura Rowlanda, Spokrewniony mógł się zastanawiać, czy brak zapewnienia swojej alternatywnej tożsamości właściwego podłoża będzie zbawieniem, czy kolejnym słabym punktem, w który jego wrogowie będą mogli wymierzyć mu cios. Niklas nie zadbał nigdy o właściwą dokumentację, gdy kreował Rowlanda, posiłkując się po drodze wyłącznie wpływem swoich najsilniejszych atutów, celem pominięcia tematu papierów, kiedykolwiek ten się pojawiał. Jego nazwisko oczywiście widniało w wielu firmowych dokumentach, ale poza tym, Arthur Rowland był duchem, który pojawił się znikąd. Nikt nie kwestionował tej tożsamości i nie próbował zagłębiać się w braki papierów głównie dzięki wpływowi Dominacji, ale również za sprawą odpowiednio grubych kopert ulokowanych w odpowiednich kieszeniach. Mimo iż jego aktywność zostawiła w Chicago widoczny ślad, którym teoretycznie można było podążać, to jeśli jednak ktoś miałby przyjrzeć się temu bliżej, stosunkowo łatwo odkryłby że Arthur Rowland nigdy nie istniał. Jakby się jednak nad tym zastanowić, to dotychczas nie stanowiło to żadnego problemu, a póki pieniądze się zgadzały i trzymały właściwe gęby na kłódkę, to zapewne nie było czym się martwić.
ImageZrozumiano. Zajmę się tym. — Joseph odparł pewnym, niewzruszonym głosem. Miał zamiar natychmiast zabrać się do pracy, nie marnując cennego czasu, którego wampir najwyraźniej nie miał zbyt wiele.
Drakenberg egzystował na tyle długo, iż byłby głupcem ufając, że jego domena jest w pełni bezpieczna. W jego sytuacji, żadne miejsce tak naprawdę nie było. Nie dopóki istniały ślady mogące doprowadzić do niego Sabbat. Nie mógł czuć się komfortowo ani bezpiecznie dopóki istniało zagrożenie ze strony Ostrza Kaina. Jeśli mieliby oni zacząć rozbierać miasto cegła po cegle, by go znaleźć, to nie miał wątpliwości, że Camarilla rzuciłaby go potworom na pożarcie przy pierwszej okazji.
Po wydaniu poleceń swej prawej ręce, wreszcie stanął u stóp wieżowca, w oczekiwaniu na swojego szofera, mającego przybyć tym samym pojazdem. Po krótkiej chwili ten podjechał pod budynek, czekając aż Spokrewniony znajdzie się wewnątrz automobilu.
ImageNiewiele poza tym, że zasrańce są sprytne i wiedzą jak trzymać się na dystans. Jeden z moich ludzi miał śledzić typa, który ponoć miał z nimi kontakt. No i cóż... Parę dni później znaleźliśmy go z poderżniętym gardłem. — Callaghan rozłożył ręce w geście bezradności, informując o trupie. Ta dwójka Krzykaczy nie była głupia i zdawała się mieć dość środków, by skutecznie się bronić przed przeszpiegami, a także wyprowadzać dobrze przemyślane ciosy. Im dłużej trwało użeranie się z nimi, tym gorsza była pozycja, w jakiej znajdował się Drakenberg, zmuszony do walki na dwóch frontach, nie posiadając właściwie żadnych sojuszników poza swoimi własnymi ludźmi. Z drugiej jednak strony, czy aby na pewno Brujahom zależało na zdradzeniu klanowej tożsamości Niklasa wampirom Sabbatu? Naraziłoby to przecież Chicago, miasto Camarilli, w równym stopniu na niebezpieczeństwo. Jakie są szanse, że którykolwiek wampir byłby na tyle nierozsądny, by ściągać siły wrogiej sekty na swój teren? Bardziej prawdopodobnym było, że chcą po prostu rozebrać jego interes kawałek po kawałku, aż nie zostanie mu nawet złamany cent przy duszy. Ich strategiczne uderzenia poniekąd na to właśnie wskazywały. Ale kto wie, czasami nienawiść może przyćmić i zdrowy rozsądek, więc kto wie jak daleko mogliby się posunąć. Niklas musiał ważyć każdy swój ruch, każde słowo, każdy pionek przesunięty na planszy. Każdy, nawet najmniejszy błąd, mógł przyczynić się do jego niebytu.

Re: Apetyt rośnie w miarę jedzenia

#5
Gdzieś pomiędzy przyjemnością a interesami, spoiwem jego trzody była ideologia. Ci ludzie co prawda byli chciwymi dupkami, jakich wielu chodziło po świecie, ale wyselekcjonowanymi spośród osób, które prawdziwie wierzyły w cele suprematycznego ugrupowania. On nie odsłonił przed nimi jedynie własnej słabości, on podważył autorytet całej organizacji, której wszakże byli częścią. Wpływ olbrzymiego autorytetu Arthura Rowland to zresztą nie tylko pieniądze (które de facto otrzymywały, czym miał zająć się Mallory), ale i słudzy, którzy dysponowali własnymi środkami, by nadać grupie odpowiedni kierunek, utrzymać lojalność. Oczywiste było, że trzoda może w pewnym momencie zawieść, ale było to ryzyko wpisane w koszta. Akt desperacji zmuszał go do popełniania na pozór lekkomyślnych decyzji, ale wciąż - te decyzje tyczyły się jedynie działalności Rowlanda. A brak papieru zdawał się ułatwiać sprawę, bo gdyby Rowland zniknął, nikt nie zadawałby pytań. Jego działalność mogłaby się rozpocząć na nowo, w zupełnie innym kierunku. Przecież ideologia była tylko środkiem do celu, źródłem wpływowych i bogatych kontaktów, które mógł pozyskać na wiele innych sposobów. Tym niemniej miał na uwadze potencjalną zdradę, ale zawierzył im, bo ufał swoim zdolnościom perswazji, ufał ich wierze w idee i w niego samego. Bez wątpienia były świadome, że gdyby wygrzebał się z obecnych kłopotów rzucony na pastwę, dosięgnęłaby ich jego mściwa ręka; czy zatem nie lepiej było spróbować zawalczyć w imię idei... i własnego przetrwania?
Drążcie dalej, bez względu na koszta. — nakazał Callaghanowi i wskazał mu kierunek podróży. — Zajedź do La Liberté, będę musiał rozmówić się z kilkoma osobami. I nie czekaj pod lokalem, wracając zamówię taryfę. — o ile atak na elizjum był przynajmniej nieprawdopodobny, tak na automobil widziany pod Domeną już prędzej. Tristan musiał być tego świadom, wszakże odpowiadał za ochronę Spokrewnionego, jeśli więc mieli ogon - jego zadaniem byłoby go dyskretnie zgubić.
Ostatnie Noce uświadomiły Lasombra, jak zaniedbał kwestię interakcji ze Spokrewnionymi. Pomimo natłoku własnych spraw, wiedział, że jeśli chce przetrwać tę wojnę, będzie musiał pozyskać przychylność pozostałych członków wampirzej społeczności - to wymagało wykonania przysług. Zdawał sobie sprawę, że Brujah było nie na rękę ujawnić jego klanową tożsamość, ale ich słabość poniekąd mogła ich zgubić - i zamierzał ten fakt uwydatnić w swoim planie działania. Na dobry początek liczył na wsparcie Szeryfa, który nie musiał za nim przepadać, ale był tym, który jego zasługi dostrzegał i zapewne pierwszą osobą, która winna stać na straży i porządku w Chicago. Gdyby udało mu się go przekonać do współpracy (a przecież Toreadorzy w ostatnim czasie nie lubili się z Krzykaczami), być może przynajmniej tymczasowo stłumiłby działania tego klanu i kupił Lasombrze nieco więcej czasu na zorganizowanie defensywy. Wciąż pozostawali także Ventrue, którzy swe koneksje z białymi suprematystami również posiadali, a metodyka Brujah była im nie na rękę. No i Książę, który winien trzymać te psy pod butem i pamiętać, przez kogo wojna wisi na włosku; to przecież nie pierwszy ich wyskok w historii. Przed Lasombra było jeszcze wiele pracy i choć wiedział, że nie może stanąć przed obliczem Archibalda z pustymi rękoma, będzie musiał zapewnić sobie jego nietykalność.

Re: Apetyt rośnie w miarę jedzenia

#6
Fundamenty, na których opierały się więzi Niklasa i jego podwładnych, pozostawały, póki co, dość solidne, a wspólny interes, wspólny cel, jak i również łącząca ich ideologia, były spoiwem, które nie mogło łatwo pęknąć. Jeszcze nie. Na szczęście wampir wiedział jak wpływać na śmiertelników, co powiedzieć i w jaki punkt uderzyć, by zapewnić sobie pośród nich posłuch i lojalność. Nie siedział biernie i nie czekał, aż wróg stanie u jego bram, a zamiast tego począł manewry ofensywne, pokazując swoją siłę i kompetencje jako lider, co pomagało mu utrzymać swoją pozycję, przynajmniej na razie. Jego współpracownicy mieli w swoim interesie zadbanie o interesy Drakenberga, będące również ich własnymi. Póki Lasombra posiadał środki i wpływy, raczej nie musiał martwić się o pojawienie się zgrzytów wewnątrz jego organizacji. Z resztą, jego zaufanie nie leżało tyle w ludziach, którymi zarządzał, a raczej w jego własnych zdolnościach. Przez tyle lat go nie zawiodły, więc czemu miałoby się to zmienić.
Tristan zapewnił swego pana, iż będzie dalej starać się dotrzeć do Krzykaczy. W jego gestii leżało badanie ich aktywności i ścieżek, a także szukanie słabych punktów, w które można było uderzyć. Mimo iż tamta dwójka wampirów nie była głupia, to jednak obok władcy mroku byli prymitywami, którym prędzej czy później noga musiała się powinąć. Nikt nie był nieomylny i każdy, prędzej czy później, popełniał jakiś błąd. Niklas dobrze o tym wiedział, gdyż poznał to na swoim własnym przykładzie. Wystarczyło krążyć i czekać, aż nieprzyjaciel zrobi coś głupiego, co można będzie obrócić przeciwko niemu.
Przyjmując kierunek jazdy, ghul ruszył w kierunku West Side, gdzie mieściło się Elizjum, miejsce spotkań Spokrewnionych, które Lasombra rzadko odwiedzał ostatnimi czasy, trzymając dystans, starając się nie dawać nikomu sposobności ataku. Musiał jednak wyciągnąć rękę w kierunku innych nieumarłych, jeśli chciał przetrwać nadchodzące noce. W obliczu wiszącej nad jego głową gilotyny, nawet jego bogactwo i izolacja w drogich posiadłościach nie była wystarczająca, by odeprzeć nieprzyjaciela. Potrzebował sprzymierzeńców w społeczności Spokrewnionych, a by tych pozyskać, nie miał innego wyboru jak wypełnić dla nich przysługi. Zarówno młodzi Toreadorzy, jak i klan Arystokratów, zdawali się być właściwym wyborem, gdyż wielu z nich nie pałało sympatią do Krzykaczy. Istniała dzięki temu szansa na znalezienie wspólnego języka z tymi Kainitami. Podczas gdy z przedstawicielami tymi dwoma klanami można było się z pewnością dogadać przez wzgląd na wspólną niechęć do Brujahów, tak wątpliwym było, by udało się zyskać wiele więcej, niż już zdołał dostać od Księcia Wietrznego Miasta. Niklas zrobił swoje, odegrał pewną rolę w walce z wrogą Sektą, i został za to nagrodzony. Nie oznaczało to jednak wcale, że Książę pałał do niego sympatią. Lasombra został zaakceptowany, jednak mimo roli, jaką odegrał, przez większość lokalnych Spokrewnionych wciąż był, w najlepszym wypadku, tolerowany. Poziom tej tolerancji miał potencjał spaść, jeśli wampir miałby podjąć się próby wciągnięcia Księcia, bezstronnego sędziego, w swój prywatny konflikt. Szukając sojuszników, Drakenberg musiał postępować bardzo ostrożnie i z ogromną rozwagą wybierać sobie potencjalnych sprzymierzeńców, mogących pomóc mu z nasilającym się problemem. Sprawa wyglądałaby zgoła inaczej i wszystko byłoby znacznie łatwiejsze, gdyby ta dwójka swoimi działaniami szkodziła w jakiś sposób Camarilli jako całości, czy interesom kasty rządzącej. Jeśli jednak Niklasowi przyszło być jedynym celem ich bezpośrednich ataków, to pozyskanie pomocy mogło okazać się znacznie trudniejsze.
Wóz wreszcie zajechał w okolice klubu, zatrzymując się w ciemniejszej uliczce, gdzie przybycie władcy mroku nie zwracało szczególnej uwagi. Stamtąd jedynie drobny kawałek dzielił go od oświetlonych schodów klubu La Liberté, gdzie przebywała nieumarła część śmietanki towarzyskiej Chicago.

| przejście do La Liberté, Elizjum

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości