Początek końca

Akt I | Central | Hotel SilverStar II piętro, apartament 236

Początek końca

#1
Jadąc na spotkanie umówione poprzez Ghuli, siedział zamyślony na tylnym siedzeniu Forda, prowadzonego przez Alana Pinkertona. Jechali w kompletnej ciszy, gdyż tego sobie życzył. Choć z zewnątrz zdawał się idealnie opanowany – silny i zimnokrwisty, wewnątrz niego szalało tornado sprzecznych emocji. Starał się jednak odnaleźć ten punkt, oko cyklonu, w którym mógł obserwować je: wszystkie uczucia i myśli… Także te, które chciał ukryć.
Ukryć przed całym światem.
Zazwyczaj nie miał problemu, aby oczyścić umysł z zbędnych myśli i obrazów, zastępując je innymi wspomnieniami. Jednak tym razem było inaczej i wszystko wskazywało na to, że droga, którą właśnie pokonuje jadąc swoim samochodem, jest ostatnią prostą w jego obecnej egzystencji. Zmiana wisiała w powietrzu. Prawie czuł jej smak.

Necessitas zakpiła ze mnie kolejny raz i choć tak bardzo starałem się od niej uciec, teraz widzę wyraźnie jak naiwne i dziecięce było to życzenie. Ludzie żyją krótko i szybko dostają to, na co zasłużyli… A my? Ancillae szybko wpadają w tą samą pułapkę i wydaje im się, że oszukali przeznaczenie. Głupcy… Wszyscy jesteśmy głupcami… - Ventrue skrzywił się lekko.

Galatis już dawno zrozumiał, iż klątwa, która toczy jego krew prowadzi ostatecznie do wiecznego letargu. Paradoksalnie to właśnie ona stała się przyczyną, dla której pozostawał aktywny. Siłą zmuszającą go do działania. Codziennie, przez setki lat. Egzystował dostatecznie długo by rozumieć, że brak celu jest najgorszą trucizną. Usypia czujność, zabija ciekawość, by w końcu po kilku stuleciach sprawić, że zaśniesz... Na jak długo? Ostatnia prosta, na której dar nieśmiertelności przestawał mieć znaczenie, wydawała się grekowi podobna do tej, którą kroczą śmiertelnicy. Świadomość przepływania czasu… I jego złudności… W istocie czuł się tak, jakby był ograbiany. Ograbiany z czasu... To było nowe uczucie, lecz pozwalało na większe zrozumienie ludzkiej natury.
Czy oni są tego ciągle świadomi?
Jego umysł był stary, podobnie ciało wskazywało na podeszły wiek i nieuchronny koniec życia. Tak samo jednak jak śmiertelnicy, nie chciał jeszcze umierać. Liczył na każdą, kolejną chwilę. Gdzieś głęboko w martwym sercu cieszył się z faktu, że bardziej rozumie ludzi. Nieuchronność śmierci pozwala docenić to, czego nie potrafimy zauważać. Pozwala docenić radość życia. Ventrue przymknął oczy, smakując to nowe doświadczenie.

Gdy dojechał na miejsce, wysiadł z Forda razem z swoim Ghulem i udał się na spotkanie z Marcelem. Nie wiedział, co go czeka, ale był pewien, że nic już nie będzie takie samo po tym spotkaniu. Był kwadrans przed czasem i miał możliwość zadomowienia się jako pierwszy w hotelu, który wynajął. W recepcji sprawy poszły sprawnie i szybko. Alan został w hallu głównym, a Arystarch rozgościł się w apartamencie, alby po chwili usłyszeć pukanie do drzwi. Ventrue otworzył je, a jego oczom ukazał się Marcel, ten sam mężczyzna z którym miał okazję rozmawiać pięć lat temu w Chicago.

Re: Początek końca

#2
Image
Minęły długie dekady od pamiętnej nocy, kiedy to pochłonięty pragnieniem poszerzenia wiedzy o najstarszych, Arystarch został dotknięty potężną klątwą, która równie dobrze mogła już wtedy zakończyć jego byt. Pogoń za wiedzą kosztowała go wiele, zbyt wiele. Przetrwał, ale na jak długo i za jaką cenę? Wiszące nad Arystokratą widmo nadchodzącego końca aktywnie pchało go ku rozwiązaniu problemu, który mógł ostatecznie pozbawić go tego, czego powinien mieć pod dostatkiem - czasu. Ta kruchość egzystencji rzeczywiście zbliżyła Galatisa do człowieczeństwa, zapewniając mu nową perspektywę. Jednak to interesujące uczucie nie miało trwać wiecznie. W pozbyciu się tego rosnącego ciężaru miał właśnie Marcell.
Zamyślony Ventrue, analizujący swoją sytuację i naturę życia, dojechał wreszcie na miejsce. Wykorzystał swoje środki, by upewnić się, że nikt nie przeszkodzi w jego spotkaniu, wynajmując na tę noc cały hotel. Alan Pinkerton stał na straży, dbając o to, by nikt nieproszony nie wtargnął na spotkanie, podczas gdy Harpia udał się do wyznaczonego apartamentu. Był tam pierwszy i mógł się należycie przygotować na spotkanie z Czarownikiem. Jeszcze krótka chwila osobistych przemyśleń, które przerwało pukanie do drzwi.
Arystarch pociągnął za klamkę, a jego oczom ukazał się znajomy widok długowłosego, bladego osobnika o niemalże gładkiej twarzy, pokrytej jedynie delikatnym zarostem, a także o chłodnym, aczkolwiek głodnym odkryć spojrzeniu, odzianego w czarny, długi płaszcz. Stał z rękami złączonymi za jego plecami na poziomie łokci. Kąciki jego ust lekko uniosły się, gdy ujrzał Arystokratę, spoglądając na niego zza częściowo zakrywających jego twarz ciemnych włosów.
Image Witaj, Arystarchu. Zdaje się, że minęła chwila od naszego ostatniego spotkania. — Tremere pewnym krokiem przestąpił próg apartamentu, z zainteresowaniem oglądając pomieszczenie, wreszcie odwracając się do swojego 'gospodarza', gdy ten zamknął drzwi.
Image Rad jestem, że wreszcie możemy przedyskutować nasze sprawy należycie. Interesujący dobór miejsca spotkania. Ufam, iż nikt nie będzie nam przeszkadzał. — Po chwili Marcell rozsiadł się wygodnie w siedzisku nieopodal i poczekał, aż Galatis usiądzie na przeciw niego.

Re: Początek końca

#3
- Witaj Marcell – Ventrue odpowiedział krótko, podając rękę na przywitanie. Odwrócił się w stronę salonu, wskazując gestem miejsce, w którym mogli spocząć. Po drugiej stronie apartamentu znajdował się drewniany stół o blacie z ciemnego orzecha, oraz dwa wygodne krzesła, obite ciemnoczerwonym materiałem. Świadomie wybrał lokację z dala od okien i drzwi, aby czuć jak największy komfort podczas rozmowy. Jedynym źródłem światła była lapa nocna z klasycznym abażurem stojąca niecałe dwa metry od stolika. Jej pomarańczowe, przyćmione światło lśniło na blacie stołu, niczym rozlany olej. Apartament był schludny. Miękki i gruby dywan tłumił kroki, wyciszał pośpiech. Wystrój robił przytulne wrażenie, co podkreślał delikatny zapach świeżych kwiatów stojących w wazonie zaraz przy wejściu. Gdy panowie rozsiedli się wygodnie Arystarch odpowiedział:

- Zaiste dla ciebie była to chwila, ale dla mnie zdawała się wiecznością. Staram się korzystać z czasu, jaki mi pozostał najlepiej jak się da i uwierz mi… - zrobił przerwę zastanawiając się co dalej powiedzieć – Nie jest łatwo – dokończył, smakując w ustach gorycz tego stwierdzenia.

- Ale do rzeczy – kontynuował, odsuwając mroczne odczucia, które go na chwilę opanowały – Jesteśmy tutaj całkowicie bezpieczni i możemy przedyskutować sprawy bez żadnych obaw. Jak zapewne zauważyłeś, postarałem się o komfort rozmowy. Lubię, gdy otoczenie wspiera, a nie rozprasza w niepotrzebny sposób. Jestem pewien, że potrafi pan to docenić – uśmiechnął się szczerze. Potrzebował pokrzepiających drobiazgów. Sprawiały, że było mu łatwiej. Kontynuował więc:

- Nie jestem zaskoczony faktem, iż Thomas został zniszczony. Po tym co się wydarzyło tamtej nocy wszystko się zmieniło, a przede wszystkim pański podwładny. O tak. Werner już wcześniej wykazywał pewne oznaki niezrównoważenia i paranoi, a po nieudanym eksperymencie kompletnie postradał zmysły i zachowywał się jak histeryczny Malkavian. Widziałem obłęd w jego oczach, czający się strach, wręcz grozę… - zrobił pauzę przypominając sobie tamten moment, gdy zrozumiał że sprawy nie poszły w dobrym kierunku. Podniósł wzrok skupiając się na oczach Czarodzieja:

- Odpowiedz mi na pytanie: Jak został zniszczony i ile wie klan Tremere na temat tego incydentu? Wasza piramida posiada o wiele bardziej wysublimowaną inwigilację niż mój Zarząd. Bo widzisz, paranoja Thomasa przestała mieć jakiekolwiek granice. Zniszczył przeklęty Grimoir, wszystko zapisywał szyfrem i zakazał wypowiadać imiona Matuzalemów uważając, że oni wtedy to wiedzą. Wszędzie widział niewidzialną rękę Jyhadu oraz wpływ Przedpotopowców – Galatis gestem dłoni w powietrzu podkreślił swoje słowa. - To co później mówił było przerażające i jeśli okazałoby się prawdą, to Gehenna jest nieunikniona. Nie jestem głupcem i na szczęście potrafiłem dostrzec w jego teoriach mnóstwo sprzecznych informacji, które się wzajemnie wykluczają. A gdy pokazywałem mu te niezgodności, nie potrafił ich logicznie zrozumieć, natychmiast tworząc nowe teorie, aż w końcu w mojej osobie zaczął widzieć wroga. Dlatego nasze drogi się rozeszły.

- Jedno jest pewne. Grimoire był przeklęty i faktycznie zaprowadził nas do wiedzy. Znasz to powiedzenie… Nie szukaj czego nie zgubiłeś, bo jeszcze to znajdziesz. I znalazłem. Jestem dowodem na to, że Progenitor mojego klanu nie został zniszczony jak mówią mity, czy inne skrawki wiedzy. Kłamstwa, wszędzie kłamstwa... W końcu przeprowadziłeś się do Chicago i wierzę, że potrafisz cofnąć to, co spartaczył twój uczeń. Informacje jakie przekazałem w listach potwierdzają moją gotowość do współpracy. Tak więc powiedz, jak zamierzasz zdjąć tak potężną klątwę i jaką mogę mieć pewność, że nie skończysz jak Thomas? - pytanie zawisło pomiędzy nimi, nad powleczonym ciepłym światłem blatem.

Re: Początek końca

#4
Image
Półmrok i cisza panujące w pomieszczeniu, w parze z jego wystrojem, skutecznie tworzyły przyjazną dla nieumarłych atmosferę. Oboje zdawali czuć się komfortowo w tym miejscu, szczególnie zważając na fakt, że mogli cieszyć się niezmąconym spokojem w praktycznie pustym budynku, gdzie właściwie jedynymi żywymi duszami był recepcjonista i ghul Arystarcha.
Image Twoja sytuacja jest, w istocie, mało kolorowa. Dobrze widzieć, że mimo to nie zostałeś pokonany przez defetyzm. I oczywiście, doceniam twoje starania w zapewnieniu nam odpowiedniego poziomu komfortu. — Optymistyczna nuta, o którą zadbał Arystarch, z pewnością pomogła w utworzeniu sprzyjającego nastroju. Tremere skinął głową kończąc zdanie.
Image W rzeczy samej. Biedak został całkowicie zdominowany przez szaleństwo, jakie zaatakowało jego umysł. To, co go dotknęło, to co zobaczył, gdy został odprawiony rytuał, niosło zbyt duży ciężar. To brzemię skruszyło jego psychikę, pozostawiając wyłącznie skorupę tego, kim był Thomas. — Surowa powaga rysowała się w tym momencie na twarzy Pravola, gdy mówił o stanie swojego dawnego podopiecznego.
Image Thomas w końcu stał się zagrożeniem dla samego siebie, jak i również dla innych, dlatego też zadbałem o jego całkowitą izolację. Trzymanie go w zamknięciu miało dać mi to czas na przestudiowanie jego stanu i próbę znalezienia dla niego pomocy. Niestety, z nocy na noc jego stan się pogarszał, aż w końcu brzemię było dla niego zbyt ciężkie i dokonał samozniszczenia, używając magii krwi, by się spopielić. — A więc szaleństwo Wernera całkowicie go zniszczyło. Nie było dla niego ratunku i ostatecznie sam zakończył własną egzystencję. Co za paskudny los. To, że Arystarch nie skończył podobnie po tamtej diabelnej nocy, było prawdziwą łaską.
Image Nie ma powodu do zmartwień na temat tego, co wiedzą moi przełożeni. Jestem tu, i tyle powinno wystarczyć. Jeśli zaś chodzi o teorie oraz proroctwa Thomasa, to podczas gdy warto zbadać ich trafność, to w żadnym wypadku nie powinniśmy brać ich za pewnik. — Krótko skwitował kwestię wiedzy Tremere. Faktem było, że jego obecność świadczyła o braku problemów, i nie było dziwnym, iż nie chciał dzielić się informacjami na temat kwestii wewnętrzno-klanowych. Rygor i silnie zhierarchizowana struktura klanu uniemożliwiały zajrzenie wewnątrz tym, których lojalność wobec Piramidy nie była zapewniona więzami krwi, nawet jeśli pracowano nad osiągnięciem wspólnych celów.
Image Poszukiwania wiedzy, szczególnie tej zakazanej, zawsze niosą pewne zagrożenie. To było nie do uniknięcia. Nie mniej, faktem jest, że rezultaty tamtego rytuału były katastrofalne. Koszt wydobycia tej niebezpiecznej prawdy był wysoki. Zbyt wysoki. — Słowa Marcella niosły gorzką prawdę. Koszty w poszukiwaniach tak skrytej, tajemnej wiedzy prawie zawsze były opłacane krwią.
Image Nie wykluczam, że będę w stanie odciągnąć od ciebie widmo grozy, ale z pewnością nie będzie to łatwe. Najpierw będę musiał dogłębnie poznać naturę ciążącej na tobie klątwy, a aby to osiągnąć, będę musiał przeprowadzić badania w moim laboratorium. Dopiero wtedy będę w stanie określić co jest potrzebne, by ją ściągnąć, bądź przynajmniej osłabić na tyle, by nie groziła twojej egzystencji. — Czarownik złączył palce dłoni, mówiąc o pierwszych krokach w scenariuszu walki z klątwą Galatisa. W końcu pochylił się nieco do przodu, patrząc głęboko w oczy rozmówcy.
Image Thomas był niecierpliwy, a przez to nieostrożny. Jego brak rozwagi, który objawił się w braku należytego zbadania obiektu, z którym pracował, skutkował jego zniszczeniem, i prawie pociągnął ze sobą ciebie. — W głosie mentora Wernera można było wyłapać subtelne emocje, takie jak rozczarowanie oraz, być może, odrobinę żalu. Zainwestował wiele czasu w swojego ucznia, a ten skończył, niestety, jako szaleniec, a następnie kupka popiołu. Trudno było szukać winnego w kim innym jak samym Thomasie. Po zakończeniu zdania znów oparł się o swoje siedzisko.
Image Mamy wystarczająco dużo czasu, by zrobić to we właściwy sposób. — Dodał pewnie, mając, zdawało się, wiarę przynajmniej w należyte podejście do problemu, bez zbędnego pośpiechu i brawury, przez które Werner sprowadził na siebie klęskę.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość

cron