Polowanie na Wilki (IV)

#1
Minęły dwie, może trzy noce zanim cokolwiek ruszyło się w sprawie tartaku i tajemniczego pudełka znalezionego w głębinach skrytki na miotły. Czas jednak płynął specyficznie w pogrążonym chłodnym wiatrem Chicago, a jedynym co przypominało Spokrewnionym o przemijającym czasie był wiecznie obecny i stopniowo rosnący głód Bestii, które domagała się świeżej krwi. Wieczór był wyjątkowo szczęśliwy dla właściciela baru gdzie Noah zastawił swoją przynętę, a sam lokal zdawał się porządnie wypełniony mniej lub bardziej wesołymi klientami. To czy i jak głęboko wątpliwość na temat sukcesu planu który wymyślił Noah zaczęła wbijać się w jego martwe serce było zagadką znaną jedynie przez niego samego. Ostatecznie jednak cierpliwość okazała się jedną z największych cnot, którymi powinien interesować się wampir i stosownie nagrodziła Pariasa, gdy od lady odbił się nieznajomy ruszając prosto w kierunku stołu przy którym siedział Pan Johnston.

Mężczyzna przypominał bardziej niedźwiedzia niż człowieka, wielki i szeroki, z gęstą zaniedbaną brodą ukrywająca dolną część jego twarzy. Gruby zimowy płaszcz jedynie dodawał mu kolejny cali w barach, a dźwięk obitych roboczych butów potrafił przebić się bez problemu ponad hałas rozmów i śmiechów. Jednak gdy nieznajomy osadził się na krześle przy stoliku Noaha, jeżeli Spokrewniony posiadał jakiekolwiek niepewności i ewentualne poczucie zagrożenia od strony tego mężczyzny, spojrzenie jego oczu zaraz rozwiało takie myśli. Ten człowiek był zlękniony do szpiku kości, blada skóra, przekrwiony od alkoholu nos i niespokojne dłonie jedynie potwierdzały tą obserwacje. Człowiek rozglądnął się przez ramię na zebranych gości baru, oblizując popękane wargi zanim rozpoczął półszeptem.

- Noah, tak? Słuchaj, weź sobie kase i broń, ale oddaj mi resztę, dobra? Zero urazy, rozejdziemy się i tyle.-

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#2
Dwie noce. Nareszcie. Nadszedł ten moment, w którym przyjdzie im przesłuchać kolegę z tartaku i ruszyć - miejmy nadzieję - sprawę wilkołaków do przodu. Marcus przybył do lokalu nieco wcześniej przed Johnstonem, nie chcąc wzbudzać podejrzeń. Usiadł przy stoliku kawałek dalej, zamówił sobie piwo dla niepoznaki i tak sobie po cichu siedział, czekał z Noahem na ich cel.
I wreszcie przybył ich człowiek. Galloway na chwilę zawiesił na nim wzrok, podobnie jak pewnie paru innych klientów, gdy dotarły do niego ciężkie kroki tego człowieka. Wyglądał dokładnie tak jak można by opisać stereotypowego drwala. Toż to góra, nie człowiek! Jednak poza groźnym wyglądem raczej nie stanowił zagrożenia. Powiedziałby wręcz, że to niedźwiedź o zajęczym sercu. Kto wie, może ich przesłuchanie nie będzie takie trudne? A może bał się czegoś więcej poza konfrontacją z Noahem?
Marcus pochylił się ponuro nad swoim kuflem w zamyślonej pozie, jakby kontemplował coś bardzo ważnego i bardzo niemiłego. Potrzebował wtopić się w tłum. Ciągłe wpatrywanie się albo łypanie w kierunku Noaha i jego "gościa" mogły spalić jego przykrywkę. Mimo to dalej uważnie nasłuchiwał, starał się wyłapać wszystkie najważniejsze informacje z ich rozmowy.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#3
Parias, zgodnie z ustalonym planem, wszedł do środka pubu kwadrans później od Marcusa, żeby dać mu czas na wtopienie się w tłum. Bezklanowiec zanim wykonał jakąkolwiek akcję, pierw skoncentrował się na wampirycznej mocy, która w nim drzemała. Dzięki wyjątkowej więzi z własną naturą, która stała w opozycji do Bestii, mężczyzna przywołał barwy życia na swojej skórze. Przypominał żyjącą i oddychającą istotę, wilka w owczej skórze. Dopiero w takiej formie podszedł do barmana, kupił piwo, a następnie usiadł przy stoliku znajdującym się na środku salki, ponieważ chciał być łatwym celem obserwacji.
Nastąpiło czekanie. Noah nie wiedział, ile ono potrwa, na szczęście jego flegmatyczna natura lepiej znosiła nudę od reszty ludzi. Starał się zachować czujność, nie wiedział czy przybędzie jeden, czy więcej osób. W końcu przybył. Gigant, chłop rosły jak dąb. Widok takiego osobnika nieco zestresował Johnstona, gdyż nie czuł się na siłach, aby walczyć z takim bydlakiem. Na szczęście jegomość okazał się, przynajmniej na razie, chętny na podjęcie dialogu. Wampir wskazał mu otwartą dłonią wolne siedzisko.
— Tak, to ja. Zapraszam. — Odezwał się przyjaźnie. Postanowił przyjąć taktykę małych kroków. Jeżeli wielkolud nie wykazywał jeszcze agresji, Johnston postanowił wykazywać się sympatią w stosunku do nieznajomego. — Chętnie oddam pana własność, ale najpierw chciałbym zadać panu kilka pytań. Potem, mam nadzieję, pożegnamy się serdecznie i każdy z nas uda się we własnym kierunku. Na początku, proszę, niech się pan przedstawi.
Po wypowiedzeniu ciepłych słów, niezdradzających agresji, nieumarły postanowił wykorzystać kolejnego asa z rękawa. Skupił się na swych oczach, aby przebudzić w nich vitae. Aktywował Widzenie Aury, ponieważ chciał monitorować stan aury, jaka emanowała z rozmówcy.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#4
Mimo zwiększonego ruchu Marcus na całe szczęście był w stanie wychwycić najważniejsze elementy rozmowy pomiędzy masywnym drwalem a drobnym Pariasem. Niektóre końcówki lub pomniejsze słowa potrafiły zgubić się pomiędzy krzykiem jednego z gości a dźwiękiem stukającego szkła, jednak stosunkowo dobre osadzenie obserwowanej rozmowy jak i własnego tyłku pozwalało detektywowi zrozumieć przeprowadzoną konwersacje.

Miejsce było pełne śmiertelników, pełne mijających się obecności i aur. Noah dzisiejszego wieczoru miał o wiele trudniejsze zadanie niż podczas badania zwłok i mimo wysiłku udało mu się jedynie zauważyć jasny blask bijący od strony nieznajomego, z pewnością symbolizujący jego całkiem żywy stan w przeciwieństwie do Pariasa i jego towarzysza.

-Słuchaj, nie mam czasu na takie gierki, a także tobie będzie lepiej jeśli oddasz mi to co ukradłeś i zapomnisz o sprawie. Zaufaj mi gościu, nie chcesz w tym grzebać. -

Ano właśnie, ukradłeś. Noah nawet nie tyle co zabrał rzeczy należące do kogoś innego, zrobił to po włamaniu się na cudzą posesję i porządnym przegrzebaniu prywatnych rzeczy najpewniej należących do nieznajomego przed nim. Szybkie przeanalizowanie sytuacji pozwoliło Noahowi zignorować ten delikatny problem - ostatecznie chodziło o życie innych osób, w tym także jego. Chodziło o zagrożenie ze strony istot o których ci słaby śmiertelnicy nie mieli pojęcia, a te przedmioty z pewnością przydadzą się bardziej dobru ogólnemu niż jakiemuś dryblasowi, który w zamian za pieniądze poświęcił życie swoich pracowników. Czasem trzeba po prostu coś zabrać, żeby ochronić innych przed własną niezdarnością. Zwłaszcza jeśli można potem szantażować kogoś z pomocą jego własnych narzędzi.

Degeneracja Człowieczeństwa dla Noah Johnston

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#5
Noah rzeczywiście dopuścił się aktu włamania na prywatny teren tartaku oraz dokonał kradzieży dóbr. Mało tego, przymknął także oko na Celeste, która najprawdopodobniej pożywiła się nocnym stróżem. Parias chciał być użyteczny w szeregach Camarilli, ponieważ wiedział, iż był pierwszym do odstrzału, dlatego budował swoją wartość. Od tego zależało jego przetrwanie. Chłodna, pragmatyczna racjonalizacja dokonanego przestępstwa odebrała mu cząstkę tego, kim był za życia i nawet tego nie odczuł.
Badanie aury nie przebiegło tak sprawnie, jakby się tego spodziewał. Istotnie, w pubie dzisiaj było wielu klientów, a każdy z nich rozpraszał Pariasa. Niemniej udało mu się pozyskać cząstkę informacji. Jasna poświata, zauważona za sprawą metafizycznego widzenia, zaniepokoiła mężczyznę. Niby wszystko wskazywało na kontakt z człowiekiem, jednak z jakiegoś powodu Noah podskórnie przeczuwał coś zgoła odmiennego. Postanowił zachować czujność oraz skupienie.
— Proszę pana, gierki już dawno się skończyły — mówił poważnie, utrzymywał dalej neutralny ton. — Trzech brutalnie zamordowanych robotników, którzy byli na tyle zdesperowani, aby podjąć się tajemniczego zlecenia, hm? Nieudolna próba usunięcia wszelkich śladów w samym zakładzie wskazywała na pośpiech, ale coś panu powiem, skoro taki laik jak ja potrafił dodać jeden do jednego, co jeśli zajmą się tym bardziej wykwalifikowani ludzie? Cóż, z całą pewnością coś odkryją, ale co potem? Kolejne zgony? Kolejne próby zamiatania pod dywan? — odwoływał się do logiki i sugerował oczywiste konsekwencje sprawy zostawionej samopas. Już teraz panował okropny syf i jeżeli nikt tego nie powstrzyma, sprawy wyjdą poza kontrolę.
— Widzę, że nie kierują panem pieniądze, gdyż nie chce ich pan. Dlatego, błagam, niech pan spojrzy w przyszłość. Co jest tak cennego w Czerwonym Klonie, że jedni wysyłają straceńców na śmierć, a drudzy zabijają? Być może chciwość Biura do tego doprowadziła, ale z całą pewnością nie jest to warte kolejnych śmierci, ani uwagi miasta, która na pewno się pojawi, jeżeli nic z tym nie zrobimy. Proszę, niech pan to przemyśli.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#6
Masa ludzi. Hałaśliwych ludzi. Mimo to Marcus nasłuchiwał, ile mógł, by samemu wiedzieć tyle, co Noah. Dla niepoznaki przyłożył szklankę do ust, jakby chciał wziąć łyka, lecz najwyżej wciągnął nosem aromat spienionego trunku. Opuścił szkło na stół i wsłuchał się uważniej w rozmowę.
Rozmówca Johnstona wydawał się zdenerwowany. Zrozumiałe, biorąc pod uwagę sytuację, w której się znalazł. Lecz czy bał się on Noaha? A może strach, który gdzieś tam przeczuwał skierowany był w stronę jego niespodziewanych "zleceniodawców"? Do tego używał ciekawego słownictwa. Z jednej strony brzmiał jakby ostrzegał Noaha przed zagłębianiem się w tę sprawę; z drugiej jakby mu wręcz groził.
Noah dobrze gadał. Jeśli ktoś tak "zielony" w kwestii prowadzenia śledztwa dał sobie radę tak szybko połączyć kropki, to co zrobią profesjonaliści? Podejrzani nie mieliby w takim wypadku nawet czasu na zabawę w zacieranie śladów. Skłonienie człowieka do współpracy podparte logiką i rozsądkiem... Brzmiało dobrze, lecz czy podziała na osobę potencjalnie kierującą się w tej chwili przede wszystkim emocjami i strachem? Ludzie w strachu lubią robić różne durne rzeczy.
Na razie nie będzie interweniował. Noah dawał sobie radę. Gdyby jednak przyszło co do czego...
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#7
Argumenty Noah były w sumie jak najbardziej rozsądne, jednak nie dość że sam Parias nie był największym z mówców i demagogów, to mężczyzna naprzeciw niego najprawdopodobniej znalazł się w tej sytuacji właśnie przez brak kierowania się większym rozsądkiem. Dodać do tego strach który zaczął przeradzać się w irytację, a irytacja w gniew i już po chwili rosły drwal wydawał się jakby dwukrotnie urosnąć, mimo że fizycznie nic takiego się nie stało. Ostatnie słowa Pariasa zostały niemalże przerwane przez uderzenie otwartej, wielkiej dłoni mężczyzny o blat stołu przy którym oboje siedzieli, po którym sam śmiertelnik odezwał się z wyraźnym gniewnym tonem w swoim głosie.

- Gówno mnie obchodzi przyszłość o której gadasz, koleś. Moje znajduje się poza tym parszywym miastem, a jeśli tobie jest życie miłe także powinieneś się wynosić. A teraz oddawaj moje pieniądze. -

Po ostatnich słowach drwal podniósł się z krzesła i utkwił spojrzenie swoich drobnych, głęboko osadzonych ślepi w postaci Pariasa. Przyspieszony oddech, zarumieniony polik i pozycja w jakiej zaczął się nadstawiać informowały o możliwym nadchodzącym zagrożeniu od strony mężczyzny. Oczywiście podniesiony głos i wcześniejszy dźwięk dłoni o blat także zwróciły na nich część dzisiejszej klienteli i pokątny wzrok samego barmana. Noah czuł że jeśli będzie naciskał w takich kierunkach jak dotychczas, konfrontacja jest nieunikniona - a martwy czy nie, uderzenie od tego wielkoluda z pewnością zaboli.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#8
Na nic zdała się dyplomacja, nie dało się przekonać drwala albo Pariasowi brakowało, po prostu, podejścia do ludzi. Zaklął w duchu, nie był z siebie zadowolony, za czasów młodości mógł poświęcić czas na integracje z ludźmi, a nie na książki. Narastająca agresja wymagała natychmiastowego działania.
— Dobrze, nie to nie. Oddam pieniądze szanownego pana — powiedział zestresowany. — Nie szukam kłopotów. Mogę wstać? Nie mam pana rzeczy osobistych przy sobie, ale są niedaleko. Zaprowadzę. — Kłamstwo, bo w istocie dobytek drwala spoczywał w kieszeniach Noaha zaś broń za pazuchą. Bezklanowiec musiał wyciągnąć człowieka z baru, żeby potem zrealizować plan.
Jeżeli drwal pozwoliłby na to, Noah zaprowadziłby go w ciemne uliczki z dala od przybytku, żeby umożliwić Marcusowi atak z zaskoczenia.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#9
Kto by się spodziewał! Jednak ten typ nie jest taki strachliwy mimo wyglądu. Na usta Krzykacza wkroczył delikatny uśmiech - o ile uśmiechem można nazwać uniesienie kącika ust parę milimetrów w górę. Wyglądało na to, że chwila konfrontacji zbliżała się wielkimi krokami. Bardzo dobrze. Pora skończyć na chwilę z tą szaradą i przejść do rzeczy. W pierwszej kolejności jednak potrzebowali zaciągnąć tego miśka na tyły.
Widząc, jak i drwal, i Noah podnoszą się ze swoich miejsc, sam Marcus po chwili zwłoki powstał i przeszedł do baru. Posiedział tam chwilę dla niepoznaki, a następnie powolnym krokiem skierował się do drzwi wychodzących za bar, jak gdyby poszedł na tyły się odlać. Zniknąwszy na zewnątrz, przyczaił się w cieniu. Poklepał się po ciele. Rewolwer zaraz pod pachą. Nie planował go użyć w tej chwili, bo i po co, ale uspokajająca była myśl, że ot, jest, tak na zaś. Na takich ludzi nie potrzeba ołowiu; najczęściej wystarczą gołe pięści.
W oczekiwaniu przyjrzał się "wystrojowi" zaplecza. Od tak, z ciekawości. A nuż otoczenie okaże się przydatne dla ich małego przedsięwzięcia.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#10


Plan Noaha zadziałał, przynajmniej ten w którym liczył że uda się odsunąć właściciela zawartości tajemniczej skrzynki od tłumu w barze. Mężczyzna widocznie czuł się pewny w tej sytuacji, ponieważ nie spuszczał Pariasa z swojego wzroku nawet na moment, praktycznie dysząc na jego krak gdy mężczyźni jeden za drugim wysunęli się w głąb chłodnej nocy. Jeden, dwa, trzy skręty, Noah musiał przyspieszyć kroku w momencie gdy wielki drwal uczynił to jako pierwszy, najpewniej chcąc pierwszy położyć dłonie na odsłoniętych plecach Noaha. Parias bez większego problemu wyczuwał zbliżające się źródło potu i starego alkoholu, a gdy cień wielkiej dłoni rzucany przez jedno z odległych ulicznych świateł przykrył jego własny - dźwięk stóp na błotnistym chodniku przeszyło stłumione stękniecie pomieszane ze zdziwieniem i zaskoczeniem.

Marcus dopadł do wielkoluda w odpowiednim momencie, wybijając go z równowagi pewnym wyjściem z bara wzmocnionym dyscypliną Potencji. Brujah doskonale wiedział jak silne potrafią być jego ciosy, jednak albo ze względu na wielkość samego drwala, albo jakieś drobne niedopatrzenie z jego strony, nie udało się mu od razu obezwładnić brodacza. Chwyt jego wielkich dłoni dorównywał temu jakim mógł pochwalić się sam Marcus, w momencie gdy nie pobudzał krwi by zyskać na przewadze. Dwójka mężczyzn zaczęła siłować się w ciasnej uliczce, miotając o okoliczne murowane ściany i ślizgając na niepewnym podłożu. Oczywiście jednak Spokrewnieni mieli jedną, bardzo istotną przewagę - liczebność. W momencie gdy Noah dołączył do szamotaniny, sytuacja szybko obróciła się na korzyść dwójki wampirów, a sam brodacz znalazł się przygwożdżony do ściany zdumiewającą siłą samego Marcusa. Spod grubego wąsa szczerzył wściekle nieco różne od rannych warg i dziąseł zęby, wydmuchując kłębki gęstej pary. - Śmiało, bierzcie co chcecie, złodziejskie śmiecie! Wszystko co istotne i tak mi już ukradliście! - Mężczyzna niemalże warczał, przyduszony ramieniem Brujah które trzymało go mocno dociśniętego do chłodnej ściany budynku.

Marcus Galloway - 1 poziom obrażeń niegroźnych

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#11
Prowadzenie śmiertelnika w mrok uliczek z całą pewnością zestresowało Noaha, gdyż nie był on pewny czy Marcus na pewno przybędzie zrealizować swoją część zadania. Przez krótką chwilę w głowie bezklanowca kotłowała się myśl o samotnej walce z goliatem i nie było to w żaden sposób pocieszające. Kiedy drwal, najwidoczniej rozgniewany podróżą w nieznane, wyciągnął swoją łapę, jego przewodnik gotował się na najgorsze. Na szczęście Marcus przybył z odsieczą, a potem nieumarli obezwładnili cel.
Johnston był zmęczony. Od dłuższego czasu próbował poukładać fakty dotyczące mętnej sprawy z wilkołakami. Przez wiele nocy działał niczym bandyta, nie w swoim stylu, wiele razy wystawiał na próbę swe przekonania i musiał je łamać. Chciał już skończyć robotę i ruszyć do przodu, lecz ten zafajdany alkoholik dalej się stawiał pomimo oczywistej przegranej. Irytujące.
Parias zostawił drwala w żelaznym uścisku kompana, a potem cofnął się o krok. Wyciągnął rewolwer, odbezpieczył, wycelował w łeb człowieka.
— Zaraz wezmę twoje życie. Ucisz się — wycedził przez zęby.
Nieumarły, cały czas patrząc w oczy powalonego, zaczął łowić wolną ręką w kieszeniach, aby wyciągnąć jeden z przedmiotów osobistych uzyskanych ze skrytki.
— Wciąż możesz to odzyskać, więc zacznij myśleć, sukinsynie. W tej chwili przekonujesz mnie, abym cię zabił. Zmień moje zdanie — przedstawił sytuację, w jakiej znalazł się drwal. — Zacznijmy od początku. Po pierwsze: twoje imię i nazwisko. Po drugie: trzech drwali zginęło, dlaczego? Co szukali w lasach? Po trzecie: za co otrzymałeś zapłatę od biura i co oznacza hasło Czerwony Klon?

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#12
Ta część planu zadziałała bez większych problemów. Marcus musiał przyznać, że trafił im się człowiek całkiem konkretny, skoro był w stanie dorównać siłą jemu, wampirowi pobudzonemu Potencją. Krzykacz, mimo oberwania samemu w trakcie tej przepychanki, zdołał z pomocą Noaha przyszpilić wielkoluda i przytrzymać w miejscu. A ten jeszcze dalej się stawiał! Głupie i imponujące zarazem. Chociaż z drugiej strony ciekawe, czy byłby tak samo chętny do rzucania im się do gardeł, gdyby miał świadomość, z kim tak naprawdę ma tu do czynienia.
W duchu podziękował wręcz za taki obrót spraw - dawno nie czuł się taki pobudzony. Taki... żywy. To były jego prawdziwe uczucia? A może przemawiała przez niego krew dzieci Kartaginy?
Galloway pozwolił Johnstonowi mówić. Sam był zresztą zbyt zajęty trzymaniem drwala w miejscu, a podzielenie uwagi w takiej sytuacji nie wydawała mu się dobrym pomysłem. Mimo to z zaciekawieniem słuchał i oczekiwał wszelkich odpowiedzi ze strony mężczyzny. I miał nadzieję, że nie będzie miał ochoty jeszcze sypać im piasku w oczy, bo tak się składało, że Marcus był we wręcz idealnej pozycji, by w bardzo nieprzyjemny sposób wyłamać mu rękę.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#13
Noah widział prawdę na temat tego człowieka w jego oczach - spojrzeniu kryjącym mieszaninę strachu i desperacji, wszystko podlane płonącym paliwem wściekłej adrenaliny. Drwal bez problemu rozpoznał przedmiot jaki Noah sprezentował po wyłowieniu ze swojej kieszeni. Trudno było powiedzieć czy następne słowa zostały wyduszone z powodu strachu, czy wewnętrznej potrzeby podzielenia się czymkolwiek, co było ukryte za jakimś rodzajem blokady, która teraz została rozbita przez dłonie Brujah. - Steve..Steven Smith. Nie wiem, gościu. Proste zlecenie, rozumiesz? Jakieś typki w garniakach chcące rzadkiego drewna, co mnie obchodziło czy po kredens czy fotel?! - Ten człowiek też był zmęczony, wyczerpany ciężarem odpowiedzialności za śmierć trzech swoich pracowników i całkiem możliwe że bliższych znajomych. Nie wydawał się typem który miałby jaja by posłać kogoś z kim na co dzień pracował ku śmierci tylko z powodu pieniędzy.Grał wcześniej twardziela, bo wielki facet z brodą musi takim być, tyle. - Zapłacili z góry, pewnie żebyśmy się nie ociągali, ale czekiem - mogli to przecież zawsze odwołać. -

Coś błyszczącego zaczęło cieknąć mu po twarzy. Spokrewnieni z pewnością mogli na początku podejrzewać że to krew, jednak brak dodatkowej porcji smakowitej woni i szybka obserwacja powiedziała inaczej - łzy. Mężczyzna zwyczajnie zaczął płakać, co mocniej odbijało się na stabilności jego przepitego głosu. - Chcę stąd uciec. Wszyscy myślą że to moja wina, ich rodziny, moi kumple. Nie mam tu życia. Proszę, daj mi te pieniądze. Nigdy mnie już nikt z Chicago nie zobaczy, przeklęte miasto..! - Śmiertelny był szczery.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#14
Noah znalazł się w trudnej sytuacji, ponieważ musiał podjąć decyzję, która określi jak dalej potoczy się życie Smitha. Parias naprawdę chciał oddać temu biednemu człowiekowi przedmioty osobiste, czek i puścić go wolno, jednak czy okazanie łaski było słuszne? Łaska wiele kosztowała. Akt miłosierdzia sprawiłby, że Johnston nie wypełniłby swych obowiązków jako członek Camarilli, a to mogłoby kosztować znacznie więcej, niż życie jakiegoś Smitha.
Wszystko sprowadzało się do instynktu przetrwania. Sukces Noaha i bezpieczeństwo jego rodziny albo wolność człowieka, który został wykorzystany przez tajemniczych ludzi w garniturach. Prosta kalkulacja, chłodna niczym marcowa noc.
— Marcus. Pozbaw go przytomności.
Szybka komenda opuściła usta nieumarłego.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#15
Marcus spochmurniał. Niewiele się od niego dowiedzą, o ile w ogóle czegokolwiek wartościowego. A na pewno nie w takich okolicznościach. Smith był zbyt przerażony, żeby wykrztusić z siebie cokolwiek więcej niż prośba o uwolnienie.
Pewnie, mogliby go puścić wolno, lecz teraz ich nowy znajomy był w to zbyt głęboko zamieszany. Uwolnienie go od tak, tu i teraz, stanowiło ryzyko naruszenia Maskarady. Galloway spojrzał na Noaha, który sam widocznie był podobnego zdania. Bez słowa przytaknął pariasowi, a następnie przyłożył Smithowi pięścią za ucho, gdzie odpowiednio duża siła mogła błyskawicznie znokautować dorosłą osobę. Człowiek miał parę takich punktów, lecz ten zdaniem Marcusa wydawał się akuat na tą chwilę najwygodniejszy. I skutkował najwyżej utratą słuchu w jednym uchu na jakiś czas.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#16
Mężczyzna był zbyt osłabiony i zwyczajnie zmęczony by postawić się w jakikolwiek sposób atakowi ze strony Marcusa, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego niecodzienną siłę. Coś nieprzyjemnie chrupnęło po uderzeniu, a stróżki krwi z ucha i jednej dziurki nosa dołączyły do reszty brudu okrywającego twarz i brodę Smitha. Wielkolud zawisł bezwładnie w objęciach Spokrewnionego, co biorąc pod uwagę różnice ich budowy i wzrostu z pewnością mogło wyglądać całkiem ciekawie dla ewentualne postronnej osoby, na szczęście dla obu martwych mężczyzn w tej alejce takich ludzi brakowało. Reszta planu była prosta - trzeba było zabezpieczyć śmiertelnego w pewnej, niezobowiązującej lokacji a na całe szczęście Noah znał odpowiednie miejsce. Chłodne ciała ruszyły więc alejką, niosąc ze sobą przyszłego kozła ofiarnego i cała sytuacja wydała się powoli zmierzać ku zamknięciu. Zdawała gdyby nie dwa cienie, który zagrodziły drogę tuż przy wyjściu z uliczki, w której doszło do obezwładnienia Smitha.



Dobrze uszyte garnitury, płaszcze zimowe i pasujące kapelusze widocznie rysowały się od światła lampy ulicznej, padającej zza pleców nieznajomych skutecznie utrudniając wstępne spojrzenie na ich twarz i głębsze detale. Jeden z mężczyzn akurat umilał sobie czas z pomocą papierosa, całkiem drogiego sądząc po bogatym aromacie dymu który otaczał jego twarz. Drugi natomiast leniwym ruchem zdążył już wyciągnąć spod płaszcza odznakę, ukrytą w obitym porządną skórą materiale. Noah dopiero po chwili zrozumiał że nie te osoby nie były mu do końca nieznajome. Widział ich przed kostnicą, oraz parę innych razy w absolutnie naturalnych miejscach od kiedy zainteresował się samą sprawą wycinki na północy, jednak z jakiegoś powodu dopiero teraz te myśli dotarły do jego głowy.

Obrazek


- Dość nieciekawa pogoda jak na spacery, prawda? Agent Thompson oraz Agent Doe, Biuro Śledcze departamentu sprawiedliwości. - Mężczyzna z odznaką odezwał się za dwójkę, chowając dłoń pod połę grubego płaszcza, musiało być rzeczywiście dość chłodno. Agent Thompson kontynuował, upychając odznakę w wewnętrznej kieszeni. - Dostaliśmy informacje że Pan Smith został zauważony w stanie zagrażającym zdrowiu swoim i postronnym, a także opuścił miejsce pracy zostawiając je w nieporządku oraz zabierając swój pistolet. Dziękujemy za patriotyczne wsparcie, jednak zajmiemy się Panem Smithem osobiście.-

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#17
Drugi gracz w końcu się pojawił i Noah musiał przyznać, że rzeczywiście był ślepy, gdyż spotkał tych osobników wcześniej. Nie spodziewał się tego, że był obserwowany, a to jedynie udowadniało, iż brakowało mu doświadczenia i ostrożności. Nauczka na przyszłość. Śledczy wzięli Spokrewnionych z zaskoczenia i posiadali oczywistą przewagę — byli osłonięci przez prawo i swój departament, nie dało się ich po prostu usunąć z drogi.
— Dobry wieczór — odezwał się niezadowolonym tonem Parias. — Pomagamy koledze, przesadził z alkoholem. Zabierzemy go do hotelu, żeby wytrzeźwiał — sprzedał dość tani kit, ale nie był daleki od prawdy, bo rzeczywiście drwal był narąbany.
Nie uszło uwadze Noaha, że jeden z ludzi schował dłonie pod poły płaszcza. Owszem, być może było zimno, a być może także szykował się do wyciągnięcia broni z kabury?
Parias również wiedział, że musiał zapamiętać twarze i cechy charakterystyczne tych ludzi, dlatego też uaktywnił swoją dyscyplinę Nadwrażliwości, aby wzmocnić wzrok. Postanowił lepiej się im przyjrzeć.
Dziękował Bogu, że Marcus mu towarzyszył.
— Oczywiście. Posiadanie broni w takim stanie jest bardzo niebezpieczne. Proszę, oto jego broń. Dziwi mnie, że miał ją przy sobie, czyżby coś mu zagrażało? — Mówiąc to, oddał rewolwer funkcjonariuszom.
— Sądzę, panowie, że w tym stanie go nigdzie nie zabierzecie. Wystawcie proszę dokument wzywający na komisariat z określonym terminem, z całą pewnością Steven, jak już dojdzie do siebie, do was zawita osobiście — Noah postanowił posłużyć się znajomością prawa, aby panowie wystawili wezwanie, żeby w ten sposób rozwiązać problem dyplomatycznie. Parias nie wiedział do końca, czy oni mogli tak po prostu zabrać człowieka z ulicy, jednak zamierzał wykorzystać swoją inteligencję oraz znajomość prawa Wietrznego Miasta, aby temu zapobiec. (wydanie 1 punktu SW na sukces)

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#18
Aha, i oto nadeszły nowe pionki w ich małej grze. Czarne garnitury, odznaki... Departament Sprawiedliwości. Na jego nos to raczej Departament Znikania Niewygodnych Śladów, ale co kto woli. Noah przemówił pierwszy, wybrał całkiem wygodną wymówkę. Marcus tymczasem stał obok, trzymając przy sobie nieprzytomnego Smitha, który przy okazji wyglądał już jakby się z kimś pobił. No, faktycznie się z kimś pobił, ale dałoby się to wykorzystać pod narrację Noaha. Przywoławszy do życia swoją własną dyscyplinę Prezencji, Galloway przemówił zaraz po Johnstonie uprzejmym głosem:
- Dzisiaj to już konkretnie przegiął. Tyle razy mu tłumaczyłem, żeby przyhamował, bo albo sobie rozwali wątrobę, albo twarz, bo do kogoś podskoczy i patrzcie, co z nim... - Westchnął zmęczony i pokręcił głową. - I pomyśleć, że marnuję na niego czas po służbie - żeby go zgarniać z baru, zanim się zachleje na śmierć. Zapewniam was, panowie, zrobię, co w swojej mocy, by to już się nie powtórzyło. Prawda, Steven? - warknął z wyrzutem do nieprzytomnego mężczyzny spoczywającego mu w rękach. - Swoją drogą dziwne, że aż Departament się tym zainteresował. Co takiego nawywijał, że ludzie z aż tak wysoka się po niego fatygują? (wydaie 1 punktu SW na sukces)
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#19
Dla dwójki spokrewnionych nie było niczym nowym ukrywanie swoich prawdziwych celów, działań jak i natury. Oboje bez większego problemu odczytali scenę jaką należało przedstawić mężczyznom w ciemnych garniturach i każdy z nich odgrywał swoją rolę bez większego potknięcia. Parias skupił swoją uwagę na dwójce agentów - ten który krył dłoń pod płaszczem i zdawał się być o wiele bardziej śmiały niż jego kolega był całkiem porządnie zbudowany pod ciężkim krojem. Musiał mieć ponad czterdziestkę i oceniając po tym jak potrafił ograniczyć nerwowy tik kiedy w ich stronę został wystawiony rewolwer, musiał siedzieć w fachu większość swojego życia i z pewnością wiele przeżyć, biorąc pod uwagę wyraźne choć drobne blizny na jego twarzy. Drugi agent - Pan Doe był w przeciwności do swojego towarzysza całkowicie pozbawiony widocznego animuszu. Brak jakiejkolwiek śmiałości niemalże boleśnie mieszał się z nudnym wyrazem twarzy, absolutnie pozbawioną agresji i pewności siebie postawą i pospolitymi rysami twarzy. Dopiero gdy Parias skupił uwagę na oczach agenta, poczuł ukłucie chłodnej, przerażającej świadomości. Ten mężczyzna nie był szarą myszką za plecami swojego kolegi, a dłoń z papierosem nie służy do ograniczenia nerwowego napięcia towarzyszącemu tej rozmowie. Agent Doe był spokojny, bardziej spokojny niż jakikolwiek człowiek czy Spokrewniony którego Noah wcześniej spotkał. Ruch jego dłoni po tej myśli wydawał się być nieludzko płynnym gestem, zapętlającym część uwagi Spokrewnionych za każdym razem gdy obłok nikotynowego dymu na moment zasłaniał blask lampy za plecami Służby Śledczej. Niepokój wewnątrz zarówno ludzkiej części jak i jego Bestii był czymś czego dawno nie odczuł jednak znał bardzo dobrze, strach przed czymś czego nie potrafił sobie wytłumaczyć. Noah mógł wyczuć szarpnięcie atencji z boku swojej świadomości, gdy jego towarzysz okazał się bardziej przekonujący w swojej narracji niż sam zakładał.

Agent Thompson odebrał rewolwer, używając do tego drugiej dłoni która zgrabnie ujęła przedmiot w chustę wydobytą z przedniej kieszeni płaszcza i zawisła z boku mężczyzny. - Rzeczywiście cuchnie od niego gorzelnią. Trzeba będzie sprowadzić Prohibicyjnych..- Thompson musiał być też zmęczony, nie była to dobra pora, a dwójka stawiała dobre argumenty. Wzruszył ramionami z ciężkim westchnieniem. -...Przypilnujcie żeby był przytomny i nie opuszczał mieszka…-

Obrazek


Thompson uciął słowo w połowie gdy poczuł jak dłoń Agenta Doe opadła na jego ramie, sprawiając że drugi mężczyzna wykonał pierwszy konkretnych ruch od momentu gdy wyszli im naprzeciw. Z początku zaskoczenie na jego znaczonej bliznami twarzy szybko przemieniło się w zmieszanie, a następnie zrozumienie i delikatną irytacje. Jednak to Agent Doe odpowiedział. - Tak jak mówił mój kolega, bardzo cieszy nas wasza dzielna obywatelska postawa, Panie Johnston. Dopilnujcie żeby jak tylko stanie na nogi i się umyje trafił do lokalnej komendy policji. Wystarczy że dostarczycie go na recepcje, wieczorna zmiana będzie powiadomiona o jego wizycie. - Głos Agenta Doe był tak samo nieciekawy i szary jak cała reszta jego postaci, jednak echo które towarzyszyło jego słowom dawało wrażenie, jakby nie tyle żywił do dwójki Spokrewnionych urazy, co nie traktował ich jako “osób”. Skinął krótko do swojego towarzysza po czym oboje agenci odwrócili się by odstąpić i przepuścić dwójkę z nieprzytomnym Smithem. - Pozdrówcie też Patricie i Paula. Noce bywają bardzo niebezpieczne ostatnimi czasy i nie każdy jest tak zaradnym obywatelem jak wasza dwójka. - Dodał na odchodne Agent Doe, gasząc papierosa pod obcasem dobrze wypastowanego buta.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#20
Parias wypalił w swojej pamięci obraz dwójki agentów, w szczególności agenta Doe, który był wyjątkowo podejrzanym osobnikiem. Jego nieciekawa prezencja wydawała się Johnstonowi fasadą, identycznym fałszem, jaki wykorzystywali Spokrewnieni to zmylenia nieświadomego bydła. W zimnych oczach człowieka tkwiła moc na tyle odczuwalna, że neonata wyczuł zagrożenie na poziomie instynktownym, nawet Bestia zadrżała, wystawiając na próbę wolę wampira.
Zapewne Noah potulnie pożegnałby funkcjonariuszy Biura Śledczego, nawet przystając na postawione warunki, ale Doe dokończywszy wypowiedź, powołał się na groźbę, która przeszyła wampira jak zimna stal wbita w serce. Sukinsyn zagroził rodzinie Noaha, a to oznaczało, że został on prześwietlony przez Biuro.
Sekunda. Rozciągnięta w czasie, trwająca całe wieki sekunda przemijała niczym niekończąca się klisza filmu. W tym czasie Spokrewniony trwał w absolutnym bezruchu, całkowicie dotknięty zastosowaną groźbę. Przestraszył się, gdyż kochał żonę i syna.
Druga sekunda. Spojrzenie Pariasa ponownie spotkało się z agentem Doe. Nic o nim nie wiedział, jeszcze chwilę temu nie żywił do niego jakichkolwiek uczyć, lecz teraz utkwił na nim wzrok. Nie był to wzrok człowieka, a potwora, który w tym momencie obiecał sobie, że poruszy niebo i ziemię, aby tego skurwysyna unicestwić. Noah jeszcze nie wiedział, w jaki sposób to uczyni, jednak wiedział, że to zrobi. Jeśli egzystencja nieumarłego polegała na wykończaniu swoich wrogów, właśnie pierwszy z nich trafił na listę.
Trzecia sekunda. Opanowanie.
— Dziękuję za wytyczne, panowie. Zastosowanie się do nich jest obywatelskim obowiązkiem. — Rzucił niby na odchodne, powoli mijał mężczyzn w drogich garniturach, jednakże niespodziewanie wampir zatrzymał się bardzo blisko agenta Doe.
— A obywatelskie prawo daje mi również możliwość, aby panów wylegitymować. Jak pan powiedział, chicagowskie noce bywają niebezpieczne, a chciałbym spać spokojnie, znając tożsamość ludzi, na których można polegać. Poproszę numery odznak i legitymacje.
Wykorzystując podstęp, Johston odwołał się do kolejnej mocy Nadwrażliwości. Swym przenikliwym okiem zamierzał zbadać aurę agenta Doe.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#21
Wyglądało na to, że kupili ich historię. Dobrze. Marcus nie był specjalnie w nastroju na zabawy w aktorstwo. Robił się zresztą trochę głodny, więc liczył, że w międzyczasie, jak już ulotnią się z ulicy, napije się dobrego czerwonego. Głodny wampir to zły wampir, a zły wampir to martwy wampir.
Wtem dostrzegł zmianę nastroju w Johnstonie. Do tego nie potrzebował czułych zmysłów. Noah się wściekł. Konkretnie. Zaraz po tym, jak ten cały Doe wspomniał te dwa imiona. Patricia i Paul. Znajomi? Rodzina? To źle wróżyło. Jeżeli prześwietlili bliskich Noaha, to znaczy, że mogli wiedzieć więcej na temat jego natury. Czerwona, bardzo wściekle czerwona flaga.
Galloway na razie nie interweniował. Ocenił jednak, jak szybko w razie czego zdoła bez wsparcia dyscyplin chwycić za broń. Może nawet pokusi się na Akcelerację, gdyby miało tu dojść do ostateczności - wszak mieliby tu przed sobą już nie agentów federalnych, a świeże worki z krwią; szybka przekąska w imię utrzymania Maskarady. Ale jeszcze nie czas na to. Potrzebował mieć pewność, że sytuacja tak się właśnie rozwinie, zanim sięgnie po broń...
- Prawo to prawo, panowie - rzekł jeszcze spokojnym tonem w kierunku Doe i Thompsona. Wspomniał im wcześniej, że jest z policji, więc nie mieli powodu sądzić, że Galloway nie wie, co mówi.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#22
Agenci ewentualnie zdawali się wiedzieć o wiele więcej na temat dwójki Spokrewnionych niż vice versa, zwłaszcza patrząc na to jak Agent Thompson operował przestrzenią pomiędzy sobą a Marcusem. Ten człowiek mimo trzymania swojej maski dobrze, delikatnie zaczął już błyszczeć od paru kropel potu na swojej twarzy gdy atmosfera zgęstniała aż nadto w momencie zatrzymania się Noah przy swoim koledze. Sam Agent Doe był jednak niewzruszony, do tego stopnia że sam Marcus mógł spokojnie zauważyć nieludzką statykę jaka otaczała każdy gest mężczyzny. Parias przywołują dyscyplinę Nadwrażliwości bez problemu dostrzegł aure otaczająca Agenta Doe, która z początku wydawała się równie nudna co reszta jego szarego wizerunku. Podobnie jednak jak w przypadku poprzednich obserwacji, czy to z kwestii bystrego zmysłu czy zwykłego szczęścia, Noah zrozumiał że nigdy wcześniej nie widział tak pięknego i stabilnego blasku koloru błękitnego, spokojnego nieba jak u tego mężczyzny - co gorzej, miał jakieś dziwne wrażenie że sam Agent zrozumiał co wampir widział. - Myśle że opieka nad Panem Smithem powinna być najbardziej istotnym dla Panów najbliższych nocy. To jest moment gdy odchodzicie i składacie raport swoim szefom, zamiast wywoływać konflikt którego nikt z Was nie chce. - Agent Doe pozostawał niewzruszony, co było tylko wyraźniejsze w kontraście do jego towarzysza. - Jeśli będziecie chcieli nawiązać lepszą współpracę, porozmawiamy na komendzie gdy dostarczycie Pana Smitha. -

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#23


Wampira irytowała niewzruszona postawa agenta Doe. Noah nie potrafił zrozumieć, dlaczego ten osobnik zachowywał opanowanie, kiedy zdawał sobie sprawę z faktu, iż stał naprzeciw potworom. Kim był agent Doe, czym był?! DLACZEGO SIĘ NIE BAŁ?!
Parias postanowił odpuścić, był zbyt zmęczony na dalsze przepychanki słowne, a poza tym zgrywanie twardziela nie było w jego naturze. Prędzej czy później wyszłoby na jaw, iż w istocie Johnston był miękką kluchą. Zajmował się on sprawami, do których nie miał kompetencji ani żadnego przeszkolenia, w końcu był za życia tylko grabarzem i uczonym, niczym więcej.
— Panowie... — Złapał za daszek kaszkietu w geście pożegnania. Odwrócił się i zaczął prowadzić Marcusa niosącego drwala do kryjówki.

Po pewnym czasie nieumarli dotarli do taniego hotelu, w którym niedawno James Greer załatwił swojemu podopiecznemu pokój. Noah przywitał się z recepcjonistą, a następnie wynajął nowy pokój dla Stevena na okres dwóch nocy. Dawny chirurg pomógł Marcusowi zaciągnąć nieprzytomnego człowieka do jego nowego lokum, później zaś wyładowali go na łóżku.
— Marcus, chodź na papierosa, musimy pogadać.
Panowie przeszli do kuchni. Otworzywszy okno, wampir oparł się na parapecie. Dym papierosowy ulatniał się na zewnątrz budynku. Zapalony Lucky Strike tym razem nie był taki fartowny.
— Częstuj się. — Zaproponował jednego detektywowi.
— Sprawa zaczyna się układać w sensowny ciąg logiczny. Widzisz, czek Stevena był od Biura, czyli mamy dowód na to, że to oni zlecili makabryczną robotę drwalom. Czterech panów się dogadało, poszło na wycinkę, ale za cholerę nie spodziewali się tego, że zastaną na drodze wilkołaki. Zabili trzech, przeżył Steven, który postanowił uciec. Agenci natomiast wiedzieli, że zrobił się za duży syf, więc postanowili posprzątać, a także zająć się naszym biednym drwalem. Wychodzi na to, że nie tylko Camarilla bawi się w Maskaradę — tłumaczył powoli, treściwie, raz na jakiś czas zaciągając się papierosem.
— Wiedzą o naszej naturze. Cały ten Doe zdawał sobie sprawę z czym mają do czynienia. Zupełnie się nas nie bał. Jasna cholera, ten sukinsyn... — Przerwał wypowiedź. Groźba, jaką posłużył się Doe przerażała Pariasa.
— Jestem zmęczony całym tym syfem.
Dopaliwszy papierosa, Johnston postanowił dokonać oględzin Stevena. Upewnić się czy rany zadane przez Marcusa nie były zbyt poważne, a być może sam drwal posiadał blizny po innych obrażeniach? Tak czy siak dawny lekarz zamierzał połatać człowieka. W tym samym czasie słuchał słów Marcusa.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#24
Coś mu nie leżało w tych dwóch. Coś bardzo, bardzo mu nie leżało. Był już praktycznie gotów do kolejnej bitki, lecz w sumie był wdzięczny Noahowi, że do tego nie doszło. Ten cały Doe wydawał mu się stanowczo zbyt opanowany jak na zwykłego funkcjonariusza. Nawet wysokiej rangi agent rządowy powinien mieć jakieś bardziej ludzkie odruchy, w tą czy inną stronę, a ten? Zimny jak stal.

Załadowawszy Smitha na łóżko, żeby sobie "odpoczął" w normalniejszych warunkach, Marcus udał się w ciszy za swym towarzyszem na bok. Iskra, wdech, kłucie w gardle, wydech. Skinął głową.
- Wygląda na to, że nasze Biuro zna się na tym, co robi znacznie głębiej niż dotychczas zakładaliśmy - uznał po namyśle Marcus, spoglądając najpierw na Johnstona, a następnie przez okno, jak gdyby chciał dopilnować, że nikt ich nie podgląda ani nie podsłuchuje. - Jeżeli wiedzą o nas, możliwe, że mogą być na tropie całej miejscowej Camarilli. - Nie mieli żadnych dowodów na poparcie tej hipotezy, lecz wydawało się to Gallowayowi jedynym racjonalnym rozwinięciem ich wiedzy. - Nie mamy pewności, co dokładnie o nas wiedzą ani ilu Spokrewnionych zdążyli zidentyfikować, ale sam fakt, że coś wiedzą źle świadczy. Pomyślmy... - Zamilkł na minutę, dwie, wędrując powoli wokół kuchni z papierosem w ustach, podczas gdy balsamista w spokoju przyglądał się Stevenowi. - Garniaki płacą za wycinkę drzew. Te konkretne drzewa to własność wilkołaków. Drwale nie mają o tym pojęcia, ale garniaki już tak - czemuż by inaczej chcieli ich wycinki?... Niszcząc święte drzewa, liczyli na rozwścieczenie wilków, ale w jakim celu? - Tutaj zatrzymał się i zamilkł, by zwrócić na siebie uwagę Noaha. - Żeby wykurzyć nas, Spokrewnionych z Chicago! Chcą wykorzystać wzajemną niechęć, wręcz nienawiść wilkołaków i wampirów, żeby oczyścić miasto. Tak, teraz to zaczyna nabierać sensu...
Dokończył papierosa i zgasił niedopałek o parapet.
- Trzeba jak najszybciej zdać raport Księciu - uznał Marcus. Następnie wskazał na Stevena. - A z nim co?
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#25
Noah dokonał oględzin drwala, jednocześnie słuchając przemyśleń towarzysza. Raz na jakiś czas bezklanowiec kiwał głową na znak, że słuchał uważnie, gdy jego wzrok wędrował po ciele śmiertelnika.
— Wstrząs mózgu, blizny po starych obrażeniach, najprawdopodobniej wynikających z ciężkich warunków pracy i... Zwyczajnych bójek. Kiedy się obudzi, trzeba go wrzucić pod zimny prysznic i nakarmić. Być może wytrzeźwieje do tego czasu, a wtedy warto go ponownie przesłuchać — wytłumaczył rzeczowym tonem. — Dojdzie do siebie — dodał cieplejszym tonem, nawet ucieszonym z powodu braku poważniejszych powikłań.
Johnston powstał z łóżka, odwrócił się do Marcusa, poświęcił mu całą swoją uwagę.
— Wyciągamy zbyt pochopne wnioski, oparte na przesłankach. Faktem jest to, że Biuro gra w naszą grę, wie o nas, być może wie o lupinach i chcieli coś osiągnąć na terenie wycinki. Co? Cóż... — Zerknął wymownie na nieprzytomnego mężczyznę.
— W istocie, trzeba zdać raport Księciu i zamierzam zrobić to osobiście. Chciałbym poprosić cię o ostatnią przysługę, przypilnujesz Stevena? Nie wiemy czy agenci nas nie śledzili i nie zmienią zdania. Też trzeba z rozmysłem podejść do tego, co chcemy właściwie przekazać Księciu. Widzisz... sukinsyny mnie prześwietliły i mają mnie na celowniku. Zastosowali bardzo poważny argument, który zachęca mnie do tego, aby po prostu oddać im Stevena — wykładał sprawę logicznie, spójnie, ale zdenerwowanie pojawiło się w głosie Johnstona. Naprawdę się bał o swoją rodzinę i nie miał pewności czy nie zapłacą oni ceny jego decyzji.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#26
Czyli jednak nie przegiął z uderzeniem. Już się obawiał, że uderzył za mocno; że wstrząs mózgu okaże się najmniejszym z problemów Stevena po spotkaniu z ich dwójką. To już jakaś dobra wiadomość. Marcus miał tylko nadzieję, że na jednej się nie skończy.
- Możliwe, że to pochopne, możliwe - zgodził się Galloway - lecz nie należy wykluczać takiego rozwoju wydarzeń. Co takiego chcieliby osiągnąć ludzie - zwłaszcza ludzie na rządowej liście płac - z wiedzą, że na ich terenie kręci się nie jedno, lecz dwa stada wzajemnie nienawidzących się mitycznych drapieżników? Na ten moment właśnie taki rozwój wydarzeń wydaje mi się najlogiczniejszy. Lecz jeśli sam masz swoją teorię, chętnie jej wysłucham. Może dzięki takiej burzy mózgów dojdziemy do jakiegoś nowego wniosku.
Przytaknął krótko na prośbę Noaha. Przypilnuje Stevena, żaden problem. Z nim ich nieszczęsny przyjaciel będzie bezpieczny. Zastanowiło go też, co zrobić z tym jednym fantem: jeżeli Johnston nie stanowił dla nich tajemnicy. Skoro znali jego rodzinę, to wiedzieli, jak nagiąć go do swojej woli - a na to nie wolno im pozwolić.
- Nijak mnie nie dziwi twój gniew. Sam byłbym równie wściekły, może nawet bardziej. - Kolejni funkcjonariusze prawa wykorzystujący zasoby organizacji dla własnych celów, szantażujący niewygodnych ludzi, żeby tańczyli jak im zagrają... Czuł wręcz ogień gniewu gorejący gdzieś pod skórą. Popatrzył na Noaha. - Dla bezpieczeństwa nie wspominaj Księciu, że wiedzą o twojej rodzinie. Powiedz, że jakimś cudem dowiedzieli się o Spokrewnionych w mieście. Jeżeli wiedzą o tobie, muszą wiedzieć też o reszcie z nas - samo to powinno postawić Wieżę w stan gotowości. Spróbuj może też popytać Nosferatu, czy nie wiedzą czegoś o tych Doe i Thompsonie. Byłbym zaskoczony, gdyby jeszcze czegoś na ich temat nie zwęszyli. Ja zostanę tutaj, przypilnuję Stevena. A gdyby chcieli złożyć mi wizytę, to tym lepiej. - Wydobył z poły płaszcza rewolwer i uśmiechnął się porozumiewawczo. - Aż mnie świerzbi, żeby dowiedzieć się, kto taki za nimi stoi. Albo przynajmniej pozbawić tego kogoś zasobów ludzkich.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#27
Marcus poprosił Noaha o przedstawienie własnego stanowiska w tej sprawie, detektyw nieświadomie poruszył naukową stronę osobowości młodego wampira, lubił on gdybać i doszukiwać się prawdy. Johnston uniósł głowę, jakoby miałby przemawiać do większej publiczności zainteresowanych. Teatralnym gestem przyłożył dłoń do brody, aby podkreślić, że właśnie się zastanawiał nad nielichym problemem.
— Hm. — zamilkł na dobre pięć minut, rozmyślając nad wszystkim, czego się dowiedział w tej sprawie. To mogło wystawić cierpliwość Marcusa na próbę, bo Noah był flegmatyczną osobę i naprawdę powoli procesował informacje, jakie przyswajał. Cisza była na tyle intensywna, że dało się usłyszeć kapnie wody w zlewie.
Zapalił następnego papierosa, wydłużając czas oczekiwania. Wskazał ręką na sofę, aby panowie mogli razem usiąść i pochylić się nad zagwozdką.
— Podsumujmy informacje oraz oczekiwania tych, którzy zlecili mi to zadanie. Istotą zadania jest ustalenie przyczyny śmierci ludzi i upewnienie się, czy aby to nie lupini nie dokonali zbrodni. W czasie śledztwa sprawdziłem ciała, użyłem swoich talentów konwencjonalnych oraz niekonwencjonalnych, dzięki którym ustaliłem przyczynę ich śmierci. Denaci zderzyli się z ogromną siłą, która rozszarpała ich ciała na strzępy, ale chwilę przed dokonaniem żywota, doświadczyli strachu, który trudno zdefiniować współczesną psychologią. Widzisz, Marcusie... — Johnston zaczął tłumaczyć jak profesor na wykładzie, leniwie gestykulując ręką, w której między palcami znajdował się papieros.
— Ich ego, świadomość tutaj i teraz, pamięć zostały zaburzone w obcowaniu z napastnikiem. Czyli z całą pewnością mieli do czynienia z istotą nadnaturalną, podobną do nas lub w istocie lupinem. Lecz co doprowadziło drwali do podjęcia się tak ryzykownej operacji, hm? — zapytał, zmuszając szare komórki kompana do podjęcia wysiłku intelektualnego. Johnston wymownie milczał, dając czas na wypowiedź Marcusowi.
— Otóż to — Wyciągnął czek, który zwierał sumę pieniędzy z Biura agentów dla Stevena. — Mamy namacalny dowód na to, że to właśnie Biuro zapłaciło naszemu nieprzytomnemu przyjacielowi, aby rozpoczął wycinkę drzew, które dla rdzennej ludności tych terenów są uważane za święte. Mój znajomy, niejaki Rider, wspomniał, że lupiny niezwykle dbają o naturalnego środowisko. Nie powiedział, w jakim celu to czynią, ale jeżeli to prawda, to mamy motyw. Lupini właściwie broni tego, co uważają za własne. Zabili w obronie własnego terytorium. Pytanie brzmi, dlaczego agenci po całej tej akcji, dopiero teraz zaczęli sprzątać po sobie?
Uważam, że twoja hipoteza ma sens, ale ja mam nieco inny punkt widzenia. Sądzę, że Biuro jest kolejną organizacją, która wie o prawdziwej naturze świata i wykorzystali drwali zapewne do własnych celów, przy okazji sprawdzając nas. Chcieli zobaczyć, w jaki sposób się odsłonimy, my, jako społeczność. Tak czy inaczej bardzo im zależy na uciszeniu jedynego świadka, czyli Stevena.

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#28
Wygląda na to, że Noah potrzebował chwili do namysłu. Marcus rozumiał to, nawet jeśli wolałby bardziej dynamiczne tempo rozmowy. W ciągu tych pięciu minut oczekiwania detektyw pozwolił sobie rozejrzeć się jeszcze po mieszkaniu, zerknąć na zewnątrz, czy nikt aby ich nie podgląda, a także pozwolił sobie sięgnąć po drugiego papierosa za pozwoleniem Johnstona. Usiadł zaraz obok na kanapie, założył nogę na nogę i wysłuchał teorii swego towarzysza, raz po raz zerkając to na niego, to na żarzącego się papierosa. Tym razem to on milczał, trawił spokojnie to, co przekazywał mu Noah.
- Sprawdzają nas... - powtórzył powoli słowa Johnstona. To mu się wydawało logiczne. Wiedzą, że Noah to wampir. Wiedzą, że i wampiry, i wilkołaki to bynajmniej nie fikcja literacka. Nie wiedzą jednak, ilu ich jest na terenie Chicago. - Możliwe więc, że dosłownie wywołując wilka z lasu, chcieli nie tyle już teraz napuścić je na nas, lecz ocenić, co zrobimy. Czy nie wpadniemy w panikę, wpadając ewentualnie w ich sidła. - Pokiwał głową i zaciągnął się papierosem. Kłąb szarego dymu uniósł się pod sufit. - Zatem mamy dwie, a w zasadzie trzy rzeczy do zrobienia na ten moment: przypilnować Stevena, by ten nie wpadł w łapy bandzie skrzywionych gliniarzy; złożyć raport Księciu i upewnić się, że Biuro nie zacznie węszyć za głęboko - wyliczył na palcach. - Jak ja, kurwa, nienawidzę takich ludzi... Wmawiają wszystkim, że działają w imię wyższego dobra, a tak naprawdę albo napełniają sobie kieszenie, albo tworzą swoje własne wpływowe kółka wzajemnej adoracji. I kto na tym wszystkim cierpi? Ci wszyscy, których "chronią"!
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#29
Marcus nieświadomie poruszył za czułą strunę osobowości Noaha, kiedy dokończył wypowiedź. Parias poważnie spojrzał na towarzysza. Nastał kluczowy moment w ich relacji.
— Marcusie, jaki ty masz stosunek do ludzi z krwi i kości? Zapomnijmy na chwilę o organizacjach, które pociągają za sznurki i spójrzmy na naturę człowieka — zadał pytanie szczerze i bezpośrednio, tonem zachęcającym do skonfrontowania się z prawdą. — Czy jesteś w stanie poświęcić się ludziom, wiedząc, że jesteś dla nich potworem?

Re: Polowanie na Wilki (IV)

#30
Marcus pozwolił sobie na chwilę na uspokojenie. To nie czas ani miejsce, by oddawać się swoim gwałtownym emocjom. Na to przyjdzie jeszcze pora. Miał nadzieję. A tymczasem...
- Staram się robić właśnie to, o czym mówisz. Chcę pomagać ludziom, chronić tych, którzy nie mogą ochronić się sami. A moja nowa potworna natura? Powiedzmy, że bywa bardziej pomocna w mojej małej wojnie przeciwko niesprawiedliwości na tym bezbożnym świecie niż by się to wydawało. To, że jesteśmy wynaturzeniami, przeklętymi przez Boga żywymi trupami nie znaczy, że musimy oddać się pokusom Bestii i zapomnieć, kim byliśmy przedtem; kim dalej jesteśmy. - Spojrzał na Noaha i nagle jego usta wykrzywił grymas, który zdawał się przypominać uśmiech. Pokręcił głową i opadł na oparcie kanapy. - Sam zresztą byłem świadkiem niejednego przypadku, w którym zwykli ludzie mają w sobie więcej z Bestii niż Spokrewnieni. Wychodzi na to, że zawsze tam była, nasz stan jedynie bardziej ją uzewnętrznił.
INVENIAM VIAM AVT FACIAM

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości

cron