Docierając pod wyznaczony adres, Marcus wysiadł na głównej, w miarę ruchliwej jeszcze ulicy otoczonej dwu- i trzypiętrowymi, miejscami ciasno przylegającymi do siebie budynkami mieszkalnymi. W niektórych oknach wciąż paliło się światło, a z jednego, na wpół otwartego, osadzonego na drugim piętrze w budynku, za plecami wampira, po drugiej stronie ulicy, można było usłyszeć cicho grającą, spokojną muzykę. Podczas gdy ktoś cieszył się wieczornym relaksem, Marcusowi przyszło badać niedawną zbrodnię, która miała tam miejsce. Dokładniej to przy skrzyżowaniu bocznych alejek pomiędzy budynkami znajdującymi się teraz przed wampirem. Czas było przyjrzeć się bliżej.
Minąwszy wyglądającego na zmęczonego przechodnia, po przejściu kilku metrów dotarł do alejki, dalej do skrzyżowania, a potem skręcił w lewo, docierając na miejsce, gdzie miało być znalezione ciało, niedaleko od tego przecięcia, które było otwarte z trzech stron. W samym miejscu zdarzenia określonym przez dziennikarza nie było nic podejrzanego. Żadnych śladów wskazujących na to, że cokolwiek nietypowego miało tam miejsce. Trochę śmieci i w sumie tyle. Aleja była dość długa, ale jeśli Marcus uważał, że warto ją całą przejrzeć, to może udałoby mu się wyłapać coś więcej.
Wzdłuż alei ciągnęły się rzędy drewnianych ogrodzeń i bram, pomiędzy którymi było miejscami odrobinę otwartej przestrzeni. Tylko patrząc po budynkach z miejsca w którym stał, Galloway szybko zauważył, że w stronę alei skierowanych było wiele okien, z których niewątpliwie ktoś musiał coś widzieć, zwłaszcza że po jednej stronie budynki miały drzwi wyjściowe skierowane w stronę alei. Było ją widać ze wszystkich trzech stron, co czyniło ją nie tylko nieidealnym, ale wręcz fatalnym miejscem na dokonanie morderstwa. Nawet teraz Spokrewniony mógł dojrzeć samotnego mieszkańca idącego właśnie z drugiego końca alei, by następnie skręcić w jednej czwartej drogi i wejść na teren jednej z posesji, w której najpewniej mieszkał.
Rzeczywiście, roiło się tam od potencjalnych świadków, bo szanse były nikłe, by ktoś nie zasłyszał szamotaniny lub nie zauważył czegoś podejrzanego w takim miejscu. Tym bardziej mogło śledczego drażnić to, że tak szybko wyciszono tę sprawę. Czy w ogóle ktoś z mundurowych pokusił się o faktyczne śledztwo?
Galloway miał dość szerokie pole manewru w zakresie szukania potencjalnych świadków. Mógł, teoretycznie, chodzić od drzwi do drzwi, lub też mógł podpytać przypadkowych przechodniów w okolicy. Być może i znalazłby się też jaki lokalny bezdomny, który za kilka ciepłych dolarów powie to i owo. W okolicy był chyba jeszcze jakiś kościół, a także knajpy, w których mogli zajadać się tutejsi mieszkańcy. Nieumarły wiedział, że na pewno coś tutaj znajdzie. Sprawa była w końcu świeża, a ludzie z natury gadają i plotkują, więc powinien dość szybko trafić przynajmniej na człowieka, który coś słyszał, co pozwoliłoby mu dotrzeć do osoby, która widziała co zaszło w tym miejscu.
Minąwszy wyglądającego na zmęczonego przechodnia, po przejściu kilku metrów dotarł do alejki, dalej do skrzyżowania, a potem skręcił w lewo, docierając na miejsce, gdzie miało być znalezione ciało, niedaleko od tego przecięcia, które było otwarte z trzech stron. W samym miejscu zdarzenia określonym przez dziennikarza nie było nic podejrzanego. Żadnych śladów wskazujących na to, że cokolwiek nietypowego miało tam miejsce. Trochę śmieci i w sumie tyle. Aleja była dość długa, ale jeśli Marcus uważał, że warto ją całą przejrzeć, to może udałoby mu się wyłapać coś więcej.
Wzdłuż alei ciągnęły się rzędy drewnianych ogrodzeń i bram, pomiędzy którymi było miejscami odrobinę otwartej przestrzeni. Tylko patrząc po budynkach z miejsca w którym stał, Galloway szybko zauważył, że w stronę alei skierowanych było wiele okien, z których niewątpliwie ktoś musiał coś widzieć, zwłaszcza że po jednej stronie budynki miały drzwi wyjściowe skierowane w stronę alei. Było ją widać ze wszystkich trzech stron, co czyniło ją nie tylko nieidealnym, ale wręcz fatalnym miejscem na dokonanie morderstwa. Nawet teraz Spokrewniony mógł dojrzeć samotnego mieszkańca idącego właśnie z drugiego końca alei, by następnie skręcić w jednej czwartej drogi i wejść na teren jednej z posesji, w której najpewniej mieszkał.
Rzeczywiście, roiło się tam od potencjalnych świadków, bo szanse były nikłe, by ktoś nie zasłyszał szamotaniny lub nie zauważył czegoś podejrzanego w takim miejscu. Tym bardziej mogło śledczego drażnić to, że tak szybko wyciszono tę sprawę. Czy w ogóle ktoś z mundurowych pokusił się o faktyczne śledztwo?
Galloway miał dość szerokie pole manewru w zakresie szukania potencjalnych świadków. Mógł, teoretycznie, chodzić od drzwi do drzwi, lub też mógł podpytać przypadkowych przechodniów w okolicy. Być może i znalazłby się też jaki lokalny bezdomny, który za kilka ciepłych dolarów powie to i owo. W okolicy był chyba jeszcze jakiś kościół, a także knajpy, w których mogli zajadać się tutejsi mieszkańcy. Nieumarły wiedział, że na pewno coś tutaj znajdzie. Sprawa była w końcu świeża, a ludzie z natury gadają i plotkują, więc powinien dość szybko trafić przynajmniej na człowieka, który coś słyszał, co pozwoliłoby mu dotrzeć do osoby, która widziała co zaszło w tym miejscu.