Fama crescit eundo

Prolog | Planowana uroczystość | Zaproszenia wysłane do wszystkich Spokrewnionych

Image

Fama crescit eundo

#1
| Początek lutego 1920 r.
Pierwsza sesja

Plotka rośnie rozchodząc się
“Eneida”, Wergiliusz


_______________________


Kilka nocy wcześniej

Irène tej nocy nie spała. Ostatnimi czasy w Chicago działo się bardzo wiele — zaginięcie ghula, przygotowania do balu, wprowadzenie prohibicji, strajki Pullmana. Stosunki pomiędzy Spokrewnionymi były nadzwyczajnie napięte. Tak było zawsze, lecz podczas ostatnich nocy bardzo mocno daje się to odczuć.
Gdy tylko słońce zaszło za horyzontem, poleciła swej służce rozsunąć grube kotary w kolorze bordo. Zasiadłszy do niewielkiego biurka przed oknem jęła pisać po ozdobnym pergaminie oficjalne zaproszenia na przyjęcie organizowane w posiadłości jednego z najbogatszych przedstawicieli śmietanki towarzyskiej Chicago — Francisco Belmonte. Były w egzystencji Primogen Toreador takie rzeczy, których mimo swej pozycji i statusu nie wyzbywała się niby to tkwiąc w swych przyzwyczajeniach. Służce poleciła wysłać zaproszenia w odpowiedniej kolejności. Pierwsze miało trafić bezpośrednio do Księcia Chicago, Archibalda. Kolejno Seneszal, Rada Primogenu, Szeryf, Harpie i Ogary. Pozostałe zaproszenia zostały wysłane z dwudniowym opóźnieniem, coby pierwej o wydarzeniu dowiedzieli się najbardziej prominentni Spokrewnieni Chicago.

_______________________

Obecnie

Na dzisiejszą noc wybrała dość skromną kreację, choć odbiegają od kanonów współczesnej mody; długa, czarna suknia do kostek z delikatnym półksiężycem pod szyją i krótkimi rękawami lekko okalały jej ciało. Choć aktualna moda zakładała workowate, w żadnym wypadku podkreślające kobiece kształty, suknie, tak Irène delikatnie od niej odchodziła. Do sukni założyła czarne buty na wysokim obcasie, naszyjnik, bransoletkę i kolczyki z pereł oraz szare futro. Włosy spięła w ciasny kok, usta pomalowała bordową szminką. Uprzednio poproszony ghul, Thomas, zajechał pod budynek o umówionej porze. Celeste, zafascynowana samochodowym biznesem, inwestowała w ten rynek i lubiła kupować — i jeździć! — coraz to nowszymi, ciekawszymi modelami pojazdów powoli odchodząc od dorożek ciągniętych przez konie.
Jadąc ulicami Chicago obserwowała jak miasto budzi się do drugiego, nocnego życia. Tym razem o dziwo nie miała żadnych przemyśleń egzystencjalnych, jak to zwykle bywało. Rozmyślała nad kwestią przyjęcia, które miało się niedługo odbyć. Nie mogła sobie pozwolić na jakiekolwiek błędy, potknięcia, niestosowności. Rozmyślania Celeste przerwało zatrzymanie się powozu przed Elizjum. Kuruk, Gospodarz Elizjum, już winienen być na miejscu. Nim udała się do części przeznaczonej dla Dzieci Nocy, pierwej zawitała do sali dostępnej dla śmiertelników, gdzie przywitała się z najważniejszymi osobami. Po zamienieniu kilku słów i wymianie uśmiechów z różnymi personami skierowała się wreszcie do oazy Spokrewnionych.
Po przejściu powitalnych formalności dołączyła do towarzystwa Opiekuna Elizjum, Kuruka i Louvenii Duclair, która w najbliższym czasie miała zacząć swój wokalny występ. Rozpoczęła się wymiana informacji.
Najważniejszym tematem tej nocy było nadchodzące przyjęcie u Belmonte.

Re: Fama crescit eundo

#2
chwilowo przybył z
Alexander schował gazetę i powolnym krokiem zaczął kierować się w stronę którą wskazał mu barman trzymając w ręku swoją wierną laseczkę. Nie bardzo wiedział jak się zachować, ale wiedział na tyle by zbliżyć się dostojnym krokiem do Grupy rozmawiających Spokrewnionych. Zdjął cylinder i ukłonił się wszystkim najniżej jak potrafił zachowując kontakt wzrokowy. W tym ukłonie było coś z brytyjskiego arystokraty, co prawda dawno już pogrzebanego, ale jednak. Gdy nadeszła kolej w której miał przemówić otworzył lekko usta i typowym dla siebie w takich momentach zimnym głosem przemówił:
-Primogen Leveque. Alexander Howard Morri jeden z Malkavian - starał się z kocią wręcz gracją uchwycić jej dłoń do pocałunku. Następnie zwrócił się do Gospodarza Elizjum ponownie się skłaniając
-Gospodarzu - Gdy to zrobił przywitał się w podobny sposób z każdym obecnym w tym kręgu. Nie chciał zbytnio marnować ich czasu, ale może ktoś z nich mógł wiedzieć coś na interesujący go temat. Nie mógł się więc powstrzymać od tego by w odpowiednim momencie zapytać mimo wszystko dosyć chłodnym i obojętnym głosem
-Czy w tym towarzystwie słyszano coś o spirytualistach? Oczywiście nie chciałbym by zostało to odebrane jako faux pas. Po prostu jestem żywo zainteresowany tą sprawą...Mówiąc szczerze to trochę moja działka, a na pewno i wyżej postawionym ode mnie leży na sercu, że możliwym jest by przyzywano prawdziwe Upiory, a to nigdy nie kończy się dobrze... - po tych słowach zamilkł. Nie był najlepszym mówcą świata, ale to musiało wystarczyć. Odruchowo sięgnął do wewnętrznej części fraka by przejechać po okładce ukrytej książki. To miało dodać mu otuchy i chyba to zrobiło, bo po chwili patrzył pewniej. Może nauki z tej książki nie poszły w las (sprawne oko mogło przez ułamek sekundy zauważyć książkę "Książę" na chwile wychylającą się z marynarki Spokrewnionego

Re: Fama crescit eundo

#3
Alexander Howard, podobnie jak wielu Spokrewnionych, uchodził za dość nietypową osobowość. Szczególnie, iż był Malkavianem. Niezależnie jednak od klanu, do którego się przynależało, każdy wampir miał w sobie pewne nietypowe cechy, które niekiedy wzbudzają różne emocje począwszy od zainteresowania po głośne komentarze a skończywszy na obcesowym zaciekawieniu. Morri nie był stałym bywalcem Elizjum, lecz żył już wystarczająco długo oraz zdążył się zapisać na niepisanych kartach historii Spokrewnionych Chicago na tyle, że był rozpoznawalnym wampirem.
Celeste tej nocy ponownie lekko uniosła swą dłoń do pocałunku. — Dobry wieczór, Panie Morri. — Posłała mu delikatny uśmiech, a gdy kolejność powitania przeniosła się na Kuruka, delikatnie zaciągnęła się z cygarniczki. Kuruk odwzajemnił jego powitanie.
Oboje wysłuchali co ma do powiedzenia Alexander. Ta tematyka niestety nie leżała w dziedzinie zainteresowań Irène, Gospodarza Elizjum najpewniej również.
— Niestety, jedyne co wiem o spirytualistach, Panie Morri, to tylko gazety i powiązane z nimi plotki. Może Pan jednak pojawić się na przyjęciu u Francisca Belmonte, na którym z pewnością pojawi się niejeden spirytualista, a być może i Tremere, który ma podobne zainteresowania. — Odpowiedziała spokojnie, między jednym a drugim zdaniem korzystając z cygarniczki. — To dość popularna ostatnimi dziedzina zainteresowań wielu osób. — Dodała tym samym niejako puszczając oko do Howarda. Groza, seanse spirytystyczne, okultyzm w tym zakresie — to wszystko było teraz “modne”.
Przyglądając się osobie Alexandra, nie mogła nie zauważyć jego lektury, którą miał ze sobą; “Książę” Machiavellego. Uśmiechnęła się na samą myśl. — Panie Morri, widzę, że czyta Pan zacną lekturę. Na którym momencie Pan skończył? Niejednokrotnie czytałam tę książkę. Proszę podzielić się swoimi wrażeniami! — Primogen Toreador wydawała się żywo zainteresowana egzemplarzem, który miał ze sobą Howard. Niewątpliwie w tym zakresie mogli znaleźć wspólny język.
Tuż po jej słowach w La Liberté rozbrzmiała muzyka oraz czarujący i melodyjny głos Louvenii. Można było na chwilę przerwać rozmowę, by tylko wsłuchać się w piękno jej głosu...

Re: Fama crescit eundo

#4
Alexander nie czuł się komfortowo w obecnej sytuacji. Przyglądał się ze spokojem kobiecie, która pełniła funkcję Primogen klanu Artystów. Przyjrzał się także Indianinowi pełniącemu funkcję Gospodarza Elizjum. Posmutniał lekko gdy usłyszał odpowiedź na jego "duchowe" pytanie, ale oczy zaświeciły nowym blaskiem, lekko przygarbiona postawa wyprostowała się jak struna gdy usłyszał pytanie o książkę. Zaczął z pełnym entuzjazmem odpowiadać. Nie zauważył nawet, że rozpoczął się występ. Alexander był w swoim świecie:
-Jestem obecnie jakoś w połowie. Powiem szczerze, że niektóre fragmenty tej książki są naprawdę ciekawe, ale inne - jego nogi zaczęły dygotać nie wiadomo czy z rzeczywistego podniecenia czy raczej z próby zachowania Ludzkich instynktów, ale kontynuował dalej:
-...ale inne są dla mnie wręcz szkodliwe. Zacznijmy od samej głównej maksymy, prawda? Cel Uświęca Środki. Zaiste uważam, że gdybyśmy jeszcze za życia tak myśleli to Bestia przejęłaby nam nami kontrolę jeszcze przed Spokrewnieniem - szczerze uśmiechnął się po tych słowach, ale kontynuował dalej:
-Albo dajmy na to cytat "Chcę iść do piekła, nie do nieba. W piekle będę miał towarzystwo papieży, królów i książąt, a w niebie są sami żebracy, mnisi, pustelnicy i apostołowie." uważam, że jest bardzo dobrą aluzją do świata Spokrewnionych chociaż sam autor pewnie nie miał tego na myśli. Proszę spojrzeć. My nieumarli przeżywamy w pewnym sensie piekło. Wieczny głód, walka z Bestią, a z drugiej strony jesteśmy bardzo ciekawym i poważnym towarzystwem "papieży, królów i książąt". Natomiast Ci którzy umierają stają się takimi żebrakami. Upadają na ewolucyjnej karuzeli po śmierci trafiając gdzieś....Nawet nie do końca wiadomo gdzie, bo tu ani filozofowie ani teologowie nie są zgodni, a My....Zostajemy tutaj na ziemi, ale z następnym stadium ewolucji. Dość świeży filozof zmarły 20 lat temu nazwałby pewnie nasz stan Nadludzkim i właściwie w pełni się zgadzam - zatrzymał się na chwilę i dał rozmówcom czas na odpowiedź, w normalnych warunkach pewnie musiałby odetchnąć, ale gdy Ci odpowiedzieli kontynuował dalej swój pełen pasji wywód
-No i ostatnie co mnie tak zainteresowało w pracy Nicollo to fraza o tym, że trzeba być jednocześnie Lisem i Lwem. Niby oczywista metafora, że trzeba jednocześnie być przebiegłym tchórzem i odważnym wojownikiem. Pytanie tylko czy prawdziwe poczucie honoru na to pozwoli? Oczywiście książka mówi o pokonaniu wyższych wartości dla celu, bo on sam je uświęca, ale powiedziałem już co o tym sądzę w kontekście Człowieczeństwa i kontroli Bestii. Ogólnie uważam, że to co nazywamy Bestią było już w nas nazwijmy to "Przed Spokrewnieniem" tylko nazywaliśmy to inaczej, ale no....Podobno Psychologia idzie teraz do przodu zobaczymy co przyniesie.

Jego wygląd całkowicie się zmienił. Był teraz pewny siebie, uśmiechnięty i pełen entuzjazmu. Nie wiadomo czy zaczęcie tego tematu było specjalnym zagraniem Primogen by skłonić rozmówcę do wykazania czegokolwiek, a może czystym przypadkiem w każdym razie Alexander chciał tu teraz zostać. Nie wyglądał już jak przestraszona Mysz, która szuka tylko kawałka sera by następnie znowu uciec w ciemniejsze zakamarki domu. Stał teraz raczej jak Mędrzec, który mówi chociaż nikt go nie słucha i z pełną pasją odpowiada na każde zadanie pytanie. Złośliwi mogliby go porównać do proroka głoszącego swoje wizje, ale mu przypomniały się po prostu czasy uniwersyteckiej młodości gdy debatował z profesorami, ale... Czy to znaczy, że teraz przyjdzie dręczenie?

Re: Fama crescit eundo

#5
Podjechała taksówką, no bo czym innym. Zapłaciła, grzecznie podziękowała i stanęła przed czerwonym dywanem. Co ona tu w ogóle robiła?! Czuła przymus. Nie chciała tu być, nie miała po co tu być, a jednak z jakiegoś powodu Percival kazał jej tu przyjechać. Co za czubek! Ledwo panowała nad sobą, a ten wpuszczał ją w taki kanał?! Jeśli wystarczą te zasady etykiety, które zna z oficjalnych kolacji z ojcem, to może jakoś da radę. Grzecznie, pokornie, skromnie, nie odzywać się niepytanym. Łatwizna... a jednak to była inna polityka niż ta, którą uprawiał jej tata... na inną skalę. Nie wiedziała jak bardzo, ale wolała trzymać się z dala.
Dlaczego on ją tu wysłał!?
Poprawiła płaszcz i robiąc dobrą minę do złej gry, weszła do środka.

Na wejściu zdała oczywiście płaszcz i kapelusz. Czuła się jak owca ładująca się do jaskini smoka! Diana oczywiście musiała się przebrać, luźne ubranie, w którym hasała sobie po cmentarzu nijak nie odpowiadało standardom tego miejsca. Cóż... ostatecznie, biorąc pod uwagę przepych tych murów, nic w jej garderobie nie spełniało tych norm.
Oczywiście leciała na wyczucie, bo Percival nie raczył jej dokładnie poinstruować, co powinna włożyć, a już na pewno nie zapewnić odpowiedniej kreacji. Ostatecznie wybrała więc elegancję i skromność w jednym pakiecie. Loki na siłę ułożyła trochę, prawą stronę nawet udało jej się wygładzić i upiąć ozdobną spiną. Usta lekko zaczerwieniła szminką, a oko podkreśliła cieniem. Włożyła na siebie czarną, aksamitną bluzkę, z płytkim acz szerokim wcięciem odsłaniającym widoczne obojczyki, luźną, spływającą w dół, wciągniętą w beżową, elegancką spódnicę spiętą ozdobnym, pasującym do sznura białych korali na szyi paskiem. Kreacja do połowy łyski, cieliste rajstopy i lakierowane pantofle na bardzo niziutkim obcasie. Na dłoniach wysokie rękawiczki, dobrane odpowiednio do bluzki, również czarne, zawieszane na perełkowym kółeczku na środkowym palcu, wykrojone tak by odsłonić palce, a zakryć wierzch i wnętrze dłoni. W rękach zaś ściskała błyszczącą, szarą kopertówkę.
Cóż, nic oszałamiającego, balowego szczególnie, ale elegancko i skromnie, co lubiła... pomijając fakt, że w ogóle nie znosiła się stroić.

Hasło podał jej Stwórca, chociaż tyle dobrego. Pewnie by jej nie wpuścili, była za "kolorowa" i "żywa" jak na wampira. Hasło załatwiało nadmierne kłopoty z wejściem. Była spięta i skupiona. Na taką też wyglądała. Starała się zanadto nie rozglądać i oszczędzać sobie bodźców, które mogłyby ją sprowokować albo ogłuszyć. Tyle się działo. Muzyka, rozmowy, tyle zapachów, perfumy, cygara, krew. Ten zimny dreszcz na karku w obecności wampirów. Nie wiedziała, które ze słyszanych szmerów, szeptów i fragmentów rozmów są tymi z Elizjum, a które tymi z jej własnej głowy. Nie mogła się nad tym zastanawiać... skupiać za bardzo na jednej rzeczy, żeby nie dać się zaskoczyć i otumanić innej. Cichy cmentarz był tak doskonałym miejscem... tu było za dużo WSZYSTKIEGO.
Przemknęła więc do baru, bez zbędnych ceregieli, rozmów i gadki szmatki zamówiła Vitae.
Sterczenie jednak jak kołek nie było jakoś szczególnie... no nijakie było, grzecznie więc się rozliczyła i skierowała swoje kroki w stronę galerii obrazów. Żadnym znawcom sztuki nie była, ale wystarczyło choćby nadstawiać uszu by usłyszeć o dziełach namalowanych ludzką krwią. To było odrażające i jakieś... magiczne zarazem. Nie potrafiła ocenić. Stanęła jednak przed jednym z właśnie tych dzieł.
Było hipnotyzujące.
Nie ze względu na to co przedstawiało, a właśnie dlatego czym było wykonane. Opowiadało historię... ale nie tą widzianą na płótnie. Ściskając pod pacha kopertówkę wyciągnęła delikatnie dłoń, lekko aby przed siebie, jakby w pół myśli, w ułamek ruchu by dotknąć tej historii...

Re: Fama crescit eundo

#6
Dla jednych Elizjum nie było na tyle komfortowym miejscem, by czuć się w nim swobodnie, dla drugich jednak stanowiło ono swego rodzaju azyl. Tu można było bowiem zasięgnąć nie tylko informacji. Najlepszą jednak rzeczą jaką można było w Elizjum zrobić, to po prostu od czasu do czasu się pokazać i wykazać chociaż minimum zainteresowania sprawami Spokrewnionych. I choć Howardem kierowała głównie ciekawość w zakresie spirytualistów, tak swoją powinność w tym zakresie spełnił. Kuruk, jeszcze zanim rozmowa zdążyła rozkręcić się w zakresie Księcia, kiwnął obojgu głową i sam udał się w głąb Elizjum. Howard i Primogen Torreador zostali sami.
Nie sposób było nie dostrzec diametralnej zmiany w postawie, głosie i zachowaniu Malkaviana po zapytaniu przez Toreadorkę. Podczas tego wywodu dyskretnie przerwała mu tylko raz — gestem ręki wskazując miejsce obok siebie, gdzie mógłby usiąść. Zapowiadała się dłuższa rozmowa i chociaż mogła mu kazać stać, tak tego nie zrobiła. W żadnym wypadku nie patrzyła nań jak na jakiegoś dziwaka, niestosownie zachowującego się neonatę czy jakkolwiek inaczej źle. Okazała mu zainteresowanie wpatrując się weń intensywnie jednocześnie od czasu do czasu pykając z cygarniczki.
— Cel uświęca środki… — Powiedziała tuż po jego wypowiedzi, po dłuższej chwili. Jej spojrzenie na parę sekund zatrzymało się na jakimś martwym punkcie. — Widzi Pan, Panie Morri, sądzę, że maksymę tę można interpretować na wiele sposobów. Przede wszystkim zaś: za środek można uznać absolutnie wszystko. Zarówno te złe, jak i dobre rzeczy. Chcąc się pozbyć pewnego polityka nie musimy od razu go uśmiercać. Możemy to zrobić na wiele innych sposobów jednocześnie zachowując swoje człowieczeństwo… Przydatni są tutaj nasi sprzymierzeńcy, kontakty i wiele innych ludzi, którzy służą nam nie tylko poprzez vitae, ale również różne działania. — Lévêque w żadnym wypadku nie prawiła mu kazań. Nie było to też pouczanie. Była rada, że tej nocy będzie mogła zamienić z kimś inne słowo niż polityczna dysputa lub interesy. — Nasze wieczne życie dla jednych będzie darem, dla innych zaś przekleństwem. My, wampiry, mamy Bestię, głód krwi i interesy na skalę większą niż zwykły śmiertelnik jest w stanie sobie wyobrazić. Z kolei zwykli ludzie także mają swoje własne piekło. Utarte schematy. Bardzo skonkretyzowany podział ról. Nieświadomość tego, co ich tak naprawdę otacza. Od każdego człowieka oczekuje się czegoś — mniejszego lub większego — a przecież nikogo nie interesuje, że może mieć on inne pragnienia. Ludzie w naszych nieśmiertelnych oczach są słabi i do zastąpienia. — Mówiła wolno, jakby jej się nigdzie nie spieszyło, jakby jeszcze wiele rzeczy można było powiedzieć. W pewnym momencie skończył jej się też papieros, więc z papierośnicy niespiesznie wyciągnęła kolejny. Wróciła spojrzeniem do Howarda. — Być może ma Pan rację, Panie Morri, że jesteśmy w piekle. Nie uważam tak. Każdy z nas, Spokrewnionych, musi nauczyć się koegzystować z Bestią. Trzymać ją w ryzach. Nigdy jej nie ustępować. Kontrolować łaknienie. Znać swoje ograniczenia i uczynić z nich atuty, które nie pozwolą Bestii na wykorzystanie ich przeciwko nam. To, niestety, nauka na długie lata. Czasem nieskończona. — Kontynuowała. Zaiste, nie przypuszczałaby nawet, że tak wiele słów wypowie do Kainity, z którym ją tak właściwie niewiele łączyło. Jedyne, do czego się nie odniosła, to kwestia ewolucji. Niebezpiecznym było wypowiadać swe zdanie w tej materii personie o takiej pozycji, jak ona. — Oczywiście, że trzeba być jednocześnie Lisem i Lwem. Trzeba nauczyć się walczyć dla siebie, dla innych, ale i też wiedzieć kiedy zejść z pola walki. Każdy z nas ma swoje zalety i wady. Jesteśmy na tyle różnorodni, by uzupełniać się nawzajem. By każdy z nas mógł przysłużyć się sprawie na swój własny sposób. Poza tym, Panie Morri, nie każdy ma honor. Nie każdy odznacza się pełną świadomością struktur i powinności, jakie na nim ciążą. — Dodała. W jej słowach było tak wiele ukrytych znaczeń! Nie mogła wszak jawnie przedstawić mu pewnych kwestii. Alexander nie był zresztą Żółtodziobem, który nie jest zaznajomiony z działaniem Camarilli. — Nawet ludzie mają swoje własne Bestie. — Tym zdaniem skwitowała swą dłuższą wypowiedź.

Re: Fama crescit eundo

#7
Dalej był bardzo poruszony całym tematem do tego stopnia, że zaczął nerwowo pocierać o siebie dłonie. Znowu nie było wiadomo czy faktycznie coś w nim buzowało czy może były to tylko wyuczone ludzkie zachowania. Nie zamierzał się narażać Primogen, ale jednak coś skłaniało go do tego by mówić dalej. Mimochodem zauważył wchodzącego do Elizjum Regenta Tremere przed którym uchylił grzecznościowo cylinder. Po czym znowu natychmiastowo spojrzał na Celeste i wypowiedział nie kryjąc podekscytowania, a jednocześnie powagi sytuacji:
-Bestia...- to słowo przeciągnął zupełnie jakby próbował je w jakiś sposób zakląć. Jakby wypowiadał zaklęcie, ale nie jak sakramentalne "Amen" bardziej jak "Apage Satanas" jakby odżegnywał to określenie jak najdalej. Na chwilę się zamyślił po czym ponownie spojrzał w górę w stronę Kobiety
-Naprawdę jest to przekleństwo, ale ma Pani Primogen rację Ludzie też mają swoją Bestię. Alkohol, narkotyki, hazard...To wszystko co prawda jest niczym przy tym z czym my się spotykamy, ale przecież nie wzięło się to z niczego. Musiało wyewoluować z czegoś co było w nas wcześniej. Spokrewnieni mają różne historie...Jednych krzywdzono inni krzywdzili, a jednak bestia jest podobna. To naprawdę bardzo ciekawe psychologicznie zjawisko.
Wielu pewnie poczułoby teraz, że zaczynają być dla rozmówcy nudni, ale nie Doktor Morri. On nie odpuszczał takich tematów i zaczynał mówić dalej
-Choćby Kwestia duszy...Czy Bestia nie jest w pewien sposób uosobieniem skażonej duszy? Może jednak nasza dusza umarła, ale w takim razie wracamy do koncepcji piekła bez żadnej szansy na zbawienie, ale w takim razie po co i nas miałby dotyczyć Sąd Ostateczny? Może jednak nie dotyczy, ale z drugiej strony....- W tym momencie się zawahał. Nie był pewny czy może mówić dalej. Jego wzrok zaczął paranoicznie skakać to na Primogen to na Opiekuna Elizjum. Upewnił się czy żadne niepożądane uszy nie słyszą tego co zaraz powie. Zatrzymał się jeszcze na chwilę, a następnie wycedził przez zęby jakby ze strachem i pewnością, że to co powie może albo przysporzyć mu sojusznika albo śmiertelnego wroga:
-Gehenna- po tych słowach zamarł na chwilę obserwując oblicza swoich rozmówców, a następnie jakby szybko się zreflektował i mówił dalej już troche pewniej
-Oczywiście jeśli wierzyć tej przepowiedni. Mi jako filozofowi przystoi by trzymać się tropów stworzonych przez sceptyków. Nie mogę niczemu zaprzeczyć ani nic potwierdzić. Szczególnie w mojej...Sytuacji kiedy tym bardziej trzeba separować co jest, a czego nie ma- uśmiechnął się ponuro jakby starał się żartem wybrnąć z gafy jaką mógł popełnić wspominając gehennę.:
-To w ogóle bardzo ciekawa sytuacja z tym jak nasze rody pozostały przeklęte- starał się zmienić temat wciąż dryfując po wodach na których czuł się dobrze
-Gdyby Autor Księcia, wracając do pierwotnego tematu, tylko wiedział o tym jak działają struktury "drugiego świata". Ciekawe jakie rady dałby naszym Książętom....- ostatnią kwestią zawiesił wywód i spojrzał na rozmówców naprawdę ciekawy odpowiedzi. Liczył, że jeszcze ją otrzyma pomimo wspomnienia "tematu tabu"

Re: Fama crescit eundo

#8
Bella podjechała taksówką na miejsce. Zapłaciła kierowcy i bez słowa wysiadła z samochodu. Stała przed wysokim, luksusowym budynkiem, z którego dobiegał przytłumiony hałas rozmów i śmiechu. Obleciała całą okolicę wzrokiem i uśmiechnęła się do siebie. Cały przepych widoczny już na starcie budził w niej spore wrażenie. Powolnym krokiem skierowała się do wejścia, lekko poprawiając przy okazji swoją fryzurę. Przed główną salą, z wymuszoną uprzejmością, która w ogóle nie leżała w jej naturze, oddała szatniarzowi swój czarny, zdobiony żakiet i zabrała numerek. Podziwiając i łykając oczami inspirujące elementy wystroju, wkroczyła do wielkiej sali pełnej śmiertelników. Uśmiech znikł jej z twarzy, a ciało wypełnił niesmak. Przeszła przez salę jak najszybciej i utrzymując chłodny wyraz twarzy dotarła na pierwsze piętro, które było Elizjum. Bramki dla enklawy Spokrewnionych pilnował człowiek, któremu Bella rzuciła hasło podane wcześniej przez Stwórcę. Gdy ten wpuścił ją do środka, stanęła w progu i zaczęła dokładnie przyglądać się panującemu tu jeszcze większemu luksusowi. Nie czuła się nie komfortowo, wręcz przeciwnie. Jej apatyczną aparycję przeszył lekki dreszcz podziwu, a typowy dla niej lekceważący i ironiczny uśmieszek powrócił.
Rzeczą, która wzbudziła w niej szczególne zainteresowanie były wiszące na ścianach obrazy. Sztuka, intensywnie egzystująca w jej życiu była obecna i tu. Dzieła namalowane ludzką krwią... słyszała o tym, choć nie miała okazji się takiemu dokładnie przyjrzeć. Nie zmieniało to faktu, że samo wyobrażenie budziło w niej przyjemne odczucia.
Podeszła do jednego z obrazów, przy którym stała już jakaś kobieta. Bella obrzuciła ją oziębłym spojrzeniem, po czym w ciszy zatopiła swą uwagę w dziele sztuki. Patrzenie na nie było jeszcze przyjemniejsze i ciekawsze niż wyobrażenie. Po chwili napawania się tym widokiem spojrzała jeszcze raz na kobietę stojącą obok.
-Intrygujący obraz, prawda? - Spytała spokojnie, lekko mrużąc oczy.

Re: Fama crescit eundo

#9
Dlaczego tak bardzo kusiło ją, żeby dotknąć ten obraz? Patrzała w niego niemal jak urzeczona i dopiero głos niedaleko ucha przywrócił jej świadomość. Drgnęła, automatycznie i natychmiast cofnęła dłoń i spojrzała na kobietę, która się do niej odezwała. A może nie do niej? Ktoś inny jeszcze podziwiał obraz? Nie? Więc jednak do niej?
Przytaknęła.
-Owszem. - Powiedziała spokojnym, ale niezbyt pewnym głosem. -Bardziej chyba intrygujące jest tylko to, czym został namalowany. - Dodała lekko się uśmiechając. Patrzyła chwilkę jeszcze na kobietę obok, po czym wróciła spojrzeniem na obraz.
Rozmowa ją krępowała i widać było, że nie czuje się pewnie. Zachowywała się jednak spokojnie, powściągliwie i grzecznie. Nie palnęła nic głupiego, więc chyba nie było tak najgorzej.
-Nie wiem czy to kunszt autorki, czy właśnie ta niezwykłość "farby" daje taki efekt. Być może jedno i drugie. - Westchnęła. Naprawdę nie mogła oczu oderwać, a ta chęć dotknięcia dzieła nie słabła, mimo rozproszenia rozmową.
Unikała od jakiegoś czasu dotykania różnych rzeczy... i osób w zasadzie też. Zazwyczaj to co mogło jej się objawić, było zbyt intensywne, albo przynajmniej tak się prezentowało dla niedoświadczonego "widza". Wciąż też wszystkie nagłe ataki wizji, omamów, bodźców czy innych znaków, zaskakiwały mocno wampirzycę i wytrącały z równowagi.
A ten obraz, jego wykonanie, farba... całokształt, normalnie aż prosił się, by go dotknąć. Wołał. A może to artystka zaklęła w nim coś tak magnetycznego, by oczu nie można było oderwać?

Re: Fama crescit eundo

#10
- Być może... - Odpowiedziała, po czym jeszcze chwilę wpatrywała się w kobietę. Następnie z beznamiętnym uśmiechem wróciła zmysłami do obrazu. Czuła, że rozmówczyni nie jest w tym momencie zbyt pewna siebie, lecz nie zatrzymywało jej to przed kontynuowaniem dialogu.
- Wygląda na to, ze Pani również pasjonuje się w jakiś sposób sztuką... - Powiedziała, nie nawiązując jednak kontaktu wzrokowego. Choć była osobą starającą się unikać głębszych kontaktów społecznych, tym razem zależało jej na zapoznaniem się z kimkolwiek. A skoro obok niej stała kobieta zwracająca uwagę na sztukę... cóż, tym lepiej dla Belli.
- Do jakiego klanu Pani należy, jeśli mogę spytać? - Jej ton głosu stał się trochę milszy, choć wyraz twarzy wciąż nie promieniował ciepłem.

Re: Fama crescit eundo

#11
Diana jeszcze chwilę patrzyła na obraz. Wzrok przeniosła na rozmówczynię, gdy ta błędne wnioski o niej wyciągnęła i pociągnęła dalej rozmowę.
Pokręciła delikatnie głową i uśmiechnęła się lekko, przepraszająco.
-Niestety. Nigdy szczególnie nie było mi po drodze ze sztuką. - Przyznała. -Niemniej potrafię docenić piękno i niezwykłość rzeczy i osób które widzę czy słyszę. Nie pogardzę zwłaszcza dobrą lekturą. - Dodała od razu, może nie usprawiedliwiająco, ale na pewno po to, żeby rozmówczyni nie pomyślała sobie, że zagadała do kompletnego kołka.
-Dodatkowo, nie można odmówić temu dziełu "tego czegoś". - Westchnęła ponownie i znowu przeniosła wzrok na obraz. Zmrużyła lekko oczy jakby chciała zobaczyć w tym coś ponad to, co oczom prezentuje samo malowidło.
Uwagę ponownie skupiła na kobiecie, kiedy zapytała o jej Klanową przynależność. Zamrugała kilka razy, na jej twarzy wymalowało się przez chwilę zaskoczenie i zmieszanie, zakłopotanie, bo usilnie starał sobie przypomnieć czy coś Percival mówił jej o takich sytuacjach. Można tak pytać o takie rzeczy? W sumie, ona była nowa, pewnie każdy mógł ją zapytać o cokolwiek, jakkolwiek potraktować, a ona i tak powinna podziękować.
Odzyskała rezon po krótkiej chwili. Choć jej wydanie równowagi, to i tak prezencja zakłopotania i niepewności ogólnie. Brak komfortu w przebywaniu tu.
-Proszę mi wybaczyć. - Zaczęła cichutko. Przepraszająco, bo chyba mogła urazić rozmówczynię, tym, że nie przedstawiła się pierwsza, nie zaprezentowała, tylko jak ciele gapiła się na obraz.
-Nazywam się Diana Harper. Należę do Klanu Malkavian. Bardzo mi miło. - Przedstawiła się krótko, ale grzecznie i konkretnie. Cóż więcej mówić, nie miała żadnego statusu, tytułów ani nic podobnego. Dygnęła przy tym bardzo zgrabnie i gustownie, mając nadzieję, że tak skromna prezentacja wystarczy. Kobieta zawsze mogła zadawać pytania. Może sama się przedstawi. Ciekawe kim była, Diana jednak nie odważyła się zapytać pozostawiając kwestię przedstawienia się całkowicie w decyzji rozmówczyni. Tak chyba należało...?

Re: Fama crescit eundo

#12
- Również bardzo mi miło. Zwłaszcza, że należymy do tego samego klanu - Powiedziała, starając się przy tym utrzymać uśmiech. Po kilku sekundach zmusiła się na ponowne spojrzenie na kobietę, choć faktycznie, od obrazu po pewnym czasie trudno było oderwać wzrok.
- Ah tak, mi również wypadałoby się przedstawić. Bella Gloria Jones - Oznajmiła, i skinąwszy lekko głową poszerzyła uśmiech. W kobiecie widziała coś, co wydawało jej się interesujące oraz godne jej cennej uwagi. Kultura, dobre wychowanie, a może ciekawa osobowość? Nie sposób było jej to w tym momencie ocenić, lecz co jakiś czas rozglądając się po innych wampirach dodała:
- A propos sztuki... nie szkodzi, ważna jest umiejętność doceniania i zauważania piękna, o której Pani wspomniała. W jakich książkach Pani gustuje? Również lubię czytać, choć w szczególności te naukowe -
Po tak krótkim czasie stania obok Belli, kobieta poczuła jak od dziewczyny uderzył chłodny wręcz arktyczny wiatr, a były przecież w pomieszczeniu.

Re: Fama crescit eundo

#13
W przeciwieństwie do Alexandra, Irène była bardzo spokojna. Możnaby wręcz powiedzieć, że była oazą spokoju — wykonywała niespieszne ruchy i nie przejmowała się niczym. Zupełnie tak, jakby to była dlań zwyczajna rozmowa. Czy wynikało to z pełnionej przez nią pozycji czy może czegoś innego, Primogen Toreador nie czuła się aż tak podekscytowana jak Howard. Był on jednak Malkavianem, a oni nierzadko bywali… Dziwni. Dlatego nawet nie skomentowała jego zachowania.
— Być może to w nas wyewoluowało, a być może pojawiło się wraz z aktem przeistoczenia. Tego możemy się jedynie domyślać, Panie Morri. I obawiam się, że nigdy nie przyjdzie nam poznać odpowiedzi na to pytanie… To indywidualna część każdego z nas. Czy to Pan czy ktokolwiek inny — jesteśmy na tyle zróżnicowani, że określenie tego byłoby niezwykle problematyczne. — Cóż, w tym przypadku trzeba byłoby dokonać pewnych eksperymentów naukowo-psychologicznych, a przecież żaden z wampirów nie pozwoliłby się badać. Nie wspominając już o tym, że pewnych kwestii lepiej nie wiedzieć.
— Uważa Pan, że powinniśmy mieć szansę na zbawienie i stawać przed Sądem Ostatecznym? — Zarówno mimika twarzy, jak i spojrzenie na chwilę się zmieniły, by okazać politowanie co do tej teorii. Irène żyła już zbyt długo, by wierzyć w religijne zabobony.
— Och, Panie Morri. Proszę nawet o tym nie myśleć. Zbytnie zatracanie się w tym temacie mogłoby na Pana sprowadzić zbytnie kłopoty i być może niesłuszne podejrzenia o przynależność do Sabatu. — Primogen zmrużyła oczy i odchyliła lekko głowę, by zaciągnąć się z cygarniczki. Przez dym spoglądała na Alexandra uważnie. Howard zdawał się jednakże bardzo szybko pojąć swój błąd i zmienił tor rozmowy. — Zaiste, bardzo ciekawe pytanie… Choć, czy nie jest tak, że łatwo komuś coś powiedzieć tudzież napisać, aniżeli zrobić? Ciekawi mnie bowiem czy Machiavelli byłby bowiem odpowiednim Księciem. Tym bardziej, iż on sam popadł w niełaskę oraz nie zaspokoił swoich ambicji politycznych.

Re: Fama crescit eundo

#14
Postanowił ugryźć się w język przypominając sobie o etykiecie i odpowiedział już dużo spokojniej jakby przypomniał sobie o "nowym wyzwaniu"
-Myślę, że Machiavelli podobnie jak inni myśliciele był jedynie drogowskazem. Nie bez powodu lekarz nie leczy sam siebie. - po tych słowach spuścił wzrok i spojrzał na zegarek.
- Nie będę zajmował Pani Primogen więcej czasu. Dziękuję za miło spędzony czas mam nadzieję, że nie zanudziłem... zmieszał się lekko i gdy pozwolono mu odejść zszedł na dół w kierunku balu poszukując wzrokiem Belli.
-Powinna tu być...- powiedział do siebie kiedy zauważył swoją Protegowaną stojącą przy jakiejś kobiecie. Nie widział wcześniej tej kobiety więc uznał ją za Ghoula. Jednak za nim postanowił do niej podejść. Poszedł do baru i zamówił jeszcze jeden kieliszek Vitae. Powinno go być na to stać. Po wypiciu życiodajnej energii postanowił zliżyć się do swojej protegowanej najpewniej rozmawiającej z meblem.
- Dobry wieczór Bello. Jakąż to kontemplację symboli metafizycznych dzisiaj przynosisz do swojego "papy" ?- uśmiechnął się lekko dalej ignorując drugą kobietę.
-Będę miał dla Ciebie zadanie, ale to potem - teraz dopiero spojrzał na obraz dokładnie, a jego oczy przybrały raczej wzrok badacza niż amatora sztuki. Starał się teraz w głowie ułożyć portret psychologiczny Primogen Torreador bazując na tym co widzi na obrazie. Stanowiło to dla niego swoistą zabawę intelektualną. Ktoś taki jak on nie mógł sobie odpuścić takiej właśnie rozrywki.

Re: Fama crescit eundo

#15
Bella Gloria Jones. Przepuściła to nazwisko przez pamięć, ale nikogo takiego nie odnalazła. Więc nigdy za życia nie słyszała o tej kobiecie, ani nie wspomniał o niej Percival. W zasadzie on wspominał tylko o tych na samej górze tej zakichanej drabiny nieszczęść. Nie znała więc wiele osobistości. Kto wie... może dlatego zmusił ją właśnie do tej wizyty? Żeby poznała innych swoich "Krewniaków". Jakby to miało w czymkolwiek pomóc... przynajmniej ona nie rozumiała jak. Cóż, młoda była, miała prawo.
Na przedstawienie kobiety odpowiedziała szczerym, miłym uśmiechem. Może nie była duszą towarzystwa, ale ostatecznie jak już udało jej się z kimś jakikolwiek kontakt nawiązać to prezentowała właśnie taką postawę, spokojną, uprzejmą, przyjaźnie uśmiechniętą choć zmieszaną i zakłopotaną.
-W rzeczy samej. Coś na pozór brzydkie na zewnątrz może okazać się mieć fascynujące wnętrze... o zgrozo odwrotnie też się zdarza. - Przytaknęła i znowu umieściła wzrok na twarzy rozmówczyni. Wydawała się znacznie pewniej stąpająca od Diany, bardziej wyniosła, może trochę chłodna, ale dziewczyna osobiście nie doświadczyła od niej nic co mogłoby dotknąć ją samą. Przyjemnie sobie rozmawiały. Nie każdy przecież musiał mieć manierę uśmiechania się.
-Ogólnie bardzo lubię czytać. - Przyznała i zastanowiła się chwileczkę jaka literatura odpowiada jej najbardziej. -Nie pogardzę żadną dobrą pozycją, czy to publikacją naukową, klasycznymi wielkimi pozycjami literatury różnych gatunków i dziedzin. Osobiście jednak od dziecka interesują mnie... zjawiska paranormalne i wszystko co z tym związane w szerokim kontekście, więc... moja biblioteczka, choć skromna, pełna jest pozycji... - Zawiesiła na chwilę, bo powiało chłodem. W pół zdania zawiesiła odpowiedź i oczami strzeliła na boki. Za dużo powiedziała? To znak? Miała zdania nie kończyć, albo je zmienić? Nie...? Chyba... to coś innego...
-... traktujących o okultyzmie. - Dokończyła wracając do rozmówczyni i znów przywołując delikatny przepraszający uśmiech. Miała nadzieję, że takie zawieszenie... nie było jakoś szczególnie nietaktowne.
Nie miała jednak chwili by się nad tym zastanowić, bo obok wyrósł mężczyzna, który nie stąd ni zowąd zaczął rozmowę z Bellą ignorując całkowicie, że niemal wszedł im w słowo i Dianę to już całkiem.
Kiedy jednak padło określenie "papa"... cóż nie trzeba być medium, żeby się połapać... tym bardziej że nie prezentowali szczególnego podobieństwa, no i wampiry dzieci mieć nie mogą... musiał więc być jej Stwórcą... więc był jeszcze starszym Malkavianem.
Biedna nie wiedziała co zrobić... jak powinna się zachować? Facet w cylindrze wpadł im w rozmowę od tak... zignorował ją całkiem, do tego zainteresował się obrazem, a na nią nawet nie raczył zerknąć... zerknąć nie mówiąc o pełnym spojrzeniu! Powinna delikatnie zwrócić na siebie uwagę? Odchrząknąć? Przedstawić się mu, zagadując i korzystając z wiedzy, że jest Stwórcą kobiety, z którą rozmawiała właśnie? Albo pod ścianą, cichutko się ulotnić? Może naprawdę jej nie zauważył i lepiej będzie żeby niezauważoną została?
A może ta ignorancja nie wynikała wcale z tego, że była nówka sztuka, tylko przez to jak wyglądała? Zaróżowiona skóra, dający się wyczuć od niej lekki kwiatowy zapach, choć nie od perfum. No mało z aparycji była wampirza... może wziął ją za człowieka? Ale na to piętro chyba ludzie wstępu nie mieli prawda?
Z zaskoczeniem i lękiem mieszającym się na jej twarzy i błyszczącym w mokrych oczach stała jak wmurowana. Nawet nie drgnęła.

Re: Fama crescit eundo

#16
-Ah, dobry wieczór - odpowiedziała zaskoczona, widząc nagłe przybycie mężczyzny. Od razu poczuła przypływ fali respektu. Jej wnętrze nie mogło również ukryć iskierki poczucia bezpieczeństwa, jakie przynosił jej Ojciec.
Bella westchnęła cicho, domyślała się bowiem, czemu Stwórca zignorował istnienie jej rozmówczyni.
- Właśnie przeprowadzałam miłą konwersację z członkinią naszego klanu. Z tego właśnie powodu o symbolach metafizycznych porozmawiamy później - dodała ciszej, a jej twarz zalała lekka ironia. Czując narastającą niezręczność, delikatnie wskazała wzrokiem na stojącą obok Dianę, po czym skrzyżowała z nią spojrzenia na nieco dłużej. Widziała jej zakłopotanie.
- Okultyzm, zjawiska paranormalne... wszystko tak dobrze mi znane. Również leży to w kręgu moich zainteresowań... w szczególności ezoteryka. Tak piękny dział wiedzy tajemnej, niesamowicie interesujący... - Rozmarzyła się, lecz po chwili wróciła myślami na ziemię. Czuła, że nie powinna mówić o tym dużo, w szczególności nieznajomym osobom. Mogłoby to w ich oczach uczynić z niej zadufaną w sobie dziwaczkę. Cóż, być może tak było, jednak wolała utrzymywać pozory, by nikt natychmiastowo nie uciął z nią kontaktu.
- Ciekawie... - Wyszeptała, przerzucając wzrok na Stwórcę z tajemniczą miną.

Re: Fama crescit eundo

#17
Gdy usłyszał, że ten "Ghoul" w praktyce nie był człowiekiem, a jedną ze Spokrewnionych spojrzał na nią z dużo większą sympatią? Nie to nie była sympatia, raczej tolerancja.
-Skoro Pani nie kojarzę- zwrócił się do niej- to zapewne jest Pani Neonatką albo Żółtodziobem więc to Pani powinna mi się przedstawić- spojrzał surowo na dziewczynę spod cylindra po czym znowu zwrócił się do swojego Childe
-Warto żebyś przedstawiła się Primogen Torreador i Opiekunowi Elizjum tego wszak wymaga etykieta, a i jeszcze jedno- podał jej dzisiejszą gazetę niedawno zakupioną od tutejszego Ghoula.- Przeszukaj mi proszę tę gazetę w celu znalezienia informacji na temat spirytualistów. Wiem, że to twoja Pasja. Jeśli uda Ci się na miejscu zobaczyć coś więcej to wiesz gdzie szukać Franka żeby przekazać mu te informację - uśmiechnął się zimno pokazując swoje nieco krzywe zęby, a następnie znowu zwrócił się do nieznajomej wampirzycy:
-Czyim jest Pani dzieckiem?- poczekał chwilę na odpowiedź po czym dodał dość szybko, ale zimno był teraz zgarbiony i opanowany:
-Proszę go ode mnie pozdrowić. Uważajcie na siebie młode Spokrewnione. Pamiętajcie, że głosy które słyszymy mogą być dla nas błogosławieństwem jeśli umiemy ich słuchać, a ściany mają uszy- uśmiechnął się tajemniczo czekając na odpowiedź od dwóch zapewne zmieszanych i onieśmielonych jego towarzystwem kobiet

Re: Fama crescit eundo

#18
Z drugiego piętra
Alfred sunął powolnym krokiem przez salony, obierając na cel bar na pierwszym piętrze. Nie miał ochoty na wdawanie się w zbędny dialog z barmanem, toteż zamówił jedynie dwa kielichy świeżej vitae, by uzupełnić swoje pragnienie do syta. Miał nadzieję odnaleźć dzisiaj w La Liberté kontakt, do którego skierowała go sama Primogen Toreador. Prawdę mówiąc, nie wiedział zbyt wiele na temat Alexandra Howarda Morri z klanu Malkavian. Niegdyś przekroczyli swoje ścieżki, lecz Ogar utrzymywał kontakt jedynie z personami, które miały się przysłużyć do jego celów, tudzież przyjaciółmi - tych jednak zbyt wielu nie miał. Wiedział również, że jego potencjalny współpracownik dysponuje oficjalnie wyższym statusem; Alfred jest bowiem zwykłym neonatą, w przeciwieństwie do starszego wampira. To, czego nie posiada jednak Morri, to prestiżowego Stwórcy odpowiedzialnego za nadawanie tychże statusów, a także wpływów, jakimi cieszy się młody Spokrewniony z uwagi na pełnioną w Rodzinie funkcję. Zdaniem Kainity w pewien sposób wyrównywało to ich pozycję, wobec czego - zachowując wszelki szacunek - postanowił podkreślić swoją wartość, by Malkavianowi nie przyszło przypadkiem do głowy stawiać go po kątach. Alfred wyraźnie aspirował na przewodnika tego duetu - bądź grupy, gdyby grono śledczych wzbogaciłoby się o dodatkowych Spokrewnionych. Kiedy się napoił, spytał barmana o Morriego i udał się na poszukiwania mężczyzny, którego finalnie znalazł w towarzystwie żółtodzioba i neonatki. Do rozmowy włączył się mniej więcej po odpowiedzi kobiet na zagadnienia Alexandra.
— Dobry wieczór Państwu. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w żadnej istotnej kwestii. — Skrócił dystans do zgromadzenia, sięgnął zgrabnie ręką w kierunku kobiet, by złożyć pocałunki na ich dłoniach. — Zdaje się, że nie odwiedzają Panie zbyt często tego miejsca, inaczej wiedziałbym, z kim mam do czynienia. Nazywam się Alfred Leneghan, choć Pan powinien mnie już kojarzyć, wszakże moja reputacja dorównuje mym zasługom.
Skierował teraz wzrok na Morriego, wyciągając doń rękę. Jeśli zdecydował się z nim przywitać uściskiem, poczuł mocny, żołnierski chwyt i zatrważająco zimne spojrzenie, które wlepiało się w jego ślepia. Alfred był odziany w swój codzienny ubiór; stali bywalcy z pewnością wiedzieli więc, że zbliżał się do wyjścia, albowiem nie afiszował się teraz swoim mundurem. W lewej dłoni dzierżył podręczną torbę, która na oko mogła być droższa niż cały zestaw ubrań niejednej istoty w tym pomieszczeniu.
— Panie Morri, cieszę się, że się spotykamy. Racz mi wybaczyć to wtargnięcie, przybywam z polecenia Primogen Lévêque. — Zrobił pauzę, ale niewystarczająco długą, by pozostawić miejsce na odpowiedź. — Chciałbym z Panem porozmawiać na osobności, niemniej zaintrygowały mnie Pańskie towarzyszki i pragnę się najpierw z nimi zapoznać. — Wówczas skoncentrował się jedynie na tym rozmówcy, oczekując reakcji mężczyzny.
Ogar emanował pewnością siebie. Kiedy zachęcał Alexandra do rozmowy prywatnej, skinieniem głowy wskazał drzwi prowadzące na parter. W pierwszej chwili okoliczności mogły wydawać się niebezpieczne, wszak niedawno naraził się na naganne podejrzenia o przynależność do Sabatu. Alfred o tym rzecz jasna nie wiedział, jednak dalsza część dialogu mogła uspokoić Morriego.
— Zatem, jak się drogie Panie nazywają? To Wasza pierwsza wizyta w Elizjum? — Spytał, pozostawiając zgromadzonym czas na odpowiedź. Choć w naturze mężczyzny nie były takie bezsensowne pogadanki, chciał wiedzieć z kim ma do czynienia i żywo zainteresował się obiema kobietami, poświęcając im równą uwagę. Alfred nawiązywał głęboki kontakt wzrokowy z każdym ze swoich rozmówców, umyślnie wprawiając ich w dyskomfort.

Re: Fama crescit eundo

#19
Bella odpowiedziała swojemu Stwórcy i kożystając z tego, że zainteresowany był wciąż obrazem, dokończyła ich przerwane zdanie.
-Doprawdy? Znalazłybyśmy wiele wspólnych tematów jak widzę. Choć według mojego Stwórcy mam wielki talent i naturalne zdolności to brakuje mi wiedzy. Wieczny samouk. - Zdążyła odpowiedzieć. O dziwo chętnie pociągnęła by dalej tą rozmowę, bo oto właśnie może trafiła na osobę, z którą wreszcie mogła by porozmawiać o tym co widzą, czują, co je otacza... tak naprawdę i głęboko, a nie tylko to co oczy śmiertelnych widzą. Nigdy nie miała z kim w taki sposób porozmawiać. Ta iskierka nadziei została jednak zgaszona, przez łaskawą uwagę mężczyzny w kapeluszu.
-Przepraszam. - Odpowiedziała do niego, gdy raczył wreszcie ją dostrzec i to od razu z pretensjami. W jej słowie była nutka żalu i wyrzutu. -Nie dał mi Pan sposobności, całą uwagę poświęcając swojemu Dziecięciu i obrazowi. - O ile nie mogła i nie miała oczywiście żalu o to, że wpierw odezwał się do Belli, to było naturalne, o tyle w starciu obraz vs Diana, to wampirzyca wygrywała, a jednak została potraktowana gorzej od mebla.
-Nazywam się Diana Harper. - Kontynuowała. Mówiła spokojnie, grzecznie przecież, wytłumaczyła się. -Jestem Dzieckiem Krwi Pana Percivala. Nie dał mi jednak poznać własnego statusu... skryty i tajemniczy mężczyzna. - Dodała, gdy zapytał o Ojca. Oczywiście ustalał jej pochodzenie i prestiż Stwórcy. Tego nikt jej mówić nie musiał. On robić co najmniej niebezpieczne, szybkie założenia. Od razu wziął ją za mało znaczącą nową wampirzycę... albo i gorzej... nie wziął pod uwagę, że mogła być obcą... Starszą, która właśnie przybyła z wizytą... Naprawdę swoją prezencją tak krzyczała - HEJ JESTEM NOWO PRZEMIENIONYM WAMPIREM!!?
-Bardzo miło mi poznać Stwórcę Pani Jones. - Dodała oczywiście na końcu, bez wymuszenia, całkowicie naturalnie i uprzejmie, choć nie uśmiechała się, minę miała raczej wciąż przestraszoną i smutną. Zrobiła również śliczny, elegancki ukłon.
Mogła być przerażoną nowicjuszką, ale ojciec dobrze ją wychował.

Zaraz też obok pojawił się kolejny mężczyzna. Ogar. O tym gościu Percival wspominał... w sensie, że ten i tan pełni taką funkcję, nie znała żadnych jego cech, ploteczek, pogłosek ani jego reputacji. Od połączenie nazwiska ze stanowiskiem.
Uprzejmy, ale wyniosły i zadufany w sobie mąż. Już w kilku pierwszych zdaniach musiał podkreślić jaki jest znany i że ma porządną reputację. O to w tym chodzi? Żeby na każdym kroku, każdemu udowadniać i przypominać o tym kim się jest, czego się dokonało, do czego jest się zdolnym, komu prosto palec w dupie się trzyma?
Pozwoliła wpierw przedstawić się Belli jako starszej i ważniejszej wampirzycy, w dodatku w obecności jej Ojca. Potem raz kolejny przedstawiła się i ona.
-Niezwykle mi miło. Diana Harper. - Pozwoliła ucałować sobie wierzch dłoni choć mężczyzna mógł wyczuć jak się przy tym spięła. Gdy składał zaś pocałunek, poczuł doskonale kwiatowy, przyjemny zapach, który miał źródło właśnie na dłoniach Diany. Mógł również wyczuć, że pod eleganckimi rękawiczkami, dłonie ma owinięte cienką warstwą innej tkaniny. To spięcie mięśni miało też swój drugi, mniej oczywisty powód. Nie dotknęła dotąd nikogo, ani niczego ważnego w tym miejscu. Miała nadzieję, że dotyk ogara nie powali jej na ziemię jakąś makabryczną wizją, żadnym przebłyskiem czy innym ogłuszającym impulsem.
W sumie to nie musiał się wcale starać by czuła się niekomfortowo. Tak miała odkąd tylko przekroczyła ten próg. Spięta, czujna, mocno starała się separować od siebie bodźce, które ją atakowały i nadawać im odpowiedni priorytet i wagę.
-W rzeczy samej... pierwsza samodzielna... w moim wypadku. - Wydusiła niepewnie, gdy pytał o odwiedziny w Elizjum. Po co mu takie rzeczy wiedzieć? W sumie każdemu wyjadaczowi każda informacja, nawet niepozorna może powiedzieć wiele. Tym bardziej, że Ogar widocznie czuł się tu pewnie, w tym towarzystwie i tym miejscu. Był u siebie, wiedział co robić, wiedział co chce.

Re: Fama crescit eundo

#20
Alexander Howard Morri.
Alexander Howard był w 1920 r. najprawdopodobniej tym, który jako pierwszy podpadł członkowi Primogenu.
Gdy Morri po swoich słowach spojrzał na zegarek, Irène nie spieszyła się z odpowiedzią dla Spokrewnionego. Było to niesamowicie bezczelne i dające jej do zrozumienia, że jego czas jest ograniczony. Jednym z największych faux pas w świecie Kainitów było jakiekolwiek sugerowanie Starszemu, zwłaszcza tak obcesowe, że ma się mniej czasu niż on sam. Howard wykonał wysoce nietaktowny ruch. Nie wspominając już o tym, że zupełnie zlekceważył to, co powiedziała i o co go zapytała. Jeśli Malkavian nie był świadom swego nieprzyzwoitego zachowania, to przyszłość pokaże, że Elderzy nie zapominają. Zwłaszcza takich sytuacji jak ta.
Primogen Toreador nie zamierzała jednak teraz w żaden sposób okazać, że poczuła się obrażona. Za to uśmiechnęła się serdecznie i pyknęła z cygarniczki.
— Tuszę, iż Pan również spędził miło czas. — Po tych słowach kiwnęła mu nieznacznie głową dając znać, że ma zgodę na odejście. Żadnego ciskania słów przez zęby, żadnej ironii, żadnego zmrużenia oczami. Nie zrobiła nic, co mogłoby sugerować, że coś jest nie tak.
Howard jednakże nie miał okazji spokojnie dojść do końca korytarza. Celeste bowiem zgrabnie wstała, i nie postępując kroku w przód, powiedziała nieco głośniej:
— Pan Leneghan zajmuje się sprawą zaginięcia mego ghula, Archibalda Causey’a. Dołączy Pan do niego, Panie Morri. Pan Leneghan poprowadzi śledztwo. — Dopiero teraz Ancilla mógł zacząć się zastanawiać czy nie zrobił niczego złego. O ile bowiem Lévêque nie wypowiedziała tych kilku zdań jakkolwiek sugerująco, o tyle sposób, w jaki przekazała mu tę informację, już mógł nasuwać nieprzyjemne myśli. W dodatku właśnie postawiła go niżej od Ancilli nakazując słuchać rozkazów Neonaty.
Następnie zaś odwróciła się na pięcie i skierowała swe kroki w przeciwną stronę.


Dla wszystkich zebranych
Z centralnego końca sali wciąż rozbrzmiewała słodka melodia — to Louvenia bawiła zebranych swym czarującym głosem w akompaniamencie kilku muzyków wygrywających melodię na instrumentach. Gdyby się wsłuchać możnaby dosłyszeć jakby dźwięk z oddali, który nawoływał do zatopienia się w meandrach własnych myśli galopujących coraz szybciej i szybciej, przywołujących wspomnienia, ale i nie tylko. Dla niektórych był tak przejmujący, że mogli się w nim zatracić wyobrażając sobie rzeczy, których dotąd nie przeżyli…
Stare, ścienne lampy oliwne nadawały temu miejscu mroczny, mistyczny klimat. Oprawione w złote ramy obrazy przy obecnej muzyce zdawały się opowiadać jakąś historię. Każdy, kto doceniał chociażby śpiew Duclair lub artystyczny kunszt malarzy, z całą pewnością mógł się w nich zgubić. Wystarczyło spojrzeć tylko nieco głębiej niż zwykle...

Alfred zszedł na dół sali gdy muzyka rozbrzmiewała już w pełni. Gdy podszedł do baru, by zamówić dwa pełne kielichy vitae, barman poruszył się nieznacznie w zdziwieniu, jednak nic nie powiedział i zniknął za kotarą, by zrealizować zamówienie. Zajęło mu to dłuższą chwilę. Gdy wrócił z dwoma kielichami, nie od razu podał je Ogarowi.
— Jest to wyjątkowa sytuacja, Panie Leneghan. — Powiedział te słowa z naciskiem na “wyjątkowa”. Zwykle nie wykonywano aż takich dużych zamówień. — Mam nadzieję, iż rozmowy z Primogen Toreador okazały się owocne. — Tymi słowami dawał mu do zrozumienia, że gdyby nie podjęcie się poszukiwań Archibalda, nie mógłby liczyć na drugi kielich.
— Proszę. — Ostatecznie postawił na blacie przed Ogarem dwa pełne kielichy jednocześnie opierając się pięściami o kant i obserwując jego poczynania.

Re: Fama crescit eundo

#21
- O tak, na pewno znajdą się wspólne tematy - Odpowiedziała Dianie z uśmiechem, po czym szybko rzuciła w stronę Stwórcy:
- Taki mam zamiar. A co do gazety... - wzięła przedmiot do ręki i przeleciała wzrokiem - Nie ma sprawy - dodała, a jej oczy lekko się zaświeciły.
Trzymając gazetę w dłoniach i planując w głowie jak zamierza przedstawić się ważniejszym personom, z zaciekawieniem obserwowała konwersację Diany z Morrim. Jej Stwórca, podobnie jak i kobieta, wydawali się być zmieszani, co nieco ironicznie rozbawiło Bellę. Co sekundę przerzucała wzrok z rozmówców na gazetę i odwrotnie. Interesowało ją, co może w niej znaleźć.
Nagle zauważyła jak obok nich pojawia się niezbyt znany jej mężczyzna . Dziewczyna rzuciła na niego sceptyczne i chłodne spojrzenie, po czym podała dłoń do ucałowania.
- Nazywam się Bella Gloria Jones - powiedziała, bacznie skupiając wzrok w mężczyźnie, który z pewnością czuł bijące od niej arktyczne zimno. Próbowała przesortować pamięć w poszukiwaniu jego nazwiska, jednak nie było to łatwe. W końcu przypomniała sobie, jak Morri wspomniał jej o tym lekko zapatrzonym w siebie Spokrewnionym. Nie dostała od Ojca więcej informacji niż to, że Leneghan był Ogarem. Nie musiała jednak dopytywać o to Alexandra, by wiedzieć, że mężczyzna jest dumny z pełnionej roli i nie stroni od podkreślania tego. Gdy spytał o Elizjum, Bella odpowiedziała spokojnie:
- Tak, pierwsza - Po czym odwzajemniła spojrzenie, w jej przypadku jednak płytkie, lecz również tajemnicze i przeszywające.

Re: Fama crescit eundo

#22
Spojrzał najpierw na Dianę:
-Oczywiście najmocniej przepraszam byłem trochę zdenerwowany po rozmowie z Primogen. Oczywiście nie przedstawiłem się: Obywatel Doktor Alexander Howard Morri. Jeśli Pani Harper będzie chciała się czegoś dowiedzieć to proszę mnie poszukać bardzo chętnie będę służył pomocną dłonią. Na pewno ma Pani jakieś ukryte talenta - uśmiechnął się dość dziwacznie jednocześnie jakby faktycznie chciał pomóc, a z drugiej strony jakby trochę ją wyśmiewał. Ciężko było przeczytać jego emocje...
Teraz spojrzał na obie kobiety i dodał cichym prawie szeptem
-Jeśli macie dość ścisły plan dnia to uważajcie na Primogen jest dosyć rozgadana i chyba obraziła się na mnie za pośpiech- gdy zobaczył zbliżającego się Alfreda od razu zmienił temat
-powiedziała Pani literatura Pani Harper? Tylko okultystyczna? Mam dostęp do wielu książek mogę zaproponować coś nowego. Wydawnictwo Memento Morri wydaje najlepsze książki w całych Stanach Zjednoczonych
Gdy Ogar zbliżył się na tyle by podać mu ręke Alexander zrobił to bez zawahania:
-Dobry wieczór Panie Leneghan, dobrze to wymawiam? - powiedział z typowym dla siebie brytyjskim akcentem, a po otrzymaniu odpowiedzi kontynuował - Oczywiście wiem kim Pan jest i nie będę Panu dłużny w dobrej prezentacji swojej osoby. Alexander Howard Morri Obywatel z Klanu Malkavian ten który handluje intelektualną wiedzą- uśmiechnął się w teatralny sposób, jego postawa wciąz jednak była zgarbiona. Gdy Ogar wspomniał o pójściu na stronę spojrzał mu w oczy zupełnie jakby próbował odczytać co myśli. Obaj świdrowali się teraz niepokojącym wzrokiem, ale żaden z nich przecież nie użyje dyscypliny w Elizjum, prawda?
- Oczywiście Panie Leneghan. Czyżbym nie tylko ja podpadł naszej gospodyni?- powiedział coś co pewnie w opinii większości powinno być żartem jednak Morri mówił poważnie i...Zimno jak zawsze.
Następnie przeszedł razem z Alfredek zewnątrz

Re: Fama crescit eundo

#23
Ogar poprawił płaszcz, przykrywając wcześniej prezentujący się jawnie futerał z szablą. Kiedy zapoznał się kolejno z Bellą, a następnie Dianą, postanowił nawiązać z nimi krótki dialog. Wiedział jednak, że przyszedł tutaj w konkretnym celu, toteż grzecznie spłycił rozmowę do kilku zdań. Reakcja kobiet, doprawdy oschłych i chłodnych kontrastowała z żywym przedstawieniem, jakie zafundował mu starszy wampir, co rozbawiło Spokrewnionego w duchu, niemniej zachował się całkiem poważnie, przyodziewając jedynie skromny uśmiech.
— Zaiste piękne imiona, drogie Panie. — Zwrócił się, ujawniając całkiem szczere poglądy na temat, choć poruszył go jedynie z grzeczności. — Zatem z pewnością oczarowała Was sztuka Primogen klanu artystów. Sam do dziś nie mogę się jej oprzeć. — Prawdę mówiąc, nie był fanem malarstwa. Gdyby Primogen to usłyszała, nie miałaby problemu z ocenieniem, że zwyczajnie właził jej w dupę, albowiem jego zainteresowanie obrazami kończyło się na wodzeniu znudzonym wzrokiem po ścianach sali. — Rad jestem poinformować Panie o zbliżającym się przyjęciu. Szczegółów nie zdradzę, niemniej Pani Lévêque powinna Was poznać, wówczas istnieje szansa, że na takowe otrzymacie zaproszenie - jeśli jeszcze Panie go nie uzyskały. Proszę się również wsłuchać w uroczy głos Panny Duclair, ciężko oprzeć się jej muzycznym talentom.
Alfred zdecydowanie nie był w formie na pogaduszki, a kobiety powinny wyczuć ton rozmowy - Alfred sugestywnie dawał im do zrozumienia, że wita się z nimi z grzeczności, toteż kiedy kobiety odpowiedziały, popatrzył na Alexandra z konsternacją, reagując na jego ostatnie zagadnienie.
— Złożyłem Primogen Lévêque ofertę rozwiązania palącego problemu, wszakże w tym się właśnie specjalizuję. Poleciła mi się z Panem skontaktować, choć mam przeczucie, że może Pan sobie doskonale zdawać sprawę, z jakiego powodu się tutaj spotykamy. — Kobieta z jakiegoś powodu nakazała mu się z nim skontaktować, nie powinno więc dziwić, że z góry założył, jakoby partner w interesach będzie świadom wagi sprawy. — Niestety nie wypada nam o tym rozmawiać w towarzystwie, Panie Morri, a tutaj powoli robi się duszno. Jeśli więc nie ma Pan na miejscu żadnych, istotnych kwestii do załatwienia, zapraszam na zewnątrz. Złapiemy trochę powietrza. — Spojrzał na kobiety z niby dumnym grymasem uśmiechu, świadom swego ponadprzeciętnie dziwnego humoru, zaraz to wrócił do świdrującego spoglądania w oczy rozmówcy.
A więc Morri podpadł Primogen, a do grupy śledczej przydzieliła go z kaprysu. W tej chwili nie widział już konkurencji w swoim potencjalnym partnerze, wręcz przeciwnie - nawet było mu go szkoda. Alfred przeczuwał, że jeśli mówi poważnie - nie wyniknie z tego nic dobrego. Miał również cichą nadzieję nie zostać wciągniętym w gierki Lévêque i spokojnie wykonać zlecenie. Dysponował teraz pokaźną ilością poszlak, które mogły zaowocować naprawdę satysfakcjonującymi wynikami. Mężczyzna liczył szczerze, że uda mu się złapać wspólny język z Ancilleą i bez komplikacji odnaleźć Archibalda Causeya.

Re: Fama crescit eundo

#24
Tak, przedstawienie Diany było bardzo krótkie i skromne. Trudno nazwać je oschłym, wszak dziewczyna nie miała żadnych dokonań ani statusu, który tak dosadnie jak mężczyźni mogłaby prezentować. W dodatku była kobietą, co jeszcze utrudniało sprawę w kontakcie z dwoma zamierzchłymi samcami.
Robiła więc dobrą minę do złej gry, a przynajmniej się starała. Zrobiło się tłoczno i zaczęli na raz rozmawiać na kilka tematów w subtelnym tańcu słów, niedomówień i ważności w Rodzinie... bo przecież każdy mówił do każdego w odpowiedniej kolejności, z odpowiednim szacunkiem, w delikatny, acz jawny sposób podkreślając swoje przewagi...
Choć Pan Morri chyba wydał się z jakimś poważnym problemem... jeśli to nie żadna gierka... podpaść Primogenowi? Właśnie dlatego nie chciała tu być.
Cóż, na słowa Ogara, wspomnienie o przyjęciu i pokazaniu się Primogen Toreadorów, skinęła wdzięcznie głową robiąc kolejny, acz delikatniejszy ukłon. Nic nie odpowiedziała. Nie czuła potrzeby a i słów jakoś nie potrafiła dobrać. Tego uczył ją ojciec, nie odzywać się bez potrzeby, a już zwłaszcza się nie udzielać jak się w temacie nie jest obeznanym... a tu miała wrażenie, że mężczyźni rozmawiali jakimś dziwnym językiem. Językiem, którego wcale nie chciała znać.
-Dziękuję Panie Morri, jak wspominałam, nie pogardzę żadną dobrą lekturą. - Do Malkaviana już kilka słów rzekła, bo i jego słowa nawiązywały większy personalny kontakt. -A jeśli chodzi o talenty, kilka zdążyłam już odkryć. - Dodała odbijając piłeczkę do mężczyzny, komuś jego pokroju jawnie dając znać, że ma umysł ostry jak brzytwa i odczuwanie tak rozwinięte, że trudno rzucić słowem, gestem czy czymkolwiek innym w sposób niezauważony lub nieodczytany. Mogła być speszonym młokosem, podlotkiem, który nie miał pojęcia o tym świecie, zestresowanym i zagubionym, ta powłoka jednak kryła znacznie bardziej intrygujące wnętrze.
Na końcu niestety spojrzała na Bellę, uśmiechnęła się niepewnie choć ciepło, po czym zwróciła się... chyba do wszystkich.
-Panowie mają własne sprawy. Proszę się nami nie kłopotać, znajdziemy własne miejsce w szeregu. - Po tych słowach skłoniła się panom ponownie, tym razem na pożegnanie, skoro i tak do wyjścia się zbierali. Skoro byli dżentelmenami, a na takich usilnie się prezentowali, to oni powinni odejść... a skoro i tak pragną świeżego powietrza... choć wampiry nie oddychają...
Może będzie jeszcze chwil na rozmowę z Bellą, nim czas przyjdzie na konieczne spotkanie z Primogen Artystów.

Re: Fama crescit eundo

#25
Bella, na wiadomość o przyjęciu uśmiechnęła się lekko do Ogara i również skinęła głową. Chwilę jeszcze obserwowała rozmowę Alfreda z Alexandrem, nie przysłuchując się jednak uważnie, po czym, gdy Panowie odchodzili, pożegnała się z nimi chłodno. Czuli jeszcze przez dłuższą chwilę jej zimno, które za nimi podążało. Następnie spojrzała na Dianę i, nie czekając długo na kontynuację rozmowy z jej strony, rzuciła szybko, a jej ton głosu od razu nabrał barwę pełną pasji:
- A więc... wracając do okultyzmu - delikatnie ścisnęła w dłoni gazetę - - Skoro to nasze wspólne zainteresowanie, być może dobrym pomysłem byłoby spotkanie się w wolnym czasie i wymienić nieco wiedzą? Wspomniała Pani, że ma Pani jej małe braki, ja za to poświęciłam temu całe życie śmiertelne, a także... jakby to ująć... dotychczasowe "nieżycie". Chętnie przekażę, co tylko mogę - Poszerzyła uśmiech, czując jak dzięki jedynemu, poza sztuką, tematowi rozkwita w niej iskierka nadziei i szczęścia. Okultyzm był bowiem jej ogromną pasją, a wizja poduczenia kogoś, czy nawet wspólnego wymienienia się wiedzą wydawała jej się fascynującą zabawą. Czekając, aż Diana jej odpowie, zabłądziła na chwilę myślami w zbliżającym się spotkaniu z Primogen, rozglądając się przy tym pobieżnie po sali.

Re: Fama crescit eundo

#26
Pod klub, spokojnym spacerem najzwyczajniej na świecie podszedł ksiądz. Nie automobilem, nie dorożką ale po prostu spacerem. Rzadko spotykany widok kapłana najprawdopodobniej kościoła katolickiego z koloratką w tych rejonach i porze. W końcu to kluby i siedliska grzechu. Idąc chodnikiem sprawiał wrażenie że robi wszystko odrobinę wolniej niż otaczający go świat. Większość ludzi porusza się od punktu A do punktu B, bardzo często patrząc pod nogi i posiada zamknięte umysły pogrążone w swoich tematach codziennych. Kaznodzieja natomiast szedł wolniej, jakby miał więcej czasu niż cała obracająca się ziemia. Idąc kończył palić papierosa, taniego sądząc po zapachu, spoglądał na wysokie elewacje budynków nie jednokrotnie zatrzymując się i podziwiając jakąś. Zupełnie jakby podróżował po mieście z dzieciństwa i oglądał zachwycające zmiany. Zatrzymał się przed La Liberte podszedł do kosza znajdującego się przy chodniku, zgasił papierosa i wyrzucił. Nie wypada w końcu niepokoić specjalnych gości klubu swoim nałogiem.

Po wejściu do środka i dokonaniu wszelkich formalności dostał się do części zarezerwowanej dla znających odpowiednie hasło. Ubrany w czarne jeansy, ciemną lekko niemodną już koszulę zakończoną pod szyją koloratką, zatrzymał się powoli lustrując wnętrze oraz aktualnych gości. Kiedy to robił dało się zauważyć że u paska jak niektórzy noszą zegarek kopertowy również posiadał "łańcuszek" zaczynający się od przypięcia na pasku i kończący w lewej kieszeni. Wyróżniało go to iż był on bardziej składającym się koralików niż elementów kółek łańcucha oraz to że był praktycznie krwisto czerwony.

Wygląda na to że do klubu zawitał "ten" wampir - Kaznodzieja. Dziwny jegomość szanowany Ancila klanu Tremere. Thomas Radisson, znany z prowadzenia przynajmniej raz w tygodniu kazań w kościele Parafia Matki Bożej Anielskiej. Podobno jego kazania zawierają drugie dno i są kierowane nie tylko do ludzi ale też innych istot. Oczywiście wszystko w granicach maskarady oraz umiejących czytać między wierszami, lecz zawierają wnikliwe słowa dotyczące grzechu, odkupienia oraz duszy. Na szczęście nie przylgnęła do niego łatka nadgorliwego zbawiciela i fanatyka a raczej dobrego słuchacza, opiekuna czy dobrego słuchacza, zatem po za parafią nie trzeba się obawiać darmowego kazania i wytykania błędów.

Widząc Irène ukłonił się jej pierwszej z należytym szacunkiem. Następnie pozostałym w odpowiedniej kolejności do statusu i funkcji w mieście. Widać że rozpoznawał tych którzy się liczyli w mieście. Nie pominął powitaniem nikogo nawet tych których nie rozpoznawał. Jego miły uśmiech otrzymali wszyscy. Aby nie narzucać się gospodarzowi tego miejsca udał się pod ladę barową, nie zamówił nic tylko stał. Ewidentnie chciał pokazać tym zachowaniem że każdy może podejść i się przyłączyć do oczekiwania na odpowiedni czas.

Re: Fama crescit eundo

#27
-Byłabym rada mogąc się spotkać i wreszcie porozmawiać bez obaw o skierowanie do lekarza. - Powiedziała naprawdę ucieszona, z drobnych, choć jakże prawdziwym żarcikiem na końcu. Po odprowadzeniu mężczyzn kawałek, wróciła spojrzeniem na Bellę. Zimno zostało... ten dziwny wiatr... więc to od niej? W sumie wszystko było możliwe, równie dobrze to ona mogła mieć omamy, nie zauważyła by nikt inny zwrócił na to uwagę.
-Ja w zasadzie podobnie. Od dziecka jakoś po drodze mi było z takimi zagadnieniami... z tym, że mam znacznie mniejszy od Pani staż. - Przytaknęła uprzejmie. Chyba straciły zainteresowanie obrazem, pod którym stały. Nic dziwnego, obie temat okultyzmu miały blisko serca, a Diana dodatkowo cieszyła się, że może dowie się czegoś, nauczy od bardziej doświadczonej osoby. Może Bella będzie w stanie wyjaśnić jej rzeczy, których dotąd nie zdołała sama rozwikłać z książek lub własnych prób i błędów? Naprawdę byłoby wspaniale.
Tą radość było widać w oczach dziewczyny. Były jak otwarta księga, mimo, że fizycznie zachowywała powściągliwość w ruchach, a na ustach miała delikatny uśmiech.
-Więc może dobrym miejscem na spotkanie byłaby biblioteka, lub coś podobnego, mogłaby Pani polecić przy okazji jakieś ciekawe pozycje z wydawnictwa swojego Ojca. - Zaproponowała. W zasadzie mogły się spotka w dowolnym miejscu, Diana zaproponowała takie, bo instynktownie wśród książek czuła się najlepiej. Książki nie zadawały jej pytań... nie w takim sensie...

Podczas rozmowy obserwując salę, dostrzegła przy barze znajomą sylwetkę. Zamarła, oczy jej się nieco powiększyły, a usta rozchyliły. Dobrze widziała?
-Prze... Przepraszam Panią najmocniej... Chyba zobaczyłam kogoś, kogo znałam jeszcze za życia. - Zwróciła się przepraszającym mocno tonem do Belli. Skłoniła jej się grzecznie.
-Wyczekuję naszego spotkania. - Pożegnała się uprzejmie, dała oczywiście wypowiedzieć się kobiecie i dopiero wtedy, raz jeszcze robiąc skinięcie głową, odeszła w stronę baru.
Po drodze rozejrzała się za wspomnianymi i obecnymi tu szychami. Jeśli złapała spojrzenie Primogen Artystów, Opiekuna czy innej osobistości, przystanęła, uśmiechnęła się delikatnie i skłoniła z szacunkiem. A jeśli ta nie przywołała jej gestem, ruszyła dalej w zaplanowaną stronę.
W głowie zaczęło kłębić jej się mnóstwo myśli i pytań. Wiele tych wcześniejszych jednak zyskało nagłą odpowiedź. Skoro TU był, był wampirem. Ksiądz?! O matko... to było mocne. Stąd TAKIE kazania! Dlatego te zimne ciarki na karku przy każdym spotkaniu.
-Ksiądz Artur... - Wykrztusiła podenerwowana zatrzymując się przy mężczyźnie. Niby się uśmiechała łagodnie, ale widać było, że jest poruszona. Kiedy zwrócił na nią spojrzenie jemu też się ładnie skłoniła na powitanie.
-Wiedziałam. Zawsze coś czułam. - Zaczęła, jak dziecko nie mogące usiedzieć na miejscu! Odkryła taką tajemnicę. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że po Nowym Roku nie była już na żadnej mszy... nie było jak... no bo jak... wampir w kościele!?
A teraz widziała tu księdza Red'a
O matko... on właśnie też zda sobie sprawę, że ona też jest... co powie... Nie mogła jednak zaprzeczyć, że cieszyła się widząc jedną... w zasadzie to jedyną znajomą twarz tutaj.

Re: Fama crescit eundo

#28
Kaznodzieja siedział z łokciami opartymi na ladzie barowej. Wygląda jakby wypoczywał po ciężkim dniu. Powoli odwrócił się w kierunku głosu, wolno. Nie wydawało się żeby robił to specjalnie czy z sztuczną manierą, po prostu całym sobą działał troszkę wolniej niż reszta świata. Ile on mógł mieć lat ? Z wyglądu lekko ponad czterdzieści, z zachowania bardziej jak siedemdziesięcioletni emeryt ale przecież był wampirem za tem ile ? Pięćdziesiąt, sto czy więcej ?
- Artur ?
Zapytał chyba patrząc już na kobietę. Tym imieniem nie powinien go znać tu nikt, tu posługiwał się swym prawdziwym. Przez sekundę dłużej niż wypadało z etykiety, jednak nie obcesowo lustrował kobietę. Szukał w pamięci po prostu tego głosu i twarzy.
- Diana ?
Chyba coś odnalazl w zakamarkach pamięci. W końcu ksiądz widzi setki jak nie tysiące twarzy w swojej pracy.
- Ojciec Artur tak obecnie się nazywam dla wiernych. Tutaj.
Popatrzył na eleganckie pomieszczenie, i specyficzna klientelę klubu. Wiedział że tu przebywają istoty nocy, w końcu żeby się tu dostać trzeba wiedzieć o tym miejscu i znać sposób wejscia. Uśmiechnął się do młodej wampirzycy.
- Tutaj znają mnie jako Thomasa Radisson'a, nie widziałem cię parę miesięcy Diano. Przestałaś pojawiać się na ...
Zamilkł gdy dotarło do niego dlaczego. Zamieniony w słup soli, stał i zastanawiał się jakie potworności doprowadziły do tego że tu się znalazła. Nagle łamiąc wszelkie zasady etykiety, taktu i zasad spokrewnionych, zsunął się lekko z krzesła i zrobił krok do przodu. Powoli złapał ją za rękę. Podniósł na wysokość klatki piersiowej i położył na niej swoją drugą dłoń.
- Boże, biedne dziecko. Jesteś jedną z nas?
Stał tak i wpatrywał się w nią zapominając o całym otaczającym ich świecie.

Re: Fama crescit eundo

#29
Diana nie zmieniła się mocno odkąd widzieli się ostatni raz. Wciąż była tą samą zakłopotaną, nieco zagubioną i oderwaną od rzeczywistości dziewczyną. Wciąż miała dość ciepłe ręce, rumieńce, lekko różową skórę, nawet oddychała, choć to pewnie odruch. Była jednak ładniejsza. ta sama, a jednak jej uroda została wyostrzona przez Przemianę. Oczy miała wielkie i szklące. to był naprawdę ksiądz Artur. Nawet to jak się odwracał, jakby w jakimś zwolnionym tempie.
Pokiwała głową. Tak, to ona, Diana. Ciężko było stwierdzić czy się zaraz biedna rozpłacze czy wybuchnie radosnym śmiechem... choć u niej i to i to wielką rzadkością było.
-Thomas Raddison. Dobrze. Zapamiętam. - Powtórzyła i przytaknęła. Więc miał podwójną tożsamość. W sumie to się nie zdziwiła. Był wampirem obracającym się wśród ludzi... wśród wiernych katolików, musiał jakoś rozgraniczyć dla bezpieczeństwa te dwa Światy.
Gdy mężczyzna zaraz załapał własny tok myśli, zamilkł i wstał powoli. Diana nie drgnęła, ale nie wiedziała czego się spodziewać. Ksiądz wydawał się być zawsze dobrą osobą, taką która prócz zdolności mówienia, potrafiła też słuchać... a teraz okazało się, że też jest wampirem... jak to wygląda więc naprawdę?
Chwycił ją za dłoń, uniósł i objął swoimi. Pod dotykiem, mógł poczuć, że pod delikatnym materiałem eleganckich rękawiczek, kryje się coś jeszcze co owija jej dłonie. Gdy zaś uniósł jej dłoń, mógł wyczuć delikatny, przyjemny kwiatowy zapach.
Ona też na niego patrzała. Ciekawe ile osób teraz na nich się gapiło!? Robili coś nietaktownego? Skoro siebie wzajemnie nie obrażali, jakoś wobec siebie nie łamali sztywnej etykiety czy innych norm, bo przecież się znali... jako tako, ale z innego życia, to przecież dla publiki nie musieli grać... a skoro on miał to gdzieś, to ona miała się przejmować.
-Tak proszę księdza. - Wydusiła cichutko potakując niemal niezauważalnie głową. -Zostałam Zmieniona zaraz po Nowym Roku. - szepnęła przepraszająco. Ale to była jej wina? Że została zamordowana i zmieniona w nieumarłego potwora? Szukała ten Świat, badała, macała po omacku, aż w końcu to on ją dotknął... tak na amen.
-Skoro ksiądz... też... to... znaczy... nie musiałam się obawiać przychodzić... - wyjąkała mocno zakłopotana. Nie jego dotykiem tylko całą sytuacją, tym odkryciem... jego i swoim. Szok no. -Ale i tak chyba nie miałam dotąd jak... tyle się muszę nauczyć...- Jak się mocno stresowała to czasami tak w zakłopotaniu rwała zdania. Niby całe, ale wypowiadane z przerwami. Dobrze, że w ogóle język z gęby jej nie uciekł.
-Cieszę się, że księdza widzę.

Re: Fama crescit eundo

#30
Ksiądz Artur lub wampir Thomas powoli wracali do rzeczywistości. Odruchowo kciukiem pomasowal dłoń, zastanawiając się jaką to ciekawostkę skrywa tajemniczy nienamacalny chłód. Powoli z wyczuciem puścił jej rękę i wskazał miejsce obok siebie przy barze.
- Lepiej siądźmy.
Pierwsza ekscytacja z powodu odnalezienia zaginionej owieczki powoli mijała. Mimo że mówiła drobnymi urywanymi zdaniami to słuchał co mówi a raczej czego nie mówi. Rzucił lekko okiem jak wielkie zamieszanie stworzyli i jak wiele oczu się im przypatruje. No cóż skoro zapewnił wszystkim dziś temat do plotek to nie było powodu się już ograniczać i może zapewnić odrobinę ciepła temu zimnemu miejscu ?
- Młoda samo to że umarlas nie oznacza że możesz sobie pozwolić na wagary. Mam nadzieję że Cię zobaczę jeszcze w mojej parafii. Oczywiście możesz też odwiedzić starca na lampkę wina jeśli przebywanie na mszy przekracza teraz twoje dobre samopoczucie.
Teraz kiedy to mówił i użył wobec siebie zwrotu "starca" dało się zauważyć coś więcej w jego oczach. Może zawsze takie były a może teraz wiadomo gdzie szukać i czego dokładnie szukać. To był stary wampir, nie żył bardzo długo i zapewne dlatego nie do końca się przejmował ile innych wampirów się na niego teraz patrzy. Sam zauważył znane sobie wampiry. Jednemu się chyba ukłonił.
- Może tak będzie lepiej, odwiedziny i rozmowa. Nie jesteśmy przecież aż tak niewychowani aby publicznie opowiadać różne historie z przeszłości.
Te słowa brzmiały inaczej niż te które wypowiadał. Na swoich kazaniach potrafił przekazywać dla tych którzy wiedzą czego słuchać dodatkowe przesłanie. To które mówił do niej było proste. "Nie tu i nie teraz", w końcu to Elizjum strefa bezpieczna dla wampirów ale i wylęgarnia wszelkich plotek. Miejsce gdzie nieodpowiednim zachowaniem można było zniszczyć swoją reputację.
- Musisz mi wszystko opowiedzieć.
Znów skupił swoją uwagę na wampirzycy. Ciekawe czy i tym razem zrozumie jego przesłanie zawarte w tym ostatnim zdaniu, w przeciwnym wypadku długo nie pożyje pomiędzy potworami.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości

cron